-
Liczba zawartości
2 752 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
130
Komentarze w blogu dodane przez tanova
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
- Strona 2 z 14
-
-
16 minut temu, grimson napisał:
Zostało coś białego z zimy w Śnieżnych Kotłach?
Tylko nazwa
-
1 minutę temu, moruniek napisał:
Gratulacje. Buty, butami (te nie mogą być na styk, bo przy schodzeniu zdejmiesz sobie paznokcie), ja bym jeszcze zwrócił uwagę na skarpety (to bardzo niedoceniany a istotny element "garderoby").
@moruniek - myślałam o tym - skarpety były trekkingowe, bez szwów i ze wzmocnieniami w newralgicznych miejscach, ale nie jakieś z górnej półki. Pęcherze robią się trochę nietypowo bo od spodu palców i typowo - na piętach. Ogólnie wrażenie jakby braku objętości w butach, które do niedawna pasowały dobrze. Ale zasadniczo mnie praktycznie każde buty obcierają, jak dłużej pochodzę, takie mam nogi.
-
Ostatni dzień przed powrotem do domu spędziliśmy z Darkiem na wycieczce rowerowej po Parku Krajobrazowym Doliny Bobru. Tym razem pojechaliśmy szlakiem ER-6 w dół rzeki aż do zapory w Pilchowicach i wróciliśmy przez Pogórze Kaczawskie. Pierwszy odcinek - od Jeleniej Góry do Siedlęcina - prowadzi malowniczym Borowym Jarem. To głęboki przełom Bobru, wzdłuż którego poprowadzono DDR-kę i pieszy szlak. Bliskość rzeki i cienisty liściasty las dawały przyjemną ochłodę w poniedziałkowym upale.
Poniżej Jeleniej Góry na Bobrze znajduje się kilka budowli hydrotechnicznych i zbiorników retencyjnych - pierwszy z nich to jezioro Modre:
W Siedlęcinie zatrzymujemy się przy Wieży Książęcej. W tej średniowiecznej budowli z początku XIV w. zachowały się unikatowe polichromie z legendą o sir Lancelocie z Jeziora. Opowieści o Rycerzach Okrągłego Stołu na Dolnym Śląsku? Kto by się spodziewał, a jednak ...
Gotyckie mury wieży również dawały miły chłodek, a opowieść o zakazanej miłości pobudzała wyobraźnię, ale trzeba było ruszać dalej. Za Siedlęcinem szlak ER-6 zmienia swój charakter - zamiast wygodnej DDR-ki mamy ścieżkę wzdłuż rzeki:
Na zdjęciach są akurat w miarę równe fragmenty, ale miejscami trzeba było pokonać wystające korzenie i kamienie. Dwa razy asekuracyjnie zsiadałam z roweru ze względu na ekspozycję i trudności terenu.
Dojeżdżamy do zapory we Wrzeszczynie:I tutaj zasadniczo kończą się żarty. Za zaporą kamienista, krzywa droga o luźnej nawierzchni pod górę, potem kawałek asfaltu od zakładu metalowego do Barcinka. Przy bramie zakładu taki ciekawy eksponat:
W Barcinku krótki postój i jedziemy dalej. Mapa kieruje nas ... tutaj. Ta nikła ścieżynka ledwo widoczna w trawie to ma być szlak euroregionalny? A jednak ...
Co było dalej? Zasadniczo była ... dzicz. Na początku jeszcze przejezdna. Gdzieś po drodze spotkaliśmy parę młodych ludzi na spacerze z psami, którzy z uśmiechem stwierdzili, że prawdziwe wyzwania to jeszcze przed nami.
Podjazd, a raczej wypych pod Trawnicę - stromo, luźne kamienie, muchy i patelnia w pełnym słońcu. Ponad 30 stopni. Oj, nasłuchał się małżonek soczystych przekleństw!
Zdjęcia z tego fragmentu brak, nie miałam siły. Ale za to jakie widoki na górze i jaki zjazd ...Zbliżamy się do zapory w Pilchowicach. A im bliżej, tym gorszy fetor. Niestety Bóbr w tym miejscu zakwitł jadowitą zielenią, a w zasadzie na tym jeszcze plamami czegoś obrzydliwego.
Wielkie, śmierdzące bajoro - masakra!
Uciekamy czym prędzej drogą w stronę Strzyżowca - to kolejny, długi podjazd, tym razem asfaltowy, więc da się wjechać. I kolejna panoramka z góry:Droga prowadzi znów do Siedlęcina i w Borowy Jar, gdzie w gościńcu "Perła Zachodu" zatrzymujemy się na bardzo dobry obiad z pięknym widokiem:
Z gościńca już tylko 2,5 km do Jeleniej Góry i parkingu z naszym autem. Szybki przepak i po czterech godzinach - przed godziną dwudziestą - jesteśmy w domu.
Mapka wycieczki:- 4
-
I jeszcze na koniec parę wniosków z tej trzydniowej wędrówki:
Na GSS z pewnością wrócimy, gdy czas i obowiązki pozwolą. 30 km dziennie po górach to jednak jest dużo i taki odcinek zajmuje mi prawie cały dzień. 20-25 km pewnie byłoby optimum i nie znokautowało mi nóg.
Buty - totalna porażka, choć niby były rozchodzone. Mam jeszcze w domu drugą parę górskich butów - wysokich, o pół numeru większych. Zobaczymy, czy sprawdzą się, czy trzeba będzie pomyśleć o wymianie. .
Dobrze natomiast sprawdził mi się plecak. Spakowałam się w bardzo wygodny i lekki plecak Gregory Sula o objętości 28 litrów. Bez prowiantu i wody waga wynosiła 5.5 kg, więc ostatecznie pewnie było to nieco ponad 7 kg. Zostało jeszcze sporo wolnego miejsca, więc pewnie dałoby radę zmieścić trochę więcej rzeczy np. na dłuższą wędrówkę.
- 5
- 2
-
Przed świtem w schronisku i pod nim zaczął się ruch - to miłośnicy podziwiania wschodu słońca ze Śnieżki. Ja potrzebuję jeszcze trochę więcej snu i regeneracji, ale po szóstej wstaję i budzę Darka. Jemy po kanapce i "na lekko", bez plecaków wspinamy się na królową Sudetów. Sama Śnieżka nie leży na Głównym Szlaku Sudeckim, ale jak tu jej nie odwiedzić, skoro jest się tak blisko? Pora dnia robi swoje i na zazwyczaj zatłoczonym szlaku jest pusto - jak miło.
Widok na nasze schronisko:
I na dolinę Łomniczki, którą będziemy schodzić do Karpacza:
Na szczycie jesteśmy tylko my i parka, która zrobiła nam zdjęcie, a po drodze minęło nas jeszcze troje biegaczy:
Na niebie widać zmianę pogody - nadciągają frontowe chmury, a prognozy zapowiadają od południa przelotne opady i burze. Schodzimy Drogą Jubileuszową:
W schronisku jemy jajecznicę na śniadanie i tak wzmocnieni zabieramy plecaki i ruszamy w dół, naszym szlakiem. Chwilę zatrzymujemy się przy symbolicznym cmentarzu Ludzi Gór w dolinie Łomniczki.
Nad wodospadem Łomniczki:
Faktycznie około południa zaczyna siąpić lekki deszcz. Trochę popada i przestaje. Dochodzimy do Karpacza - na stacji benzynowej kupujemy hotdogi i zastanawiamy się, co dalej.
- Słuchaj, potrzebuję nowych butów, bo w tych już nie wyrabiam. Jeśli mamy gdzieś jeszcze iść, to muszę zmienić buty! - mówię do Darka.
Na deptaku w Karpaczu kupujemy więc parę malinowych tenisówek o jeden rozmiar większą, niż noszę zazwyczaj, bo w inne się nie mieszczę. Co za ulga! I kolejne pudełko plastrów żelowych.
Pogoda w międzyczasie poprawia się, a gdy wchodzimy na Karpatkę nawet świeci słońce.
Szlak prowadzi teraz przez lasy i polany przedgórza, gruntowymi drogami i ścieżkami.
Dochodzimy do ruin prewentorium dla dzieci chorych na gruźlicę. Wcześniej, przed wojną, było tu niemieckie schronisko Bergfriedenbaude:
Na dwa i pół kilometra przed zejściem ze szlaku złapała nas zapowiadana nawałnica - z gradobiciem, burzą i oberwaniem chmury. Takie atrakcje na koniec! Na szczęście zdzwoniliśmy się ze znajomym, który o tej porze akurat wracał autem z Karpacza, więc zamiast przemoczeni czekać na PKS w Miłkowie, mieliśmy wygodną podwózkę do Jeleniej Góry.
Mapka wycieczki:
- 6
- 3
-
Nocleg mieliśmy w pensjonacie nieco oddalonym od szlaku, więc rano czekał nas marsz przez Szklarską Porębę, do Rozdroża pod Kamieńczykiem.
Rzut oka na letnią odsłonę kolei linowych na Szrenicę:
Pogoda - sztos. Słońce i ciepło, ale nie upalnie. O kilka stopni chłodniej niż czwartkowy skwar. Chwilę czekamy w kolejce u wejścia do wąwozu Kamieńczyka - przepustowość reguluje ilość kasków, które należy założyć wchodząc do tego pięknego miejsca.
Nieco powyżej wąwozu wkraczamy na teren Karkonoskiego Parku Narodowego. Chciałam od razu kupić bilety na dwa dni - nie da się. Można kupić bilet na jeden dzień, albo na trzy dni. Kasjerka nie bardzo wie, co zrobić z turystami, którzy chcą wędrować dwa dni - w końcu sprzedaje nam bilet na jeden dzień radząc, abyśmy na ten drugi kupili bilet wychodząc następnego dnia z terenu parku, albo przez stronę internetową.
Na Halę Szrenicką idzie się właśnie taką drogą, miejscami są fragmenty z trylinki (trochę wygodniejsze do chodzenia). Przy schronisku chwilę odpoczywamy i robimy sobie mały posiłek, podziwiając panoramę Gór Izerskich po drugiej stronie doliny.
Dalszy odcinek to spacer główną granią Karkonoszy.
Trzy Świnki
Szrenica:
Pod Łabskim Szczytem odbijamy na czeską stronę, do źródła Łaby - z którą wiążemy jeszcze pewne plany tego lata. Umowne źródło jest ocembrowanym zbiorniczkiem, koło którego umieszczono herby miast czeskich i niemieckich, leżących nad tą rzeką. Sporo ludzi tutaj - słyszy się głównie języki niemiecki i czeski.
Łabski Szczyt:
i samo źródło:
W drodze na Śnieżne Kotły:
Kotły za każdym razem robią na mnie wielkie wrażenie:
Maszerujemy w stronę Czeskich i Śląskich Kamieni - po czesku te pierwsze to "Męskie Kamienie", a drugie - "Kamienie Dziewczęce", co wiąże się z legendą o śmierci młodej dziewczyny w tym miejscu.
Szlak lekko opada w stronę Przełęczy Karkonoskiej, na której mamy nadzieję zatrzymać się na obiad. Po prawej stronie mamy widok na stoki w Szpindlerowym Młynie:
Przed sobą przełęcz ze schroniskiem Odrodzeniu i Śnieżkę w oddali:
A w trawach hasa sobie sarenka
Wędrowanie po górach ma tę zaletę, że bezkarnie można wciągnąć taką bombę kaloryczną (w schronisku Odrodzenie):
Za nami już 20 km marszu, do Domu Śląskiego zostało 8 km. Kondycja stóp niestety fatalna - plastry żelowe tylko trochę poprawiły sytuację, więc idę raczej powoli. Na otarcie łez mam piękne widoki.
Słoneczniki:
Wielki Staw:
Strzecha Akademicka i Samotnia nad Małym Stawem:
Cel wycieczki coraz bliżej:
Krótko przed zachodem słońca docieramy na miejsce. Zimne piwo na tarasie w takiej scenerii smakuje znakomicie. Schronisko obite żółtą blachą raczej urodziwe nie jest, ale co za miejsce!
- 8
- 1
-
1 godzinę temu, Lexi napisał:
W miejscu w którym stoisz robiąc to zdjęcie mieliśmy kiedyś domek który kazali nam rozebrać bo beda beton kłaść... tu po prawej stronie żyły bobry a na tą plażę przychodziły lisy (w tym jeden biały).....wiata (za Twoimi) plecami jeszcze zapewne stoi i przystań na której trzymaliśmy łodzie bez monitoringu przez cały rok - teraz zbyt dużo przypadkowych ludzi.. Na górze w knajpie można spotkać czasem Krzysztofa Cugowskiego (mieszka niedaleko)..a co do basenu to trzeba było sie z Piotrem dogadać jakoś...komunikatywny jest - może trzeba było łódkę u niego wypożyczyć.
No cóż, smutno czytać, że przez takich jak ja zmuszony byłeś rozebrać domek. Ja pamiętam jeszcze z dzieciństwa kontrowersje wokół wysiedlania ludzi z zalanych wiosek i budowy zbiornika, mimo że były to czasy zamierzchłego PRL-u.
Brak basenu jakoś przełknęłam - w knajpie był niezły kocioł, pomimo iż mieliśmy zamówiony obiad. Cały program był raczej na tempo, więc może innym razem, jeśli będę w tej okolicy indywidualnie.
A, nie napisałam jeszcze, że poza paroma fragmentami po polskiej stronie, szlak w ogóle nie jest oznaczony w terenie, więc jeśli nie jedzie się za prezesem klubu , to warto wgrać sobie ślad, albo mieć dokładnie opracowaną trasę, bo można pobłądzić.
- 1
-
Niedziela: Leśnica - Jezioro Czorsztyńskie - Nowy Targ
Ostatni dzień czterodniowego rajdu to bonus w postaci objazdu Jeziora Czorsztyńskiego, znad którego po południu pojechaliśmy prosto do Nowego Targu, skąd mieliśmy transport powrotny do Szczecina.
Pogoda dopisywała przez cały długi weekend, ale niedziela była prawdziwie upalna - dlatego też trasa nad wodą okazała się całkiem niezłym pomysłem. Na początek jednak już znaną, malowniczą drogą z Leśnicy do Nowej Białej popedałowaliśmy z widokiem na Tatry.I dalej w kierunku na Dębno i Frydman - już nad jeziorem. Na początku ścieżka prowadzi koroną betonowych umocnień, ale woda w tym miejscu jest mętna i nieładnie pachnie. Po krótkim postoju zatem ruszyliśmy podjazdem w stronę Falsztyna i tu zaczęły się fajne widoki. Jest podjazd ...
... i jest zjazd.
Niestety na tym zjeździe byliśmy świadkami wypadku. Chłopak - nie z naszej grupy na szczęście - zaliczył wywrotkę i dość mocno się poharatał.
W Niedzicy grupa rozdzieliła się na dwie części - bardziej ambitni, w tym Darek, pojechali pełną pętlę podjazdem przez Sromowce Wyżne, a kilkanaście osób (w tym ja) wybrało wariant bardziej ulgowy transferując się łódką do Czorsztyna.
Widok na przystań i zamek w Niedzicy:Z zapory:
A po drugiej stronie Czorsztyn:
W Czorsztynie zainstalowaliśmy się w kawiarence nad wodą, czekając na resztę grupy. Miło było zrelaksować się w takich okolicznościach, po trudach ostatnich dni:
Trasa północnym brzegiem jeziora to kręta DDR-ka, biegnąca estakadą tuż nad brzegiem jeziora i wcinająca się w kilka zatoczek:
Jeszcze obiad z widokiem na jezioro i kuszący basen - niestety tylko dla gości hotelowych. A tak by człowiek chętnie wskoczył do wody po upalnym dniu i przed podróżą do domu!
Ostatnie 20 kilometrów prowadziło przez Velo Dunajec do Nowego Targu - trasa odbiegła więc nieco od widocznej mapki z komoota w pierwszym poście. Gorąco niemiłosiernie i zmęczenie dawało się we znaki. Na koniec więc poszukaliśmy jeszcze ochłody w jakimś dopływie Dunajca:
Około siedemnastej byliśmy na miejscu - szybki przepak przy busach i w drogę do Szczecina, która przez korki na Zakopiance wydłużyła się do 13 godzin. Ale cały wyjazd - super! Świetna trasa, choć wymagająca kondycyjnie i fajnie zorganizowany rajd.
- 10
- 3
-
Sobota: Poprad - Leśnica
Najdłuższy i najbardziej wymagający etap szlaku wokół Tatr - ale i chyba najpiękniejszy, prowadzący po słowackim i polskim Spiszu.
Zaraz za Popradem wspinamy się na bardzo widokową szutrówkę do Kežmaroka.Widać ślady nocnej ulewy:
W oddali dostrzegam panoramę miasteczka Žakovce
A po lewej tak ...
... albo tak:
W Kežmaroku przerwa na lody w rynku. Gorąco się robi.
Mają tu też ciekawy zamek:
Teraz jedziemy wzdłuż rzeki Poprad:
Jazda jest dość wymagająca i teraz będziemy przez 25 km zasuwać pod górę. Jedziemy przez Spisską Belę do Ždiaru. Słońce pali niemiłosiernia, a momentów wytchnienia od podjazdów jest niewiele. Przydają się wszystkie przełożenia, a zwłaszcza te naljżejsze. Z trudem dojeżdżam do knajpki w Ždiarze, w której mamy przerwę obiadową. Pewnie w zimie roi się tutaj od narciarzy, bo tuż za budynkiem jest wyciąg.
Uczta dla podniebienia ...
... i dla oczu:
Ruszamy dalej - to jeszcze nie koniec morderczego podjazdu. Ale widoki - cudne!
Odbijamy w prawo na drogę asfaltową, która ponoć momentami ma do 22% nachylenia. Zdjęcia? Nie ma siły. Wreszcie jest szczyt - co za ulga!
A dalej? Wielokilometrowy, epicki zjazd pustą szosą - jakby z dachu świata w dół. Ech, piękne to było! Trzeba było mieć dobre hamulce - Darek swoje klocki zdarł do cna.
Zbliżamy się ponownie do słowacko-polskiej granicy - w Kacwinie. Niestety to nie koniec podjazdów - jeszcze ze trzy góry, a nogi już jak z waty. Czyż jednak nie warto?
Mijamy kolejne miejscowości - Łapsze, Dursztyn (ostatni podjazd), Nowa Biała. Widoki? O takie:
Drogi? Proszę bardzo:
Nogi już mdleją z wysiłku - dobrze, że jest w dół. Dojeżdżamy do Leśnicy, gdzie jest nasz nocleg.
Gdyby ktoś nie mógł zasnąć...
Mnie to nie grozi. Na kolację mamy grilla, całe szczęście że na miejscu, bo bym się już nigdzie nie dowlokła. W nogach znów prawie 100 km i tym razem ponad 1300 m elewacji. Dałam radę, choć jestem ledwie żywa.
[cdn.]
- 7
- 1
-
Piątek: Liptowski Mikulasz - Poprad
Dzień rozpoczął się przejażdżką po starówce Liptowskiego Mikulaszu, w którym przez weekend akurat odbywał się festyn.
Wyjeżdżamy z Mikulasza doliną Wagu:
Za tym miasteczkiem zjeżdżamy z główniejszych dróg w dziurawe, boczne asfalty - cały czas przy rzece.
Jest pięknie i widokowo
Kolejny akcent narciarski - jeździł ktoś w Łopusznej dolinie?
Im bliżej Popradu, tym więcej rowerzystów na szlaku, a także spacerowiczów i rolkarzy. "Gryfusy" mocno zasuwały w peletonie, więc znów nie było czasu na zdjęcia. Wieczór zakończyliśmy za to kolacją w miłym towarzystwie na popradzkim deptaku.
- 4
- 1
-
Choszczno i Barlinek Trasą Pojezierzy Zachodnich
Blog prowadzony przez tanova
20 godzin temu, JC napisał:Jak wrócę na rower, muszę zaplanować wyjazd w Twoje okolice.
Życzę szybkiego powrotu i zapraszam . Można nawet znaleźć miejsca, gdzie nie jest płasko .
- 1
-
11 minut temu, Jacek94 napisał:
To nie data mojego urodzenia tylko mojego syna mam dużo więcej lat.
No to w takim razie jesteśmy młodzi duchem
- 1
-
20 minut temu, Jacek94 napisał:
Musi wytrzymać do 26.03 mamy wtedy spotkanie Oldbojów na Szrenicy z całego Dolnośląska i okolic. Trzeba jakiś slalom zaliczyć.
Jeśli "94" w Twoim nicku to rok urodzenia, to chyba do oldbojów się nie zaliczasz?
- 1
-
18 minut temu, sstar napisał:
Dziś słabo to wyglada bo pada.
Od jutra poprawa pogody i lekkie ochłodzenie.
- 1
-
1 godzinę temu, Jacek94 napisał:
Możesz też jak będzie cieplej zaliczyć jakiś weekend rowerowy po trasach, których biegałaś zimą w Polskich i Czeskich Izerach i Karkonosze. My z rowerami latem jeździmy na urlop nad nasze morze.
Tak, być może coś takiego zaplanujemy, ale to już faktycznie bliżej wakacji.
-
Do Chatki Górzystów
Dobrze jednak, że nie zostawiałam Szrenicy na ostatni dzień, bo rano wyciągi nie działały z powodu silnego wiatru.
Wicher narozrabiał też w Jakuszycach – tam, gdzie nie przejechał rano ratrak, na przykład na dojściu do Samolotu, trasy wyglądały tak:
Ale na górze – już tak: to jak przejście z piekła do raju.
Przemierzamy Samolot – tym razem w odwrotnym kierunku – do Orla, z lekką modyfikacją przez trasę Volvo. Stromy i kręty zjazd do schroniska dość karkołomny – bo na trasie znów igliwie, gałązki i zmarznięty beton.
W ubiegłym roku, na początku marca kończyliśmy sezon zimowy wycieczką szlakiem doliny Izery, do schroniska Chatka Górzystów. W tym roku powtórka – chce się wracać w to piękne miejsce.
Przy zakolu Izery
A zdjęcia z Polany Izerskiej nie potrzebują komentarza
Gdzieś tam na horyzoncie bieli się wichrowa Szrenica
Rok temu gastronomia w Chatce Górzystów funkcjonowała tylko jako bufet na wynos. Tym razem dane nam było zajrzeć do oryginalnego wnętrza.
Naleśniki wciąż genialne:
W drodze powrotnej towarzyszą nam już frontowe chmury, zwiastujące zmianę pogody.
Dzisiaj też wracamy od Orla trasą spacerową.
Zaglądam jeszcze w Jakuszycach do serwisu narciarskiego po poradę w sprawie konserwacji sprzętu i to już naprawdę meta.
Sezon udany jak żaden dotąd – od grudnia do marca spędziłam 22 dni na nartach: 13 razy na zjazdówkach i 10 razy na biegówkach. Udał się wypad w Alpy, pojeździłam w Czechach i Polsce, nawet w wydaniu lokalnym – szczecińskim.
Wiosną obowiązki nie pozwolą mi już na więcej wyjazdów, pozostaje więc czekać z nadzieją na kolejną zimę. Pozdrawiam z podróży powrotnej
- 3
- 1
-
Jizerka (biegówki)
Podjechaliśmy do Jakuszyc, skąd trasą spacerową przebiegliśmy do Orla. Około dziewiątej na „spacerówce” nie było jeszcze pieszych, nawet w słoneczną niedzielę, tylko trochę narciarzy.
Taki poranek – aż chce się żyć! Słonecznie, powietrze łagodne, choć trochę wieje.
Koło schroniska Orle jeszcze pozostałości po ubiegłotygodniowym Biegu Piastów.
Darek gotowy do startu :
Droga do granicy prowadzi wokół wierchu Granicznik, mostkiem nad Kamionkiem
W ubiegłym roku granica do Czech była zamknięta, nieczynne (oficjalnie) było również pieszo-narciarskie przejście na moście na Izerze. Ale teraz można sobie chodzić w tę i we wtę.
Widok na mostek (Karlovsky most), a za nim kopiec Bukowca (1005 m npm.). Na kładce leży wał śniegu – niektóry przejeżdżali po nim na nartach, ja jednak nie miałam odwagi.
Izera i pisząca te słowa
Droga wspina się dość stromo w górę, po kilkudziesięciu metrach pojawiają się ślady ratraka i wkrótce dochodzimy do Jizerki. Jest sielankowo – chałupki rozrzucone na szerokiej polanie, pod białą kołderką śniegu. A nad tym wszystkim obłędnie błękitne niebo i słonko miło przygrzewa. Po prostu sielanka!
Robimy sobie mały postój pod jedną z chatek, z widokiem na Bukowiec.
Potem trasą przez rezerwat bagien nad Izerą (Jizerska silnice) dochodzimy do skrzyżowania z Promenadni cesta. Ulokował się tutaj dość tłumnie odwiedzany kiosk z napojami i przekąskami, w którym nie ma cennika – płacisz tyle, ile uważasz. Nie jesteśmy jeszcze głodni, więc zamawiamy po kubeczku svařenego vina i wracamy „promenadą” do Jizerki.
Urocze chatki na zboczu Bukovca
Stara piła (hmm …)
Budynek po prawej to pensjonat i restauracja Piramida, gdzie zjedliśmy dobry obiad.
Do Jakuszyc wracamy tą samą drogą. „Pykło” 30 km.
- 5
-
9 godzin temu, izydar napisał:
Zgadzam się , że świetna, też ją lubię.
Gwoli sprawiedliwości podana długość tras liczona jest ze szczytu.
Jeśli startujesz z górnej stacji Karkonosza, to Lola ma ok. 3500m a Śnieżynka z Puchatkiem 3000-3200 (wariant z objazdem do krzesełka) - tak mi pokazuje Garmin.
Oczywiście jakby ktoś bardzo mocno kręcił to można trochę dołożyć ale 4500 nieosiągalne.
91km to ponad 52-55km w dół. Gratulacje, to już czuć w nogach.
Masz fajny mix aktywności. Biegówki mnie kuszą, ale zawsze jak już jadę to mi szkoda czasu
Dziękuję za precyzyjne uzupełnienia długości tras. Też tak miałam z biegówkami - chęci były, czasu nie znajdowałam, aż przyszedł lockdown rok temu i znalazł się czas na kurs z instruktorem, bo wyciągi nie działały, a potem to już mnie trochę wciągnęło.
8 godzin temu, ZdolnyŚlązak napisał:Witam
Super relacja, byłem w czwartek w Szklarskiej i na Loli były drobne przetarcia i jedno duże, z opisu wynika, że niestety jest ich coraz więcej, tak jak piszesz jeżeli ktoś chce jeszcze nią w tym sezonie pozjeżdżać to warto się śpieszyć bo te dodatnie temperatury w dzień robią swoje. Na Śnieżynce czy Hali Szrenickiej czuć pod nartą że tego śniegu jest znacznie więcej niż na Loli.
Pozdrawiam.
Dziękuję. Zastanawiałam się nad Szrenicą na poniedziałek zamiast soboty. Pewnie ludzi mniej, ale zapewne Lola będzie w jeszcze gorszym stanie.
Godzinę temu, BloodyPixi napisał:@tanovaextra zdjęcia wstawiłaś aż chce sie tam jechać
Kilka lat temu planowałam tam wypad rodzinny, ale nie udało się, w sumie nie pamiętam dlaczego. Może jeszcze kiedyś...Chyba najlepiej jest tam właśnie w marcu. A jak się trafi z pogodą, to już sam miód.
-
5 godzin temu, Jacek94 napisał:
Dzisiaj jeździliśmy z żoną od 8,30 do 11,00 ( musieliśmy dzisiaj odwiedzić Jelenią Górę) gdzieś się mijaliśmy Halę też zaliczyliśmy na kilka zjazdów było rzeczywiście bardzo twardo ale moje X9 trzymały super. Na Hale można dojechać zjazdem poniżej górnej stacji orczyka Świąteczny Kamień i wtedy nie trzeba się pchać . Popołudniu byliśmy na Jakuszycach zaliczyliśmy parę kilometrów warunki takie same jak na Szrenicy bardzo twardo zmrożone tory na biegówkach to gorzej bo kopie na podbiegach. Jutro powtórka rano Szrenica popołudniu Jakuszyce
To może się jutro miniemy gdzieś w Jakuszycach 🙂
-
Szrenica
Nie mogło zabraknąć dnia na Szrenicy. Tuż po 8.30 parking już zapełniał się w błyskawicznym tempie. 30 zł za postój w parkomacie – dużo. Za to skipass całodniowy za 121 zł to – w porównaniu z okolicznymi ośrodkami (Świeradów, Harrachov) – dobry deal. Szczególnie w taki dzień jak dziś. Pogoda jak drut – zimno i słonecznie i praktycznie wszystkie trasy otwarte.
Rano jednak mocno wiało i nie działała górna część ośrodka – druga sekcja krzesła na Szrenicę oraz orczyk Świąteczny Kamień. Na górnej stacji Karkonosza wicher wywiewa wierzchnią warstwę śniegu.
Sporo ludzi wjeżdża na górę, ale wiele osób transferuje się łącznikiem na Halę Szrenicką. Nie podobał mi się rok temu łącznik – długi, płaski i powrót pod górkę – więc zostajemy przy Karkonoszu i piłujemy na zmianę Lolobrygidę i Śnieżynkę. Trasy – beton – szybko, równo, zimno, miejscami płaty lodu. Trasy trzymały się do końca dnia – mimo dużej frekwencji i plusowych temperatur.
Na Loli, w dolnej połowie liczne przetarcia – wystaje trawa, ziemia, w jednym miejscu dziura (oznaczona).
Niektóre ubytki zagrodzone siatką, inne nie. Trzeba uważać i – jeśli planujecie tu jeszcze tej wiosny pojeździć – pośpieszyć się, bo moim zdaniem jej dni są policzone. Na Śnieżynce śniegu dużo więcej, jeszcze poleży.
Po jedenastej wiatr trochę zelżał i włączyli górną sekcję na Szrenicę oraz Świąteczny Kamień.
Na trasie jednak przewiany śnieg i lodowe połacie, więc wróciłam na wspomniane dwie czerwone.
Jadę sobie
Wyciągiem też
Spalone kalorie uzupełniliśmy w Żywieckim Szałasie przy dolnej stacji – placek po góralsku 10/10.
I tak do 16.00, do zamknięcia wyciągów. Absolutnie genialna góra, świetne długie trasy (3,5 i 4,5 km) i wciąż po macoszemu traktowana infrastruktura. Tym niemniej dzień bardzo udany – chyba przez cały sezon nie wyjeździłam się tak dobrze jak dzisiaj. Strava pokazała mi 91 km.
- 10
- 2
-
12 godzin temu, sstar napisał:
gdzie mieszkacie w tej Białej Dolinie? Może kiedyś w Izerce warto zamieszkać?
Na kwaterze prywatnej przy ul. Demokratów. Do Jizerki wybieram się jutro, jeszcze tam nigdy nie byłam.
- 1
-
22 godziny temu, izydar napisał:
Tytuł wątku pasuje i do mnie.
Ostatecznie wylądowałem dzisiaj w SkiAmade - powrót poprzedni raz w marcu 2018.
Podążam śladem Tanova Jutro Flachauwinkl Shuttelberg na rozgrzewkę
W takim razie ciekawa jestem Twoich wrażeń
-
Wagrain – St. Johann-Alpendorf (Snow Space Salzburg na bis)
Ostatni dzień – piątek - to w zasadzie powtórka z zakończenia tournée po Ski Amadé dwa lata temu. Wtedy strartowaliśmy z Alpendorfu na wschód, tym razem zaczęliśmy w Wagrain w odwrotnym kierunku.
Zaparkowaliśmy rano pod Grafenbergiem. Klimaty nieco malaryczne – pod grubą warstwą ciemnych chmur leci wagonik G-Link do Flachau.
My wsiadamy do gondolki Grafenbergbahn. Pierwszy zjazd czerwoną 22 okazał się nie do końca miłą niespodzianką, bo trasa chyba nie widziała ratraka od poprzedniego dnia. Zakopaliśmy się trochę po drodze w zwałach świeżego śniegu i muldach po kolana. No to jedziemy znów w górę – może dalej będzie lepiej. Było lepiej i nawet widoczność całkiem dobra.
Ludzi sporo, ale jakoś rozproszyli się po całym ośrodku, więc nie tworzyły się kolejki.
Jeden z charakterystycznych masztów na górze Hirschkogel:
Paskudztwa z włókna szklanego przetrwały pandemię bez uszczerbku
Długi zjazd do Alpendorfu (wariant niebieski 35-36 prawie 6 km, wariant czerwony nieco krótszy)
Przy trasie znajduje się również restauracja Kreistenalm, w której zatrzymaliśmy się na obiad. Wszak wyjazd na narty bez zamówienia Kaiserschmarren się nie liczy !
Po południu pogoda poprawiła się, momentami nawet przedzierało się przez chmury słońce, a na koniec nawet całkiem rozpogodziło się. Wracamy w kierunku Wagrain - widok na czarną skirutę Hexenschuss i zsuwających się amatorów mocnych wrażeń:
Można objechać niebieską…
… z widokami:
A tutaj rzut oka na Sonntagskogel i Hirschkogel
Ostatnie szusy na Grafenbergu, z widokiem na Wagrain:
I koniec przygody .
Relację piszę już z podróży powrotnej. Opuszczaliśmy Ziemię Salzburską przy pięknej, zimowej pogodzie – padał śnieg, przeświecało słońce, trzymał lekki mróz. Zazdrościmy następnemu turnusowi.
Na granicy w Kiefersfelden stało kilka radiowozów a niemieccy policjanci losowo zatrzymywali auta do kontroli. Przed nami zhaczyli jakichś Czechów – nie wiem co sprawdzali.
Pozdrawiam.
- 10
- 2
-
Zauchensee mnie zauroczyło
Czwartek zapowiadał się rewelacyjnie pogodowo. Czekaliśmy na takie warunki, aby ponartować w Zauchensee, a właściwie Flachauwinkl-Zauchensee, bo wyciągi łączą te dwie miejscowości, stanowiąc najbardziej wysunięty na wschód przyczółek ośrodka Snow Space Salzburg. Jeszcze niedawno Flachauwinkl-Zauchensee było kameralną stacją (45 km tras), trochę na uboczu. Teraz, po połączeniu Flachauwinkl z Flachau to się trochę zmieniło i spowodowało napływ narciarskich turystów.
Startujemy z Flachauwinkl, gondolą Highliner I. Do drugiej sekcji Highlinera (kanapa) ustawiła się spora kolejka, więc postanawiamy zjechać czerwoną 14 z powrotem do doliny. Trasa ma ekspozycję zachodnią, więc rano warunki są super – twardo, szybko, szeroko i pusto. Zupełnie odwrotnie niż po południu. Potem transferujemy się w stronę Zauchensee. Cały czas towarzyszą nam przepiękne widoki – prawdziwie wysokogórska sceneria z każdej strony.
Wioska Zauchensee z góry – kilka hoteli i pensjonatów na końcu drogi i doliny.
Trasy i panoramy
Bardzo fajne są trasy po drugiej stronie Zauchensee – czarna 10 i dwie niebieskie 10 i 11 przy orczyku
Młodzież dobrze bawiła się w snowparku
I jak tu nie pokochać Zauchensee?
Początek trasy pucharowej – na wzniesieniu za paskudnym, wypiętym bałwankiem, na które można wjechać wagonikiem po szynach.
Dla „gawiedzi” trasa (czerwona nr 6) jest udostępniona nieco niżej. Może popularność tej trasy, a może ekspozycja sprawiły, że dość szybko się zmuldziła – w przeciwieństwie do większości innych, które trzymały się dobrze do końca dnia.
Popołudnie lekko już przymglone - w nocy znów ma trochę pośnieżyć.
[cdn.]
- 14
- 3
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
- Strona 2 z 14
Główny Szlak Sudecki
w Na białym i na zielonym
Blog prowadzony przez tanova
Napisano
Dziękuję - będę miała na uwadze . Następnym razem zamierzam dać jeszcze szansę wysokim butom z wilczą łapą w logo, które posiadam, a jak nie, to rozejrzę się za La Sportivą. Pozdrawiam serdecznie.