Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Wujot

Użytkownik forum
  • Liczba zawartości

    2 726
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    114

Odpowiedzi dodane przez Wujot

  1. 49 minut temu, sstar napisał:

    Widzisz to, ze ty nie masz serca, czy ci nie imponuje jest normalna postawa bez szydery. A to, ze my byśmy nie wytrzymali oznacza tylko tyle i aż tyle, ze warto powściągnąć się nieco w ferowaniu wyroków i prześmiewczych komentarzach. Tylko tyle i aż tyle. Ostatnio czytałem o Tellerze, choć Oppenheimer teraz modny, smutna historia.

    W kwestii cytatu, który zapoczątkował dyskusję, to pomijając, fakt, że nie wiemy czy jest prawdziwy, czy autorem jest "guru" to gdyby przez chwilę założyć, że prawdziwy to uważam, że jest niedopuszczalny. Nie wyobrażam sobie, że ktoś żyjący z klientów może deprecjonować ich osiągnięcia. 

    Myślę, że to fejk.

    • Thanks 1
  2. 40 minut temu, sstar napisał:

    Nie mam serca to rozumiem, bo sam nie mam i jak zapewne wiesz duch eksploracji mi jest bliższy. Ale podobnie jak doceniam Kozere jak tam pływa na tej Stradomli w te i we wte to i Harila budzi szacunek za tempo jak i Steck czy Jornet. Ale prostackie podśmiechujki są zwyczajnie żenujące. Szczególnie gdy nawet nie autorskie, a memowe i żarty takie rubaszne. Rodem Janusza jak rzuca do Grażyny z przekąsem… nawet nie umiem czegoś śmiesznego zapodać. Trzeba pamiętać, że my na tych 5k byśmy umierali zwyczajnie i bez godności. Jak innych lepszych wielu.

    Bez sensu jest porównywanie naszej amatorskiej po godzinach działalności z zawodowcami. Kompleksy to mogłem mieć patrząc na osiągnięcia czołówki z mojej branży zawodowej. Było to impulsem aby nie zostawać z tyłu i łapać się w szeroko pojętym peletonie. 

    Mnie średnio imponują te działalności, o których Lem pisał, "móżdżkowe". Zdecydowanie bardziej ci którzy dobrze i z empatią wykonują swój zawód. Powiedzmy lekarski albo ktoś jest wolontariuszem w hospicium, albo dla odmiany tworzy narzędzia naukowe i techniczne nowego świata. Tych wszystkich co grają w grupie a nie na siebie. Może ta Szwedka podnieca co niektórych swoim zaparciem w dążeniu do celu, może jest jakimś wzorcem, a może tylko szybką rozrywką dla gawiedzi. Z tego wyczynu, poza zmarnowaną kasą (i wpisaniem się w nowe trendy), niewiele zostanie. A taki Watson zbudował podwaliny nowego świata albo Turing. Przy takiej perspektywie możemy zapytać i co z tego, że tak się sterała?

  3. 29 minut temu, sstar napisał:

    porównują jabłka z gruszkami i dziwią się jak Marceli Szpak światu... ech. PS daleko nie trza szukać depozyty na grani Tatr to był dla niektórych standard...

    Zgadza się. Dopóki była pula nowych tematów, czyli pierwsze wejścia, pierwsze wejścia kobiet, pierwsze wejścia w zimie to wszystko było jasne. A teraz trzeba stworzyć nowe kategorie w tym te szybkościowe. Na razie "tylko" 14 x 8000 ale później na wzór Iron Manów - 3 x ( 14 x 8000) albo i 10 x. Gdzieś w tle został styl (bo kogóż to interesuje) liczy się tylko tempo. Wydaje mi się, że wyczyn Harilli spokojnie może być porównywany do wybitnych wejść poprzedników bo to jednak musiał być potężny wysiłek nawet jeśli na małpie w całości. Ale w tym momencie ta cała absurdalna otoczka (olbrzymie środki i właśnie sam fakt ścigania i gonienia) powoduje, że całkowicie do tego nie mam serca. Czy w himalaizmie rzeczywiście chodzi o to aby kosztem tego olbrzymiego, przeskalowanego wsparcia, ścigant zaliczył tych parę szczytów? Jakoś rekordy na haute route nie budzą mojego sprzeciwu, ale ten wydaje mi się wynaturzeniem. Jakkolwiek na pewno logistycznie i fizycznie to osiągnięcie. Choć za chwilę jakiś "Kilian Jornet" udowodni, że można ten czas jeszcze poprawić o połowę. 

    W całej tej dyskusji traci się troszkę sens sprzed oczów. Eksploatorstwo, wytyczanie nowych przejść, pokonywanie przyrody zostało zastąpione absurdalnie drogim wyścigiem bo to gawiedź kupuje (albo i firmy). Wiem, ze biznes się kręci, że już nóżkami przebierają nowi zawodnicy, że firmy przewodnickie liczą dutki... Słowem nie ma się co czepiać bo skoro "stary" himalaizm zjadł swój ogon to pora go przekształcić w nową prężną gałąź.

    Tak, że "broniąc" szwedki jesteś trochę advocatus diaboli. 

    • Like 1
  4. 3 godziny temu, sstar napisał:

    Błądzisz oprócz przechodniości w pamięci założyłeś symetrię, na samej przechodniości byś tego argumentu nie przepchnął.

    Weźmy może porządek jeśli Wujot jest lepszy niż MarioJ i lepszy niż Star to nadal nie wiadomo, kto jest lepszy MarioJ czy Star, bo przecież świat nie jest liniowy... a tak w ogóle to Wujot z definicji jest najlepszy;-) z tym na pewno się zgodzisz. Łubudubu.

    podobnie Harila i ten guru (nie znam czlowieka) o którym wspomniał MarioJ - prawdopodobnie startowali nie tylko w innym czasie, ale także w innych zawodach, bieg ukończyli, a tylko miejsce może i było podobne, choć pewności nie mam, czy jedna po Himalajach, a inny po Tatrach nie hasali, tak więc ciężko porównywać, No chyba, że ktoś ma ego tak rozdęte, że przychodzi mu to łatwością. Był taki rysunek, na takiej huśtawce siedział z jednej strony zażywny jegomość, a na drugim końcu szczupły gościu i o dziwo mimo równych ramion (siły) czyli symetria ten chuderlak jakoś był na dole, czyli przeważał tego drugiego co wyglądał jak balon - ktoś skomentował tego obszerniejszego - musi być pusty w środku... to tak a propos ego.

    też mam sentencję, a nawet wiersz, jebać biedę, mamy 600 lecie w Łodzi... Waligórskiego... ta względność też ok...

    ara11.gif   ara13.gif
     

    W góry

    W góry, w góry miły bracie
    Tam swoboda czeka na cię  
    W góry, w góry miły bracie  
    Tam swoboda czeka na cię  
    W góry, w góry miły bracie  
    Tam swoboda czeka na cię  

    Pisał kiedyś Pol Wincenty  
    Miast spokojnie czekać renty  
    Przez to hasło pana Pola
    Jakże ciężka nasza dola
    Kto żyw w mieście, w polu, w lesie
    Uporczywie w górę pnie się  
     

    I tak sobie właśnie śpiewa

    W góry, w góry miły bracie...

    O jednego tam widzicie
    Właśnie wylazł, siadł na szczycie
    I wyciągnął wielki hebel
    I wygładził sobie szczebel
    Po czym dalejże ze szczytu
    Zrzucać stosy akt, monitów
    Tu uchwała, a tam bilans
    Bo co ni ma jak se wylazł

    W góry, w góry miły bracie...

    Lecz jak szczur na wieżę w Pizie
    Już następny za nim lizie
    Nagle wszystko poszło gazem
    Buchnął krzyk: "Hej! Chłopy, razem!"
    I już tam gdzie tkwił ten piewnik
    Całkiem nowy wlazł "taternik"
    Ale hola, nie na długo
    Już tam w dole słychać lu-go

    W góry, w góry miły bracie...

    I tak przez te głupie rymy
    W górę, w górę się uczymy
    Zamiast popracować w dole
    Zrobić krzesło, zorać pole
    Nie, nie dla nas stąd korzyści
    Każdy będzie w chmurach błądził
    Boźwa kurwa alpiniści
    Ale nas ten Pol urządził!

    W góry, w góry miły bracie...

    Jak ktoś doszedł do końca to wczora z wieczora na Księży Młyn czyli moją dzielnię Mumio dotarł po latach powrót...

     

    Symetria bardzo mi pasuje, szczególnie, że fizyka jest mi, chyba, bliższa od matematyki. 

    Bardzo ale to bardzo w temacie jest ta "względność" Waligórskiego. Mam podejrzenie, wprost graniczące z pewnością, że akupunktura którą sobie z Mariuszem tak łacno i zacnie serwujecie obu Wam bardzo służy. Ciśnienie podnosi, bieg krwi przyspiesza, pobudza neurony. Służy budowie zgrabnych zdań, ciętych (czasem) ripost i interesujących cytatów. Gawiedź ma popcorn, ale też przemycacie parę interesujących faktów. Bez "tatrzańskiego" , no name, guru - zdechł pies i wątek by padł. A tak  jako żywy. Czyli podziękuj (w ramach względności) ładnie Mariuszowi pod wpisem!

    Swoją drogą kierunek w jakim poszedł tzw himalaizm jest naprawdę przewrotny. Bo niezależnie od tego, że ten projekt na pewno wymagał wielkiej determinacji ze strony Szwedki to jego bezpośrednim skutkiem będzie zysk i rozwój firm w stylu Seven Summit Treks i jeszcze większe oddalenie od tego jak działalność tę uprawiali wcześniejsi pionierzy. W pewnym sensie to koniec tamtej epoki. I nie wiem czy mnie to cieszy a już na pewno nie bawi. Waligórski mógłby dopisać o tym akapit...

    • Thanks 1
    • Haha 1
  5. 2 godziny temu, sstar napisał:

     PS kolegą to mogę być Wujota, twoim chyba nie bardzo, zwyczajnie nie nadaję się i nie podołam.

    To jest ciekawy problem. Bo mamy tu sytuację gdy Wujot i sstar są kolegami, ale też Wujot i MarioJ są kolegami. Moglibyśmy to zapisać W ~ S oraz W ~ M. Falka to znak podobieństwa, który chyba najlepiej oddaje sens koleżeństwa. Podobieństwo jest przechodnie więc możemy uznać, że S ~ M.

    Czyli sstar i MarioJ są kolegami.

    Sens tego koleżeństwa być może oddaje sentencja:

    "Kto się lubi ten się czubi"

    :) :) :)

     

    • Haha 2
  6. W dniu 2.07.2023 o 22:30, marionen napisał:

    Zabrakło jednak jednego małego elementu wyposażenia. Foki zostały w domu😝.

    PSX_20230625_203545.thumb.jpg.f83a3c1c430cfc084395f9af52b210ef.jpg

     

    Jestem zbulwersowany.

    😀😃😄😁😆😅🤣😂🙂🙃😉😊😇🥰😍🤩😘😗😚😙😋😛😜🤪😝🤑🤗🤭🤫🤔🤐🤨😐😑😶😏😒🙄😬🤥😌😔😪🤤😴😷🤒🤕🤢🤮🤧🥵🥶🥴😵🤯🤠🥳😎🤓🧐😕😟🙁☹️😮😯😲😳🥺😦😧😨😰😥😢😭😱😖😣😞😓😩😫🥱😤!!!!!!!!!!!!!!
    • Haha 2
  7. 41 minut temu, MarioJ napisał:

    Foto historyczne.

    689511842_jungfraufoto5.jpg.68ba0afb3bbc7a91e078de6e91306ae3.jpg

     

    Ta fota jest bardzo ciekawa bo trawers na początku jak nic ma 40 stopni. Do tego widać jak bardzo słaba była tu warstwa wierzchnia (po śladzie). To szedłbym z "duszą na ramieniu". 

    Nawiasem mówiąc nie bardzo widzę gdzie tu wygodnie wyjść na grań... Chyba depozyt na krawędzi uskoku i dalej z buta. 

    • Like 1
  8. 41 minut temu, sstar napisał:

    Może dlatego, ze wycofują się przedwcześnie, czyli, ze jest to bardziej funkcja czasu spędzonego w zagrażających warunkach. Ale czy wiekszosc, na przykładzie polskiego himalaizmu? PS trochę nie na temat ale ładne fotki https://www.voile.com/blog/risk-tolerance-in-the-mountains/

    Bardzo dobry tekst. Bardzo dobry bo... dosłownie w 100% pokrywa się z tym jak teraz do tego podchodzę ;) 

    Patrząc na zagadnienie statystycznie (szkoda, że się nie przykładałem do tego przedmiotu na studiach) to nie sposób zauważyć, że kluczowe jest zauważenie różnicy miedzy perspektywą grupową a osobniczą. Otóż to co wydaje się nieakceptowalne z punktu widzenia grupy jest na luzie do przyjęcia z punktu widzenia jednostki. Na przykład w prawie każdym większym autobusie jadącym na tydzień na narty musi znaleźć się jeden połamaniec (bo wypadek jest 1 na 450 narciarzodni lub 1/250 snowboarddni a 50 osób x 7 daje 350 dni). Natomiast nikt nie myśli, ze to jego dotknie i jeździ sobie bez stresu. Bo wydaje się to mało prawdopodobne. Munter wyliczył swoje tabelki chcąc radykalnie zmniejszyć ilość wypadków lawinowych - ale przecież mnie to nie dotknie. To było na gruncie Gaussa.

    Ale ten wypadek z Everestu, co go przytoczyłem, dowodzi, że rozkład Gaussa się sypie i raczej Mandelbrot tu się kłania. Co w ogóle jest bardzo nieprzyjemną konkluzją. Czyli doskonale rozumiem Twoje wątpliwości co jest zasługą określonych strategii a co po prostu szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Ostateczna rada jest taka aby bardzo przesunąć granice bezpieczeństwa, tracąc trochę frajdę ale zyskując komfort. 

    Z tego punktu widzenia tekst, który zlinkowałeś jest bardzo na miejscu.

     

    • Like 1
    • Haha 1
  9. 7 minut temu, sstar napisał:

    Żadnego nie czytałem. Rozumiem, ze można podejmować działania zmniejszające ryzyko, a także ryzykować bardziej niż inni, ale do końca nie wiemy czy to właśnie zadecydowało o przezywalnosci Wielickiego lub Kurtyki, vide Loretan, może jednak ślepy los.

    Na pewno obok ryzyk kalkulowalnych są też "czarne łabędzie". Takie jak na przykład lawina lodowa na Evereście (kwiecień 2015). Schodząc z drogi tym pierwszym zwiększa się szanse przeżycia.

    Domniemywałbym, że skoro większość wspinaczy przeżywa to jednak czarne łąbedzie tutaj nie dominują. Co do zasady.

  10. Teraz, sstar napisał:

    Ale czy nie dorabiamy sobie teorii do tego, ze on czy Kurtyka przeżyli? Może zawdzięczają to bardziej losowi, a nie umiejętnościom, czy decyzjom, ciężko powiedzieć. Na pewno zmienił zdanie, wcześniej dywagował, teraz coś tam się chyba dowiedział cyt.: Mając dziś pełną wiedzę, należy uznać, że to był pech, przypadek, który mógł się zdarzyć każdemu z nas, a ryzyko jednak jest wpisane w ten "zawód". 

    Może to być statystyka, ale może jednak nie. To, że Kukuczka i Rutkiewicz zginęli a Kurtyka jednak nie, być może było wzmocnione (co do prawdopodobieństwa) takim a nie innym podejściem. 

    A co do zmiany zdania - może zmienił zdanie, a może tylko tak powiedział, aby zejść z linii krytyki. 

    --------------------

    Ale odpowiedz mi czy chodzenie po górach i wypadki mamy wyjaśniać w oparciu o Deus ex machina czy może jednak w kategoriach racjonalnych.

  11. 9 godzin temu, MarioJ napisał:

     

    Wypadki górskie analizuje się po to, aby wyciągać z nich wnioski. Dla innych. Tak się zawsze robi, jeśli da się poznać fakty o sytuacji wypadkowej.

    Zgadza się. Aby cokolwiek powiedzieć więcej to warto byłoby znać choćby ślad podejściowy i prognozowany zjazdu. Wszedłem na Google Earth (daje kapitalny wgląd) i nie bardzo rozumiem gdzie był wypadek, bo aby spaść 1200 m to trzeba byłoby porwać się na ekstremalne żleby po północno-zachodniej stronie. Tam na przykład plecak lawinowy do niczego by się nie przydał.

    Ale po drugiej stronie trasa wydaje się do zrobienia dla turystów. Nie zmienia to postaci rzeczy, że jeśli jest się solistą to plecak lawinowy jest jedynym realnym sposobem na podwyższenie szans przeżycia. Nawet gdyby je zwiększał tylko o 20%.  

    Dla mnie symptomatyczne są te przeprosiny Wielickiego. Czyli, że był splot niekorzystnych okoliczności a Tekieli błędu nie popełnił. To jest jednak ciekawe, bo w tak stromym terenie, przy 3-ce, metoda Muntera pewnie by wyrzuciła "nie iść".  Dlatego stwierdzenie (wcześniejsze) Wielickiego, że "niepotrzebnie" brał narty może być jak najbardziej słuszne, bo mógłby poruszać się po bezpieczniejszym śladzie.  Albo nie podciąć deski. Może w takich okolicznościach lepiej zdjąć narty?

    Kiedyś z Robertem mieliśmy taką sytuację w okolicach Gran Zebru. Weszliśmy na ślad podejściowy w kotlinę gdzie był gigantyczny depozyt totalnie zdegradowanego śniegu (dosłownie pył). Czułem się jak na końcu lufy armatniej. Z dużym trudem doszliśmy do stromego brzegu zamykającego kotlinę. Tam mozolnie wspięliśmy się na ostrogę skalną i po skale już spokojnie, na grań.

    W każdym razie, każdy wypadek, w tym i Tekielego, powinniśmy traktować jako szansę na naukę i przemyślenia. Czekam cierpliwie na pełniejsze dane i wypowiedzi ekspertów. Na razie dyskusja podszyta jest "polityką" i emocjami. 

    A co do zasady, to zawsze szukam błędu bo inaczej chodzenie po górach byłoby rodzajem loterii.

    • Like 3
    • Thanks 1
  12. 3 minuty temu, sstar napisał:

    Widzisz zakładasz, ze jesteśmy robotami. A nie ludźmi. Nie mamy prawa się przestraszyć, przecenić swoich możliwości, a przecież to samo życie, zdarzyło się jemu, zdarza się i mnie, a także tobie, nie raz, nie dwa. Jadąc w grupie, może ktoś zachorować fizycznie, osłabnąć psychicznie, cuda wianki panie, nic nie jest takie proste jakbyś chciał to widzieć, ale może prościej jest widzieć wszystko prosto i jednoznacznie, tak łatwiej żyć.

    Widzisz sam sobie dołki kopiesz. Dlatego wolę działalność grupową a nie solo. 

    • Thanks 1
    • Confused 1
  13. 37 minut temu, sstar napisał:

    Ciekawe czy także dla tego bojazliwego plusy przeważyły? A może grupa była za mocna i zbyt ambitna, nie potrafiła sobie poradzić z ego i dostosować się do najsłabszego? Można na to patrzeć przynajmniej  dwóch perspektyw. A gdzie kompromis?

    To jest dość proste; znany był temat i stopień trudności - kandydat nie powinien się zgłaszać. Ale masz rację na tym kompromisie co był, zasadniczo cierpiała reszta (n-1). Można było więc wycisnąć więcej i w lepszym stylu, ale to co zostało zrobione też mi przysporzyło dużo radości. A sam bym tego wyjazdu nie zorganizował.

    Zdecydowanie najlepiej mieć pełną kontrolę nad składem. 

  14. 4 godziny temu, MarioJ napisał:

    Współczuję Ci, jeśli nie masz żadnych dobrych doświadczeń z grupą w górach.

    Zwykle to jest tak że osoba, która krytykuje działania w grupie, sama jest jej największym problemem. Oczywiście grupa to jest kompromis, i ego musi zejść na dalszy plan.

    Na takim poziomie turystycznym jaki uprawiam grupa jest dosłownie solą i diamentem. To najlepsze co jest. Parokrotnie robiłem tematy samodzielnie, raz nawet wysoki trzytysięcznik, też naprawdę sporo freeridów i nie czułem się z tym komfortowo. I to na paru płaszczyznach - raz, że nie można było przedyskutować aspektów, nie ma zmiennika jak trzeba ślad założyć, trzeba też podchodzić bardziej asekuracyjnie bo nikt podczas zjazdu cię nie obserwuje. Nikt nie podrzuci pomysłu - a może coś byśmy tam zrobili, nikt nie walnie foty, nie poratuje kubkiem gorącej herbaty. O asekuracji zapomnij. I w drugą stronę to też działa ty nikomu nie pomożesz, nie pokażesz linii zjazdu, nie podzielisz się lepszym pomysłem. Poza tym taki drobiazg - autoratownictwo. Czy ktoś może myśleć o poruszaniu się samodzielnie?

    Na poziomie turystycznym nie ma rywalizacji o wynik, jest właśnie grupa. Jak wspomnę wszystkie swoje ekipy począwszy od pierwszej z Kamilem, Darkiem, Adamem no i oczywiście Robertem, albo nasz skład na Norwegię to dosłownie przez kilkanaście lat tylko trzy razy miałem sytuację gdy czułem lekki dyskomfort. Raz byliśmy po prostu z innej bajki, raz jeden z uczestników był zbyt słaby i bojaźliwy, a raz uczestniczka nie potrafiła szanować innych. Ale nawet wtedy plusy z "grupowości" przeważały nad minusami. 

    Najważniejsze jest, że tylko grupowo można dać sobie radę z ambitniejszymi zadaniami. Podczas "żeglarskiej" Norwegii ktoś negocjował z armatorem (mając silną pozycję bo reprezentował zespół), ktoś przypilnował lotów za grosze, ktoś zdobywał literaturę, ktoś zrobił listę prowiantu. Dla jednego kupę roboty, zespołowo poszło bez bólu.

     

    • Like 2
  15. Godzinę temu, MarioJ napisał:

    Chyba trochę przesadzasz. Od 4 klasy wzwyż jest dowolność.

    Do 3 klasy są jakieś ograniczenia, ale pewnie też da się "je obejść".

     

    Zajrzałem do netu i wychodzi, że, za zgodą rodziców, dziecko w wieku 7 lat może wracać do domu.

  16. 9 minut temu, Victor napisał:

    Jesteś zafascynowany Holandia jednak nigdy w niej nie mieszkaś. To co jedno im wyszło drugie niestety nie   betonizacja kraju jest okropna … sam po długich latach mieszkania w miastach uciekłem na wieś-oczywiście jeżeli można to nazwać wsią . 🤷‍♂️

    Ta komunikacja rowerowa nie do ogarnięcia w wielkich państwach ,nawet transport Taxi elektrykami  w takich krajach jak Skandynawia,DE,FR ,PL Hiszpania itd na dzień dziwniejszy to kpina. Wyobraź sobie ze z Adama do Eindhoven jest 150 km i taki kierowca  zrobi kurs na jednej baterii . Ok . A teraz Hamburg- Monachium ? Ile będzie jechał z klientem ? Albo Paryż-Nicea? Lobby jest duże na zmianę mentalności ale czemu ona ma służyć ? Mi nie przeszkadza” nowość” jako dodatek do tego co jest ale nie nakaz zastąpienia tego czego już mamy i co się sprawdzało przez lata.Wręcz było niezniszczalne . Tu jestem przeciwny tym wszystkim zmianom.
    Rozwój Holandii obserwuje już 25 lat i mam własne doświadczenie spostrzeżenie  jak i zdanie na ogół . Książki XY są interesujace kiedy nas nie dotyczą .Oczywiście warto czytać . 

    Nie odniosłeś się do kwestii fundamentalnych, które poruszyłem. Czyli zmiany nawyków transportowych, pod kątem ruchu fizycznego ludzi.

    Sam to na co dzień obserwowałem we Wrocławiu. 10-15 lat temu w zimie bardzo mało kto poruszał się rowerem, w lecie było też nie za dużo. Teraz i w zimie i w lecie jest 10x (a może więcej) użytkowników. Wystarczyło zrobić trochę (miasto chwali się, ze 1200 km) ddr. 

    Nie mam zamiaru odnosić się do transportu jako całości, rozwoju elektryków (a co to ma do rzeczy?). Mariusz napisał - za dużo wykorzystywania aut i ja się 100% zgadzam. 

  17. 21 minut temu, Victor napisał:

    Tak serio czy lawirujesz ze skrajności w skrajność ?

    To jest najprostsza konstatacja. Póki ludzie chodzili to ich zdrowie było w o wiele lepszym stanie. Są liczne materiały bezpośrednio łączące wzrost ilości chorób cywilizacyjnych z brakiem ruchu. A jest, o czym wspomniałem wyżej, kraj który poprzez zmianę codziennych nawyków komunikacyjnych osiągnął bardzo duży postęp w tej dziedzinie. Zajęło im to co prawda 50 lat ale teraz mogą być wzorem dla świata. 

    Jest kapitalna pozycja, ładnie udokumentowana faktami naukowymi "Rowerowe miasto. Holenderski sposób na ożywienie miejskiej przestrzeni" Chris Bruntlett, Melissa Bruntlett. Napisane mocno z pozycji urbanistycznej.  Znajdziesz tam multum faktów, sposób dojścia do celu, stosowane strategie. Od momentu wyjścia do dzisiaj. Każda strona jest fascynująca.

  18. 2 godziny temu, MarioJ napisał:

     

    Jedną z przyczyn takiego stanu są wszędobylskie auta. Jeśli rodzic wszędzie jedzie autem, to dziecko się tego uczy i oczekuje tego samego, czyli że rodzic go wszędzie zawiezie autem. 

    Na pewno to jest bardzo ważna praprzyczyna. Wszelkie źródła mówią o minimum 1 godz. dziennie chodzenia jako podstawie dobrego zdrowia. Jako 6 latek chodziłem do szkoły. Miałem daleko - około 4 km co zajmowało mi od 40 min do 1,5 godz. (zależy w którą stronę ;) ). Później, jako zawodnik, na treningi się dochodziło - bo nie było dogodnej komunikacji nawet godzina w jedną stronę. 

    Teraz nie do pomyślenia...

     

    W trochę innej formie ale wykorzystanie komunikacji codziennej dla zdrowia zbudowała Holandia poprzez dojazd rowerem do pracy. To jedyne społeczeństwo z wysokocywilizowanych  krajów gdzie parametry zdrowotne (na przykład brak nadwagi) są coraz lepsze. Bezpośrednio wiąże się to właśnie z transportem rowerowym. Wyłączcie auta a będziecie zdrowsi! 

    • Like 1
    • Thanks 1
  19. W podzięce za piękną relację napisałem (z maleńką pomocą) Ci piosenkę. Muza oczywiście w stylu Marylin Manson

    (Refren)

    W górach Romsdal, na nartach ślizgam się

    Szumiące wiatry, wolność w każdym ruchu mego ciała

    Pod niebem błękitnym, na śnieżnych stokach Norwegia tańczy, z Marilyn Manson w sercu

    (Zwrotka 1)

    W górskich przestrzeniach, emocje rozkwitają

    W Romsdal zaklęte, jak senne krajobrazy

    W zimowym mroku, dreszcze przyjemności

    Skiturując tam, gdzie marzenia są wieczne

    (Refren)

    W górach Romsdal, na nartach ślizgam się

    Szumiące wiatry, wolność w każdym ruchu mego ciała

    Pod niebem błękitnym, na śnieżnych stokach

    Norwegia tańczy, z Marilyn Manson w sercu

    (Zwrotka 2)

    W białych otchłaniach, odkrywam swoje granice

    Romsdal wokoło, mistyczne krajobrazy

    Na skiturach szybuję, jak ptak w locie

    Marilyn Manson towarzyszy, w mrocznej symfonii

    (Refren)

    W górach Romsdal, na nartach ślizgam się

    Szumiące wiatry, wolność w każdym ruchu mego ciała

    Pod niebem błękitnym, na śnieżnych stokach

    Norwegia tańczy, z Marilyn Manson w sercu

    (Zwrotka 3)

    Śnieżne drogi prowadzą do sekretów gór

    Romsdal ukrywa tajemnice, jak długa zima

    W mrocznej ciszy, dźwięk Marilyn Mansona brzmi

    Skiturowanie w Norwegii, to podróż do świata snów

    (Refren)

    W górach Romsdal, na nartach ślizgam się

    Szumiące wiatry, wolność w każdym ruchu mego ciała

    Pod niebem błękitnym, na śnieżnych stokach

    Norwegia tańczy, z Marilyn Manson w sercu

    (Zakończenie)

    W tajemniczych górach Romsdal, odkrywam prawdziwe ja

    Marilyn Manson jako duch przewodnik, w mrocznym tańcu

    W Norwegii skiturowej, czuję moc natury

    Romsdal i Manson, połączeni w jednym niebiańskim szaleństwie

    • Like 1
    • Thanks 3
  20. Myślę, że wiązania szynowe daje najmniejszą możliwą barierę wejścia, a ponieważ były użytkowane przez dziesięciolecia to bez wątpienia można na nich robić różne tematy. Oczywiste jest, że mamy teraz znacznie lepsze rozwiązania.  Ale gdybym miał tylko 600 zł i chciał spróbować troszkę poskręcać obok trasy to byłoby to wystarczające.

    Nie mówię tutaj o innych aspektach (przede wszystkim abc) ale też świadomości. Bo im dalej w las tym więcej drzew. Ale  to po wykonaniu pierwszego kroku. W każdym razie w schroniskach górskich w Alpach jest trochę takiego sprzętu. Nawet tam. 

    • Like 2
  21. 15 godzin temu, MarioJ napisał:

     

    ChatGPT:

    Narciarstwo przywyciągowe to forma narciarstwa, która polega na poruszaniu się narciarza przy pomocy specjalnych urządzeń, takich jak wyciągi narciarskie, koleje linowe, krzesełka czy taśmy. Te urządzenia przemieszczają narciarzy na wierzchołek stoku, dzięki czemu narciarze mogą zjeżdżać po stoku bez konieczności samodzielnego podejmowania wysiłku wspinaczkowego.

    Narciarstwo przywyciągowe jest popularne zarówno wśród początkujących, którzy dopiero uczą się jeździć na nartach, jak i wśród bardziej zaawansowanych narciarzy, którzy chcą maksymalnie wykorzystać czas spędzony na stoku. Wyciągi narciarskie pozwalają na szybkie i łatwe przemieszczanie się po stoku, co pozwala na zjazd z większej liczby tras w krótszym czasie.

     

    To już na zasadzie luźnego pisania.

     

    No faktem jest, że powinienem napisać "przytrasowe". 

    • Like 1
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...