-
Liczba zawartości
499 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
21
Odpowiedzi dodane przez cyniczny
-
-
Dokładnie masz rację, że na tej regularności buduje się formę. Widzę to po sobie, a forma baaardzo się przydaje właśnie na takich wyjazdach. Stąd mimo, że czasem trzeba się zmusić, aby wyjść na rower - a bo to po raz enty ta sama trasa, a to wiatr wieje, a to trochę pada - to jednak wiem, że każde takie wyjście spowoduje, że na takich wyjazdach mogę spokojnie podziwiać widoczki, bez walki o każdy metr asfaltu.
Niestety, nie udało mi się zaszczepić pasją do rowerów żony i syna, stąd każdy taki wyjazd to pewnego rodzaju kompromis z rodzinką. Na szczęście praca zawodowa nie koliduje mi z wyjazdami:-)
- 1
-
I jeszcze dodam, że raczej jest potrzebne objeżdżenie, a z tego co czytałem Ty @Mitek masz w tym sezonie zrobione ponad 5 tys. km więc zdecydowanie jesteś bardziej wyjeżdżony od nas, bo my mamy raptem po około 2,5 tys.
- 1
-
14 minut temu, Mitek napisał:
Cześć
Mam pytanie czysto techniczne.
Z jaką mniej więcej prędkością się poruszacie jadąc. Nie uwzględniając przystanków. Chcę się po prostu zorientować czy bym się złapała na udział w takiej wycieczce czy byłbym ociężałym balastem?
Pozdrowienia
Myślę, że bez problemu, na takich wycieczkach raczej nie ciśniemy ile fabryka, zazwyczaj po płaskim/umiarkowanie pofałdowanym jeździmy w okolicach 29-31 km/h. Na podjazdach...zależy od podjazdu:-)
Z reguły początek jedziemy trochę wolniej (trza się rozkręcić) 26-27 km/h, ale to też wszystko zależy od dyspozycji najsłabszego. A, że jeździmy we dwóch łatwo określić, kto jaką dyspozycję ma:-)
Dodatkowo jeśli jedziemy w bezwietrzną pogodę lub wiatr mocno nie przeszkadza zmiany robimy co ok 2 km. Jeśli jedziemy pod mocniejszy wiatr bywa, że i co 500 metrów. Czasem jeden drugiego dłużej pociągnie gdy widzi, że ten drugi trochę osłabł. No i końcówka, tak powiedzmy ostatnie 1-2 km zazwyczaj grzejemy ile pary (taki mini wyścig). W tym roku kolega jest bezkonkurencyjny, ale pracuje nad tym 😄
- 2
-
Kolejny rowerowo udany weekend za mną.
Wyjazd bez samochodu prosto z domu, cel zalew Sulejowski.
Dzień 1. 128 km, trasa: Piaseczno – Grójec (a właściwie północne rubieże miejscowości) – Czekaj – Błędów – Nowe Miasto nad Pilicą – Konewka – Smardzowice
Dzień 2 . 110 km, trasa: Smardzewice – Inowłódź - Nowe Miasto nad Pilicą – Przybyszew – Warka
Rower spakowany, gotowy do drogi.
Pierwsze 40 km, trasa znana zwłaszcza do Grójca. W okolicach miejscowości Rożce pierwszy, szybki stopsik. Pogoda nas rozpieszcza, ale to nie potrwa długo, bo na horyzoncie niebo coraz bardziej ciemnieje.
Deszcz dopada nas 20 km dalej, na szczęście mamy przystanek i zaraz obok sklep spożywczy. Deszcz pada około 2h, ale ponieważ nigdzie nam się nie śpieszy to nie przejmujemy się tym mocno. Czas upływa szybko, bo gadamy głównie o rowerach i…nartach:-)
Po deszczu jedziemy dalej i w Rzeczycach zatrzymujemy się na obiad. Jedzenie bardzo dobre i cena również przyjemna 15 pln za porcję.
W drodze do zalewu mamy jeszcze dwie atrakcje, pierwsza to bunkier w Konewce, a druga to rezerwat „Niebieskie źródła” w Tomaszowie Mazowieckim.
Bunkier oglądamy tylko zza siatki, bo cena wydaje nam się dość wygórowana – 12 PLN normalny, 7 PLN ulgowy. Rozmawiam jeszcze krótką chwilę z panią kasjerką, próbując wynegocjować jakąś zniżkę dla rowerzystów. Niestety nie udaje się, więc jedziemy dalej.
Pilica w okolicach Spały
Zanim dojedziemy do rezerwatu zatrzymujemy się jeszcze w Biedronce, żeby zrobić zakupy na kolacje i śniadanie. Wszystko elegancko mieści się w sakwie.
W rezerwacie jedziemy główną ścieżką, jakoś nas nie zachwyca. Może w słoneczny dzień jest tu zupełnie inaczej.
Z rezerwatu już niecałe 10 km do miejsca naszego noclegu czyli ośrodka „Molo” w Smardzewicach. Obsługa bardzo sympatyczna, rowery bez problemu możemy przechować w zamykanym garażu. Ogarniamy się w pokoju i zdążamy jeszcze podziwiać zachód słońca nad zalewem.
Drugi dzień, pobudka spokojna około 7:30. O 8:30 ruszamy. Pogoda bardzo ładna, widoki po drodze też bardzo przyjemne. Jednak w słońcu wszystko zupełnie inaczej wygląda.
Na dworzec w Warce zajeżdżamy idealnie, około 8 minut przed odjazdem pociągu. Jeszcze tylko szybki zakup biletów i po 40 minutach jesteśmy w domach. Koniec
- 9
-
6 minut temu, Cosworth240 napisał:
Nie wiem tez jaka miałeś trasę, ale oni do tego wszystkiego sie jednak troszkę wspinali - etap miał coś 4 tysie przewyższenia.
Dzięki, jeszcze kopiesz leżącego 😄
No cóż, u mnie trasa jak to na Mazowszu, górzysta jak cholera;-)
- 1
-
Teraz, Sariensis napisał:
Hehe, moja codzienna trasa treningowa ma segment z odcinkiem TdP, nigdy nawet się nie zbliżyłem do wyników czołowych zawodników z ucieczki , ale fajnie jest się z takimi nazwiskami porównywać na stravie .
W poniedziałek wróciłem z pracy, patrzę na TdF mają jeszcze 126 km do mety, no to idę na rower.
Przejechałem 45 km (średnia około 28 km/h), po powrocie od razu włączam TV, patrzę a im zostało 33 km 😃
- 1
-
Wczorajsza pętla wokół Łagowa.
Ruszamy po 6:00 rano samochodem. Na miejscu meldujemy sie około 8:30. Szybkie przebieranie, składanie rowerów i około 9:00 ruszamy na trasę.
Jedziemy w kierunku Sędek. Od razu zaczyna się całkiem spory podjazd na pasmo Orłowińskiego. W czasie podjazdu widzę, że Marcin trochę zostaje w tyle, ale na górce okazuje się, że wjechała zaraz po mnie. Jak sam opowiadał, pomógł mu bardzo na podjeździe miły piesek, który był zainteresowany jego nogami:-).
Widoki na górze są ładne zarówno na pasmo Łysogór jak i pasmo Ocięseckie.
Na zjeździe wyciągam maks. dzisiejszego dnia, jak i sezonu 69,3 km/h
Droga do Korzenna.
Przez Potok i Osówkę dojeżdżamy do zalewu Chańcza
Dalej jedziemy przez Kurozwęki i od północnej strony omijamy Staszów, aby drogą DW757 dojechać do Bogorii. Ten odcinek jest najsłabszy na całej trasie, spory ruch samochodowy i widoki też średnie. W Bogorii zjeżdżamy z głównej drogi i to jest strzał w 10-kę, bo już do samego Łagowa widoki mamy przepiękne, a ruch prawie zerowy.
Na koniec w Skarżysku wcinamy pizzę.
Kilka słów podsumowania
Trasa bardzo ładna. Nie licząc 10 km do Bogorii po DW 757 prowadziła po drogach o minimalnym ruchu, a asfalty praktycznie idealne.
Na koniec zrzut z Garmina. W rzeczywistości wyszło troszkę więcej bo 107 km, Marcin którymś momencie zapomniał uruchomić Garmina.
- 5
- 1
-
Pętla w Boże Ciało wokół Olsztynka, trasa: Olsztynek - Łukta - Pelnik - Rentyny - Gietrzwałd - Bartąg - Łańsk - Rybaki - Olsztynek.
Podobnie jak w Szydłowcu wyszło około 113 km, ale teren nieporównywalnie trudniejszy, zwłaszcza odcinek Łańsk - Olsztynek w części po szutrze.Startujemy około 6:00 rano z Piaseczna, niestety ruch na DK 7 dość spory, korki w okolicach Glinojecka i Mławy, stąd na trasę ruszamy dopiero około 9:30.
Rower gotowy - startujemy z rynku w Olsztynku
Jeszcze tylko fotka zamku krzyżackiego i w drogę
Trasa do Łukty przepiękna, równy asfalt, wiatr w plecy
Świetna miejscówka na pierwszy odpoczynek - parking leśny za Łuktą
Czas na pierwszą kąpiel - Rentyny nad jeziorem Giłwa. Woda orzeźwiająca stąd spędzamy tu trochę czasu. Tu też był pierwszy odcinek piaszczysto-szutrowy, około 4km.
Malownicze jezioro Wulpińskie
Po przejechaniu wiaduktem nad trasą S51, najpierw pokazuje się piękny znak oznaczający 11% zjazd. Niestety za chwilę asfalt się kończy i na zjeździe jest czysty bruk, prędkość zjazdu nie przekroczyła 10 km/h.
Jezioro Bartąg
Drugie miejsce kąpieli, Rybaki nad jeziorem Łańskim. Dawno temu przyjeżdżałem tu przez dwa lata z synem na obozy zapaśnicze.
Dalsza droga to mocna wyrypa przez las do Swaderek. Głównie po grubym, nie ubitym szutrze. Dodatkowo czujemy na karku oddech zbliżającej się burzy. Pech chce, że na 600 metrów przed końcem szutru łapię gumę (później stwierdzamy, że to i tak mega fart jedna guma na taką trasę). Marcin ciśnie do samochodu, ja próbuję w miarę szybko ogarnąć wymianę dętki. Komary i inne owady nie pomagają mi w tym. W końcu ok, ruszam dalej. Burza cały czas mnie goni, niestety okazało się, że z pośpiechu źle założyłem oponę i mam lekkie bicie w osi pionowej.
Dodatkowo jestem wykończony, bardzo źle mi się oddycha, brak wody, ostatkiem sił wjeżdżam do Mierek. Tam w sklepie dochodzę do siebie. W międzyczasie dzwonię do Marcina i przyjeżdża on po mnie. Po załadowaniu roweru zaczyna padać. Uff to był męczący dzień, ale mega udany. W nagrodę w Glinojecku fundujemy sobie po chłodniku oraz pieczonej kaczce:-)Mapka i trochę statystyk z Garmina kolegi.
- 4
- 4
-
20 godzin temu, Wujot napisał:
Do czasu jak nie będziesz jechał przez taką drogę 10 km. Mnie się tak zdarzyło - ponieważ upał był niemożebny i w plecaku potrzebne było miejsce na wodę to uznałem, że nie ma miejsca na nogawki do spodni. Jak skończyłem odcinek to czułem się jakbym był podłączony do transformatora. Nogi miałem jak po oparzeniu słonecznym. Ale odpinane nogawki to nie jest dobry patent. Na lato wypraktykowałem inne rozwiązanie
Coś takiego tylko cienkie
Normalnie to niewielki rulonik nad skarpetką. Założenie jest błyskawiczne choć raczej trzeba się zatrzymać. Ściągam w czasie jazdy. O dziwo naprawdę dobrze chroni przed pokrzywami i ostami, czasem coś czuć ale to może 5%.
Najgorzej jest z jeżynami, szczególnie tymi na wysokości barków czy szyi. Kolce tak skutecznie potrafią się wbić, ze nawet grubsza tkanina nie pomaga. Co gorsza te poziome pędy wystają na pół normalnej ścieżki. Na osty i pokrzywy nie zwracam uwagi ale jeżyn pilnie wypatruję bo mogą niezłą krzywdę zrobić.
Pozdro
Wiesiek
Używam takich od kilku ładnych lat, ale bardziej z uwagi na chronienie przed chłodem niż krzaczorami. Jak za tą cenę są mega wytrzymale i nie mają tendencji do zsuwania się.
- 1
-
Dzisiaj w sumie było praktycznie powietrze. W sensie 1,5 l wody + zestaw naprawczy czyli detka łatki i łyżki. Natomiast często jeżdżę do pracy i wtedy sakwa wypełniona do powiedzmy połowy 3/4. Jedzenie, ciuchy cywilne, a jedąc z pracy często cieplejsze ciuchy rowerowe. W tamtym roku jeździłem z mniejszą 10 l i na wyjazd kilkudniowy była tak na styk. Stąd zakupiłem tego topeak i jestem na razie bardzo z niej zadowolony.
-
Dzisiejszy pętla wokół Szydłowca.
Pobudka 5:00 rano, szybkie śniadanie, pakowanie do samochodu i jazda do Szydłowca. W Szydłowcu jestem o 7:00 i stąd startuję rowerem.
Trasa przebiega mniej więcej tak: Szydłowiec - Niekłań - Mniów - Cierchy - Umer - Zagnańsk - Suchedniów - Skarżysko - Szydłowiec.
Wyszło 113,5 km, było trochę górek, trochę jeziorek, fajne, mało uczęszczane asfalty, no i mega urokliwy zalew Rejowski nad którym byłem po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni.
Poniżej kilka fotek
Staw w Niekłaniu
W drodze do Mniowa
Zalew Umer
Obowiązkowa fotka pod Bartkiem
Za Belnem
Zalew Rejowski
- 5
-
-
No niestety, ja dzisiaj blachosmrodem.
Jutro pewnie też, najprędzej w poniedziałek lub we wtorek będę jechał rowerem.
- 1
-
Nikogo nie namawiam do kasku i jestem przeciwnikiem obligatoryjnego nakazu jazdy w nich. Ale czy to marekting to tak śmiałej tezy bym nie stawiał. Ryzyko wypadków jest większe (w sumie sam to napisałeś:-)), ale nie tylko z powodu niedoświadczenia osób, ale głównie z powodu znacznie większego ruchu. Jeżdżenie rowerem rekreacyjnie to żaden sport i wiedza tajemna do tego niepotrzebna. Wcześniej też ludzie jeździli rowerami, a wypadków było mniej, bo tak jak pisałem był znacznie mniejszy ruch. Dodatkowo za wszelką cenę w miastach próbuje się separować ruch rowerowego od samochodowego co według mnie jest dużym błędem. Po prostu człowiek na drodze jest znacznie ostrożniejszy niż na ścieżkach. Stara się sygnalizować swoje manewry, w większym stopniu dba o przestrzeganie elementarnych zasad ot choćby trzymanie się prawej strony. Temat długi i szeroki, ale IMHO popularyzacji różnych form rekreacji nie da się zatrzymać - zresztą pytanie czy byśmy chcieli, aby ludzie siedzieli w domach i puchli w oczach.
- 1
-
Ech te żony 😄
Wiele lat i kilometrów przejechałem bez kasku, ale to na MTB. Choć w sumie to nie robiło wiele różnicy, bo sporo kilometrów pokonałem w normalnych ruchu ulicznym. Gdy chciałem kupić szosę, żona powiedziała, że tylko w komplecie z kaskiem no i obiecałem, że będę w nim jeździć. A, że cytując klasyka Pawlaka "słowo droższe pieniędzy" to i w nim jeżdżę. Teraz już się przyzwyczaiłem i jak wychodzę na górala to też zakładam:-) Jedyny poważniejszy wypadek jaki miałem to we wrześniu ubiegłego roku. Przeleciałem przez kierownicę i pewnie instynktownie jak żółw schowałem głowę tak, że kask bez żadnej ryski, ale z całym impetem walnąłem o krawężnik obojczykiem i go paskudnie połamałem. Działo się to wszystko przy prędkości koło 37-38 km/h więc siła była duża.
-
1 minutę temu, Mitek napisał:
Cześć
Ja nie jeżdżę w kasku bo go nie mam ale mam już zabezpieczone finansowanie.... od gwiazdki.
Najgorsze są światła, a mam niestety zasadę, ze zawsze staję jak jest czerwone, nie omijam chodnikami itd. no i jak są ścieżki to tylko ścieżkami. Ty i tak pewnie mimo szosy musisz jechać z godzinę jak nic.
Pozdrowienia
U mnie kask żona wymusiła😉
Co do świateł to bywają takie (i o odpowiednich porach), że jadę na czerwonym. Dwa przykłady to jadąc do pracy na Puławskiej jedne to wylot z salonu meblowego Vox, drugie to wylot ze strzelnicy. Czas brutto to mniej więcej 1:10-1:20.
- 1
-
Jest duża szansa, że się mijamy:-)
Z reguły widzę te same osoby na rowerach.
Jeżdżę białą szosą Felt F85. Z tyłu duża podsiodłówka Topeaka. Praktycznie zawsze jeżdżę w kasku. Strój kolarski, czyli pampers i koszulka lub bluza kolarska.
Co do odległości to do pracy i z powrotem wychodzi z reguły 57 km. No chyba, że ładna pogoda i wracam do domu na około to i 80 pyknie;-)
- 1
-
Z reguły wyjeżdżam z Piaseczna około 5:20, czyli około 6:00 z minutami przejeżdżam przez most i zawsze tą stroną mostu czyli południową. Staram się jeździć 2-3 razy w tygodniu, w zależności od potrzeb, chęci i pogody:-)
W trasę powrotną ruszam o 15:00 z Łubinowej, więc pewnie około 15:30-15:40 jestem na moście. Jedynie czasem przytrzyma mnie przejazd kolejowy na Chełmżyńskiej wtedy trochę później.
- 1
-
-
7 minut temu, Sariensis napisał:
ma sens, jeśli są prowadzone koroną wału przeciwpowodziowego, zresztą sam sprawdź... a wtedy podyskutujemy rzeczowo
Ale co mam sprawdzić? Że po asfalcie lub niefazowanej kostce dobrze się jeździ szosą? To wiem, ale już podobny koszmar z wykostkowaniem korony wału zrobili w W-wie, trochę poniżej mostu Siekierkowskiego. Najpierw jest fajny szuter, a potem ni z gruszki ni z pietruszki kostka na wale. Kuriozalne dodatkowo jest, że pod koroną wału idzie w większości droga asfaltowa.
- 1
-
8 minut temu, Sariensis napisał:
WOW, co za koszmar, grzech śmiertelny na ścieżce rowerowej, niestety czasem lokalne władze wiedzą lepiej, nawet to jakoś tam dziwnie sobie wytłumaczyli :).
Żaden grzech, ale koszmar jak najbardziej. Nie widzę sensu, aby nowe ścieżki/trasy rowerowe koniecznie miały asfalt/kostkę jako podłoże. Zdecydowanie wolałbym, aby istniejące już lokalne drogi asfaltowe miały odświeżane asfalty. Tu za przykład mogę podać Podkarpacie, gdzie miałem przyjemność rok temu zrobić fajną 4 dniówkę. Pojechaliśmy szosami i nie licząc kilku kilometrów koło Pilzna reszta trasy była po pięknych asfaltach, z reguły o bardzo małym lub wręcz zerowym ruchu samochodowym.:
Dla zainteresowanych link do fotorelacji:
- 2
- 1
-
23 minuty temu, Sariensis napisał:
przykład Małopolski jest dla rowerzystów bardzo ważny, ponieważ te trasy są konsultowane z zainteresowanymi i z lokalnymi mieszkańcami.
Czy ten koszmarek też został uzgodniony?
http://pieninyinfo.pl/aktualnosci/droga-pieninska-gotowa-na-czas-7242
- 1
-
Bardzo fajny filmik, jedyna uwaga to kamerzysta ma kask rozpięty w pewnym momencie (1:49), a całkiem grzeją 😉
-
Dzień 3 Szlak Riegra w rezerwacie Udoli Jizery
Wycieczkę rozpoczynam w miejscowości Bituchov. Jest tam wygodny parking, gdzie można bezpłatnie zostawić samochód. Plan zakłada przejście szlakiem Riegra, a powrót ścieżka Kamenickiego. Trasa niezbyt męcząca (około 8 km), którą przechodzimy w 2,5h. Za to widokowo również całkiem fajna. Dodatkowo na szlak wychodzimy dość późno, bo około 14:00 więc ludzi jest już bardzo niewiele. Większość trasy pokonuję tylko w towarzystwie syna.
Koniec
- 7
- 2
Polska - nowe inwestycje
w Polska
Napisano
Albo Łodzi, Bydgoszczy, Olsztyna, Gdańska, Białegostoku, Piaseczna itd.