.jpg.0a6cf81498612731f84b2f47816fe0df.jpg)
Wujot
Użytkownik forum-
Liczba zawartości
2 837 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
121
Zawartość dodana przez Wujot
-
8 dni w grupie Ortler-Cevedale
Wujot odpowiedział Wujot → na temat → Narciarstwo klasyczne, ski touring, ski alpinizm
Dzień 3 Położenie Brancy jest genialne, w okolicy roi się od szczytów 3500-3700. Za pierwszy cel obieramy Matteo (3678), dzień wita nas sporym zachmurzeniem, zjeżdżamy kawałek i ubieramy foki. Miła niespodzianka - szybko przejaśnia się - "nasz szczyt" tkwi gdzieś w chmurach na końcu doliny. Początkowo idziemy za niewielką grupką ale później decydujemy się na "własną" drogę podejścia - wykorzystując długi, wysoki i wygodny grzbiet moreny bocznej, która komfortowo przeprowadza nas przez pofałdowany teren lodowca. Za nami podążają inne grupy. Szybko zdobywamy wysokość i robi się coraz piękniej. Podziwiamy olbrzymie seraki. Na grani jest już bardzo twardo a miejscami dla odmiany drobniutki sypki i nietrzymający śnieg. Trzeba uważać. Na szczycie jest nas kilkunastu, wiatr przywiał chmury i zjazd nie jest już taki oczywisty. Na szczęście obok szykuje sie grupa z przewodnikem wiec postanawiamy zasępić się. Miejscowy dobrze zna teren prowadząc przez interesujace, często przyjazne narciarzom ścianki. I już wiem bedzie to jeden z najsympatyczniejszych zjazdów w życiu. Słońce też sympatycznie wylazło zza chmur. Delektujemy sie widokami, zjazdami - teren cudownie pokręcony. Znów jesteśmy na morenie bocznej i zaglądamy w oczy lodowca. Obok szczelin prowadzi zjazd z Tresero - widać, że 20 m odchyłki od szlaku może skończyć się w lodowym grobie. A to chyba maksymalna dokładność z jaką da się w praktyce nawigować w terenie przy pomocy GPS-ów... Podziwiamy jak w amfiteatrze szczyty dookoła dyskutując gdzie by tu jeszcze jutro wleźć a przede wszystkim zjechać. W schronisku, do którego trzeba trochę podejść, jesteśmy dużo przed czasem obiadu więc myjemy się i piwkujemy. Obiad jest nagrodą za nasz znój i trzeba powiedzieć, że kuchnia włoska w schroniskach bije na głowę austriacką (jakkolwiek i tam kalorii nie brakowało). CDN -
8 dni w grupie Ortler-Cevedale
Wujot odpowiedział Wujot → na temat → Narciarstwo klasyczne, ski touring, ski alpinizm
Dzień 2 Następnego dnia czeka nas zmiana miejscówki ale zanim to nastąpi to jest kawałek drogi. Plan jest następujący. Wpierw na Monte Cevedale (3769 m) później krótki zjazd w dolinę Vedretta di Cadec a nastepnie przez przełęcz pod Pasquale (3431 m) i na końcu zjazd do schroniska Branca. Dyskutujemy drogę podejścia i ustalamy dość długą linię łagodnie okrążająca ZufallSpitze (szczyt leżący tuż obok naszego celu) i wchodząca na Monte Cevedale od północy. Wydaje się, że to zdecydowanie dłuższa droga niż wejście od wschodu ale zagęszczenie poziomic pokazuje, ze byłoby tam dużo trawersowania a tak wygląda, że będzie można rozpędzić jak pociąg i może to być szybsza a co ważniejsze przyjemniejsza droga. Ta kalkulacja okazuje się trafna. Za to cały czas wzmaga się wiatr i po bardzo wrednym końcowym podejściu lądując na szczycie dosłownie telepiemy się z zimna. Za granią na szczęście nie wieje i udaje się powoli dojść do siebie. Zjazd wzdłuż seraków jest bardzo urokliwy a później po przezbrojeniu nart wchodzimy na przełęcz pod Pasqualle. Ściagamy foki, na początku jest stromo i w dodatku jedziemy po starym lawinisku ale z czasem się wypłaszcza i robi się pięknie. Wypatrujemy jakiegoś przytulniejszego miejsca aby zrobić sobie przerwę bo czasu do obiadokolacji jeszcze sporo. No wygląda, że wiatr wieje wszędzie i z różnych kierunków W Brance (2487) dostajemy sympatyczną 6-kę więc mamy dodatkowe łóżko na bety. Karmią tutaj też świetnie. Bilans dnia to 1700 m w pioniecdn -
Ponieważ widzę, że tematy skiturowe cieszą się na forum zainteresowaniem to postanowiłem wstawić tutaj relację z mojego, chyba najfajniejszego, sprzed niecałych dwóch lat, wyjazdu. "Ukoronowaniem" naszego sezonu narciarskiego miał być trawers masywu Ortler - Cevedale - rozległej grupy położonej w południowym Tyrolu i znanej "normalnym" narciarzom z takich stacji jak Sulda, passo dello Stelvia, Santa Caterina Valfurva, blisko leży też Bormio. Po dokładniejszym przyjrzeniu się obszarowi trawers zamienił się w trochę "gwiaździstą" eksploatację terenu. Zaplanowaliśmy 7 noclegów w czterech schroniskach. Ponieważ w pierwszym schronisku były dwa noclegi a w drugim trzy można było zabrać więcej żarcia z myślą, że je zutylizujemy przed końcem tury i nie będziemy codzienne musieli targać. W kwestii plecaków już kiedyś pisałem więc krótko; mieliśmy sprzęt narciarski (narty, foki, buty, harszle, kije, gogle, rękawice), ratunkowy (ABC), wspinaczkowy (2 liny na pięciu, szpej, raki, czekan), ciuchy (razem po trzy warstwy) okulary IV kategorii no i kapcie, wkład do śpiwora, apteczka, zestaw naprawczy. Na zespól była też jedna zapasowa foka. Oprócz tego zabrałem czapkę z wielkim daszkiem i ochroną karku a także kominiarkę, która lepiej sprawdza się od buffa i lekkie rękawiczki. Wspomnianego na początku szturm żarcia zabrałem około kilograma - minimalnie za dużo. Nie wziąłem termosu tylko butelkę PET (i tabletki musujące z magnezem). Razem dało to normalny plecak bez nart i butów pewnie z 12-13 kg. Dojazd z Wro zajął 12 godzin - około 18.30 dotarliśmy do końca drogi w dolinie Martell. Przed 20.00 zameldowaliśmy się w schronisku Zufallhutte pytamy:- sprechen sie deutsch?- ja naturlich, i po włosku i po polsku też!Szczęka nam opada - ekipa w schronisku jest głównie polska, trzy dziewczyny (no wstydu to one nam nie przynoszą) z Anetą na czele, kucharz też Polak, Włoch właściciel i Rosjanka to chyba cała reszta ekipy. Wybiegają na chwilę aby nas obejrzeć - okazuje sie, że jesteśmy pierwszą polską grupą od 3 lat! Chyba brakuje miejsc noclegowych bo dostajemy 2,5 dwójki (a zamawialiśmy zbiorówki). Ja z Kamilem mamy nawet pojedyncze łóżka, umywalkę w pokoju i jest - szok - pościel. w kranach ciepła woda. Dzień 1 Śniadanie o 6.30 trochę po 7.15 wychodzimy, jak zawsze, raczej jako jedni z ostatnich - aby iść po śladach tubylców. Wysokość schroniska to 2265 m.n.p.m. Naszym celem jest Kollkuppe (3330). Rano jest mglisto, wietrznie i w takich warunkach lądujemy na przełęczy pod szczytem (3306). Razem z nami jest pewnie kilkunastu narciarzy. Do szczytu brakuje tylko 30 m ale uznajemy, że w tym wygwizdowie i mgle nie ma sensu tam włazić, podobnie myśli większość. Zakładamy narty i jazda. Widoczność jest mocno ograniczona ale stopniowo rozwiewa się i przy schronisku jest już tak. Pora jest mocno wczesna koło 13.00 jesteśmy obok schroniska (2265 m) więc co zrobić z tak pięknie rozpoczętym dniem? Proponuję aby spróbować wleźć na Madritsch spitz (3255). Dobra widoczność się stopniowo kiepści i gdzieś pod przełęczą na wysokości pod 3000 ściągamy foki i jazda w dół. Stopniowo coraz więcej widać, początkowe strome ścianki kończą się rozległymi dolinami i jedziemy sobie jak Pany. Budynek po lewej to hotel przed którym parkujemy a ten po prawej schronisko. Bilans dnia to 1700 m w pionie, w sumie 20 km podejścia i zjazdy. W schronisku przeparkowują nas do 6-ki (dodając nam Austriaka do kompletu). Warto wspomnieć, że kuchnia tutaj jest naprawdę dobra i w wielkiej obfitości.CDN
-
Opłacalne (tanie?) karnety sezonowe za granicą
Wujot odpowiedział pawelb91 → na temat → Tematy narciarskie
W zasadzie w rachubę wchodzą tylko sezonowe w Austrii. Wszystkie opcje mieszczą się tak w przedziale 330-720 €. Przy czym te dwie najdroższe TSC i SSSC zdecydowanie przebijają pozostałe. Karnet tyrolski umożliwia jazdę przez 7,5 m-ca w około 90 ośrodkach w tym jest 5 lodowców oraz Gurgle - czyli w październiku, listopadzie i maju jest gdzie pojeździć. Karnet salzburski jest o tyle tańszy o ile krócej działa - tylko pół roku. Z ośrodkami nie ma biedy - skiAmade, Saalbach, Arena, Lungau, kitzbuhel wystarczą na sezon. Z lodowcami jest słabo ale Kicuś i Molek od biedy wystarczą (jest jeszcze der Dachstein). Obydwie opcje dobre są dla narciarzy spędzających od 30 dni na stoku w sezonie. Warto dodać, że ponieważ są to dwa podstawowe karnety kupowane przez mocno jeżdżących Polaków to łatwo można podłączyć się do jakiejś ekipy. Ja znam pewnie kilkadziesiąt takich osób. Dla mniej jeżdżących są inne opcje. Za 330€ jest karnet na Lungau. Przy 16 dniach jazda wychodzi też koło 20€. Trzy ośrodki to nie jest jakiś szał ale powinno się wytrzymać. Pozdro Wiesiek -
W sumie to patrzę na to trochę z politowaniem i pobłażaniem - ja sobie na stoku radę dam (szczególnie, że większość czasu spędzam obok). Ale z drugiej strony jeżdżę na tyle dużo i w sporym środowisku, że co rusz słyszę o kontuzjach, urazach, których doznali moi bliscy znajomi i mam przekonanie, że warto jest dołożyć wszelkiej "staranności" aby nie wylądować w szpitalu. Na ile te białe stroje zwiększają w praktyce szansę na kolizję nie wiem ale intuicja mówi mi, że jednak to może być w miarę istotny czynnik. Gdyby tak ubierali się szybcy, ogarnięci jeźdźcy to pewnie byłoby to bez znaczenia. Ale nie raz widziałem takie panny rozpaczliwie trawersujące stromsze fragmenty stoku w poprzek ruchu narciarskiego. Wywali się takie dziewczę i ktoś jadący szybciej weźmie ją za pagórek na stoku. Nie miałem zamiaru rozpętywać krucjaty lecz pokazać parę fot "ku refleksji". Wnioski, każdy może wysnuć własne i nie przeszkadza mi, że mogą być inne od moich. Każdy ma własny rozum. pozdro Wiesiek
-
Powinieneś jechać tak ostrożnie aby zauważyć snajpera w białym stroju maskującym i przysypanego śniegiem. Nawet należy przewidzieć możliwość wpadnięcia na predatora. Cmentarze pełne są ludzi niezauważonych. Ci myślący ubierają więc odblaski, upewniają się, że zostali zauważeni. Kompletnie nie rozumiem jak można akceptować jazdę w strojach maskujących (to jest adekwatna nazwa) na cywilnych stokach. Pozdro Wiesiek
-
Przytrasowe off piste na Kaunertalu
Wujot odpowiedział Wujot → na temat → Relacje z wyjazdów forumowiczów na narty
To teren skalisty Pozdro Wiesiek -
No to w takim razie dołożę jeszcze to: Na pierwszy rzut oka szału nie ma - jest sporo miejsc i fajnych (choć krótkich) ścianek ale okupione jest to nudnymi, płaskimi dojazdami. W dodatku te koszmarnie długie orczyki... Przy gondolce możliwości są w kierunkach południowym i południowo-wschodnim czyli szybko przetwarzanych przez słońce, pod krzesełkiem (w drugiej części) byłoby fajnie ale trzeba podejść sporo naokoło przez parking i pod górkę. Na szczęście jest jeden zjazd zdecydowanie wart uwagi. Zaczyna się przy gondolce a wygodnie jest zjechać na sam dól. Czyli 1100 m niżej. A ponieważ oficjalna "6-ka", co to zmieniła oblicze ośrodka, ma 4,6 km to nasz "freeridowy" wariant z góry na dól jest pewnie trochę krótszy. Można go podzielić na trzy odcinki. Górną dojazdówkę, środkową "właściwą" część i dolną końcówkę. Na górze zaczynamy trawersem zbocza, początkowo po drodze później zboczem. Trwa to dość długo bo do przejechania jest na pewno dobrze ponad kilometr. Staramy się nie tracić wysokości i gdyby nie dwie skały które musimy objechać to pewnie dotarlibyśmy w miarę komfortowo a tak trzeba dać ze 200-300 m z kija lekko pod górę. W sumie to może i dobrze bo zniechęca to co niektórych wygodnickich i zmanierowanych narciarzy (ci co mają wiedzieć o kogo chodzi to wiedzą ) i trasa jest nawet mało przejeżdżona. Za ten lekko upierdliwy odcinek czeka nas nagroda - środkowy odcinek - clou (czyli gwóźdź) programu. Są to trzy "stopnie" - górny kociołek, za nim ścianka, wypłaszczenie i ścianka a kończy się to przejściem przez drogę. Szacuję, że jest tam z 600 m przewyższenia i pewnie z 1 500 m zjazdu. Kąt na ściankach to do 30 stopni, lokalnie może być (w górnych partiach) troszkę więcej. Po przejściu drogi rozpoczyna się trzecia część zjazdu między drogą asfaltową i trasą narciarską. Można zrobić zresztą różne podwarianty. Ja z drogi zjechałem do trasy "6" przekroczyłem ją i równolegle na dól do wypłaszczenia później kawałeczek trasą i w lewo na sympatyczne pagórki wzdłuż strumienia. W ten sposób ląduje się poniżej stacji pośredniej krzesełka a ostatnie kilkaset metrów pokonujemy niebieską. Ma to o tyle sens, że różnie bywa z dosiadaniem się na pośredniej. Film, który zmontowałem usuwając większość z części pierwszej i przerwy pokazuje, że warto podjąć odrobinę wysiłku bo dalej jest zaskakująco długi i bardzo przyjemny zjazd. [video=youtube;i87-VXrV7Eo] Pozdro Wiesiek za cholerę nie wiem dlaczego nie ukazuje się ekran tylko link...
-
Zjawisko to zaczyna już przypominać miniepidemię (na każdym wyjeździe widzę parę takich panien) i postanowiłem to pokazać, nie wiem co prawda czy nie powinno się to znaleźć w dziale "początkujący". PozdroWiesiek
-
Salzburgerland na freeridowo
Wujot odpowiedział Wujot → na temat → Relacje z wyjazdów forumowiczów na narty
CDN Obok nie ruszona biała kołderka. Zaczynam cierpieć, że nie chciało mi się zabrać aparatu i muszę używać jakiejś fotopodobnej namiastki z komórki Szybko odkrywamy nieskażone stopą (narciarską) dziewicze tereny i znaczymy je Jest tak bajkowo, że trudno czasem się nie zatrzymać Jednak narty są ważniejsze od obrazków, poganiamy Arka i w drogę Wyraźnie przyspieszamy, udaje nam się dojść do cyklu 11 min (z wjazdem kanapą), i ryjemy, ryjemy, fedrujemy to białe złoto i trudno uwierzyć ale po paru godzinach już cały obszar z grubsza udaje nam się rozjeździć. Pogoda też ma swoje zdanie i chyba też uważa, że pora kończyć. Więc jeszcze ostatni trawers na prawą część Tako było. Pozdro Wiesiek pees - foty wspólnym wysiłkiem komórek (trzech co je mamy)- 2 odpowiedzi
-
- 14
-
-
W sąsiednim wątku było sporo o Katschbergu (czyli Ainecku). Poniżej będzie inna odsłona tego miejsca choć raczej z naciskiem na inne osrodki z Lungau W tym sezonie jeździliśmy na karnecie salzburskim, jednym z powodów był Krippenstein - miał być przy każdej możliwej okazji... Rzeczywistość niejako podwójnie zweryfikowała nasze plany - okazało się, że bez 4 m sumarycznego opadu to znaczna część tego pięknego obszaru jest niedostępna a dwa to... konkurencja. Jak cokolwiek spadnie to stada wygłodniałych sępów freeridowych (i skiturowych) potrafią rozryć cały ten obszar dosłownie przez minuty a nie godziny. Zmieniło to trochę nasze myślenie o przywyciągowej zabawie - ważne jest aby potencjał przytrasowy nie był skorelowany z popularnością wsród miłośników tej rozrywki. Wbrew pozorom jest trochę takich miejsc i w tym sezonie zajmujemy się ich inwentaryzacją. Salzburgerland nie daje (chyba) takich możliwości jak Tyrol, choć w tym wyjątkowo na razie kiepskim sezonie sporo jeździliśmy w linii lasu bo tam było zdecydowanie najlepiej. Jednym z najlepszych pod względem przywyciągowej eksploracji regionów na karnecie SSSC jest maleńkie Lungo. To jak na Salzburgerland wysoko położone stacje. Odwiedziliśmy je na przełomie lutego i marca Pierwsze dwa dni raczej bez historii - beton poza przy małej ilości śniegu nie zachęcał do offpistowych zboczeń. Poniedziałek przywitał nas deszczem, w tym dniu mieliśmy w planach Grosseck-Speiereck, który jest niezwykle interesującym freeridowo miejscem. Przy dobrym opadzie można zjechać z 2411 m n.p.m do dolnych stacji w St Michael i Mautendorfie (ok 1100 m npm). Na to oczywiście nie było cienia szansy bo na dole po prostu wiosna. Ale z Speierecka są piękne zjazdy do dolnej stacji kanapy. Aby dzień był udany musiały być spełnione dwa warunki - pobielone drzewa gdzieś od 1500 m n.p.m powinny zwiastować solidny opad śniegu wyżej no i kanapa musiała chodzić. Na górze jest nieźle - śniegu spadło sporo ale kanapa zwinięta... My z Arkiem jeździmy więc pod krzesełkiem a Juras... skibusem na Aineck (co jest bliziutko). Warunek drugi zostaje spełniony po godzinie - rusza kanapa, Trzeci - fajnie by było aby było coś widać już nie - na górze jest mleko totalne. Odcina nam to zjazdy żlebami do środka kotlinki (obawiamy się, że jest tam zbyt skalisto) ale pole między gondolką a czarnymi trasami jest nasze. W międzyczasie Na Ainecku jest zdecydowanie lepiej I Juras ma całą górę do wyłącznej dyspozycji. Gdzieś koło pierwszej u nas też się przejaśnia i możemy obejrzeć sobie nasze ślady W międzyczasie mocno podnosi się temperatura śnieg robi się ciężki..Później kapryśny Speiereck znów grzęźnie w chmurze i dopiero jadąc do auta możemy podziwiać takie obrazki. Zgodnie uznajemy dzień za bardzo udany i ostrzymy sobie na wtorkową odsłonę. Po dyskusji postanawiamy postawić na Fanningberg - to bardzo ciekawy ośrodek - dwie kanapy i orczyk. Ale z dolnej jest około 6 wariantów tras! Rzecz w Europie rzadko spotykana. Z górnej za to otwiera się spory obszar do freeridowania gdzieś ze 300 m w lewo i sporo więcej w prawo. Na początku zagospodarowujemy wszystkie żleby na lewo (przy wjeździe) od wyciągu. To są fałszywki - niech ewentualne sępy stracą tu trochę czasu zanim odkryją prawdziwe eldorado. Jakkolwiek w centralnej części są ślady po wczorajszych gościach to śnieg jest bardzo przyjazny. W sukurs przychodzi pogoda i po efektownych przecierkach Robi się po prostu cudownie, drzewa pokryte śniegiem i szadzią CDN
- 2 odpowiedzi
-
- 11
-