Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Wujot

Użytkownik forum
  • Liczba zawartości

    2 837
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    121

Zawartość dodana przez Wujot

  1. Wujot

    Kaczawy na rowerze

    Szukając interesującego pomysłu na kolejną eskapadę rowerową "przypomniałem" sobie o Górach i Pogórzu Kaczawskim z szczególnym naciskiem na to drugie. Kraina to trochę magiczna a łatwo się o tym przekonać znajdując na mapie takie słowa jak Wilkołak, Wilcza Góra, Czarcia Góra, Czartowska Skała, Trupień (Góra Śmierci), Diabelska Góra, Diabłak, jest też Ostrzyca (czyli polska Fudżijama). Nazwy te nieprzypadkowe bo teren pokryty jest charakterystycznymi niewysokimi, wygasłymi, starymi stożkami wulkanicznymi przypominając, że nie zawsze było tu spokojnie. Określenie - Kraina Wygasłych Wulkanów ma więc solidne uzasadnienie. Znajdziemy tutaj sporo interesujących pozostałości procesów górotwórczych a także śladów dawnej ludzkiej działalności górniczej i hutniczej. Oprócz tego podkreśliłbym wspaniałe walory krajobrazowe związane z pofałdowanym terenem i przyrodnicze. Znaczną część Pogórza zajmuje mocno pokryty lasem Park Krajobrazowy Chełmy z paroma interesującymi wąwozami. Jest tutaj sporo różnych rezerwatów (pewnie z kilkanaście). Można jeszcze wspomnieć o trzech, raczej "obowiązkowych", architektonicznych perełkach na obrzeżach opisywanego rejonu a mianowicie zamkach Grodziec i Bolków oraz kościele Pokoju W Jaworze.Obszar Pogórza wydał mi się szczególnie perspektywiczny na spokojne wyprawy z moją lepszą połową bo jest rowerowo umiarkowanie łatwy. Podjazdy przeważnie nie przekraczają 200 m w pionie, zjazdy nie wymagają klamek ale puścić się można całkiem szybko. Oczywiście robiąc parę takich podjazdów i trasę 100 km po duktach leśnych można się też solidnie zmęczyć. Jest tutaj wyznaczonych parę dłuższych "tematycznych" ciekawych szlaków (np rowerowy waloński, złoty szlak rowerowy, szlak wygasłych wulkanów, agatów). Korzystaliśmy z nich tworząc własne pętle. Za punkt wypadowy wybrałem okolice Świerzawy a nocleg znalazłem w Sędziszowej. To dobry punkt wypadowy na cały region, potencjał oceniłbym na 5 nie powtarzających się całodziennych wycieczek o minimalnym kilometrażu powyżej 40 km ale jeśli ktoś chciałby więcej (wycieczek i kilometrów) to zdecydowanie można. Pewnym minusem była konieczność korzystania z ruchliwej 328 z której odbijaliśmy na znacznie mniej oblegane drogi czy dukty. Na szczęście najdłuższy odcinek 328 liczył ok. 6 km więc szło wytrzymać. Na drogach lokalnych było już bardzo spokojnie. Ponieważ trasy nasze były skomplikowane a i trochę improwizowane w zależności od humoru to nie będę ich opisywał dokładnie ale opowiem o naszych celach i miejscach, które szczególnie warto odwiedzić: - Wilkołak - to kamieniołom na Wilczej Górze w połowie już rozebranej (przez człowieka). Odstrzał odsłonił tam bardzo ciekawy układ słupów bazaltowych a konserwator ustanowił rezerwat. Z szczytu jest piękny widok na Pogórze i Góry Kaczawskie, piętro środkowe to wspomniana róża bazaltowa a na dole mamy bardzo ciekawy kamieniołom, nie wiem czy nie najefektowniejszy. Ze względu na prace strzeleckie warto miejsce to odwiedzić w sobotę lub niedzielę - choć prawdę powiedziawszy nie wiem czy i jak intensywnie jest on eksploatowany. - Ostrzyca (trzeba pchać rower w końcówce). Ta charakterystyczna i zewsząd widoczna góra okazuje się całkiem niewysokim (150 m) wzniesieniem, który położony jest na sporej wysoczyźnie "pracującej" na tę "kultową" górkę* - wąwóz Myśliborski i pozostałe wąwozy (Lipy, Siedmicy). Tutaj jednak muszę zaznaczyć, że to szlaki piesze i o ile myśliborski na rowerze spoko, Lipy już trudniej (trzeba trochę pchać) to w Siedmicy wpadliśmy w wąską ścieżynkę, pokrzywy powyżej głowy i co jakiś czas potężne zwalone drzewa przez które musieliśmy przenosić rowery więc się trochę umordowaliśmy, pokłóliśmy i podrapaliśmy. Moja żona zamiast mi przywalić drągiem stwierdziła "ale drugi raz tu już (na rowerach) nie przyjedziemy".Ale jak ktoś chce mieć namiastkę marszu w dżungli to Siedmicę polecam. - przełęcz komarnicką i najwyższy szczyt Gór Kaczawskich Skopiec. Tutaj rowerowy wjazd z Wojcieszowa (niebieski) jest trudny, dla naprawdę mocnych cyklistów. Za to widoki na przełęczy i dochodzących szlakach - przepiękne - organy Wielisławskie (te mieliśmy na widoku podczas posiłków) - zamki Grodziec i Bolków to na pewno perły Dolnego Śląska (w swojej kategorii). Pierwszy to w zasadzie, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli, dekonstrukcja - gdzie na bazie podupadłej, częściowo spalonej starej budowli, XIX w architekt stworzył bardzo malowniczy obiekt o trochę "hiczkokowskiej" proweniencji. To mój "best DS zamek". Bolków - ważny książęcy obiekt, poważna historia, piękne widoki, też w pierwszej piątce zamków DS. Obok zbójnickie Świny i już w Rudawach Janowickich cyklopi Bolczów i jeśli ktoś lubi zamki to też warto, szczególnie drugi. - refleksji nad rywalizacją protestancko-katolicką na DS a także o tym, że ograniczenia można twórczo pokonywać - posłużyć może wizyta w kościele Pokoju w Jaworze. Można też zajrzeć na zamek w Jaworze - też ku refleksji zupełnie innego rodzaju - o upadku. - podczas naszego pobytu trwała akcja żniwna, wszędy, aż po horyzont, potężne maszyny żęły i młóciły wzniecając gęste tumany. Jak dziecko na stacji kolejowej zatrzymywałem się i fotografowałem te polne potwory. Raz nawet "upolowałem" Bizona, który przy innych maszynach wyglądał jak ubogi PRL-owski kuzyn. Dla mnie wypoczynek oznacza rozsądne wyważenie między aktywnością (czyli miłym uczuciem zmęczenia po całodziennej aktywności) a pewną dozą wrażeń estetycznych na które składa się głównie możliwość delektowania pięknem i zmiennością krajobrazu (budowle, miasta itp mało mnie interesują, tłumów też nie znoszę za to maliny prosto z krzaka albo gruszkę z przydrożnego drzewa uwielbiam). Jeśli ktoś ma podobne preferencje a do tego uważa, że Polska ze swoją przyjazną roślinnością i zielonym krajobrazem jest najpiękniejsza to opisane Kaczawy nie powinny go zawieść. PozdroWiesiekzamieszczone zdjęcia chronione są prawami autorskimi
  2. Rzadko kiedy pierwszy but jest trafiony więc zwrócić szczególną uwagę na: - rozmiar. Kupuje się buty najmniejsze (ale dobre) jak to możliwe. Sprawdzasz samą skorupę (2 cm luzu), wyciągasz wkładkę i porównujesz do stopy. Przymierzasz rozmiarówkę w dół do momentu jak but ewidentnie jest za ciasny i bierzesz ten niewiele większy. W praktyce powinno wyjść Ci to co w butach trekingowych (ja mam nawet mniej) - objętość - różne buty mają różną objętość czyli szerokość i podbicie. Należy zmierzyć szerokość stopy i wybierać modele o określonej szerokości (producenci to podają), za szeroki but jest nie do naprawienia - przyjrzeć się kształtowi stopy (ci co mają typ B i C ) łatwiej dobiorą, przy typie A można poszukać asymetrycznych przodów (nie wiem jak to jest w Twoim segmencie) - sprawdzić czy masz nogi szpotawe lub koślawe - wtedy canting jest wskazany (choć można zrobić podkładki) - z najwyższą nieufnością traktować buty z grubym botkiem - pozornie komfortowy szybko się ubija i but jest wtedy do wyrzucenia. Czyli możliwie cienka wkładka - punktowe uciski można zlikwidować poprzez odbarczanie skorupy (lub frezowanie). Jeśli cały but jest idealny a tylko gdzieś Cię ciśnie to nie warto z niego rezygnować. - zrób przysiad w butach - obowiązkowo powinieneś dojść do 90 stopni (bez upadku) - na kupno butów poświęć parę razy po parę godzin - nie musisz kupić pierwszego buta, który wydaje Ci się właściwy Są jeszcze inne czynniki np. ugięcie buta pod wpływem nacisku na cholewkę, wymienność stopek i piętek - dla początkującego mniej istotna. Możesz zwrócić uwagę jeszcze na ski/walk (wg mnie przydatne - jeśli się nie psuje-sprawdź to) no i waga buta - dla mnie to ważny parametr. Jest sporo sensownych tekstów o doborze butów na różnych forach, poszukaj i przeczytaj bo dobry but to najważniejsza (bo trudno zmienialna) część ekwipunku narciarza. Lepiej kupić bardzo dobry but i kiepskie narty niż średni but i średnie narty. pozdro Wiesiek
  3. Wcale nie uważam, że na krótszych nartach nie da się pojechać i że czasem nawet mogą być z tego korzyści. Zważ jednak czy facetowi o wzroście 175 i wadze 100 kg poleciłbyś nartę powiedzmy 155-160 cm (jeśli nie jeździ SL). Z zupełnie innego bieguna - prawie 2 m, "tylko" 104 mm i r-26 m. http://www.zagskis.com/en/our-products/skis/7-h112.html a tutaj już normalne AM a długość chyba ujdzie 186 cm, 88 mm, r-17 m http://www.zagskis.com/en/our-products/skis/9-big.html Pozdro Wiesiek
  4. Mitku! Traktuj to jako głos w dyskusji a nie próbę obrony pozycji za wszelką cenę. 1. Co do wagi to wszystkie znane mi buty zjazdowe z górnej półki są cięższe od Factora nawet do kilograma. Ponieważ to but do chodzenia to mechanizm zwalniający/blokujący cholewkę jest zrobiony bardzo porządnie jak we wszystkich butach freeridowych i skialpinistycznych (choć znam jeszcze lepsze rozwiązania - np Scarpa Allien, czy Dynafit TLT5). A ponieważ jednak czasem trzeba dać trochę "z buta" to lepiej zrobić to wygodnie. Botek ma BOA oczywiście ze względu na chodzenie ale wykorzystano ten fakt usztywniając jego górną część w ten sposób współpracuje on ze skorupą wystając znacząco ponad jej brzeg. Noga trzymana jest więc wyjątkowo wysoko. Dobrodziejstwo zmiany kąta cholewki w bucie mogą docenić bardzo nieliczni narciarze bo to wielka rzadkość a pozwala dopasować to do stylu jazdy i budowy ciała. Czyli jeśli w cenie porównywalnej z innymi mogę mieć inną ligę to może warto to rozważyć 2. Masz rację pisząc o małych wymaganiach wobec buta przy jeździe sportowej na krawędzi (nie mówię to o perfekcyjnym dopasowaniu). Ale jeśli zaczynamy opuszczać boisko to te wymagania gwałtownie rosną. Nigdy nie wiadomo czy za rok nasze preferencje się nie zmienią. I "normalni" ludzie w przeciwieństwie do zawodników przebywają w nich cały dzień i jeszcze w dodatku chodzą. Zawodnik zakłada na bieg na górze stoku. Wobec tego dla "normalnego" narciarza but sportowy wydaje mi się złym kierunkiem. A w moich Factorach zdarzyło mi się zapiąć go na maksa i zwolnić blokadę cholewki tak aby zyskać trochę luzu w nierównym terenie. 3. Jestem "cięty" na tradycyjne firmy narciarskie robiące buty. Jest tak od czasu gdy dobrze poznałem ofertę butów do skiturów, skialpinizmu, freeride. Scarpa, Dynafit, Black Diamond robią buty o niebo bardziej zaawansowane technologicznie, staranniej wykończone, rozwiązujące złożone funkcje i niezawodne (bo od tego zależy życie) a do tego bardzo lekkie w cenach porównywalnych z tradycyjnymi topowymi modelami. Factor to jest totalny grzmot na tym rynku bo standard to 3.3 kg na mocny but zjazdowy (np Zzeus). A w wadze 2.5 kg - czujesz się w tym prawie jak w ciężkich butach trekingowych - szedłem w tym po skałach kiedyś 12 km - są buty w których się jeździ normalnie. Może myślisz, że to kres? Nic z tych rzeczy - 1.8 kg (para!) i dalej jest but do zjazdu w terenie a nie na boisku - tylko tutaj już cena rośnie choć nie tak bardzo (we Wro były okazyjne Allieny za 1800 zł w sklepie). Oczywiście w większości wypadków te buty przystosowane są do wiązań kłowych (dodatkowa komplikacja wykonania) i dlatego wymagają już przemyślenia całego zestawu. W każdym razie patrząc na "tradycyjną" ofertę mam nieprzeparte wrażenie, że ktoś mnie robi w bambuko. Teraz trochę się to zmienia i widać, że tradycyjne firmy powoli zabrały się do roboty (co mnie cieszy) czego efektem jest np wspomniany przez Jurka 4. Uważam, że w butach jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia i za 20 lat będziemy jeździli w o niebo lepszych butach. Czego nie spodziewam się w nartach. Pozdro Wiesiek
  5. Czyli proponujesz nartę - 20 cm do wzrostu! A jeszcze przypomnę o wadze i umiejętnościach. Bardzo ciekawy zwrot w dyskusji - dla mnie jednak... co najmniej dziwny. Śmiem twierdzić - wpierw geometria - później produkt. Pozdro Wiesiek
  6. Jeśli tak to zaproponuję Ci rozważenie właśnie Factor Black Diamond (firma wśród narciarzy mało znana ale w skialpiniźmie, alpiniźmie to top). moim zdaniem ten but jest dużo lepszy od klasycznego narciarskiego: - wysoki i (jak na standardy zjazdowe) lekki (para 4400 G) - regulowany kąt pochylenia cholewki (14, 18, 22 stopnie - nie mylić z cantingiem) - bardzo udany mechanizm ski/walk - duży zakres ruchomości - rewelacyjny anatomiczny botek (głębokie profilowanie pod achilesa, anatomiczne ustawienie kostki, w dolnej części ruchomy na górze z grubszego plastiku sztywny. Ma mechanizm BOA (jak w rolkach) więc trzyma stopę niezwykle dokładnie. Ma własną podeszwę do chodzenia po schronisku i strefy do termoformowania - tania wymienna podeszwa do wiązań insertowych lub z regulowaną podkładką. - bardzo solidne wykonanie. można powiedzieć, że to 3 w jednym - normalny, wysoki i dość lekki but zjazdowy najwyższej klasy, but do podchodzenia - jak na standardy skialpinistyczne ciężki i toporny ale o niebo lepszy od zjazdowego i wreszcie but do wiązań kłowych i szynowych. Nawet jeśli nie skorzystasz z trzeciej cechy to zalety świetnego zjazdu i wygodnego łażenia powinieneś docenić. A nigdy nie wiesz czy Ci się nie odmieni i polubisz off piste. Factory "idzie" wyrwać posezonowo i przedsezonowo za 200 E normalna cena 500 E. Poleciłem ten but paru znajomym z "sąsiedniego" forum i wszyscy do dzisiaj mi dziękują. Pozdro Wiesiek
  7. Widzę tu parę problemów więc po kolei: - nikt Ci nie poda konkretnej marki i modelu bo buty się po prostu dobiera do stopy. Różne firmy dla określonej długości produkują buty o różnej objętości. Poszczególne modele mocno różnią się od siebie. Ogólna zasada jest taka wyższa sztywność mniejsza szerokość buta. Można pomierzyć stopę i wytypować ewentualne modele - do przymiarki. - przy jeździe sportowej rzeczywiście odpowiedniejsze są sztywniejsze buty a powodem jest możliwość impulsowego mocnego obciążenia i odciążenia przodów. I jest to jedyna zaleta sztywniejszych butów reszta to wyłącznie straty co bardzo odczuwa się przy jeździe po nierównym. - zamiast koncentrować się na "magicznym" flexie skup się na dopasowaniu. Doskonale dopasowany but o flexie 90 będzie o niebo właściwszy od trochę luźnej 130. Jestem prawie pewien, że dyskomfort jaki teraz odczuwasz wynika z nadmiernego luzu a nie zbyt dużej sztywności - wada w budowie stopy o jakiej napisałeś będzie wymagała prawdopodobnie interwencji w skorupie (poszerzenia) Ja sam po paru latach jazdy w butach o flexie 130 (wpierw Speedmachine 14 a później Factor BD) doceniłem lekki niezwykle dobrze dopasowany but o flexie ok 80 (TLT5). i jak zużyję Factora to już więcej bardzo sztywnego buta nie kupię. Pozdro Wiesiek
  8. Zajrzałem i lekko się zdziwiłem u Rossignola to nawet w pierwszej chwili nie wiedziałem co to za grupy :biggrin: Gigantki rzeczywiście są w dłuższych rozmiarach ale promień powyżej 30 m (pewnie dobrze bo podawany jest dla 183 cm) jak na nartę do jazdy na krawędzi uznałbym jednak za zbyt duży - przynajmniej jak dla mnie mimo, że na stoku rzadko kiedy ktoś jedzie szybciej ode mnie. U Dynastara jest znacznie normalniej jeśli chodzi o nazwy i układ grup ale dłuższe GS także mają promienie dobrze powyżej 30 m. Czyli zong. W tym momencie grupa Fr/Fs z promieniami typu 25 m przy długich nartach jawi się całkiem interesująco. O ile kwestia szerokości nart zawsze jest dyskusyjna bo coś zyskujemy a coś tracimy przy określonym wyborze to w długości mam przekonanie, że krótka narta pogarsza jednak przekazywanie sił na śnieg . A wychodzi mi, że przy wzroście 195 cm wszystko poniżej 190 cm jest krótkie. Doradzając szerszą nartę brałem też pod uwagę ciężar pytającego - obciążenie śniegu jest u niego 2x większe jak u innych narciarzy a z doświadczenia wiem, że już przy 2 cm szerszej narcie idzie ona dużo płycej i zdecydowanie łatwiej się prowadzi na miękkim podłożu (choćby odsypach). Ogólnie pole manewru jest mocno ograniczone - jak widać ponadnormatywni mimo rozdmuchanej oferty o której piszesz nie mają zbyt dobrze... Pozdro Wiesiek
  9. Pierwsza pewnie tak ale niekoniecznie z grupy race. Najdłuższa gigantka Volki ma np tylko 185 cm co przy parametrach pytającego wygląda zgoła humorystycznie. Szukałbym w grupie Fr/Fs - tutaj jest zdecydowanie lepiej. Wybrałbym pierwszą, "wąską" np 98 mm nartę o długości powyżej 190 cm. W stajni Volkie byłaby to Mantra czy jeszcze szersza i dłuższa Katana (198 cm, 112 mm). Mantra to moim zdaniem bardzo uniwersalna narta doskonała także na twardym. Jeździłem na tych i innych podobnych nartach, także w maksymalnych rozmiarach i nie miałem problemów z ich "obsługą" mimo, ze ważę ca 48% tego co założyciel wątku. Pozdro Wiesiek
  10. W 100% zgadzam się z Mitkiem. Sam wolę narty dłuższe (+10 cm) i szersze (choć rasowe wąskie gigantki na twardym też lubię) ale w momencie gdy mam narty nosić lub na nich podchodzić (skitury) to musi wystarczyć -5cm i 72 mm. Widziałem też dla odmiany na off piste ludzi z 120 cm bardzo szerokimi big footami mimo, że "rzekomo" w puchu warto mieć długie narty. Tak jak poprzednik napisał - lepiej nauczyć się adaptacji do każdej nawet "najdziwniejszej" narty niż szukać nieistniejącego "zawsze dobrego" rozwiązania. Pozdro Wiesiek
  11. Na przykład do zjazdu bardzo wąskimi żlebami (tzw "żlebówki") Pozdro Wiesiek
  12. Wujot

    Kto biega?

    A czego się spodziewałaś??? Początki są trudne ale jeśli przetrwasz pierwszych kilka tygodni biegając 3-4x tygodniowo, stopniowo przyzwyczajając się do wysiłku to jest wielka szansa, że przy bieganiu zostaniesz. Może trener coś wie czego nie napisałaś - bieganie nie jest wskazane m.in. przy chorobach stawów, kręgosłupa i serca. Po 50-ce zalecany jest bardziej marsz, rower ale nie oznacza to, że bieganie jest złe! Każdy długotrwały aerobowy wysiłek jest bezcenny. W bieganiu warto jest zwrócić uwagę po czym biegasz (teren miękki) i wybrać obuwie z amortyzacją tak aby oszczędzać stawy. Zacznij od truchtu 15 min, przerwa na ćwiczenia rozciągające, Stopniowo zwiększaj obciążenie (szybkość). Wyznacz sobie zadania (dzisiaj dotąd a za tydzień dalej). No i nie rozczulaj się nad sobą Pozdro Wiesiek
  13. Pytanie powinno raczej brzmieć czy w połowie listopada jestem "skazany" na lodowce? Otóż niekoniecznie - często chodzi już część 4-Berge i Gurgle. Jak poprzednicy napisali sprawdź warunki na parę dni przed wyjazdem i wybierz. Jeśli chodzi o lodowce w tym czasie to różnie bywa, czasem są czynne tylko orczyki (np na Tuxie) a są za to tłumy (w zeszłym roku 11.11 - 30 min do orczyka) do tego wyłączone stoki dla sportowców. Bezpiecznym pomysłem jest Pitztal - kret (przy wsiadaniu czasem dantejskie sceny) reguluje przepustowość systemu i na górze tłoku nie ma a jazda w gondolkach jest przyjemniejsza jak na orczykach - dla mnie to numer 1 lodowców austriackich na początku sezonu (na pewno w październiku i tak do połowy listopada). Druga opcja (znacznie lepsza) to Gurgle plus Soelden (pewnie od 20.11). Pozdro Wiesiek
  14. Wujot

    Gdzie spać w Czarnej Górze?

    W knajpach można wydać dowolną kwotę ale nocleg z wyżywieniem spokojnie jest osiągalny za 40-50 E. Czyli te cztery osoby w tych 10 000 powinny się spokojnie zmieścić. Zupełnie inaczej jest gdy bierzemy apartamenty z kuchnią - wtedy mimo, że mamy do dyspozycji jadalnię i kuchnię (czyli fajne integracyjne pomieszczenie) płacimy tylko powiedzmy 20 (15-25) E . Trzeba jednak samemu pichcić, co jedni lubią a inni nie. Ogólnie te narty w Polsce jednak aż tak sporo tańsze od Alp nie są... Pozdro Wiesiek
  15. Wujot

    Gdzie spać w Czarnej Górze?

    Cena wychodzi w zasadzie jak lowcostowy wyjazd w Alpy ale mieszkasz na stoku no i jest całodzienne żarcie. Udanego pobytu - napisz relację. pozdro Wiesiek
  16. Wujot

    Gdzie spać w Czarnej Górze?

    Bystrzycę to sobie zdecydowanie daruj - trasa przez Białą Wodę może być w zimie nieprzejezdna lub na co najmniej 4x4 a dookoła to kawał drogi. Pozdro Wiesiek
  17. Taka konstrukcja tyłu jak w fks to obecnie rzadkość Z reguły ył jest nieruchomą skrzynką i wypina do góry. Ruchome (obrotowe) tyły mają wiązania z grupy "tech" np Dynafit Verical czy Onyx G3 ale to zupełnie inna para kaloszy. pozdro Wiesiek
  18. Nie wiem czy na Pomorzu możliwe jest zbliżenie się do naszych postulatów ale od "lokalnego" stoku oczekiwałbym przede wszystkim (w kolejności ważności): - dobrego zjazdu (400 m przewyższenia 1000 -1600 m długości i 2 różne trasy szerokie byłyby idealne) - możliwie długiego funkcjonowania (naśnieżanie i jazda nocna) - umiarkowanych kolejek i szybkiego wyciągu już mniej ważne to: - przyzwoity dojazd i parking - toaleta też powinna być (bezpłatna) - system karnetów dziennych (max 80 zł/dzień) i godzinowych (może sezonowy - 800 zł) - dla mnie mało ważne (ale dla większości istotne) - dobre przygotowanie stoku Inne wymienione przez Ciebie sprawy mogą mieć spore znaczenie dla rodzin i początkujących i czym stok jest krótszy, gorszy tym mogą być one ważniejsze bo przyciągną tych klientów. Rozróżniłbym bardzo wyraźnie potrzeby zaawansowanych maniaków od wypoczynku rodzinnego. Akceptowalna odległość do takiego stoku to chyba 120 km. Z innych spraw funpark ale przede wszystkim tor crossowy wydają mi się sensownymi dodatkami, poducha do skoków - gwarantowany hit. Pozdro Wiesiek
  19. Największym plusem tego ośrodka jest.. browar w Inneralpbach i knajpka przy nim. Nie trzeba daleko chodzić bo to blisko wyciągu. W knajpce można pooglądać filmiki i trofea właściciela z wyścigów trójkołowców - jest w czołówce światowej. Piwa godne polecenia, można też kupić w odlotowych (nietanich) butelkach na wynos. W głównym obszarze narciarsko nie jest źle choć brakuje dolnego odcinka trasy z Schatzberga do InnerAlpbach (trzeba wsiąść do gondoli). Spoko na jeden dzień. Najlepsza trasa 41-42. Można ją przedłużyć 60 i robi się 1200 m w pionie. Plusem jest też możliwość wyskoczenia (skibusem) z Auffach do pobliskiego Niederau. To polecam bo choć na górnej stacji gondolki jest płasko i trzeba sporo kijkować (w obie strony) to obie trasy (no powiedzmy 3) są rewelacyjne a ludzi mało. Mimo, że bardzo nie lubię jeździć tą samą trasą to tutaj po parę zjazdów chętnie zaliczyłem. Czyli Niederau na pól dnia naprawdę warto. Może za kolejne 11 lat połączą Niederau z Auffach - zrobiłby się z tego fajny ośrodek. Gwoli ścisłości w ramach statystyk jest tutaj jeszcze parę "pojedyńczych" wyciągów. Być może jeden z nich (w Reith im Alpbachtal) może być wart odwiedzenia bo dwie trasy koło 2500 - 3000 m z przewyższenia 570 m przy (pewnie) totalnym braku narciarzy mogą być interesujące... Pozdro Wiesiek
  20. BuenosAires! Przy takim zacięciu powinieneś zdecydowanie pomyśleć o secie turowym - wygodne buty i nie za szerokie narty i wszystko stoi przed Tobą otworem. Zamiast pchać się na Kasprowy mógłbyś zaliczyć np. Rysy... Ale oczywiście gratuluję determinacji! Pozdro Wiesiek
  21. Może jeszcze jakieś tury w Tatrach - np zjazd Rysą. No i jeszcze sezonówka ważna więc końca jeszcze nie odtrąbiłem... Pozdro Wiesiek
  22. Trawers Silvretty cz2Dzień 5 - SilvrettahornPoczątkowo nie mieliśmy jej w planie ale siedząc na tarasie doszliśmy do wniosku, że czemu nie? Więc oprócz transferu do szwajcarskiej Silvrettahütte (2341 m) postanawiamy wejść na tytułowy, choć wcale nie najwyższy (3244 m), szczyt grupy. Podejście dobrze znamy bo szliśmy tędy przecież wczoraj. Nie napisałem wcześniej, że wejście na lodowiec Ochsentaler Gletcher, przez który prowadzą liczne drogi, jest dość wredne. Idzie się cały czas długimi i stromymi trawersami a ewentualny upadek może skończyć się w przepastnych szczelinach o których Darek powiedział:- popatrzyłem się tam tylko raz a później już tylko przed narty. W dodatku doganiamy kilkunastosobową "wycieczkę" Hiszpanów i trochę wleczemy się za nimi. Na rozległym plateau rozchodzą się ślady i wygląda, że na "nasz" szczyt idziemy stąd sami. Szybko podchodzimy pod szczyt. Na przełęczy zostawiamy graty i widzimy schodzącą parkę. Wygląda jakby pogubili drogę zejściową więc im pokazujemy kierunek. Podejście z początku normalne mocno stromieje i jest z 60 stopni więc wybijamy bezpieczne stopnie i wchodzimy jak po drabinie. Dalej droga jest ani trudna ani łatwa, jakkolwiek jest bardzo "powietrznie" trzeba trochę uważać iść blisko skał a nawet po nich bo trudno do końca ufać nawisom na grani. Na górze, jak zawsze, widoki zapierają dech w piersi. Przyplątały się jakieś ptaki więc je uwieczniam. Ostrożnie schodzimy. Nad przełęczą - de javu - jacyś ludzie z dołu pokazują mi abym poszedł w prawo - pomyliłem kierunek zejścia...Teraz możemy spokojnie pomyśleć co dalej. Jawią się trzy opcje:- bezpośredni zjazd z przełęczy zaznaczony na mapie jako możliwy. Ale jest spore ale - zbocze pocięte jest wieloma lawinami a jego jeszcze "cała" część może spokojnie wyjechać. Podejrzewamy, że może być bezpieczna droga przez zacienioną część zbocza ale jej nie widzimy więc nie ma pewności. Kusi mnie ten zjazd ale za dużo wątpliwości, wątpliwości za to nie mają koledzy - odpuszczamy.- jakieś 300 m dalej jest stroma przełęcz - wystarczy kawałek zjechać, podejść może 150 m w pionie i jest komfortowy zjazd (z opisu i mapy). Tyle tylko, że stok był od rana pod ostrzałem słońca i na jego stromszej części schodzi właśnie niewielki obsów. Takich sygnałów się nie lekceważy.- czeka więc nas dymanie naokoło - odwiedzimy znów Fuoerlla del Cuafini - chodź nie całkiem. Zakładamy narty do zjazdu i staramy się dojechać jak najdalej, później foki i lądujemy na przełęczy ale jakieś 50 m na prawo od wczorajszego miejsca bo tylko stąd można dotrzeć do naszego celu. Na przełęczy spotykamy Francuzów, którzy dziękują nam za zrobienie wczoraj pięknego podejścia na Piz Buina. Okazuje się, że obserwowali nas z tarasu. I tutaj mała dygresja - jeśli zakłada się ślad rano na twardym zboczu to jest on czasem minimalny i nie ułatwia podejścia następnym ale w rozmiękłym południowym śniegu po przejściu paru narciarzy twprzy się komfortowa pozioma półka. Rano jest ona zmrożona i daje niewielki opór. Więc nic dziwnego, że następni są zadowoleni. Początek zjazdu jest wredny - stromy, długi trawers, zakończony jeszcze kijkowaniem. Upał zrobił się niemiłosierny Adaś daje sygnał... i tarzamy się w śniegu a później grupowe foto. Francuzki biją nam brawo.Dojeżdżamy pod Silvrettahorn i z ulgą widzimy, że bezpiecznego zjazdu nie było. Nie dość, że musielibyśmy pchać się przez niebezpieczne stoki to jeszcze widzimy nastromiony kociołek trudny do ominięcia przy zjeździe. Dojazd do schroniska jest mało charakterystyczny bez GPS we mgle może być to strasznie trudne. Są kopczyki kamieni co kilkaset metrów ale to mało. Czy ja już kiedyś narzekałem na szwajcarskie standardy??? Jest tutaj o 50% drożej jak z drugiej strony. Pokój uznaliśmy za mikroskopijny. Do czasu jak zobaczyliśmy inne. Okazało się, że mamy największy! Jest jednak logika w tym upychaniu ludzi bo ogrzewania tutaj nie ma. Butów się nie wysuszy bo piecyka nie włączają, ciepłej wody nawet za opłatą też nie ma no i jedno oczko na "płeć". Ale gwoli sprawiedliwości trzeba powiedzieć, że schronisko jest niezwykle piękne, bardzo gustowne a oferowany standard wystarczający. Jedzenie było dobre i w dużej ilości. Kolega, który częściej bywał w innych szwajcarskich schroniskach twierdzi, że często z żarciem jest tragicznie.Dzień 6 - do Madlenerhaus Prognoza pogody przewidywała zmiany i rzeczywiście jest chmurzasto. Robię trochę "artystycznych" fot mających oddać ten nastrój. \ Pierwszym etapem drogi jest wejście na przełęcz Rote Furka (2688 m). Jest to strome wejście "na husara" - czyli z nartami przypiętymi do plecaka. Z góry jest dość długi zjazd doliną do Klostertaler Umwelthütte (2362 m). Tam trzeba wysuszyć foki i podejść na przełęcz Litzner (2737 m). Brak śladów, trochę stromo do tego Kamil ma kłopoty z nietrzymającymi fokami, co na stromym stoku jest dużym problemem. Na szczęście trytrytki i taśma montażowa ratują sytuację. Z góry czeka nas bardzo długi zjazd do Vermutstausee (1750 m) pięknego jeziora zaporowego. Ten kilometrowy w pionie (a pewnie z 10 km w poziomie) zjazd jest niezwykły bo zaczynamy w grożnych, stromych górach z chmurami piętrzącymi się tuż nad głową a lądujemy nad idylicznym jeziorkiem w słońcu, które w międzyczasie wyszło. Do Madlenerhaus (1986 m) gdzie mamy ostatni nocleg zostało jeszcze z 10 km - mieliśmy nadzieję, że podejdziemy gdzieś obok drogi ale chyba nam się zapowiada spacer z buta. Nadjeżdża jednak skibus i za jedyne 5,5 E podwozi nas na miejsce. Schronisko położone poniżej sporej betonowej zapory, jest luksusowe, ciepła woda w kranach, suszarnia, żarcie pyszne.Dzień 7 - do ostatniej łachy śnieguRano musimy podejść z buta kawałeczek nad zaporę. Jezioro Silvrettastausee powstało poprzez zbudowanie dwóch betonowych zapór na przełęczy. Czeka nas stąd 10 km droga do Galtur. Przy różnicy wysokości 1950 - 1650 trudno oczekiwać zjazdu to raczej trasa biegówkowa. I rzeczywiście na początku jest nawet fajna jazda ale później trzeba uwolnić piętkę (bez fok) i czasem zdjąć narty, ale ogólnie spoko. Po drodze przechodzimy przez wielkie lawinisko a ponieważ pługi odkopały w nim jezdnię to możemy ocenić grubość lawiniska. Biorąc jeszcze pod uwagę znaczną odległość od zbocza robi to spore wrażenie. Im dalej tym mniej śniegu ale ile tego śniegu trzeba? 5 cm? 2 cm? 1 cm? W końcu jednak nawet tego centymetra nie ma... Do samochodu zostało symboliczne 400 m. Nasze nastroje najlepiej oddaje to ostatnie zdjęcie...PodsumowaniePogoda nam dopisała wyśmienicie, nawet zakładając, że moglibyśmy się skutecznie poruszać we mgle to jednak zrezygnować z oglądania piękna gór byłoby stratą niepowetowaną. Jak zawsze lekcja pokory też była i to nie tyle z tą jednodniową mgłą ile raczej z umiejętnościami narciarskimi. Jazda w miękkich śniegach z twardą warstwą na górze niemiłosiernie obnażyła nasze braki techniczne i słabość przygotowania fizycznego. Mam nadzieję, że zdopinguje mnie to do solidniejszej pozatrasowej pracy ale nie w przyjaznym puszku tylko wtedy gdy wydaje się, że nie da się jechać. I to nie na szerokich wygodnych nartach ale zwykłych wąskich i krótkich deskach. Ale były też inne chwile - gdy miałem przekonanie, że razem z wsparciem kompanów i naszych wypełnionych plecaków możemy wszystko - wyznaczyć cel i go osiągnąć. I to poczucie wolności było... najpiękniejsze.Dodatek Wędrując po górach bardzo często widzieliśmy jeziora. Wiele z nich wyglądało na twory działalności człowieka. Dopiero jednak ten rysunek uzmysłowił mi jak bardzo skomplikowany system energetyczny został zbudowany w tych górach. Woda z poszczególnych dolin płynie często wykutymi w skałach syfonami łącząc się i wpadając do jezior. Dalej jest kierowana do siłowni. Spady mają po kilkaset metrów! Piękny system, zero zanieczyszczeń olbrzymia elastyczność podaży mocy - podziw bierze.PozdroWiesiek
  23. Trawers Silvretty cz1Ukoronowaniem mojego sezonu narciarskiego w tym roku miał się stać tygodniowy (20-27.04) trawers masywu Silvretty. Region ten znany jest także "normalnym" narciarzom z takich stacji jak Ischgl (ale nie Samnaun!), Kappl czy Galtur. I właśnie ta ostatnia miejscowość stała się punktem startowym a jednocześnie metą naszej wyprawy. Sam masyw to jeden z fragmentów głównej grani Wschodnich Alp Centralnych, należy do Austrii i Szwajcarii. Tygodniowy pobyt pozwala tylko na pobieżne zaznajomienie się z tym regionem. 11 schronisk (6 austriackich) daje doskonałą bazę wypadową - większość celów odległa jest o parę godzin drogi. Zaplanowaliśmy noclegi w 4 schroniskach tak aby choć czasem chodzić kapkę lżej (o szturm żarcie, zapasowe ciuchy, higienę)PrzygotowaniaPonieważ o plecaku narciarza wysokogórskiego pisałem już w zeszłym roku to nie będę się specjalnie rozwodził. Udało mi się wymienić stalowe raki na bardzo lekkie amelinowe Campa - zaoszczędziłem 400 g, polary zastąpiłem kurtką puchową (też do przodu). Nie udało mi się wymienić uprzęży bo kiedy po tygodniu analizy zdecydowałem się na skialpinistyczną Roca Muk (160 g) to zabrakło mojego rozmiaru, więc zabrałem starą (450 g), wymiana dość ciężkiego czekana też czeka na lepsze czasy. Resztę szpeju miałem najlżejszą jak się dało - Micro Traxion, tibloc, bloczek awaryjny (40 g), dwie śruby lodowe z tytanu, 2 pętle i 2 pętle z taśmy i 3 karabinki. Sporą rewolucję przeszły narty - nabyłem Triale Hagana (167 cm, 70 mm pod stopą), wiązania Verticale i do tego prosta foka 65 mm. Czyli bardzo lekko. Dlaczego tak się rozwodzę nad wagą? Ano przeczytałem, że każdy kilogram powyżej 10 kg na plecach to spadek sprawności narciarza o 10%. I zgadza się to nieźle z moimi odczuciami - do 7 kg praktycznie plecak mi nie przeszkadza a 14 kg grzmot jest już "kamieniem" w jeździe (bo do chodzenia to może być). I mniej więcej tyle na początku wyjazdu ważyły spakowane nasze plecaki. Ponieważ uprzęże i szpej zakładaliśmy na siebie to w praktyce do zjazdu było 10-12 kg (w zależności od tego kto woził linę i ile płynów zabraliśmy).ObsuwaDo Galtur dotarliśmy bardzo dobrze koło 14.00, już po drodze wiedzieliśmy, że jest 3-ka a do tego było ciepło. Austriacy odradzili nam pchanie się do schroniska co zresztą z opisu trasy wynikało. Przenocowaliśmy w pobliskim pensjonacie za "jedyne" 40 E - tyle dobrego, że z śniadaniem o 5.00 nie było problemów. Dzień 1- nadrabiamy zaległości O 6.00 byliśmy już w drodze i zgodnie z przewidywaniem było twardo. O 9.00 zameldowaliśmy się w Jamtalhütte (2165 m). Schronisko wielkie na 200 osób, ciepła woda w umywalkach, kupę miejsca, suszarnia na wszystko - słowem pełny wypas. Przepakowanie i ruszamy w dalszą drogę. Naszym celem jest Grenzenck Kopf (3040 m). Cel ten osiągamy - bilans dnia to 1500 m w pionie i 16 km w poziomie (+ zjazd około 5-6 km).Dzień 2 - lekcja pokory Naszym celem jest Gemss Spitze (3090 m). Kiepsko jest już od początku, wata rozpełza się stopniowo po górach w prognozie mają być przejaśnienia ale nic z tego. Jest coraz gorzej ale są na razie ślady poprzedników. Pilnie wypatrujemy rozgałęzienia śladów aby wybrać te na lewo ale ich coś nie widać. Po jakimś czasie staje się jasne (GPS), że jesteśmy na drodze na nieplanowaną przełęcz Jamjoch. Postanawiamy po analizie map strawersować zbocze po warstwicy licząc, że przetniemy poszukiwany szlak (jakieś 400 m). Toruję drogę, zbocze jednak stromieje niepokojąco, wydaje mi się, że widzę nieckę a dalej chyba ciemnieje ściana skalna (nie ma tego na mapie). Zarządzam odwrót po śladach. Wracamy w dół i korzystając z GPS-ów wyznaczamy rozgałęzienie szlaków i próbujemy iść według tracków. Jednak dokładność nawigowania w zróżnicowanym terenie jest niewystarczająca i po jakimś czasie poddajemy się. Zjazd też jest trudny w żółwim tempie dokładnie po śladach aby się nie wpakować. Dzień 3 - transfer do Wiesbadener Hütte Prognoza jakby przyjaźniejsza mają być przejaśnienia ale mleko jest wczorajsze, nawet jakby zsiadło. Czeka nas powtórka? Nic z tego! Na 2700 m wyłazimy z chmur i jest lampa. Oglądamy z wielką ciekawością ślady naszej wczorajszej działalności. W miejscu gdzie zrobiliśmy odwrót zaczyna się stroma, naśnieżona niecka towarzysząca sporej skale (ale nie takiej aby znalazła się na mapie). Najśmieszniejsze, że 50 m niżej i wyżej było dobre przejście... Robimy sesję foto bo widoki są rewelacyjne i wiemy, że oprócz przejścia do nowego lokum wejdziemy "po drodze" na Dreiländerspitze (3197 m). Przechodzimy grań i po stromym podejściu jesteśmy pod szczytem. Do przejścia zostało ze 150-200 m w pionie. Oprócz nas jest jeszcze kilkunastu narciarzy. Robimy skidepo ubieramy raki, bierzemy linę i czekany (no i foto) i na górę. Droga jest mocno "powietrzna" są jakieś kominki do pokonania a na górze miejsca dosłownie na dwie osoby. Zjazd także lekki nie jest - narty grzęzną głęboko w skorupiałej warstwie i podczas parokilometrowego zjazdu chyba każdy zalicza glebę. Ale oczywiście jest cudownie, urozmaicenie, i banany nam towarzyszą. W Wiesbadener Hütte dodatkowo towarzyszą nam kufle piwa spod tarasu mamy piękny widok na Silvretta Horn - szczyt na razie nie w planach ale może coś zmienimy. Statystyka wygląda następująco całe przejście 7 godz (w tym pewnie z 2-3 godz pikników), 1050 m przewyższenia 8 km podejścia i pewnie z 5 zjazdu. Schronisko prowadzą z wielką atencją 2 fantastyczne Słowaczki. Dzień 4 - dzień chwałyPogoda ma być murowana, za cel wyznaczamy sobie Piz Buin (3312 m) bardzo popularny tutaj szczyt a później sie zobaczy. Chyba z pół schroniska idzie z nami, jest około 30 narciarzy. Sprawnie osiągamy przełęcz, później skidepo, raki, czekan i około 200 m do podejścia. Jakieś drobne przeszkody do pokonania, trochę uwagi, sesja foto z nami w roli głównej i druga krajobrazowa i zejście na przełęcz. I pytanie co z tak pięknie zaczętym dniem dalej zrobić??? Po krótkiej debacie z paru opcji wybieramy najambitniejszą zjeżdżamy pod przełęcz Fuoerlla del Cuafini, włazimy na nią (3043 m) i czeka nas stąd długi zjazd do szwajcarskiego schroniska Chamonna Tuoi (2250 m). Aby tego dokonać musimy jeszcze tylko znaleźć drogę ostrożnie nawigując miedzy skalnymi pagórkami bo śladów brak. Zjeżdżamy bardzo rozmiękczonym południowym stokiem i zabawa jest fantastyczna. w schronisku pijemy piwo i oglądamy "rewers" Piz Buina. Droga powrotna nie jest już taka oczywista. Możemy zrobić dłuższą turę na około po płaskim ale z obiadu nici więc przyglądamy sie dość stromemy podejściu na przełęcz wschodnią szczytu. Mokry śnieg i nastromienie każą zastanowić się dokładnie nad podejściem. I zamiast drogi przewodnikowej idziemy prawą stromszą częścią gdzie lawina wyczyściła stok miejscami do gołego podłoża. Robiąc coraz krótsze zakosy docieramy na pierwszy próg. upał jest niemiłosierny 25 C więc płyniemy równie obficie jak stok. Mijamy próg wchodzimy w zacieniony kociołek i robi się momentalnie -5 C. 30 stopni różnicy na przestrzeni paru kroków! Mamy do pokonania jeszcze dwa kociołki - jeden z stawem na dnie i gdzieś po 17.00 pokonujemy wreszcie przełęcz. Został nam jeszcze 5-6 km zjazd do naszego schroniska - delektujemy się nim. Lekko po 18.00 jesteśmy na tarasie - wychodzą "nasze" Słowaczki i bardziej stwierdzają jak pytają:- priniosu wam 5 piwoNie odmawiamy, później obiad w austriackim normatywie (czyli porcja jak dla górnika dołowego) a jeszcze dziewczyny serwują dokładki. wszystko zjadamy. Statystyki wygladają nieźle, w 10 godzin robimy 1700 m w pionie i 25 km w poziomie (podejścia i zjazdy). Uff - jeszcze czekają mnie trzy dni postaram się to za parę dni uzupełnić...PozdroWiesiek
  24. Wujot

    Rocker

    Moim zdaniem nie straci - twierdzę, że dopasuje się do podłoża. Niestety będę musiał na jakiś czas wycofać się z dyskusji - pakuję plecak i jadę na tury na Silvrettę. Aby była jasność narta bez rockera i malutka (-5 cm, 70 mm) za to plecak 15 kg .: Pozdro Wiesiek
  25. Wujot

    Rocker

    Temat interesuje tylko (chyba) nas dwóch więc jeszcze jedna próba - weź deski zupełnie proste i takie same z rockerem. postaw je na krawędzi pod kątem 90 stopni i zastanów się co się zdarzy. Ja widzę kąt prowadzący (czy tam sterujący nie pamiętam jak się mówi). Oczywiście nart nie stawia się pod kątem 90 stopni ale za to podlegają wygięciu - tak aby krawędź była styczna do stoku. pozdro Wiesiek
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...