Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Wujot

Użytkownik forum
  • Liczba zawartości

    2 837
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    121

Zawartość dodana przez Wujot

  1. Wujot

    Francja czy warto?

    To jest bardzo ciekawa sprawa. Ta fiksacja (marzenia) na celu. Zawsze mnie zastanawiało, że przeważnie są takie same jak innych. Wszyscy kupą na Evereście, albo na Blancu. Obok tysiące innych gór i pasm ale nie, ciągnie nas tam gdzie jest stado. Jakby stado uświęcało cel. pees Ciebie to nie dotyczy. Choć może dotyczy, bo dołączyłeś właśnie do stada. W sumie szanse masz małe względem tych w kamperze w Meije. Rozryją zanim zdążysz dojechać. Tak to marzenia konfrontują się tzw realiami.
  2. Wujot

    Francja czy warto?

    Jeśli chodzi o pierwszą część wypowiedzi to 100% zgody. Dlatego niezbyt mi się z tym zgrał ostatni akapit gdzie miłośnik wolności rowerowej i warunków wszelakich chce jeździć na nartach w jakimś kurniku. Bo względem gór ich majestatu i piękna to nawet kurnik nie jest. Czyli trochę skołowany byłem.
  3. Wujot

    Francja czy warto?

    Ale w jakim temacie?
  4. Wujot

    Francja czy warto?

    Taa, nawet koce potrafią dać aby się otulić (w Tignes). Jedziesz takim gruchotem przez 15 min w -20, przy wietrze i schodząc dosłownie słyszysz chrzęst kości. Wolę jednak 8 min i bublinkę. Tego skansenu w Austrii jest naprawdę mało - Ischgl, SFL, Ski Circus, Arena, Kitz - powycinali tam w pień wszystkie starsze wyciągi, wiele mniejszych ośrodków też jest doinwestowanych.
  5. Wujot

    Francja czy warto?

    Napisałem ze swojego punktu widzenia, jest on z wielu powodów specyficzny. Przede wszystkim Francja to konieczność wyjazdu tygodniowego a w Austrii formuła 4 dniowa jest możliwa. Czyli biorąc cztery dniu urlopu mam 8 dni jazdy na nartach (dwa wyjazdy). W Francji potrzebuję jeszcze jednego, piątego, wolnego dnia a pojeżdżę tylko 6 dni. Czas w aucie wtedy będzie pewnie porównywalny. Dalej, w Austrii ośrodki są nowoczesne i doinwestowane co przekłada się na przepustowość. To chyba najważniejsze czynniki. Teraz jakość ośrodków - rzeczywiście te co wymieniłem jako top są niesamowite. I uważam, że są najlepsze w Europie. Ale reszta (poza pierwszą trójką) w niczym nie jest lepsza od czołówki Austrii, a nawet gorsza. Jeśli jakość narciarska liczy się najbardziej to byłoby jasne wskazanie. Są też zupełnie inne uwarunkowania, w takiej Austrii raczej nie mieszkasz na stoku, we Francji tak, ale za to w szuflandii. Jeślibyś chciał mieć tam komfort jak w Austrii to należałoby zapłacić za wolne miejsca co ekonomię zbliża. W Austrii codzienny dojazd ma też tę właściwość, że codziennie można wybrać różne ośrodki (kupując systemy skipasów). Za to w Francji mieszkałem kiedyś na trasie gdzie przerzucałem narty przez balkon po skończonej jeździe. Austria, dla zaciekłych hurtowników, ma wielki bonus w postaci karnetów sezonowych w bardzo niskiej cenie. Nie wiem jak jest teraz, ale kiedyś "dzień wolności karnetowej" to był tak 17-ty. Potrafiliśmy zaś wyjeździć 50-60. Przy zużyciu urlopowym 25-27 dni (bo wykorzystywało się też dni wolne, tak aby potrzebny był tylko dzień urlopu). W takiej Francji pojechałbym więc tylko 5x i miał 30 dni jazdy. Różnica kolosalna. Cena za dzień jazdy podobna. Dla mnie też wielkim plusem było, że na karnecie sezonowym w Austrii jest nieprawdopodobny wybór ilości ośrodków. Można bardzo elastycznie reagować na sytuację. Na przykład przy korkach na autostradach zatrzymać się przy najbliższym i odzyskać czas. Bardzo też było to dobre przy opadach gdzie wybieraliśmy ON po sprawdzeniu co jest czynne. U mnie kolejność była taka, że wpierw przejeździłem Francję (i to zarówno te topowe jak i parę mniejszych) a dopiero później Austrię. Zaliczyłem też trochę Włoch (oba systemy: Dolomiti Super Card i Super Ski Rama oraz trochę innych i kilka ośrodków w Szwajcarii. Nawiasem mówiąc właśnie szwajcarskie Saas Fee jest dla mnie najlepszym ośrodkiem w jakim byłem - ale to ze względu na gigantyczny potencjał freeridowo-skiturowy.
  6. Wujot

    Francja czy warto?

    Les Sybelles to trzecia liga. Top to Espace Killy, Paradiski i 3V też Aquille du Midi Niżej Les2Alpe, Portes Du Soleil, może Alpe d'Huez W lidze freeridowej oprócz wspomnianego Aiguille du midi, Chamonix- Grand Montets no i oczywiście La Meije (La Grave) Moim zdaniem do Francji warto się wybrać wyłącznie do tych najlepszych ośrodków (i nie dziwić się, ze w części z nich jest skansen wyciągowy). Reszta nie jest warta tej koszmarnej odległości bo w Austrii stacje są lepsze i bez porównania bardziej przepustowe.
  7. Oppenheim + Open'er = Oppenheimer Dodawanie zbiorów.
  8. Też spotkałem takowego, nie był ruskim tylko miejscowym. Zagadałem i wyjaśnił mi jak to robił w odcinkach. Na bosaka na pewno bezpieczniej jak w klapkach.
  9. Wujot

    Rowerowe eskapady - relacje

    Pojeździłem po różnych dziwnych ścieżkach i opracowałem coś takiego: ----------------- Natura Twierdzy Nysa. Jednego nie rozumiem - dlaczego nikt dotąd nie wyznaczył pętli rowerowej po tym obiekcie??? W niczym, jako całość, nie ustępuje on Twierdzy Kłodzkiej czy Srebrnogórskiej ale tylko na rowerze można ją zobaczyć w jeden dzień. I to jak zobaczyć?! Runda jest po prostu kosmiczna (!!!). Ideą opracowanej linii było jak najwięcej natury, jak najwięcej zaskoczeń oraz zobaczenia tylko tego co jest naprawdę warte. Mamy więc jazdę po wypieszczonych asfaltach w wypielęgnowanych kanionach umocnień, by skręcić na kameralną ścieżkę na ich top i poczuć się jak w górach. A za moment, dalej przeciąć swoją linię podziemną bramą, kilkanaście metrów... niżej. W Forcie II możemy zadzwonić do zarządcy i otworzą nam bramę zdalnie (i przyjmą zapłatę blikiem - 10 zł). Byliśmy tam sami, zwiedzając m.in podziemia i chodniki minerskie. Znakomity obszerny obiekt, na godzinę biegusiem. Później, dla resetu, zaplanowaliśmy kilkaset metrów wertepów i kolejny epicki moment gdy z leśnej drogi, o charakterze mtb, wjeżdżamy w hajlajf fortu Prusy - tam niepełna rundka i wieża widokowa. Teraz zaczyna się część przygodowa. Bo jeśli uda się Wam odnaleźć niewielką "dziurę" w ścianie zieleni to znajdziecie się w trzydziestometrowym podziemnym przejściu, o szerokości dobrej kiery mtb, i możecie zaliczyć przy latarce, jazdę w wyjątkowych okolicznościach. Kończycie w cudownym kanionie pokrytym bluszczem. Coś nieprawdopodobnego. Po drugiej stronie ulicy zaczniemy zaś część enduro. To są Obwałowania Jerozolimskie, nasza pętla jest takim typowym mtb, ale co i rusz przecinają ją linie dla rasowych jeźdźców enduro lub dh. Zadzierając głowę w prawo widać widać dróżki które są wyżej, jak dalej, i to samo w lewo, tylko tam jest klif. Ukoronowaniem będzie objazd Reduty Króliczej gdzie jedziemy metr, dwa od kanionu obwałowań. Teraz punkt widokowy, stromy wjazd na Wysoką Baterię (nieobowiązkowe). A później już część tonująca - piękne dróżki nad rzeką, wzdłuż jeziora i dwa (opcjonalnie), komercyjnie zagospodarowane, forty gdzie chętnie nas ugoszczą. Czerwona linia (z niej są foty) to 15 km. Opcja przerywana to plus 7 km. Razem spokojnie na dzień. A tutaj topo z Obwałowań Jerozolimskich - jest tam mnóstwo ścieżek, w tym niezwykle wymagające. ------------------------------- W sumie to tym razem byłbym zainteresowany jakimś feedbackiem. Czy zakładając, że nie mieszkacie na Madagaskarze, bylibyście skłonni specjalnie zaliczyć taką trasę? A co gdybym zaproponował na miejscu jeszcze następne ze 3 bardzo ciekawe pętle?
  10. Jesteś i podgrzewasz. Jak czajnik z grzałką.
  11. Wujot

    Polska - nowe inwestycje

    Zupełnie nie. ON zamykają gdy wiatr ma 50 km/godz. Na skiturach możesz chodzić i zjeżdżać do 80 km/h. Bywałem zresztą w silniejszych wiatrach... Można robić tematy w maju lub czerwcu No i co najważniejsze można być w całkiem urokliwych okolicznościach, w miejscach gdzie innych nie ma (w pomarańczowej płachcie A wszystko to po to Skitury to wolność, to jest inna jakość...
  12. Nie oglądałem i niezbyt mnie to interesuje. To ściganie też wydaje mi się idiotyczne. Ale ja dziwny jestem. No i lata ścigania mam za sobą.
  13. Nie warto. I nie warto tworzyć jakiejś swojej opinii w tej sprawie, wystarczy poczekać jakiś czas - bo jest szansa, że wtedy będzie więcej wiadomo.
  14. W kwestii cytatu, który zapoczątkował dyskusję, to pomijając, fakt, że nie wiemy czy jest prawdziwy, czy autorem jest "guru" to gdyby przez chwilę założyć, że prawdziwy to uważam, że jest niedopuszczalny. Nie wyobrażam sobie, że ktoś żyjący z klientów może deprecjonować ich osiągnięcia. Myślę, że to fejk.
  15. Bez sensu jest porównywanie naszej amatorskiej po godzinach działalności z zawodowcami. Kompleksy to mogłem mieć patrząc na osiągnięcia czołówki z mojej branży zawodowej. Było to impulsem aby nie zostawać z tyłu i łapać się w szeroko pojętym peletonie. Mnie średnio imponują te działalności, o których Lem pisał, "móżdżkowe". Zdecydowanie bardziej ci którzy dobrze i z empatią wykonują swój zawód. Powiedzmy lekarski albo ktoś jest wolontariuszem w hospicium, albo dla odmiany tworzy narzędzia naukowe i techniczne nowego świata. Tych wszystkich co grają w grupie a nie na siebie. Może ta Szwedka podnieca co niektórych swoim zaparciem w dążeniu do celu, może jest jakimś wzorcem, a może tylko szybką rozrywką dla gawiedzi. Z tego wyczynu, poza zmarnowaną kasą (i wpisaniem się w nowe trendy), niewiele zostanie. A taki Watson zbudował podwaliny nowego świata albo Turing. Przy takiej perspektywie możemy zapytać i co z tego, że tak się sterała?
  16. Zgadza się. Dopóki była pula nowych tematów, czyli pierwsze wejścia, pierwsze wejścia kobiet, pierwsze wejścia w zimie to wszystko było jasne. A teraz trzeba stworzyć nowe kategorie w tym te szybkościowe. Na razie "tylko" 14 x 8000 ale później na wzór Iron Manów - 3 x ( 14 x 8000) albo i 10 x. Gdzieś w tle został styl (bo kogóż to interesuje) liczy się tylko tempo. Wydaje mi się, że wyczyn Harilli spokojnie może być porównywany do wybitnych wejść poprzedników bo to jednak musiał być potężny wysiłek nawet jeśli na małpie w całości. Ale w tym momencie ta cała absurdalna otoczka (olbrzymie środki i właśnie sam fakt ścigania i gonienia) powoduje, że całkowicie do tego nie mam serca. Czy w himalaizmie rzeczywiście chodzi o to aby kosztem tego olbrzymiego, przeskalowanego wsparcia, ścigant zaliczył tych parę szczytów? Jakoś rekordy na haute route nie budzą mojego sprzeciwu, ale ten wydaje mi się wynaturzeniem. Jakkolwiek na pewno logistycznie i fizycznie to osiągnięcie. Choć za chwilę jakiś "Kilian Jornet" udowodni, że można ten czas jeszcze poprawić o połowę. W całej tej dyskusji traci się troszkę sens sprzed oczów. Eksploatorstwo, wytyczanie nowych przejść, pokonywanie przyrody zostało zastąpione absurdalnie drogim wyścigiem bo to gawiedź kupuje (albo i firmy). Wiem, ze biznes się kręci, że już nóżkami przebierają nowi zawodnicy, że firmy przewodnickie liczą dutki... Słowem nie ma się co czepiać bo skoro "stary" himalaizm zjadł swój ogon to pora go przekształcić w nową prężną gałąź. Tak, że "broniąc" szwedki jesteś trochę advocatus diaboli.
  17. Symetria bardzo mi pasuje, szczególnie, że fizyka jest mi, chyba, bliższa od matematyki. Bardzo ale to bardzo w temacie jest ta "względność" Waligórskiego. Mam podejrzenie, wprost graniczące z pewnością, że akupunktura którą sobie z Mariuszem tak łacno i zacnie serwujecie obu Wam bardzo służy. Ciśnienie podnosi, bieg krwi przyspiesza, pobudza neurony. Służy budowie zgrabnych zdań, ciętych (czasem) ripost i interesujących cytatów. Gawiedź ma popcorn, ale też przemycacie parę interesujących faktów. Bez "tatrzańskiego" , no name, guru - zdechł pies i wątek by padł. A tak jako żywy. Czyli podziękuj (w ramach względności) ładnie Mariuszowi pod wpisem! Swoją drogą kierunek w jakim poszedł tzw himalaizm jest naprawdę przewrotny. Bo niezależnie od tego, że ten projekt na pewno wymagał wielkiej determinacji ze strony Szwedki to jego bezpośrednim skutkiem będzie zysk i rozwój firm w stylu Seven Summit Treks i jeszcze większe oddalenie od tego jak działalność tę uprawiali wcześniejsi pionierzy. W pewnym sensie to koniec tamtej epoki. I nie wiem czy mnie to cieszy a już na pewno nie bawi. Waligórski mógłby dopisać o tym akapit...
  18. To jest ciekawy problem. Bo mamy tu sytuację gdy Wujot i sstar są kolegami, ale też Wujot i MarioJ są kolegami. Moglibyśmy to zapisać W ~ S oraz W ~ M. Falka to znak podobieństwa, który chyba najlepiej oddaje sens koleżeństwa. Podobieństwo jest przechodnie więc możemy uznać, że S ~ M. Czyli sstar i MarioJ są kolegami. Sens tego koleżeństwa być może oddaje sentencja: "Kto się lubi ten się czubi"
  19. Jestem zbulwersowany. 😀😃😄😁😆😅🤣😂🙂🙃😉😊😇🥰😍🤩😘😗😚😙😋😛😜🤪😝🤑🤗🤭🤫🤔🤐🤨😐😑😶😏😒🙄😬🤥😌😔😪🤤😴😷🤒🤕🤢🤮🤧🥵🥶🥴😵🤯🤠🥳😎🤓🧐😕😟🙁☹️😮😯😲😳🥺😦😧😨😰😥😢😭😱😖😣😞😓😩😫🥱😤!!!!!!!!!!!!!!
  20. Ta fota jest bardzo ciekawa bo trawers na początku jak nic ma 40 stopni. Do tego widać jak bardzo słaba była tu warstwa wierzchnia (po śladzie). To szedłbym z "duszą na ramieniu". Nawiasem mówiąc nie bardzo widzę gdzie tu wygodnie wyjść na grań... Chyba depozyt na krawędzi uskoku i dalej z buta.
  21. Bardzo dobry tekst. Bardzo dobry bo... dosłownie w 100% pokrywa się z tym jak teraz do tego podchodzę Patrząc na zagadnienie statystycznie (szkoda, że się nie przykładałem do tego przedmiotu na studiach) to nie sposób zauważyć, że kluczowe jest zauważenie różnicy miedzy perspektywą grupową a osobniczą. Otóż to co wydaje się nieakceptowalne z punktu widzenia grupy jest na luzie do przyjęcia z punktu widzenia jednostki. Na przykład w prawie każdym większym autobusie jadącym na tydzień na narty musi znaleźć się jeden połamaniec (bo wypadek jest 1 na 450 narciarzodni lub 1/250 snowboarddni a 50 osób x 7 daje 350 dni). Natomiast nikt nie myśli, ze to jego dotknie i jeździ sobie bez stresu. Bo wydaje się to mało prawdopodobne. Munter wyliczył swoje tabelki chcąc radykalnie zmniejszyć ilość wypadków lawinowych - ale przecież mnie to nie dotknie. To było na gruncie Gaussa. Ale ten wypadek z Everestu, co go przytoczyłem, dowodzi, że rozkład Gaussa się sypie i raczej Mandelbrot tu się kłania. Co w ogóle jest bardzo nieprzyjemną konkluzją. Czyli doskonale rozumiem Twoje wątpliwości co jest zasługą określonych strategii a co po prostu szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Ostateczna rada jest taka aby bardzo przesunąć granice bezpieczeństwa, tracąc trochę frajdę ale zyskując komfort. Z tego punktu widzenia tekst, który zlinkowałeś jest bardzo na miejscu.
  22. Na pewno obok ryzyk kalkulowalnych są też "czarne łabędzie". Takie jak na przykład lawina lodowa na Evereście (kwiecień 2015). Schodząc z drogi tym pierwszym zwiększa się szanse przeżycia. Domniemywałbym, że skoro większość wspinaczy przeżywa to jednak czarne łąbedzie tutaj nie dominują. Co do zasady.
  23. Może to być statystyka, ale może jednak nie. To, że Kukuczka i Rutkiewicz zginęli a Kurtyka jednak nie, być może było wzmocnione (co do prawdopodobieństwa) takim a nie innym podejściem. A co do zmiany zdania - może zmienił zdanie, a może tylko tak powiedział, aby zejść z linii krytyki. -------------------- Ale odpowiedz mi czy chodzenie po górach i wypadki mamy wyjaśniać w oparciu o Deus ex machina czy może jednak w kategoriach racjonalnych.
  24. Niekoniecznie się zagalopował, mógł mieć rację. Uznał tylko, że emocje biorą górę nad rozumem. To bardzo doświadczony himalaista, który przeżył w tym zawodzie. Takiego warto słuchać.
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...