Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Zagronie

VIP
  • Liczba zawartości

    511
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    15

Zawartość dodana przez Zagronie

  1. Zagronie

    Szczyrk - COS Skrzyczne

    Jak już wspólnie projektujemy trasę ze Skrzycznego. To skorzystałem z tego obrazką, załączając mój projekt. Wszyscy chcą do Doliny Żylicy. A tu proszę mała odboczka od "Schnelstrasse" w kierunku Żywca. Miejsca na parkingi masa. Nikt nie jeździ do Szczyrku, tylko koleją, o wielkiej wydajność na górę. I stąd w kierunku Słowaków. Jeszcze dalej do Wisły. A może też przez Szyndzielnię do Bielska. I z Bielska do Szczyrku górą, przez Klimczok. Koniec z kolejkami od Buczkowiec do COS.
  2. Łzy polały mi się ciurkiem! Jak ja z zapałem ćwiczyłem te ewolucje. Nartki miałem nowiutkie(Rysy) z "langrimenami"(długi rzemień). Markery polskiej produkcji. Ześlizgi bokiem i bokiem w przód. Z zakantowaniem. Ale ja odrazu równolegle. Pług miałem w pogardzie. Spychając te piętki i ta kontrrotacja. Wszystko ze "Śmigu" pana Kruckehausera. Dążyłem do tego pięknego, równległego łuku, jak na filmie. Moje marzenia sięgały też tyczek. Tych z chorągiewkami. Te ćwiczenie do śmigu też dobrze pamiętam. Wbicie kijka i hop, lekki podskok. Narty w prawo, narty w lewo. Ale ten na filmie, to wg. mnie, za bardzo ściska te swoje kończyny. Ale jestem pewien, że miał je niezależne. To było ważne, by momentalnie zmienić obciążenie nart. Zapominjąc, leżało się! Nazywano to "błędem krawędzi". Miało się, przykładowo, obciążyć lewą nartę, skręcając w prawo, po wbiciu kijka. A tu prawa noga jechała jeszcze na prawej narcie. Nieszczęśnik był już nieco pochylony w prawo. Więc leżał na prawym boku. Ale było wyjście! Wyćwiczony narciarz potrafił, w tym momencie, podnieść wysoko lewą nartę. Równoważąc pochylenie swego korpusu w prawo. I wydostał się z tej trudnej sytuacji. Chcę zwrócić uwagę młodym czytelnikom, że to podnoszenie stosownej nogi, jeszcze nawet teraz ma miejsce, u światowej elity. Załączam dokument. Kalatówki. Na piewrwszym planie, ten piękny młodzian to autor postu. Obok wybranka mojego serca.
  3. Zagronie

    Szczyrk - COS Skrzyczne

    Masz rację. Mam genialny program w komputerze, który pokazuje na mapie(cały świat) wysokości punktów. Najeżdża sie myszką. Ten dół pod Skrzycznym, od wschodu, to rzędna nieco ponad 500 m npm. Wydawało mi się, że jest niżej a teren od Buczkowiec się podnosi..
  4. Zagronie

    Szczyrk - COS Skrzyczne

    Bez przesiadki na Dolinach. Ta jazda z góry(jeszcze z wieży) Fisem do Dolin. Potem przez Doliny do końca przez Kanion(tej nazwy nie znałem -to ten wykop? ) do miejsca, które znam jako Dunacie. To jest siedemset metrów w dół. Pięknej, urozmaiconej trasy. Przez trzymiesiące, albo i więcej da się ją utrzymać, jak będzie nieco mrozu. To piękna jazda. Jak z żona dawniej dało się nam dojechać do końca i potem przez mostek grzebać się bokiem, trawersem na górę, by dojechać do dolnej stacji COS. To mówiliśmy sobie. Może kiedyś będzie kolejka z tego miejsca na samą górę? No i widocznie może być. A wiatr ? Od Jaworzyny wieje. Wiatr zachodni. Tu można częściowo schować kolejkę za górą. Tam gdzie często wieje, nie puszcza się wyciągów wysoko. Tylko jak najniżej. Przesiadka jej kłopotliwa. Człowiek po zjezdzie z góy odpoczywał by sobie na krzesełku. A tak wysiadać i stać w kolejce. Drugie krzesełko z Dolin. To na początek i wiosnę. Nogi się oszczędza na zjazd. Będąc na górze, przy wieży(z niej lepiej widać) zastanawiałem się czasem, patrząc w kierunku wschodnim i w dół Czy tu nie dałoby się poprowadzić trasy zjazdowej? Nie znam tych zboczy. Skrzyczne jest już stracone dla przyrody. A ta miejscowość na dole, to najwyżej na poziomie 300 m npm. Więc prawie kilometr w dół z 1250 m npm. Dół leży poza Doliną Żylicy. Poza Szczyrkiem. Wschodnie stoki są lepsze od zachodnich. Temperatury przed południem są niższe. Słońce jakby też.
  5. Mentalnie skończyłem sezon. Wczoraj ostatni dzień na Mosornym. Patrząc na narty na nogach gości i te stojące na stojaku, doszedłem do wniosku, że to była wyższa półka. Pewno i różne komórki tam się ukrywały. A na stoku, jak na stoku. Z powodu moich niezbyt ostrych oczu(w samochodzie w okularach), gogli, i braku słońca teren przed nartami mam jakiś szary. W pewnym momencie, na stoku uderzyłem nartą skręcie w jakąś minimalną bryłkę lodową. Stok był rano dosyć zamarznięty. Nartą, aż zakołysało na boki. Ale już jechałem na drugiej, więc nie skończyło się na pierwszym w tym roku upadku. Moja jazda zdecydowanie sie pogarsza, gdy nie widzę ostro terenu. Ja wiem, że mistrzowie stoków jadą prawie w ciemno. Co taki ma robić, gdy chce nartkami tuż przy tyczce. Jedzie pięćdziesiąty, a koledzy, poprzednicy przecież nie próżnowali w tym miejscu. Ja muszę unikać niespodzianek. Jak widzę dobrze rzeźbę śniegu, to wyszukuję się zawsze te najlepsze miesca do skręcania. Nie jestem masochistą w poszukiwaniu wyzwań. Kiedyś byłem. Teraz mi przeszło. Zrobił wrażenie na mnie wczoraj jeden dzieciak. Tatuś, wydawało się że był szkolony przez jakieś instruktora, na przykład, jak Pan Adam, jeździł z dwójka swoich maluchów. Na oko pięć, szęć lat. Ten młodszy to jestem pewien przyszły super mistrz. Grzebień Koguta to będzie dla niego pestka. Walił prosto na krechę od samej góry. Nie wiedziałem, co to za ziółko? Kręcac sobie emeryckie wężyki, zauważyłem w pewnym momencie, kątem oka przelatujący z mojej prawej stronie jakiś mały, zielony cień. O cholera - pomyślałem! Dobrze, że moje skręty nie powiodły mnie dalej w prawo. Cień mógł by się spotkać ze mną. Takiemu bykowi, jak ja, nic by się nie stało. Ale szkoda maleństwa. Lubię dzieci na stoku. Mimo, że nie moje. Są takie radosne w ślizganiu. Starsi to juę nie. Rywalizują! Są poważni w tym zajęciu(p. instruktorzy). Staliśmy razem na przełamaniu. Tatuś i maluchy. Więc się przyjrzałem tej trójce. Ta rakieta ruszyła pierwsza. Prosciutko. Drugi już z respektem, po zygzakach. Na końcu wyszkolony tatuś. Pojechałem potem i ja. Chyba się zatrzymali niżej, albo nie, ponieważ ich dogoniłem. Z dużą odległością do tej zielonej malizny. Na tej ostaniej ściance do wyciągu zawsze starm się zrobić maksimum skrętów. Dużo mi nie wychodzi mimo starań. Jakieś pięć, sześć. Jestem raczej tu wyjątkiem. Więcej skrętów zauważyłem u narciarzy preferujących dawną szkołę francuską. Co lepsi karwingowcy załatwiają tą część trasy dwoma skrętami, o promieniu stu metrów każdy. Malizna była pierwsza, przy siatkach do wejścia. Rywalizował pradziadek kontra prawnuk. Żartuję! Pa! Muszę kończyć, ponieważ stygnie drugie danie.
  6. Zagronie

    Szczyrk - COS Skrzyczne

    Ja jestem za Kanion - Skrzyczne. I Doliny(góra) -Skrzyczne. To ostatnie bardzo potrzebne początek i koniec zimy. Wysoko od 890 -1250 m. I w cieniu. Wtedy sezon od grudnia do połowy kwietnia jest pewny. Oczywiście przy sztucznym śnieżeniu.
  7. Ja spróbuję. Mam pewna wprawę, zdobytą na forach. A także przy czytaniu amerykańskich forów narciarskich. Wiadomo, że nie ma narciarskiego słownika amerykańsko-polskiego. Lub odwrotnie. Są specjalistyczne- techniczne, bardziej szczegółowe, dotyczące jednej dziedziny techniki. Bez pewnej praktyki stokowej "nie rozbieriosz" tych dyskusji! Skręt z przeciwskrętu. Wydaje mi się, ale nie jestem całkowicie pewny, że może chodzi o taką ewolucję, która była stosowana dawniej na nartach z minionionej epoki. Sam ją stoswałem, przykładowo, w Kotle Gąsienicowym. Była przydatna na tak stromym terenie. Pod koniec równoległego łuku, gdy pozycja narciarza jest niska(zaczął się łuk od wyścia w górę), należało jeszcze ją nieco pogłębić, z wiekszą kotrrotacją(przeciwskrętem). Skręt jeszcze ciut nieco się dokręcał. Narciarz jeszcze bardziej sprężał swoje ciało(trzeba to widzieć w wyobraźni). Tak sprężony wbijał kijek i nieco się na nim opierając, "eksplodował", dynamicznie wychodząc w górę, rozpoczynając kolejny łuk w przeciwną stronę. Pomagało to kontrolować szybkość nart(które uciekały szybko w dół, gdy skręt był ślamazarny) i bardziej dokręcić kolejny łuk skrętu. Ważne na tyczkach, by nie wylecieć z trasy. Poszerzenie kątowe. Jest taka ewolucja zwaną kristinnią z oporu. Jadąc w skos stoku(lub kończąc poprzedni skręt) możemy rozpocząć następny, stosując pług. Ale to przecież dla początkujących. Nie dla zaawansowanych! Znajomi patrzą! Wystarczy, jadąc głównie na narcie dolnej(zewnętrznej) przesunąć nieco w górę(na zewnątrz kolejnego łuku) piętkę drugiej narty. Starając się jednocześnie przenieść obciążenie(ten środek ciężkości) na tą przesuniętą nartę, wykonując lekki przeciw skręt(kotrrotację korpusem). Narty zaczynają zakręcać. Dosunięcie równoległe, dawnej narty dolnej(zewnętrznej) jest teraz bardzo łatwe(sterowanie skrętem się zaczyna), ponieważ nie jest obciążona naszym ciałem. Bardzo poręczna ewolucja, gdy się jedzie z ciężkim plecakiem. Na stromszych i wąskich stokach. Skręt robi się prawie w mijescu. Nie wymaga przestrzeni. Nie jest męczący(p. facet z brzuchem i plecakiem na Kasprowym- "Zagroniowa na Chopoku"). Próbując - nie wbijamy kijków(ręce uniesione z kijkami). Skupiamy się tylko na naszych nogach. Później należy używać kijków. Dobrze opanowany skręt może być bardzo pomocny offpiste, w lesie. Z tej ewolucji można zrobić "śmig". Jadąc szybciej, w linii spadku stoku i stopniowo redukujac do zera odsuwanie tej piętki. Święte słowa- jeździć i poprawiać technikę.
  8. Powinniśmy wyjaśnić do końca sprawę śmigu. Czy można się go nauczyć teoretycznie z książki, z internetu. I co w końcu jest ten śmig? Nie wyjaśnimy tego bez powrotu do korzeni. Otóż "śmig" pojawił sie po raz pierwszy na arenie światowej w 1953 roku na Drugim Międzynarodowym Kongresie Nauczania Narciarstwa w Davos. Jego twórcą był prof. S. Kruckenhauser. Starszy poważny pan(Z1). Wybuchła wtedy bomba. Pojawił się opis nowej techniki skrętu z kotrrotacją torsu w stosunku do kierunku skrętu nart. Dotychczas wszechwładnie panowała szkoła francuska. Która stosowała rotację torsu przy skręcie. Tors rozpoczynał skręt i za nim, w tym samym kierunku, obracały się narty. Zauważmy, że ta technika jest do dzisiaj stosowana często przez początkujących narciarzy. Niestety nie prowadzi ona do idealnego skrętu równoległego. Pan Profesor nazwał swoją metodę "wedeln". Słownik tłumaczy to jako-merdanie, machanie(Z2). Posiadałem książeczkę "Śmig"1960 (Z3). Z której to czerpałem natchnienie do opanowania tej pięknej ewolucji. Nie wiem, ale jestem ciekaw, kto z polskich tłumaczy tego dzieła w języku niemieckim, nazwał merdanie, machanie "śmigiem". Nazwa pasuje i jest bardzo ładna. Co to by było, gdyby pozostało merdanie(jak psi ogon). Albo machanie? To zupełnie nie pasuje do nart. Do kijków tak, owszem. Pierwotne śmigi zaczęły potem mieć swoje rodzeństwo. Przyspieszały, opóźniały. Jest po prostu multum śmigów. A wszystko pochodzi od merdania. Taka prosta sprawa. Załączam stosowne historyczne dokumenty.
  9. Pozytywne są pustki na Mosornym. I nieźle przygotowany stok z utrzymującą się warstwą, bez przetarć. Wyzbyłem się prawie podnoszenia ciała przy przekrawędziowaniu. Mniej się męczę przy tym, wykorzystując slalomki. Staram się jeździć niżej, jeszcze niżej. Wycodzi mi ładny, regularny łuk, zbliżony czasem prawie do pół okręgu, na stromszej części stoku. Dłuższe łuki staram się bardziej jeszcze zacieśnić. To wszystko wymaga gładkiego i pustego stoku. Wtedy się można skupić maksymalnie na tym co wyżej. Piętnaście dni przekroczę. Zwykle to było ponad dwadzieścia.
  10. Temat jak wpływaja narty na zmęczenie nóg, pasa biodrowego, całego ciała, łącznie z nadgastkami, interesuje mnie bardzo. Nie studiuję żadnej literatury w tej dziedzinie. Jestem jednostką, która prowadzi własne obserwacje, własnego ciała. Kwestia zmęczęnia jest dlatego dla mnie ważna, że lubię sobie pojeździć. W miarę dynamicznie . Dość często skręcając(co 20, 30 m). Gdy to mi dobrze idzie, to wydaje mi się, że prawie tak samo jeżdżę, jak - dziesięć, dwadzieścia , czy trzydzieści lat temu. Mam to uczucie, że jeszcze coś potrafię, że przecież w tym wieku można jeszcze się troszkę "wyszaleć". Młodzi ludzie, i nawet w wieku kilkudziesięciu lat, nie zdają sobie sprawę, co się czuje w późnym wieku. Zdadzą, sobie, ale jak dożyją. I jak na przykład jest ważna w nartach technika, kondycja, doświadczenie. Czy też obserwacja własnego organizmu. By nie przesadzić. I równie ważne, by nie odpuścić za bardzo. Najłatwiej się jeździ na nartach na naturalnym sztruksiku. Dobrze przygotowanym przez maszyny. Każde zaburzenie tego ideału pogarsza uczucie lekkości jazdy. Zaburzenie przez kolejne zjazdy innych i początków tworzenia się mikromuld. Każdy inny śnieg jest też większym utrudnieniem. Śnieg sztuczny, śnieg zbyt zmrożony, mokry itd. Chodzi o to, że narty spotykają za każdym razem inną reakcję ze strony śniegu. Narta zawsze w jakimś stopniu przesuwa pewną wartwę tego śniegu bok. Nawet, gdy jedzie idealnie na krawędzi, samoczynnie prowadząc skręt. To przecież jej wygięcie jest wymuszane przez śnieg. Śnieg ją zmusza, by jechała wygięta w swoim "rowku". Na gładkim lodzie narta się nie zaczepi przy dziobie i piętce. Nie wygnie się, nie pojedzie po rowku, tylko przesunie w bok. Śnieg powoduje drgania narty. Odrywania się jej od śniegu, na jakieś może dziesięcio tysięczne części sekundy. Widoczne na zwolnionych filmach. Drgania te trzeba tłumić dociskiem własnej nogi. Ja to już zauważyłem, że słabę mięśnie nóg nie wcisną bardziej nartę, jadącą na krawędzi, w śnieg, gdy nogi miękkie. I za każdym razem wpływa, to co wyżej, w różnym stopniu na zmęczenie nóg, całego ciała. Do tego dochodzi technika zapoczątkowania skrętu, jego prowadzenia. Bardzo wpływająca na wydatek energii przez narciarza. Jesteśmy teraz w szczęśliwym okresie, że mamy narty "samoskrętne". Że wykorzystując do maksimum siłę przyciągania ziemi, siły bezwładnośći(odśrodkowa), sprężystość narty(w jej wygięciu jest zaakumulowana energia), jej specyficzny kształt. Można przekrawędziować narty prawie bez wysiłku. Dalsze jej prowadzenie po łuku wymaga już sporego wysiłku od mięśni nogi zewnętrznej. Szczególnie do zacieśniania skrętu i tłumienia drgań narty. Kolejna szybka strata sił bierze się z częstości skrętów. Potrafię, przykładowo, Mosorny(dł-1400 m) przejechać(gładki stok, pusto) bez zatrzymania, długimi skrętami. I na dole nie czuję braku powietrza w płucach. Gdy znacznie przyspieszam i pogłębiam skręty. Nie dojeżdżam nawet do połowy. Na końcu ciężko oddychając. W każdym razie pewna ekonomia wydatku energii w czasie zjazdu jest niezwykle istotna w miarę starzenia się, czy różnych przypadłości zdrowotnych, wymagająych ograniczenia wysiłku. Najlepszą radę jaką mogę dać z własnego doświadczenia jest lekka jazda. Miękka jazda. Idealne prowadzenie nart w łuku. Żadnych niepotrzebnych ruchów(przyruchów) z strony rąk, korpusu. Dobra obserwacja terenu przed nartami. Dla wyboru lepszego miejsca do skrętu(oczy, widoczność). W sumie to sprowadza się do jak najlepszej techniki jazdy. Ta się powinna utrzymywać w miarę lat. Siły mięśni będą się zmniejszać. Wydatek płuc też. Oczy się pogorszą. Znacznie dłużej się będzie trzeba regenerować po wysiłku. Ale jazda dostarczy jeszcze sporo przyjemności. Nie będzie to człapanie na sto metrów. I będzie to raczej z tyłu liceum. Z przodu muzeum!
  11. Gdzieś dzwonili? I może coś w tym jest. Środek ciężkości narciarza, zlokalizowany gdzieś w okolicy pępka(pewne uproszczenie) porusza się w czasie jazdy narciarza po łagodnej krzywej opadającej wzdłuż stoku. Taki obrazek można sobie wyszukać w sieci. Ale pod nartami narciarza pojawiają się doliny(muldy) i "górki" obok nich. Między górkami są nawet"przełęcze". Górki rosną od parunastu centymetrów do kilkudziesieciu cm, do metra i nawet więcej. Gdy jest wystarczająca pokrywa sniegu. Rosną przez dzień, dwa, trzy,... Na skutek przejazdu kolejnych narciarzy. Narciarz ześlizgując się nieco bokiem, nartami zdziera śnieg. I "wyrzuca go w bok na "górkę". Powstaje malowniczy krajobraz chaotycznych garbów. Nie wyrównane przez maszynę zamarzają, pokrywa je świeży opad. Wiatr z tego opadu wyrównuje dołki, czyli muldy. Aby nogi(kolana) nie bolały trzeba tak jechać, aby nie zmuszać swojego środka ciężkości do gwałtownych zmian. To jest jedyna metoda stosowana przez specjalistów jazdy po muldach. Nawet monstrualnych. W czasie najazdu na "górkę" należy "podciągnąć" kolana do góry z nartami. Położenie środka cieżkości(powiedzmy w tym pępku) się nie zmieni(będzie dalej się posuwał po tej łagodnej krzywej w dół stoku), gdy nieco obniżymy tors. I górka jest przemknięta, bez żadnego kopnięcia w narty. Ale przecież zaraz jest dołek, czyli mulda. Nie robiąc nic z ciałem polecimy z nartami w powietrzu, uderzając o kolejną górkę. Jest to bardzo bolesne, gdy zdarzy się kilka takich skoków. By tego nie było, należy zjeżdżając z "górki" błyskawicznie prostować ciało, by narty, ani na moment, nie traciły kontaktu ze śniegiem w muldzie. Najeżdżając na następną "górkę" należy wykonać to samo, co przy poprzedniej. Ale w rzeczywistości sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Nie jeździmy po górkach i dolinach prosto. Jeździmy skręcając. Troszkę można sobie ułatwić celując w "przełęcze. Jak przy wędrówkach w górach. Ale generalnie ciało cierpi niesłychanie. Raz pozycja przykucnięta. Raz prawie wyprostowana. Raz narty gdzieś z jednego boku, za moment z drugiego. Górki są, powiedzmy, co dziesięć metów(przed nartami). Lub mniej. Czas przejazdu od jednej do drugiej jakaś sekunda lub mniej. I czy na płaskich nartach, czy na krawędziach? Preferuję więcej krawędzi. Na płaskich było dawno. Nalepsi slalomiści z PŚ jadą po muldach(virtualnych). Lub prawdziwych i virtualnych jednocześnie, gdy się porobią doły, obok tyczek. To jest najtrudniejsze narciarstwo. Nie z powodu szybkości przejazdu, jak w zjeździe. Ale szybkości reakcji ciała. Jego gibkości, dobrych oczu. Wydolności układu odechowo-krążeniowego. Ciężko facet oddycha po szęśćdziesięciu skrętach. Ale jak ktoś w tym był dobry, jako amator. Niech się dzisiaj jeszcze sprawdzi, ile skrętów zrobi, nie przepuszczając żadnej górki. I jadąc na nartach równoległych. Równoległych bez ześlizgów lub ew. minimalnymi. Proszę nie sądzić, że to czysta teoria w moim wydaniu. Było nieco praktyki. Wystarczy jeszcze na demonstrację kilku skrętów. Rozpisuję się, ponieważ jeszcze mam perspektywę kilku wyjazdów na fajny pusty stok.
  12. Dobra. Jedź w skos stoku. Tylko dolnej narcie. Co zrobisz z torsem? Założę się że musisz go mieć obrócony w dół stoku, by dało ci się swobodnie jechać. To jest kontrrotacja. Piętki nart mogą ci się uślizgiwać w dół. Zatrzymasz to konrrotacją tułowia. Gdy obrócisz tors na stok(rotacja), to piętki jeszcze bardziej pójdą w dół. Na płaskim stoku, jak na filmie, można tak jeździć. Na stromym stoku musisz mieć kontrrotację, by jakoś skręcać bez nadmiernych uślizgów. Zlodowacenia trzeba sobie na tym poziomie odpuścić. Nie skręcać na nich tylko przejeżdżać prosto. Tułów jest spokojny, jak go najmniej ruszasz. To trochę taka amerykańska gadka, że tułów jest "blokiem" pod którym nogi kręcą. Niby jest tym blokiem, bo cały skręt wychodzi od nóg. Od dołu. Tułów się sam ustawia prawidłowo. Jedyny warunek to należy go mieć skierowanym w dół. I w żadnym momencie nie przekręcać na stok! Nie zawsze przesadnie skierowany w dół, ponieważ w długich łukach obraca się z nartami, zachowując tą kontrortację(choćby niewielką).
  13. Tak trochę jeździ mój szwagier. Sześćdziesiąt lat . Dziesięć lat temu od zera nauczyłem go i jego żonę pierwszych ślizgów. Zaczęli sobie radzić na stokach. Jeździć w Alpy. Objeździli się. Na początku dałem jeszcze parę wskazówek. Ale im to wystarczyło. Nie żądali, by zrobić z nich lepszch narciarzy. Wymagało by to nudnych ćwiczeń. Częstej, wspólnej jazdy. Takie umiejętności wystarczą na większość stoków na świecie, dla szerokiej publiczności. Więc po co to robić. Jaki jest prawdziwy cel? Jeśli chce się osiagnąć przyzwoity poziom jazdy, to naiwnym jest oczekiwanie, że po kilku wskazówkach na forum. Czy po kilku godzinach z instruktorem będzie to dużo lepsza jazda. Coś się poprawi. Ale tylko coś! Gdyby to tak szybko szło to mielibyśmy w kraju samych znakomitych narciarzy. Ale mamy takich jak na filmie. Ale co zrobić gdy się chce lepiej jeździć po trudniejszym terenie. Stromszych stokach. Stokach zlodzonych. Stokach węższych. Z większą, ale ściśle kontrolowaną szybkością. A może jakieś tyczki, jakieś amatorskie zawody. Czy nawet instruktor. Dlaczego nie! Pierwsze co się narzuca z tego filmu. To należałoby zrobić reset. Zapomnieć, że się jeździ na nartach i udać się do dobrego instruktora, by zacząć od początku. Czytałem o takim resecie w przypadku zawodnika. Efekty po dwóch latach były pozytywne. Resetu nie będzie, więc co należy poprawić? Pewnym nieszczęściem są te narty na nogach. Które przy minimalnym ruchu nóg(stóp), czy tułowia(do stoku) już się ześlizgują, skręcając. Potem jadą troszkę prosto. Następny ruch to nowy skręt w przeciwna stronę. W dodatku te kijki. Za blisko przy ciele. Wbijane zupełnie chaotycznie. Skręt równoległy musi być po łuku. Taki idealny łuk, to połówka okręgu. Narty powinny zostawiać ślad wąski na śniegu. Na całej długości łuku. Dawniej było to trudniejsze. Należało tak nimi "kierować", by jechały do przodu, a nie nieześlizgiwały się przy tym w bok. Wtedy ślad będzie szeroki, rozmyty, szczególnie na początku. Teraz jest łatwiej ponieważ narty na krawędziach mają większą tendecję do kierowania się po takim łuku. Ja bym zaczął od prawidłowej podstawy zjazdu w dół stoku(z wybiegiem), aż do samoczynnego zatrzymania nart. Dalej prawidłowy przejazd w skos stoku. Lekka kotrorotacja, zwiekszone obciążenie dolnej narty. Z próbami podnoszenia górnej(wewnętrznej) Ręce z kijkami dosyć szeroko. Wewnętrzna(górna) bardziej wysunięta w przód. Kolejne ćwiczenie - lekkie zupełnie obniżanie pozycji ciała i pozwolenie nartom do skręcania pod stok. Dalej takie same ćwiczenia, tylko najazd bardziej stromy(aż do linii spadku terenu). Wykonanie jak najdłuższego łuku do zatrzmyania. W podanych ćwiczeniach należy wyraźnie wyczuwać, że obciąża się nartę zewnętrzną. Aż do możliwości podnoszenia(choćby na moment)wewnętrznej. Kontrolować też należy ściśle przeciwskręt torsu(niewielki). Każdy obrót ciała na stok niweczy wszystko osiągniete. Dalszę próby to wykonanie skrętów od stoku. Przy końcu skrętu jazdy w skos stoku. Gdy pozycja ciała jest obniżona. Wbijamy kijek, bardziej z boku nart, niż w przodzie. Jednocześnie dość energicznie prostując nogi w kolanach. Aż prawie do wyprostu ciała . Gdy narty znowu dociskają mocno śnieg powinno się czuć, że cały ciężar ciała spoczywa na dawnej narcie górnej. I z tym uczuciem należy łagodnie stopniowo obniżać sylwetkę(większe ugięcie w kolanach, biodrach, nie odchylony do tyłu, ale też nie przesadnie do przodu. W pozycji zrównoważonej. Można spróbować zrobić takie ćwiczenie- stoimy nieruchomo w skos stoku w obniżonej pozycji. Wbicie dolnego kijka, energiczny wyprost do podskoku. Gdy narty nad śniegiem obu nogami jednoczesny ich skręt w przeciwny kierunek jazdy. I jednocześnie tors jest skręcany, przeciwnie do nart. Gdy narty spadają na śnieg całkowwite obciążenie nogi zewnętrzej. To wszystko nie jest takie łatwe. Jest o wiele łatwiej , gdy zademonstruje instruktor. Generalnie należy często jeździć poprawnie(lekka kontrotacja, głównie obciążona dolna narta) w skos stoku. Próbować w czasie skrętu czasem podnieść nartę wewnętrzną. I unikać absolutnie obracania się za nartami. Zawsze musi być przeciwskręt. Ten skręt równoległy będzie wychodził. Ale należy to robić bardzo starannie. Należy też zwrócić uwagę, że obciążanie narty zewnętrznej powoduje jej odsuwanie się bok. Ale ten moment jest u początkujących narciarzy połączony z mimowolnym podparciem się na nodze wewnętrznej. To bardzo powszechny błąd. Trudny do wyzbycia się. Reguła jest taka. Jeździmy zawsze na narcie zewnętrznej. Na jednej narcie. Druga nam towarzyszy, ale nigdy nie służy do popdpacia się. Podparcie jest błędem.
  14. Rozpoczynam cykl o narciarstwie pani Zagroniowej. Będzie ilustrowany kolorowymi zdjęciami. Większość z nich jest zarejestrowana analogowo na błonie filmowej. Wymaga to skanowania negatywów. Skanowanie papierowych odbitek(które istnieją) daje znacznie gorszy obraz. Moim głównym celem nie jest reklama Zagroniowej. Chociaż w pewnym sensie jest. Dlatego, że rozpoczęła pierwsze ślizgi na nartach w wieku czterdziestu dziewięciu lat. I kontynuuje je z przyjemności do chwili obecnej. Jest to przykład, że w pewnych, sprzyjających okolicznościach - na naukę nie jest nigdy nie za późno! Załączane zdjęcia będą też ilustrować upływ czasu. Jak zmieniał się sprzęt, ubiór narciarzy. Wyciągi, stoki. Czy też liczba zjeżdżających po trasach, a także ich styl jazdy. Warto to sobie przypomnieć. Początki Pierwsze ślizgi Zagroniowa wykonała na sprzęcie mojej zmarłej małżonki. Buty narciarskie z Krosna. Pojedyncze z wysoką cholewką, sznurowane. Narty jeszcze z wytwórni w Zakopanem. Ubite pólko za "wychodkiem"(w Koninkach – czwarty listopad 1995 roku). Pierwszy szus do zatrzymania. I kolejne, ze skrętami przez odstawianie nart. Zima, jak zaczęła się w tym czasie w Koninkach, to pokrywa śnieżna utrzymywała się, bez przerwy do połowy kwietnia. Naliczyliśmy rekordowe 45 dni w sezonie. W listopadzie ruszyło krzesełko i wyciągi orczykowe na Tobołowie(w kierunku Obidowca). Należało błyskawicznie skompletować sprzęt dla Zagroniowej. Syn kolegi pracował w hurtowni Bachledy w Krakowie. Zagroniowa dostała Dynamiki. Buty już nowoczesne z klamrami. Kijki dopasowane. Spodnie narciarskie z ciucholandu. „Profesjonalna” nauka zaczęła się, przy dalszym wyciągu orczykowym, na Tobołowie. Zastosowałem metodę mojego i ostatniego instruktora z Zakopanego. W roku 1964 prowadził nam kurs dla członków Klubu Tatrzańskiego z Krakowa, pod Gubałówką. Siedmiodniowy. Według szkoły austriackiej. Z przeciw skrętami. Austriackie miał też ładne Kastle. Jazda w skos do stoku. Następnie skręt równoległy do stoku. Skręt do zatrzymania. I rzecz najtrudniejsza skręt od stoku. Jak wyszedł pierwszy i narty jechały dalej w skos stoku, to następowała próba w druga stronę. Jak wyszła. To jesteśmy w domu! Narciarz potrafi skręcać. Narciarz przez skręty reguluje sobie szybkość. Narciarz potrafi się zatrzymać. Czyli w szybkim czasie osiągnął coś, o czym walczono od początków istnienia zjazdów. Oczywiście miał inny sprzęt, niż lata temu. Miał ubite pólko. Ale jak się podszkoli, to wjedzie tam gdzie śnieg jest dziewiczy. Nasz instruktor, przy okazji miejscowy „goprowiec” nie bawił się w pług. I miał głęboka rację. Pług zostawia pozostałości. Pług na początku dobry jest na płaskie pólko. Pług w terenie to ewolucja dla najlepszych. Tak się zawziąłem do tej równoległości, że zaraz po kursie udałem się na Gubałówkę. Gdzie po kilku wywrotkach, pokonałem słynny mostek. Pewny swoich umiejętności wybrałem się niebawem na Kasprowy. Była mgła, śnieżyca. Kopny śnieg. Zjazd prze Goryczkową do Kuźnic. Wyglądał w moim wykonaniu dosyć ciekawie. Co jakaś mulda(górka) to ryłem nosem w śniegu. Zdziwił mnie pewien obywatel, widziany w holu kolejki. Miał duży sterczący z przodu brzuch. I równie duży plecak. Ten chce zjechać z Kasprowego – moja pierwsza myśl? Ten minął mnie poniżej „bulki”(u końca Szyjki). Zgrabniutko, z lekiem oporem, wykonując swoje skręty. Oczywiście jadąc z tym dużym plecakiem. Nic dziwnego, że po tym zjeździe stałem się fanem poprawnej techniki. Postąpię podobnie z Zagroniową. Pojawiła się pierwsza przeszkoda w szkoleniu. Zagroniowa już skręcała i jeździła tym orczykiem na Tobołowie. Ale następnego dnia, po wyciągnięciu jej, od krzesełka do tego orczyka, przez mój osobisty wyciąg(kijek między nogami), okazało się że nie da rady jeździć. Skurcze łydek. Przeżyłem coś takiego dawniej tydzień przed ogłoszeniem stanu wojennego. Pojechałem z żoną na Gubałówkę. Pierwszy dzień w sezonie. Jazda do „upadu”. Wieczorem w hotelu, nad restauracją w Kuźnicach, lewa łydka twarda i sztywna. Masowanie nic nie daje. Rano w niedzielę pustki na Kasprowym. Zjazd do Kuźnic. Noga coraz gorsza. W pewnych momentach jadę tylko na drugiej. Koniec tej męczarni! No cóż! Nie da się przyspieszyć nauki. Narciarz musi mieć te czworogłowe. Jeśli ktoś na plaży mówi nam, że fajnie jeździ na nartach. To należy przyjrzeć się jego udom. Jeśli to cieniutkie, szczuplutkie. To opowiada bajki. Kolejny stopień wtajemniczenia, jaki miałem zakodowany. To nauka skrętu równoległego na jak najbardziej stromych ściankach. Kiedyś taka była. Z Jaworzyny(od wyciągu) w Szczyrku do Dolin. Potem spychem wykonali obecny przejazd. Temu celowi służyła polana na Jaworzynie w Koninkach. Orczyk do góry. W dół płasko, a potem ścianka. Tu się woziliśmy z panią Zagroniową. Śniegi były cudowne. Co widać na zdjęciach. Uzupełnieniem ćwiczeń był główny stok z Tobołowa. U dołu znacznie trudniejszy, niż obecnie. Postęp u Zagroniowej był bardzo szybki. Liczyłem, że z poznaną panią uda mi się coś osiągnąć na nartach. Jakiś łatwy wyciąg, nietrudny stok. Byle coś było. By nie stała pod stokiem z termosem i się nudziła, gdy ja będę”szalał”, gdzieś tam w górze. Ale tu, co za niespodzianka! Nogi się wzmocniły. I jest postęp - z dnia na dzień. Taki postęp, że spróbujemy na Chopok. Gdzie już kilka razy byłem z kolegami. I pojechaliśmy na ten Chopok w lutym. Śniegu na północnych zboczach nie było za dużo. Góra wydmuchana do lodu. Za to, po przeciwnej stronie, prawie dwa metry. Karnet na obie strony. Jeździliśmy w zasadzie po wszystkich trasach, z wyjątkiem kilku „Pom”. Na południowej stronie był, min., piękny zjazd na sam dół(Serdeczko). Osiemset metrów różnicy poziomów fajnej, urozmaiconej trasy, krótki talerzyk do Serdeczka. I kolejne wyciągi na górę Chopoka. Gdzie wsadziłem ją na krzesełko, jadące bokiem, do Lukowej. Ten teren nie był dla niej. Co widać na zdjęciu. Ja też nie przepadam za czymś takim. Ale stracę w oczach kursantki. W sumie Zagroniowej przydarzyło się tylko kilka przyglebień. Droga w dalekie, śnieżne, alpejskie stoki została otwarta. Jeszcze mały odskok do Certovicy. Która też jest w Niżnych Tatrach. Tylko na ich lewym skraju, patrząc od strony Tatr Wysokich. Na niektórych zdjęciach są paskudne ryski. To niechlujne wywołanie. Da się to usunąć programem graficznym(Corelem). Robiłem to w przypadku „Egzotycznego Iranu”. To obłędna praca, przez zastępowanie jednych pixeli, bardziej dopasowanymi. Więc proszę wybaczyć! [abh1]
  15. Zostaw w spokoju ten "śmig". Nabierzesz tak fatalnych nawyków, że żaden instruktor tego nie wykorzeni. Naucz się porządnego skrętu równoległego. Dłuższa jazda po łuku, ale trzeba przy tym ruszyć swoją pupę w górę i w dół. Niech Ci ktoś to zademonstruje(instruktor, który to umie robić), ponieważ trudniej to opisać. Ruch jest ciągły przez całą długość łuku. Jeździj takim skrętem, po coraz stromszych stokach doskonaląc go. Kijek, wbijaj. Ponieważ to wymusza pewne zaznaczenie początku skrętu, pewien rytm. Poza tym jak go nie będziesz wbijał to co rękami? Będą sobie wisieć, a kije będą się wlec? Ręce muszą być przyzwyczajane do pracy równolegle z pozostałym ciałem. To nauka koordynacji wszystkich jego elementów. Aż stanie się automatyzmem. Ćwicz! Po kilkudzisięci dniach takich prawidłowych ćwiczeń zamieść kolejny film. Pojawią się nowe wskazówki do dalszego postępu. Nie wyjeżdżaj na stromszy stok z tym śmigiem, szczególnie gdy tam jeździ więcej osób. Jesteś niebezpiecznym zagrożeniem. I możesz stać się przestępcą najeżdżając kogoś niewinnego. Ale głowa do góry! Narty to coś wspaniałego. Masz szanse śmigać, będąc na emeryturze. Pomyśl o tym, obserwując takich staruszków, siedzących na ławce w parku.
  16. Dziś stok na Mosornym był świetny. Przymarznięty od dołu i nie puszczał do trzynastej. Potem się już zaczęło ochładzać. Na nim leżało parę cm śniegu, który spadł w nocy. Wyrównany przyzwoicie. Z dziesięć osób jeżdżących. Warstwa podkładu jest, w niektórych charakterystycznych miejscach, cienka. Na granicy gleby. W innych gruba. Te cienkie miejsca można bez trudu objechać. Ochłodzenie, opady i mróz w nocy dają szanse na jeszcze dwa tygodnie fajnej jazdy. A może dłużej.
  17. Jeśli meta będzie na samym dole. To musi być jakiś placyk z ogrodzeniem. A za nim publika.
  18. Zaczyna się tworzyć ciekawy układ baryczny na przyszły tydzień. Niż w rejonie Czarnego Morza i wyż od zachodu, przesuwający się w kierunku Skandynawi. Taki układ w lecie gwarantuje upierdliwą mżawkę, szczególnie na południu i południowym wschodzie Polski. W zimie daje piękne opady w tych rejonach. Postal sat24.pl pokazuje te opady, od wtorku do soboty. Śnieg i śnieg. Kto utrzymał te dziesięć cm podkładu. Który zamarznie w nocy, ten będzie miał fajne warunki do śmigania. Słońca nie należy oczekiwać. Raczej takiej pogody, jak dzisiaj w Krajnskiej. Mamy zimny marzec i być może jeszcze w Beskidach da się jeździć do pierwszych dni kwietnia. To dobra wiadomość. Ponieważ już widać przebłyski tracenia ducha(pustki) przez niebezpiecznych, stokowych śmigantów. Nadrabiam sezon z panią Zagroniową. Namówię ją jutro na Mosorny. Powinno się pojawić słońce od czasu do czasu.
  19. Orczyk jest ekstremalny z powodu ekstremalnego wpływu na zmęcznie nóg. By nóżki dobrze pracowały należy się im chwila oddechu po pracy na stoku. A poza tym czy warto, swój przecież wyczerpalny zasób sił, przenaczać na coś innego, niż piękne wężyki na ściankach FIS`u
  20. Stację górną miał obok tych malutkich wyciągów, u góry, w stronę Obidowca. Tam jest polana w stronę Górnej Poręby. Tylko z samej górki niewidoczna(drzewa). Kończył się w pobliżu stokówki do Poręby Górnej. Były zamierzenia, by pociągnąć sprawę dalej. Te zamierzenia to była głównie inicjatywa pierwszego kierownika wyciągu krzesełkowego. Rozmawiałem z nim parę razy o jego planach. On to, gdy zbliżał się termin uruchomienia krzesełka(sezon 1982) kazał, jak to się mówi "na chama" ciąć las i spychem robić trasę z Tobołowa. Hucie nikt wtedy nie podskoczył. Na trasie nie było polan, z wyjątkiem tej u dołu. Nad ośrodkiem. I trasa migiem powstała. Trasa jest w parku. Jęśli się nie mylę to granica parku biegnie potoczkiem, który przekracza u dołu krzesło. Potok dalej jest w prawo. U góry w pbliżu górnej stacji, wykopano dół pod fundamenty budynku dla potrzeb biegaczy. Sprawa została zatrzymana. W hucie była grupa bardzo aktywnych biegaczy. Niektórzy brali udział w biegach w Jakuszycach. Zresztą młodzi biegacze z okolic miewali obozy na Turbaczu. Jak tylko spadł śnieg. Zdaje się że z Niedźwiedzia, albo z Poręby była dziewczyna biorąca udział w jednej z olimpiad zimowych. Kasina Wielka to przecież niedaleko. Cały ten teren był kiedyś aktywny biegowo. Głównie dzieczyny. Chłopcy są leniwi. Jakąś grupę prowadził nauczyciel WF z Poręby. Jeśli chodzi o trudności stoku(ktoś o tym wspomniał) to jest, gdzieś od połowy, typowy stok slalomowy. Od miejsca, gdy trasa się rozszerza i robi stromsza, do dołu jest 200 m różnicy poziomów. I w sumie ok. 700 m długości. Można tu ustawić slalom na poważne zawody. Tylko nie ma odpowiedniego wybiegu na dole i się nie ustawi. Pasek się postarał, by ten odcinek był trasą fisowską i jest. Zresztą na polanie u dołu, gdzie jest nieczynny orczyk, akademicy mieli kilka razy slalom i z tyczkami uchylnymi. Ponad trzydzieść lat temu. Wiem bo widziałem treningi i sam się załapałem na przejazd po południu, gdy tyczek nikt nie pilnował.
  21. Może coś z archiwum pani Zagroniowej Jadzia_LOm1.MPG Jadzia_Lomn3.MPG
  22. Ach! Pomysły na papierze to były. Już Pasek kombinował, że stok na Jaworzynie, gdzie dawniej był orczyk przedłużyć w dół w stronę przełęczy na północ. Powstałby świetny stok slalomowy. Śnieg na Jaworzynie, z pieknym widokiem na Porębę Wielką, leżał nieraz do końca marca. Były plany wyciągu w stronę Górnej Poręby. Nawet istniał tu kilka lat orczyk, na którym jeździłem. Tu też śnieg leży długo. No i małę dwa wyciągi na polanach w stronę Obidowca. Jakiś czas Pasek założył stowarzyszenie dla rozwoju Koninek. W planach kabinka z rejonu parkingu na Jaworzynę. No i trasy. Sąsiad w lecie opowiedział mi, że miejscowy aktywny biznesmen chciałby, aby zrobić wyciąg na Jaworzynę, ale z rejonu kapliczki(za mostem, po lewej stronie). Koninki to niezły teren dla biegaczy. Krakowski "Dziennik Polski" organizował tu zawody stokówkami. Te stokówki są świetne dla miłośników śladówek, rowerów górskich. Baseny termalne w Porębie...Połączenie Poręby z Rabką. Niecałe 10 km. Teraz 25 km.
  23. Ad) Zagronie. Śmig był ześlizgowy. Inaczej się raczej nie dało. Ale dawni mistrzowie slalomu(specjalnego) też raczej nie mieli ochoty sie ślizgać na boki. Mówmy jednak o praktyce na stoku. O rzeczywistym ruchu widzianym przez widza na stoku, lub okiem kamery. Hybrada to mi wychodzi na codzień. Chciałbym cały łuk skrętu przejechać na krawędziach(te dwie wyraźne kreski). Nie mam stylu tramwajowego, który daje te krechy ciągnące przez sto metrów. Ja chcę skręt zacieśnić, ponieważ robi się bardziej stromo i nie chcę zwiększać prędkości, ale też chcę jak najmniej ją zmniejszać przy przekrawędziowaniu. Niestety początek łuku mam zamazany. Doszedłem do takiej manii, że wsiadając na krzesełko na Mosornym próbuję zobaczyć swój ślad na dolnej części trasy pod wyciągiem. Zjeżdżam tu prawie wyłącznie po lewej stronie, patrząc z góry. I usiłuję wykonać tu jak najwięcej podkręcanych skrętów. Wychodzi mi hybryda. Skrętów jest pięć, sześć. Ustawiano tu czasem slalom(AZS, Bachleda). Był problem dla większości uczestników, by przejechać to na krawędziach. Ciasno przy tyczkach. Miałem piękny widok, na ich mordęgę, z krzesełka, gdy jeździli. A prawdę powiedziawszy, to mi to jest wszystko obojętne. Jakie nazwy kursują. To ważne dla instruktora. Mam zabawę na stoku, ponieważ mam wyzwanie. Czy jestem w stanie jeszcze nieco zwiększyć kąt zakrawędziowania własnych nart? Czy mogę z jeszcze mniejszym wysiłkiem wykonać każdy skręt. Korzystając z przyciągania matki ziemi, praw natury i sprzętu. Zarysowującego się brzucha nie bardzo zmniejszę. Dziesięć kilogramów nie zrzucę. Elastyczniejszy w biodrach nie będę. Ale chcę jeździć bardzo płynnie, z minimalnym wysiłkiem. Wtedy zjadę więcej razy. Powiem sobie - chłopie jeszczę się trochę ruszasz. Chcę skręcać, tak jak się skręca obok tyczki. Gdy narty wrzucają w skręt. To wszystko jest takie fajne. Czysta przyjemność fizyczna. Biorąca się ze swobody na stoku i pewnej szybkości. Ze słońca, z gór. Co mam robić na stoku, by się nie nudzić? A tak, przy okazji, utrzymuję się ciągle na pewnym poziomie. Wolniej co prawdza zjeżdżam w dół. Ale też wolniej po równi pochyłej, dzięki staraniom na stoku. To bardzo się liczy. Każdemu życzę jak najwolniejszego zjazdu z tej równi. To jest clou programu.
  24. Nie jeździłem w tym sezonie w Koninkach. Byłem kilka razy. Jutro też jadę, ale najpierw na Mosorny i z Zawoji do Koninek. Cena jest zaporowa absolutnie. Pasek przesadził. Kamienie tam zawsze wyłażą, gdy cienka pokrywa. Znam tam każde miejsce. Z drugiej strony można go rozumieć. Na czym tu robić biznes. Marzył kiedyś o własnym wyciągu. Ale Koninki to nie Białka. Dobre dla emerytów, albo rodzin z dziećmi. Czasy się zmieniły. Jak był HiL to kolejka do wyciągu w niedzielę sięgała do parkingu.
  25. Nie robimy teraz filmów. Nie bardzo nam się chce. Zresztą po co nam już analizy. Jeszcze parę lat może się uda. Pani Zagroniowej ucieka lekko jedna noga na zewnatrz przy skręcie. Stara się dociskać, by nie uciekała. To biodro jest czasami bolące i bardziej sztywne. Mówię -zwróć uwagę na większe wychylenie kolana do stoku. Jak narta za płasko, to będzie uciekać. Siła tu nic nie pomoże. Ale przy tym wpychaniu kolana do stoku, to najpierw staraj się wepchnąć wewnętrze. Inaczej będzie blokować zewnętrzne. Pani Zagroniowa zjechała dziesięć razy. Na telefoniku ustawiła sobie jakąś aplikację, która pokazała maksimum 46 km/h. Potem telefon ja włożyłem i miałem 66,6 km/h. Próbowałem te wyniki ściągnąć na komputer. Ale nie wyszło. Coś tam lekko przekłamuje, ponieważ góra to u niego 1085 m npm. A jest 1044 m npm. Dół się zgadza. Może jeszcze wytrzyma śnieg to pojedziemy w przyszłym tygodniu. Ostrzę sobie zęby z pania Zagroniową na COS. W dzień powszedni. Parking w domu na podwórku obok dolnej stacji. Mamy bd wspomnienia z takiej jazdy. Ale kwestia śniegu i pogody. Pozdrowienia.
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...