Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'słowacja' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Pogadajmy
    • Tematy narciarskie
    • Chcę Wam o tym powiedzieć
  • Sprzęt narciarski
    • Sprzęt narciarski
    • Dobór sprzętu
    • Tuning sprzętu
    • Testy sprzętu
    • Giełda sprzętu narciarskiego
  • Stacje narciarskie
    • Polska
    • Alpy
    • Słowacja, Czechy
    • Samochodem na narty
    • Warunki narciarskie - pogoda
    • Reszta świata
  • Technika jazdy na nartach
    • Race
    • Carving, funcarving
    • Freeride, freestyle
    • Poczatkujący na nartach
  • Wyjazdy na narty
    • Relacje z wyjazdów forumowiczów na narty
    • Wolne miejsce w samochodzie
    • Wspólne wyjazdy, odstapię kwaterę, szukam kwatery.
  • Sport
    • Zawody, wyniki, kalendarze, sylwetki ...
    • Zawody dla amatorów
  • Narciarstwo klasyczne, ski touring, ski alpinizm
    • Narciarstwo klasyczne, ski touring, ski alpinizm
  • Aktywne Lato
    • Rowery
    • Rolki
    • Wypoczynek w górach
    • Wypoczynek nad wodą
    • Bieganie
  • Nasze sprawy
    • Forum info
    • Tematy dot. skionline.pl
    • WZF skionline.pl
    • Konkursy
  • Stare forum
    • Ogólne
    • Sprzęt
    • Technika jazdy
    • Wyjazdy i ośrodki
    • Euro 2008
    • Lato 2008
    • Olimpiada Pekin 2008

Blogi

  • JC w podróży
  • Nogi bolo
  • Na białym i na zielonym
  • Zagronie, wspomnienia
  • Chrumcia tu i tam
  • >> z buta <<

Kalendarze

  • Kalendarz Forum
  • Alpejskie Mistrzostwa Świata
  • Alpejski Puchar Świata
  • Puchar Świata w Skokach
  • Puchar Świata w Biegach Narciarskich

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Imię


Miejscowość


Strona WWW


O mnie


Narty marka


Buty marka


Gogle


Styl jazdy


Poziom umiejętności


Dni na nartach

  1. Z albumu: Wielka Racza - wiosenne narty

    Wielka Racza - wiosenne narty 2018.03.11
  2. Czołem! Nie zdążyłem się jeszcze ładnie przywitać, dlatego nadrobię to w formie "obrazkowej" Tak w skrócie: na co dzień jestem geologiem (a przy okazji doktorantem na UW), a weekendowo/wieczorowo gram w kapeli metalowej, co jest świetnym pretekstem do pojeżdżenia po kraju i za granicą. Na nartach regularnie jeżdżę dosyć niedługo, bo 5 lat, swoje umiejętności w skali forumowej ocenię gdzieś pewnie w okolicach 6-7: generalnie radzę sobie we wszystkich warunkach, ale widzę jeszcze dużo rzeczy do poprawy i szlifowania. Ulubiony styl jazdy to albo długie skręty i duże prędkości, albo skok w bok na świeży puch. A teraz do rzeczy: ostatnie 7 dni spędziłem w Tatrach: 5 dni w Niżnych na Chopoku, dzień na Łomnicy i dwa dni na Kasprowym. Wyjechaliśmy z Warszawy z sobotę 10.02 gdzieś koło 8:00, tak żeby spokojnie wieczorem rozpakować się w Pavcinej Lehocie, a w niedzielę rano być zwartym i gotowym na szusowanie - mój pierwszy raz na Chopoku, więc chciałem go wykorzystać w stu procentach. I tutaj pierwszy zawód: zgodnie z prognozami pogody brak. To znaczy pogoda jakaś tam była, ale zdecydowanie nie taka, jaką tygryski lubią najbardziej. Nie mniej jednak w niedzielę 11.02 stawiliśmy się o 8 na parkingu w Biela Put aby zobaczyć o co z tym Chopokiem chodzi. I tak to się utrzymywało przez pierwsze cztery dni; raz więcej mleka, raz nieco mniej, ale generalnie na szczycie widoczność słaba lub bardzo słaba; z kolei w dolinach lepiej, choć - w zależności od kaprysu maszyny losującej - dosyć często albo sypał śnieg, albo wiał dosyć dokuczliwy (zwłaszcza na odkrytych krzesełkach) wiatr. Plus był na pewno taki, że górne trasy trzymały warunki przez cały dzień. Moją ulubienicą bardzo szybko stała się czarna 7ka, bardzo polubiłem się także z trasami 11, 32/31 i 33. Minus barowej pogody z kolei był taki, że niżej położone trasy gdzieś od okolic godziny 13 były do jeżdżenia zwyczajnie nieprzyjemne: dużo nierówności, odsypów i miejscami sporo lodu; dotyczyło to zarówno czerwonych jak i niebieskich tras. Ale dziwić się nie ma co, bo ludu było gęsto. Ciągiem trasy nr. 1 fajnie jeździło się w zasadzie tylko z samego rana; trasy nr. 3 i 6 nieczynne. Z tras "freerideowych" paradoksalnie najbardziej do gustu przypadł mi skrót z trasy 11a do trasy nr 5 przez lasek; na południu śnieg nieco zlodowaciały, przez co freeride zony mniej przyjemne (przynajmniej dla mnie) do jazdy. Minerałów w zasadzie nie stwierdzono, tylko przy samym wyjściu ze stacji na szczycie raz natknąłem się na kawałek czegoś węglopodobnego. Naprawdę przyjemnie zrobiło się dopiero ostatniego dnia naszego pobytu na Chopoku, czyli w czwartek 15.02.2018 - prawie cały dzień pełna lampa, warunki przecudne, choć jeździłem głównie na południu, bo północne stoki przeżywały oblężenie każdego swego zakamarka. No i to by było na tyle Chopokowania, o samym ośrodku mogę powiedzieć tyle, że ilość plusów jest równoważona przez ilość minusów. Przede wszystkim ilość ludzi, zwłaszcza w weekend, bywa zatrważająca. Przez to stoki, z rana wręcz perfekcyjne, po południu nie dają prawie żadnej przyjemności z jazdy, podobnie jak stanie w kolejkach skutecznie ją odbiera. Wrócić pewnie tu wrócę, ale raczej już nie w lutym. Tak, czy tak, prosto ze stoków Chopoka wyruszyliśmy do Tatrzańskiej Łomnicy. A tam o poranku zastał nas bardzo obiecujący widok: Niestety jeszcze zanim zdążyłem załadować się do gondolki jadącej na stację Start wszystko się zdążyło zepsuć, tak, że w drodze na Lomnicke Sedlo zaczynało być już nieco mlecznie. W takich to warunkach zdążyłem rozpoznawczo objechać w wszystkie wszystkie dostępne trasy, aż tu gdzieś koło 13 trafiło nam się krótkie okienko pogodowe i nieśmiało zaczęło wychodzić słońce. Stwierdziłem, że to odpowiedni moment na wybranie się na Francuzką Muldę, gdzie w trakcie zjazdu trafił się zabawny wypadek: mianowicie udało mi się wjechać w zaspę na nartach, a wyjechać na narcie. Brakującej do pary szukałem potem dobrych 5 minut, ale cały zjazd generalnie był bardzo przyjemny. Ratrakowana trasa z Sedla trzymała poziom do samego końca. Było twardo, ale nie lodowo, choć miejscami robiły się drobne muldy, więc nie można się było w pełni bezpiecznie rozbujać. Cucoriedki, General i Esicka po południu nadal dosyć równe, choć pojawiły się nieduże muldy i sporo lodu. Na Cucoriedkach Zapad, na dolnym odcinku, przez cały dzień można było spróbować swoich sił w slalomie. Tyle z Łomnicy, dzień generalnie pozytywny, choć nie licząc zjazdu Francuzką Muldą zabrakło mi jakiegoś efektu wow. Nie wiem czy to pogoda, czy coś innego, ale odczuwam pewien niedosyt. Na plus na pewno niewielkie kolejki do wyciągów i możliwość naprawdę długiego zjazdu do stacji początkowej. I na koniec dwa, totalnie odmienne dni na Kasprowym Wierchu. W sobotę przez cały dzień słońce, w niedzielę biało, gęsto i nieprzejrzyście. Sobotni zjazd Gąsienicową, tuż po jej otwarciu, to jest najlepsze co mnie w trakcie tych wakacji spotkało, petarda totalna. Zresztą w ogóle samo położenie i widoki roztaczające się z tras zjazdowych na Kasprowym IMO deklasują Słowackich sąsiadów. W tej części Europy konkurentów sobie nie przypominam. Potem udałem się na Beskid, podejścia do freeride'u chyba nie są dla mnie, bo o mało nie wyplułem płuc (trzeba w końcu rzucić palenie -.-), ale w nagrodę zaliczyłem kolejny cudowny zjazd po idealnym wręcz puchu (w nocy przed naszym przyjazdem do Zakopanego sypał śnieg). Po kilku następnych zjazdach Gąsienicową przenieśliśmy się na Goryczkową, która do samego zamknięcia trzymała świetny poziom, lodu nie uświadczono nawet w rynnie. Co ciekawe w ciągu dwóch weekendowych dni tylko raz udało mi się stać 5 min w kolejce do wyciągu w Goryczkowej, pozostałe wjazdy na bieżąco. W niedzielę do 13 jeździło się w chmurze. Przed południem zaliczyłem dwa zjazdy Gąsienicową, ale szybko sobie podarowałem, bo na goglach momentalnie osadzał się szron, przez co prawie że zerowa widoczność stawało się faktycznie zerowa. W ogóle zatrzymanie się pośrodku kotła w takich warunkach to ciekawe doświadczenie: wokół głucho, biało, a ty nie wiesz gdzie jesteś. Po 13 pogoda się polepszyła, gogli już nie mroziło, a nieco poniżej grani pojawiła się pełna widoczność. I tak oto minęły nam ostatnie dwa dni nartowania, czas wrócić do szarej rzeczywistości Ahh i tak przy okazji, gorąco polecam Kwaterę Główną, zakochałem się w oczach jednej z ich kelnerek ! I to by było na tyle, miłego!
  3. Dzisiaj nasza inauguracja sezonu. Miało być mini okienko pogodowe, no i.. prawie było, tyle że trochę fukało. To znaczy, hmm, trochę jak na Chopok.. Na niektórych zdjęciach nawet to fukanie widać. Jeździliśmy od 12, po południu wiatr zaczął trochę słabnąć. A więc cóż pisać, w grudniu takie warunki to tylko starzy górale .. Na Sewerze nudy, czyli klony jedynki a,b,c.. ewentualnie objazdówki. Tutaj poza trasy się nie wypuszczałem, bo strasznie rozjeżdżone, a świeży wywiany. iasto. Co inneg Co innego na Juhu... Nie powiem jakie tam warunki na trasach, ale żonka raz zjeżdżała i więcej już nie chciała. Z tego co z daleka widziałem, i co ludzie w gondoli opowiadali to muldiasto. Co innego poza trasą. Miejscami nawiane równusieńko, jazda jak po stole. Miejscami nawiane takie ząbki czy mini uskoki śnieżne, nie wiem jak to się fachowo nazywa. No i uwaga na kamienie, trzeba być czujnym. Poniżej Kosodrzewiny się nie zapuszczałem. A tak dzisiaj w południe wyglądała kolejka do Funitela.
  4. Paweł wybrał się do Vratnej na Słowacji. Spisał wrażenia z wyjazdu i przygotował wiele ciekawych zdjęć. Galeria z Vratnej Galeria z Małej Fatry
  5. Witam, Wybieram się z dziewczyną na tygodniowy wypad na Chopok (nocleg w Demianowska Dolina), w terminie jw. Z Warszawy zamierzamy wyjechać koło 9, dalej jedziemy całą drogę siódemką, natomiast ze Słowacji planujemy wyruszyć ok. 11. Jedziemy sedanem Subaru Legacy, więc mamy 3 wolne miejsca, ale komfortowe 2. W razie czego można rezerwować przez bla bla https://www.blablacar.pl/trip-warszawa-liptovsky-mikulas-955268388 Zapraszamy do wspólnej podróży:) Pozdrawiam, Jacek.
  6. Miałem kończyć sezon (ten przywyciągowy) na Kasprowym Wierchu, ale ze względu na zakup Sprytnego Karnetu, bardziej opłacało mi się pojechać kawałek dalej do Tatrzańskiej Łomnicy. Przy okazji okazało się, że słowacka stacja działała dłużej, co tym bardziej mi pasowało... Pobudka znów o świcie, gdzieś tam po 4 rano. Powolne gramolenie i przy okazji spojrzenie na kamerki - jest pięknie! Cała trasa powyżej chmur w pełnym słońcu! Wygląda obiecująco, ale padający deszcz koło domu trochę niepokoi. Jednak decyzja o wyjeździe już podjęta! Pozostaje tylko zdecydować jakie narty zabrać. Miałem wziąć "łopaty",ale nocny przymrozek mnie zmylił i wziąłem bardziej uniwersalne K2 Rictor. Obieram trasę przez Jabłonkę, bo mam nadzieję uniknąć korków. Decyzja trafna! Droga w stronę Korbielowa pusta, bo ludzie jadą tłumnie do pracy w przeciwnym kierunku: do Bielska-Białej. Na Słowacji święto, więc w ogóle nie ma samochodów. Dopiero koło Nowego Targu większy ruch, ale już za Białką Tatrzańską znów pusto. Niestety nawet na Podhalu intensywne opady deszczu, do tego chmury wydawały się być wysoko. Jednak po przekroczeniu granicy, tak może 10 km. dalej, mogę już założyć przyciemniane okulary... Ale widok w samej Tatrzańskiej Łomnicy nie nastraja optymizmem. "Dziod" wisi nad górą i raczej wiele słońca nie zobaczę. Ale teraz to już nie ma co płakać nad rozlanym, będzie dobrze! Nie wspominałem, że dzień wcześniej wykupiłem wyjazd na Łomnicki Szczyt, bo prognozy na popołudnie były obiecujące... Na parkingu już ok 20, może 30 samochodów. Gramoli się paru narciarzy. To znak, że będzie można pojeździć! Miałem obawy, bo w mailu napisali, że będzie komunikat o... ósmej rano! Gdybym tyle czekał w domu, to by mi pół dnia uciekło. Ale jestem, jest sporo narciarzy, więc będą szusy. Pozostało udać się po "Mistenke", czy coś takiego (potrzebne do wjazdu na Łomnicki Szczyt) i już mogę się gramolić do góry. Jedna gondolka, druga gondolka - przy okazji robię różne ujęcia filmowe - i jestem przy Skalnym Plesie. Niestety tutaj mgła, choć przez chwile wydawało się, że wyjadę powyżej chmur. Nic z tego! Do tego już widzę, że trza było brać "Armaty".Miękko wszędzie, bardzo miękko! No cóż, ostatecznie Rictory też dobrze jadą w takich warunkach. Ruszam pod krzesełko i do góry. Tutaj jest ponad 400 m przewyższenia, to może jeszcze wyjadę ponad chmury. Marzenia ściętej głowy! Owszem, rozjaśniało się, coś jakby smaliło, ale nawet na górze ciągle gęsta mgła. Widoczność jakieś dwie muldy do przodu. Tak , trasa nie była ratrakowana i to dawno. Ale to już widziałem na kamerkach. Ruszam tempem emeryta i dość asekuracyjnie. Już przy starcie baner z ostrzeżeniem o wystającej skale. Trzeba być czujnym, bo faktycznie najechanie nartą na coś takiego mogłoby się źle skończyć. Przynajmniej dla sprzętu. Dale już lepiej, ale moje tempo marne. Nawet jakaś starsza babcia była szybsza... Jakoś nie mogę się przestawić na te Rictory. Tak przez pierwsze 3 zjazdy. Później jakby coś pękło i teraz to ja zaczynam gonić, że tak powiem. Przy okazji wyjeżdżam mocniej po za trasę, bo śnieg taki sam, ale równiej i fajniej. Słowacy w większości dziś na narach "pod butem 100+". Jakoś mnie to nie dziwi, ale na Rictory nie narzekam. Tylko ta mgła... Do tego jest mi bardzo ciepło, choć jest w okolicach zera stopni, muszę się porozbierać. Ale tak po godzinie nagle widoczność się poprawia. Chmury odsłaniają nieco trasy i jazda staje się przyjemniejsza. Teraz to pojeździłem i zasłużyłem na nagrodę. Czas zrobić tradycyjną przerwę na browara. Chwile później czekam już na wyjazd na Łomnicki Szczyt. Skoro tu się przejaśniło, to może i tam u góry? Czekam niecierpliwie na wyjazd, choć coś mi się tu nie zgadza. Ach tak, trwa remont dolnego peronu. Najpierw pan z obsługi uważnie sprawdza "Mistenki", a następnie wprowadza nas do wagoniku "wyjściem". Ale to drobny szczegół. No tor ruszamy! Wagonik wjeżdża w chmurę i niecierpliwie czekam na zobaczenie promieni słonecznych. Czekam, czekam i się nie doczekam. Niestety, to moje trzecie podejście i znowu się nie udało. Na górze mgła bez perspektywy na jakieś przejaśnienie. Pozostaje sobie pospacerować, bo przecież nie będę siedział w barze. Coś tam widać, to może jakieś ujęcia wyjdą. Dodam, że przy pierwszej próbie zerwał się wiatr i przestali wywozić ludzi. Przy drugiej była mgła, ale chwilami szczyty się odsłaniały. Tym razem "Dziod" na nic nie pozwolił. Prognozy się nie sprawdziły. Kiedy tak stoję na tarasie i sobie rozmyślam jak daleko bym "poleciał", z mgły wyłaniają się mocno oszpejowani wspinacze. Przeszli przez barierki, sprzęt rzucili przy wejściu i udali się do baru... Ja robię jeszcze sporo zdjęć i ujęć filmowych. Spaceruję tam i z powrotem, szukając jakiś szczegółów. Co ciekawe, wielu wyjeżdżających ogranicz się do wyjścia przed sam bar. Chyba nie wiedzą, że balkon dookoła domu prowadzi na krótką ścieżkę z atrakcjami. Oczywiście we mgle wiele nie zobaczą, ale jednak jest to jakaś atrakcja. Choćby stanąć na słynnym tarasie. Po za tym, zawsze może się zdarzyć, że na chwilę chmury się rozejdą... Niestety góra chyba mnie nie lubi i tym razem ani na chwilę widoków nie było. Moja tura została wezwana do wagoniku i czas wracać. Chociaż podczas zjazdu były widoki. Postanowiłem jeszcze przespacerować się nad jeziorko. Nigdy tam nie byłem, a to tylko kilka kroków. Warto było. Później jeszcze mały posiłek i trzeba było powrócić do harówki, choć czasu wiele nie pozostało. Za to pogoda na sam koniec zrobiła się piękna. Przynajmniej tu przy trasie. Szczyt był nadal zasłonięty, choć teraz już na pewno coś bym zobaczył. Czyli prognozy się sprawdziły, ale z małym poślizgiem. Może następnym razem... do czterech razy sztuka? Dwa zjazdy no i przyszła 15.30. Czas się zwijać, bo mi jeszcze gondole wyłączą, a nie wyobrażam zejść stamtąd z buta narciarskiego... Biela Put mogłem przejść, ale tu to chyba by pół dnia zajęło. Przy okazji zwróciłem uwagę, że obsługa zbiera zabawki przy trasie. Tak, to był ostatni dzień działania stacji. Pora wracać. W sumie zadowolony jadę na dół. Ostatni dzień przywyciągowy w bliższej/dalszej okolicy został zakończony. Zdecydowanie na plus, choć pogoda popsuła nieco zabawę. Sezon zakończyłem, choć kto wie czy mnie "ktoś" na skitoury nie wyciągnie... Przywyciągowo sezon rozpoczęty 11 listopada, a zakończony 8 maja - nieźle! Podobno sezon u nas trwa krótko... Pozdrawiam, Johnny
  7. Jest czwarta rano. Na polu jeszcze ciemno, a tu zaczyna naparzać budzik. Budzę się i zastanawiam po jaką cholerę ustawiłem to ustrojstwo!? Chwilę później "system" zastartował i wyświetlił się komunikat: "chłopok na Chopok, chłopok na Chopok!". Pierwsza myśl: "już wiem czemu nie chciałem tej sezonówki!" Ale słowo się rzekło i trzeba ruszyć cztery litery. Dodatkowo nastój mi się "poprawia", kiedy noszę graty do auta - zaczyna padać deszcz i mocno wieje. Guzdrałem się dość długo. Wyjechałem dopiero 5.50. Po drodze jeszcze tankowanie i już pędzę fullwypasówką. Deszcz jest coraz mocniejszy. Pocieszam się myślą, że u góry będzie sypać... Ruch na polskich drogach spory. Trzeba się napracować żeby utrzymać dobre tempo jazdy. Przejeżdżam granicę i trafiam jakby do innego świata! Tutaj totalnie pusto. Przy okazji pocieszające jest, ze sporo najgorszych odcinków drogi wyremontowano. No i te serpentyny. Wszędzie czytałem o jakimś armagedonie u Słowaków, ale to może było przez parę godzin i już jest nieaktualne. Droga czarna na całym odcinku! Ale pewnie temu jechałem tamtędy totalnie sam... Przejazd poszedł sprawnie. Dopiero za autostradą kumulacja konserw i już trzeba się dostosować. Cały przejazd zajmuje mi 2.10. Jasiek miał rację - z B-B da się dojechać w dwie godziny. Parking na Biela Put pełny. Trzeba jechać na ten dolny. Trudno, trzeba będzie pokonać parę schodów. Bardziej martwi opad deszczu. No cóż, wiedziałem mniej więcej na co się piszę... Ruszam pod krzesełko, gdzie od razu dostrzegam Christofa. Chwilę później kontaktuję się z Torresem i ten nas odnajduję. Ruszamy najpierw przetestować północ. Niestety u góry dość gęsta mgła i silny wiatr, ale temperatura na minusie. Niżej, tak od Lukovej, cieplej i miękko. Śniegu mnóstwo! Niestety puchu wiele nie zobaczyłem. Część wywiało, resztę rozjeździli. Nic to, ruszamy na stronę południową. Tutaj pułap mgły jakby wyższy i dość szybko wjeżdżamy w strefę dobrej widoczności. Warunki podobne jak na północy. Niestety nie ma zjazdu do Krupovej. Przynajmniej oficjalnie. Gość z obsługi odradzał, bo pod lekką przykrywką mnóstwo kamieni. Rezygnujemy. Pokręciliśmy się tam trochę, zebrali do kupy z Torresem, jego żonką i Piotrem, a następnie zaliczyliśmy tradycyjny browar na Kosodrevinie. Pogoda tego dnia była bardzo zmienna. Chwilami mgła schodziła dość nisko, ale zdarzały się chwile ze słońcem. Czasem coś tam padało, innym razem prawdziwa śnieżna zawierucha, żeby ponownie się przejaśniło i zaświeciło słoneczko. Taki urok tej góry. Torres z ekipą pośmigali do ok. 13, my z Krzyśkiem jeździliśmy do zamknięcia. Ostatnie przejście przez bramki 15.27 Warunki śniegowe super* , to też nie chciało się kończyć. Ale Słowacy pozbierali zabawki i pozostało nam zjechać do samochodów. Wypompowałem się nieźle. Dzień bardzo udany i nie żałuję wczesnej pobudki, choć w drodze powrotnej zaczęły mi się kleić oczy... Zmęczenie i brak snu wyraźnie odczułem. Dzięki wszystkim za miłe towarzystwo i super zabawę! Do zobaczenia na majówce! Na koniec filmik... taki specjalny... Pozdrawiam, Johnny
  8. Wreszcie odkrywam prawdziwe (właściwe) skitoury. Czekałem,czekałem i się doczekałem. Termin naszej penetracji Wysokich Tatr 09-12 marca. Skład rozszerzył nam się do 8 osób. Niestety ze Skionline nikt się nie dołączył (może miałbym wtedy łatwiej). A tak byłem ja i 7 kozaków (w zasadzie 6 kozaków i jedna kozaczka). Grupa wrocławska: Kamil, MarioJ, Wujot i ja; grupa małopolska: MajorSki i znani z licznych relacji Tomka, jego przyjaciele z KW Lidka, Sławek i Piotr. Po drodze okazuje się, że Tomek z Piotrem dotrą dzień później (obowiązki służbowe). Docieramy do Starego Smokowca bez problemów przed 10. Po drodze zmieniamy się za kółkiem (jedynie Wiesiek zwolniony z obowiązków, dopiero co wrócił z Alp). Na dodatek drażnił mnie fotami z freeridu (bardzo udanego niestety). Parkujemy przy Grand Hotelu, szybka przebiórka, przepakowanie plecaków, a ja dodatkowo wzbogacony o gadżety przez Kamila. Dostaje detektor lawinowy, łopatę, sondę, raki koszykowe (chyba) i solidną dziabę. Okazuje się, że nie mieszczę się do plecaka, mam za dużo elektroniki (na górze i tak brak internetu) i ładuję się do dwóch plecaków. foto. MarioJ Dla zaoszczędzenia czasu (i moich możliwości) wciągamy się za 8 euro (od łba) szynową lanowką (przypominającą kolejkę na Gubałówkę) i po chwili docieramy na Hrebienok 1285m foto. MarioJ Dalej idziemy czerwonym szlakiem w stronę naszej bazy wypadowej czyli Chata Zamkovskeho (wys. 1475m) Wreszcie docieramy do bazy...obok nas wchodzi dziwny gość - tragarz-noszowy Schronisko malutkie, ale przytulne, mi osobiście pasuje. W chacie prąd jest z agregatu. Wszystko (napoje, piwo, jedzenie) wnoszone jest ze Smokowca na plecach tragarzy, byłem w lekkim szoku. Tak są zaopatrywane wszystkie okoliczne schroniska (nawet te położone powyżej 2000m). Kolejne krótkie przepakowanie i idziemy dalej w stronę Chaty Teryho (wys. 2015 m) Ponownie siłacz na trasie Temu było mało to przysiady ćwiczy... Do Tery'go idziemy Doliną Małej Zimnej Wody (Studena Dolina). Wzdłuż naszej drogi wije się Maly Studeny Potok... Docieramy w końcu do bardziej stromego odcinka prowadzącego w pobliże Żółtej Ściany (Zlta Stena 2182 m), to ta po lewej, częściowo we mgle, wreszcie pierwszy raz w życiu korzystam z harszli i na zakosach próbuje poprawnych zwrotów (ze słabym skutkiem) Kolejny stromy odcinek I wreszcie docieramy do Chaty Teryho Odpoczynek, jakiś posiłek, spotykamy Lidkę i Sławka. Ja już wykończony (zwłaszcza mój kręgosłup). Kozaki jednak chcą iść dalej. Chyba plan był na Baranią Przełęcz (ale nie jestem pewny). Koło Chaty Teryho idziemy przez Dolinę Pięciu Stawów Spiskich. O tej porze trudno je dostrzec, ale wiemy, że na wypłaszczeniach po nich idziemy. Na pewno szliśmy po Pośrednim i Wielkim Stawie. Jest jednak późno, wyższe partie gór spowija mgła i po krótkiej naradzie postanawiamy zawrócić. Warunki cały czas dość trudne, twardo i lodowo. Podczas odwrotu do pokonania mamy trudniejszy fragment, trawersując w okolicy nawisu śnieżnego, posuwamy się pojedynczo co kilkanaście metrów... Od dołu poprawia się widoczność. Teraz widać Kotlinę Pięciu Stawów Spiskich, Chatę Terje'go, a po prawej Prostredny Hrot (Pośrednia Grań 2441 m). Za ganią po drugiej stronie, jeśli się nie mylę wspaniały zjazdowy żleb. Wydaje mi się, że wspominał o nim Tomek (chyba najdłuższy w Tatrach). Mogłem coś poplątać i pewnie Tomek to skoryguje. Wreszcie to na co czekałem cały ciężki dzień, zjazd do bazy, a po drodze piękne widoki... na Dolinę Studena Żółta Ściana, tym razem z innej perspektywy Super zjazd, choć było twardo Jeszcze raz widok na wymienione wcześniej góry, które tym razem ukazały się nam w pięknej krasie... Wyczerpany, ale szczęśliwy docieram do "naszej chaty". Jeszcze pyszna obiado-kolacja i w końcu brzuchem do góry na swoim koju. Jedyny problem to mój kręgosłup i telefon który został w samochodzie. I muszę po niego wrócić. Dziś nie dałem rady. A pisząc ten felietonik czuję jak znowu bolą mnie plecy
  9. Ostatnio tak mam, że czas na nartowanie był ograniczony. Niestety po polskiej stronie granicy nic już nie działało, więc trzeba było ruszyć dalej. Tylko gdzie? Uznałem, że najbliżej mam na Rohacze i w przeciwieństwie do Chopoka są tu w miarę przyzwoite opcje karnetowe od 2 do 4 godzin. W miarę, bo jak na wiosnę to mimo wszystko drogo! Ale bardzo lubię to miejsce i dawno tam nie byłem. Wyjazd z B-B o 10.20 i strzała! Niestety w niedzielę sporo ślimoków po drodze - niektórzy rozwijali Pierwszą Prędkość "Wiośniczą", czyli 30 km/h! Trzeba mieć cierpliwość... Na szczęście jakoś daje się ich hurtem wyminąć i dalej idzie sprawnie. Słowacja to inny kraj. Samochodów jakby 5 razy mniej, a w końcowej drodze do Zuberca i Rohaczy to już w ogóle szosa cała dla mnie. Przy samej końcówce widać ślady po opadach. Nawet spore! Na parkingu jeszcze leży nieco białego. No i ten widok... jak ja to kocham! Szybkie przebieranie i do kasy. Na miejsce dotarłem punkt 12.00, więc decyduję się na karnet 4-godzinny za 21 ojro! Trochę drogo... Tyle co na Kasprowym! Ale miałem jeszcze trochę waluty z zeszłego sezonu, więc tak nie bolało. Na parkingu samochodów dość spora, ale na stoku tego nie widać. Tak po pierwszej godzinie w ogóle zrobiło się pusto. Temperatura na poziomie od 8 st na górze, do ponad 10 przy dolnej stacji. W słońcu można był się stopić! Myślałem, że czeka mnie jazda w stroju letnim, ale jak zaszło słońce, szybko o ty,m zapomniałem... Śniegu dość, ale na płaskich odcinkach mocno łapało narty. Jedynie na tuż przed ścianką co nieco wytopiło. Bardzo dużo osób wspinało się na Salatyna! Ponieważ wcześniej Aklim ostrzegał o lawinowej trójce, zrezygnowałem z ewentualnego zabrania tourów, ale kusiło... Jednak dopóki nie mam skompletowanego odpowiedniego sprzętu, z takich atrakcji rezygnuję. Skupiłem się na jeździe przy wyciągowej. Konkretne szybkie krzesło i fajne dwie trasy, albo opcję, były super! i do tego niemal tylko dla mnie! Oto wiosna na nartach. Na koniec taka uwaga: nie warto spieszyć się na ostatnie krzesło! Czemu? Bo nie odzyskacie kaucji za karnet! Punkt 16.00 zamykają kasę i do widzenia! Trzy ojro ulokowane do nie wiem kiedy. Jak za komuny... Niestety, obecnie coś mnie katar zebrał i chyba święta spędzę w domu. Choć i tak już wiem, że nie pojadę na dwa dni na Chopok ze względu na wizytę rodziny... nie narciarskiej... Na koniec filmik,tak sobie... Pozdrawiam, Johnny.
  10. Po wczorajszej wizycie po drodze w Tatrzańskiej Łomnicy, dzisiaj od rana Chopok. Niby miało być troszkę chłodniej niż w sobotę, ale po niezbyt fajnym doświadczeniu z Łomnicą i relacji z Chopoka od osób mieszkających pokój obok miałem sporo obaw co do warunków i przyjemności z jazdy. Jak okazało się zupełnie niesłusznych. Dziś na Chopoku było przeważnie super. Co prawda niebieska na Lucky, Czerwona 11 Fis na Zahradky i 1 od Priehyby na Zahradky była w miarę twarda i zmrożona może max. do 10, bo potem miękko, muldy i sniego-ciapa, to wszystkie trasy powyżej to dosłownie miód, no prawie, bo jednak było trochę lodu, pod warstewką śniegu, ale to i tak lepsze niż ciapa i muldy. Piękne, twarde przez cały dzień były czerwone 11a Pekna Vyhliadka, 1a i 1b ze szczytu do Priehyby, czyli wzdłuż całej trasy Funitela. Do tego w świetnym stanie była czerwona 2 i cała trasa na Otupne. A na poludniu, twarda czarna 33a, czerwona 33, która dopiero na ostatnim fragmencie przed dolną stacją gondolki zrobiła się miękka, ciapowata i zamuldzona. Czerwona 31 super, ale na ściance przed Srdieckiem miękka, zmuldzona i niestety sporo kamieni na tej ściance było. A na dół wzdłuż orczyka czerwona 31a idealna. Muszę wspomnieć, że Bartek pierwszy raz dzisiaj jeździł na czarnych trasach, a 7 z Lukovej tak mu się spodobała, że jechaliśmy nią ze 4 razy. Narciarski świr mi rośnie. W sumie dzisiaj zrobiliśmy 58km, a w pionie ponad 8100m. A on chciał jeszcze I na koniec jak zwykle trochę fotek.
  11. Dzisiaj po drodze na Chopok zawitalismy z Bartkiem do Tatrzańskiej Łomnicy, bo w sumie najbliżej i dojazd najszybszy, żeby przed dotarciem na kwaterkę trochę pojeździć. Na miejscu byliśmy ok. 10:30, parkingi pełne, ale na stokach mało osób, a do wyciągów nie było w ogóle kolejek, no może poza wyciągiem na czarną ze Skalnatego Plesa. Do tego nie działa już 8-os. krzesło i trasy wzdłuż niego, bo zostały wytopione. Reszta tras i wyciągów jest czynna, ale ile jeszcze to ciężko powiedzieć, bo w wielu miejscach na trasach widać już prześwity do gołej ziemii i grubość pokrywy jest gdzieniegdzie symboliczna. Dziś zaczęliśmy jazdę przed 11 i wszystko już było totalnie miękkie, a czerwone trasy ze Skalnatego Plesa miękkie, z muldami i dużymi odsypami. Zresztą co się dziwić kiedy to południowe stoki, temp. 9'c i mocne słońce. Tak że jazda raczej mało przyjemna, no ale co zrobić. Jeździliśmy prawie do 15 i tak naprawdę czy o 11 czy o 15 warunki były tak samo słabe. I na koniec kilka zdjęć z dzisiejszego wypadu:
  12. Skorzystałem z okazji by poznać po raz pierwszy Rohacze - ośrodek narciarski w Tatrach Zachodnich na Słowacji. Z Sosnowca Skibusem wyjazd w sobotę rano o 5.30 przez Korbielów i Namestowo po 9 rano byliśmy na parkingu ośrodka. Pogoda - pochmurno z przejaśnieniami, przelotne opady śniegu zanikające, temperatura na dole od -3 rano do -1 w południe a na górze od -8 do -5 prawie bezwietrznie. Warunki - trasy z kilkucentymetrowym opadem świeżego puchu na zmrożonym betonie lub lodzie - tu nie mam pewności może to wina trochę przytępionych już nart które przy zwrotach odrobinę mi uciekały. Ośrodek osłonięty górami i lasem z bardzo szybką sześcioosobową kanapą gdzie przeważnie ustawiała się kilkuminutowa kolejka i drugim czteroosobowym starym wolnym i raczej pustym krzesłem oraz trzema talerzykami. Trasy niebieska, czerwona i krótka czarna, kilka łączników. Na czerwonej raczej tłoczno ale górny odcinek przyjemny równy dopiero niżej na ściankach duże odsypy i tony cukru na metrze kwadratowym utrudniają jazdę. Niebieska przyjemna szeroka równa. Przed ostatnią najgorszą ścianką łączy się z czerwoną. Ogólnie wyjazd poznawczy udany z powodu pogody i warunków , tłok na trasach w sobotę trochę zniechęca do kolejnych odwiedzin w weekendy może w tygodniu są tam luzy. No i to ukształtowanie tras takie dziwne - kawałek niebieska potem czerwona albo odwrotnie. Koniec jazdy przed szesnastą dwa upadki i stłuczony kciuk, powrót i po dwudziestej w domu. Góra Żar widoczna z dwupasmówki z okolic Żywca i jakiś stok gdzieś na Słowacji Nasz Skibus ze Śląska i widok z parkingu na ośrodek Rohace Kolejka do kolejki linowej na kilka minut za to szybko bo w 6 minut wjeżdża się na górę Różne odcinki tras Fragmenty niebieskiej z opcją jazdy poza trasami A to początek trudniejszego odcinka czerwonej Widok na czarny odcinek, dolną stację czteroosobowej kanapy, orczyk no i ta panorama Filmik z czarnego odcinka
  13. Ten weekend był wyjątkowo intensywny, ale tak musiało być.Sobota stała pod znakiem roweru i pierwszej setki w tym roku, niedziela to kolejna i wyjątkowa wyprawa na narty. Sekcja skitourowa z Andrychowa wielokrotnie mnie zachęcała do przyłączenia się i kusiła kolejnymi fotkami ze swoich wypraw, ale ja jestem trochę uwiązany czasowo i łatwo nie było. Jednak tym razem się udało.Jeszcze nie wiedziałem tak naprawdę jaka niesamowita przygoda mnie czeka. Początek przypominał moje wcześniejsze samotne wyprawy, ale im dalej się dzień rozwijał, tym było ciekawiej, pod koniec bywało nawet niepokojąco. Pobudka 3 rano. Temperatura koło domu na lekkim plusie. Skoro tak, pewnie będzie ciepło i nie zabrałem zbyt wielu rzeczy. Spakowany byłem w większości dzień wcześniej , żeby nie zmarudzić rankiem, ale ostatecznie skompletowałem ekwipunek pod spodziewaną pogodę rankiem. Szybko się zebrałem i pognałem na miejsce spotkania w Jeleśni. Byliśmy umówieni ok 4.30 i tak też wyszło. Dalej jedziemy już razem jednym samochodem w trzy osoby: ja, Aklim i Rafał - można powiedzieć nasz przewodnik. Celem jest Masyw Wielkiej Fatry na Słowacji. Warunki na drodze dość dobre, to też sprawnie docieramy na miejsce, ale za pierwszym razem mylimy punkt startu. Miał być szlak żółty, a jest czerwony... Jednak Rafał szybko rozwiązuję zagadkę i szybko trafiamy we właściwe miejsce startu. Spodziewałem się, że tu będzie nie chłodniej niż jakieś - 5 st., ale to było mocno optymistyczne założenie. Nad ranem było -14... Oczywiście to nie żaden kataklizm, ale trochę byliśmy zaskoczeni. Gramoling, sprawdzenie sprzętu i ruszamy do góry. Początek to taka tam ścieżka w wąwozie, ale o fajnym spokojnym nachyleniu. Tylko śniegu tutaj jakby mało. Teraz nikt nie będzie zaprzątał sobie tym głowy. Raczej myślami już jesteśmy gdzieś tam powyżej 1000 m.n.p.m. Oczywiście od samego początku uwieczniamy każdy ciekawszy etap podróży. Zwłaszcza, że pogoda zapowiada się fantastycznie, choć słońce dopiero nieśmiało opiera się na czubkach najwyższych szczytów. Jestem tu po raz pierwszy w życiu, ale od razu mi się podoba. Widoki dość mocno przypominają te alpejskie, choć to nawet nie Tatry. Piękna dolinka otoczona dość szpiczastymi szczytami. Oczywiście im wyżej, tym ciekawsze widoki. Najbardziej zaskakują wielkie niezarośnięte polany. Niby góry podobne do Beskidów, ale już tak od 1000 m wzwyż gołe. Bardzo przyjemny widok, kiedy pomyślałem o zjeździe na dół. Kiedy słońce zaczyna mocniej operować, trzeba zacząć się rozbierać. Ciepła kurtka powędrowała do plecaka już po kilkuset metrach marszu. Niedługo po tym idę już tylko w samej koszulce i mimo wszystko pot na czole się pojawia. Szkoda, że nie mieliśmy krótkich spodenek. Póki nie ma wiatru, można by zrobić pokaz... Jedno co mocno uderza, to cisza w tych górach. Chodzi nie tylko o brak doznań skutków bezpośredniego sąsiedztwa cywilizacji, ale kompletne zero ludzi! Przez godzinę marszu nie spotkaliśmy nikogo! Może nawet dłużej. Niewątpliwie tam można wypocząć, nawet w marszu. Ale oczywiście znaleźliśmy sobie miejscówkę na chwilę regeneracji i mały popas. Tylko trochę dużo tam śniegu było... Będzie widać na filmiku, na końcu relacji. Pojedliśmy, nieco ochłonęliśmy, więc czas ruszać dalej. Na przełęczy pojawił się lekki wiatr, więc trzeba się ruszać, bo szybko wychładza. Ale to nie problem, wystarczy założyć drugą warstwę, resztę zrobi marsz do góry. Do celu podróży, a właściwie pierwszej części, pozostało już przysłowiowe kilka kroków. Dokładnie to szczyt o nazwie Ploska. Po ok. 2.30 marszu osiągamy wspomniany szczyt. Dopiero tu spotykamy pierwszych ludzi. Robimy sobie fotki, ujęcia do filmików i debatujemy nad dalszym planem. Właściwie to nasz przewodnik Rafał składa kolejne propozycję co dalej. Powiem szczerze, że spodziewałem się ze dwa razy dłuższego marszu i jednego zjazdu. Tak to zazwyczaj wygląda u mnie. Jednak marsz był krótszy i teraz czas na zjazd i kolejne podejście. Na początek kierujemy się mniej więcej w stronę południową. Jest tam ogromna polana, praktycznie bez jednego drzewa. Jest też żleb, ale nie decydujemy się nim jechać. Niestety początek zjazdu lodowy i nierówny, ale po kilkuset metrach trafiamy na większą ilość miękkiego śniegu, a dalej pięknego, nietkniętego puchu. Pięknie! Niestety nachylenie szybko maleje i nie możemy nabrać właściwej prędkości. Skoro tak, to zakładamy foki i zaczynamy ponowną wspinaczkę. Początkowo mieliśmy wejść z powrotem na Ploska, ale po drodze zrodził się plan, żeby ominąć szczyt i ruszyć od razu do Schroniska po Borisovom. Uznaliśmy, że może szkoda czasu i sił na wspin i krótki zjazd. Szybciej będzie trawersować. Tak przynajmniej nam się wydawało... Pokonujemy kolejne żleby i granie,a tu schronisko coś bardzo wolno się przybliża. Do tego miejscami trudno się poruszać, bo raz trochę oblodzeń, a innym razem drzewa i inne przeszkody. Trawers mocno mnie wypompował. Szliśmy chyba dobrą godzinę. Ale nasza wytrwałość została nagrodzona i w końcu docieramy do szlaku, a wkrótce do schroniska. Przy okazji krótkiego zjazdu odpięła mi się foka na jednej narcie, ale tak do połowy. Ponieważ miałem "odpięte" wiązania do marszu, nie miałem szans zapanować nad jedną nartą i gleba. No szlag, wreszcie trochę luźnego zjazdu na krechę, to musiałem wytracić rozpęd... Gorzej, że do foki przykleił się śnieg i ta trzymała się bardziej na słowo honoru. Schronisko było już na wyciągnięcie ręki, więc to nie problem. Ostatnia górka i wreszcie można spocząć. Oczywiście to dobry moment, żeby napić się złocistego trunku. Malutkie schronisko, klimatyczne, jak te starsze u nas. Obok nas siedziała grupka Słowaków i nagle jedna pani zaczęła śpiewać: "hej Sokoły, omijajcie góry, pola, lasy, doły..." Patrzymy tak lekko zaskoczeni, bo bardzo ładnie jej szło.Rafał się podłączył, po czym zaśpiewał coś po słowacku. Chwila pogawędki i chłopaki zaczynają się zbierać. Będą się wspinać na Borisovom. Ze względu na strome podejście, trzeba dymać z buta, a ja nie mam nawet tych skitourowych. Dlatego też rezygnuję, choć przyznam też, że wcześniej zmiażdżył mnie ten trawers. Postanawiam trochę odpocząć i sączyć trunek. Tym bardziej, że słoneczko pięknie operuję. Będę czuwał w bazie i przypilnuję sprzęt. Andrzej z Rafałem ruszają, a ja się opalam i robię sobie fotki. Niestety słoneczko się schowało za choinki, ale chłopaki dość szybko obrócili. Pozostało dopić trunek, spakować się i ponownie ruszamy na Ploska. Niestety, podejście od tej strony nie jest tak sielankowe, jak w pierwszej turze. Jest zbyt stromo żeby iść wprost pod górę, więc trzeba "halsować", czy raczej trawersować. Chłopaki cisną po szlaku, ja idę śladami czyimiś śladami, bardziej w bok. Szlak jest zlodowaciały, natomiast tu jest trochę nawianego puchu. Cisnę ostro i nieźle mi idzie, ale do jakiegoś wypłaszczenia ciągle daleko. Gdzieś w połowie trafiam na mocne zlodowacenie i nie bardzo już mogę się ruszyć. Próbuję trochę w tył, trochę podejść bokiem, ale nie bardzo widzę rozwiązanie. W tym momencie dochodzi do mnie reszta ekipy, lekko zaskoczona jak daleko już byłem. Ale dalej na nartach nie mam szans. Rafał proponuję żebym ściągnął narty, wezmą mi je z Andrzejem do plecaków,a ja dalej cisnę z buta. Wcale nie jest lżej, bo najpierw muszę przebić się butem przez warstwę lodu, a następnie tonę w śniegu po kolana. Jednak tempo podejścia zdecydowanie szybsze, co nie jest bez znaczenia. Robi się późno. Wystarczyło podejść jakieś 50, może 100 m i ponownie mogę założyć narty na nogi. Przy okazji odkrywam, że kompani mają zamontowane Harszle. No tak to można. Jak się dowiedziałem, użyli ich po raz pierwszy, co najlepiej obrazuję warunki do wspinaczki. Najważniejsze, że jesteśmy w końcu na szczycie i pozostaje jedynie zjechać na dół. Jest godzina punkt 16.00. Słońce powoli zmierza do snu, przy okazji tworząc piękne malunki na górach. Ściągamy foki, pakujemy się i ruszamy do ostatniego zjazdu.Oczywiście Rafał wskazuję w którą stronę mamy jechać. Początek bardzo płaski i trzeba się odpychać kijkami,ale później zaczyna się super szeroka polana z odpowiednim nachyleniem. Co prawda nie cała w puchu, ale bardzo mi się podoba. Dalej przez rozrzedzony las i jakieś polanki,aż trzeba skręcić. Wybieramy kierunek, który wydawał się być najlepszy - dość rzadki las i małe polanki. Jest nieźle, ale zamiast puchu, jest sporo lodoszreni. Jakoś suniemy, mimo wszystko. Najgorsze przed nami. Las gęstnieje, coraz trudniej obrać jakiś kierunek jazdy. W pewnym momencie patrze w dół, a tam tak gęsto, że nawet palca by nie przecisnął. Jeszcze ta szreń. Jedziemy w bok, przeciskając się między gałęziami i nie bardzo widać światełko w tunelu. Dosłownie,bo do tego jest coraz ciemniej. Trochę zaczynałem się martwić, ale w tym momencie Rafał dopatrzył leśną drogę i krzyknął:"jesteśmy uratowani!" Faktycznie, jeszcze kilka drzew, po czym się przerzedziło i jesteśmy. Mimo półmroku, teraz to już sielanka. Droga biegnie wzdłuż strumienia i na pewno musi nas doprowadzić do cywilizacji. Jedziemy i jedziemy,a tu niczego nie ma... Właściwe to coraz więcej się odpychamy,a ja zostaję z tyłu bo coś słabo mi narty jadą. Chłopaki co jakiś czas zwalniają i w końcu wyciągają czołówki. No, ja nie mam takich zabawek, bo kto by się spodziewał? Robi się na tyle ciemno, że już nie bardzo widzę po czym jadę, ale jakoś daje rady. Ponieważ ciągle zostaje z tyłu, Rafał daje mi swoją czołówkę i razem z Aklimem jadą razem na jednej. Ponownie mi znikają i tylko naparzam kijkami. Wreszcie jest! Jest cywilizacja! Nie mam już siły, ręce mi odpadają, ale światła i jakiś domek na horyzoncie to dobra wróżba. Mobilizuję się jeszcze, żeby nadgonić trochę i wjeżdżam do jakiejś wioski. Mam tylko nadzieję, że to ta, w której zaparkowaliśmy... Pojawiają się mieszkańcy i trochę zaskoczeni przyglądają mi się jak jadę drogą. Jeszcze kilka zakrętów i pojawia się znajomy widok. Tak! To tutaj zaparkowaliśmy, a Andrzej z Rafałem zaczynają się pakować. Cały przepocony, zmęczony, ale szczęśliwy. Dotarłem do końca dzisiejszej niezwykłej wyprawy. Przebieramy się, jak najszybciej pakujemy do auta i czas wracać. Niewątpliwie to była moja najlepsza wyprawa skitourowa w życiu i z pewnością jedna z najlepszych przygód. Wypompowałem się mocno, ale w sumie tego chciałem. Wielkie podziękowania dla Andrzeja i Rafała, że mnie zabrali i w trudnym momencie pomogli. Jest super ekipa, na której można polegać. Jak sami stwierdzili - dziś od razu zostałem rzucony na głęboką wodę. Chyba sami nie spodziewali się, że taki hardcore wyjdzie. Ale bardzo pozytywny! Na koniec filmik z wyprawy, który chyba najlepiej odda klimat wyprawy: Pozdrawiam, Johnny PS. Dzień wcześniej zrobiłem na rowerze pierwszą setkę w tym roku. Ponieważ nie chcę teraz pisać relacji rowerowych, wrzucam jedynie krótki filmik.
  14. Tradycyjny wypad Adwentowy na Słowację w tym roku w wersji 4 dniowej. W ub. roku był bardziej skromny 1 dniowy w towarzystwie i dzięki uprzejmości kolegi forumowego Toppanera i jego córki, których serdecznie pozdrawiam. Dzisiaj kierunek Mikulasz. Ale szkoda byłoby nie zahaczyć o Rochace skoro jesteśmy w pobliżu. Odkąd do Tatrawest zawitał wypasiony Leitner z niebieskimi bublinami, korzystnie z tras zrobiło się tutaj bardzo komfortowe. Wydłużony zjazd do samego parkingu , bach na wygodne podgrzewane siedzenie i jazda do góry. Mieliśmy szczęście, gdyż jazda odpoludniajsza (od 11) nie oznaczała dzisiaj złych warunków. Chwilę po południu tutejszy Ratrakowy właśnie skończył przygotowywać trasę po prawej patrząc od góry, a że narciarzy było jak na lekarstwo sztruksik na niej utrzymał się do końca dnia. Zresztą na drugiej trasie warunki również świetne. Do tego po południu wyjrzało Słońce, i odsłoniły się bajeczne widoki. Obok trasy śniegu też sporo, ale trzeba być czujnym, raz usłyszałem nieprzyjemny zgrzyt. Przejazd przez przełęcz do Mikulasa na biało ale przyzwoicie, szeroko i bez kolein.
  15. Chopok nowe zasady dla skialpinistów 2017 Chopok bezpieczeństwo dla miłośników skialpinizmu W 2017 celu zwiększenia bezpieczeństwa skialpinistów w symbiozie z życiem ośrodka narciarskiego oraz ograniczenia naruszania przygotowanych w nocy tras narciarskich, tej zimy zostaną wytyczone korytarze bezpieczeństwa dla skialpinistów. W zależności od warunków śniegowych zostaną one wyznaczone na obrzeżach wytypowanych nartostrad tyczkami ograniczającymi. Ośrodek wydaje także dokument z mapą, w którym określa 2 rodzaje zaawansowania tras skialpinistycznych z północnej i południowej strony oraz z instrukcjami bezpiecznego uprawiania skialpinizmu w ośrodku. Skiapliniści mogą znaleźć dokument na stronie internetowej ośrodka, a także w punktach początkowych wyznaczonych tras. Zielona (TRASA PODSTAWOWA) Czerwona (TRASA ZAAWANSOWANA)
  16. Z albumu: Velka Raca

    Wczorajsze rozpoczęcie sezonu na Velka Raca
  17. Tu można poczytać więcej na ten temat: http://reality.etrend.sk/komercne-nehnutelnosti/v-donovaloch-pripravuju-prvu-lyziarsku-halu-v-strednej-europe.html
  18. Witajcie, po 4-letniej przerwie (okropność!) w tym roku wracam na stoki narciarskie - po raz pierwszy ze swoją Narzeczoną. Ja jeżdżę przyzwoicie w związku z czym sam najchętniej wybrałbym się w ukochane alpy włoskie, te wszystkie czerwone i czarne trasy. Partnerka natomiast, jako trochę mniej zaawansowany narciarz obawia się takiego wyjazdu - też miała kilka sezonów przerwy, a w takich górach nie była nigdy. W związku z tym, kierując się zasadami ekonomiki budżetu - w tym roku postawimy prawdopodobnie na Czechy/Słowację, gdzie byłem tylko raz (okolice Popradu). Planowany termin wyjazdu to ostatni tydzień lutego-pierwsze dni marca. Tutaj, szanowne Koleżanki i Koledzy, pojawia się kilka moich pytań: a) przede wszystkim - czy w tak późnym terminie w Czechach i na Słowacji można pośmigać, czy raczej będzie już problem ze śniegiem? b) jaki region polecacie? Zależy mi, żeby jednocześnie Narzeczona nabrała pewności, dzięki czemu w przyszłym sezonie wyjedziemy gdzieś dalej, a przy tym żeby i dla mnie znalazło się miejsce, w którym mógłbym sprawdzić co tam jeszcze pamiętam c) jak teraz wygląda sytuacja u naszych południowych sąsiadów? Kupuje się karnety na dany stok (jak w Pl), czy może funkcjonuje już ski-pass podobny do tych włoskich? Jakie są jego koszta? d) a być może Waszym zdaniem warto trochę "dorzucić" i wyrwać się w Alpy austriackie, tylko tam pewnie już spora przebitka jesli chodzi o ski-passy, noclegi itp? Jeśli chodzi o przygotowanie kondycyjne, jak i sprzętu - jest dobre, w związku z czym "my się zimy nie boimy" Jeśli zadałem pytania, na które na forum są już odpowiedzi - proszę, nie linczujcie mnie. Właśnie forum przeglądam, choć nie ukrywam - dla własnego komfortu psychicznego - wolałbym mieć wszystko w jednym miejscu Pozdrawiam Was serdecznie, Piotr PS: jakby ktoś miał dobre bazy noclegowe w przystępnej cenie - to też bardzo chętnie.
  19. Witam, jestem poczatkujacy ale juz chcialbym pojechac sobie na 3 dni jakis weekendzik w gory. Czy w listopadzie bedzie szansa czy to w Czechach czy Slowacji czy moze w Polsce gdzies juz pojezdzic ? Ja amator potrzebuje z 2-3 km traske na 2 dni mi starczy pojezdzic po 3 godzinki. Prosze o pomoc moze bardziej doswiadczeni narciarze ( czy to z zeszlego sezonu czy to ze stron aktualizowanych teraz ) beda wiedziec kiedy miej wiecej ( wiadomo POGODA MUSI BYC ) zaczynaja sie zabawy na sniegu
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...