Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Z pamiętnika lamusa


Kotello

Rekomendowane odpowiedzi

No i zarejestrowałem się. Ukłony dla forumowiczów.

Narciarz ze mnie żaden. W zeszłym roku, przymuszony przez własne dzieci zażyłem lekcji u genialnego instruktora Jędrka. Geniusz jego polega nie tylko na umiejętności przekazywania wiedzy, ale również budowaniu, że tak powiem, morale. Dzięki niemu przełamałem wewnętrzne opory i nauczyłem się w miarę bezpiecznie dla siebie, a przede wszystkim dla innych transportować z góry na dół. Prawdę powiedziawszy, najważniejszym powodem, dla którego zdecydowałem się przypiąć narty, była konieczność podsadzania mojej najmłodszej latorośli na krzesło wyciągu. Jednak owa potrzeba chwili sprawiła, że oto niespodziewanie okazało się, iż jazda (słowa tego użyłem nieco na wyrost:)) na nartach sprawia mi sporą przyjemność.

Debiut na stoku był trudny. Po trzech dniach spędzonych na ćwiczeniach na oślej łączce, kiedy już wydawało mi się, że dam sobie radę na tej większej górce, okazało się, że rzeczywistość jest nieco bardziej skomplikowana. Po serii widowiskowych upadków (tata, żyjesz? odezwij się) sponiewierany zlazłem na dół na piechotę z nartami w garści. Po tym upokorzeniu urągającemu godności człowieka i obywatela chciałem już cisnąć narty w kąt, mówiąc sobie w duchu: coś dla ciebie koziołeczku ta zabawa nie jest zdrowa. Jednak mój najmłodszy synal (podówczas siedmiolatek) ponownie zaczął się domagać podsadzania go na to przeklęte krzesło. Chcąc nie chcąc musiałem więc wrócić na stok. Wreszcie udało mi się jakoś zjechać bez wywinięcia orła, co prawda zatrzymując się co i raz, by złapać oddech oraz roztropnie rozeznać się w sytuacji.

Potem było już jednak coraz lepiej. Zacząłem zjeżdżać z jednym jeno przystankiem (przed ostatnim stromym odcinkiem, celem uspokojenia skołatanych nerwów i upewnienia się, że na drodze nie napotkam leżących pokotem dzieci), aż wreszcie któregoś razu zjechałem ciurkiem. No i jakoś poszło. Jeździłem coraz pewniej i szybciej. Coś tam nawet zacząłem próbować wycinać. I kiedy już wydawało mi się, że za chwilę zacznę jeździć jak jakiś Klaus Mair bez mała :), całkiem znienacka skończyły się ferie...

Ale, rok minął jak z bicza strzelił i za chwilę znów jadę z trójką małoletnich narciarzy w góry. Tym razem cieszę się na ten wyjazd, bo po raz pierwszy wybieram się tam z zamiarem jeżdżenia, nie zaś sterczenia na dole jak gwizdek i czekania, aż się małolaty zmęczą.

Trochę przydługa wyszła mi ta epistoła. Może ją przeczyta taki sam lamus jak ja, który zastanawia się, czy w pewnym wieku warto w ogóle zaczynać zabawę z nartami. Opowiadam zatem: warto. Odwagi! Avanti!

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Początki sa chyba trudne u wszystkich! Ja miałem 7 lat jak zczynałem jeździć, ważyłem 70kg, łatqwiej mnie było przeskoczyć niż obejść, mój tata musiał za mną biegać po oślich łączkach bo nie potrafiłem się podnieść w razie upadku hihi:) Teraz na krku już 11 sezonów po ok. 15 dni na nartch:) Ciągle jednak nie opuściłem Południowej Polski i jej sasiadów... Ciągle marzę o jakimś włoskim kurorcie:) ale kto wie... może za 2 lata...

Domyślam się że pierwszy zjazd bez upadku ciurkiem to musiała być meeega stysfkcja:)) Moja dziewczyna miała to samo:)) Jak zjechała pierwszy raz to przy wjeździe spowrotem na góre myślałem że spadniemy z kanapy:))

Grtuluję że się przełamałeś, na nartach zawsze się można nauczyć. Moja babcia zaczynała jk miała 63 lata:)

Zachęcam wszystkich:)) Narty to największa frajda świata:))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę przydługa wyszła mi ta epistoła. Może ją przeczyta taki sam lamus jak ja, który zastanawia się, czy w pewnym wieku warto w ogóle zaczynać zabawę z nartami. Opowiadam zatem: warto. Odwagi! Avanti!

Nie tylko przeczyta , ale wydrukuje. To własnie uczyniłem i za chwilę dam do poczytania delikwentowi , który wczoraj wrócił z nart załamany.

Witaj ! I rozwijaj się :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piekne wejście.

Serdeczne powitania.

Najlepszego jeżdżenia i super uciechy :)

Ja miałem 7 lat jak zczynałem jeździć, ważyłem 70kg, łatqwiej mnie było przeskoczyć niż obejść, mój tata musiał za mną biegać po oślich łączkach bo nie potrafiłem się podnieść w razie upadku hihi

Chociaż BIG jesteś to Ci nie wierzę w te parametry :D

Pzdr.,

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i zarejestrowałem się. Ukłony dla forumowiczów.

Narciarz ze mnie żaden. W zeszłym roku, przymuszony przez własne dzieci zażyłem lekcji u genialnego instruktora Jędrka. Geniusz jego polega nie tylko na umiejętności przekazywania wiedzy, ale również budowaniu, że tak powiem, morale. Dzięki niemu przełamałem wewnętrzne opory i nauczyłem się w miarę bezpiecznie dla siebie, a przede wszystkim dla innych transportować z góry na dół. Prawdę powiedziawszy, najważniejszym powodem, dla którego zdecydowałem się przypiąć narty, była konieczność podsadzania mojej najmłodszej latorośli na krzesło wyciągu. Jednak owa potrzeba chwili sprawiła, że oto niespodziewanie okazało się, iż jazda (słowa tego użyłem nieco na wyrost:)) na nartach sprawia mi sporą przyjemność.

Debiut na stoku był trudny. Po trzech dniach spędzonych na ćwiczeniach na oślej łączce, kiedy już wydawało mi się, że dam sobie radę na tej większej górce, okazało się, że rzeczywistość jest nieco bardziej skomplikowana. Po serii widowiskowych upadków (tata, żyjesz? odezwij się) sponiewierany zlazłem na dół na piechotę z nartami w garści. Po tym upokorzeniu urągającemu godności człowieka i obywatela chciałem już cisnąć narty w kąt, mówiąc sobie w duchu: coś dla ciebie koziołeczku ta zabawa nie jest zdrowa. Jednak mój najmłodszy synal (podówczas siedmiolatek) ponownie zaczął się domagać podsadzania go na to przeklęte krzesło. Chcąc nie chcąc musiałem więc wrócić na stok. Wreszcie udało mi się jakoś zjechać bez wywinięcia orła, co prawda zatrzymując się co i raz, by złapać oddech oraz roztropnie rozeznać się w sytuacji.

Potem było już jednak coraz lepiej. Zacząłem zjeżdżać z jednym jeno przystankiem (przed ostatnim stromym odcinkiem, celem uspokojenia skołatanych nerwów i upewnienia się, że na drodze nie napotkam leżących pokotem dzieci), aż wreszcie któregoś razu zjechałem ciurkiem. No i jakoś poszło. Jeździłem coraz pewniej i szybciej. Coś tam nawet zacząłem próbować wycinać. I kiedy już wydawało mi się, że za chwilę zacznę jeździć jak jakiś Klaus Mair bez mała :), całkiem znienacka skończyły się ferie...

Ale, rok minął jak z bicza strzelił i za chwilę znów jadę z trójką małoletnich narciarzy w góry. Tym razem cieszę się na ten wyjazd, bo po raz pierwszy wybieram się tam z zamiarem jeżdżenia, nie zaś sterczenia na dole jak gwizdek i czekania, aż się małolaty zmęczą.

Trochę przydługa wyszła mi ta epistoła. Może ją przeczyta taki sam lamus jak ja, który zastanawia się, czy w pewnym wieku warto w ogóle zaczynać zabawę z nartami. Opowiadam zatem: warto. Odwagi! Avanti!

Witam młodziana i to bez cudzysłowu. Ja zacząłem dwa lata temu mając latek 51 i jeszcze się nie zniechęciłem mimo kilku konuzji . Nawet jestem coraz bardziej przemądrzaly. Przed tobą Kotello wiele lat ,, nartowania". :-)))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za dobre słowa

Wszystkim dziękuję za miłe przyjęcie. Jankowi dziękuję ponadto za krzepiący przykład udanego późnego debiutu. Istotnie na nartach można jeździć długie lata. Pamiętam, jak w zeszłym roku podziwiałem z perspektywy krzesła pewnego narciarza. Mknął jak szatan pięknymi krótkimi, ciętymi skrętami. Sądzę, że nie wyglądałby źle nawet przy moich/naszych internetowych idolach - Haraldzie Harbie czy Klausie Mairze. Żałowałem, że nie mam przy sobie żadnego sprzętu, którym mógłbym go sfilmować.

Traf chciał, że chwilę później jechaliśmy w górę na tej samej kanapie. Poznałem owego dżentelmena po wdzianku, kasku i nartach. Najbardziej zaskakujący był jego wiek - ogorzałe lico i zadzierżysty szpakowaty wąs rotmistrza wskazywały na oko +- 60. Wzruszony załkałem zatem, wygłaszając coś w rodzaju egzaltowanej laudacji na jego cześć. On zaś uśmiechnął się pod rotmistrzowskim wąsem i odparł skromnie, że owszem jakoś jeździ, ale jego brat, który na krakowskim AWF napisał doktorat o narciarstwie, to dopiero zasuwa!

- Nauczyć się prawidłowo jeździć, a potem to już kiedy się da i gdzie się da, a najlepiej w Dolomitach - poradził mistrz, a chwilę później pomknął jak strzała.

Westchnąłem rozmarzony, widząc już siebie pod lazurowym niebem zjeżdżającego z jakiejś Marmolady, ścigającego się z alpejskim wiatrem.

Kto wie, może na 40 urodziny (raptem za dwa lata), które akurat wypadają w marcu, zrobię sobie mały prezent i przebiegle zmyliwszy pogonie, wyruszę w kierunku wskazanym przez mojego mentora.

Pozdrawiam.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...............

Kto wie, może na 40 urodziny (raptem za dwa lata), które akurat wypadają w marcu, zrobię sobie mały prezent i przebiegle zmyliwszy pogonie, wyruszę w kierunku wskazanym przez mojego mentora.

Pozdrawiam.

Stary , to Ty młody jesteś , wszystko jeszcze przed Tobą:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj,

najważniejsza jest wiara w swoje możliwości i wytrwałość. Ja zaczynałem dwa lata temu (koniec lutego 2009) mając 59 i pół. Tak mnie wzięło, że "latam" na stok co sobota i niedziela, a i w środku tygodnia też się trafi. Zaliczyłemjuż południowy Tytrol, a w marcu Austria.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

narty z marnymi kolanami

Tadek Szacuneczek.:D Zaczynałem dokładnie w tym samym czasie ,ale miałem wtedy lat prawie 52. Urodzony marzec 1957. Mało jeżdżę bo nie pozwalają mi na to słabe kolana:mad: Wiązadła:mad:Dokładnie nie mam zamiaru tego opisywać bo to nie forum z poradami lekarskimi.O taliowanych nartach oraz stylu jazdy ciętym skrętem (carvingiem) czytałem i oglądałem filmiki przez kilka lat zanim zadecydowałem się sam spróbować.Duża radość z jazdy ,ale mając niestabilne lewe kolano (wiązadło strzałkowe po rekonstrukcji sprawne na 30%) obciążałem za bardzo prawe i w zeszłym roku naderwałem w nim wiązadło też strzałkowe. W tej chwili po wtorkowej jeździe na Czantorii mam problemy z chodzeniem czyli szlaban na narty do końca sezonu chyba:mad: Prawie cały czas czytam o nartach bo ,,odchyła'' trzeba pielęgnować :) Nie mam zamiaru zrezygnować z ,,białego szaleństwa" :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Janek, dużo zdrowia! Moja córka, gimnazjalistka doznała parę miesięcy temu kontuzji kolana na wuefie. Pojechaliśmy do szpitala na badania RTG i USG, gdzie orzeczono silne stłuczenie. W wigilię dziecko poślizgnęło się na schodach i znów odezwało się kolano. Dziecko wyje, zalewa się łzami. - Tak cię boli? - pyta zatroskany tata (czyli ja:)) - Nie, eee...yp - chlipie dziecko. - To dlaczego tak płaczesz - docieka tata. - Bo nie będę mogła jeździć na nartach! - zaryczało dziecko.

Oto co z ludźmi czyni narciarstwo. Istne obłąkanie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To może i ja napiszę jak zaczęła się moja przygoda z nartami, czasami było smieszno czasami straszno :P

A więc u mnie w rodzinie nie było jakiś tradycji narciarskich więc zacząłem całkiem późno, na 3 roku studiów. Jakoś wcześniej nie miałem okazji to pojechania, zresztą uważałem ze to drogi sport, no ale się przełamałem i wraz ze znajomymi pojechaliśmy do Murzasichle.

Byłem strasznie napalony na snowboard, jakoś mnie rajcowała ta jazda jak kogoś widziałem, więc wziąłem i ja :) Poszliśmy na oślą łączkę w Murzasichle i pierwsze co pomyślałem to "o w mordę jak stromo"... Więc do połowy stoku zeszliśmy z buta (ja i kumpel który też zaczynał na snowboardzie).

Moja jazda polegała na "zjeżdżaniu" potem parę metrów z buta po górę i z powrotem, ogólnie wszystko rodziło się w bólach. Jeśli ktoś był w Murzasichle to wie jak wyglądają stoki. Dwa zbocza w środku w dolince płynie rzeczka tworząc literę V.

Kumpel mówi żeby pójść na większą górkę to nie będziemy co chwila podchodzić, no i poszliśmy. A tam kolejny problem... a dokładnie wyciąg orczykowy. Próbowałem podglądać jak to inni na tym jeżdżą, no i moja kolej... Ujechałem 2m gleba, no nic podniosłem się wróciłem i jeszcze raz tym razem 3m i gleba. Już się nie wracałem, jechał jakiś wolny orczyk zaczepiłem się ujechałem parę metrów ale skończyło się to jak poprzednio. Tak na raty dojechałem do połowy stoku, wkurzyłem się, snowboard pod pachę i z buta pod górę

Gdy zaszedłem na górę zły i zmęczony, trochę się ogarnąłem, posadziłem 4 litery na śniegu i zapinam snowboard, jedna noga OK, a w drugiej czegoś mi brakuje... Okazało się, że podczas mojej walki w orczykiem urwałem wiązanie. I tu się dopiero wkurzyłem, bo mało że wszedłem od połowy stoku na górę tylko po to żeby zobaczyć, że mam urwane wiązanie to musiałem zejść i wejść pod kolejną górę żeby wymienić snowboard, dobrze że wypożyczyłem blisko stoku i nie musiałem daleko zasuwać. W między czasie obawiałem się, że mnie obciążą jakimiś kosztami, no ale się udało.

W wypożyczalni, koleś mówi, że nie ma dla mnie drugiego snowboardu na mój wzrost, to mówię, niech stracę i wezmę narty. I tak jakoś na tych nartach w miarę mi poszło, że następnego dnia pojechaliśmy do Małego Cichego i z każdym zjazdem było coraz lepiej...

Tak oto zaczęła się moja przygoda z nartami :)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

Z pamiętnika lamusa cd.

Wróciłem właśnie z ferii, dlatego pozwalam sobie kontynuować wątek poświęcony moim skromnym wysiłkom na niwie narciarskiej. A zatem pokrótce:

Tej zimy dokonałem postępu, który zaskoczył mnie samego. W Cichym znalazłem stok (nawiasem mówiąc jest na sprzedaż, był na forum wątek na ten temat) idealnie nadający się do nauki - co prawda krótki (450 metrów), za to w miarę ostry i do tego pusty, pozwalający rozwinąć skrzydła. Postanowiłem wyzbyć się na nim lęku przed prędkością, który w zeszłym roku powstrzymywał mnie przed jazdą na krawędziach. No i udało się! Z każdym zjazdem czułem się lepiej i pewniej, a miejscowy instruktor był wielce zdziwiony, że ma do czynienia z drugorocznym narciarzem.

Połączenie prędkości z poczuciem pełnej kontroli dało mi ogromną przyjemność i satysfakcję. Po tygodniu wprawek odważyłem się jeździć ciętymi skrętami na stoku w Witowie. Okazało się, że mogę jeździć bezpiecznie, pewnie i do tego w miarę szybko. Nauczyłem się też korzystać z kijków ułatwiając sobie balansowanie - w zeszłym roku majtałem nimi gdzieś w górze, i przydawały mi się głównie do podpierania w kolejce do wyciągu.

Trzeba było widzieć rozdziawione gęby moich znajomych, którzy - mimo że jeżdżą na narty co roku od wielu lat - zatrzymali się w rozwoju na poziomie zwożenia na dół, kiedy to po paru ciętych skrętach znikałem im z oczu, po czym czekałem na nich na dole. Mój dobry kolega jeżdżący zresztą ładnym, staromodnym śmigiem wyznał, że moja prędkość przekracza jego barierę strachu.:D

Stok, który w zeszłym roku wydawał mi się taki długi, a do tego na końcu niebezpiecznie stromy, jakoś tak zmalał i dziś wydaje mi się plaskatą górką, dobrą do uczenia dzieci, a nie do poważnej jazdy.

Oczywiście zdaję sobie sprawę z rozmaitych niedostatków i tego, że przede mną jeszcze wiele odkryć i nauki. Jednak dokonałem pewnego przełomu. Przestałem się bać, jeżdżę już mniej więcej na luzie, no i mam wrażenie, że kiedyś osiągnę poziom przyzwoitego narciarza rekreacyjnego.

A, jeszcze jedno - moje pacholęta przestały z tatki drzeć łacha i nabrały do niego szacunku;)

Pozdrawiam!

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...