Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Ranking

  1. magnusDux85

    magnusDux85

    Użytkownik forum


    • Punkty

      3

    • Liczba zawartości

      288


  2. fafek

    fafek

    Użytkownik forum


    • Punkty

      2

    • Liczba zawartości

      309


  3. Wujot

    Wujot

    Użytkownik forum


    • Punkty

      2

    • Liczba zawartości

      2 726


  4. marboru

    marboru

    VIP


    • Punkty

      1

    • Liczba zawartości

      7 177


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 02.06.2016 uwzględniając wszystkie działy

  1. To i ja się pochwalę tym, jak się niedawno sponiewierałem... ;-) A uprzedzając nieco ciąg dalszy, był rozmach, było na "bogato", "grubo", "epicko", "z bramą na pełnej k." itd. Od zawsze mi się marzyło pojechać na rower w Alpy i pojeździć tamtejszymi słynnymi drogami. W odróżnieniu od wyjazdów narciarskich, to trudne przedsięwzięcie pod względem logistycznym. Nie wystarczy pójść do biura turystycznego za rogiem i kupić wyjazd... Więc, gdy pojawiła się opcja wyjazdu w Dolomity na długi weekend późno-majowy, nie zastanawiałem się ani sekundy :-) Była przed wyjazdem mała nerwówka związana z obsuwą podczas przedwyjazdowego serwisu roweru, spóźniającymi się dostawami potrzebnego ekwipunku, ale koniec końców w środowy wieczór dosiadłem się do ekipy i ruszyliśmy w drogę. Cel: przedmieścia Canazei, samo serce Dolomitów. Narciarzowi raczej nie trzeba specjalnie przedstawiać okolicy, z punktu widzenia kolarza - wprost idealna baza wypadowa na okoliczne przełęcze. Z powodu bardzo dużego ruchu związanego z weekendem i sporego korka na Brenner, meldujemy się na miejscu z poślizgiem, ale czasu było wystarczająco na zrobienie zaplanowanej trasy. Jeszcze tylko posiłek, szybkie przepakowanie i jadymy z koksem :> Na początek krótki, dwukilometrowy zjazd z Penii do centrum Canazei, rondo, i początek pierwszego podjazdu trasy nazywanej: Sella Ronda. Nazwa nieprzypadkowa - drogi prowadzą w większości tymi samymi terenami, którymi w zimie można na nartach śmigać. Start w Canazei jest na ok 1400mnpm, pierwszą przełęczą do pokonania jest Passo Sella (2240m). W kolarskiej nomenklaturze podjazd należy do kategorii "HC", czyli najwyższej możliwej, 800m przewyższenia robi swoje... Ale jest on całkiem znośny :-) Droga wije się po serpentynach konsekwentnie w górę, dość stromo, ale poniżej granicy bólu. Wysokości przybywa, lasu ubywa, a przed oczami pojawiają się monumentalne skały Dolomitów. Po drodze mnóstwo napisów na asfalcie, ledwie kilka dni wcześniej prowadził tędy królewski etap Giro d'Italia. Wypatruję naszych, swojskich napisów, jednak wszędzie tylko Nibali i Nibali... jednak Włosi go kochają :-) Ja podążam w ciut wolniejszym tempie ( :-P ), ale póki co jest dobrze - intensywny początek sezonu nie poszedł na marne. Jest coraz wyżej, robi się chłodniej, a krajobraz coraz bardziej surowy, jedynie szosa niezmiennie z jednego zakrętu w następny. W końcu po niespełna godzinie, mogę zrobić zasłużony postój, pierwszy skalp zdobyty :-D Pogoda się pogarsza, jest ryzyko opadów, ale widoki mimo to przednie: Po kilku chwilach odpoczynku na Passo Sella, czas na dalszą drogę. I tu wychodzi brak doświadczenia... a konkretnie brak cieplejszej odzieży na zjazdy. Dzień był ciepły, ale popołudnie już takie nie jest, tym bardziej w górach. Chłód zabrał przyjemność ze zjazdu malowniczą szosą, ale zjazd ten był krótki, raptem kilkukilometrowy. Czas na następny podjazd: Passo Gardena. Przełęcz niższa od poprzedniej, dodatkowo start z większej wysokości, więc dość sprawnie to idzie. Po drodze krótkie wypłaszczenie i jedzie się niemal przy samych ścianach skalnych, na horyzoncie już widać premię górską. Po wjeździe na przełęcz już nie zatrzymuję się na zbyt długo, żeby nie tracić ciepła i zaraz ruszam w dół. Ten zjazd już znacznie fajniejszy - długi, kręty i wymagający. Dobry asfalt, więc można poćwiczyć technikę. Obok serpentyn łąki, którymi prowadzą trasy narciarskie, miejscami jeszcze trzymają się resztki śniegu. Jeszcze tylko przejazd przez miejscowość Colfosco i zaraz koniec zjazdu w Corvarze. Tam podobnie jak zawodnicy na Giro, kieruję się na południe na przełęcz Passo Campolongo. Podjazd jest jeszcze krótszy, prowadzi z ok 1560m na 1875m, ale jak cała okolica, również bardzo malowniczy. I czas na kolejny zjazd i znów ćwiczenie opóźnienia hamowania przed zakrętami. Na dole już widać Arabbę. W miasteczku krótki pit-stop, tankowanie wody w fontannie przykościelnej i czas na ostatnią górę tego dnia: Passo Pordoi. Będzie to mój jeden z ulubionych podjazdów - umiarkowanie stromy, 33 numerowane serpentyny i 9km/647m do pokonania, by znaleźć się na wysokości ponad 2230m. Nogi cały czas dobrze "podają", więc i tą górę udaje się bez problemu podjechać "na raz" (wcześniej tylko Campolongo było z przerwą, ale zdjęciową) Na szczycie widać, że słońce już będzie się chować, a nad Canazei straszą ciemne chmury. Przede mną jeszcze najdłuższy, kilkunasto-kilometrowy zjazd. Bez zbędnej zwłoki ruszam na dół. Jest moc i full gaz :-D. W połowie zjazdu wjeżdżam na odcinek, którym zaczynałem dzisiejszą trasę. Jeszcze kilkanaście ponumerowanych zakrętów, rondo w Canazei i krótki podjazd do mety. I można urządzić sjestę. Bilans dnia to ok 68km, przy 2,5km przewyższenia. Średnia słabiutka, więc jej nie podam :-P cdn...
    2 punkty
  2. Witam, jeśli będzie pogoda to warto. Będzie mało ludzi. Ale po 13 już się nie da jeździć przynamniej ja nie dawałem rady na Stubaju tydzień temu. Wypad w maju jest ciekawy rozwiązaniem do 13 narty a póżniej można podziwiać pięknie widoki z apatamentu/hotelu. Pozdrawiam życzę udanego wyjazdu!
    1 punkt
  3. Na interaktywnej mapie Tuxa możesz to sam ocenić (kliknij na trasy): http://winter.intermaps.com/hintertuxer_gletscher?show=lifts〈=en Jak widać rewelacji nie ma ale 3-ka przy gondoli10 EUB jest nienajgorsza - 370 m do zjazdu i pewnie trochę ponad 2 km trasy. Wyżej jest wolne krzesełko i orczyki i trochę stromsze trasy. Można więc powiedzieć, że jest trasa (4+3) mająca 600 m przewyższenia i może 3 km. A poza tym... już bardzo niewiele. W sumie jak na tę porę roku to nie ma co wybrzydzać. Pozdro Wiesiek
    1 punkt
  4. Będzie w weekend napiszę co i jak . Postaram się dać nowe fotki byliśmy w nowych miejscach. Nie ma to jak relacje w sezonie ciągle coś innego nowe trasy itd. Pozdrawiam narciarsko!
    1 punkt
  5. Cześć No to żeś mnie zaskoczył tymi Ropkami. Byłem tam chyba jakieś 38 lat temu jako członek 79WŻDH. Drużyna miała tam taka chatę którą restaurowała czyniąc z niej górska bazę. Była to wtedy zabita dechami dziura z paroma chatami i chyba jeszcze bitą drogą dojazdową a teraz widzę wypas nie omija nawet największych ustroni... Chodziliśmy wtedy sporo po okolicznych górach z dwoma kumplami głównie korytami potoków. Zaczęło się od pomysłu aby przejść przez gorę do Wysowej korytem potoku, który płynął koło chaty ( założyliśmy tam nawet hodowle pstrągów) i bardzo się zdziwiliśmy, że potok gdzieś w okolicach szczytu zanikł. Dojazd tam i z powrotem realizowaliśmy czasami pociągiem do Krynicy i stamtąd prze góry gdzie między innymi przechodziło się przez Lackową. Pamiętam że można tam było dość łatwo zmylić szlak bo częściowo szedł pasem granicznym a później gdzieś skręcał i zawsze się tego miejsca baliśmy. Nawet nie wiedziałem, że Lackowa jest najwyższym szczytem czegokolwiek. Wielkie dzięki za przypomnienie tych zajebistych czasów wolności. Pozdrowienia
    1 punkt
  6. Jutro będzie tydzień jak odwiedziłem Międzybrodzie Żywieckie, a dokładnie bardzo fajny, treściwy podjazd. Jeszcze niedawno myślałem, że w tym rejonie znam już wszystkie asfaltowe podjazdy, a tu się okazało że jednak nie! A więc możemy na szczyt wjechać z dwóch stron, ul. Widokową lub Akacjową, początek obu znajduje się bardzo blisko głównej drogi na Żar. Długość obu to około 600 metrów o średnim nachyleniu 12%. Przy okazji na szczycie mamy fajny widok. Poniższe zdjęcia przedstawiają właśnie początek podjazdu z jednej i drugiej strony plus widok z samej góry. Tak więc można zrobić sobie małą pętelkę, raz z jednej strony, raz z drugiej, ja tak właśnie uczyniłem. Po drodze zahaczyłem jeszcze o dolną stację kolei na Żar. A na koniec wracając do BB ponownie mój ulubiony Przegibek. Serdecznie pozdrawiam Maciek
    1 punkt
  7. Michał, my byliśmy zaproszeni do Przyjaciół więc nie nocowaliśmy w pensjonacie. Natomiast obejrzałem sobie dosyć dokładnie ten, który jest na początku szlaku i w fotkach w pierwszej części mojej relacji. Wygląda świetnie. Cisza, spokój, fajny standard, przy szlakach pieszych i rowerowych, przy strumyku, z placem zabaw dla dzieci - cudne miejsce na wypoczynek. Strona internetowa tego pensjonatu: http://www.ropki.eu/ pozdrawiam Mariusz
    1 punkt
  8. Dzień 2Tak jak pisałem dziś pogoda miała się pogorszyć, przełożyło się to tylko na większą ilość chmurek .Dziś ludzi wydawało się być więcej chociaż na stronie lodowca podano 4% pojemności ośrodka. Przy dolnej stacji gondoli dało się poznać większą ilość zorganizowanych grup zawodniczych. Na trasach lodowca rozstawione były dwa slalomy. Ilość tras otwartych taka sama jak wczoraj. Ludzi na kanapach średni 3-4 osoby co druga .Do przerwy jeździliśmy intensywnie stoki były zmrożone z każdym zjazdem od 4 coraz gorzej, słońce mocno grzało śnieg robił się ciężki i grząski. Po przerwie po dwóch zjazdach odpuściliśmy nie dało się jeździć w tak mocno hamującym śniegu.Na liczniku 35 km w dół. Zdjęcia przedstawiam poniżej miłego oglądania.Pozdrawiam narciarsko,magnusDux85
    1 punkt
  9. Trochę przewrotnie w tym wątku - jakoś nie zanotowałem tego wcześniej więc może i Wy przegapiliście. Od miesiąca mamy nowy rekord Haute Route Francuski zespół Bastien Fleury i Olivier Meynet w czasie 16:35 pokonał najsławniejszą skitourową turę Alp, czyli trasę Chamonix-Zermatt, tzw. Haute Route. Ich rekord jest o dwie godziny lepszy od poprzedniego! Dla tych co nie pamiętają: długość: 110 km łączne przewyższenia: – podbiegi: 8350 m – zbiegi: 7750 m pozdro Wiesiek
    1 punkt
  10. J - bar z Kasprowego... Ja za to w swojej piwnicy mam to: Po kilku dniach odczyszczony i już z oryginalną kotwicą zawisł w piwnicy: To jest najprawdziwszy orczyk Swoboda MkI. Takie były zakupione przez GON w Szczyrku w roku 1968 kiedy powstawał "Długi Górnik" w Czyrnej. Później okraszono nimi inne wyciągi, głównie Juliany, Cielętnik i Solisko-Suche. Zdaje się też były na Golgocie ale mocno przemieszane z późniejszym modelem znanym do dziś np z Soszowa. W Szczyrku nie było takich tylko na wyciągu na Małe Skrzyczne. Ten powstał jako ostatni i od początku miał bębny MkII.Mój TSW Swoboda MkI nie pochodzi jednak ze Szczyrku (u nas ostatnie MkI znikły w 1989r) a z Łotwy. Tam, koło miejscowości Madona znajduje się najwyższy szczyt tego kraju - Gaizinkalns, pagórek w typie naszej Wieżycy o szalonej wysokości 312m n.p.m. W czasach słusznie minionych, radzieckie władze zakupiły i postawiły tam oryginalny wyciąg Swoboda, pierwszej generacji. W przeciwieństwie do Polski jest to kompletny od A do Z austriacki wyciąg. Stoi i pracuje tam do dziś i wciąż ma bębny pierwszej generacji ! Dzięki internetowi i Facebookowi, nawiązałem kontakt z właścicielem wyciągu. Słono mnie kosztował zakup tego orczyka ale zrzuciłem się na niego wraz z Austriakiem z Alpinforum, człowiekiem dla którego tak jak i dla mnie ten bęben to istny Święty Graal. Czy dacie wiarę, że nawet w samym Carvatechu (dawniej Swoboda) nie udało się uzyskać ani informacji ani złamanego zdjęcia tego bębna..??! Tak, były takie, robili je w Traunsteinwerkstatten ale to było tak dawno, że nikt już nic nie ma! TSW Swoboda MkI - orczyk, o którym marzyłem od dziecka, wreszcie jest w moim posiadaniu. Co prawda kosztował 250€ i jeszcze w zamian oddałem mój odrestaurowany bęben MkII (z avataru), bo stan musi się zgadzać, ale wspomnienia, historia i spełnienie marzenia z dzieciństwa okazały się bezcenne! Piszczuś - tak nazywałem te bębny jako kilkuletni kajtek. Pod koniec rozwijania linki wydawały piskliwy dźwięk, takie "jiiiii" - i ten też tak robi! Miło było to usłyszeć po niemal 30 latach! Na razie bęben został umyty ekstrakcyjną i doczepiona została oryginalna drewniana kotwica - znaleziona kilka lat temu w magazynach w Czyrnej. Jest nawet oryginalna guma odbojowa. Jedyna różnica to linka, która w oryginale była stalowa (4mm) a tu Łotysz wymienił ją na plecionkę z polipropylenu nota bene identyczną z tymi jakie były stosowane w polskich Mostostalach, a która jest już w Polsce nie do zdobycia. Ta zamiana okazała się jednak zbawienna dla obudowy bębna, która ulegała nieraz niemal przepiłowaniu przez stalową linkę. No cóż.. mój bęben ludzi już wozić nie będzie, więc ori linka zostanie założona a przy okazji do oryginału powróci Mostostal MkI, w którym aktualnie jest plecionka ale z współczesna żeglarska... ;-)Zapytacie pewnie: "Jak można podniecać się jakimś kawałkiem aluminium - toż to tylko zwykły orczyk...?!"Ano można... ! Dla mnie ten bęben to jak pomost do czasów kiedy miałem 6 lat, gdy nie miałem kłopotów a świat wydawał się piękny beztroski i kolorowy...
    1 punkt
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...