Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Ranking

  1. cyniczny

    cyniczny

    Użytkownik forum


    • Punkty

      18

    • Liczba zawartości

      499


  2. mirekn

    mirekn

    Użytkownik forum


    • Punkty

      3

    • Liczba zawartości

      981


  3. Bumer

    Bumer

    Użytkownik forum


    • Punkty

      2

    • Liczba zawartości

      4 333


  4. tanova

    tanova

    VIP


    • Punkty

      1

    • Liczba zawartości

      2 752


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 30.06.2020 uwzględniając wszystkie działy

  1. Poniżej relacja z szosowej trzydniówki po Pogórzu Dynowskim i Przemyskim, którą przejechałem z Marcinem i Sylwkiem w ubiegły weekend. Dzień pierwszy: Dynów - Arłamów - Dynów 150 km 1700m przewyższenia Poranek jak zwykle zabójczy. Pobudka 2:40, Marcin przyjeżdża po mnie dokładnie o 3:15, Sylwka odbieramy kilka minut przed 4:00 i w drogę. Droga do Dynowa ma zająć około 4,5 h. Na kwaterę docieramy o 8:30, około godzinki zbiera nam się na przebieranie, składanie rowerów. W pośpiechu Marcin myli kaski:-) Ostatnie dopinania i w drogę. Dzisiaj trasa najdłuższa - jeździmy po Pogórzu Przemyskim. Główny cel to Arłamów znajdujący się mniej więcej w połowie dystansu. Ma być około 140 km i 1500 w pionie. Wyjedzie jednak trochę więcej, ale o tym za chwilę. Kwatera położona jest tuż przy stacji kolei wąskotorowej Bachórz. Dodatkowa zaleta to pobliska karczma serwująca świetne i całkiem przystępne cenowo jedzenie. Pierwsze podjazdy w okolicy Dylągowej Przepięknie położony kościół w miejscowości Nowy most w Sielnicy oddany jesienią 2019 roku. Początkowo most był planowany jako kładka pieszo-rowerowa, stąd zapewne szerokość jego pozwala na zmieszczenie tylko jednego pojazdu. Na końcach przeprawy zamontowana jest sygnalizacja świetlna sterująca ruchem. Pierwszy popas mieliśmy robić trochę później, ale altana wołała "siadajcie i rozgośćcie się". Na płotku po lewej widać, gdzie niedawno była woda Sporo kilometrów zrobiliśmy wzdłuż Sanu Pierwsze zwiastuny złego. Musieliśmy zmienić trasę bo droga była zamknięta. Objazd do Birczy zaczynał się już w Iskaniu i prowadził przez Jawornik co niezbyt nam pasowało. Postanowiliśmy pojechać dalszą drogą do Brzuska, tam odbić na Hutę Brzuską i w okolicy Boguszówki dojechać do DK28. Droga okazała się bardzo fajna, a bonusem był dodatkowy podjazd:-) Na razie udaje nam się omijać burze...na razie Widoki z dodatkowego podjazdu znakomite Jeszcze tylko szalony zjazd do DK28 i prawie koniec objazdu. Do Birczy praktycznie nie wjeżdżamy, tylko odbijamy na kolejny podjazd na Groń - kolejne 200m w górę. Takich zapadnięć/obsunięć dróg widzimy całkiem sporo. Jedne bardzo świeże jak te, inne mające już kilka lat. Widać, że żywioły rozdają tu karty. Dolina rzeki Wiar W Makowej zaczynamy główny podjazd tego dnia do Arłamowa. Około 10km 300 metrów w pionie z czego ostatnie 4 km ze średnim nachyleniem 7% Podjazd zrobiony - niestety w międzyczasie zepsuła się pogoda. Burza dopiero się rozkręcała. Postanowiliśmy przeczekać w hotelu ... tj no prawie Po pierwszej burzy zjeżdżamy z Arłamowa do Jamna. Niby trochę kropi, ale jakoś burze nas omijają. Do czasu. Za Łomną w środku lasu dopada nas kolejna. Tym razem nie ma zmiłuj, jedziemy w deszczu i gradzie przez las. Burza nie była zbyt długa, ale za to bardzo obfita. Zjeżdżając do Birczy zamiast drogą jedziemy strumieniami, a na dole wiele zalań i podtopień - tu główna ulica w Birczy DK28. Za mostem znajduje się piekarnia, widać jej dach - totalnie zalana. W Birczy odpoczywamy dłuższą chwile w pobliskiej restauracji, jemy pizzę i rozmawiamy z panią z obsługi, która twierdzi, że takiej wody to tutaj nigdy nie widziała. Z Birczy mamy 37 km na kwaterę, jest nam zimno, ale tylko do ostatniego podjazdu tego dnia na którym momentalnie się rozgrzewamy:-) Na kwaterze meldujemy się około 20:00 przemoczeni do suchej nitki. Rowery dzięki uprzejmości gospodarza opłukujemy wodą ze szlaucha i idziemy na nocne Polaków rozmowy. Tam na szczęście suchutko i cieplutko - mamy całe poddasze dla siebie. Gospodarz odwiedza nas jeszcze przynosząc trunek własnej roboty. Na rozmowach spędzamy czas do późnej nocy. Pierwszy dzień długi, wyszło 147 km i prawie 1700 w pionie.
    6 punktów
  2. Dzień 3 Wstajemy sami z siebie pomiędzy 4:30 a 5:30, stąd bez problemu kilka minut po 7:00 ruszamy na trasę. Gospodarz zapowiada nam, że jest duża szansa iż dzisiejszej trasy nie przejedziemy w całości, bo jedziemy w obszar najbardziej dotknięty zalaniami i podtopieniami. Po pierwszych 13 km dopada nas ulewa, którą przeczekujemy na przystanku Ulewa w miarę szybko przechodzi, za chwile wychodzi słoneczko i robi się pięknie. Marcin I Sylwek W planach była jazda pod Kańczugę, ale decydujemy się skrócić trasę i za Huciskiem Jawornickim skręcamy na Przedmieścia Dubieckie. Zjeżdżając w dół do Przedmieścia Dubieckiego nie żałujemy decyzji. Tu dopiero widać jakie szkody przyniosła wielka woda, która szła tu dzień wcześniej Po skręcie na DW884 w kierunku Bachórza pojawiło się jeziorko, powstałe gdy cała woda spłynęła z góry i zatrzymała się przed drogą. Skręcamy jeszcze raz nad San, aby zobaczyć jak wygląda prom, którym w pierwotnej wersji trasy mieliśmy się przeprawiać. Daleko to byśmy nim nie popłynęli Ostatnie kilometry przed metą to piękne widoki na dolinę Sanu. I to już koniec. U gospodarza myjemy rowery, pakujemy się i w karczmie jemy szybko pyszny chłodnik. Pozostało jeszcze 400 km samochodem. Do domu przyjeżdżam około 20:30 i rzutem na taśmę zdążam na wybory:-) Podsumowując, przejechaliśmy trochę ponad 300km pokonując prawie 4km przewyższenia. Podkarpacie to świetne tereny do jazdy szosowej, bo większość dróg ma znakomitą nawierzchnie. Trochę karty rozdawała pogoda, ale i tak wyszliśmy z tego obronną ręką.
    5 punktów
  3. Dzień 2 Trasa Dynów - Straszydle - Dynów. Wyszło około 100 km i 1300 w pionie. Rano pobudka o 7:00. Po wczorajszym ciężkim dniu dość słabo się wstaje. W pierwszej kolejności sprawdzam buty i o dziwo wkładki wyschły całkowicie, buty jeszcze tylko trochę wilgotne - jest nieźle. Po ogarnięciu się, czas na mały serwis rowerów. Pogoda świetna, tym razem kierujemy się na Pogórze Dynowskie. Główny punkt programu podjazd w Straszydle. Rozgrzewka jest od razu za Dynowem, 100 metrów w górę. Kawałek granią obfituje w widoki W Nozdrzcu odbijamy z drogi DW835 i jedziemy malowniczą doliną Baryczki, nie mylić z Baryczą:-) Po osiągnięciu szczytu w Rytej Górce zjeżdżamy na dół do Kąkolówki. Tam Marcin łapie gumę, chwilę gadamy pod sklepem i najpierw puszczamy Sylwka do przodu, później Marcin mówi, żebym też jechał dalej - chyba każdy potrzebuje trochę samotnego kręcenia:-) Mamy spiknąć się znowu wszyscy za jakiś czas, jak znudzi się nam samotna jazda:-) W Białce doganiam Sylwka, ale w sumie tylko na chwilę, bo kawałek dalej odbijam od głównej trasy na podjazd w Straszydle. Sylwek jedzie dalej ustaloną trasą. Górny punkt podjazdu w Straszydle. Teraz czas na pętlę, czyli zjazd do miejscowości przez Nalepki i ponownie wdrapanie się tutaj na górę przez Rzeki i Pustki. Najtrudniejsza część podjazdu - przed i zaraz za tym domem na wprost. Siedząc na siodełku czuję jak przednie koło odrywa się od asfaltu. W sumie nic dziwnego, bo altimetr pokazuje 19% nachylenia. Kawałek przed miejscem gdzie stoją samochody podjazd "wypłaszcza się" do 14%. Nagrodą są widoki i wytopiony tłuszczyk;-) Po głównej części podjazdu za Lubienią odpoczywam sobie chwilę na ławce widokowej. Magnetyczna ławeczka, niby w środku niczego ale każdy z nas w samotności skusił się jej zacienionemu urokowi o czym dowiadujemy się gdy sie spotkamy ponownie. W oddali widoczny Rzeszów - stolica Podkarpacia. Ten Rzeszów ma raptem kilkaset metrów i kilka zabudowań - może to jakaś enklawa:-) Za dziwnym Rzeszowem zdzwaniamy się z Sylwkiem i dalej jedziemy już razem. Niestety do Marcina nie sposób się dodzwonić - cały czas poza zasięgiem. W Nowym Borku postanawiamy zatrzymać się w pobliskim baro-sklepie na małe piwko. Marcina spotykamy dopiero za Błażową jak odpoczywa sobie na pobliskim MOR-ze. Oczywiście minął nas gdy odpoczywaliśmy w tym barosklepie:-) Po ciężkim dniu idziemy coś zjeść do karczmy, towarzyszy nam Duch Sanu:-) Po obiedzie idziemy na kwaterę i tam odpoczywamy tak skutecznie, że wszyscy śpimy praktycznie do rana. Ta regeneracja bardzo jest nam potrzebna.
    5 punktów
  4. Bieszczady 2020 Tradycyjnie, jak od wielu lat (choć tym razem nie w maju po "zimnej Zośce") tylko pod koniec czerwca polatałem/połaziłem tydzień po Bieszczadach. W tym roku z powodu deszczowej aury padło na: okolice Hyrlatej szlak i ścieżki pomiędzy Górzanką a Terką szeroko rozumiane okolice Łopiennika Sine Wiry i okolice stokówki masywu Falowej stokówki Cisna - Smere połonina Caryńska Wybór tras warunkowała pogoda, stan szlaków i leśnych duktów, część to stokówki z szutrem gdzie z założenia błota brak Leśne drogi i wszystkie ścieżki do ściągania pozyskanych drzew to "błoto po kolana". Znakowane szlaki w większości też szczególnie w niższych partiach i na przełomie pięter roślinności. Poza Caryńską pusto, pieszych i rowerzystów na naszych 2-4 godzinnych turach można było policzyć na palcach jednej ręki. Można w szczycie sezonu zaplanować trasy tak, żeby pobyć sam na sam z Górami. Warto uaktualnić mapy szczególnie te cyfrowe. Grzyby już są. Misiów na szlakach brak (to jednak nie wczesny maj). Dużo samotnie wałęsających się wilków. Gwizdek przy plecaku załatwiał sprawę. Zdjęć brak, choć jeden dorodny basior dosłownie pozował i czekał na sesję foto Przetestowałem solidnie zestaw spodnie i kurtka z Dyna-Shell™ 2.5 Layer. Spodnie mam już ponad rok a kurtkę dokupiłem przed wyjazdem (prognozy na YR.NO) ;). Wnioski i opis skrobnę w osobnym wątku, generalnie odzienie dało radę tak max do 3 godzin przy tempie na poziomie około 7,5 minut na kilometr. Napiszę też ze dwa zdania o wykorzystanych butach (i podeszwach) na takie mokre/błotne/Bieszczadzkie warunki w wątku o butach w góry. Parę fotek, przepraszam z góry za jakość ale lało a zdjęcia z telefonu Pozdrawiam mirekn Pizdrawiam mirekn Polska Wysłane z iPada
    3 punkty
  5. W zeszłym roku tam jeździłem. W pierwszej chwili myślałem ze kwaterę mieliście ta sama co ja. Na piętrze wzdluz pokoje, a na końcu korytarza kuchenka. Niby tylko pagórki ale mogą dać w kość. Co się zaś tyczy odprowadzania wody opadowej, zalania i praca kanalizacji deszczowej pod ciśnieniem, to norma. Po prostu nie opłaci się tak wymiarowac przewodów aby przejęły całą ilość przewidywanej deszczem nawalnym wody. Po prostu trzeba byłoby budować podziemne tunele. Inna sprawa to zarządzanie tym co się już ma, tu można wiele zarzucić rzadzacym. Po prostu administratrzy nie są fachowcami i nie potrafią eksploatować tego co mają. Dużo by mówić, całe zawodowe życie zajmowałem się między innymi takimi sprawami. Szlag mnie trafia z jaką beztroska buduje się nowe ulice, chodniki, parkingi, bloki i inne budynki bez analizy terenu, jego uzbrojenia i zakłócenia retencji na terenie objętym budowami.
    2 punkty
  6. Dzięki bardzo:-) No powiedzmy 2h to nie było tylko czyszczenie:-) Najpierw mordowałem się, aby poprawnie założyć oponę. Coś mam problem z obręczą i w jednym miejscu opona potrafi mi wpaść tak dziwnie głęboko w obręcz i mimo mocnego napompowania jest dołek który wyraźnie czuję. Zmiana opony nic nie zmienia stąd upatruje feler w obręczy, ale nie robię z tego zagadnienia bo już niedługo czeka mnie wymiana tylnego koła. Druga sprawa, która objawiła się to po jeździe w burzy pierwszego dnia praktycznie klocki z tyłu się skończyły i pozostałe dwa dni jeździłem głównie na przednim hamulcu, gdzie klocki też dostały swoje. Więc wymieniłem od razu z przodu i z tyłu. I tu zęby pokazały hamulce u kumpla w rowerze, tarczowe hydrauliki. Po tych deszczach jedynie trochę dziwne dźwięki wydawały, ale hamowały tak jak przedtem. No i samo czyszczenie napędu roweru też na tym trochę zeszło. Nie chciało mi się cholernie, ale wiedziałem ze nikt tego za mnie nie zrobi:-D Za to dzisiaj jazda do pracy sama przyjemność wszystko cyka, chodzi jak w zegarku. Ano generalnie najsłabsze ogniwo czyli człowiek 😞
    1 punkt
  7. Cześć Dzięki Cyniczny i gratuluję! Choć powiem Ci, że chyba najbardziej podziwiam to dwugodzinne czyszczenie bo na coś takiego mnie po prostu nie stać psychicznie. Reszta to sama przyjemność. Te powodzie czy też zalania zastanawiają mnie od zawsze i uważam, że wszelkie szkody z tego powodu są wynikiem ludzkich błędów na wielu etapach urbanizowania terenów gdzie takie zjawiska mogą wystąpić. Powodzie czy też opady nawałnicowe są zjawiskiem do przewidzenia na etapie nawet nie budowy ale projektów zagospodarowania terenu czy też zakupu/projektowania działek. Do tego dochodzi niedbałość wynikająca z niewiedzy, zaniedbania czy też zwykłej głupoty i...wystarczy. Pozdrowienia
    1 punkt
  8. W Warszawie mega oberwanie chmury, ale w Piasecznie tylko tak średnio mocno padało w nocy. Rano nawet się za wiele nie zastanawiałem i ruszyłem do pracy rowerem, mimo iż wczoraj po weekendowych wojażach zeszło mi na doprowadzenie do porządku maszyny ze 2h - teraz się błyszczy jak nie powiem co🙂
    1 punkt
  9. Super, że mimo tak ekstremalnych zjawisk pogodowych i powodzi udało się Wam zaliczyć trzy imponujące pętle w pięknych krajobrazach. Trzy dni wykorzystane na maksa. I znów będę się powtarzać - świetna relacja , przyjemnie poczytać, gdy dla mnie aktualnie nie bardzo jest szansa na jakiś wypad i fajnie, że zamieściłeś też mapki, bo zupełnie nie znam tych terenów. A po powrocie kolejna powódź, tym razem w Warszawie?
    1 punkt
  10. 1 punkt
  11. Nie no, już można, doceniono wypłaszczenie krzywej 😛, może na wysokim poziomie, ale jednak https://www.gov.pl/web/dyplomacja/slowacja
    1 punkt
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...