Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Rumcayz

Użytkownik forum
  • Liczba zawartości

    58
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Zawartość dodana przez Rumcayz

  1. Rumcayz

    Korbielów 2018/19

    Proponuję nie drążyć tego tematu, bo zaraz dojdziemy do generalnego pierdolnika urbanistycznego panującego na większości obszaru kraju (pierdyliony wiosek typu ulicówka, domki "pod miastem", generalna suburbanizacja), czyli tematu z którego te same wnioski (finansowanie pewnych grup) można wyciągnąć. Różnica jest taka, że przy planowaniu wd. wzorów zrównoważonego rozwoju taki Korbielów mógłby w rachunku całkowitym przynajmniej wyjść na zero (bez totalnej dewastacji okolicznego środowiska).
  2. Rumcayz

    Korbielów 2018/19

    Prawdę mówiąc nie zwracałem na to jakoś szczególnie uwagi, ale zdaje się że wisiały. Zresztą na pełnym powiększeniu zdjęcia 5.1 (przynajmniej oryginału u mnie na dysku) nawet chyba je widać
  3. Rumcayz

    Korbielów 2018/19

    No dobra, na szybko reportaż ze wczoraj. Jeździłem 8-15 (z krótką przerwą na śniadanie przed 10), niestety w gruncie rzeczy non stop trzeba było katować 5kę (choć to i tak kupa zabawy). Jeździło się świetnie, ludzi mało, w szczycie "kolejka" do orczyka na Szczawinach była na... 45 sekund? Do końca dnia jakiejś znacznej degradacji stoku (muldy/odsypy) nie stwierdzono, poza faktem, że na odcinku Miziowa-Szczawiny powyłaziło trochę kamulców. Na tyle dużo, że będę musiał chyba w jednym miejscu ślizg zregenerować. Wniosek? Śniegu mogłoby być o jakieś 15 cm więcej. Czy da się zjechać ze Szczawin na dół już nie sprawdzałem; jako, że na Solisku była awaria wyciągu, to też się tam nie zapuszczałem. Odcinek Pilsko-Miziowa trzymał się IMHO bardzo dobrze przez cały dzień, faktycznie miejscami powyłaziło trochę zielonego, ale za to nie było kamieni. Na koniec dnia klasyka, czyli kac moralny - ta góra ma gigantyczny potencjał na topowy ośrodek w kraju, z którym z różnych względów jednak nikt nic nie robi. Parę fotek widoczkowo-poglądowych poniżej, kolejność chronologiczna. Jak widać wraz z upływem dnia pogoda dopieszczała coraz mocniej. 1. Hala Miziowa, sam początek dnia. 2. Górny odcinek 5ki, ratraka nie stwierdzono. 3. Hala Miziowa chwilę przed południem, Diablak w końcu wyjrzał zza chmur. 4. Kopiec, rzutów parę. 5. Końcówka dnia, morze chmur spod górnej stacji orczyka na Pilsko.
  4. Rumcayz

    Korbielów 2018/19

    Ja coś pecha przynoszę. W zeszłym tygodniu byłem w Chamonix - śniegu niet. Dziś przyjechałem do Korbielowa (specjalnie z Warszawy tylko po to, żeby jutro trochę pojeździć) i chciałem się się wieczorem rozgrzać, a tu o, awaria kanapy. Mam nadzieje, że wybaczycie Rzuci ktoś informacją jak było dziś na górze i dokąd dało się zjechać?
  5. Pozwolę się podpiąć: 08.12.18 będę w Chamonix, jakby jakiś forumiś był w okolicy i chciał poszusować, to niech śmiało pisze na PM.
  6. Hmm, jakie "miękko" masz na myśli? Kasza, czy po prostu miękki, ale jednak zwarty śnieg? Bo o ile w kaszy faktycznie prowadzą się nieco inaczej, to nie powiedziałbym, że było gorzej/lepiej. Było inaczej, to już było nie tyle uczucie jazdy na motocyklu, co raczej pływania w śniegu Choć mocniej trzeba było deptać narty, żeby fajnie w skręcie się zachowywały, to fakt. W takiej wiosennej wacie jeszcze na nich nie jeździłem, zawsze było albo twardo (lub wręcz lodowo), albo kaszowato, albo kopnie. PS: No tak, autokorekta w poprzednim poście -.- * na Pilsku i *gwoli podsumowania
  7. Z czysto freeride'owych historii tylko jeden dzień w zeszłym sezonie na jakichś czarno-zielonych Dynastarach, niestety modelu nie pomnę. Nie chcę się jednak o nich wypowiadać, bo trafiłem na świeżutki puch na Polsku, a na Thunderboltach w tak wzorcowych warunkach nie miałem okazji jeszcze jeździć. Zresztą freerider ze mnie żaden, dopiero uczę się o co w tym chodzi i poza zasięg widoczności krzesła się raczej nie zapuszczam. Podoba mi się sama idea jazdy poza trasą, więc wybrałem nieco szersze pod butem deski, coby nie topić się poza trasą. W każdym ośrodku staram się zrobić jakiś "skok w bok", ale zanim bardziej zacznę się w to bawić, to raz, że chcę zaliczyć jakiś poważniejszy kurs jazdy na tyczkach, a dwa znaleźć jakiegoś mentora, co mi tajniki freeridu zgłębić pomoże. Tak więc, gwoli podejmowania, pozatrasowe właściwości nart miały być dodatkiem do agresywnego, stokowego charakteru. Póki co nie narzekam.
  8. Rumcayz

    Kasprowy Wierch

    Słowo klucz: naszyzm. Jako naród nie umiemy w poważny biznes (najwyższy budynek w Polsce stawia właśnie słowacki HB Reavis), zagrożenia widzimy wszędzie, tylko nie tam gdzie one faktycznie są, a koniec końców zamiast skupiać się na tym, żeby cała społeczność (czy to w skali mikro, czy makro) miała lepiej, to każdy sobie rzepkę skrobie. Nie jest to oczywiście reguła, ale jak już myślałem że jest jakiś progres, to od kilku lat dzień w dzień dostaję kubłem lodowatej wody.
  9. A cholera wie, może być i tak, choć prędkości w czasie jazdy samochodem są generalnie zgodne (kilka % niższe) ze wskazaniami prędkościomierza. Inna sprawa, że na tak przygotowanym i pustym lotnisku jakie tam zastałem, to pewnie i dobrych naście km/h więcej by nie robiło wrażenia
  10. Małe sprostowanie: właśnie przejrzałem dane gps z ostatniego wyjazdu i wyszło na to, że na Hintertuxie też się zakręciłem w okolicy 100 km/h (zdaje się, że na Olpererze). Fakt, że tego nawet nie zauważyłem i nie odczułem, jest chyba najlepszym opisem tego jak Thunderbolty spisują się jako "paragigantki".
  11. Rumcayz

    Kasprowy Wierch

    Nie było, a chyba warto wkleić: https://wiadomosci.wp.pl/kasprowy-wierch-tylko-dla-polakow-prezes-kolejki-ujawnia-skale-goralskiego-hejtu-6215631552153729a Co ciekawsze fragmenty:
  12. Jak na moje, to lekkie buty mają być przyjemne do chodzenia. Nie ukrywajmy, przerwy na stoku sobie robimy, a cięższy but po prostu bardziej męczy nogi w trakcie chodzenia. Potem może się okazać, że takie niby nic jednak robi po kilku godzinach różnicę. I nic w tym dziwnego, dodatkowe obciążenie nie jest naturalne, to trochę inna rzecz niż nadwaga, do której organizm miał czas się przyzwyczaić. Choć ja tam wychodzę z założenia, że i nadwagę i nadmierne sprzętogramy należy zwalczać A ciężkie narty, cóż. Chyba nie miałem szczęścia do testowanych "lekkich". Albo strasznie kłapały dziobami, albo były strasznie wolne, co drewno, to jednak drewno. A to swoje waży. Choć od razu zastrzegam, że nie miałem okazji jeździć na żadnych grafenowych wynalazkach, a wydaje się, że w dłuższej perspektywie to może być prawdziwa rewolucja.
  13. Po 12 dniach na stoku z Thunderboltami (180 cm) mogę chyba podzielić się w miarę obiektywną na ich temat opinią. Krótka specyfikacja: konstrukcja camber, twin tip, pod butem dosyć szerokie (92 mm), również dosyć ciężkie (1,7 kg), promień skrętu 20 m. Wybrałem je jako pierwsze własne narty (do tej pory zawsze wypożyczałem), głównym przeznaczeniem miała być jazda po przygotowanych stokach, raczej szybko i długim skrętem, okazjonalnie także przystokowy "freeride". Przy szybkiej jeździe narta spisuje się bardzo fajnie: jest obłędnie stabilna, mój rekord póki co to 100km/h na Gąsienicowej, gdzie indziej nie było okazji tak się rozbujać, ale przy dość szybkiej jeździe, także na stromych stokach gdzie łuki są ciaśniejsze, świetnie trzyma zadaną trasę. Bardzo fajnie przyspiesza przy wyjściu ze skrętu. Najlepiej spisuje się na świeżo przygotowanym stoku oraz w lekko lodowych warunkach, choć w lekkiej kaszy również dają masę frajdy z jazdy. Gorzej jest oczywiście w ciasnym slalomie i na muldach, tutaj daje o sobie znać długość, sztywność i promień skrętu nart: trzeba albo mocno pracować nogami, albo ratować się ześlizgiem. Sam ześlizg ze zmianą kierunku bez problemu da się zrobić prawie że w miejscu, ale na początku miałem trochę problemów z długością tyłów nart, to jest jednak zupełnie inne czucie niż w slalomkach, czy komercyjnych gigantkach. Poza trasą też się fajnie spisują, 92 mm pod butem sprawia, że nie toną zbytnio w śniegu. Osobiście najlepiej jeździło mi się lekko opartym na piętkach nart, w kopnym śniegu są one wtedy najbardziej zwrotne, choć technika ta wymaga stalowych ud. Ciężko mi wydać jakąś uczciwą, miarodajną ocenę. Thunderbolty idealnie trafiły w moje wymagania - mimo wszystko żaden ze mnie narciarz, a szukałem nart którymi będę mógł poćwiczyć i na stoku i poza nim. Z drugiej strony jakbym mógł sobie na to pozwolić, to pewnie od razu bym wziął slalomki, gigantki i freeride'y oddzielnie - i pewnie jak już będę wystarczająco zadowolony z własnych umiejętności to do takiego zestawu będę dążył.
  14. Jeśli o sam flex, czy kształt botka chodzi, to pewnie warto. Z drugiej strony opisywane przeze mnie Atomici ważą 1680 g, a im starszy model tym waga buta będzie większa. A że komfort lekkości naprawdę dużo (przynajmniej mi) daje, dlatego na Twoim miejscu szukałbym raczej czegoś z tego sezonu, lub nawet przyszłego.
  15. W jeździe na nartach komórkowych doświadczenia co prawda nie mam żadnego, ale o butach dwa słowa powiedzieć chyba mogę. W tym miesiącu kupiłem Atomici Hawx Ultra 130, też się trochę zastanawiałem, czy nie będą za sztywne oraz za wąskie w stopie (w teorii powinno brakować 1-2 mm). Jak się okazało, kształt botka mi idealnie przypasował, a po kilkudniowym rozchodzeniu w domu cały dzień na stoku nie był żadnym problemem: żadnego rozpinania butów w przerwach, w środku ciepło i sucho. Jak się coś robiło lekko nie tak, to był znak, że trzeba język lekko podciągnąć. Jeżdżone były na Majesty Thunderboltach 180, więc ani to gigantki ani komórkowce, ale o przełożeniu ruchu z nogi na nartę złego słowa nie powiem, wszystkie błędy techniczne były ewidentnie własne.
  16. Uszanowanie! Wydarzyła się taka sytuacja iż niezaspokojon tegorocznym nartowaniem w Tatrach postanowiłem Wielkanoc spędzić co prawda rodzinnie, ale i wyjazdowo. Padło na Alpy, a dokładniej Zillertal, choć pierwotnie nastawiałem się raczej na Dolomity. Zadecydowała odległość (jest to jednak kawałek dalej, za daleko jak na tylko 4 dni na nartach) i brak przekonania czy warun będzie sprzyjający. I zdaje się iż wybór był całkiem trafny, bo doszły mnie słuchy, że w Dolomitach było dosyć deszczowo (prawda li to?). Z drugiej strony w Zillertal pogoda też nie rozpieszczała: pierwsze trzy dni były mocno pochmurne i wietrzne, dopiero ostatniego dnia trafiła się całodniowa, pełna lampa. No to zaczynamy: wyjazd z Warszawy w czwartek 29.03 skoro świt (a nawet trochę przed), na miejscu (w Stumm, obok Kaltenbach) meldujemy się gdzieś w okolicach 20: z bliżej nieokreślonej przyczyny spędziliśmy godzinę w korku na autostradzie pod Rosenheim. Trasa dosyć standardowa, czyli Warszawa-Łódź-Wrocław-Zgorzelec-Drezno-Zwickau-Norymberga-Ingolstadt-Monachium-Rosenheim-Kufstein i E45 na Innsbruck. Stumm to typowa tyrolska wioska, ale jak zawsze w krajach germańskich przytulność, zadbanie i miodność mieścin jest nie do opisania. Rodzime "kurorty", nie wspominając już o zwykłych wsiach i miastach to obraz syfu, nędzy i rozpaczy. Reklamowy pierdolnik, architektoniczne gargamele, mała architektura, zaadoptowanie przestrzeni (urbanistyka głupcze!), jakość powietrza, czyli wszystkie bolączki polskich miejscowości w Tyrolu stanowią wręcz wzór do naśladowania. A więc Stumm: Pierwszy dzień, na rozgrzewkę, spędziliśmy na stacji Kaltenbach. Ciężko powiedzieć czy mi się podobało, dla mnie chyba trochę zbyt łatwe i za mało zróżnicowane trasy, choć Z-etka oferuje bardzo przyjemna doznania wizualne. Warunki do jazdy mocno takie sobie, choć mogę być trochę nieobiektywny, bo poza kilkoma zjazdami zapoznawczymi z samego rana potem wziąłem się za pomoc ojcu i matce w nauce obsługi nart - dobrych parę lat nie jeździli, a i nigdy im to jakoś rewelacyjnie nie szło. Na niebieskich trasach tłumy, sam śnieg jakiś taki strasznie tępy; koło 12 zaczął lekko puszczać i dało się pojeździć, ale wcześniej było na tyle źle, że zastanawiałem się czy przypadkiem nie zapomniałem jak się jeździ oO'. Pogoda jak na zdjęciach, czasem wyszło trochę niebieskiego, ale generalnie raczej chmurno, a na górze na dodatek mocno wietrznie. Trasa zjazdowa (czarno-czerwona) do dolnej stacji gondoli w stanie dramatycznym: mulda na muldzie muldę pogania, w dolnym odcinku dodatkowo sporo przetarć i małych kamyków; w skrócie walka o przetrwanie i zero przyjemności z jazdy. Jak się okazało starszyzna rodzinna została w Kaltenbach na jeszcze jeden dzień (chyba przekonała ich mnogość "oślich łączek" ), podczas gdy ja z Zuzą udaliśmy się do Mayrhofen, na Penken. A tam powitała nas chmura i widoczność raczej zła niż umiarkowana, choć z godziny na godzinę robiło się coraz lepiej, aż w okolicach południa pojawiły się przebłyski błękitnego nieba. Natomiast przygotowanie tras, co mnie zszokowało było zwyczajnie słabe: czarne trasy niewyratrakowane, duża część czerwonych także. Spowodowane to było zapewne dosyć intensywnymi opadami śniegu w nocy, ale mimo że mam narty całkiem fajne do jazdy w puchu (Majesty Thunderbolt 180), to w momencie gdy 15-20 cm warstwa świeżego śniegu jest przeorana z każdej strony przez narciarzy, to ja z jazdy w czymś takim przyjemności nie odczuwam. Muszę natomiast przyznać że śnieg był dużo bardziej "do jazdy" niż ten zastany dzień wcześniej w Kaltenbach, choć to raczej nie jest zasługa ośrodka W związku z tym po południu przeniosłem się na drugą stronę góry, do Rastkogel, gdzie jak się okazało warun do jazdy był wyśmienty: równo i dosyć twardo (ale do lodu duuużo brakowało) do samego końca dnia. Następnego dnia mieliśmy udać się do Zillertal Arena, ale stwierdziliśmy, że zostaniemy w Mayrhofen na jeszcze jeden dzień: do mnie i Zuzy dołączyli rodzice i brat, więc po krótkim zapoznaniu ich z ośrodkiem ruszyliśmy na dalszego jego zwiedzanie. Pogoda podobna jak dzień wcześniej, czyli w kratkę: trochę chmur, trochę słońca; zmienność co 20 minut, temperatura od zera do lekkiego plusa. Natomiast same warunki śniegowe były rewelacyjne: wyratrakowano w końcu wszystkie trasy, warun świetnie trzymał się do 14 (w całym ośrodku), potem muldy stawały się coraz bardziej przeszkadzające. Rastkogel umiarkowanie twardy; Penken na górze bardzo twardy, miejscami pokryty mało miąższą warstwą miękkiego, zaś na dole umiarkowanie twardy, a po południu przyjemnie kaszowaty. I jak się okazało na sam koniec ta kaszowatość mnie zgubiła: pierwsze co zrobiłem tego dnia, to uderzyłem na Harakiri i zjazd był obłędny: równiutko, twardo i pusto: można było się nieźle rozbujać i pociągnąć całą trasę długimi skrętami. Skoro więc Harakiri "odhaczone", to został mi jeszcze Czerwony Diabeł, czyli trasa nr. 12. Pech chciał, że prawie że o niej zapomniałem i zjechałem nią ostatnim zjazdem. O ile na górze warun był dla mnie perfekcyjny: lodowo, idealnie pod ostre krawędzie, podobnie jak na Harakiri rano ,tak tutaj o 16 można się było rozbujać i potraktować zjazd carvingowo. Ale jak wspomniałem zgubiła mnie kaszowatość śniegu. Mianowicie w dolnej, nadal stromej, części trasy, gdzieś od linii lasu, przebijające czasem słońce dało o sobie znać rozmiękczając śnieg na przyjemną kaszę. Tyle że późna godzina sprawiła że zamiast miękkiego zjazdu były raczej miękkie muldy (trasa jest dosyć trudna, mniej wprawni narciarze mocno tam "zamiatają"), na dodatek trafiłem na moment, gdy lekko się tam zagęściło ludźmi. Spokojnie sobie zwolniłem do mocno rekreacyjnego tempa, ale w którymś momencie nie wyczułem rytmu narciarza przede mną i unikając zderzenia musiałem gdzieś zaczepić kantem narty o odsyp. Utrata równowagi, salto, wypięcie nart, lądowanie. Noście kaski, pęd lądowania sprawił że dosyć konkretnie uderzyłem tyłem głowy w stok (w tym miejscu akurat z wymiecionym śniegiem); gdyby nie kask pewnie bym stracił przytomność i miał przynajmniej lekkie wstrząśnienie mózgu. Swoje też pewnie dołożyła jazda z plecakiem, to jest mimo wszystko trochę inny środek ciężkości w czasie jazdy, więc bez niego różnie by mogło być; oczywiście, jak to ja, pierwsze co zrobiłem to sprawdziłem że przypadkiem nie połamałem okularów Zuzy, które w tymże plecaku miałem . Koniec dnia to spacer po Mayrhofen, jeszcze bardziej uroczym niż Stumm, wrażenie robi zwłaszcza dolna stacja Penkenbahn, usytułowana w centrum miasteczka - miejscami liny kolei przewieszone są dobrych kilkaset metrów nad dnem doliny. W końcu nadszedł czas na prawdziwą truskawkę na torcie, czyli lodowiec Hintertux. Dużo sobie po nim obiecywałem, a poranek wyglądał obiecująco. Jak się okazało, nie zawiodłem się ani trochę - miłość od pierwszego zjazdu; euforia równa tej w czasie pierwszego w życiu zjazdu Goryczkową i podobne co na Kasprowym odczucia - wysokogórski klimat, obłędna szerokość tras i zróżnicowany profil każdej z nich; choćbym chciał to bym nie znalazł zjazdu na którym mógłbym się nudzić. Pogoda idealna: pełna lampa, temperatura na lekkim minusie, umiarkowanie wietrznie i perfekcyjne przygotowanie stoków, czyli to co tygryski lubią najbardziej (no dobra, mogłoby jednak trochę mniej wiać, bo momentami - w czasie przerw - było trochę irytująco). Nie ma co się rozwodzić, zdjęcia wyrażą więcej niż tysiąc słów: Znalazło się też miejsce na lekki freeride Mimo, że rynna była mocno zjeżdżona, to śnieg był przyjemnie miękki. Fajowo! Ostatni zjazd chwilę przed 16, prosto z Gefrorene Wand. Niestety gdzieś od 13 na trasach pojawiało się coraz więcej muld i odsypów, o ile dla mnie nadal było bardzo fajnie, bo raz że można było w miarę sensownie poćwiczyć pracę nóg na nierównościach; a dwa że po bokach trasy były fajnie wymiecione, przez co powstały twarde pasy po których można było poszaleć krótkim skrętem. Niestety Zuza była mniej zadowolona, bo jako że jej styl jazdy jest mocno rekreacyjny, to i nie miała się z czego zbytnio cieszyć. To co mnie natomiast zdziwiło to fakt, iż w kontraście do zjazdówki na Kaltenbach, tak na Hintertuxie trasa 1a (z Sommerbergalm do stacji początkowej) okazała się bardzo przyjemna do zjazdu na koniec dnia: lekko miękka, ale bez znaczących nierówności i na całej długości bialutka. Aż zacząłem żałować, że zjechałem nią tylko raz. No ale co się odwlecze, to nie uciecze... Pozdro!
  17. W tym roku sobie darowałem Szczyrk; chciałem uniknąć ferii i weekendów (coby się mocno wyjeździć), a w tygodniu nie bardzo było jak wyrwać się z Warszawy na krótki wypad. Co nie zmienia faktu, że na widok zdjęć ślinka cieknie, mimo że w czwartek obieram azymut na Zillertal. No chyba że w połowie kwietnia jeszcze będzie/spadnie śnieg, to na zakończenie sezonu wpadłbym na Skrzyczne, miast na Kasprowy A jak nie, to liczę przynajmniej na śnieżny grudzień! Natomiast, patrząc po ilość ludzi na zdjęciach, odnoszę wrażenie, że przez najbliższych kilka(naście?) lat czeka nas w Szczyrku jeden wielki plac budowy. TMR/SMR ma swoją politykę, więc krok po kroku będą zagęszczać wyciągi (i miejmy nadzieję trasy) i nie zdziwię się, jak, po dopracowaniu systemu naśnieżania, porwą się na zagospodarowanie południowych stoków Skrzycznego. Analogiczne możliwości ma zresztą COS na stokach wschodnich. Lawina (ludzi -> popytu) ruszyła, technika naśnieżania idzie do przodu, jestem ciekaw jak to się rozwinie. Geomorfologicznie góra jest wręcz idealna na duży ON
  18. Rumcayz

    Polska - nowe inwestycje

    Bez przesady z tym wykluczeniem komunikacyjnym, z Żywca do Korbielowa jest 6 km dalej niż z Liptowskiego pod Chopok. Choć i tak zostają samochody + autobusy. A szkoda, choć tutaj wina naszej beznadziejnej ulicówkowej urbanistyki; nie wiem kto i kiedy wymyślił że taka zabudowa ma jakiekolwiek plusy, ale przeprowadzenie jakiejkolwiek inwestycji w PL bez wysiedleni jest prawie że niemożliwe Myślę, że prędzej czy później ktoś się na poważnie zainteresuje inwestowaniem tutaj, potencjał rynku narciarskiego w Polsce jest bardzo duży, ale jak już koledzy wspomnieli, bez zmian prawnych przeprowadzenie jakiejkolwiek sensownej inwestycji może być niemożliwe. No i zgadzam się z tym, że nowe wyciągi, z narciarskiego punktu widzenia, bez nowych tras nie mają żadnego sensu. Miejsce jest, ale z drugiej strony - rzeczona Pracownia... Choć obecnie IMHO priorytet to i tak naśnieżanie + ew. lekkie poszerzenie części tras. 18km to na nasze warunki bardzo sensowna ilość, lepiej chyba najpierw zadbać o warunki śniegowe, potem brać się za rozbudowę oferty. + podbijam pytanie Honza do leitnera. EDIT: okej, brzmi bardzo obiecująco, ale mam dziwną nieufność do tych wszystkich "Narodowych coś tam, coś tam", niestety mocno to wieje "Misiem", a Bareja wiecznie żywy. Jedno pytanie: możesz zdradzić jak ma się do tego Karkonoski Park Narodowy? Mam na myśli stawiane wymagania i ograniczenia.
  19. Rumcayz

    Czarny Groń koło Andrychowa

    Mea culpa, wybacz, zapamiętam miałem błędne przekonanie, że Uhrocie odnosi się do całej grzędy, a poszczególne kulminacje są w klasycznej formie pojedynczej. Tylko jakbyś mógł wypunktować co w tym wielkiego, bezsensownego i niszczącego? W tej formie o jakiej pisałem? Pytam absolutnie poważnie, bo może mi coś zwyczajni umyka.
  20. Rumcayz

    Czarny Groń koło Andrychowa

    Mitek, mimo wszystko uważam, że limity godzinne są prostsze, bardziej przejrzyste i przyjaźniejsze zarówno dla zwykłych spacerowiczów, jak i taterników. Żyjemy w XXI wieku, biletowanie wejściówek do Parku Narodowego na podobnej zasadzie co np w PKL nie jest problemem. Bilety do nabycia przez internet (choćby przez głupią apkę na smartfony), w biletomatach, albo w kasie; na konkretną godzinę (np. wejście na teren parku między 7:00 a 8:00). Na dostępność w kasie "od ręki" (chyba że zimą) bym nie liczył, ale jak ktoś faktycznie będzie chciał, to kupno wejściówek z wyprzedzeniem nie powinno być żadnym problemem. Tak sobie jeszcze myślę, że faktycznie godne rozważenia byłoby ograniczenie godzin wejścia na teren parku, np. do 12/14 (lato/zima; strzał całkowicie od czapy, przecież nie każdy szlak prowadzi w okolice głównej grani), z wyjątkami dla osób posiadających nocleg w schronisku. Wszelkiego rodzaju nocne eskapady itp. bym podłączył mimo wszystko pod wejścia "profesjonalne" wymagające szkolenia/egzaminu GOPR i TPN. Dodatkowo służba graniczna i wojsko pewnie by się ucieszyło, bo mieliby pole do zabaw w dziedzinie pilnowania i wyłapywania wejść na teren parku poza bramkami (na zasadzie współpracy w rozwoju infrastruktury i oprogramowania obsługującego monitoring). Jeeb, przesadzasz kto byłby zadowolony? Kasprowy jest obecnie w takim stanie (pod względem dostępności narciarskiej), że każda inwestycja będzie przyjęta z pocałowaniem ręki. Obecnie masz 12 km tras (z czego 5 km zjazdowych); wymienione przeze mnie trasy (bez Suchego Żlebu) to jest 10 km tras zjazdowych + 7 km nartostrad. Niby tylko 5km więcej, ale te 5 km to samo najlepsze narciarskie mięcho, więc narciarze zadowoleni będą na pewno. Większy problem może mieć inwestor: potrzebne oprócz jednej/dwóch armatek, modernizacji wyciągu w Goryczkowej i łącznika Goryczkowa-Gąsienicowa - w dowolnej formie, byle wygodniejszej niż obecnie - byłyby jeszcze trzy krzesła, lub dwa krzesła + orczyk na Uhroć i ewentualny podciąg w Gąsienicowej. O ile z pewnością przez pierwsze lata po hipotetycznej rozbudowie karnety by schodziło na pniu przez cały sezon (grudzień - koniec maja), to obecny limit przepustowości gondolki (360 os/h zimą, okrojony przez ekologów) prawdopodobnie przełożyłby się na rozłożenie inwestycji na dłuższy okres czasu (krzesło na rok? Ale tak jak mówię, przyjmę z pocałowaniem ręki), zamiast jednego/dwóch sezonów budowlanych na wszystko, oczywiście już po przejściu wszelkiej papierologii.
  21. Rumcayz

    Czarny Groń koło Andrychowa

    Z wypowiedzią Coswortha zgadzam się w pełnej rozciągłości, ale TPN nie jest do końca przejrzystą instytucją (TANAP zresztą również, o ile nie bardziej). Co prawda doświadczenia zawodowe kolegów są takie, że przeważnie dają zgody o które się prosi (kwestie naukowe), sam zresztą mam obecnie w przemiale dwa swoje wnioski, ale jak się już w terenie obserwuje pewne działania to ma się niezły dysonans. I tenże dysonans mam na myśli. O ile absolutnie zgadzam się z opinią ekologów, że Tatry są zwyczajnie malutkie, a przy okazji bardzo zróżnicowane, przez co celowości rygorystycznej ich ochrony nie da się podważyć, to w ogólnym rozrachunku jest coś nie halo. Z jednej strony mamy historię narciarskiego Kasprowego, gdzie jest non stop pod górkę, a z drugiej - w żaden sposób niekontrolowane - tabuny ludzi w sezonie letnim. Coś takiego jak służba ochrony parku fizycznie nie istnieje, a za wszelkie wykroczenia (zwłaszcza śmiecenie, czy spowodowanie zagrożenia bezpieczeństwa, ergo pożar itd.) powinny być tak drakońskie kary, że delikwent następne wakacje zobaczy najwcześniej za 3 lata. Tak samo słynna historia oczyszczalni (sic!) w schronisku w Dolinie Pięciu Stawów; całościowo polityka wobec obszarów chronionych się zwyczajnie nie trzyma kupy. Jedyne w mojej opinii kompromisowe wyjście, biorąc pod uwagę wielkość Tatr oraz liczbę potencjalnych "klientów", to jest równoległe: 1) wyznaczenie obszarów narciarskich wraz z formą ich docelowego zagospodarowania (de facto obszaru Kasprowego); 2) wyznaczenie maksymalnej dziennej liczby turystów na obszarze całego parku, ORAZ w poszczególnych dolinach (na zasadzie zliczania wejść do doliny u jej ujścia, ograniczyłoby to pielgrzymki na MOko itd., a jednocześnie bardziej ambitni turyści spokojnie mogliby się przemieszczać z doliny do doliny na zasadzie karnetu); 3) bezwzględne wyłapywanie naruszeń regulaminu TPN przez Służbę Ochrony Parku, wraz z egzekwowaniem (wysokich) kar finansowych 4) wprowadzenie puli zezwoleń pozaszlakowych dla profesjonalistów* oraz wycieczek z przewodnikiem * obejmuje osoby ze szkoleniem GOPR i TPN; to drugie mogłoby obejmować (mówię teraz z pozycji narciarza) np.: szkolenie skitourowe, aby delikwent dokładnie wiedział gdzie i kiedy może zjechać upatrzoną trasą.
  22. Rumcayz

    Czarny Groń koło Andrychowa

    Panowie, skaczecie ze skrajności w skrajność. Zrównoważony rozwój polega na osiągnięciu jak największej korzyści przy jak najmniejszej ingerencji w przyrodę. Za robieniem z Kasprowego Chopoku sam bym protestował, w odpowiednim temacie sam pisałem, że nie jestem przekonany czy pomysł TatraSkiLobby do owyciągowania Krokwi i Nosala ma jakieś plusy poza masowością. Niech sobie każdy odpowie gdzie jest granica między fajnym ON a Disneylandem. Zresztą ja nawet nie do końca o Kasprowym myślałem pisząc poprzedniego posta, bo konflikty na linii ekolodzy-inwestor są przy każdej inwestycji. Czym innym jest wycinanie setek drzew pod trasy, a czym innym zagospodarowanie hal czy kotłów. Przecież w tym drugim wypadku nie ma konieczności zrywania wierzchniej warstwy gleby. Czym innym jest naśnieżanie całego ośrodka, a czym innym naśnieżanie jego newralgicznych odcinków. I już na koniec, wracając do Kasprowego, skoro o nim mowa: gondolka skutecznie limituje jego dostępność i niech tak zostanie. Co nie zmienia faktu, że na górze można zrobić dużo więcej bez zagłady świstaków, niedźwiedzi, muraw i krajobrazu. Mamy skansen, a jest możliwość zrobienia (podobnie jak na Pilsku) na wypaśnego (pod względem wrażeniowym), ale kameralnego (pod względem zatłoczenia) ośrodka.
  23. Rumcayz

    Czarny Groń koło Andrychowa

    Hmm, no to co by nie mówić jest to mimo wszystko całkiem progresywne podejście z którym w zasadzie się zgadzam. Wszystko sprowadza się do tego, czy "straty" faktycznie będą dla przyrody stratami. Fakty są takie, że można zbudować ośrodek narciarski bez strat dla przyrody, oprócz start nazwijmy to "krajobrazowych". Oczywiście są to koszty związane z dużej skali badaniami, analizami i zabezpieczeniami, jednak jeśli ktokolwiek z TPN, czy jakiekolwiek innej ekoorganizacji, by na coś takiego poszedł, to byłaby niepowtarzalna szansa na zaprezentowanie w praktyce definicji zrównoważonego rozwoju i obalenie mitu o "narciarskim przemyśle zniszczenia". Tyle że tutaj potrzebna by była tez chęć w drugiej strony, a nie jestem przekonany czy właściciele ośrodków oby na pewno nie liczą wyłącznie na tani zysk...
  24. Rumcayz

    Czarny Groń koło Andrychowa

    Tak z ciekawości: możesz powiedzieć dlaczego wd. niego jedynym rozwiązaniem jest zgniły kompromis? Chyba że idea ochrony przyrody sprowadza się wyłącznie do "nie tykać, nie ruszać".
  25. Jeśli by takich Szczyrków / Pilsków było u nas z 5, od Szrenicy po Gorce/Pieniny i do tego jeszcze ze dwie Białki w Bieszczadach oraz przynajmniej minimalnie rozbudowany i zmodernizowany Kasprowy, to może, moooże faktycznie zauważalnie mniej ludzi by się wybierało w Alpy. Ale póki co jest jak jest i aż tak bym daleko nie wróżył. No ale wiadomość świetna tak, czy tak; tylko pytanie o źródło - na FB SON nic nie widzę.
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...