Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Ranking

  1. mysiauek

    mysiauek

    VIP


    • Punkty

      5

    • Liczba zawartości

      6 052


  2. tanova

    tanova

    VIP


    • Punkty

      5

    • Liczba zawartości

      2 752


  3. marboru

    marboru

    VIP


    • Punkty

      3

    • Liczba zawartości

      7 177


  4. Wujot

    Wujot

    Użytkownik forum


    • Punkty

      3

    • Liczba zawartości

      2 726


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 22.07.2020 uwzględniając wszystkie działy

  1. Dwa szybkie widoki znane z filmów. Katowice rowerowo.
    5 punktów
  2. Jak już będziecie mieli dość sudeckich klimatów rowerowych to napiszcie bo... ja tak długo mogę!!! Średniaczek z Głuszycy zamieszczam ku pognębieniu @cyniczny Krótka charakterystyka Efektowna pętla mtb, średniej trudności, poprowadzona głównie po różnych w charakterze drogach leśnych. Nie grożą nam nadmiernie strome podjazdy i zjazdy (prawie wszystko w granicach 10%). Są dłuższe, piękne, fragmenty prowadzące ostro wciętymi dolinami potoków. Trasa z interesującymi atrakcjami, w górnej partii całkiem widokowa. Na pewno warto. Zalecana jazda - przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. Głuszyca - Andrzejówka - Sokołowsko Czyli strona północna. Dyskretny wyjazd z miasta wzdłuż Złotej Wody. Będziemy poruszać się doliną tego "solidnego" potoku aż do momentu gdy stanie się małym strumieniem. Spad na tym odcinku przeważnie nie przekracza 10%. Później powoli wspinamy się i wreszcie na zboczach Waligóry, przed Andrzejówką, otwierają się piękne widoki na Góry Wałbrzyskie. Tam osiągamy najwyższy punkt pętli. W tym znanym (i uznanym) schronisku warto zaplanować przerwę przed zjazdem do Sokołowska. Sokołowsko - Głuszyca Zaczynamy naprawdę ostro wciętą, bardzo widokową, doliną potoku Sokołowiec Mały. Mijamy po drodze rozgałęzienie doliny i na koniec lądujemy wreszcie wyżej. Teraz czeka nas dłuższa, przyjemna "huśtawka" wysokościowa wzdłuż granicy z Czechami. Na końcu jest zjazd do Głuszycy Górnej i... wspaniały kamieniołom melafirowy "Kamyki". Gdzie można (i trzeba) oddać się metafizycznym rozważaniom, bo miejsce wprost nastraja do tego. Reszta zjazdu to formalność. Kamieniołom melafiru "Kamyki" Myślę, że zdjęcia powiedzą tu więcej jak słowa zachwytu. Od 50 lat przyroda wzięła, jak widać nad wyraz skutecznie, kopalniane wyrobisko w swoje ręce. Mnie osobiście bardzo przypomina to naturalne górskie jezioro polodowcowe. Możemy nawet wyróżnić dwie części, oddzielone wyrazistą skalną bramą. Istnieją plany aby przekształcić to miejsce w "atrakcję" turystyczną Pozdro W
    3 punkty
  3. A Wierchomla to nie straciła przypadkiem dlatego, że zamknęli wyciąg z drugiej doliny, od strony Szczawnika?
    2 punkty
  4. Po wejściu na Krywań pierwszego dnia naszego urlopu w Zakopanym, rano nogi nie powiem...bolały. A co na ból mięśni jest najlepsze? Ruch! Dzisiaj zapowiadali burze...ale prawdopodobieństwo ich przyjścia przed godziną 14 było 40%... wyszliśmy na rowery. Na początek trasa miała mieć ok 40 kilometrów i delikatna jazda. Na końcu wyszło jednak niecałe 30 km...i złapała nas jednak burza. Na szczęście udało się złapać taksówkę i wróciliśmy na kwaterę susi Przejazd: Foto przy ostatnim rondzie do Morskiego Oka marboru: Podjazdy fajne...a w czasie zjazdów - zimno 😮 Widoczki na trasie w kierunku Bukowiny Tatrzańskiej: Miasto TDP Część dróg z wyścigu pozamykanych - robią nowy asfalt. Powrót... ...i zabrakło nam przed tym deszczem dosłownie pół godziny Szkoda, bo pętla była by fajna. Na niecałych 30 kilometrach prawie 600 metrów przewyższeń - fajne podjazdy, zjazdy? Ja...a zwłaszcza Paula boimy się ich. Hamulce dzisiaj miały co robić. pozdrowienia marboru i Paula
    2 punkty
  5. Wakacje, wakacje...gdzie tu było się wybrać w czasach tak niepewnych, zawirusowanych? Oczywiście - w Tatry! Buty, rowery zapakowane i co? I dwa tygodnie w Zakopanym Taka baza wypadowa w różnych kierunkach... a na początek? Krywań 2495 m npm - święta góra Słowaków...dlaczego? Na to pytanie Wam nie odpowiem, ale liczę na komentarze do niniejszego wątku. W zeszłym roku @tanova była i nawet nie zrobiła relacji...no to, my postanowiliśmy być i zrobić Oczywiście żart - dziękuję Magda za wskazówki, do do szlaku. Jak było? Było słonecznie, był ostry cień mgły...a na koniec zlała nas burza 😮 Zdjęć jest dużo...50siąt! 😮 Więc nie zwlekając, bo i się piwo kończy zaczynam fotorelację. Nim ona...to ciekawostka - strava i mi i Pauli pokazała zupełnie inne wskazania co do kilometrażu szlaku, wysokości a nawet czasu. Przyjmę więc, że zrobiliśmy dzisiaj 22 kilometry oraz ok 1300 metrów przewyższenia, w czasie - cały dzień. Startujemy ze Strbskiego Plesa. szlakiem czerwonym, potem niebieskim - powrót tą samą drogą. Piękny hotel... Na początku dnia, taki oto widok... Hotel numer 2: I jeziorko w ww miejscowości - dość kultowy widok podobno. Skocznia narciarska: I tutejszy ośrodek narciarski - wygląda zachęcająco Paula na trasie I sam szlak...gdzieś po lewo nasz cel! Zbliżenie: Na skocznie też Humory dopisują! Blue turist Mijamy potok... Źródełko: I kolejne, pełne czystej wody miejsce... Idziemy sobie w góry, po drodze przegryzając polskie bułki z szynką z nogi Przerwę mamy pod dachem wówczas, gdy szlaki są jeszcze tą samą drogą. Zaraz za wiatami się rozchodzą. Z tego miejsca na szczyt mamy ponad 3 godziny. Paula śmiga w kosodrzewinie Powoli wychodzimy w miejsce z którego coś widać przed nami... ...a na dole? A na dole, pewnie Ludzie nie mają urlopu tak jak my Palulsen Widok w stronę Tatr Zachodnich...tak, tak - tam byliśmy! "Mały Krywań", a na drugim planie cel - Krywań! Widoki robią się kosmiczne 😮 Ostry cień mgły jest coraz bardziej zaawansowany Kwiatuszki... Czyżby Sasanka? Robi się coraz bardziej bajkowo... Chmura po lewej, chmura po prawej... w zasadzie, to chmury sobie pomykały dzisiaj przez nasz szlak w najlepsze! Kolejne charakterystyczne miejsce... Zostało nam do szczytu godzina i piętnaście minut! Idziemy i w odróżnieniu do polskich szlaków, turystów niewielu! Dobrze oznaczony trakt. A co tam na dole? Przepaść... Jeszcze troszkę wspinaczki na "łapanych skałach"...i jesteśmy na miejscu! Na szczycie Krywania 2495 m npm, inne źródła 2492 m npm. Widoki? Proszę... wyczekana chwila z prześwitem w chmurach. Zaraz za głównym wierzchołkiem miejsce pamięci? Takich jak my, na samej górze było sporo...jednak każdy zwlekał z zejściem licząc na lepsze widoki... Marboru i Paula - foto pamiątkowe! ...i nie widać, że je banana Bez nas: Potęga gór - foto w bieli i czerni: Schodzimy... ...schodzę! Paula w odwrocie: Gdzieś na dole jest nasz samochód... Chmur trochę jest, ale jeszcze nie przeczuwamy, że zostaniemy zlani przez ulewny deszcz... Wspólne zdjęcie dzięki uprzejmości włóczykijów z Polski. Mimo, że jesteśmy sporo niżej, szczyt Krywania nadal w chmurze. ...ot sobie przycapnąłem... I jest!!! Idzie na nas 😮 Deszcz i burza... Zbiegamy jak najszybciej. Żegnamy tatrzańskie klimaty. Do auta i Strbskiego wracamy, mimo kurtek przeciwdeszczowych, zlani co suchej nitki. Zimno i do domu daleko... Mimo tego, szczęśliwi!!! To był bardzo udany dzień i początek naszego urlopu Pozdrawiamy serdecznie marboru i Paula
    1 punkt
  6. Drawa. Który to już spływ kajakowy na tej rzece, ile to już lat? Chyba co najmniej ze dwadzieścia. Od kajaków się zaczęło, potem kawałek własnej działki, by być częściej w tej pięknej okolicy. Wędrówki, rowery, grzyby i … kajaki. Zwykle pływamy co najmniej raz w roku, w mniejszym lub większym gronie, na Drawie i Korytnicy. Wracam - chyba nigdy mi się nie znudzi. W tym roku ekipa całkiem spora, bo 18 osób – przekrój wiekowy od ośmiolatka do prawie siedemdziesięciolatków. Trzypokoleniowo - wszyscy zaprawieni w bojach, oprócz kolegi córki, który zaliczył do tej pory tylko dwa „lajtowe” spływiki na obozach młodzieżowych. Wcelowaliśmy idealnie w okno pogodowe – w piątek po południu przyszło ocieplenie, sobota i niedziela upalne, a od dziś - cóż, znów pochmurno i chłodnawo. Niestety taka prognoza oznaczała, że w weekend na Drawie można spodziewać się tłumów. Niestety było gorzej, niż myślałam. Ale po kolei: Startujemy z Drawna, z przystani przy jeziorze Grażyna. Ja płynę z sąsiadką Moniką, Darek z synem przyjaciół. Jest słoneczne, bezwietrzne przedpołudnie – szybko przepływamy pod mostem drogowym na Drawie i przez kolejne jezioro – Adamowo, z którego rzeka wpływa w granice Drawieńskiego Parku Narodowego. Początkowy odcinek wiedzie spokojnym nurtem wśród trzcinowisk. Od biwaku w Drawniku nurt staje się bystrzejszy i pojawiają się pierwsze przeszkody, czasem trzeba poczekać. Już tutaj niektórzy "kajakarze" zaczynają mieć problemy i wywracają kajaki. Patrzę, kto płynie dzisiaj rzeką - nie jest dobrze . Tłumy, alkohol, bardzo dużo alkoholu i chyba nie tylko, głośna muzyka, przekleństwa . Fatalnie. Co trzeba mieć w głowie, żeby na taką rzekę, do parku narodowego zabierać głośniki i tak się nawalić, że zupełnie się nie wie, co się dzieje naokoło?! Kulminacja tych tłumów jest na miejscu postojowym we wsi Barnimie. Tak to wyglądało ... Zaczyna się najtrudniejszy odcinek spływu. Drzewo za drzewem, przeszkoda za przeszkodą, a nurt bardzo szybki. Nie ma czasu na robienie zdjęć, szczególnie, że trzeba jeszcze uważać na inne kajaki - trup ściele się gęsto. Trzech czwartych z tego towarzystwa w ogóle nie powinno tam na tej rzece być. Jesteśmy mocno zdegustowani. Przez to, że rzeka jest trochę przetarta - w paru miejscach porobione przecinki w kłodach - jest masówka. Biznes is biznes. Na szczęście stan wody jest dość wysoki, daje się z reguły bezpiecznie ominąć innych albo poczekać na swoją kolej. Mimo wszystko jest pięknie, a widoki i piękny dzień wynagradzają wątpliwą przyjemność obcowania z hołotą. Dopływamy do biwaku Barnimie - ok. 4,5 km za wioską - i robimy krótki postój na kanapki. Spora część naprutych "kajakarzy" już nie ma siły płynąć dalej - i dobrze. Uff! Dalszy odcinek jest równie wymagający, ale przynajmniej jest nieco mniej ludzi. Drawa płynie krętym, malowniczym wąwozem, otaczają nas strome skarpy i bukowe lasy. Jeszcze tylko krótka pauza przy kładce Konotop i płyniemy w kierunku biwaku Bogdanka, na którym kończymy sobotni etap. Trzy "bogdanki" na Bogdance : I nasza trasa: [cdn.]
    1 punkt
  7. @Mitek Drawą płynęłam od Prostyni do Krzyża, odcinków powyżej poligonu nie znam, przynajmniej nie z kajaka. Ale mam taki plan, żeby zrobić dwudniówkę rowerem z Czaplinka do Krzyża mniej więcej wzdłuż Drawy . Dojazd pociągami, nocleg na działce. Tylko nie wiem, kiedy uda się znaleźć czas - nie mogę się wyrobić z robotą. Co do Liszkowa, to z pola nie korzystałam, bo wodowaliśmy się tam pierwszego dnia przy moście, dojeżdżając z domu, więc nie zwracałam specjalnie uwagi, gdzie są biwaki. Mogę sprawdzić jutro na mapie kajakowej Piławy, bo mam takową na działce, a jutro się wybieram.
    1 punkt
  8. Od kiedy nabyłem nibyrower elektryczny,podróżuję nim regularnie po niezbyt dostępnych górach po obu stronach polsko-slowackiej granicy.Gdybyście widzieli,jakie tereny pod stacje narciarskie spotkałem-niezalesione,szerokie na kilometr zbocza po obu stronach doliny,z różnicą wysokości na FiSowski gigant mężczyzn ,linią WN blisko a dołem płynie rzeka z wielką ilością wody.I co-i nic z tego nie będzie,bo super warunki naturalne są niczym wobec okoliczności budżetowo-populacyjno-konsumenckich...Nawet stan posiadania się zmniejsza,Ostatnio sentymentalnie i z ciekawości zajechałem do stacji Drenica pod Presovem,gdzie z 10 lat temu startowałem w Mistrzostwach Armii Słowackiej i widzę krzesło,które szło chyba na 1019 m n.p.m.,dł. 1,5 km-w formie kawałków liny na ziemi,a dolna stacja jako osobny obiekt-NA PREDAJ...
    1 punkt
  9. O ile w sobotę horror mieszał się nam z sielanką, o tyle niedzielny etap spływu był czystą przyjemnością. Startujemy z biwaku Bogdanka, z wideł rzek - gdzie Drawa łączy się z Korytnicą. Od tego miejsca Drawa niesie zdecydowanie więcej wody, ale wciąż ma urozmaicony charakter i choć jest sporo przeszkód, to płynięcie nie wymaga aż takiej "gimnastyki" jak powyżej. W niedzielę spływa też zdecydowanie mniej osób - wreszcie można rozkoszować się ciszą, pluskiem wody, śpiewem ptaków i w spokoju kontemplować krajobrazy. Znów na wodzie: Po wodzie biegają nartniki, dookoła fruwają ważki - najpiękniejsze są te intensywnie niebieskie. Próbuję jakąś złapać w kadr wśród pola "strzałek" wodnych Tymczasem niebo chmurzy się i zanim dopłyniemy na pierwszy postój, przechodzi nad nami krótki deszcz, a w oddali dudnią grzmoty. Zostajemy dłuższą chwilę na biwaku Sitnica, czekając na rozwój sytuacji. Burza jednak przechodzi bokiem, więc płyniemy dalej. Moja towarzyszka kajakowa: Mijamy most drogowy w Moczelach: Jeszcze chwila postoju na pustawym biwaku Pstrąg - jest tu nawet krzyż i ołtarz polowy, przypominający że jesteśmy na szlaku kajakowym im. Jana Pawła II: Kończymy w Głusku, przy moście niskowodnym, przez który jeszcze wiosną przeprawialiśmy się rowerami. Patrząc tym razem od dołu, w jakim stanie jest konstrukcja, chyba nie będziemy ryzykować. Znów zbierają się gęste chmury, znów w oddali słychać grzmoty. Gdy wracamy autami, dopada nas ulewa. Ale mieliśmy farta z pogodą!
    1 punkt
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...