-
Liczba zawartości
536 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
23
Ostatnia wygrana cyniczny w dniu 15 Lipiec
Użytkownicy przyznają cyniczny punkty reputacji!
O cyniczny
- Urodziny 28.09.1975
Informacje osobiste
-
Imię
Krzysztof
-
Miejscowość
Piaseczno
Sprzęt narciarski
-
Narty marka
Head TT40 170
-
Buty marka
Fischer
-
Gogle
Uvex
Umiejętności
-
Poziom umiejętności
5
-
Dni na nartach
0
cyniczny's Achievements

Stary wyjadacz (4/6)
1,5k
Reputacja
-
Dwa ostatnie weekendy spędziłem pod namiotem, ale rowerek tez nie omieszkałem zabrać:-) Najpierw było Ponidzie i camp Gacki, Rowerowo wyszła ładna trasa, zwłaszcza świetna trasa rowerowa Wiślica - Proszowice (przejechałem odcinek Wiślica - Kazimierza. W okolicy Stradowa trafił się też kapitalny wąwóz, a później malownicza polna droga do Kozubowskiego Parku Krajobrazowego. Drugi weekend wyszedł nad jeziorem Druglin Duży w okolicy Ełku. Piękne, ciche i ciekawe jezioro, bez skuterów, motorówek, z mnóstwem wysp i wysepek oraz urozmaiconą linią brzegową. Rowerowo wyszła ładna pętla, było trochę bruków, trochę szutrów, mało asfaltu. No i bardzo ładny leśny odcinek w okolicy poligonu w Orzyszu.
-
Sylwek też już dolatuje, Marcin daje znaka, że robi mały popas w Siennie. Z punktu widokowego na przełęcz jest około 500 metrów. Przełęcz zalesiona i bez widoków, ale za to z ławeczką na której czekamy na Marcina. Po zjeździe i odbiciu z DW 392 asfalt mocno się pogarsza. Za to jedziemy w ciszy, bez innych pojazdów nie licząc 4 gości na elektrycznych monocyklach - jest sielsko. W Żelaźnie nie omieszkamy skorzystać z tutejszej atrakcji:-) Przed metą czeka nas jeszcze ostatni podjazd w okolicy Pokrzywna. Sam podjazd jest równiuteńki, ale już zjazd od ulicy Sienkiewicza to łata na łacie. Już wcześniej zdecydowaliśmy, że nie ma sensu jechać od razu na kwaterę, stąd spotykamy się w parku zdrojowym w Polanicy i lecimy na małe co nieco. Statsy dnia pierwszego Dzień drugi Drugi dzień, budzimy się koło 7 i powoli zbieramy klamoty. Samochody mogą zostać na parkingu, ale my pokój musimy opuścić rano. Przed jazdą Sylwek jeszcze lekko reguluje przerzutki w rowerze Marcina. Po drobnych regulacjach ruszamy na trasę. Dzisiaj czekają nas raptem dwa podjazdy;-) Podjeżdżamy w okolicę Szczytnik i tam króciutki zjazd do Szczytnej. Za Szczytną rozpoczynamy główną część pierwszego podjazdu, czyli zdobycie Lisiej Przełęczy (790 m. n.p.m.). Podjazd jest bardzo ładny, dobry asfalt i niewielki ruch. Z przełęczy szybkim zjazdem zjeżdżamy do Karłowa. Tam specjalnie mijamy nasze odbicie w lewo, bo potrzebujemy sklepu. Po powrocie na trasę chwilę odpoczywamy na przydrożnym kamieniu i kierujemy się w stronę granicy. Ta część trasy jest fantastyczna, zresztą praktycznie cała droga do Nove Mesto nad Metuji jest przepiękna. Trafia się też jedna stroma ścianka, dodatkowo główna część po kostce. Ale ogólnie jest przepięknie W Nove Mesto Marcin wynajduje świetną knajpkę, a w niej fantastycznego kurczaka z puree i grilowanymi warzywami - pyszota. Zamek i ryneczek w Nove Mesto Wszystko co dobre szybko sie kończy i ruszamy na ostatni podjazd tego dnia. Generalnie wspinamy się z 300 na prawie 800 m. n.p.m przez około 20 km. Niestety ten podjazd nie jest już tak fantastyczny jak poprzedni, asfalt sporo gorszy + wiele miejsc odsłoniętych i słońce daje popalić, a ostatnie 700 metrów podjazdu to dość mocno nachylony szuter z luźnymi kamieniami - lekko nie było. No ale w końcu osiągamy "drogę sudecką" i pędzimy w doł do Dusznik po drodze mijając wyciąg orczykowy "Jodła" Za Dusznikami jeszcze małe odbicie żeby do Szczytnej nie jechać DK8. Krótki podjazd z którego otwierają się całkiem ładne widoki - niestety na zjeździe asfalt hmm szkoda gadać. Od Szczytnej wzdłuż Bystrzycy Dusznickiej gnamy do Polanicy i na kwaterę po samochody. Z pod kwatery ruszamy po 17:00 i o 22:00 melduję się w domku jak zwykle zmęczony, ale szczęśliwy. Statsy drugiego dnia
-
Poniżej fotorelacja z dwóch pętli po Kotlinie Kłodzkiej. W piątek po robocie wyjeżdżamy na kolejny rowerowy weekend. Kwaterę mamy zaklepaną na przedmieściach Polanicy - Zdrój. Dojeżdżamy tam około 22:00, trochę rozmów i lulu. Rano nie śpieszymy się, jest lipiec więc dzień bardzo długi. U Marcina dużo zmian w rowerze, nowe koła i siodełko, u mnie zupełnie nowy rower - rama kupiona na wiosnę i przerzucone graty ze starego fuji + nowa korba GRX dając trochę lżejsze przełożenia niż klasyczny szosowy kompakt - najlżejsze wyszło 30-34 zamiast 34-34. Pierwsze kilometry to boczna droga omijająca kawałek DK8 na której ruch jest spory Przez Kłodzko przelatujemy błyskawicznie i jedziemy na pierwszą przełęcz Łaszczowa (592 m n.m.p.) Przełęcz zalesiona, więc zdjęć niet. Po zjeździe krótki popas w Dzbanowie na przystanku, później kierujemy się na Złoty Stok - na razie dość płasko. Za Złotym Stokiem zaczynamy podjazd na Przełęcz Jaworową (707 m. n.p.m.), Podjazd jest dość łagodny ma około 8 km i około 400 m w górę, a nachylenia nie przekraczają 10%. Dodatkowo poprowadzony głównie w lesie, co w słonecznym dniu daje wytchnienie, ale widoków zza wiele nie ma - choć gdzieś tam czasem można coś zobaczyć:-) Na przełęczy odpoczynek. Później szybki zjazd do ""Nie ma takiego miasta Londyn, jest..." Z Lądku do Stronia jedziemy ruchliwą DW 392, na szczęście obok jest całkiem fajna ścieżka rowerowa. Mijamy też zniszczoną tamę na rzeczce Morawka. Kąpielisko w Starej Morawie. Dość zaskakująco się do niego podjeżdża, bo początkowo droga jest znacznie niżej niż lustro wody. Od Stronia rozpoczęliśmy nowy podjazd - na przełęcz Puchaczówka (864 m. n.p.m.) Nachylenia do Kletna są dość łagodne - przy okazji przejeżdżamy koło kwatery w której swego czasu nocowaliśmy będąc na nartach w Czarnej Górze. Za Kletnem podjazd staje się trudniejszy, ale za to widoki i sama droga prima sort. Z Janowej Góry czeka nas krótki i szybki zjazd do Czarnej Góry. Tam ludzi tłum m.in. z powodu odbywającego się Runmagedonu. Nie zatrzymuję się tam ani na chwilę i lecę prosto na przełęcz. Punkt widokowy w okolicy przełęczy Puchaczówka (864 m. n.p.m.).
-
wygląda na S79 prowadzącą na lotnisko
- 40 odpowiedzi
-
I to już jest powód, żeby jechać tam w tym terminie, choćby na jeden dzień:-D
- 40 odpowiedzi
-
- 2
-
-
Dzięki Co do nachylenia, to mój nie zapisuje niestety takich danych, ale dość często obserwuje ekranik pod tym kątem i maks. jaki zauważyłem to było coś około 18%, ale raczej było to około 15%, przynajmniej ja tak pod noga odczuwałem. Coś ostatni mi ten czujnik barometryczny w edgu szwankuje i potrafi dziwnie skakać zwłaszcza na początku podjazdu/ścianki - na start potrafi pokazać niby 18-20%, a po chwili mimo iż nachylenie sie nie zmienia, opada nagle o 3-5% i taką wartość już utrzymuje.
-
Podczas ubiegłotygodniowego pobytu na Krecie (okolice Rethymna) udało się znaleźć czas na jedno przedpołudniowe rowerowanie. Trasa wstępnie zaplanowana już w domu, rower wypożyczyłem dzień wcześniej popołudniu tak aby móc ruszyć z samego rana dopóki temperatura jest jeszcze znośna. Początek trasy to około 12 km podjazd w okolice monastyru Arkadi. Podjazd ten wynosi mnie z poziomu morza na około 600 m n.p.m. Podjazd w środkowej części jest dość sztywny i na odcinku 2-3km trzyma stale powyżej 10%, nie ukrywam zasapałem się:-) Końcówka podjazdu już jest znacznie lżejsza Skoro był podjazd to musi być tez zjazd:-) A ten jest piękny, szeroka pusta droga ze świetnym asfaltem. Generalnie w tej części Krety wystarczy od wybrzeża odjechać na maks 5 km i już się ma drogi prawie dla siebie nawet te główniejsze nie wspominając o bocznych. W Amari zauważam otwarty sklep, a ze to prawie 50 km trasy robię mały popas. Wchodzi małe piwko, pani pyta (na migi:-) czy bym czegos lekko nie przekąsił i wjeżdża jeszcze pyszny ser i oliwki. W cieniu na tym mały skwerku kontempluję jakie mam zajebiste życie, że mogę odwiedzać takie miejsca:-) Po odpoczynku kieruję się w stronę Potami Dam Lake. Najpierw czeka mnie kolejny około 12 km podjazd, ale z takimi małymi ząbkami/mini zjazdami. Pozwalają one złapać trochę wytchnienia + nie jest on tak sztywny jak ten pierwszy więc podjeżdżam bez problemów. Nad jeziorem drugi i ostatni odpoczynek Pozostał ostatni około 5 km podjazd i 8 km zjazdu do Rethymno. Po drodze mijam malowniczy most Simas - według przewodników najwyższy kamienny most na Krecie. W dole Rethymno - moja meta Trasa przepiękna, generalnie żałuje, że na Krecie miałem czas tylko na jedno rowerowanie - poprzednio udało mi się wygospodarować dwa dni no, ale nie pojechałem tam sam, a plan zwiedzania był mocno napięty:-) I małe statsy z wycieczki
-
W Nassfeld byłem ze trzy razy, praktycznie zawsze w lutym lub koniec stycznia czyli raczej w wysokim sezonie i raczej nie stałem dłużej niż 10 minut. Kluczem do sensownego w czasie wciągnięcia się gondolka jest bycie rzecz jasna z 5-10 min przed uruchomieniem gondolki. Dodatkowo ponieważ parkingi położone są kawałek od samej stacji my prawie zawsze podjeżdżaliśmy na nartach do stacji gondolki kawałek taką naśnieżona drogą i główną trasą i wchodziliśmy wejściem od strony stoku - tam praktycznie zawsze mniej ludzi do bramek i generalnie od razu blisko bramek jesteś. Tak to wygląda na mapce - czerwona kreska to ta droga A na zdjęciu ta droga po lewej za laskiem - jak widać mimo iz mało śniego ona zawsze jest naśnieżona - przynajmniej jak ja tam byłem No i przed południem nie radzę zjeżdżać trasą numer 80 na sam dół, bo wtedy trzeba odstać właśnie mniej więcej 30-40 minut.
-
W sumie tak samo, czyli zjazd niebieska trasa nr 9 pod dolną stacje dwuosobowego krzesła i dalej czerwona 6 i czarna 5 pod ta sama gondolke z której ruszałem z Arabby, I tak tamtędy trzeba wracać na Belveder, bo to część pomarańczowej Sella Rondy. Ale tak jak pisze Jeeb lepiej zaparkować na Passo Fedaia i od razu stamtąd ruszać na dół do gondoli na Marmolade.
-
Na marmolade da się dojechać z Arabby (a tym samym z Sellla Rondy) gondolką nr 3 Portados, kawalek zjeżdżasz na dół do krzesełka nr 9 Carpazza i trasa nr 6 pod to wolne dwuosobowe krzesełko nr 10 Sass de la vegla. Jechałem tak 1.5 tyg temu bez żadnych problemów. Co do skipassu to ewentualnie jeśli olejesz cały region Sella Rondy to jest Valle silver na ski Latemar, San Pellegrino, Alpe Lusia, Carezza I Castroza. Choć będziesz mieszkał w pozza di fassa więc choćby region Buffare warto by zaliczyć. Różnica w cenie nie jest duża więc bralnym jednak dolomiti superski. Co do jazdy ma Marmolade radzę wybrać się tam jak najwcześniej rano, ja stałem około 15 minut będąc tam około 9, ale kumpel pojechał około 13 i stał 40 min do pierwszego wahadła. I piszę tu o terminie zupełnie pozaferyjnym czyli 11-18/01.
-
Val di Fassa/Val di Fiemme 12-17/01
cyniczny odpowiedział cyniczny → na temat → Relacje z wyjazdów forumowiczów na narty
No niestety, cieniutko, choć i tak nieźle, bo dosłownie na 2-3 dni przed przyjazdem troszkę przysypało.- 7 odpowiedzi
-
Poniżej fotorelacja z tygodniowego pobytu w Val di Fassa/Val di Fiemme. Dzień 0 Ruszamy rano w sobotę, kierunek Vigo di Fassa, gdzie mamy zaklepaną kwaterę. Dojazd bez żadnych komplikacji i przed 20:00 meldujemy się w apartamencie. Dzień 1 - Alpe Lusia Na pierwszy ogień idzie mały, ale jakże wdzięczny ośrodek Alpe Lusia. Ludzi mimo niedzieli jest całkiem umiarkowanie, pogoda super - lekki mróz, bezwietrznie no i piękne słoneczko. Do gustu przypadają mi praktycznie wszystkie trasy, zarówno ta do bujania się niebieska przy gondoli (bardzo fajne przynajmniej trzy warianty trasy) jak i czerwone z Le Cune i Laste. Jedyna drobną niedogodnością jest niebieski łącznik na Le Cune, który jest dość płaski w obydwie strony. Jakby przez przypadek, pierwszy raz na naszym wyjeździe wypracowaliśmy system, nie czekamy - jeździmy. Spotykamy się tylko na przerwy około 10:30 i obiadową około 14-14:30. I to jest super, nikt na nikogo nie czeka, każdy wybiera trasy takie jakie mu pasują i dogodnym dla siebie tempie. Przy okazji w przerwach jest mnóstwo gadania, uwag, śmiechu itd. Dzień 2 - Ski Latemar (Predazzo, Pampeago - Obereggen) Parkujemy przy gondolce nieopodal skoczni narciarskich w Predazzo, a właściwie kawałek przed miejscowością, patrząc od Moeny. Pogoda w sumie bardzo podobna do dnia poprzedniego...okropna:-) Lekką wadą ośrodka jest brak trasy na sam dół, więc trzeba pilnować ostatniej gondolki - reszta super. Rano dwa razy zjeżdżam do górnej stacji gondolki Predazzo - Gardone, później lecę do dalszych części ośrodka. Trasy, które na pewno warto polecić to 28,29 i 30 przy krzesłach Tresca i Monte Agnello oraz w okolicy Obereggen czyli 2,5 i 6. Dzień kończę wyciskając wszystko z tras w Pampeago. Stamtąd już wystarczy wciągnąć się krzesełkiem na Passo Feudo i pozostaje ostatni zjazd pod górną stacje gondolki. Dzień 3 Belveder, Arabba, Marmolada i Alta Badia Dzisiaj startujemy w okolice Sella Rondy, parkujemy pod gondolką w Canazei. Ja nastawiam się na Arabbę i Marmoladę, może trochę Alta Badii oraz Belveder. Marcin podobnie, Bagiet leci do Alta Badii, a Pędzik na pomarańczową Sella Rondę. Rano od razu ruszam do Arabby, aby jak najszybciej wciągnąć się na Marmoladę. W Arabbie zamiast wciągać się wahadłem (już rano całkiem spora kolejka) jadę gondolką Portados i krzesłem Carpazza. To dobry pomysł, bo jadę bez żadnych kolejek do kolejek. Na wolnym dwuosobowym krzesełku Sass de la Vegla rozmawiam z przygodnie poznanym Szwajcarem. Dziwi się, że jest tylu Polaków w tych ośrodkach, bo dojazd jest dość długi - faktycznie nasz język jest pierwszym albo drugim jaki się słyszy. Pyta m.in. o czas dojazdu i kiwa głową z niedowierzaniem gdy mówię co 12-13h. On sam ma raptem 4-4,5h, a jeździ w Dolomity, bo jak twierdzi "to góry zupełnie inne niż wszystkie". W 100% się z nim zgadzam. Przy pierwszym wahadle na Marmoladę jestem przed 10:00 i kolejka już lekko "wystaje" z budynku. Łapię się na trzeci wagonik stojąc około 15 min. Marcin, który wybrał się na Marmoladę około 3h później stał w kolejce ponad 40 min - miazga. Dodatkowo gdy on jechał, trasa była już mocno zmęczona i mnóstwo ludzi na niej. Później kręcę się trochę na stokach Arabby, jadę też do Alta Badia. Niestety wszędzie dość sporo ludzi na trasach (kolejek do kolejek na szczęście brak), stąd koło 13 zawijam się z powrotem na Arabbę, a dzień kończę na Belvederze. Na koniec dnia spotykamy się w knajpce przy dolnej stacji krzesełka Kristanii. Tam dwóch z nas postanawia zjechać na nartach do Canazei, Bagiet bierze kluczyki i krzesełkiem wciąga się na górę, aby później zjechać wahadłem i gondolką na parking. Ja chcę na maksa pojeździć przy Kristanii i potem pod górną stację gondolki. Po 2-3 zjazdach wsiadam do gondolki i zjeżdżam na parking. Jestem dość zdziwiony, bo po Bagiecie słuch zaginął. Dzwonię do delikwenta, nie może znaleźć gondolki powrotnej do Canazei. Okazało się, że zamiast do wahadła na Pecol wsiadł do wahadła do Alby:-) Jak to się już wyjaśniło, sprawa powrotu była prosta. Bagiet wsiada w skibusa i po chwili jest już na parkingu. Jedziemy po chłopaków i lecimy na termy w Canazei, które dają miły odpoczynek zmęczonym nogom. Dzień 4 - San Pellegrino - Falcade Nowy dzień - nowy ośrodek, tym razem pada na San Pellegrino. Startujemy w San Pellegrino. W tej części są trzy krzesła i kilka kombinacji tras m.in. bardzo klimatyczne krzesełko dwuosobowe Cima Uomo, które dojeżdża do najwyższego punktu w tej części ośrodka L'Om Picol 2483m n.p.m. Przed 12:00 przebijam się wahadłem w stronę Falcade. Po tej stronie ośrodka jest znacznie mniej ludzi - w sensie trasy są praktycznie puste. Chciałem przejechać trasą Panoramica, ale niestety ustawili na niej giganta. Stąd poleciałem prosto na dół do Falcade. Pod koniec dnia ponownie wracam na stronę San Pellegrino i tam już dobijam do końca dnia. Dzień 5 - ponownie Ski Latemar Parkowanie takie samo, pogoda taka sama, co tu pisać:-) No może z tą różnicą, że po stronie Passo Fauda jeżdżę w słoneczku dopóki nie zrobiła się kolejka do krzesełka. A później już znajome trasy do Pameago i w Obereggen. Wszedłem też na chwilkę do ciekawej knajpki Oberholz Hutte - widoki z niej były obłędne dzięki trzem zupełnie przeszklonym ścianom:-) Dzień 6 - San Pellegrino - Falcade Ostatni dzień na nartach, z automatu wybieramy San Pellegrion - Falcade. Z uwagi na piątek trochę boimy się tłumów, ale podjeżdżając na parking o 8:15 (ośrodek startuje o 8:30) wiemy, że będzie dobrze albo lepiej. Jesteśmy na nim prawie sami. Dzisiaj testowałem narty syna Volkl Deacon XTD Elite 175 - w tych warunkach idą jak świnie w kartofle:-) Po wciągnięciu się pierwszym krzesłem na chwilę zatrzymujemy się na jedyne wspólne zdjęcie i za chwilę rozjeżdżamy, każdy w swoim tempie i w swoja stronę. Na trasie przy krześle Le Buse Laresei widoczny jest ośrodek Civetta. Na tym wyjeździe tam już nie zawitam. Po południu wracam do San Pellegrino i do końca ujeżdżam tamtejsze trasy. O 16:14 wsiadam ostatni raz na krzesełko Costabella, które wywozi mnie na ostatni zjazd po praktycznie pustej trasie przy zachodzącym słoneczku. I to już koniec, rano o 7:30 wyjeżdżamy w drogę powrotną. W okolicach Kufstein tankujemy i gogiel kieruje nas przez Niemcy drogą lokalna z uwagi "chyba" na duży korek na autostradzie. Droga dłuższa, ale jest piękna pogoda, a po stronie niemieckiej przejeżdżamy przez region chyba mocno popularny wśród narciarzy biegowych. Trasy ciągną się wzdłuż drogi przez ładnych kilka kilometrów. Około 20:30 dojeżdżam szczęśliwy do domu. Podsumowując był to jeden z najlepszych jak nie najlepszy wyjazd narciarski o czym świadczą m.in. statystyki - zrobione 404 km zjazdów i ponad 78 tys. m w pionie, co daje średnią na dzień 67 km i 13 tys. m. Świetne i puste trasy (nie licząc okolic Sella Rondy), pogoda bajeczna, lampa praktycznie przez 6 dni i bezwietrznie. Trasy trzymały przez cały dzień i były perfekcyjnie przygotowane, no i last but not least jak zwykle świetne, sprawdzone w bojach towarzystwo:-).
- 7 odpowiedzi
-
- 8
-
-
-
Dolina Zillertal 3-9.12.23
cyniczny odpowiedział Victor → na temat → Relacje z wyjazdów forumowiczów na narty
Kurka to łamane krzesło wydaje mi się, że było znacznie wcześniej, gdzieś w okolicy Ubergangsjoch. Pamiętam, że stanowiło połączenie Zell am Ziller z dalszymi częściami Areny. Ale jak patrze na mapkę to coś mi się nie klei, bo teraz widzę tam gondolkę Wilde Krimml, której w ogóle nie kojarzę. Fakt w Zillertalu ostatni raz byłem 6 lat temu to może i zmodernizowali. -
Dolina Zillertal 3-9.12.23
cyniczny odpowiedział Victor → na temat → Relacje z wyjazdów forumowiczów na narty
Hehe i jak mogą być różne odczucia tego samego ośrodka dla różnych osób. Arenę traktuję trochę jak dwa ośrodki. Pierwszy czyli trasy ze szczytów Plattenkogel z Konigsleitenspitzen - zazwyczaj podjeżdżaliśmy samochodem na Gerlospass i tam spędzaliśmy cały dzień, bez przebijania się i ewentualnej nerwówki czy sie zdąży na ostatni wyciąg. I druga część czyli Zell am Ziller i trasy ze szczytów Ubergangsjoch i Karspitz - zwłaszcza trasa nr 18 do stacji pośredniej. Natomiast nie przepadam za trasami na Isskogel, zazwyczaj miałem tam najwięcej ludzi i trasy też jakoś takie mniej ciekawe.