Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Wujot

Użytkownik forum
  • Liczba zawartości

    2 726
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    114

Zawartość dodana przez Wujot

  1. Wujot

    Polska - nowe inwestycje

    Zupełnie nie. ON zamykają gdy wiatr ma 50 km/godz. Na skiturach możesz chodzić i zjeżdżać do 80 km/h. Bywałem zresztą w silniejszych wiatrach... Można robić tematy w maju lub czerwcu No i co najważniejsze można być w całkiem urokliwych okolicznościach, w miejscach gdzie innych nie ma (w pomarańczowej płachcie A wszystko to po to Skitury to wolność, to jest inna jakość...
  2. Nie oglądałem i niezbyt mnie to interesuje. To ściganie też wydaje mi się idiotyczne. Ale ja dziwny jestem. No i lata ścigania mam za sobą.
  3. Nie warto. I nie warto tworzyć jakiejś swojej opinii w tej sprawie, wystarczy poczekać jakiś czas - bo jest szansa, że wtedy będzie więcej wiadomo.
  4. W kwestii cytatu, który zapoczątkował dyskusję, to pomijając, fakt, że nie wiemy czy jest prawdziwy, czy autorem jest "guru" to gdyby przez chwilę założyć, że prawdziwy to uważam, że jest niedopuszczalny. Nie wyobrażam sobie, że ktoś żyjący z klientów może deprecjonować ich osiągnięcia. Myślę, że to fejk.
  5. Bez sensu jest porównywanie naszej amatorskiej po godzinach działalności z zawodowcami. Kompleksy to mogłem mieć patrząc na osiągnięcia czołówki z mojej branży zawodowej. Było to impulsem aby nie zostawać z tyłu i łapać się w szeroko pojętym peletonie. Mnie średnio imponują te działalności, o których Lem pisał, "móżdżkowe". Zdecydowanie bardziej ci którzy dobrze i z empatią wykonują swój zawód. Powiedzmy lekarski albo ktoś jest wolontariuszem w hospicium, albo dla odmiany tworzy narzędzia naukowe i techniczne nowego świata. Tych wszystkich co grają w grupie a nie na siebie. Może ta Szwedka podnieca co niektórych swoim zaparciem w dążeniu do celu, może jest jakimś wzorcem, a może tylko szybką rozrywką dla gawiedzi. Z tego wyczynu, poza zmarnowaną kasą (i wpisaniem się w nowe trendy), niewiele zostanie. A taki Watson zbudował podwaliny nowego świata albo Turing. Przy takiej perspektywie możemy zapytać i co z tego, że tak się sterała?
  6. Zgadza się. Dopóki była pula nowych tematów, czyli pierwsze wejścia, pierwsze wejścia kobiet, pierwsze wejścia w zimie to wszystko było jasne. A teraz trzeba stworzyć nowe kategorie w tym te szybkościowe. Na razie "tylko" 14 x 8000 ale później na wzór Iron Manów - 3 x ( 14 x 8000) albo i 10 x. Gdzieś w tle został styl (bo kogóż to interesuje) liczy się tylko tempo. Wydaje mi się, że wyczyn Harilli spokojnie może być porównywany do wybitnych wejść poprzedników bo to jednak musiał być potężny wysiłek nawet jeśli na małpie w całości. Ale w tym momencie ta cała absurdalna otoczka (olbrzymie środki i właśnie sam fakt ścigania i gonienia) powoduje, że całkowicie do tego nie mam serca. Czy w himalaizmie rzeczywiście chodzi o to aby kosztem tego olbrzymiego, przeskalowanego wsparcia, ścigant zaliczył tych parę szczytów? Jakoś rekordy na haute route nie budzą mojego sprzeciwu, ale ten wydaje mi się wynaturzeniem. Jakkolwiek na pewno logistycznie i fizycznie to osiągnięcie. Choć za chwilę jakiś "Kilian Jornet" udowodni, że można ten czas jeszcze poprawić o połowę. W całej tej dyskusji traci się troszkę sens sprzed oczów. Eksploatorstwo, wytyczanie nowych przejść, pokonywanie przyrody zostało zastąpione absurdalnie drogim wyścigiem bo to gawiedź kupuje (albo i firmy). Wiem, ze biznes się kręci, że już nóżkami przebierają nowi zawodnicy, że firmy przewodnickie liczą dutki... Słowem nie ma się co czepiać bo skoro "stary" himalaizm zjadł swój ogon to pora go przekształcić w nową prężną gałąź. Tak, że "broniąc" szwedki jesteś trochę advocatus diaboli.
  7. Symetria bardzo mi pasuje, szczególnie, że fizyka jest mi, chyba, bliższa od matematyki. Bardzo ale to bardzo w temacie jest ta "względność" Waligórskiego. Mam podejrzenie, wprost graniczące z pewnością, że akupunktura którą sobie z Mariuszem tak łacno i zacnie serwujecie obu Wam bardzo służy. Ciśnienie podnosi, bieg krwi przyspiesza, pobudza neurony. Służy budowie zgrabnych zdań, ciętych (czasem) ripost i interesujących cytatów. Gawiedź ma popcorn, ale też przemycacie parę interesujących faktów. Bez "tatrzańskiego" , no name, guru - zdechł pies i wątek by padł. A tak jako żywy. Czyli podziękuj (w ramach względności) ładnie Mariuszowi pod wpisem! Swoją drogą kierunek w jakim poszedł tzw himalaizm jest naprawdę przewrotny. Bo niezależnie od tego, że ten projekt na pewno wymagał wielkiej determinacji ze strony Szwedki to jego bezpośrednim skutkiem będzie zysk i rozwój firm w stylu Seven Summit Treks i jeszcze większe oddalenie od tego jak działalność tę uprawiali wcześniejsi pionierzy. W pewnym sensie to koniec tamtej epoki. I nie wiem czy mnie to cieszy a już na pewno nie bawi. Waligórski mógłby dopisać o tym akapit...
  8. To jest ciekawy problem. Bo mamy tu sytuację gdy Wujot i sstar są kolegami, ale też Wujot i MarioJ są kolegami. Moglibyśmy to zapisać W ~ S oraz W ~ M. Falka to znak podobieństwa, który chyba najlepiej oddaje sens koleżeństwa. Podobieństwo jest przechodnie więc możemy uznać, że S ~ M. Czyli sstar i MarioJ są kolegami. Sens tego koleżeństwa być może oddaje sentencja: "Kto się lubi ten się czubi"
  9. Jestem zbulwersowany. 😀😃😄😁😆😅🤣😂🙂🙃😉😊😇🥰😍🤩😘😗😚😙😋😛😜🤪😝🤑🤗🤭🤫🤔🤐🤨😐😑😶😏😒🙄😬🤥😌😔😪🤤😴😷🤒🤕🤢🤮🤧🥵🥶🥴😵🤯🤠🥳😎🤓🧐😕😟🙁☹️😮😯😲😳🥺😦😧😨😰😥😢😭😱😖😣😞😓😩😫🥱😤!!!!!!!!!!!!!!
  10. Ta fota jest bardzo ciekawa bo trawers na początku jak nic ma 40 stopni. Do tego widać jak bardzo słaba była tu warstwa wierzchnia (po śladzie). To szedłbym z "duszą na ramieniu". Nawiasem mówiąc nie bardzo widzę gdzie tu wygodnie wyjść na grań... Chyba depozyt na krawędzi uskoku i dalej z buta.
  11. Bardzo dobry tekst. Bardzo dobry bo... dosłownie w 100% pokrywa się z tym jak teraz do tego podchodzę Patrząc na zagadnienie statystycznie (szkoda, że się nie przykładałem do tego przedmiotu na studiach) to nie sposób zauważyć, że kluczowe jest zauważenie różnicy miedzy perspektywą grupową a osobniczą. Otóż to co wydaje się nieakceptowalne z punktu widzenia grupy jest na luzie do przyjęcia z punktu widzenia jednostki. Na przykład w prawie każdym większym autobusie jadącym na tydzień na narty musi znaleźć się jeden połamaniec (bo wypadek jest 1 na 450 narciarzodni lub 1/250 snowboarddni a 50 osób x 7 daje 350 dni). Natomiast nikt nie myśli, ze to jego dotknie i jeździ sobie bez stresu. Bo wydaje się to mało prawdopodobne. Munter wyliczył swoje tabelki chcąc radykalnie zmniejszyć ilość wypadków lawinowych - ale przecież mnie to nie dotknie. To było na gruncie Gaussa. Ale ten wypadek z Everestu, co go przytoczyłem, dowodzi, że rozkład Gaussa się sypie i raczej Mandelbrot tu się kłania. Co w ogóle jest bardzo nieprzyjemną konkluzją. Czyli doskonale rozumiem Twoje wątpliwości co jest zasługą określonych strategii a co po prostu szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Ostateczna rada jest taka aby bardzo przesunąć granice bezpieczeństwa, tracąc trochę frajdę ale zyskując komfort. Z tego punktu widzenia tekst, który zlinkowałeś jest bardzo na miejscu.
  12. Na pewno obok ryzyk kalkulowalnych są też "czarne łabędzie". Takie jak na przykład lawina lodowa na Evereście (kwiecień 2015). Schodząc z drogi tym pierwszym zwiększa się szanse przeżycia. Domniemywałbym, że skoro większość wspinaczy przeżywa to jednak czarne łąbedzie tutaj nie dominują. Co do zasady.
  13. Może to być statystyka, ale może jednak nie. To, że Kukuczka i Rutkiewicz zginęli a Kurtyka jednak nie, być może było wzmocnione (co do prawdopodobieństwa) takim a nie innym podejściem. A co do zmiany zdania - może zmienił zdanie, a może tylko tak powiedział, aby zejść z linii krytyki. -------------------- Ale odpowiedz mi czy chodzenie po górach i wypadki mamy wyjaśniać w oparciu o Deus ex machina czy może jednak w kategoriach racjonalnych.
  14. Niekoniecznie się zagalopował, mógł mieć rację. Uznał tylko, że emocje biorą górę nad rozumem. To bardzo doświadczony himalaista, który przeżył w tym zawodzie. Takiego warto słuchać.
  15. Zgadza się. Aby cokolwiek powiedzieć więcej to warto byłoby znać choćby ślad podejściowy i prognozowany zjazdu. Wszedłem na Google Earth (daje kapitalny wgląd) i nie bardzo rozumiem gdzie był wypadek, bo aby spaść 1200 m to trzeba byłoby porwać się na ekstremalne żleby po północno-zachodniej stronie. Tam na przykład plecak lawinowy do niczego by się nie przydał. Ale po drugiej stronie trasa wydaje się do zrobienia dla turystów. Nie zmienia to postaci rzeczy, że jeśli jest się solistą to plecak lawinowy jest jedynym realnym sposobem na podwyższenie szans przeżycia. Nawet gdyby je zwiększał tylko o 20%. Dla mnie symptomatyczne są te przeprosiny Wielickiego. Czyli, że był splot niekorzystnych okoliczności a Tekieli błędu nie popełnił. To jest jednak ciekawe, bo w tak stromym terenie, przy 3-ce, metoda Muntera pewnie by wyrzuciła "nie iść". Dlatego stwierdzenie (wcześniejsze) Wielickiego, że "niepotrzebnie" brał narty może być jak najbardziej słuszne, bo mógłby poruszać się po bezpieczniejszym śladzie. Albo nie podciąć deski. Może w takich okolicznościach lepiej zdjąć narty? Kiedyś z Robertem mieliśmy taką sytuację w okolicach Gran Zebru. Weszliśmy na ślad podejściowy w kotlinę gdzie był gigantyczny depozyt totalnie zdegradowanego śniegu (dosłownie pył). Czułem się jak na końcu lufy armatniej. Z dużym trudem doszliśmy do stromego brzegu zamykającego kotlinę. Tam mozolnie wspięliśmy się na ostrogę skalną i po skale już spokojnie, na grań. W każdym razie, każdy wypadek, w tym i Tekielego, powinniśmy traktować jako szansę na naukę i przemyślenia. Czekam cierpliwie na pełniejsze dane i wypowiedzi ekspertów. Na razie dyskusja podszyta jest "polityką" i emocjami. A co do zasady, to zawsze szukam błędu bo inaczej chodzenie po górach byłoby rodzajem loterii.
  16. No tak ale po co w ogóle sobie te dołki kopać? Więcej pozytywnego myślenia!
  17. Widzisz sam sobie dołki kopiesz. Dlatego wolę działalność grupową a nie solo.
  18. To jest dość proste; znany był temat i stopień trudności - kandydat nie powinien się zgłaszać. Ale masz rację na tym kompromisie co był, zasadniczo cierpiała reszta (n-1). Można było więc wycisnąć więcej i w lepszym stylu, ale to co zostało zrobione też mi przysporzyło dużo radości. A sam bym tego wyjazdu nie zorganizował. Zdecydowanie najlepiej mieć pełną kontrolę nad składem.
  19. Na takim poziomie turystycznym jaki uprawiam grupa jest dosłownie solą i diamentem. To najlepsze co jest. Parokrotnie robiłem tematy samodzielnie, raz nawet wysoki trzytysięcznik, też naprawdę sporo freeridów i nie czułem się z tym komfortowo. I to na paru płaszczyznach - raz, że nie można było przedyskutować aspektów, nie ma zmiennika jak trzeba ślad założyć, trzeba też podchodzić bardziej asekuracyjnie bo nikt podczas zjazdu cię nie obserwuje. Nikt nie podrzuci pomysłu - a może coś byśmy tam zrobili, nikt nie walnie foty, nie poratuje kubkiem gorącej herbaty. O asekuracji zapomnij. I w drugą stronę to też działa ty nikomu nie pomożesz, nie pokażesz linii zjazdu, nie podzielisz się lepszym pomysłem. Poza tym taki drobiazg - autoratownictwo. Czy ktoś może myśleć o poruszaniu się samodzielnie? Na poziomie turystycznym nie ma rywalizacji o wynik, jest właśnie grupa. Jak wspomnę wszystkie swoje ekipy począwszy od pierwszej z Kamilem, Darkiem, Adamem no i oczywiście Robertem, albo nasz skład na Norwegię to dosłownie przez kilkanaście lat tylko trzy razy miałem sytuację gdy czułem lekki dyskomfort. Raz byliśmy po prostu z innej bajki, raz jeden z uczestników był zbyt słaby i bojaźliwy, a raz uczestniczka nie potrafiła szanować innych. Ale nawet wtedy plusy z "grupowości" przeważały nad minusami. Najważniejsze jest, że tylko grupowo można dać sobie radę z ambitniejszymi zadaniami. Podczas "żeglarskiej" Norwegii ktoś negocjował z armatorem (mając silną pozycję bo reprezentował zespół), ktoś przypilnował lotów za grosze, ktoś zdobywał literaturę, ktoś zrobił listę prowiantu. Dla jednego kupę roboty, zespołowo poszło bez bólu.
  20. Zajrzałem do netu i wychodzi, że, za zgodą rodziców, dziecko w wieku 7 lat może wracać do domu.
  21. Nie odniosłeś się do kwestii fundamentalnych, które poruszyłem. Czyli zmiany nawyków transportowych, pod kątem ruchu fizycznego ludzi. Sam to na co dzień obserwowałem we Wrocławiu. 10-15 lat temu w zimie bardzo mało kto poruszał się rowerem, w lecie było też nie za dużo. Teraz i w zimie i w lecie jest 10x (a może więcej) użytkowników. Wystarczyło zrobić trochę (miasto chwali się, ze 1200 km) ddr. Nie mam zamiaru odnosić się do transportu jako całości, rozwoju elektryków (a co to ma do rzeczy?). Mariusz napisał - za dużo wykorzystywania aut i ja się 100% zgadzam.
  22. To jest najprostsza konstatacja. Póki ludzie chodzili to ich zdrowie było w o wiele lepszym stanie. Są liczne materiały bezpośrednio łączące wzrost ilości chorób cywilizacyjnych z brakiem ruchu. A jest, o czym wspomniałem wyżej, kraj który poprzez zmianę codziennych nawyków komunikacyjnych osiągnął bardzo duży postęp w tej dziedzinie. Zajęło im to co prawda 50 lat ale teraz mogą być wzorem dla świata. Jest kapitalna pozycja, ładnie udokumentowana faktami naukowymi "Rowerowe miasto. Holenderski sposób na ożywienie miejskiej przestrzeni" Chris Bruntlett, Melissa Bruntlett. Napisane mocno z pozycji urbanistycznej. Znajdziesz tam multum faktów, sposób dojścia do celu, stosowane strategie. Od momentu wyjścia do dzisiaj. Każda strona jest fascynująca.
  23. Na pewno to jest bardzo ważna praprzyczyna. Wszelkie źródła mówią o minimum 1 godz. dziennie chodzenia jako podstawie dobrego zdrowia. Jako 6 latek chodziłem do szkoły. Miałem daleko - około 4 km co zajmowało mi od 40 min do 1,5 godz. (zależy w którą stronę ). Później, jako zawodnik, na treningi się dochodziło - bo nie było dogodnej komunikacji nawet godzina w jedną stronę. Teraz nie do pomyślenia... W trochę innej formie ale wykorzystanie komunikacji codziennej dla zdrowia zbudowała Holandia poprzez dojazd rowerem do pracy. To jedyne społeczeństwo z wysokocywilizowanych krajów gdzie parametry zdrowotne (na przykład brak nadwagi) są coraz lepsze. Bezpośrednio wiąże się to właśnie z transportem rowerowym. Wyłączcie auta a będziecie zdrowsi!
  24. W podzięce za piękną relację napisałem (z maleńką pomocą) Ci piosenkę. Muza oczywiście w stylu Marylin Manson (Refren) W górach Romsdal, na nartach ślizgam się Szumiące wiatry, wolność w każdym ruchu mego ciała Pod niebem błękitnym, na śnieżnych stokach Norwegia tańczy, z Marilyn Manson w sercu (Zwrotka 1) W górskich przestrzeniach, emocje rozkwitają W Romsdal zaklęte, jak senne krajobrazy W zimowym mroku, dreszcze przyjemności Skiturując tam, gdzie marzenia są wieczne (Refren) W górach Romsdal, na nartach ślizgam się Szumiące wiatry, wolność w każdym ruchu mego ciała Pod niebem błękitnym, na śnieżnych stokach Norwegia tańczy, z Marilyn Manson w sercu (Zwrotka 2) W białych otchłaniach, odkrywam swoje granice Romsdal wokoło, mistyczne krajobrazy Na skiturach szybuję, jak ptak w locie Marilyn Manson towarzyszy, w mrocznej symfonii (Refren) W górach Romsdal, na nartach ślizgam się Szumiące wiatry, wolność w każdym ruchu mego ciała Pod niebem błękitnym, na śnieżnych stokach Norwegia tańczy, z Marilyn Manson w sercu (Zwrotka 3) Śnieżne drogi prowadzą do sekretów gór Romsdal ukrywa tajemnice, jak długa zima W mrocznej ciszy, dźwięk Marilyn Mansona brzmi Skiturowanie w Norwegii, to podróż do świata snów (Refren) W górach Romsdal, na nartach ślizgam się Szumiące wiatry, wolność w każdym ruchu mego ciała Pod niebem błękitnym, na śnieżnych stokach Norwegia tańczy, z Marilyn Manson w sercu (Zakończenie) W tajemniczych górach Romsdal, odkrywam prawdziwe ja Marilyn Manson jako duch przewodnik, w mrocznym tańcu W Norwegii skiturowej, czuję moc natury Romsdal i Manson, połączeni w jednym niebiańskim szaleństwie
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...