Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'lodowiec' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Pogadajmy
    • Tematy narciarskie
    • Chcę Wam o tym powiedzieć
  • Sprzęt narciarski
    • Sprzęt narciarski
    • Dobór sprzętu
    • Tuning sprzętu
    • Testy sprzętu
    • Giełda sprzętu narciarskiego
  • Stacje narciarskie
    • Polska
    • Alpy
    • Słowacja, Czechy
    • Samochodem na narty
    • Warunki narciarskie - pogoda
    • Reszta świata
  • Technika jazdy na nartach
    • Race
    • Carving, funcarving
    • Freeride, freestyle
    • Poczatkujący na nartach
  • Wyjazdy na narty
    • Relacje z wyjazdów forumowiczów na narty
    • Wolne miejsce w samochodzie
    • Wspólne wyjazdy, odstapię kwaterę, szukam kwatery.
  • Sport
    • Zawody, wyniki, kalendarze, sylwetki ...
    • Zawody dla amatorów
  • Narciarstwo klasyczne, ski touring, ski alpinizm
    • Narciarstwo klasyczne, ski touring, ski alpinizm
  • Aktywne Lato
    • Rowery
    • Rolki
    • Wypoczynek w górach
    • Wypoczynek nad wodą
    • Bieganie
  • Nasze sprawy
    • Forum info
    • Tematy dot. skionline.pl
    • WZF skionline.pl
    • Konkursy
  • Stare forum
    • Ogólne
    • Sprzęt
    • Technika jazdy
    • Wyjazdy i ośrodki
    • Euro 2008
    • Lato 2008
    • Olimpiada Pekin 2008

Blogi

  • JC w podróży
  • Nogi bolo
  • Na białym i na zielonym
  • Zagronie, wspomnienia
  • Chrumcia tu i tam
  • >> z buta <<

Kalendarze

  • Kalendarz Forum
  • Alpejskie Mistrzostwa Świata
  • Alpejski Puchar Świata
  • Puchar Świata w Skokach
  • Puchar Świata w Biegach Narciarskich

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Imię


Miejscowość


Strona WWW


O mnie


Narty marka


Buty marka


Gogle


Styl jazdy


Poziom umiejętności


Dni na nartach

  1. JC

    IMG_5575

    Z albumu: Lodowiec Kaunertal - otwarcie sezonu 21/22

    Lodowiec Kaunertal - otwarcie sezonu 21/22

    © skionline.pl

  2. Przygotowania trwały długo, ale już mogę powiedzieć, że jutro odpalam maszynę i ruszam w jedynym słusznym kierunku 😃⛷
  3. mirekn

    Kitzsteinhorn

    Może komuś się przyda . Informacja z pierwszej ręki, dzisiaj 14:09 córka pisze: "warunki fajne, wczoraj opad 5 cm dziś większy, w sumie prognozują 12 cm dziś. wczoraj było bardzo twardo, sam lód, zimno i wietrznie. dziś niby ok -3/4 ale odczuwalna niższa. cały czas naśnieżaja, ale dotychczas mieli mało bardzo naturalnego śniegu. w weekend otworzyli ta trasę która da się zjechać poniżej alpincenter ale dziś już zamknięta. dużo szkółek i grup zorganizowanych" Pozdrawiam mirekn
  4. Dwudziestego szóstego lipca. Długo spałem. W schronie półmrok i cisza. Która to godzina? Dziewiąta. Co tak ciemno? Wstajemy - już późno! Wychodzę przed schron. Mgła. Cholera, zdjęcia diabli wzięli! Odkąd przyjechałem do Iranu to nie mam apetytu. W górach zupełnie go brak. Dzisiejsze śniadanie też nie jest wyjątkiem. Po śniadaniu kolej na pakowanie. Kto nigdy nie pakował plecaka, lub czyni to bardzo rzadko - pomyśli sobie - ee, co to jest pakowanie plecaka. Dziesięć, piętnaście minut. Przyznam się szczerze, że zwinięcie niewielkiego obozu, składającego się z jednego namiotu i spakowanie wszystkiego do plecaka, nigdy nie udawało mi się w czasie krótszym, niż w granicach jednej godziny. Pakować trzeba umieć. Rzeczy cięższe na dno plecaka, sprzęt biwakowy też na samym dnie, bo dopiero wieczorem będzie potrzebny. Na samej górze żywność na drogę, coś co w pewnej chwili może być koniecznie potrzebne, bez wywalania całej zawartości. Musi się wszystko zmieścić, co już w nim było i ma powstać zgrabny, dobrze wyważony wór. To jest sztuka, zdobywana przez lata. A wydaje się to takie proste. A tu w Iranie, przy tej masie rzeczy, jakie mamy, trwa to w nieskończoność. Szczególnie na tej wysokości. Tempo pakowania jest bardzo wolne. Zabieramy wszystko, z wyjątkiem konserw, części spleśniałej kiełbasy i jeszcze kilku produktów. Przeznaczone to jest na działalność w rejonie Demawendu. Ładujemy to do jednego z bębnów, który wpychamy na mały stryszek nad schronem. Obawiamy się, że zostawiony na dole, może paść łupem mulników, lub w te strony zapuszczających się pasterzy owiec. Mija dwunasta, gdy wychodzimy. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie na tle mgły, która spowija nasz schron i karawana rusza dalej po przygodę. Po dwustu metrach wychodzimy na lodowiec. Krótkie podejście polem śnieżnym i zaczyna się rumowisko skalne, pokrywające ukryty pod nim lód. Janusz prowadzi. Szedł tu przecież wczoraj i ustawiał kopczyki. Najprostsza i stosowana zapewne na całym świecie metoda wytyczania szlaku w górach. Jakoś tych kopczyków nie widać. Zapewne kładł tylko parę kamyków, ułożonych na siebie i trudno je dostrzec w tym rumowisku. Widać długie śnieżne pole. Wydaje mi się, że tędy będzie lepiej. Ze mną idzie Ryśka i Jacek. Potem drugie pole. Mgła rzednie. Wyżej jest słońce. Niesamowicie wygląda zębata grań szczytu Rostam Nisht, ze snującymi się po niej mgłami. Krótki odpoczynek. Muszę ustawić na kamieniu tak nosiłki z przyczepionym worem, aby można je było później łatwo podnieść. Ważą, według mojej oceny, ze czterdzieści kilogramów. Nigdy nie przypuszczałem, że tak łatwo będzie się mi niosło ten ciężar na takiej wysokości. Pomagam Ryśce przy zdejmowaniu plecaka. Pijesz herbatę - pytam się jej? Tak - a ty Jacek? Nie - dziękuję. Janusz z Elżbietą gdzieś zniknęli. Poszli chyba bardziej w lewo pod stoki Siah Kaman. Skaczę z kamienia na kamień, bo chcę zobaczyć, będąc nieco wyżej, jak będzie najwygodniej iść dalej. Kierunek jest jasny, w stronę dużych pól śnieżnych, rozpoczynających lodowiec Jachczal. Tylko trzeba tak wybrać drogę, żeby nie łazić z kilkudziesięcioma kilogramami na plecach po tych kamieniach. Które w Tatrach nazywane są - nie wiem dlaczego - maliniakami. Nazwa zresztą podobno błędna. Idziemy dalej - zwracam się do mojej damy. Na tych kamieniach, idąc z ciężkim plecakiem musi się bardzo uważać. Jedno nieostrożne stąpnięcie, noga wpadnie między głazy, plecak pociągnie w bok i koniec z górami w Iranie. Koniec ze zwiedzaniem kraju. I to nie tylko dla mnie, ale i całej grupy. Ktoś musi mnie znieść na dół. Przetransportować do Teheranu, a potem do Polski. Nieszczęście jednego uczestnika, w takiej sytuacji, jest nieszczęściem wszystkich. Znalazł się Janusz z Elżbietą. Bardzo wygodnie im się szło długimi polami śnieżnymi. Gruz się już kończy. Jeszcze ze sto metrów i zaczną się duże pola śnieżne podchodzące pod tę, jak się nam wydawało wczoraj, przełęcz. Spacerujemy już prawie półtorej godziny. Należy nam się mała przerwa. Wśród nas krąży baczek z herbatą i posklejane landrynki. Świeci jasne, oślepiające słońce. Mgła została za nami i pod nami. Tylko pojedyncze kłaczki docierają do nas. Wkładamy ciemne okulary. Blask od śniegu jest silny, ale nie oślepiający. Niemniej należy być ostrożnym. Tu, na tej wysokości, jest bardzo silne promieniowanie nadfioletowe. Każdy z nas słyszał o ślepocie lodowcowej. Długie pole śnieżne i jeszcze dłuższe podejście do góry stromym stokiem śnieżnym. Świetny firn na narty. Stok też jest znakomity - jak w Kotle Gąsienicowym pod Kasprowym. Przypomina mi się wiosna na nartach. Zawsze najlepiej jeździ mi się w kwietniu. W Krakowie jest już zielono, kwitną drzewa. Ludzie dziwnie patrzą na człowieka z nartami. Wyjeżdżając na Obidową, nagle w głębi wyrasta potężny, biały mur, który rośnie coraz bardziej w miarę zbliżania się do Zakopanego. W Kuźnicach sucho. Zaczynają się zielenić pierwsze rośliny i pusto. Szumi wezbrany wodą potok, z szybko topniejącego śniegu. Na peronie kolejki tylko kilku narciarzy wystawia głowę do słońca, czekając na zjeżdżający z góry wagonik. Jest ciepło, leniwie i strasznie fajnie. A potem szczyt i Kocioł, z którego dochodzi na górę nieustanny szelest malutkich kryształków lodu, przesuwanych z miejsca na miejsce przez dziesiątki nart. Podskakujące na każdej podporze krzesełko, przy jeździe na górę. I obłędna karuzela w dół i w górę. A wieczorem cudowne zmęczenie, które zna każdy narciarz. Taki był dla mnie powszedni dzień kwietniowy, jeszcze kilka lat temu. Teraz jest gorzej i wygląda to, że będzie jeszcze gorzej. Idę do góry tak - rozmyślając. Zakos w lewo, zakos w prawo. Po kilkudziesięciu metrach wbicie czekana, pochylenie do przodu, aby ręce oprzeć na głowicy i odpoczynek. Za mną w dole Ryśka, gdzieś z boku reszta. Jeszcze kilkanaście metrów i koniec podejścia Przede mną prawie płaski lodowiec Jachczal. W niektórych miejscach, białą płaszczyznę śniegu mącą niewielkie skupiska kamieni, wśród których królują duże wanty. Widać stąd dobrze słynną, północną ścianę Alam Kuh. Wydaje mi się, że taki powinien być typowy, alpejski widok. Jeszcze tych wyższych Alp, poza Słowenią, nie widziałem na własne oczy. Ciemna skała, biel śniegu, oślepiające słońce i granatowe niebo. Górski matecznik. Długimi susami zbiegam do podchodzącej Ryśki. Dawaj plecak! Sama poniosę - ty jesteś zmęczony. Dawaj! Nie ma o czym gadać. Na górze już siedzą pozostali. Jeszcze z półgodziny - mówi Janusz. Prawie płasko - bez podejścia. Idziemy dopiero trzy godziny. Całkiem nieźle. Szczyt Mian Sehczal, dosyć imponująco wyglądający ze schronu Sarczal, zmalał do niewielkiej kupy kamieni. Wszystko zmalało. Przekroczyliśmy wysokość czterech tysięcy metrów. Siedzimy na kamieniach, z pod których dochodzi szum wody. Obok jest szczelina lodowca. Z niej gdzieś, z głębi dochodzi ten szum. Lodowiec żyje. Płynie i się topi. Ale tu, to życie jest spokojne. Nie ma seraków, ani potężnych szczelin, tylko łagodne pola firnowe, przysypane miejscami gruzem skalnym. Pod polami lód. Może gruby na kilkadziesiąt, a może na sto metrów. Glacjolodzy mówią o miąższości lodowca. Nie wiem jaka jest. Ale tego lodu jest dużo. Nie jest , oczywiście, to gigant Baltoro z Karakorum. Pierwszy raz jesteśmy na lodowcu. Byliśmy na nim pod Triglavem w Alpach Julijskich. Ale tamten to było maleństwo. Po każdym postoju plecak jest cięższy. Tempo znacznie zmalało. Wypoczywam, co kilkadziesiąt metrów. Góry mi dają do zrozumienia, że na tej wysokości i z tym ciężarem tak łatwo się nie chodzi. Jakiś człowiek w czerwonym swetrze idzie w moja stronę. To pewno jeden z Irańczyków. „Hallo”- gestem pokazuje, abym dał mu mój plecak, to poniesie. Thanks you - dziękuję. Idziemy razem - uśmiechając się do siebie - w stronę schronu, z którego pozostały pogięte resztki na kamiennym podeście. Góry, góry - jesteście może ostatnim miejscem na ziemi, gdzie idea braterstwa międzyludzkiego, nazywając to nieco górnolotnie, jeszcze się krzewi. Choć zapewne nie wszędzie. Cóż człowiek może przeciwstawić siłom natury. Tylko swoja odporność fizyczną i psychiczną, w których podstawą jest świadomość, że nie jest się samotnym, że są inni, którzy pomogą. Niestety, niepoprawny romantyku górski, dobrze wiesz, że coraz bardziej szerzy się biznes w górach. Na podeście stoją trzy namioty Irańczyków, przywiązane do resztek poskręcanego żelastwa, jakie zostało ze schronu. Kiedyś to była ładna, półokrągła budowla - schron Alamczal. Namęczymy się trochę, aby to zrzucić i zrobić sobie miejsce pod namioty. Ach! Co za miła niespodzianka - miejsce gotowe. For you - dla was. Pada z grupy witających nas czarnych postaci. Pokazuję na palcach. Three men - trzech mężczyzn i two women - dwie kobiety. Oni jeszcze idą. Zostawiamy plecaki i idziemy z Jackiem z powrotem, pomóc naszym dziewczynom. Ryśka już nie oponuje. Noszenie przez kobietę plecaka o wadze ponad dwadzieścia kilogramów, na wysokości czterech tysięcy metrów, nie jest raczej rzeczą łatwą. Nasze panie spisały się jednak dzielnie. Przyczepiamy namioty do resztek konstrukcji. Powstaje z tego plątanina, krzyżujących się we wszystkich kierunkach, linek. Water - woda, zaczepiam któregoś? Pokazuje na dużą wantę, z pod której coś cieknie. Robi się zimno. Gotujemy obiado - kolację. Tempo ruszania się znów spadło. No, cóż dodatkowe pół kilometra w górę. Namiot napchany do granic możliwości. Konserwy zostały na zewnątrz. One mogą zmoknąć, gdyby zepsuła się pogoda. Resztę trzeba było upchać do środka, łącznie z butami. Zrywa się lekki wiatr. Po niebie przewalają się chmury. Oby tylko pogoda się nie zepsuła. Namiot trzepocze. Zaczyna mnie znów boleć głowa. Z zewnątrz dochodzi monotonny, i jak mi się wydaje, smutny Irańczyków. Przerywany co pewien czas grzmotem kamiennych lawin, spadających z północnej ściany Alam Kuh. Pierwsza w życiu noc na wysokości cztery tysiące sto pięćdziesiąt metrów. W powietrzu jest tylko ze sześćdziesiąt parę procent tlenu z tego, co mam w Krakowie. Zdjęcia: 1. Nasza ekipa. Janusz, Elżbieta, Jacek i Rysia(idzie). Nie rozpieszczaliśmy naszych pań. 2. Te kilogramy niesione na plecach. Ustawić nosiłki i podstawić plecy. Minimum wysiłku. 3. Lodowiec Jachczal i nawet szczelina brzeżna się "załapała" w kadrze. 4. To co zostało ze schronu Alamczal - 4150 m npm. Jacek i nasze namioty.
  5. Hintertux jedyny całoroczny ośrodek narciarski w Austrii - ostatni z vlogów nagranych z naszej wyprawy na tyrolskie lodowce.
  6. Tak! Do tej pory nie byłem nigdy na Stubaiu 😮 Odwiedziłem wszystkie lodowce w Austrii ale nie ten, do dzisiaj I? I muszę Wam napisać, że bardzo mi się podobało! Inny niż pozostałe, z urozmaiconymi trasami, rozległy i posiadający dużą ilość tras. Widoki z najwyższych miejsc ON - zachwycające, sięgające włoskich Dolomitów. Nawet sama dolina jakby inna, bardziej zielona i otoczona wieloma malowniczymi wodospadami (może jutro uda się sfotografować?). Warunki jakie dzisiaj były do nartowania - doskonałe! Duża ilość śniegu, lekki mróz i słoneczko. Od jutra czynne będą również skrajne wyciągi i trasy (dzisiaj były przygotowywane) po wschodniej i zachodniej stronie terenu. Nim zawitałem na Stubai, to z Polski dochodziły do mnie i do @JC niepokojące sygnały... że COVID zamknął turystykę w tym regionie Austrii... i na szczęście okazało się, że te informacje mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Czerwona strefa nie obejmuje doliny (dotyczy Innsbrucka), a samych chorych jest tutaj, razem ok 20 osób (dane na wczoraj) na cały rozległy teren doliny z wieloma miejscowościami. Wg mojej opinii jest tutaj o wiele bardziej bezpiecznie niż w Polsce. Oprócz tego jest masa środków ostrożności, które dają w ośrodku poczucie bezpieczeństwa. Jakie one są? Te same co w Polsce: maseczki w pomieszczeniach zamkniętych i na wyciągach (mogą być buffy i kominy), dezynfekcja rąk, ograniczona liczba korzystających z wyciągów. Oprócz tego - w restauracjach kierowanie ruchem do stolików przez kelnerów i dodatkowo rejestracja korzystających z gastronomii (papierowa, bądź elektroniczna - kod Qr). Generalnie jest spokojnie. ...no ale wróćmy na trasy. Stubai, to nie jeden, lecz kilka małych lodowców "spiętych" w jeden teren narciarski. Ile ich jest? Jak dobrze naliczyłem, to 5 - jeśli źle, to poprawcie mnie proszę. Ilość narciarzy jaką dzisiaj zastaliśmy była niewielka, a popołudniu, podobnie jak na innych lodowcach, które odwiedziliśmy, gdy treningi zakończyły szkółki i teamy narciarskie - pustki 😮 Tak więc byłem na wszystkich lodowcach w Austrii... pewnie zapytacie jak bym je ułożył pod względem atrakcyjności? Zastanowię się by napisać o moich własnych odczuciach i preferencjach, generalnie jest to fajny temat do dyskusji. Widok w stronę Dolomitów - piorunujące wrażenie!!! Miód dla oczu... Może to i dobrze, że nie pojawiłem się tutaj wcześniej? Nagrodą za moją opieszałość jest jazda w górę i w dół nową, tutejszą gondolą. Szkoda, że na razie nie da się zjechać na nartach na sam dół, do parkingu. Przygotowane trasy (na dole jeszcze dosyć mało śniegu i ciepło) są do stacji pośredniej, powyższego wyciągu. Tutejsze schronisko zachęca do odwiedzin tego miejsca w sezonie letnim: Świetne przygotowanie tras i masa naturalnego śniegu Myszkowałem aparatem na dużych przybliżeniach i wypatrzyłem niesamowity lodowiec i szczyt. Czy ktoś jest w stanie napisać, co to są za punkty na mapie? Oj można było pokręcić carvem, oj pokręciłem trochę z radością na twarzy Na szczęście nie będę musiał długo czekać by ponownie zażyć tras narciarskich na Stubaiu Jutro ponownie tam zawitamy z Jackiem! Głównym celem będą trasy i wyciągi, których dzisiaj nie mieliśmy okazji objechać. Zachęcam Was do obejrzenia dość sporej ilości zdjęć z dnia dzisiejszego - wiszą już w galerii, na forum, pod poniższym linkiem: Niebawem postaram się uzupełnić niniejszy wpis na blogu, o kolejne fotografie i opisy. Tym czasem... ...po tych kilku dniach na nartach? Nogi bolo!!! Pozdrawiam marboru
  7. Lodowiec Stubai - to największy teren narciarski na lodowcach w Austrii. Przyjazny dzieciom oraz rodzinom ma także bogatą ofertą dla dobrze i bardzo dobrze jeżdżących narciarzy. Odwiedzjący, ten położony w centrum Tyrolu ośrodek, znajdą wspaniałe miejsce dla dzieci i początkujących, ale także potężny snowpark, czy trasy freeride. Do tego restauracje oferujące menu dla każdego od dzieci do smakoszy owoców morza. Do tego najwyżej w Austrii powożona fabryka pasty. Zapraszam na wyprawę po 5 lodowcach Lodowca Stubai.
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...