Victor
Jazda samochodem to jedno (chociaż ja uważam że jeżdżę co najwyżej sprawnie), narciarstwo ekstremalne to drugie. Na karty chodzę i tam się bawię razem z synem - żadne ściganie, raczej wspólnie spędzony czas. Quatro koniem to miałem okazję, z moim kolegą leszczem niejakim Kajto - 2x, raz cegłą w zimie Mustang 5.0 po ośnieżonej górskiej dróżce, drugi raz jego rajdówką na treningu (jako pasażer w obu przypadkach). Dałem se spokój z jakimiś ambicjami, bo wiem że w dupie byłem i gówno widziałem. Jestem co najwyżej marudą w dziadkowozie.
Każdy ma inne priorytety, chłopaki są na etapie jeszcze - żyć szybko, umrzeć młodo i zostawić piękne zwłoki, ja już inny etap, zaczynam się robić jowialny i generalnie zaczynam mieć "wyj...ne" na wszystko. Nie muszę się już sprawdzać, przełamywać barier, dążyć do doskonałości - bo już mam to za sobą .
Tutaj raczej pragmatyzm (a i SKS się kłania), ważna jest dla mnie rodzina i mam dla kogo żyć, a jak kolega z filmu wrzuconego przez Maria (thx) powiedział, z czarnego wora to się jej raczej słabo pomaga. Z górami nie wygrasz i ich nie okiełznasz, a głos rozpaczy i przerażenia Jeremiego (a przecież to nie byle kto) daje do myślenia czy warta skórka wyprawki. No cóż - światopogląd zmienia się z wiekiem, jest to nieuniknione. Starzejemy się, zaczynamy śmierdzieć.
Tobie życzę zdobycia MB (ja już przed 50-ą to nie dam rady, tylko z 1 z przodu ), mnie na B to Barania albo Babia wystarcza.
pozdrawiam