Wujot Napisano 17 Sierpień Zgłoszenie Share Napisano 17 Sierpień Dzień 2 Mountainbike-Tour Langfirst - Windischgarsten - Nationalpark Kalkalpen MTB5. Jechaliśmy zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Trasa "zahacza" o PN Kalkalpen. Na początku sporo wspinaczki nawet z podjazdami do 24%. Zmienne nawierzchnie (wyżej to jednak raczej szutry), zmienne widoki. Czyli przyjemność jazdy. Zdjęcia nie kłamią. Poniżej Krzysztof pokazuje jak rasowo się podjeżdża 24% na szutrze Razem 40 km i niecały kilometr verticalu. 3 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 19 Sierpień Zgłoszenie Share Napisano 19 Sierpień Dzień trzeci Wykorzystujemy pociąg (podjazd 4 przystanki). Pierwsze 20 -30 km nic specjalnego, wycacane wszystko na maksa, asfalt i niestety słabo z przydrożnymi drzewami. Od wjazdu do PN (Kalkalpen) jest lepiej. Choć dupy nie urywa. Ale nagle droga zmienia się w ścieżkę i jesteśmy w zupełnie innych okolicznościach! W jednej chwili wybaczamy nudny początek. A dalej jest jak zawsze na piętrze pośrednim, gdy stopniowo zanurzamy się w austriacki ordnung (musi być) Razem 54 km i 1200 m przewyższeń 7 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
cyniczny Napisano 22 Sierpień Zgłoszenie Share Napisano 22 Sierpień (edytowane) Dwa tygodnie temu udało się ruszyć na kolejna weekendówkę. Tym razem padło na Beskid Śląsko-Morawski. Startujemy jak zwykle w piątek po robocie, kwaterę mamy zaklepaną na campingu w Horni Becavy, na którą dojeżdżamy przed 21:00. Sam meldunek przebiega dość wolno, bo następuje zmiana domku z nr 14 na nr 5. Czesi to wyluzowani ludzie i pan z obsługi pokazuje nam tylko kierunek mniej więcej gdzie ten domek się znajduje - identycznych domków jest ponad 20. Ciemności zapadają dość szybko i znalezienie naszego lokum zajmuje ładnych parę, a może i paręnaście minut. No ale w końcu jest - warunki mocno spartańskie, ale jest czysto i dla naszej dwójki miejsca aż nadto:-) Rano na ta trasę ruszamy około 9:30, dość późno, ale dzień cały czas długi, więc mamy czas. Po niespełna 4 km lekkim zjeździe doliną Roznovskiej Becvy, rozpoczynamy pierwszy podjazd tego dnia na przełęcz Pustevny (1018 m n.p.m.) Sam podjazd ma długość około 10km (536 m w pionie) ze średnim nachyleniem około 5,5%. Sztywniejsza jest druga połowa podjazdu gdzieś od 5 kilometra - nachylenia praktycznie cały czas oscylują na poziomach 7-9%. Na przełęczy znajduje się kilka schronisk i tam spędzamy krótką chwile na odpoczynek. Jest tu sporo ludzi, głównie dlatego, że na górze jest duży parking i większość wjeżdża tu samochodami. Zjazd jest dość wąską drogą o świeżo położonym asfalcie. Niestety rozpędzić się za bardzo nie ma jak, bo i nachylenia spore i dużo osób podchodzi/podjeżdża tą stroną. Ale widoki zwłaszcza na samym początku zjazdu są bardzo ładne. Zjazd z przełęczy jest dość długi, ponad 20 km w dół, aż do Frydlanta - jakieś małe hopki są po drodze, ale bardzo krótkie. Z daleka widać główny cel dzisiejszego dnia, szczyt Lysa Hora z charakterystycznym masztem na szczycie. W okolicach Frydlantu jedziemy bardzo fajną ścieżką rowerowa wzdłuż Ostravicy, prawego dopływu Odry. Przed miejscowością Prazmo zaczynamy jazdę w górę, najpierw 7 km doliną rzeki Mohelnica. Tu nachylenia są niewielkie, przy okazji obserwujemy akcje gaśniczą - "ktoś styrte podpalił":-) Po 7 km w Papezovie skręcamy na kulminacyjny podjazd na Lysa Horę. No cóż, podjazd jak dla mnie był mega trudny. Pierwsze 1,5 km to dwie ścianki po około 500 metrów z nachyleniami 13-14% (przedzielone 5% wypłaszczeniem). Ten odcinek na świeżości wchodzi mi całkiem gładko. Później kolejne 1,5km to dość płaski odcinek, a nawet kawałek jest w dół. Od 3km zaczyna się najtrudniejsza część. Przez kolejne 3km nachylenia cały czas po 8-9%. Od 6km już jest miazga, bo nachylenia równo trzymają 10-12%, dodatkowo wyjeżdża się z lasu na całkiem długą prostą i jak na złość słońce również wychodzi zza chmur. Na 1,5km przed końcem podjazdu muszę zrobić krótkiego stopa (myślę że około 1minuty), bo mnie przytkało solidnie. Po odpoczynku wjeżdżam na szczyt. Na szczycie jestem konkretnie umordowany, w sumie trochę nie wiem co ze sobą zrobić:-) Najpierw staje w kolejce w schronisku, żeby coś kupić do picia, ale ludzi mnóstwo i kolejka wcale się nie rusza. Postanawiam w końcu zrobić pamiątkowe zdjęcie przy tabliczce, przy okazji zauważając budkę, głównie z napojami. Tam kupuje wodę, kofolę i zupkę ala kwaśnica, którą wchłaniam w ciągu minuty:-) Chwilę jeszcze kontempluję widoki, ale jestem wypruty na maksa i nawet zdjęć nie chce mi się robić. W międzyczasie dostaję wiadomość od Marcina, że czeka na mnie w połowie podjazdu, więc rad nie rad zabieram dupę troki i zjeżdżam do niego. Zjazd jest słaby, mocno nierówny asfalt, dodatkowo mocne nachylenia, które powodują, że chwilowe puszczenie klamek wystrzeliwuje rower jak z procy, trzeba mocno uważać:-) Po zjeździe zatrzymujemy się kilka kilometrów dalej w przydrożnej knajpce. Tam dzielimy się wrażeniami z podjazdu. Za długo nie marudzimy, bo na kwaterę mamy jeszcze ponad 40 km, w tym dwa podjazdy po około 4 km. Jedziemy w kierunku zbiornika zaporowego Sance na Ostravicy. Najpierw mamy prawie 1,5 ostrego zjazdu po grubym szutrze, na szczęście w końcu dobijamy do asflatu i tam jedziemy już w miarę sprawnie. Sam zbiornik z drogi widać tylko momentami pomiędzy drzewami. Przez Stare Hamry docieramy do drogi 56 (jechaliśmy nią samochodem na camping) i z niej ruszamy na przedostatni podjazd. Podjazd nie jest zbyt trudny, ale mamy już w nogach ponad 100km i ponad 2 tys w pionie. Na górze odpoczywamy chwilę i zjeżdżamy w dół, na jeden z ładniejszych dzisiaj zjazdów. W Podolankach ruszamy na ostatni podjazd tego dnia, początek nie zapowiada nic złego;-) Cisza, spokój, ładna droga, jest sielsko. Niestety ostatnie 600-700 metrów to gruby szuter i nachylenia 14-18%. Ledwo wtaszczam się na górę. Sam zjazd jest już po bardzo przyjemnym asfalcie. Obiadokolacje pochłaniamy w restauracji mieszczącej się w hotel Relax Valaska. Jedzenie jest bardzo dobre, ja zamawiam karkówkę z ziemniaczkami pieczonymi, a Marcin kotlet z piersi kurczaka z ziemniaczkami z wody. Statystyki 1 dnia - wpadł rekord przewyższeń, bo wyszło ponad 2600 m w pionie, Rysy zdobyte:-) Na drugi dzień na śniadanie jesteśmy na otwarciu, czyli równo o 8:00. Ludzi full, ale szybko się ogarniamy, przy okazji łapię jeszcze jednego banana z fajną naklejką:-) No cóż, nie ma przypadków...:-) Drugiego dnia w pierwszej kolejności uderzamy na pobliski zbiornik Horni Becva. A później lecimy na podjazd, który zaprowadza na przełęcz na granicy czesko-słowackiej. Sam podjazd ma około 8km, ale nachylenia są dość łagodne, tylko 1 km trzyma około 6-7%, reszta to 4-5%. Na przełęczy wjeżdżamy na Słowację, ale tylko na chwilę, bo po skręceniu w drogę 487 ponownie jesteśmy w Czechach. humory jakby lepsze niż wczoraj:-D Teraz czeka nas około 60 km drogi prowadzącej generalnie w dół doliną Vsetinskiej Becavy. W większości pokonujemy ją fajną ścieżką rowerową. W wielu miejscach czuć zbliżającą się jesień. Bardzo fajna miejscówka nad niewielkim zbiornikiem Balaton. W okolicy miejscowości Bystricka, skręcamy z doliny w kierunku zbiornika o tej samej nazwie. Jeszcze tylko kilka machnięć korbami i będziemy na koronie. zbiornik Bystricka Malownicza droga do Valasska Bystrica. Po krótkim podjeździe i szybkim zjeździe docieramy do Rožnov pod Radhoštěm. Tam wbijamy się na kolejną fantastyczną drogę rowerową wzdłuż Roznovskiej Becavy I koniec, jeszcze tylko posiłek w tej samej knajpce co wczoraj i po 16:00 ruszamy do domu, gdzie melduję się o 21:00. Statystyki drugiego dnia Edytowane 22 Sierpień przez cyniczny literówki 8 4 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
surfing Napisano 22 Sierpień Zgłoszenie Share Napisano 22 Sierpień 3 godziny temu, cyniczny napisał: podjazd na Lysa Horę. No cóż, podjazd jak dla mnie był mega trudny. Pierwsze 1,5 km to dwie ścianki po około 500 metrów z nachyleniami 13-14% (przedzielone 5% wypłaszczeniem). Ten odcinek na świeżości wchodzi mi całkiem gładko. Później kolejne 1,5km to dość płaski odcinek, a nawet kawałek jest w dół. Od 3km zaczyna się najtrudniejsza część. Przez kolejne 3km nachylenia cały czas po 8-9%. Od 6km już jest miazga, bo nachylenia równo trzymają 10-12%, dodatkowo wyjeżdża się z lasu na całkiem długą prostą i jak na złość słońce również wychodzi zza chmur. Gratulacje! W 1995r na Łysa Hora była meta Wyścigu Pokoju - stałem na szczycie wśród śniegu i tysięcy kibiców na rowerach. Muszę znowu spróbować 1 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
cyniczny Napisano 22 Sierpień Zgłoszenie Share Napisano 22 Sierpień A w tym roku, bodjaże ostatni etap Tour de Czech kończył się na przełęczy Pustevny. Z tym, że oni podjeżdżali tą wąską drogą, którą myśmy zjeżdżali. No, ale oni jechali tydzień po nas:-D Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 24 Sierpień Zgłoszenie Share Napisano 24 Sierpień (edytowane) Dzień czwarty Spieszeni rowerzyści czyli bike & hike Jazda na rowerze jest fajna ale... patrząc na wyniosłe szczyty Kleiner i Grosser Pyhrgas nad naszymi głowami trochę mi było szkoda, że nas tam nie ma. Udało mi się namówić Kamila na połączenie jazdy z wejściem per pedes na któryś a nich. Plan był taki aby dotrzeć na kole do schroniska Gowilalalmhutte. Końcówka to miał być już ostry wpych (z mapy). Życie trochę zweryfikowało plan, bo spory kawałek niżej był zakaz jazdy rowerem oraz... tablica, że jest to jeden z pomysłów Bike @ Hike. Trochę szkoda, że nie znaleźliśmy tego wcześniej na jakiejś stronce. W każdym razie faza 1 to było 7,7 km podjazdu (620 m vertical i do 15%). Na końcówce nawet stromiej. Po spieszeniu było tylko 2,7 km drogi na szczyt ale też 800 m (lub 1000 m) w pionie. Rowery przypinamy do jakiegoś znaku. Przebieramy buty, składamy kije (jechaliśmy od razu z plecakami, gdzie teraz wrzucamy bidony). Od początku jest bardzo efektownie. Przy schronisku trzeba się zdecydować na co idziemy. Z analizy czasu Grosser Pyhrgas dość słabo wychodzi. Poza tym przykleiła się do niego jakaś chmura (jak często do Krywania) i boimy się, że na górze możemy nic nie zobaczyć. Czyli Kleiner będzie naszym celem. Szlak szybko nabiera górskiego charakteru, jest zmienny, czasem z sporą powietrznością. Tygryski to lubią najbardziej. Na górze jest bardzo ciekawie - chmura na Grosser Pyhrgas dalej przyklejona (i tak było do zejścia). Czyli dobrze obstawiliśmy... Robimy popas, foty i po prostu lampimy się w tych okolicznościach. Pora na zejście. Po drodze ostatnie kadry. Powrót na rowerze to była po prostu wypłata. 15 km oglądania krajobrazów. To robi różnicę. Domykamy pętelkę jadąc przez miasto. Po drodze jeszcze zakupy. Razem wyszło 30 km i 1530 m vertical. Z buta dość ciężko byłoby to zrobić (przynajmniej w te 4:25 godz efektywnego ruchu). Edytowane 24 Sierpień przez Wujot 5 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 28 Sierpień Zgłoszenie Share Napisano 28 Sierpień Kalkalpen dz5 Rosnące temperatury zdecydowanie wskazywały aby szukać jazdy w lasach, może nawet gdzieś blisko rzek i potoków. Czyli w obszarze Alp Wapiennych (Kalkalpen). Był jednak z naszego "punktu siedzenia" dość poważny problem - ten Park Narodowy jest dostępny wygodnie od północy. Zielone kropki to początki tras - jak widać południe odcięte jest wysokim grzbietem. Dojazd w te "oficjalne" punkty dostępowe zająłby nam autem 1,5 godz. - niezbyt nam się uśmiechało. Przestudiowałem mapę i znalazłem hipotetyczny wjazd z Unterlassa drogą na północ. OSM i satelita wskazywały, że znajdziemy tam parkingi. Wyznaczyłem pętlę, Locus wskazał mi 1500 m vericalu. Profil trasy był dość dziwny. Teren z mapy wyglądał bardzo, ale to bardzo interesująco. Dojazd samochodem 40 min - do wytrzymania. Jeszcze uwaga ogólna - w Austrii można jeździć tam gdzie są wyznaczone drogi dla rowerów. Praktyka jest taka, że ludzie jadą jednak gdzie chcą. Tutaj byliśmy jednak na terenie PN, bardzo dużo dróg miało wielkie zakazy jazdy (rowerów). Austria to kraj dość restrykcyjny, dlatego plany jazdy opierać najbezpieczniej na tych oficjalnych (tutaj niebieskich) pętlach. Szczególnie, że ktoś to jednak przemyślał i przejechał, więc można się od tego odbijać. Nasz ślad zaznaczyłem na jasnoczerwono. Dojeżdżamy do Unterlassa, droga na północ miejscami wąska. Gdy kończy się asfalt (w Mosshohe) parkujemy. I teraz zdziwko - wielka tablica z zaznaczonymi trasami rowerowymi. Szkoda, ze tego nie ma w necie (albo gdzieś głęboko zakopane). Znajduję od razu połowę "naszej trasy". Żółta pinezka to nasz parking i start. Trasa była zgodna z tym co odczytaliśmy na mapie. Czyli stromo wcięta, wzdłuż sporego potoku. Pewnym (dla mnie niemiłym) zaskoczeniem to standard. Szeroka, gładka i wyszutrowana. Ten szuter na górze ostry, luźny a ponieważ stale góra, dół to na zjazdach ostrożnie. Po dwóch godzinach osiągamy punkt zwrotny i zaczyna się clou programu. Na początku niewinnie. Przejazdem kolejowym. Akcentów tunelowych jest coraz więcej. Najlepsze, że te tunele robią się coraz dłuższe i wyprowadzają na wprost bajkowe okoliczności. Wszystko się kończy, ostatni tunel. Było ich chyba z 10. W środku przyjemnie chłodno, w dodatku z kapiącymi mroźnymi prysznicami. Ta turystyczna trasa to pozostałość po linii kolejowej do przewozu pozyskiwanego drewna. Cudeńko. Całość była luzacka 44 km i 900 m verical. Mój locus nieźle nakłamał - chyba nie miał informacji o tunelach i policzył "po wierzchu" - prognoza to 1500 m. Gdybym to wyłapał to pewnie byśmy coś dołożyli (pewnie wjazd do schroniska Anlaufalm) 8 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Zimnik Napisano 28 Sierpień Zgłoszenie Share Napisano 28 Sierpień W dniu 24.08.2025 o 22:29, Wujot napisał: Spieszeni rowerzyści czyli bike & hike Jazda na rowerze jest fajna ale... patrząc na wyniosłe szczyty Kleiner i Grosser Pyhrgas nad naszymi głowami trochę mi było szkoda, że nas tam nie ma. Udało mi się namówić Kamila na połączenie jazdy z wejściem per pedes na któryś a nich. W Austrii odbyłem mnóstwo takich wycieczek czyli część rowerem a potem pieszo , szczególnie jak podjazd był mocny to potem szlo się zaskakująco dobrze na jakiś trzytysięcznik . 2 godziny temu, Wujot napisał: Jeszcze uwaga ogólna - w Austrii można jeździć tam gdzie są wyznaczone drogi dla rowerów. Praktyka jest taka, że ludzie jadą jednak gdzie chcą. Austria to kraj bardzo nieprzychylny jeździe MTB po górach , poza za parkami też jest mnóstwo zakazów jazdy rowerem nawet jak szutrem prowadzi szlak turystyczny i jest to też dojazd autem do wyżej położonych pastwisk to Austriacy bardzo zwracają uwagę jak się ten zakaz łamie i dzwonią na Policję . Idea była taka aby jak najwyżej wygonie podjechać szutrostradą a zjazd ścieżką , i czasem się udało jak pogoda była kiepska i w promieniu kilkunastu kilometrów żadnego schroniska nie było. Od paru lat jeżdżę do Włoch tu dużo większy liberalizm MTB i nie ma tego Radfahren verboten 2 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
cyniczny Napisano Środa o 09:24 Zgłoszenie Share Napisano Środa o 09:24 Ponizej fotorelacja z 4 dniówki po trójstyku Austria, Słowenia i Włoch. Rower zapakowany (na razie na próbę) - czas na kolejną 4 dniówkę. Tym razem spełnienie kolarskich marzeń czyli czas na Alpy:-) Dzień 1 Ruszamy z domu po 20:00, cała noc w podróży i rano znajdujemy się w zupełnie innych okolicznościach przyrody. Samochód parkujemy w Ferlach na bezpłatnym parkingu - jeden pan z kampera miał jakieś uwagi, ale je zwyczajnie olaliśmy. rzeka Loiblbach nieopodal parkingu Pierwsze kilometry już są mega widokowe W pewnym momencie dość zaskakująco ścieżka rowerowa prowadzi przez teren elektrowni wodnej Freibach. Za Wildestein zjeżdżamy z głównej drogi w kierunku dzisiejszego głównego podjazdu na przełęcz Seebergsattel (1215m) będącej jednocześnie przejściem granicznym ze Słowenią. Sam podjazd nie jest zbyt trudny: długość około 14 km, przewyższenie 650m, średnie nachylenie 4,5%, max 9%. Pierwsze kilometry podjazdu robimy bardzo ładną ścieżka rowerową. Na pierwszym popasie użera mnie w kostkę osa czy też pszczoła - gniazdo było na schodach. Ból dość duży, ale nie widać żadnej opuchulizny i szybko mija. Na przełęczy Zjazd nie jest zbyt szybki, po pierwsze serpentyny, po drugie widoki, aż się nie chce zjeżdżać:-) Mala i Velka Boba - dwutysięczniki w paśmie Alp Kamnickich Zjazd wzdłuż rzeki Kokra - krótki lewy dopływ Sawy, raptem 34 km, ale rzeka mega urokliwa. Tu tez pierwszy raz stykamy się z niesamowitą przezroczystością tutejszych rzek W okolicy Hrib odbijamy na chwilę z trasy nad urokliwe jeziorko Crnava. Boczne drogi w okolicy Trzic. Ostatni krótki podjazd tego dnia w okolicy miejscowości Hudi Graben W między czasie klepiemy mailowo nocleg w Begunje na Gorenjskem. Po dojeździe i lekkim odświeżeniu idziemy z buta na zasłużona obiadokolację. Statystyki 1 dnia Dzień 2. Wstajemy standardowo po 7:00 i w ciągu godzinki ogarniamy się. Pierwsze kilometry to zjazd do doliny rzeki Sava Dolinka, która w okolicy Radovlijca wraz z Sava Bohinjka tworzą Sawę - największy prawy dopływ Dunaju o długości ponad 900 km. Dzisiaj pierwszy punkt programu to malownicze jezioro Bled z pięknie położonym kościółkiem na wyspie i górującym nad jeziorem najstarszym zamkiem na Słowenii. Samo jezioro nie jest zasilane żadną większa rzeką, a w północnej części znajdują się źródła termalne, co powoduje, że jest jednym z najcieplejszych w Alpach, ale jakoś na kąpiel o tak wczesnej porze nie mamy ochoty:-) Za Bledem wjeżdżamy boczną drogą do Triglawskiego Parku Narodowego i kierujemy się w kierunku Jesenic. Od Jesenic do Kranjskiej Góry gdzie zaczyna się główny podjazd na Vrsic mamy jeszcze kilkanaście kilometrów fantastyczną ścieżką rowerową. Za Kranjska Gora dojeżdżamy do jeziora Jasna za którym zaczyna się podjazd na przełęcz. Różne strony różnie podają zarówno długość podjazdu jak i wynikające z tego średnie nachylenie. Generalnie zasadnicza część podjazdu ma około 10 km i średnie nachylenie 7.5%. Najtrudniejsze są ostatnie 2,5 km, tam nachylenie rzadko spada poniżej 10%, a są odcinki i po 14%. Wiele zakrętów jest z brukowanej kostki, trochę mnie to martwi biorąc pod uwagę czekający nas zjazd z przełęczy. Słoneczko w trakcie podjazdu zaszło za chmury. Nie narzekamy, mając nadzieję że łaskawie wyjrzy zza chmur podczas zjazdu. I jeeest, podjazd wszedł o dziwo bardzo dobrze. Na przełęczy spędzamy około 40 minut, jest baaardzo widokowo. A w międzyczasie słoneczko wychodzi zza chmur - tak było umówione. ciastko Gibanica - lokalny przysmak, bardzo dobre...takie niesłodkie;-) Czas w końcu ruszać dalej, przed nami prawie 30 km zjazdu do Bovec. Sylwek szaleje na zjeździe, a jest gdzie poszaleć, bo w odróżnieniu od podjazdu, nawierzchnia na zjeździe jest idealna. Baz żadnych fragmentów brukowanych czy mocno spękanych. Po kilkunastu kilometrach zjazdu jesteśmy w dolinie rzeki Soca. Jako jedna z nielicznych ma ujście bezpośrednio do morza Adriatyckiego, a dokładnie do zatoki weneckiej. Jej wody są krystalicznie czyste. Po zjeździe jedziemy do centrum Bovec po zaopatrzenie na wieczór. Kwaterę udało się zaklepać w sensownej cenie 120 euro za dobę w Log pod Mangartem. W sensownej, ponieważ na booking ceny rozpoczynały się od 180 euro za 3 osoby. Z Bovec mamy 10 km pod górę wzdłuż rzeki Koritnica. Jak zawsze na dodatkowe wieczorne zapasy wożę mały plecaczek z Decathlona 10 litrowy - przydaje się bardzo. Na kwaterę jedziemy dość wartko, bo według prognoz może popadać i to konkretnie. Na szczęście całą burzę zatrzymuje masyw Jerebicy (2126 m n.p.m.) i w dolinie nie spada ani kropla deszczu. Tradycyjnie po ogarnięciu sie na kwaterze idziemy coś zjeść. Pobliska hotelowa restauracja jest zamknięta, bo "po sezonie". Kolejna wygląda na zbyt wyszukaną dla nas - przynajmniej po zdjęciach potraw. Ostatnia (restauracja Brunarica) znajduje się około 600 m od kwatery. Menu krótkie, ja z Marcinem zamawiamy Zlikrofi with Bakalca, czyli pierożki z gulaszem, Sylwek Burgera. Statystyki dnia 2 3 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
cyniczny Napisano Środa o 09:42 Zgłoszenie Share Napisano Środa o 09:42 Dzień 3 Widok rano z okna z pokoju Marcina i Sylwka - obłędny. Dodatkowo po burzy nie zostaje nawet ślad i dzień zapowiada się ponownie piękny i słoneczny. Dzisiaj w planach przejazd przez dwie granice, bo nocleg planujemy już w Austrii. Poranek dość chłodny, ale nie ubieramy się zbyt mocno, bo czeka nas 6 km głównej części podjazdu na przełęcz Predel (1156 m n.p.m.) Najbardziej stroma część jest do krzyżówki gdzie odbija droga na Mangart. Po drodze mijamy urokliwą mieścinę Strmec na Predelu. droga na podjazd pod Mangart - najbardziej stromy podjazd w Słowenii. Niestety nie tym razem, choć nie powiem kusiła:-) Przed przełęczą znajdują się ruiny fortu Predel, który pełnił ważną role podczas wojen napoleońskich. I sama przełęcz Z przełęczy krótkim zjazdem zjeżdżamy nad jezioro Predil Po odpoczynku czeka nas jeszcze 8 km pod górę do Sella Nevea. Z miejscowości czeka nas około 10 km zjazdu doliną Reklanska do Chiusaforte. W Chiusaforte wbijamy się na słynny szlak rowerowy Alpe Adria. Szlak prowadzi po dawnej linii kolejowej Tarivsio - Carni i obfituje w liczne tunele i mosty. A widoki ponownie obłędne. No ale wszystko co dobre szybko się kończy i w Pontebba skręcamy na przełęcz Nassfeld - ostatni z konkretnych podjazdów na tej wycieczce. Podjazd jest porównywalny z podjazdem na Vrsic. Według profilu trochę łatwiejszy - 13km długości ze średnim nachyleniem około 7,5%. Z tym, że pierwsza połowa podjazdu przypada na jazdę w pełnym słońcu, bo niewiele jest miejsc zacienionych, a temperatura oscyluje w okolicy 30 stopni. Natomiast widokowo jest pięknie. Za widocznym tunelem w miarę zdobywania wysokości temperatura przestaje tak doskwierać. I jeeest, ostatnia większa przełęcz za mną. Na przełęczy, jeszcze po włoskiej stronie czuję konieczność uzupełnienia kalorii i szybko zamawiam zupkę Minestrone czyli włoską jarzynową - przepyszna. Jedyne czego mi brakuje na przełęczy to tabliczki z nazwą państwa. Przydałaby się fotka do kolekcji:-) Z przełęczy czeka nas ponad 20 kilometrowy zjazd praktycznie pod samą kwaterę:-) Sam zjazd jest już średnio ciekawy, sporo w lesie, mało widoków. I już w dolinie W Hermagor robimy jeszcze niezbędne zakupy i po 4 km meldujemy się na kwaterze. Właściciel pokazuje nam swoje elektroniczne cuda (elektronik amator:-)) typu drzwi balkonowe otwierane i zamykane pilotem, jakieś światełka itp. Na obiadokolacje jedziemy w cywilnych ciuchach na rowerkach. tam spożywamy znaczne ilości kalorii:-) statystyki dnia 3-go Dzień 4 Rano pobudka klasycznie około 7:00. Po 8:00 zbieramy się na ostatni nasz rowerowy dzień. Dzisiaj czeka nas jeden podjazd 6km, którym chcemy się przebić do doliny Drawy, ale pierwsze 20km jedziemy w dół doliną rzeki Gail. Dzisiaj według prognoz ma być pochmurno, nie licząc 2-3h rano i faktycznie prognozy sprawdzają się całkiem, całkiem. Za chwile szybki zjazd do widocznego w dolinie Villach. Tam wjeżdżamy na ścieżkę wzdłuż Drawy. Lubię w miastach ścieżki wzdłuż rzek, zazwyczaj przejazd nimi przebiega bez żadnych komplikacji. Brak krzyżówek, świateł, często rozdzielony ruch pieszych od rowerzystów. Ostatni odpoczynek przed metą I koniec, jeszcze mała toaleta w pobliskim potoku przed podróżą i kebabtaller:-) statystyki dnia 4 I cała trasa Kilka słów podsumowania. Przejechaliśmy niecałe 400 km i ponad 6,3 tys. m. w pionie. Wycieczka pod każdym względem wyjątkowa. Trudne podjazdy, szybkie zjazdy, przepiękne widoki i wspaniała natura. No i oczywiście sprawdzeni w bojach towarzysze podróży czyli Marcin i Sylwek - bez nich na pewno by się to nie udało. Wszystko to sprawiło, że wyjazd ten był najpiękniejszym na którym byłem. Jedynie mała łyżeczka dziegciu to hałas motocykli na głównych podjazdach, który momentami bywał męczący zwłaszcza na przełęcz Vrsic, ale w żaden sposób nie odebrał mi przyjemności z wycieczki. Co do odwiedzonych krajów, to na pewno na wyróżnienie zasługuje Słowenia. widokowo obłędna, cenowo całkiem umiarkowana i ten słowiański luzik:-). Włoski odcinek również przepiękny, zwłaszcza kawałek Alpe-Adria. Natomiast Austria z uwagi na tak poprowadzoną trasę, trochę nie miała możliwości pokazania swoich największych walorów, które znam m.in. z wyjazdów narciarskich. Ale co się odwlecze to nie uciecze i na pewno do Austrii jeszcze zajrzymy rowerowo:-) 4 4 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
tanova Napisano Środa o 10:44 Zgłoszenie Share Napisano Środa o 10:44 Kolejna świetna relacja rowerowa @cyniczny - podziwiam piękne zdjęcia, soczyste opisy, ale i Waszą kondycję. Niektóre widoki bardzo znajome, bo pętla przez te trzy kraje to był również i mój pomysł na tegoroczny urlop - choć nieco inną trasą (Austria-Włochy przez Arnoldstein i Tarvisio, potem do Słowenii przez Kranjską Gorę, a powrót do Austrii doliną Drawy przez Mariborsko Pohorje). Zbieram się do opisania, mam nadzieję, że do końca miesiąca się uda. 1 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
WojtekM Napisano Środa o 20:22 Zgłoszenie Share Napisano Środa o 20:22 Etna - Rifugio Sapienza z Katanii przez Nicolosi. Czyli klasyczny wariant podjazdu wzdłuż SP92. Ok. 35 km pod górkę, 1900 metrów przewyższenia. Na dole upał, u góry deszcz i rześko, po drodze pola lawy. 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
WojtekM Napisano Czwartek o 18:11 Zgłoszenie Share Napisano Czwartek o 18:11 Monte Pomiciaro z Katanii przez Zafferanę. Czyli pierwsza część podjazdu to jeden z wariantów podjazdu do Rifugio Sapienza na Etnie. Na Etnę już wjeżdżaliśmy przez Nicolosi, więc teraz w trakcie podjazdu odbiliśmy na Monte Pomiciaro. Ogólnie bardziej zielono, wszystko mniej spustoszone przez lawę w porównaniu do podjazdu przez Nicolosi, chociaż pył na drogach zalega - o czym ostrzegają znaki. 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.