Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Zagronie

VIP
  • Liczba zawartości

    511
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    15

Zawartość dodana przez Zagronie

  1. Dynastar SL. To jest takie dość dziwne uczucie. To nie są drgania, gdy stok jest już trochę zryty. Wtedy narty napotykają jadąc, różne reakcje ze strony śniegu. Do tego się można bardziej przygotować. Na zmrożonym sztruksie są to drgania o większej częstości. I malutkiej amplitudzie. Takie mikrodrgania. Zacząłem przed wyjazdem na narty kręcić na rowerze stacjonarnym, już ze zwiększającynm się obciążeniem. Poprzednio kręciłem na luzie, dla rozruszania kolan, stawu biodrowego. I wydawało mi się, że łatwiej było mi opanować te drgania na nartach. Gdy noga sie nieco wzmocniła. Nie ulega wątpliwości, że słabnące mięśnie niestety wpływają na jakość jazdy. Mięśnie muszą aktywnie przeciwdziałać takim drganiom. Te drgania się tylko kontroluje ich zwiększonym napięciem. A to zależy od ich siły.
  2. Nie było mnie kilka dni przy komputerze. Stąd takie opóźnienie. 1. Ja nie wysuwam wewnętrznej narty. Sama się cholera wysuwa! 2. Ciśnięcie krawędzi. Problem, który mi się pojawił niedawno. Stwierdziłem, że mięśnie moich nóg są coraz gorsze. Rano sztruks zamarznięty. Narta zewnętrzna, mocno obciążona, drga pod stopą. Chcę nieco wyprostować nogę, by ją "docisnąć". By narta się wcięła w tą tarkę. I się uspokoiła. Noga jest"miękiszon". Tego nie było dawniej. Śnieg mięknie i jest OK! 3. Nie zastanawiam się już, jak mam obciążone narty. Dociskam tylko tą zewnętrzną. I pilnuję ruchu- zewnętrzna noga się prostuje, wewnętrzna przygina. Minimalne opóźnienie wewnętrznej, to już przeszkadza bardzo na początku łuku. 4. Cofanie sylwetki to też już nie moje zmartwienie. Cofanie jest zabójcze na stromszej części stoku. I tu należy się testować. Może być cofnięcie przypadkowe. Raz w tym roku na Mosornym. Przy próbie przyspieszenia wejścia w skręt, nie nastąpiła całkowita zmiana obciążenia nart. Slalomki dosłownie chciały się wyrwać z pod d...y. Opanowałe problem, już siedząc tyłkiem, daleko w tyle. 5. Przepraszam, ale rolowanie było, sezon lub dwa, bardzo przeze mnie rolowane. Już nie wiem, na którym forum. Raczej na spalonym. Dyskutowałem dużo z kolegami. Byłem pod silnym wpływem USA. I jednego z ich czołowych instruktorów. W naszym kraju to nie było modne. Luzowałem klamry, by przegiąć stopę w kostce na boki. Nawet to działało, ale na raczej miększym śniegu. Może ci z wierchuszki to sobie rolują na "lodzie". Rolowanie zaczyna łańcuch kinematyczny. Niektórzy nie lubią tego łańcucha. Kostki, kolana, biodra. Mc Glashan się świętnie roluje. Sztywnienie całości z wiekiem nie rokuje dobrze. I dlatego odbiegam sporo od niego w kwestii gibkości. Skończyłem z rolowaniem. Ale nie dopinam już tak klamr, jak to dawniej bywało. To wniosek z rolowania.
  3. No dobra! Aby nie zostawiać rzeczy w zawieszeniu. Załączam film, który mi się podoba. Najpierw ćwiczenia. Potem jazda. Idealny stok do ćwiczeń. Było parę dni takich na Mosornym. Ale nie aż tak pustych. Ale ćwicz tu człowieku godzinami. A kiedy sobie pojeździsz, pośmigasz? Lata lecą. Takie okazje to prawdziwa rzadkość. Więc przejadę raz, czy dwa razy na jednej narcie. Noga zaraz to odczuwa. Należałoby sporo ćwczyć, ponieważ brak mi całkowitego luzu. Nieco się spinam. Więc dwie narty. I już na dwóch. Pojawia się na filmie napis-poczuć łuk nartą zewnętrzną. To odnośnie jazdy na równoległych nartach. Te łuki to jest to. Nawet na prawie płaskich nartach. Jeśli to banalne, to proszę sobie to robić. No ale potem szybciej. Narty już nie skręcają tak w kierunku stoku. Widać ślizg nart. Jaki gość elastyczny! Wszystko-od pięty do czubka głowy- ładnie się wygina. U mnie niestety prawie blok. Tak bym chciał jeździć jak ten facet. Być takim elastycznym. No i po co mi karwing? Ale ostatecznie tak kosmicznie daleko od niego nie odbiegam. Szybkość mniejsza to fakt. I tam te "drobne" elementy. Reilly McGlashan 6 key skiing drills to start your winter Ski Lesson.mp4
  4. Przepraszam narciarzy i będących tylko narciarzami. Z tymi elektronami. Fantazja mnie poniosła. Jadę do Koninek przywieść dużo barwinka. Krzak się pięknie rozrósł. No i pogrzebać w ziemi. Grzebanie w śniegu się skończyło. Pa!
  5. Po to, że ja też nie wiem, co to jest karwing. Dłubię sobie coś tam na stoku. Te zmiany konstrukcyjne w nartach bardzo sobie cenię. Na VR 27, które leżą na stryszku już. Nie dał bym rady. Próbowałem. Zjechałem raz w Koninkach, jakieś dziesięć lat temu. Ktoś na spalonym forum napisał mi, że jak jeździłem, to wystarczy potrenować i będzie, jak dawniej. Jakiś nawiniak. Którego, widocznie, organizm nie wykazuje żadnych zmian. Napisz, proszę od siebie, jak ty to widzisz. Wspólnie może dojdziemy do prawdy. A może jakiś filmik? Od siebie też. Ludzie nie lubią, gdy burzy się ustalony porządek. Jest definicja, autorytet stwierdził, że tak jest i koniec. Święty spokój. Nie musisz czytać. Jak zobaczysz "Z" w kółku. To jedź myszką dalej. Jestem pełen wątpliwości. W każdej dziedzinie. Nawet w zawodzie. Kiedyś wiedziałem, co to jest prąd elektryczny. To takie kuleczki, których miliardy pchają się, z szybkością światła, przez drucik miedziany. Teraz głupieję. Coś się pcha. Zapewne te elektrony. Tylko, czy są kuleczkami? Mądrzy w tej sprawie mówią, że są bezpostaciowe. To znaczy jakie. A w szkole uczyli, że to jest fala, która zmienia się w "kuleczki" Na szczęście jazda na nartach, to nie tak skomplikowana fizyka. To zabierz się do pracy i wyjaśnij, co to ten karwing. Idą święta i nie warto się denerwować.
  6. Jak to z definicjami bywa. Jedne są bardziej trafne, inne mniej. Definicja Piotrka wprowadza pojęcie skrętu ciętego, jako definicję "carving`u". Ale co to jest "skręt cięty"? Jak zdefiniować to pojęcie? Słowo "carving"(spolszczone -karwing) jest znane w języku angielskim od nie pamiętnych czasów. Pochodzi od czasownika "carve". Mój "English Lexikon" podaje pięć przykładów zastosowania tego słowa. Pierwszy(główny) to "sculpt"(rzeźbić). Ale także "wycinać" swoje nazwisko(na ławce w parku). "Ciąć"(kiełbasę) na plasterki. "Zaznaczyć" się w historii czegoś. "Przecinać"(droga przecina plac). Miałem fajne nartki. Czarne. Z hurtowni Bachledy w Krakowie. Dynamic VR 27, 2 m. Przeznaczone dla instruktorów, swego czasu. Na gładkim, średnio, nachylonym stoku zostawiały, przy jeździe w skok stoku, dwie długie, równoległe linie, oddalone od siebie 20 cm. Jak postarałem się wychylić jeszcze bardziej kolana do stoku, a tors przeciwnie, to jak stok był szeroki, to te linie nie były proste tylko nieco łukowe. Narty kierowały się pod stok. Teraz mam "karwingi". Te wogóle nie chcą "wycinać" linii prostych. Zmuszanie ich do takiej jazdy to mordęga. Te odrazu same zakręcają. Kolanami mogę im ułatwić skręt o mniejszym promieniu. Gdy się zaczęły pojawiać takie narty, co nie chciały jechać prosto szusem, lub w skos stoku. Tylko zakręcać. I zostawiać na ładnie ubitym i wygładzonym przez ratrak stoku. Te dwie łukowe linie. To należało coś zrobić. Ten typ narty, ten typ skrętu. Łatwiejszego na tym gładkim, niż na moich VR 27. Jakoś nazwać. Zdefiniować skręt. I wybrał ktoś pierwszy(napewno) słowo "carving". Mogło być inne, w innym języku. Ale angielski to świat! I tak to się przyjęło. Co ciekawe słowo "carve" nie jest używane, jako krawędź czegokolwiek. "Krawędź" w języku angielskim można sobie poszukać w słowniku. A u nas, w naszym języku, jeździmy karwingiem, albo na krawędzi. Na krawędzi też jeździłem na VR 27. Jeżdżąc karwingiem znaczy, że coś wycinamy. Najbliższe będą esy-floresy na ławce w parku scyzorykiem. Wycinamy esy-floresy na idealnej, ubitej powierzchni śniegu(najlepiej widoczne). Ale takie esy-floresy udawały mi się na VR 27. Ale teraz na komórce SL mi łatwiej. Nie są jednak takie ładne, jak te na YT. Ciagle się staram. Oglądam często slalomy PŚ w TV. Ulubiony komentator- Szafrański. Jeżdził chłop w tym towarzystwie. Ten nigdy nie mówi o karwingu. Tylko za mało krawędzi, za dużo krawędzi. To w końcu, co to jest ten karwing?
  7. No nie! Taki widok! I śnieg nie zgorszy. Nie zauważyłeś jeszcze w swoim życiu narciarskim. Że brak postępów, to w rzeczywistości cofanie się. Myślisz, że to tylko stagnacja. Ale w rzeczwistości się cofasz. Choćby dlatego, że inni idą do przodu. Ale tak naprawdę, jak nie pilnujesz jazdy(techniki), to twoje ciało zawsze pójdzie na łatwiznę. Przecież te wszystkie, zakodowane w podświadomości, reakcje organizmu są dla niego sztuczne. Pozwolisz mu robić to byle jak, to szybko się do tego przyzwyczaji. Dlatego mam takie ciśnienie. Jak zdrowie nie pozwala, to wiadomo, że ono jest najważniejsze. I jeszcze jedno. Świadomość, że już nic nie poprawię, potrafię(choć może to iluzja) jest w każdym wieku deprymująca(jeśli ktoś tego nie olewa). Ale szczególnie w miarę lat. To co? Już wszystko za mną? To co mi pozostaje...?
  8. W Ameryce są bardziej ściśli, odnośnie muld. Narciarze nazywają je "bumps". W żadnym słowniku nie znajdzie się, że to jest u nich "górka" między muldami na stoku. Ale można znaleść, że to jest "górka" na dziurawej drodze. Takiej "bumpy road". Samochód podskakuje na takiej nawierzchni. Narciarza też te "górki" wyrzucą w powietrze. Więc, żeby nie był podrzucany, lub też nie spadał do muldy, ew. uderzał w stok kolejnej "górki", musi mieć zawieszenie nożne , jak dobre auto. Resor się ugina na "górce"(bampie) potem rozpręża. Koło cały czas dotyka powierzchni. I auto sobie jedzie, ze swoim środkiem ciężkości, bez wstrząsów. Na muldach należy jeździć bez wstrząsów. Ale, w miarę wzrostu szybkości nart, jest zadanie niełatwe. I bardzo męczące. Ale da się, nawet nie będąc mistrzem w tej sztuce. Nie należy się spieszyć. Bampy są idealne do obracania płaskich nart. Ale to muszą być dość twarde, gładkie góry. Odsypy, po pracowitym dniu narciarzy, nie są takie łatwe do pokonania. Tym bardziej, że pomiędzy nimi jest bardzo ślisko. Z kolei inaczej wygląda sprawa jazdy, gdy na takie twarde, duże bampy spadnie puch. Ułatwia on przejazd. Gruba jego warstwa powoduje, że góry i doliny pod nartami zniknęły.
  9. Zagronie

    Szczyrk - COS Skrzyczne

    Do tego rysowania na mapach przez dyskuntatów na forum należy podejść z humorem. I tylko z humorem! Nikt nie będzie z forum dyktował COS, jakie trasy mają być na Skrzycznym. Chodzi głównie o dwie, porządnie przygotowane trasy dla ruchu "masowego", treningu zawodników, na zawody(takie jak FIS do Dolin). Do końca FIS`u z Dolin. I druga z Dolin- do dolnej stacji. Dawniej była przecież na dół, z Jaworzyny, trasa oficjalna, równolegle do krzesła. Jeździłem nią. Zresztą jeździłem tam prawie wszędzie, w różnych miejscach przez las, polany, z wyjątkiem środkowej części Ondraszka(za Jaworzyną od zachodu) Jak będą opady, to sobie będzie można jezdzić wszędzie, jak na filmie. Są dróżki, przecinki, polany, na prywatnym terenie. Jeśli właściciele działek pozwolą. I to tyle, jeśli chodzi o górę Skrzycznego. Zresztą COS w tym kierunku coś robi. Nie żartuj! Czyszczenie z kamieni prywatnych terenów. Trasy, na które ma umowę z właścicilami działek, czy też je wykupił, to oczywiste.
  10. Zagronie

    Szczyrk - COS Skrzyczne

    Leżałem sobie z żoną na tarasie schroniska i się opalamy po kawce. Widok się siega po zębate Tatry. Wyciąg się kręci. Na płaskim stoczku stoi grupka kursantów. Jak zwykle było, kursant robi ewolucję. Np.ś,"Skręt do zatrzymania". Skręcił i podchodzi bokiem do grupki, na koniec. Instruktor coś tam mówi do niego. Zapewne uwagi, co nie tak co poprawić. Wczesniej, a może od czasu do czasu, demonstrował idealny jej przebieg. I tak sobie myślę - co tam pisał mistrz Joubert? Chyba pisał, że postęp robi się z jazdy. Z jak nawiększej liczby skrętów. Jak z konieczności był to, w przeszłośc, dzień tylko z podchodzeniem. To tych kilometrów było tyle ile kot napłakał. Szybkie postępy w technice, czy w tzw. objeżdzeniu, biorą sie z tych kilometrów. Dlaczego ten wyciąg jeździ pusty? Dlczego nim nie jeżdżą? Jak tylko jakoś koślawo skręcą. Albo będą się nawet wywracać, to niech jeżdżą w dół. I niech po drodze im trumaczy, co żle, dlaczego leżał ktoś. Instruktor był zdaje się mi młody.
  11. Zagronie

    Szczyrk - COS Skrzyczne

    No to ja się dołożę do wspomnień o Skrzycznym. Pamiętam go jeszcze, jako górę zarośniętą lasem. Bez tej wieży telekomunikacyjnej. Schronisko też było w lesie. Piękna góra dla narciarzy. I może las odrośnie. Skrzyczne 22 marca 2018 roku. Jeździłem z aparatem i pstrykałem zdjęcia. Taki dzień to marzenie!
  12. Zagronie

    Szczyrk - COS Skrzyczne

    Nie masz poczucia humoru!!! I założę sie, że widzisz po raz pierwszy w życiu, teren Szczyrku z wysokości samolotu. To co napisałem dowodzi, że projektując te trasy ludzie jednak to dobrze przemyśleli. A jeśli ty się do tego przyczyniłeś to chwała ci! Ta nasza zabawa na forum w projektowanie, to tylko zabawa. O czymś czasami trzeba pisać, by forum nie było martwe. A jeśli chodzi o ekonomię, inwestycje to wybacz, ale się nie będę przed tobą tłumaczył i cytował swojego życiorysu zawodowego. To co napisałem, to nie ze studiów w internecie. Tylko z wieloletniej praktyki. Mogłeś postu nie czytać. Lub podarować sobie złośliwości. Tak postępuje kulturalny człowiek.
  13. Zagronie

    Szczyrk - COS Skrzyczne

    Nic chyba nie wykombinujemy wspólnie. Projektując nową trasę zjazdową ze Skrzycznego, z pominieciem wjazdu do Szczyrku. Kombinowałem w kierunku wschodnim, ale sprawdzając kolejne wysokości jest jeszcze gorzej, niż obecny FIS. W kierunku wchodnim jest pod szczytem urwisko. Potem niżej dość płasko. W kierunku mojej propozycji w tym temacie da się coś zrobić do przyjęcia, ale do wysokości 600 m. Nic rewelacyjnego. Wysokości na mapie: 1. Skrzyczne(gdzieć koło wieży)-1238 m npm 2. Doliny koło orczyka na Skrzyczne - 865 m 3. FIS dół -595 m. 4. Dolna stacja krzesła -542 m. Tak więc to najlepsze rozwiązanie to jest kolejka z dołu FiSu. I porządna szeroka trasa z Dolin do dolnej stacji. To północne stoki. Wieć nazimniej i najmniej słońca.
  14. Zagronie

    Szczyrk - COS Skrzyczne

    Czy będzie zysk dla regionu. To szlachetne. I potrzebne. Przecież pisano-gminy w Austrii dopłacaja do wyciągów. Sama ich działalność przynosi straty. Ale dzięki nim, liczba osobo noclegów(brzydkie słowo) utrzymuje się, czy zwiększa w danej gminie. Gdyby ich nie było to tych dni byłaby jedna czwarta. Co pokazują wyniki innych podobnych gmin, bez wyciągów. Z każdego takiego dnia jest bardzo zadowolony jest właściciel hotelu, pnsjonatu, wynajemca pokoji, sklepu, baru itp. Gmina się rozwija. Podatki od mieszkańców rosną. Facet co ma dużo forsy z reguły chce mieć więcej. W tym towarzystwie liczy się tylko ten, co zdobywa więcej i więcej. Taki co marnuje gotówkę nie ma tu wstępu. To wariat. I o jakim ego tu mowa. Ego utracjusza? Apartamenty stoją puste. Gdy zaczęto o nich myśleć. Nieraz sporo lat temu. Inwestycja wydawała się rentowna. Cały szkopuł w planowaniu, czyli w miarę trafne przewidzenie przyszłości. Opierając się tylko na przeszłości(tak się toczyło w poprzednich latach) nie gwarantuje, że tak będzie w przyszłości. Pojawiają sie fatalne zimy, covid itp. No i nie ma za dużo klientów na apartamenty. Tym bardziej teraz, gdy należy uciekać daleko od sąsiada z apartamentu. A korporacje są korporacjami tylko dlatego, że umieją wydawać pieniądze. Potrafią liczyć. "Ty mi powiedz, ile można na tym stracić - bo ja wchodzę w ten interes? "
  15. Zagronie

    Szczyrk - COS Skrzyczne

    Wysil się, jeśli potrafisz, obliczyć ile mogły zarobić(sam przychód) wszystkie wyciągi w Szczyrku w ciągu jednego roku. Z podziałem na sezon zimowy(narciarze) i letni. W minionych latach. Te dane są, ale ich nie uzyskasz, to tajemnica handlowa. Ale możesz sobie sobie sam obliczyć, jakąś metodą szacując liczbę osobo dni. A możesz sobie średniówkę(średniówkę!) przyjąć dowolnie, ale w granicach rozsądku(np. od 50-100 zł). Tak ludzie inwestują. I za każdym razem ryzykują. To nie twoje ryzyko, jak jedziesz na wyciągu. Tylko jego właściciela. Ciebie to nie interesuje. Ja nie propaguję czarnowidztwa. Tylko staram się realnie patrzeć na ten biznes. I nie jestem zwolennikiem "odrutowania " wszystkich istniejących gór. Na szczęście analizy dowodzą, że nie da się na wielu z nich zarobić, tylko stracić. Poza tym, by bliżej to ocenic trzeba mieć więcej wiedzy, niż tylko z punktu widzenia użytkownika krzesełka. Skończmy ta dyskusję. Jest ciekawa, ale z ludźmi, którzy coś wniosą merytorycznego. Ty nic nie wniesiesz.
  16. Zagronie

    Szczyrk - COS Skrzyczne

    Marzenia mogą być całkiem przyjemne. Nic nie kosztują. I można popuszczać wodze fantazji. Takie opracowania, jak cytowane poprzednio, nie kosztują zbyt wiele. Pięknie to wygląda. Tu u mnie, w okolicy Wadowic, pokazało się takie opracowanie. Nie przesadzam, ale dodatkowo do Czarnego Gronia, jeszcze z dziesięć wyciągów. Leskowiec w zasięgu. Trasy, kolejki, parkingi. Nowe drogi. I nowe restauracje na stokach. Gdzieniegdzie resztki lasów. Raj dla narciarza. Jeszcze woda do armat. Nowe zbiorniki. Nowe linie energetyczne by to zasilić. No dobrze! Ale kto to wszystko sfinasuje? Kasa jest banku. Musi być pożyczana na procent. A nie leżać jako zapisy na kontach. Z tych procentów jest zysk banku dla właścicieli. I pieniążki na utrzymanie całej machiny. Budynków, systemów, ludzi. Bank chętnie pożyczy, gdy przedstawi mu się wiarygodny biznes plan. W którym najważniejszą pozycją będą przyszłe przychody z inwestycji. Przychód pochodzi od klienta. Korzystającego z kolejki. Korzystającego z restauracji należącej do właściciela biznesu. A teraz zadanie dla tych, co zechcą obliczyć ile osobo dniówek w ciągu roku będzie w Szczyrku. Osobodniówka to korzystanie z wyciągów przez dzień, lub kilka godzin. Przyjmijmy średni wydatek 80 zł. Pomnóżmy te osobo dni przez te 8O zł. Wyjdzie kwota bardzo bliska rzeczywistym przychodom. Można sobie więc wyobrazić tą "górę" pieniędzy. Od których należy odliczyć utrzymanie tego wszytkiego. Pensje personelu. Pracę ratraków i ich zakup, Śnieżenie i zakup armat, a także instalacje wodne. Instalacje elektryczne dla armat. Jeżeli przychód będzie mniejszy od tych wydatków. To inwestor będzie skraju bankructwa. Straci wszystko, łącznie z prywatną kasą, jaką zainwestował. Tak więc wszystko zależy od tych osobodniówek. Jak je przewidzieć na trzydzieści lat do przodu. Biorąc pod uwagę klimat. Kasę na osobodniówkę. Pandemie. I rzecz się kończy na fantazjowaniu. Na mapach, które wygladają imponująco. Na wizualizacji inwestycji.
  17. Motto: A koniecznie muszą być wyniki? Czy chodzi bardziej o to żeby wyszkolić dobrych narciarzy? Muszę się bliżej przedstawić. Jakie mam uprawnienia, by się podjąć tak trudnego tematu, jak w tytule postu. Jeżdżę na nartach od 1964 roku. Średnio w sezonie od 20-30 dni. Najwięcej 45 dni. Dwa sezony tylko po kilka dni, gdy nie było mnie w Polsce. Do tego dochodzi kilka sezonów dzieciństwie, na nartach dla dorosłego. Były zjazdy po polach, skoki paru metrowe na zrobionej skoczni, czy też skoki na brzegach, z najazdem i wyskokiem w górę. Nie znałem wtedy żadnej ewolucji służącej do skręcania, z wyjątkiem przestępowania. Dopiero w wieku 24 lat, miałem okazję być na kursie prowadzonym przez zakopiańskiego instruktora. Uczył pod Gubałówką grupkę studentów przez siedem dni. Poziom był bardzo różny. Byłem najlepszym na tym kursie(sądzę, że na to miały wpływ te lata w dzieciństwie), opanowując jazdę na równoległych nartach. W takim stopniu, że odważyłem się zaraz wybrać na Gubałówkę kolejką i jeździć przez słynny mostek. Po Gubałówce nastąpiła próba zjechania z Kasprowego przez Goryczkową do Kuźnic. Nasz instruktor urządził nam też jazdę terenową, dla urozmaicenia, na koniec kursu. Wybraliśmy się do Doliny Kościeliskiej do schroniska. A stąd na nartach do Siwych Sadów. Są to takie bule pod północnym stokiem Starorobociańskiego. Na wysokości ok 1600-1700 m. W każdym razie niżej, niż Ornak. I wiele bezpieczniejsze, ponieważ wschodnie stoki Ornaku, w kierunku Kościeliskiej, są strome i bardzo lawiniaste. Nazwa Siwe Sady pochodzi od takich niewielkich drzewek o kulistych koronach rosnących w tym rejonie. Oszronione przypominają sady z siwymi drzewkami. To był jedyny z prawdziwego zdarzenia instruktor. Był w kolejnych latach jeszcze jeden. Goprowiec z Markowych Szczawin pod Babią Górą. Po pierwszych zajęciach z nim, na polanie nad krzyżem, przy drodze do Kuźnic, po prawej stronie. Zrezygnowałem z jego rad. Nie wnosiły nic nowego. I według mojej oceny jeździł gorzej ode mnie. Zresztą potem namawiał mnie, bym wstąpił do gopru. Moje umiejętności były wystarczające, by nieszczęśnika, na toboganie zwieść na dół. I jeszcze jeden incydent miałem z kimś co potrafił nieźle jeździć. Na obozie wędrownym, dwutygodniowym w Bieszczadach. Dla studentów poznałem człowieka z Zakopanego. Pytam się dlaczego przyjechałeś w Bieszczady? Masz Tatry pod nosem. Chciałem coś nowego! Załatwił mi potem chatę z łazienką niedaleko skoczni. Na dwa tygodnie. Wybrałem się z żoną, malutkim półtorarocznym synem i Mamą. Mam spędziła przed wojną w Zakopanem dziesięć lat. Pracując w pensjonatach. Odkładała pieniądze. I nie dużo brakowało na mały domek. Wyszła tu za mąż za mojego ojca. Niedługo potem wyjechali z Zakopanego, z obawy przed Niemcami. Dla Mamy to Zakopane było zupełnie inne. Nie czuła się w nim dobrze. Wtedy była dziewczyną a teraz starą kobietą. Wracając do tego kolegi z Bieszczadów. Rozmowa w czasie obozu zeszła na narty. Przyznał się, że był w polskiej kadrze juniorów. Ale potem nie kontynuował kariery w klubie. Nie pytałem dlaczego? Spotkaliśmy się raz na Goryczkowej. I jeździliśmy razem. Pytam, mając fachowca z prawdziwego zdarzenia -co mam poprawić? Dobrze jeździsz-padła odpowiedź. Co miał powiedzieć? Że dla amatora to zupełnie wystarczy. Na zawodnika to za mało i za późno. To było oczywiste. Jakie miałem wyjście, by lepiej jeździć. Coraz lepiej? Teraz to rzecz prosta. Początek nauki w szkółce. Lub w rodzinie, gdy ktoś z rodziców jest na poziomie instruktora, lub jest nim rzeczywiście. Dalej, jak ma ochotę i skłonności do pracy, to może klub i trener. Gdy są takie możliwości. To jest najlepsza droga do eksperckiej jazdy. Najlepsza też do sportu, rywalizacji. Ale gdy takie możliwości nie zaistniały. Gdy tylko, przy okazji jakiegoś urlopu, miało się styczność z instruktorem na godziny. Niewiele godzin. Ale opanowało się jakoś te narty. Jeździ się już przyzwoicie i pewnie skrętem równoległym. Nie unika się gorszych stoków. Ma się dwadzieścia, trzydzieści, może więcej lat. To czy zostanie się ekspertem. Ekspertem w późniejszym wieku. Ekspertem zwracającym uwagę swoją jazdą. Wolniejszą, niż znacznie młodsi. Ale pewną i dającą mnóstwo satysfakcji. Ekspertem, który może startować bez wstydu na zawodach amatorskich. Twierdzę, że się da to zrobić. Nie posiadając trenera pod ręką na każde wezwanie. Da się to zrobić własnym wysiłkiem. Robiłem to od samego początku, gdy zaczynałem pierwsze równoległe skręty. Nie miałem instruktora na co dzień. Instruktorzy jeździli po Kasprowym. Poznawałem ich po takich małych odznakach z napisem PZN, przyczepionych do kurtki, lub pod nią. Przyuważywszy takiego, przyglądałem się jego jeździe. Jak inicjował skręt i jak go prowadził. Jakie skręty preferował. Długie, krótsze, śmig. Przyglądałem się kursom instruktorskim w Kotle Gąsienicowym. Ustawionym tyczkom dla wertikalu slalomowego. Ćwiczeniom ewolucji. Pług, skręt z oporu, skręt równoległy. To były wzory. Ale najlepsze to byli trenujący zawodnicy. Pojedyncze tyczki, jak dla giganta. I w dół od przełęczy między Kasprowym a Beskidem. Czy też na Goryczkowej. Tu różnica była zdecydowana w stosunku do „moich” instruktorów. Szybkość zdecydowanie większa. Prowadzenie stabilne nart. Przyglądanie się innym jadącym. Innym wzorom, idolom, to prawie nie różni się od oglądania filmu. Pierwsze wrażenie-to tak bym chciał jeździć! I koniec na tym. Tak sobie można wzdychać przez całe lata. I na tym się skończy. Z filmem jest nawet lepiej. Jak się go zwolni. Mocno zwolni, a nawet podzieli na klatki, to już coś widać. Co ten wzór tam wyprawiał. Mając własny film, zrobiony przez żonę, sympatię itp. Też można go podzielić na klatki. I porównać odpowiednie momenty. To jest wskazówka. Jak daleko jesteśmy od wzoru, naszego ideału. To porównanie zastępuje częściowo instruktora, trenera. Oni to widzą swoim okiem na stoku. I potrafią nam zaaplikować takie ćwiczenie, który nas zbliży do wzoru. To jest bardzo duża przewaga żywego człowieka nad samo nauką. Lata moich pierwszych ślizgów nie obfitowały w filmy instruktarzowe dla uczących się. Tym bardziej, że czasami się coś obejrzało tylko przypadkowo. Jedynym materiałem do nauki były książki. Pierwsza książka „Śmig”. Zaraz potem „Ski de France”. W języku francuskim w Bibliotece Górskiej w Krakowie na miejscu. Zbiorowe dzieło najwybitniejszych znawców materii we Francji. Ksiązka dosyć gruba. Pełno wykresów, trajektorii. Były też i zdjęcia zawodników, ryciny sylwetek narciarza w skręcie. Konfrontowałem to wszystko ze stokiem. Z własnym doświadczeniem. Przy okazji poznało się ze słownika parę słów francuskich. Tekst, specjalnie przy czymś takim nie jest, potrzebny. Jak się jeździ samemu na stoku. Nie są ważne definicje. Trzeba robić, co tam jest pokazane. Potem były inne książki. Nawet polskich autorów. Wreszcie coś naprawdę dobrego. G. Joubert. Trener w klubie uniwersyteckim w Grenoble. Tam była Olimpiada Zimowa. Gdzie jeździł mistrz nad mistrze J C Killy. Joubert miał swego wybitnego wychowanka Patrick Russelle. Zdobywca ze dwa razy(?) Pucharu Świata. Patrick, który wykonywał skręt „S”. Patrick, który „połykał”(avalement) muldy(nie! „Górki”). Skręt „S”. Pierwszy raz dowiedziałem się o nim z „Dziennika Polskiego”. Codziennej gazety w Krakowie. Pisywał tu o nartach Zbigniew Ringer. Sam zapalony narciarz. Pojawiła się rycina, dwóch półokręgów złączonych ze sobą. Zrobić coś takiego na nartach równoległych, wąskim śladem, to było wyzwanie. Ten Joubert, to była dla mnie Biblia. Biblia do poduszki przed nartami rankiem. Biblia do analizy własnych błędów. Trudnej analizy, ponieważ nie miałem zdjęć w czasie jazdy. O filmach nie było co marzyć. Ja uczyłem innych. Mnie nie miał kto uczyć. Analiza polegała głównie na oglądaniu śladów własnych nart. Na to trzeba było podejść w górę. Na szczegółowej analizie, co doprowadziło do wywrotki. Na analizie przyczyn, dlaczego w mokrym, wiosennym śniegu tak trudno jest wykonać skręt. I dlaczego zakopiańscy zawodnicy tak łatwo po nim skręcali. Skręcali, ponieważ jechali znacznie szybciej ode mnie i nie pogłębiali skrętu, jak ja z obawy przed szybkością nart. Ich narty się ślizgały po powierzchni śniegu. A moje zagłębiały w nim. Taki śnieg nie ustąpi nawet na centymetr. Potem miałem jeszcze inne książki. Nawet w amerykańskim oryginale Harolda Harba. Tu sobie zrobiłem z płyty pochyły stok w mieszkaniu. I stojąc na nim w butach narciarskich ćwiczyłem kolana do stoku i odwrotnie. Książkę odstąpiłem koledze ze Skiforum. Płyty CD Harba też. Z literatury, oprócz staroci, został mi RonLeMaster”Narciarz Doskonały”. Mogę go podarować poważnie zainteresowanemu, który chce zostać zostać ekspertem. Przeszedłem, gdy pojawił mi się Internet w domu, na materiały z sieci. Filmy, opisy, analizy. Głównie ze Stanów. Ponieważ nie mają węża w kieszeni. Ale też i Europy, w jakimś ludzkim języku. Amerykanie widocznie wychodzą z założenia, że tylko głupek będzie się męczył sam na stoku. Mądry weźmie instruktora. Ja nie ma kasy to niech sobie jeździ, jak się mu podoba. Gdy wjedzie na kogoś, to będzie płakał. Po co ten wstęp do wstępu. Jak mówił student do studenta. Otóż zamierzam prowadzić dalej temat –„jak zostać ekspertem”. Kurs internetowy za pośrednictwem Skionline. Będę się posługiwał głównie filmami, które mi się podobają. Filmy będą twórczo komentowane przeze mnie. Bazując na własnych doświadczeniach, czy na obserwacji bliskich osób. Wszystkie ćwiczenia, występujące w tych filmach były przeze mnie osobiście wypróbowane. Z różnym skutkiem końcowym. Nuda. Brak wystarczająco czasu na stoku, tylko na te ćwiczenia. Brak właściwego stoku. Ale to nie znaczy, że kandydat na eksperta nie może tych trudności pokonać. Kurs ekspercki, to nie przelewki. Nie zacznie się od pierwszego stanięcia na nartach. To zostawiam żywym instruktorom. Mogę tylko zdradzić, że podstawą będzie jazda równoległa. Dam stosowny przykład. Od jakiego poziomu jest dostępny, dla kandydata na eksperta. Ile czasu będzie potrzeba by zostać ekspertem? To jest trudne pytanie. Tym bardziej, że choć ćwiczenia są wykonywane na idealnym stoku, to ekspert musi, w międzyczasie, poświęcić sporo godzin na fantazje „offpiste’. To jest konieczne. Bez opanowania tego terenu nie ma co marzyć o tym zaszczytnym tytule. Ekspert to coś więcej niż instruktor. Instruktorem się zostaje w dwa tygodnie. A taki się musi lata męczyć. Douczając się samemu, by zostać ekspertem. Co mi zostało z tej nauki? Dobierałem sobie od wielu lat sprzęt przeznaczony, według producentów dla ekspertów. A teraz mam nawet dla początkujących zawodników. I o dziwo mi się na tych nartach najlepiej jeździ.
  18. Bardzo rozsądne podejście. Wyniki są sprawą indywidualną. Zbiorową jest bezpieczeństwo na stokach. Zaryzykuję stwierdzenie. Im lepszy narciarz jedzie ma moimi plecami, tym bardziej czuję się bezpieczny.
  19. Ja nic na temat tego filmu nie napiszę. Nie napiszę piękna jazda, ponieważ może piękna z mojego punktu widzenia, a nie tego co ją uczy. Na przyszłość sie napewno przyda. Choćby dla własnej satysfacji. Instruktor to też ciekawe zajęcie. W sporcie tylko "piękna" jazda może dać piękne wyniki. Trudno je sobie wyobrazić bez takiej jazdy. Ale? Jest zawsze jedno "ale". Czas przejazdu. Jeśli się z "piękną" jazdą, będzie uzyskiwać zawsze te kilka sekud w stosunku do koleżanek i kolegów w klubie, to oni póją w górę. Nawet ci, co mniej pięknie jadą, ale mają ten czas(p. Breezy w PŚ). Niemniej życzę dalszego rozwoju, w sensie wyników.
  20. Dlaczego ciekawa? Dlatego, że jeżdżą po dość płaskim nachyleniu? I końcu jakiś garbaty slalom. Na którym już tak świetnie nie idzie. A czy to nie po to, by sprawdzić młodego narciarza: Czy potrafi się ślizgać na płaskim i czy traci tu ułamki sekund? Czy wybiera sobie najkrótszą trasę przejazdu, z uwzględnieniem dalszych bramek? Czy choćby potrafi szybko jechać krótkim skrętem na garbatym terenie(koniec)? Czy wytrzyma do końca przejazd i będzię świeży? To co coś więcej, niż beznadziejne tłuczenie tyk. I ustawianych generalnie w jeden wzór. Dlaczego u nas jest mało treningów slalomu. Wystarczy mały stoczek, gdzieś z boku. Kilkanaście tyk. Za to wszyscy chcą speed. Długi skręt, ponieważ jest czas, by zakręcić. A że tam parę sekund mniej. To co za problem? Na wertikalu slomowym zaraz się pojawia bariera. Nie dasz przyjacielu rady tego przejechać(z markerami ustalającymi trasę przejazdu). Jesteś wolny i wylatujesz z trasy, gdy narty się rozpędzą. Albo będzie złośliwa "bramka". Każdy "gigant" na Mosornym przejadę na slalomówkach(czy nieco dłuższych). Pojadę dwa metry od tyczki. Slalomu nie przejadę za cholerę. Najwyżej pierwsze bramki, gdy nie za stromo. I gdy narty się jeszcze rozpędzają. Dalej nie dam rady. Wiem jak to robić, tylko nie ruszę za Boga swojego jestestwa odpowiednio szybko. I to jest clou programu. Miłośnicy długich skrętów! Na uprawiedliwienie naszych treningów. Nie mamy u siebie Alp. P.S. Pisałem tekst, gdy jeszcze nie pojawiły się komentarze Mitka. Mamy podobne obserwacje.
  21. Zagronie

    Szczyrk - COS Skrzyczne

    Masz rację. Przy projektowaniu inwestycji najważniejszą osobą jest tzw. "technolog". Osoba która zjadła zęby na projektowniu szpitala, kompleksu narciarskiego, huty, rafinerii itp. Napisałem to wszystko, by uświadomić kolegom, że za komunikatem budujemy wyciąg, stację narciarską, kryje się wiele pracy. Część z zamiarzeń kończy się na jakimś wstępnym opracowaniu. Znam to doskonale, ponieważ ponad trzydzieści lat spędziłem w biurze projektowym, hutniczym w Karkowie. Jak już stanęły inwestycje w hutach szukaliśmy wszędzie roboty. Jakiś super market, baseny, hale, multikina itd. Zawsze był problem technologa. Który by to poprowadził. Znał się na takim obiekcie. Resztę-konstrukcje, instalacje itd. Robimy sami. I tak robiliśmy potem tą gorszą robotę. Śmietanę zabierało biuro achitektoniczne. Dla inwestora z zachodu najważniejszy był główny "architekt". On mu gwarantował, że będzie tak jak chce inwestor. I powstawały takie małe biura. Goście, co łyknęli gdzieś w Stanach trochę doświadczenia. Potężną walcownie dawniej mogły zaprojektować tylko dwa biura. Biprohut Gliwice i nasze. Zresztą to zrobiliśmy i blachy z niej jeżdżą po polskich drogach. Było takie biuro w Krakowie. Prowadzone przez trzech doświadczonych architektów. Zatrudniali studentów architektury, dla pracy w Autocadzie. Potem założenia dla konstrukcji, instalacji dostawaliśmy my. To był horor, ciagle jakieś braki. Ale szef biura przekonał inwestora z Izraela i dostał zlecenie. Mieliśmy achitektów, nielicznych, ale od ozdabiania hal hutniczych.
  22. O to ciekawy zarzut! Niesprawiedliwy. Tylko krowa nie zmienia swojego zdania. Miałem różne fascynacje, w miarę przybywania siwych włosów i łysiny. Jak się pojawiły mi na nogach pierwsze karwingi, to byłem na etapie jazdy na krawędziach. Odsyłałem narty w bok. Poza środek ciężkości. Jakoś to szło. Ale zauważyłem, że na początku skrętu mam "rozmyty" ślad. Krawędzie zanaczają się dalej, gdy narty miną linię spadku stoku. Wyprawiałem różne cuda, by to rozmycie zlikwidować. Podnosiłem nogę wewnętrzną od samego początku. Skręcałem tylko na jednej narcie. Oczywiście jakieś ćwiczenia koleżanek Shifrin były mi znane. Skręt "oszczepniczy" też był w użyciu. Poszukiwania sięgały USA, gdzie wyjatkowo dużo było szczegółowych dyskusji. Tacy Austriacy są cholernie oszczędni. Widocznie uważają, że od tego są instruktorzy i należy im dać zarobić. Włosi byli bardziej otwarci. Jeden taki w sieci ciągle rysuje swoje krzywe, analizuje szczegółowo każdy centymetr skrętu. Raz podejrzałem w YT na lodowcu Presena trening wiosenny kadry B chłopców. Jechał chłopak w skręcie tak sobie w skos stoku. Wbijał kijek i siup przeskakiwał z obciążeniem z dolnej narty na górna(wewnętrzną) która była jeszcze przed linią spadku stoku. Teraz, już z ciałem pochylonym w dół stoku należało tą wewnętrzną nartę przekręcić z górnej krawędzi na dolną. Niech sobie zakręca na tej krawędzi. Jednocześnie podnieść nartę dolną, by się, przypadkiem, nie podeprzeć nią. Harold Harb preferował inny trik. Odciążyć to dolną nartę(zewnętrzna). Bez żadnego wyprostu. Jak się zwolni z pracy mięśnie tej nogi, to automatycznie zabiorą się do pracy te z drugiej nogi. W miedzyczasie jest takie "flow". Czyli, w skrajnym przypadku obie narty parę cm, nad śniegiem i płaskie. To jest ten moment, gdy dół ciała przekręca się pod torsem z jednego przeciwskrętu w drugi. I w tym momencie linia podłużna nart jest idealnie prostopadła do torsu. Ten trik wyklucza podnoszenie do góry swojego organizmu. Organizm się wyciąga, głównie na narcie zewnętrznej, ale w bok, do środka skrętu. Co ja zauważyłem? Pomijając, że byłem sztywny, mało ruchliwy w biodrach. Wolny w tym wszystkim, bo w leciech. W których, wg. powszechnej świadomości, należy myśleć o "piwniczce". Zauważyłem, że mam skrętny ruch nogi zewnętrznej. Minimalny, ale był. To efekt kilkadziesiąt lat takiego jeżdżenia, na pięknych dawnych nartach. Zawsze tam był taki pierwszy impuls. Biegli na krawędziach twierdzili, że to błąd i opóźnia "wejście na krawędź". Ale jak tą cholerę wyeliminować? Trwa o wiele mniej niż jedna setna sek. Może większe nieco wychylenie do przodu? Co zrobić, gdy już obciążam tą zewnętrzną przed linią spadku stoku, by odrazu pochylać ją na krawędź? By nie było tego nieszczęsnego lekkiego obracania narty butem? Biłem się z myślami. Nawet coś tam z tego opublikowałem na spalonym forum. Dostałem rady. Część odsyłała mnie do instruktora. Część była zdziwiona, czego ja chcę? Należy się cieszyć życiem. Ja się bardzo cieszyłem na nartach i dalej cieszę. No, ale dlaczego nie mogę czegoś poprawić? Żona mówi, że chcę dążyć do doskonałości. Do jakiej doskonałości? Co to jest doskonałość. Proszę o definicję! Zmieniłem narty- z wzrost plus 3 cm na wzrost minus 10 cm(SL). Reklamowany Code na narty z komórki. Dostępne za pensję z ZUS. Wracam do dawnej "dynamiki" . Tylko krawędź, jak najszybcie.j. Ale jaką metodą wykonać to słynne "transition". Metodą nie robienia nic! To też metoda "flow". Metoda połykania(avalement) wirtualnej górki. I w tym teraz się specjalizuję. Jak jest równo, nieco miękko pod nartami, ale głębiej twardo. Pusty stok, to skręcam sobie i skręcam. I czy potrzeba mi coś więcej?
  23. Studiuję szczegółowo opisy kolegów. Biegłych w materii przeciwskrętów. I okazuje się, że faktycznie u mnie ten mój przeciwskręt zaplątał się w łepetynie z nieznanych powodów. Ja to sobie spychałem piętki nart, jadących równolegle, w dół. Kończąc swój poprzedni łuk. Wtedy był taki moment, że pogłębiał się przeciw skręt dolnej części ciał(nóg) z torsem. Tors w lewo, buty i narty w prawo. Tors jest wtedy znakomicie odseparowany od dołu. I skręcony przeciwnie niż narty. Biegli w materii pisali, że pewne mięśnie obręczy biodrowej są maksymalnie napięte. Jeśli odciążymy narty, wychodząc w górę. To ta napięta mięśniowa sprężyna, przekręca nam narty, pod torsem(separacja). Ale zauważmy ten moment! Jak jest skierowany tors? Tors jest skierowany w dół stoku! I ten tors wisi w powietrzu(narty odciążone!). A pod nim, odseparowany dół, przekręca narty w przeciwny kierunek. Jaki wspaniały skręt! Typowo austriacki. Machanie torsem w kierunku skrętu(dawniej francuskie), powoduje zwiększone obsuwanie się piętek. I przykładowo skręcając tak na Kasprowym, jadąc w kierunku Beskidu, głowe i oczy mamy skierowane w kierunku górnej stacji krzesełka. Po austriacku powinny kierować się w kierunku dolnej stacji. Robię czasami zamieszanie na forum. Bierze się to stąd, że pisząc o ewolucjach widzę ich przebieg, jakbym w tym momencie jechał na nartach. Nie biorę pod uwagę ścisłych definicji, zawartych w odpowiednich materiałach szkoleniowych. Koledzy instruktorzy mi wybaczą. Ale jako usprawiedliwienie podam, że te definicje są w szerokim alpejskim świecie nieco różne.
  24. Miały tylko 205 cm. Nie jeździłem na dłuższych. Zresztą chyba nie produkowali. Jeszcze w Zakopanem. Potem wytwórnia przeniosła się do Szaflar. Kolejne narty, już z Szaflar, miałem 200 cm. Jeśli się nie mylę, miały jakieś świństwo wewnątrz(żółte-poliuretan, czy coś takiego). To draństwo się z tyłu połamało. Jeżdżąc po tych muldach na Kasprusiu. Takich, dużych, twardych. Niektóre "górki", były jakby podcięte. Jadąc przez nią, tył narty się strasznie wyginał, gdy się ją chciało w dołku(muldzie) utrzymać na śniegu, prostując ciałko. Blacha duraluminiowa pokrywająca ten żółty środek się odkleiła i reszta się połamała. Zjazd(szus) na nich był zawsze urządzany w "Szyjce", w Goryczkowej pod Zakosy. Tak, jeśli się mylę, nazywa się "Goryczkowa" między Kasprowym i Pośrednim Goryczkowym.
  25. Zagronie

    Szczyrk - COS Skrzyczne

    Koszty? To robi się w ten sposób. Zleca się opracowanie doświadczonemu w kolejkach biuru projektowemu. Zlecenie tylko na takie wstępne oszacowanie kosztów kolejki w miejscu, które przyszły inwestor sobie wymyślił. Oczywiście należy mieć jakieś wstepne zapewnienie, że lasy państwowe, ochrona przyrody itp. Nie będą przeciwne inwestycji w tym miejscu. Wtedy może powstać trasa kolejki, z uwzględnieniem warunków terenowych, wydajności kolei(osób na godzinę). Jeśli w tym terenie powstanie trasa zjazdowa, to też trzeba ustalić jej przebieg. Należy wykonać badania geologiczne w określonych miejscach w terenie. To są wszystko założenia dla oceny kosztów. Dopiero na tej podstawie można zrobić następny krok. Koszty wykupu gruntów. Prace ziemne i ich koszty. Fundamenty i koszt kolejki(samych urządzeń). Doprowadzenie mediów(prąd, woda, inne). Montaż kolejki. Budowanie towarzyszących obiektów(parkingi, restauracje, budynki kolejki, inne). Wszystko to trzeba wycenić. Wycenę wstępną samej kolejki(słupy, lina, napęd, kabinki, kabiny, krzesła) poda producent. Po uszczegółowieniu długość, wydajność, profil trasy). Resztę sobie trzeba samemu ustalić. Doświadczone biuro sobie z tym radzi, stosując tzw. średniówki. Koszt metra sześciennego usunietej(nasypanej) ziemi. Koszt takiego samego metra fundamentu, budynku, z uwzględnieniem trudności w budowie. To wszystko jest płynne. Wiele rzeczy nie da się przewidzieć. Ale doświadczenie, na nosa z "sufitu". pozwala określić te koszty. Można spytać się - z jaką dokładnością? Zlecający by chciał mieć jak najdokładniej. Ale badźmy rozsądni. Do przyjęcia jest dziesięć procent różnicy. Może nawet dwadzieścia. A jak jest w praktyce? Mówi się potem, że koszt inwestycji wzrósł dwukrotnie. Mimo, że ten koszt był określony w tzw. projekcie budowlanym. Będącym podstawą do rozpoczęcia prac. Czy to jest wszystko z punktu widzenia inwestora. Po co chce budować? Chce na tym zarobić? Spłacić wzięty kredyt w rozsądnym czasie. W tym czasie będzie ponosił koszty funkcjonowania kolejki. Na to wszystko muszą się złożyć korzystający z niej. To też trzeba oszacować. Jakie będą przychody. To też musi zrobić ktoś doświadczony w tej materii. I tak się toczą różne analizy, w cichości biur i gabinetów. Czasem pokaże się komunikat, jakieś mapki. I wywołują dreszcze u miłośników dwóch desek.
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...