Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

marboru

VIP
  • Liczba zawartości

    7 177
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    590

Zawartość dodana przez marboru

  1. marboru

    Jasna Chopok

    @Jeeb dlatego do Francji nie jeżdżę
  2. marboru

    Jasna Chopok

    Ja myślę, że jednak większość z "kolejkowiczów", to masochiści.
  3. marboru

    Jasna Chopok

    Jak patrzę na takie zdjęcia z pod wyciągów... czy to z Chopoka, czy to ze Szczyrku, to naprawdę podziwiam ludzi za ich determinację w uprawianiu narciarstwa.
  4. Pitztal, to miejsce szczególnie mi bliskie. To tutaj dokładnie 10 kwietnia 2010 roku rozpocząłem swoją alpejską przygodę z nartami. Tym bardziej, że po drodze, gdzieś blisko Salzburga dobiegła nas informacja, bardzo niedobra informacja... ...zostawmy to. Lodowiec Pitztal odwiedziłem również będąc w podróży, razem z @JC, gdy odwiedzaliśmy pięć tyrolskich lodowców. Jesienią 2022, to był bardzo burzliwy czas w moim życiu... i? W ferworze walki, z problemami dnia codziennego, trafił mi się darmowy, 4 dniowy pobyt w niemieckim hotelu w GaPa. Grzechem byłoby nie wykorzystać narciarsko tej okazji. Najbliższy ośrodek czynny w listopadzie? W sumie była do wyboru cała wielka, lodowcowa piątka z Tyrolu. Wybór padł na Pitztal - raz, że sentyment, dwa, że Paula nigdy nie była na tym terenie narciarskim. Spakowaliśmy narty do bagażnika i w drogę W zasadzie, można powiedzieć, że był to polski długi weekend listopadowy (trzy dni nartowania od 11 do 13). Dojazdy z GaPa - ok godzinki jazdy autem w pięknych, górskich okolicznościach przyrody. Trochę baliśmy się o dużą frekwencję, a jak się okazało nie było tak źle. Parking był w zasadzie pełen, ale jak człowiek się nie spóźnił i był na otwarciu, to nie musiał stać długo w kolejce - zalecam być kilka minut przed startem ON. Narciarze, to przede wszystkim miejscowi, a potem nacją dominującym Polacy oraz Czesi. Jak ja lubię to miejsce! Jak ja lubię, jak to nazywa @JC lotniska... moja nazwa, jest nieco bardziej brutalna: trasy - lochy! O tej porze roku, jak widać na powyższym zdjęciu - niektóre trasy są jednak ograniczone przez rozstawione tyczki i trenujących. Debiutantka na najwyższym lodowcu w Austrii: Trzy dni katowania tak małego ośrodka, to przede wszystkim czas na to, by szlifować technikę jazdy i upajać się wysokimi górami i zimą. No i oczywiście taras widokowy Musieliśmy się tu pojawić na sesji zdjęciowej. Widok w stronę zjazdu do tras narciarskich: No i smaczna knajpka niemalże na szczycie Poniżej, druga góra Austrii - ktoś pamięta nazwę i wysokość? Tutaj lodowiec jest imponujący... Z bliska: Widok z góry na drugą część ośrodka i mega fajną trasę czerwoną: Jak to mówi Paula: jak nie ma w górach "kloców" (w domyśle Dolomity), to muszą być szpice... są szpice - Pani zadowolona! Pogoda trafiła nam się wspaniała. Słoneczko, fajna przejrzystość i lekki mróz. Kapitalna jazda na nartach - stoki trzymały cały dzień, twardo, równo i szybko. To była druga moja jesień na nartach i powiem Wam, że koniecznie temat jest do powtórki! Pauli też się podobało - zarówno jesienne nartowanie jak i sam ośrodek. Coś w sam raz dla narciarskich zakochanych Trzy dni minęły niesamowicie szybko i jak ktoś by mi wówczas powiedział, że to będą niemalże wszystkie moje narciarskie dni z sezonu 2022/23, to bym nie uwierzył... No ale cóż? Niezbadane są wyroki losu. Grunt, że wszystko się ułożyło, zdrowie wróciło i można od nowa tępić krawędzie! Czy kiedyś jeszcze wrócimy na Pitztal? Również życie pokaże Z narciarskim pozdrowieniem Mariusz "marboru" PS. Pierwsza wizyta na Pitztal - relacja: PS2. Druga wizyta na Pitztal - wpis na blogu: Krótkie video:
  5. @Chertan Pellegrino od strony Alleghe, też było robione (na tym wyjeździe) - fakt, łatwy i krótki podjazd to nie jest. Robiłem to z Jackiem, we dwóch z wariantem innej przełęczy... ale to już kolejna, krótka opowieść na bloga
  6. Dzięki @Cosworth240, Szymon Fedaia najbardziej dała w kość Jackowi, który w swoim BMC miał kasetę 28 z tyłu. Gdyby nie mocna moja motywacja (jechałem cały czas za nim), to by odpuścił... Ale wężem, wężem i wjechał Z naszej piątki najłatwiej mieli Michał i Grzegorz, którzy z tyłu po 34. Pomimo napotkanych po drodze trudności, to nie Fedaia na moje oko sprawiła mi najwięcej kolarskiego cierpienia... no ale to temat na inną opowieść w blogu. Powoli bloga uzupełniam, więc niebawem pojawi się w nim ta historia. Pozdrawiam serdecznie i również podziwiam, "online" na Stravie, Twoje epickie kręcenie.
  7. Pechowa przełęcz. Dlaczego? ...bo dopiero zrobiona rowerem za trzecim podejściem. Pierwsza próba - odpuszczona ze względu na upały +37... drugim razem odpuszczona ze względu na burzę i chłód. Jak to mówią - do trzech razy sztuka. Ruszamy z naszej kwatery i robimy krótką przerwę w Alleghe. Pogoda tego dnia jest również bardzo niepewna. Chmury przetaczają się nad szczytami i u góry wieje spory wiatr. Kieszenie mamy wypchane ciuchami - na dole jest dość ciepło i przyjemnie, później gdy nabierzemy wysokości będzie zimno. Na ścianie Civetty, powyżej miasteczka stoi chmura. Po krótkiej przerwie ruszamy w stronę Caprile. Mijamy most... i niestety nie ma tak pięknego widoku jak przy próbie numer 2 (foto), gdzie na dole kompletnie nie zapowiadało się na burzę. Z mostu - widok na Monte Civettę jest zachwycający Odbijamy w lewo i zaczyna się podjazd. Początek jest stosunkowo łagodny. Trzyma 5 do 7% i jedzie się bardzo przyjemnie. Mijamy kolejne serpentyny, krótkie tunele i docieramy pod dolną stację gondoli na Marmoladę. Od tego miejsca (obok mamy trasę narciarską) zaczynają się główne trudności. Na początek bardzo długa prosta z nachyleniem ponad 10%... ojjj jest tu trudno. Przydałby się elektryk @JC Eeee my jesteśmy twardzi! Główna zabawa zaczyna się później - przy górnej stacji orczyka. Serpentyny, doskonale widoczne z trasy narciarskiej, czy wyciągu krzesełkowego ciągnącego się w stronę Arabby, dają naprawdę w kość. Trzyma od 12% po 17... i tylko na zakrętach nieco odpuszcza...ale tylko tak, by mięśnie złapały nieco powietrza. Z góry wygląda, to tak: Można powiedzieć, że jesteśmy już prawie w domu... ...jeszcze trochę i jesteśmy. Mijamy znak wskazujący przełęcz i schronisko... jednak szosa, jeszcze kilkaset metrów, ciągnie się w górę - jedziemy dalej i dopiero przy jeziorze jest kulminacja podjazdu i można powiedzieć, że "szczyt" przełęczy. Nieco dalej się zatrzymujemy na zdjęcia. U góry Marmoladowy lodowiec... ...a tuż przy nas - cudne, turkusowe jezioro. Jedziemy dalej do tamy. Tutaj nagromadzenie turystów, motocyklistów i rowerzystów. Robimy fotkę całej paczki No i obowiązkowa fotka przy znaku, który jest tak oblepiony naklejkami, że go prawie nie widać. By zaliczyć najwyższy asfaltowy punkt, jedziemy tamą do końca, skręcamy w prawo, pokonujemy jeszcze dwie serpentyny o pochyłości ponad 12% i docieramy do najwyżej położonego schroniska przy szosie, restauracji i parkingu dla trakersów. Dalej już tylko szuter i szlak trekkingowy. Lodowiec z bliska: Zjeżdżamy, by przy początku tamy zrobić sobie przerwę kawową i naradzić się co dalej? Ponieważ pogoda jest bardzo niepewna - dzielimy się na dwie grupy. Grupa bez ryzyka - ja, Michał i Jacek. Grupa ryzyka - Grzesiek i Paula. Pierwsza jedzie w dół tą samą trasą, którą tu dotarła (liczymy, że zdążymy uciec zapowiadanej burzy), druga zjeżdża w stronę Campitello, by później wrócić na kwaterę od strony Passo San Pellegrino - liczą, że nie będzie padać. Imponująca tama: I ostatni rzut oka na jezioro przed zjazdem: Rozdzielamy się... ...gnamy na dół, a hamulce chronią od nadmiernej prędkości. Segment przy wyciągu orczykowym, wspomniana długa prosta, zjazd tutaj, to KOM z prędkością ponad 115 km/h rowerem 😮 Ja się rozpędzam do 76 i widzę śmierć w oczach Na szczęście cali i zdrowi docieramy we trójkę na sam dół. Zerkamy za siebie i już wiemy, że musimy się śpieszyć, bo burza nas goni... a grupę numer 2 na bank złapała. W Alleghe niestety nas dopada - chronimy się pod zadaszeniem, a potem gdy deszcz traci nieco na intensywności - ruszamy w trasę i ostatnie kilka kilometrów z podjazdem do kwatery pedałujemy w lekkim już deszczu. Grzegorz z Paulą jeszcze w Canazei bez opadu... ...za to ze świetną fotką, z rzeźbą przedstawiającą główną nagrodę z Giro Ale już ok 5 kilometrów dalej, w Campestrin - deszcz i burza. Początkowo chowają się w jakimś hotelu i restauracji licząc na to, że przejdzie... ...dzwonią do nas - my akurat uwięzieni w Alleghe. Umawiamy się tak, że (jesteśmy zdecydowanie bliżej mety) gdy dotrzemy na kwaterę - biorę auto i pojadę po nich. Trochę to trwało, a grupa numer dwa straciła cierpliwość - ruszyli. Po minięciu Moeny i rozpoczęciu podjazdu - rezygnują z dalszej jazdy. Są przemoczeni do ostatniej nitki i zziębnięci. Temperatura spada do jakichś 12 stopni. Moena z góry - początek podjazdu: W między czasie, biorę szybki prysznic, zakładam suche ciuchy i ruszam z misją ratowniczą. Dygoczących z zimna pakuję do auta przy dolnej stacji gondoli przy Alpe Lusia... ...teraz w "domku" już tylko ciepła herbata, jedzonko, serwis i czyszczenie rowerów - lulu Jak widzicie Passo Fedaia, przy trzeciej próbie uległo, ale tanio skóry nie sprzedało. Ślad GPS: Passo Fedaia 🗻 | Ride | Strava Pozdrawiam serdecznie Mariusz "marboru"
  8. @christof skiturowania nie lubię... ale piękne fotki z gór, zimą, owszem! Pięknie postrzelałeś! Cieszy oko, szacun
  9. @sstar byłem nieprecyzyjny. Plan był taki: Ferrata, Vezzana i droga dalej - „naokoło”, dojście do schroniska, zjazd kolejką z samej góry na dół. Jak można przeczytać, w trakcie wysypała się ta koncepcja. Doprecyzowując Ferrata Bolver Lugi jest na ścianie Cimon Della Pala 3184 m n.p.m. widocznego szczytu na filmiku z tiktoka, z mojej relacji. Ciekawostka - ten szczyt nazywany jest również Matterhornem Dolomitów.
  10. W dużych ośrodkach, ale również średnich na koniec dnia, przy wąskich gardłach, bądź nielicznych trasach zjazdowych na sam dół dzieje się horror, podobny lub jeszcze mocniejszy jak w zamieszczonych przez @Victor i @WojtekM filmikach, zdjęciach. Tysiące narciarzy zjeżdżających w tej samej godzinie do miasteczka. Sam osobiście spotkałem się z takim zjawiskiem w (tak na szybko z pamięci): Ischgl, Solden, Hochzillertal, Zillertal Arena, Hintertux, Serfaus Fiss Ladis. Ludzie pchają się na te trasy, a przecież mają alternatywę zjazdu gondolą.
  11. Wszystko dla i pod klienta... klient nasz Pannn... Jeśli ma to wyglądać, tak jak wygląda teraz, bez rozwiązania poniższych czterech punktów: Po pierwsze - problem logistyczny parking-kolejka... bursiarze i brak miejsc dla aut (w cywilizowanym kraju myślałoby się nad połączeniem parkingu z głównym wyciągiem - patrz dodatkowa gondola z miasta do kuźnic). Dwa - problem z wymianą krzesła na Goryczkowej. Trzy - problem z naśnieżaniem. Cztery - problem z połączeniem Goryczkowej i Gąsienicowej (patrz nowy wyciąg - biorący pod uwagę taki aspekt, bądź taśma łącząca dwie strony). To niech zamykają ten ośrodek dla narciarzy, a zostawią jedynie wyciąg dla turystyki pieszej. Krzesła do zaorania wraz z trasami.
  12. 229 PLN, 175 PLN... co za różnica? Tanio jak barszcz! A jakie atrakcje za tą cenę? Spokojne krzesło na Goryczkowej gdzie można poczuć prawdziwą zimę i mróz, można popodziwiać widoki zamiast alpejskiej pleksy... ...a jak Ci się znudzi Goryczkowa i chcesz na Gąsienicową wrócić, to trochę wspinaczki w butach narciarskich rozgrzeje stare kości nawet zatwardziałemu TV kanapowiczowi Same plusy, bardzo tanio i legendarnie.
  13. Po dwóch akcjach górskich w tygodniu (Monte Civetta, Stella Alpina), kolejnym celem miała być Cima della Vezzana 3192 m n.p.m. przez ferratę Bolver Lugi - C. San Martino di Castrozza, to przepiękny środek narciarski, z którego jeżdżąc na nartach obserwujemy Pale di San Martino - przepiękny masyw Dolomitów... widać również prawie na wprost ferratę, którą zaplanowaliśmy. Ponieważ w nogach mieliśmy nie tylko dwie długie wędrówki w tygodniu, ale również kilka przełęczy na rowerze, tego dnia postanowiliśmy sobie nieco odpocząć na stosunkowo łatwym szlaku, wspomagając się dodatkowo kolejką. Z samego rana pojawiamy się przy dolnej stacji gondoli Colverde w San Martino di Castrozza. I tutaj popełniliśmy pierwszy błąd, bo kupiliśmy bilety na sam szczyt - czyli dodatkowo na kolejkę Rosetta co nas oddaliło od ferraty, a w finale na tyle nam zmąciło drogę, że dojścia do ferraty nie znaleźliśmy... ale o tym za chwilę. By w prosty sposób dotrzeć do ferraty - należy przejechać jedną kolejką, wyjść na szlak, po chwili odnajdując oznaczenia szlaku prowadzącego na ferratę. Docieramy drugą kolejką na ok 2600 metrów. A tu? Przepiękny płaskowyż ze schroniskiem w środkowej jego części. Kierujemy się do schroniska by odnaleźć wskazówki co do naszej drogi. Okazuje się, że musimy zejść i to ok 400 metrów w dół... Widoki są niesamowite! Oglądając masyw od strony ON wygląda zupełnie inaczej, będąc tu na miejscu odnosi się wrażenie, że jest się w jakimś księżycowym, kosmicznym miejscu. Cudownie! Nasza ferrata jest gdzieś na wprost (poniższe zdjęcie) - wiemy o tym, więc schodzimy w dół, krętą ścieżką, wzdłuż gondoli Rosetta. Idziemy, idziemy i w pewnym momencie mijamy znak wyraźnie pokazujący nam kierunek ferraty i skręt w prawo... Wg GPS wydaj mi się jednak, że to nie tutaj, że musimy iść dalej. Idziemy jeszcze spory kawałek i zasiana wątpliwość w naszych głowach nie daje spokoju. Robimy naradę gdzie cała grupa postanawia kierować się znakiem, a nie GPS. Nawracamy. Podchodzimy do skał i okazuje się, że jest tu początek jakiejś żelaznej drogi. Idziemy w górę... Po kilkuset metrach kończą się sztuczne ułatwienia, jest szlak ale łatwy... Znowu narada. Wracamy, czy idziemy dalej? Mój GPS pokazuje, że jesteśmy na szlaku na przełęcz Bettega. Zapada decyzja - ponieważ jesteśmy w wyraźnym niedoczasie idziemy dalej w górę, postanawiając zrobić ferratę na zejściu. Teren jest piarżysty i wymagający dużej kondycji fizycznej... tuż przed przełęczą na skrzyżowaniu szlaków - jeden z kolegów postanawia iść w stronę schroniska. Wyraźnie źle się czuje - jego organizm źle reaguje na wysokość, wysokie tempo marszu (na Civettcie był też kryzys, na Stellę Alpinę nie poszedł). Robimy dłuższą przerwę, po posiłku odzyskuje wigor, na szlaku widać turystów, schronisko jest bardzo blisko. Odprowadzamy kolegów wzrokiem (zapewniał nas, że już wszystko jest ok) - drugi z nich dla bezpieczeństwa postanawia doprowadzić "kontuzjowanego" w bezpieczne miejsce i nawrócić do nas. Razem z Paulą czekamy aż wróci i dopiero kontynuujemy trasę dalej, we trójkę. Grzegorz przyjechał z nami w Dolomity tylko na rower, więc go dzisiaj też nie ma. Passo Bettega: Schodzimy w dół i trawersujemy Croda della Pala. Szlak skręca w dolinkę i po chwili znowu wchodzimy pod górę. Jest epicko! Jest też śnieg... żywego ducha. Pustka, cisza i krajobraz nie z tej ziemi. Dochodzimy do przełęczy Passo del Travignolo na wysokość 2925 m n.p.m. Widok na dół: Po krótkiej przerwie kontynuujemy mozolny marsz pionowym piargiem do kolejnej przełęczki. Na jej szczycie drugi kolega ma kryzys fizyczny. Tak w kość dał mu ten piarg, że zwyczajnie nie ma siły. Mówi, że nie da rady pójść z nami na Cima della Vezzana Ok. Chwilę dyskutujemy co dalej?... Jacek mówi, że potrzebuje odpocząć z pół godziny i zjeść. Ponieważ jesteśmy pod szczytem II Nuvolo 3075 m n.p.m., to my z Paulą postanawiamy wejść na ten szczyt, odpuszczamy główny cel tego dnia Zdobywamy go po 15 minutach. Kolejny trzytysięcznik na koncie - nagroda pocieszenia. Jest przepięknie Nie jesteśmy długo na szczycie, może 5 minut? Wracamy do Jacka. Na szczęście odzyskał wigor i siłę. Schodzimy w dół kontrolując co z kolegą chwila, za chwilą. Na szczęście z każdym metrem w dół jest wyraźnie lepiej. Ponownie znajdujemy się na Passo del Travignolo. Krótka dyskusja - schodzimy Via Normala, tak jak podchodziliśmy, czy skręcamy z przełęczy pod zejście do ferraty? Jesteśmy w wyraźnym niedoczasie i okrężna droga spowodowałaby to, że nie zdążylibyśmy na zjazd gondolą. Ostatnia rusza w dół 16:30. Główny temat - kondycja fizyczna Jacka. Zapewnia nas, że spokojnie da radę i woli schodzić krótszą drogą. Idziemy. Jest pięknie... tylko nie ma widoczności - na ścianie stoi chmura. Ferrata jest widowiskowa ale łatwa. Metry w dół znikają szybko - Jacek daje radę i wytrzymuje dość szybkie tempo schodzenia. Bardzo mi się podoba. Duża ekspozycja, piękne formacje skalne. Czas zejścia liczony na ok 3 godziny skracamy do 1,5 h. Kończymy żelazną drogę odnajdując kluczowe miejsce, które było sporo jeszcze przed nami gdy go szukaliśmy rano. GPS naszej wędrówki: II Nuvolo 3075 m npm | Hike | Strava Początek ferraty jest pięknie oznaczony i nie sposób go przegapić jak się trafi we właściwe miejsce: Ostatnie kilometry szlaku do kolejki Colverde pokonujemy biegnąc. Jesteśmy na stacji o 16:28... jedziemy w dół. W San Martino di Castrozza spotykamy się z Michałem, który postanowił zwiedzić miasteczko, wsiadamy do auta i jedziemy na kwaterę. Po drodze, gdzieś na styku przełęczy zatrzymujemy się przy potoku górskim gdzie wszyscy chłodzimy stopy Kolejny dzień w górach, z przygodami - kończymy bezpiecznie, to najważniejsze. Samą ferratę i Cima della Vezzana 3192 m n.p.m. jeszcze kiedyś zdobędziemy... Może tak się miało zadziać, byśmy tu wrócili? Z przyjemnością to zrobimy Na koniec widok, panorama ze szczytu II Nuvolo. Pozdrawiam Mariusz "marboru"
  14. Ile wlejesz tyle i zezre 😁
  15. Niestety na rowerze, we Francji nie byłem Chodź swego czasu TDF było na włoskich przełęczach W kolejnym wpisie pewnie będzie coś bardziej znanego
  16. Mój spalił ostatnio do Val di Sole 5,9 l na 100 km i myślałem, że to dużo. Ale... ? Po pierwsze z przodu gwiazda... Po drugie tempomat i jazda zgodna z przepisami. Na pokładzie tylko ja z Paulą, trzy pary nart w środku. W narciarskim cyrku miałeś fajne audi - lubiłem je, a teraz? Proszę popraw się
  17. Mario... jak widać redaktorzy Eurosportu to też, te 99% myślących na odwrót ... a tak sobie ceniłem ten kanał... no ale akurat nie za narciarstwo i jego komentowanie, a za kolarstwo na szczęście
  18. Przepraszam, ale nie piszę się "na muldach", tylko "w muldach". Mulda - to "dołek", a nie "górka". Ta górka, to "odsyp". Nie martw się, bo 99% narciarzy właśnie odwrotnie myśli, podobnie do Ciebie Taki wtręt, to teoretyzowania do ciekawej dyskusji. Zawsze podziwiałem tych, którzy potrafią pisać w sposób misterny o narciarstwie i jeździe na nartach. Przyznam szczerze, że nie wszystko i zawsze rozumiem i rozumiałem. Na szczęście, jakoś samo z siebie nauczyło mi się jeździć I jak dalej czytam, nie ważne czy ładnie, byle do przodu i skutecznie Pocieszające.
  19. Dzięki. Mapka jest. Z tego co widzę na filmiku, ścieżka dość wyraźna i oznaczona kopczykami. Miejscami są ferratowe liny, no i jedna istotna przeszkoda, którą jak wynika z opisu można obejść (ciekawe, czy jedyne?). Opisy są raczej mało precyzyjne, podobne do tych, na które sam natrafiłem.
  20. Muszę sam siebie pochwalić Uzupełnianie bloga, w ostatnim czasie, idzie mi dość sprawnie Były narty w Val di Sole, były zaliczone szczyty i ferraty... i by treść bloga nie była zbyt nudna, pora na wpis z Dolomitów, ale tym razem rowerowy. Zacznę prawie od końca, czyli przedostatniej przejażdżki w tych pięknych, górskich okolicach. Letni pobyt w Italii, to baza w Celat - małej osadzie niedaleko Alleghe. Wszystkie wyprawy rowerowe zaczynamy zatem z górki a kończymy podjazdem. Generalnie okolice Alleghe, to świetna baza wypadowa zarówno w góry jak i na rowerowe, najbardziej znane z wyścigów Giro di Italia, przełęcze. Z przełęczami w naszym narciarskim życiu mamy również wiele styczności. I pewnie większość z Was je zna... ale może nie wszystkie. Trasa "Tour de Monte Civetta", to dwie z nich: Staulanza znajdująca się przy ośrodku narciarskim i ta może być znana oraz Passo Duran, które z kolei może być mniej znane...a jest zdecydowanie bardziej widowiskowe. Tak! by objechać cały masyw Monte Civetty, wystarczy pokonać tylko dwie przełęcze. Mapa naszej wyprawy: Tour de Monte Civetta | Ride | Strava Skład naszej rowerowej paczki: Paula, Michał, Grzegorz, Jacek i ja - całkiem niezły peletonik Jak już nadmieniłem startujemy z okolic Celat (bardzo dobra pizza przy rynku) i rozpoczynamy zjazdem do Sot Colaru, potem podjazd pod Alleghe i kierunek lodowiec Marmolada (najbardziej płaski odcinek trasy), w Caprile skręcamy w prawo do Selva di Cadore... i to już jest treściwy podjazd. Ostatni fragment jest niezwykle piękny. Droga wije się przy potoku Torrente Florentina. Jak patrzę za okno, jak jest szaro i buro dzisiaj, a zaraz potem zerkam na zdjęcia z niniejszej relacji, to chętnie przeniósłbym się w środek lata, wziął rower i... ehhh Zielono, błękitne niebo... po prostu pięknie. Rano było jednak dość chłodno - na rękach rękawki... a dodatkowo na zjazdy w kieszonkach nogawki i kurtka, wiatrówka. Paula na tle rzeczki i Monte Pelmo. Po drodze mijamy kilka tuneli. Na końcu podjazdu jest tutaj kilka serpentyn gdzie garmin pokazuje miejscami ponad 10%. Fajnie! Do Selva di Cadore docieramy dość szybko. Kiedyś w tej miejscowości mieszkaliśmy w zimę, gdzie mieliśmy być razem z @mifilim... ale dopadła go wredna kontuzja, i dosłownie na noc przed wyjazdem, musiał zrezygnować Generalnie - ta miejscowość jest niezwykle malownicza i też jest doskonałym miejscem bazowym do uprawiania zimowego Skisafari. Jest pięknie Podjeżdżamy i po chwili mamy lekki zjazd do Pescul, gdzie kiedyś zaczynaliśmy swój pierwszy pobyt w ośrodku narciarskim z "sówką". Jest tutaj dolna stacja krzesła i świetna, kręta, czerwona trasa narciarska. Zanim rozpoczniemy podjazd pod Passo Staulanza pijemy kawkę i jemy włoskie ciacho. W sumie to coffe ride i nigdzie nam się nie śpieszy. Coś cudnego być na rowerze w takich pięknych okolicznościach przyrody. Wjazd na przełęcz nie jest trudny - jest to jeden z łatwiejszych podjazdów w Dolomitach od tej strony oczywiście - z drugiej (nasz zjazd) nie jest tak kolorowo (ostatnio Giro podjeżdżało właśnie z przeciwległego kierunku). Pescul - przełęcz, to odcinek ok 5,5 kilometra ze średnim nachyleniem 6,5%. Szosa jest szeroka, asfalt bajka...a widok przed kolarzem? Taki... Monte Pelmo 3169 m n.p.m., mega kloc - jest piękny! Szkoda, że tutaj nie ma ferraty - chętnie bym na niego wszedł. Podobno jest jakiś szlak by na niego wejść, nie do końca oznaczony, wspinaczkowy... ale podobno również nie do końca jest to szlak? @sstar może coś wiesz na ten temat? W necie, w przewodnikach nigdzie nie mogłem znaleźć jakichś wiążących informacji na ten temat. Szczyt przełęczy nie jest widowiskowy. Poza znakiem z jej nazwą, dookoła jest las, przysłonięty widok na góry i hotel z restauracją. Nie zatrzymujemy się na długo. Grupa się porwała i musimy gonić na zjeździe. Sam zjazd jest nieziemski! Super szosa wyremontowana na najbardziej znany włoski wyścig. Rozpędzamy się w mgnieniu oka... po prawej stronie odkrywa się powoli sylwetka Monte Civetty. Uczta dla oczu! Mijamy kolejne trasy narciarskie i wyciągi. Mijamy nasz start na Monte Civettę - Pecol. Zjeżdżamy praktycznie jednym ciągiem do Dont (odcinek ponad 12 kilometrów ze spadkiem -6,3%). Tutaj robimy krótką przerwę na banana i batona, jesteśmy bowiem przed podjazdem na Passo Duran. Rozpoczynamy i od razu walczymy ze stromizną sięgającą miejscami 20%. Generalnie podjazd pod naszą drugą przełęcz tego dnia jest dużo trudniejszy. Mimo tego, że w środkowej jego części jest jakieś ok 1 km płaskiego terenu... to całość podjazdu 8,23 km jest ze średnim nachyleniem 8,8%... trzyma praktycznie cały czas ponad 10... a na środku w sumie, to dobrze że jest ta chwila oddechu na płaskim. Taki widok na masyw Civetty z tego fragmentu: Po opuszczeniu Chiesa wjeżdżamy w las, a sama droga się zwęża i przeradza w wijącego, w tym lesie, węża. Jest trudno, jest walka, pot, krew i łzy Tuż przed szczytem przełęczy - wypłaszczenie: I jesteśmy! Kolejny cel zdobyty! Widoczek na drugą stronę: Pora na obiad w tutejszej mega fajnej i klimatycznej knajpce. Cała grupa znowu razem... bo na podjeździe każdy walczył ze swoimi słabościami w samotności. Jedzonko za 7 EUR: Po dłuższej przerwie przyszła pora na zjazd. Przed nami ok 12 kilometrów z nachyleniem ok -7,9% do miejscowości Agordo. Ponieważ na wysokości 1600 m jest chłodnawo, to do drogi ubrałem się ze Staulanzy jak cięliśmy w dół, do Dont, strasznie zmarzłem bez dodatkowych ciuchów. Zakładam rękawki, nogawki i wiatrówkę. Mega fajnie się jedzie. Droga szersza, dobrej jakości, ruch samochodowy praktycznie żaden. Tniemy na dół, co chwila wyhamowując - okolica zachwyca, my wpadamy w zachwyt. Mega fajnie i przyjemnie. Tutaj z szosą nie ma szans nawet elektryk @JC Z każdym kilometrem gdy tracimy wysokość robi się przyjemnie i ciepło. Widoki po drodze, oszałamiające. Mijane zabudowania i wioski niezwykle malownicze. Na dole ponownie przebieranka - bardzo ciepło. Samo Agordo jest cudowne! Zatrzymujemy się by na nie popatrzeć i wypić kolejną, szybką kawę. W naszej grupie zdecydowana przewaga Speca Po przerwie, krótka narada... ...i w drogę - mamy do pokonania kilka ostatnich kilometrów oraz finalny podjazd pod kwaterę. Kolejne kolarskie cele zaliczone Na samo wspomnienie tego lata, klimatu, pogody... przeniósłby się człowiek w czasie i miejscu. Z kolarskim pozdrowieniem Mariusz "marboru"
  21. Hardkorowy teścik wytrzymałości narty... no i to co jest w środku. Dziwne, że się złamały 😮
  22. Jak czytam o tym, czy jeździć z kijami, czy bez? Czy to dobrze, czy źle? Albo, że ktoś woli bez... to jestem raczej mało poważny raczej
  23. Pług i śmig, to relikty przeszłości 😜 Tylko starsi panowie grubo po 40, o tym gadają. Teraz są modne: jazda na krechę i na goryla (bez kijków) 💪⛷️ Nadmienię, że takiemu nowoczesnemu narciarzowi zajechałem drogę i złamał mi dwa żebra. Moja wina, przyznaję się, no i jestem grubo po 40stce, w zasadzie przed 50siatką 😔
  24. Można je również wykorzystać na płaskich odcinkach tras do odpychania się, ewentualnie można również pomóc jakiemuś snowbordziście i podciągnąć go do wyciągu - czyli służą jako linka holownicza. Bardzo duży minus kijki mają na wyciągu: na orczyku tylko się plączą i można sobie zęby przez nie wybić, na krześle mogą wypaść - trzeba bardzo pilnować (najgorzej jak wypadnie jeden - wtedy masz dylemat, drugi wyrzucić, czy jeździć z jednym?)... w gondoli niepotrzebnie zajmują miejsce. W sumie więcej minusów z tych kijków jest.
  25. marboru

    Francja czy warto?

    Nie gadaj, że te żaby lepsze od tłustego wursta? 😮 Nie wierzę
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...