Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Zagronie

VIP
  • Liczba zawartości

    511
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    15

Zawartość dodana przez Zagronie

  1. Zagronie

    Zasady na forum!!!

    Otworzyłem komputer i zobaczyłem ten temat. Przeczytałem przypadkowo tylko następny post. I odpisuję, ponieważ nie chcę się absolutnie sugerować kolejnymi postami. A sugestia jest zawsze. Sugestia poświadoma. Pisałem na kilku forach już od prawie dwudziestu lat. Ja mam tylko jedno wymaganie - kultura odpowiedzi! Absolutnie nie atakowanie dyskutanta personalnie! Tego nie znoszę. I to mnie strasznie zniechęca do dyskusji. Co do reszty, to jest mi w zasadzie obojętna. Nie muszę tego czytać,. Nie muszę zabierać głosu w tym temacie. Rozumiem chęć uporządkowania wątków. Może jest szlachetna. Ale taki porządek to przypomina podręcznik nauki. Są kolejne rozdziały. Były pytania i odpowiedzi. Nie powtarza się w podręczniku tych samych pytań i odpowiedzi. Ale forum to żywa materia. Żywi ludzie, którzy zapomnieli, jakie pytania kiedyś zadali, jakich odpowiedzi kiedyś udzielili. Są ciągle nowi uczestnicy. I ciągle są te same pytania, zadawne od lat. Ja sobie forum wybrażam tak - jak to rzymskie. Masa ludzi. Ktoś tam trzyma mowę na jakiś temat. Może jest kilku takich, słuchanych przez podgrupy. Są grupy, które dyskutują w swoim kręgu. Na swój temat. Być może, jeśli sprawa podniesiona, jest bardzo istotna dla wszystkich, dochodzi do jakiegoś konsensusu. Więcej słuchaczy przysłuchuje się w tej sprawie. I więcej jest za, lub przeciw! Forum jest narciarskie. Ale narty to także góry, sprzęt, kondycja zdobywana nie tylko na nartach. Więc są inne pasje w lecie. Tego się należałoby trzymać. Polityka, wyznanie, "gender" to sprawy bardzo drażliwe. Chce się zupełnie o nich zapomnieć na nartach. Też - w nartach wirtualnych na forum. Ogłoszenia to rzecz oczywista. Forum nie służy do działalności gospodarczej, choć samo taką jest. Zagronie PS. Ale numer! Nie popatrzyłem na datę rozpoczęcia tematu. Myślałem, że nowy. I że to chęć uporządkowania dyskusji na forum. Nic nie zmieniam! Zawsze miałem taki pogląd na fora.
  2. Tak! Miałem przyjemność mieć na nogach narty bez krawędzi. Trudno sobie wyobrazić jazdę bez nich na twardym śniegu. W puchu, na mokrym śniegu może krawędzie nie mają dużego znaczenia, oprócz wpływu na sprężystość narty. Stąd dawno już ludzie dostrzegli ich potrzebę i przykręcali z boku narty listewki metalowe o szerokości ok. 6 mm. To zdecydowanie poprawiło jazdę. Narta przestała w niekontrolowany sposób przesuwać się na boki. Tych listewek się nie ostrzyło. Nie wystawały z boku narty, albo minimalnie. Narta była drewniana. Potem między listewkami pojawił się plastyk(miałem żółty). Bez plastyku i smarowania częstego(świeczka) narty czasem się niemożebnie kleiły. Narty ciągle się zmieniały. Pojawiły sie tworzywa sztuczne(epoxyd, poliuretan). Otrzymały warstwy metalowe(cienkie taśmy). Także krawędzie podlegały ewolucji. Był okres, kiedy nie były ciagłe, tylko cięte, by nie wplywały na sprężystość wzdłużną narty. Na ciete wyglądały z zewnątrz. Co parę cm kreseczka. Ale w rzeczywistości była to ciągła konstrukcja, taka jak rurociągi z parą do ogrzewnia osiedli. Co pewien czas taka pętla w bok, na kompensanie rozszerzania się cieplnego. W narcie to było ukryte. Wiem o tym, ponieważ jeździłem przez kilka lat na Volklach P10, po zawodniczce z polskiej kadry. Ślizg(bardzo śliski) miały z przeźroczystego tworzywa. Przypuszczam, że to był teflon. Przez który widać było "zakola" krawędzi. Cóż krawędzie spełniały zawsze doskonale swoją rolę jako hamulec. Hamują w pługu bardzo skutecznie. Hamują nartę zewnętrzną, gdy obraca sie jej piętka. Na bardzie stromym stoku to błogosławieństwo. Są znakomite w tzw. śmigu hamującym na twardym i stromym. Jak widzę porannych ścigantów na Mosornym, walących długimi łukami po twardym sztruksie, to ostre krawędzie są dla nich bezcenne. Narta nie odjedzie daleko w bok. Zewnętrzna trzyma, mimo że jej piętka sie wychyliła na zewnątrz. Kończę już ten poemat na temat bezcennych własności krawędzi. Stosuje się je też w nartach śladowych. Zagronie
  3. Rozpędziłem się z tym poprzednim postem. Przepraszam! Założyciel tematu nie powinien go czytać i wyciągać wniosków, z tego, co napisałem. Czasami mnie świerzbi język. Koledzy dają rady praktyczne. Jeśli już musiałbym się wtrącić to to, że wstępem do jazdy po muldach jest śmig. Bez tej umiejętności można przez to "pole" jakoś przejechać. Piszę o nieco większych "garbach", które też często są twarde. Gdy to jest pole muld obok wyznaczonej trasy. Filmów z reguły nie robi sie na twardych garbach. Śnieg na filmach jest miękki, przyjemny. Dlaczego śmig? Otóż zauważyłem, że narciarze już jeżdżący przyzwoicie długim skrętem, mają ogromne trudności na początku ze śmigiem w linii spadku stoku. Mam wnuka Kubę, którego od lat trzech uczyłem na nartach. Ładnie jeździ równolegle. Bardzo objeżdżony. Sporo jeździł w Alpach z ojcem. Kupił sobie od dwóch lat szerokie bardzo dechy i wali w dół, bardzo pewnie, długimi łukami. Ostatnio, według opowieści, szusem z Mosornego. Niestety nie udało mi się go nauczyć śmigu. Takich, krótkich skrętów, ale wykończonyh. Takich, że jazda na stromszym terenie jest kontrolowana ściśle i szybkość zjazdu jest świadomie ograniczana przez wykańczanie skrętu(pogłębianie). To jest jazda wymagana na ustawionych tyczkach. Śmig jest trudny i mało kto go używa na stokach. A jeszcze śmig, taki z wykańczanymi skrętami o zmiennym rytmie, to rzadkość. Stąd szybka jazda po muldach, to jest jak jazda wśród tyczek na zrytym slalomie. Nie da się reagować w takim terenie, przy nieco większej szybkości, jeśli się nie ma tych reakcji we krwi. Uczenie się ich odrazu ma muldach prowadzi do niczego. Najpierw na gładkim terenie należy opanować w pewnym stopniu szybkie bardzo skręty. Drugą rzeczą, którą warto ćwiczyć to przejazd w dłuższych skrętach przez niewielkie garby. Wyrobić sobie reakcje, podciągania kolan na garbie tak, by nie skakać. Za garbem narty muszą mieć momentalnie kontakt ze śniegiem. Ze wzrostem garbu i szybkości przejazdu jest to coraz trudniej osiągnąć. Zagronie
  4. Temat dla mnie. Nieco wspomnień we mnie siedzi z muld. Teraz ich unikam, ale czasem jakiś skręt się zdarzy. Teraz oczkiem w głowie jest sztruks. Jeszcze nietknięty i karwing. Ten ostatni rozumiany(bardzo mi się podoba taka definicja) jako jazda na krawędziach, przy której skręt jest wynikiem samoprowadzenia się narty, wynikającegj z jej właściwości. W praktyce świadczą o tym dwie równoległe linie, wykonane przez krawędzie nart. Linie te zaczynają się tuż po liniach poprzedniego skrętu. I co jest bardzo ważne, zaczynają się przed linią spadku stoku. Czasem trafia się na zdjęcie takich linii, gdy jest odpowiedni śnieg. Gdy zbyt sypki, to są zamazane. Gdy zbyt twardy-niewidoczne. W tym drugim przypadku to duża sztuka tak jeździć , szczególnie na stromym stoku, gdy skręty są bardziej pogłębione, by nie pędzić jak szaleniec. Na krawędziach to ciagle jeżdżę. Jadę w skos stoku na krawędziach. Im stromszy to bardziej. Inaczej się nie da! Mam wypłaszczać narty? Wypłaszczałem robiąc takie ćwiczenia płasko- ześlig w dół stoku. Kolana do stoku na krawędzie-stoję. Demonstrowałem raz koleżankom na Chopoku przejazd przez lód wodny na stoku. Taki placek- dwadzieścia metrów długi-w poziomie. Dziesięć - w pionie. Wyjeżdżając z fajnego śniegu na ten lód przejechać go ukośnie w dół. Dalej jest fajny śnieg. Wjeżdżamy narty na krawędziach, idealnie równoległe! Suną do przodu i nieco w poprzek(hamowanie). Oczywiście głównie obciążona narta zewnętrzna! Równowaga musi być idealna! Przy każdym skręcie(patrząc na jego całość!) jadę na krawędziach. Narty bardziej zakantowane, lub mniej. W erze przedkarwingowej też tak było. Może nie byłem wychylony do wnętrza skrętu jak obecnie. Problem dla mnie to są te kreski przed linia spadku stoku. Kreski świadczące, że może jadą narty karwingiem. Jak widać rozmycie początku skrętu, to nie dobrze. Muszę mieć te kreseczki, przynajmniej na bardziej płaskim! Po tym wstępie wracam do pytania, czy na muldach jeździ się na krawędziach. Jak najbardziej. Co zresztą widać na filmie, za który podziękowałem. Jak nie na krawędziach, to jak - na płaskich nartach? W każdym skręcie narciarz i narty są pochylone. Więc są krawędzie. Ale czy narta się kieruje według swojej krawędzi, czy narciarz jej pomaga w skręcie, obracając ją nieco stopami, to inna sprawa. Otóż ja dąże na takim nierównym terenie do skrętu na krawędziach nart. Do utrymywania ich ciągle na krawędziach. Nie zawsze się to udaje w każdym skręcie. Ale unikam celowego obrotu nart, wypłaszczając je. Rozumiem, że to jest konieczne w początkach nauki. Miękki przejazd przez "falki". Niespieszna jazda i obracanie płaskich nart. Podciąganie tych kolan. Przejazd wzdłuż stromszego skoku w skos w dół i wybranie lepszego miejsa do zdecydowanego skrętu w przeciwna stronę. Przy czym ten przejazd w skos stoku to też jest przejazd po muldach, ale wolniejszy, przypomina girlandę w skos stoku. I podobnie się jedzie. Jedno jest pewne. Jazda na krawędziach na muldach nie przypomina takiej jazdy na płaskim, sztruksowym,niezbyt stromym stoku(wiem-że o tym koledzy myśleli!). Na muldach trzeba cieżko pracować. Być maksymalnie szybkim w ruchach. Ciało ciągle się prostuje(nieco w bok) i "przykuca". Kolana pracują intensywnie w dwie strony. Obciążenie nart się zmienia bardzo szybko. Na tym sztruksie można się "ustawić" na krawędzi. Rozpędzić i narty wrzucą w przeciwny skręt, bez żadnego celowego odciążenia. Kijka można nie wbijać, tylko markować. Jazda po muldach bez kijka, to może tylko dla "wierchuszki" światowej. Cóż może jestem upier... Ale nie lubię kategorycznych stwierdzeń. Ja "tego" , nie potrafię zrobić, ale ktoś potrafi. Albo też należy wyraźnie zaznaczyć. Dla potrzeb nauki - jeździmy tak. Ale rozwijając się może kiedyś będziemy jeździć tak, jak na "tym" filmie. Kategoryczne stwierdzenia blokują rozwój. Od pewnego poziomu przestaje się myśleć jak odciążyć, jak przejechać garbaty teren. Jak sobie poradzić, ze stromizną, z takim śniegiem - jaki jest aktualnie pod nartami. Jedzie się! Jazda ma być jak najszybsza(każdy ambitniejszy narciarz o tym marzy). Ma być w pełni kontrolowana. I to wszystko! I jak jest estetyczna - to już szczyt marzeń. Poprzeczkę podnosimy, wybierając coraz trudniejszy stok, warunki śniegowe, szybkość jazdy. Zagronie
  5. Kim byłem na forach? Dziadek Kuby, Dziadek Kuby 10, Veteran, a jeszcze wcześniej Zagronie. To na "skiforum". Zagronie to też na forum "Klub pod Misiem". Szefem tego "Klubu" był Kazimierz Szczęsny "Misiu". Zginął tragicznie na swojej drugiej pasji-motorze. Misiu był prekursorem karwingu w Polsce. Nauki w tej materii pobierał we Włoszech. Misiu napisał króciutki podręcznik jazdy na nartach, pt "Na krawędzi". To była jego trzecia książka. Poprzednią była zatytułowana "Power-Speed-Drive". "Na krawędzi" dostałem od Misia na zjeździe tego forum w Białce. Pochwalę się snobistycznie, że z dedykacją autora, z którym ośmieliłem się na forum dyskutować. To tytułem wstępu, co za facet ten z Zagronia? Ponieważ trudno teraz będzie o narty w tzw. realu, więc może, aby nie wyjść z wprawy narciarskiej podyskutujemy jeszcze o Pani Zagroniowej. Pani Zagroniowa jest szczegółowo informowana jak się sprawy mają. I jest bardzo łasa na pochwały. Których jej bardzo skąpiłem na stoku. Skupiając się ciągle na samych błędach. Ale ja potrzebowałem kogoś, co by mi towarzyszył na nartach. Nie miałem najmniejszej ochoty wracać osobiście do pólka na Kalatówkach, gdyby była zmuszona tylko na takich stokach jeździć. Często widać, jak na forum, piszący zamieszczają z lewej strony postu takie małe swoje zdjęcie- avatar to się nazywa? Ciągle mam problemy z angielskim. Co chwila coś nowego, np. "hashtag". Dlaczego to takie ważne? I człowiek wychodzi na głupa, mimo, że stara się opanować ten język od pół wieku. Ale co z tym av...? Widać na nim taki charakterystyczny układ w skręcie. Takie układy są powszechne w reklamach. Świadczą o tym, że mamy do czynienia z prawdziwym profesjonalizmem. Postanowiłem wyszukać w komputerze, czy ja mam co takiego świadczącego o Pani Zagroniowej. Znalazłem! Może ktoś upierd...przyczepił by się do jakichś szczegółów, ale czy przed Białką nie możnaby postawić coś takiego, jak na zamieszczonych zdjęciach. Seniorki i Seniorzy osiągają ten poziom w jeden sezon, tylko na naszych stokach! Brakuje kasku na głowie. Z trzeciego jestem osobiście dumny, jako pywatny instruktor bez papierów. Widać, że skręt rozpoczął się na krawędzich nart, jeszcze przed linią spadku stoku. To było 2007 roku. Według mojej nieobiektywnej oceny Pani Zagroniowa zrobiła jednak spore postępy od tego czasu. Choćby przez sam fakt, że ośmieliła sie rozpocząć sezon po covidzie. Jeden z kolegów spytał- jak to u niej ze śmigiem? Ważne pytanie. W śmigu się nie specjalizowała. Za szybkie ruchy ciałem dla niej. Ale coś znalazłem ze staroci. Stok w Szczyrbskim. Nie jest to zawodowstwo, ale jak na początki to może ujdzie. Na koniec wreszczie film pokazujący całą prawdę o jej zaawansowaniu. Nie było łatwo! Ale takie warunki, dla prawdziwych pasjonatów dwóch desek, to bułka z masłem. Moeltaller Gletscher - 20 sierpień roku? Pożyczone narty, kijki, buty. Dlaczego nie spróbować lodowca w pełni lata, za jedyne 500 zł na dwie osoby. Rano, gdy było znacznie twardziej ustawili sobie tyczki młodzi Chorwaci na dole tego pasma brudnego śniegu. Zagronie PS. Pani Zagroniowa po zapoznaniu się z zamieszczonym przeze mnie postem, przypomniała sobie, że ma w telefonie swoją najnowszą produkcję filmową z Czarnego Gronia, którą zamieszczam. Prosiła mnie również, by zakończyć temat związany z jej osobą, oraz by życzyć wszystkim forumowiczom, nie wnikając w ich "gender", jak naszczęśliwszego Nowego Roku Jadzia Szczyrbskie.MPG Jadzia_Molt.MPGJadzia_Molt.MPG J_Cz Groń.mp4
  6. Chyba nie byłeś tam , gdy kończy się sezon. A może był tej zimy mały opad. Który jest z reguły nieraz w kwietniu. Gdy na dole zdrowo leje i jest zimno. Po takim opadzie wszystko jest dokładnie zjeżdżone. Pod wyciągiem to jeszcze równają. Ale w stronę Francuskiej Muldy - wszystko. Może najmniej miedzy tą Muldą a terenem pod wyciągiem. Stoją tam na stoku stalowe bariery przeciwlawinowe. Jedyne w Tatrach. Francuska Mulda(szeroki trawiasty żleb) to po pewnym czasie pole giantycznych "garbów". Łagodniejszy, ale to stromszy teren jest po jej prawej, orograficznej stronie. Dalej w prawo jest stok opadający w stronę Tatrzańskiej Łomnicy, którym po dużym opadzie da się zapewne zjechać, aż do granicy lasu. Nigdy tam nie zaglądałem, ale z dołu(szosy) tak to oceniłem. Z ciekawszym zjazdów, na który sie raz wybrałem, ponieważ Słowacy tam jeździli, to zjazd żlebem Karczmarza ? Podchodzi się nieco w górę od górnej stacji wyciągu i w prawo zjeżdża do żlebu. Można do niego efektownie wpaść(ściana skalna, na oko 50 m wysokości), jadąc w dół i skręcając pod wyciąg, nie zwróciwszy uwagi, co nas czeka dalej. Nart do takiej jazdy nie miałem najlepszych, bo GS 170 cm. I nie jeżdżę prawie zupelnie poza trasami. Powyżej tego żlebu w stronę szczytu Łomnicy jest też fajny stok o nastromieniu większym niż w żlebie. Tam też widziałem własnymi oczami skręcającego gościa. Zresztą i z samego szczytu tej góry jest już zapewne kilka zjazdów. To kwestia dużych opadów, ustabilizowanej pokrywy, pokrywającej skałki. Zagronie
  7. Wróciłem z Jurgowa i dosłownie padłem na dwie godziny. Mimo, ze wyjechałem przed drugą, to już dojazd z N Targu do kościółka z górolem łowiącyym ryby, trwał godzinę. Te światła są straszną blokadą. Rano korek ciągnął się od kościółka w Rdzawce też do tych świateł. Potem już się jechało. Nawet Białka była luźna. Stąd moje opóźnienie w odpowiedzi na Twój post. Tak! Ta pani to moja wybranka. Już się nie uczy. Raczej staramy się we dwójkę opóźniać ile się da zjazd, ale po równi pochyłej. To cofanie uwidacznia głównie się w wyborze tylko takich stoków, jak na Twoim filmie. Ale rzadko mamy taki cudowny sztruksik i to z naturalnego śniegu. Dalsza jazda do tyłu to też ciągłe zmniejszanie szybkości. To moja żona. Nie miała nigdy nart na nogach do czterdziestego ósmego roku życia. Jest moją drugą żoną, po śmierci poprzedniej. Którą też nauczyłem jazdy na nartach. Zdjęcie z lawiną na Goryczkowej(post - "Kasprowy po latach") to ona. Więc dlaczego nie spróbować tej też nauczyć jazdy na nartach. Ja sobie życia bez nich nie wyobrażałem. Jestem typem, który woli jeździć z kobietą niż z kolegami. Takie mam skrzywienie psychiki. Mam stary i miniaturowy domek w Koninkach. Więc pierwsze lekcje odbyły się na łączce. W pobliżu była stodoła i wychodek. Do dziś żartujemy o pólku za wychodkiem. Pierwszy sezon 1995/96 był wyjątkowy. Jak śnieg spadł na początku listopada, to już Konikach nie stopniał, aż do kwietnia. Przejeździliśmy w sezonie 45 dni. Zresztą w tym sezonie widząc zadziwiające jej postępy w jeździe równoległej. A wybierałem coraz stromsze miejsca do skrętu. Dobrą kontrolę szybkości na stromym. Zdecydowałem pojedziemy na Chopok, gdzie już przez parę lat jeździłem. Objechaliśmy wszytkie trasy, po obu stronach. Tylko kilka w sumie wywrotek. Z tym, że przez własną głupotę wywiozłem ją odrazu pierwszego dnia na Kuńsky Gruń. Na górze okazało się, że wokół jest jedno lodowsko. Decyzja-zjedziemy na Lukową, gdzie było łatwiej. Zjazd dwieście metów w dół(różn, poz.) trwał godzinę. Lód, kamienie i kupki skąpego śniegu. Od czasu do czasu. Skręt na tych resztkach i wybór miejsca kolejnego skrętu. By tylko narty nie poniosły w dół. Ona mnie przecież ślepo wierzy! I tak się zaczęło. Rok 1998 Breuil-Cervinia i znowu jazda po wszystkich trasach. Także zjazd do Zermattu, raz "Białą Perłą". Nazwa uroczej dolinki, prowadzącej od podnoża północnej ściany Matterhornu. Drugi zjazd, czarną, dość wąska trasą, prowadzącą do Furli. Stąd kolejkami na Mały Matterhorn. I tak się jeździło. Stubai, Kicuś, Val di Sole. Lubimy oglądać(ostatnio też) slalom wieczorny w Madonna di Campiglio. Czujemy ten stok w nogach. Zjechało się tu ze dwa razy. Równolegle, bez upadku! Jeszcze Hintertux. Ponieważ będąc tu w 1993 roku, chciałem jej pokazać ten teren. I opowiedzieć, jak lodowiec znika. Napaliłem się na zjazd "Białą Doliną" z Aiguille du Midi. Wiedziałem o tym fantastycznym, alpejskim terenie, wśród czterotysieczników. Dopiero jak bliżej go przestudiowałem(są teraz zdjęcia, filmy w sieci) to doszedłem do wniosku, że zrobimy sobie frajdę. Do zapamiętania na całe życie. Narty dla nas to nie tylko piękne skręty, które się chce czasem wykonać. To pobyt w górach, w fantastycznych miejscach. To dosłownie ich dotnięcie. Zimnych, skalistych, lodowych. Z całą ich grozą i bezwględnościa. Więc zjechaliśmy tą doliną. Najłatwiejszym wariantem. Ja byłem przewodnikiem. Asekurowałem przy zejściu granią. Przypinałem raki i uprząż. Trudniejsze warianty wymagają miejscowego przewodnika, wśród gęstwiny szczelin. Ten teren trzeba mieć w jednym palcu. Strome ścianki z kopnym śniegiem. Ja kiedyś miałem inklinacje do takiego śniegu. Żona 20, 30 cm leciutkiego puchu na twardym podłożu to owszem, jak raz na Kicusiu. W dodatku przez moje lekkie podejście do tematu, zjechaliśmy przypadkowo do samego Chamonix. Przeoczyłem zjazd z lodowca do wyciągu, wywożącego do kolejki do Chamonix. Francuzi przecież jadą dalej, to my też . Lodowiec(Mer de G... )się skończył i dymanie kawałek w górę ze sprzętem. Jakaś budka z napojami. I leżące na śniegu zmęczone towarzystwo. A gdzie do Chamonix? Pytam. Wskazują na dróżkę w lesie, podobną, jak zjazd z Hali Gąsienicowej do Kuźnic. Robi się zmrok, jedziemy ostrożniutko. Nie znamy jej przebiegu. A ci śmigają na łukach wesoło. Nieco wypróci siedzimy na dole na ławce, no ale mamy zaliczone 2800 m w dół fri. Byliśmy w Chamonix dwanaście dni. Są ciekawe tereny Brevant i Flegere. W Argentiere piękny zjazd fri małym lodowcem z Les Grandes Montets(3270 m). Potrzebny jest czas na aklimatyzację, odpoczynek. Nie zawsze jest odpowiednia pogoda, by zjechać z Aig du Midi. Trzeba przeczekać. Po tym naszym szczycie możliwości, odpuściliśmy. Teraz leśne dukty Lungau. Dwa lata temu z nieba spadł San Anton i okolice, w okresie nowrocznym. Liczyliśmy na ten równy sztruks. A tu po godzinie na wąskich trasach, kopiec na kopcu, coraz twardszy. I te tłumy młodych ludzi z nogami, które nie znają zmęczenia. Kiedyś to taki pagórkowaty teren na Kasprowym, czy Szczyrku to był mój chleb codzienny. Żona go zawsze unikała. W jej wieku(na początku przygody z nartami) na takie wybryki było za póżno, conajmniej o czterdzieści lat. Raz czy dwa udało się trafić na sztruks. Raz to była jazda częścią tamtejszej trasy zjazdowej. Na której miał być zjazd pań w marcu. Więc była przez parę godzin przyzwoicie równa. Tłum młodych miał na niej więcej trudności. Nie wystarczyło majtać piętkami nart. No i wiosna tego roku . Zapłacona połowa chaty w Bad Mitt... Łazienka, kuchenka dla dwojga. Zawsze trudno coś takiego wyszukać za znośną dla nas cenę. No i ten wirus! Żona była raz na Kasprowym(ten wspomniany tekst). Przez parę lat kończyliśmy sezon jadąc raniutko do Tatrzańskiej Łomnicy i na Łomnickie Ramię. Fajny stok, a i free też fajne z góry. We Francuskiej Muldzie na wiosnę muldy(ściśle górki)są gigantyczne). Wyciagnąłem raz moją niewysoką Damę. Prawie się chowała całkowicie w tych dołach. Szczyrk z Wadowic, bliziutko, tylko ta zatłoczona droga. Tu samochodzik na wiosnę się stawiało na podwórku obok COS`u. Cztery godzinki. FIS ze sztruksem, który nieco puścil. Tylko ten orczyk z Dolin. Brzydko się bawiliśmy. Puszczając orczyk powyżej zjazdu z Fisu na damską. Nią do Jaworzyny i ta kanapą pod tyłeczkiem. A jakie widoki na zniszczony las na Skrzycznym. Przepraszam Cię za "gościa"! Nie wiedziałem, że to Ty. Ja nikogo na forum, poza Mitkiem, nie znam z autopsji. Co do jazdy, to ja bardzo lubię jazdę z pewnym zaangażowaniem i miękkościa. Także bardzo urozmaiconą w sensie skrętów o różnym promieniu. Jazdę dobrze kontrolowaną. Ta kontrola jest widoczna nie na sztruksie, tylko gdy stok jest zryty, zmuldzony, zlodzony o szybko zmieniającej się konfiguracji. Jeżdżąc prawie pięćdziesiąt lat temu dość dużo na Kasprowym, wyłapywałem wzrokiem ludzi, których jazda bardzo mi się podobała i marzyłem o czymś takim. Zorientowałem się po jakimś czasie, że to byli z reguły zakopiańscy zawodnicy. Nie instruktorzy, mający przyczepione odznaki PZN. Do dzisiaj, jak widzę ładnie, wg. mnie, jadącego gościa, to myśle sobie - dobry jest! Dobrze wyszkolony! Może po szkółce, jak był mały? Ale stok musi być nieco wymagający. Dobry jest Mosorny po południu. Zmasakrowany! A ja sobie na krzesełku podziwiam Babią i jadącyh w dół po stoku. Dodam nieskromnie skromnie, że moja pracą nad sobą i moją żoną się bardzo opłaciła. Stwórca nam pozwolił na w miarę dobre zdrowie. A to, że jeszcze jeździmy na nartach, to jedynie nasza zasługa. I dobrze byłoby się jeszcze parę lat pouczyć. Brzmi to bardzo motywująco. Pozdrawiam Was serdecznie i życzę dalszych postępów dla Was obojga! Zagronie
  8. Taka jazda jest może marzeniem. Moim obecnie marzeniem jest taki stok i śnieg. Nie jazda tego gościa. Jest statyczna. Czy wbija kijek, czy tylko markuje, nieważne. Narty są rozpędzone. Obciąża nartę wewnętrzną(staje na niej) pochyla się nieco do wnętrza skrętu i narty ustawione na krawędziach robią swoje. Tylko pilnować, by nie podeprzeć się na wewnętrznej i mieć łydki równoległe. Na czarnej trasie niestety wyszły wszystkie braki. Narty wjeżdżają w linię spadku stoku i facet wyprostowany jak świeca na zewnętrznej. Następnie spycha w bok zewnętrzną całą masę śniegu. Tak się dawniej hamowało na stromym stoku. Nie dzisiaj. Trzeba starać się pokonać początek skrętu, od obciążenia narty wewnętrzej do linii spadku stoku nie prostując się. Niezbędne odciążenie dadzą narty przy lekkim "kopie". Ciało się "wyciąga" nie prosto w górę tylko do wnętrza skrętu. Wszystkie wady takiej jazdy wychodzą na lekko zmuldzonym terenie. Gdzie trzeba aktywnie pracować ciałem. Załączam film pani, która mogłaby być babcią tego gościa. Mnie jej jazda się o wiele bardziej podoba. Widać pewną dynamikę skrętów. Jedzie wolniej, choćby z racji wieku. Ale jedzie aktywnie, a nie wiezie się na nartach. I o czymś takim należy myśleć ucząc się jeździć, a nie sugerować podobnymi filmami. Odciążenie to kwestia wtórna. Jazda ma być płynna, ściśle kontrolowana. Odciąża się i jak, lub nie - instynktownie. W zależności od chwilowej sytuacji. Myślenie o tym to początek nauki jazdy, lub celowe ćwiczenia na stoku Zagronie JJurg.MOV
  9. Poszukiwanie prawdy w takich sprawach, jak szczepionki, nowe lekarstwa jest nawet dla specjalisty w tych dziedzinach trudne. Nie szuka się jej w internecie. Internet tylko służy jako pośrednik, by się dowiedzieć o nowych publikacjach na interesujący nas temat. Gdy się jest głębiej zaagażowanym w naukę(min. w badania w laboratoriach) ma się "kolegów" na całym świecie. Praktycznie w paru najbardziej rozwiniętych krajach. To dostaje się zaproszenia na konferencje, z udziałem "wierchuszki" w jakiejś wyspecjalizowanej dziedzinie. Ta wierchuszka to już powinna znać prawdę i tylko prawdę. Ale praktycznie jest pełna sceptycyzmu. I uczestnicy zjazdu naukowego nie są tak zdyscyplinowani, jak uczestnicy zjazdu partii, kierowniczej siły narodu. Mówią różne rzeczy, "atakując" kolegów. Poszukuje się prawdy. Jak to jest rzeczywiście. Jak będzie w przyszłości. Właśnie takie pytania- jak działa szczepionka. Jakie będą wyniki w praktyce, gdy zaszczepi się miliony, setki milonów ludzi, a nie kilkadziesiat tysięcy królików doświadczalnych? Powstaje jakiś konsensus, że to będzie tak, jak z lekarstwem w ulotce... Konsensus to nie znaczy jednomyślność. Ta jest gwarantowana na zjeździe partii totalitarnej. Tu może każdy zgłosić votum separatum. Taki szary zjadacz chleba, ja ten piszący post, szuka prawdy w sieci. Sieć szumi szumem medialnym. W szumie tym uczestniczą też różni prof, dr hab, dr. Dawniej, gdy nie było sieci i cywilizacja była mniej rozwinięta(podobno to postęp geometryczny) było znacznie prościej. Miałem, pracując, taką prywatną koncepcję awansu. Nie chciałem należeć do partii totalitarnej. Chociaż pewne pociągnięcia pochwalałem. Ale Katyń, gułagi i jednomyślność mnie nie pociągały. Więc wymyśliłem sobie, że podniosę swój poziom wiedzy. I może dostanę podwyżkę. Pracowałem jako projektant dużych sięci elektrycznych w największej polskiej hucie. Do napędu walcarek, które, np., gniotą na zimno blachę o grubości 4 mm do grubości 0,5 mm, nadającą się na karoserię, lub obudowę pralki, stosuje się potężne silniki(kilka lub więcej MW) prądu stałego. Potrzebna jest regulacja w szerokim zakresie szybkości(obrotów) silnika. Zaczęło sie wtedy stosować tyrystory(półprzewodniki) na masową skalę do prostowania prądu i regulacji obrotów. Zresztą te tyrystory stosuje się w falownikach, o których koledzy pisali na forum. Półprzewodniki to jest paskudztwo dla sieci elektroenergetycznej. Generatory eletrowni "produkują" napięcie, które prawie jest idealną sinusoidą(taki fajny wężyk z fizyki w szkole). I prąd płynący z tych generatorów, też powinien być takim idealnym wężykiem. Jeśli płynie do silnika piły tarczowej to taki jest. Jeśli do żarówki starego typu(wolfram) to też jest w porządku. Ale wszelkie pólprzewodniki. Ładowarki telefonów, komputerów, ledów itp. itd, powodują, że ten prąd jest strasznie wykoślawiany. Płyną wtedy w sieci elektrycznej tzw. "wyższe harmoniczne". Znaczy to, że oprócz podstawowej harmonicznej(50 Hz), czyli tej idealnej sinusoidy, płyną znacznie mniejsze sinusoidki, ale o częstotliwości 250 Hz, 350 Hz,....I to są te harmoniczne. To jest bardzo niezdrowe dla izolacji kabli, przewodów, uzwojeń silnków. I ja tymi harmonicznymi zacząłem się interesować. Tym bardziej, że należało je usunąć z sieci hutniczej. Zaprojektowałem filtry, które je "połykały"na miejscu i nie płynęły sobie dalej. Rzecz w tym czasie była nowością. Więc szukałem kto o tym pisze. Nowości to zawsze artykuły, bez wyjątku. I to w najpoważniejszych publikacjach, gdzie nie tak łatwo coś umieścić. Książki to już starocie. W bibliotece AGH w Krakowie były "abstrakty", krótkie streszczenia artykułów, w różnych dziedzinach. Absktrakty wydawano, corocznie w USA. Tomy spisów króciutkich streszczeń. Były też abstrakty rosyjskie. Wyszując interesującą mnie dziedzinę, coś specjalistycznego, miałem pogląd co się w mojej "specjalności" pisze, jaki jest stan "wiedzy". I jak daleko z tyłu jestem sam w moich przemyśleniach. To było coś w rodzaju docierania do "prawdy", w tym wąziutkim kanale, który mnie interesował. Inych takich kanałów nie było, więc mogłem powiedzieć, że chwilowo znałem prawdę. Trzeba ciagle w tym siedzieć, ponieważ "prawda"szybko ucieka z postępem. A jak teraz jest z prawdą z szumem internetowym. Beznadziejnie! Nie do ogarnięcia. Każdy się w sieci może nazwać prof, dr hab, dr. Napisać dowolny artykuł. Nikogo nie trzeba prosić o publikację. Nie będzie żadnej weryfikacji wydawcy. Hula dusza! Pisz. Dolej sosu z angielskich słów. Dopraw mało zrozumiałymi terminami specjalistycznymi. Wygląda poważnie, naukowo. To nie dla prymitiwu, który wierzy, że po połknięciu tabletki ból ustąpi i dalej będzie szarpał się z siecią na lodowatym kutrze. To dla internetowego wykształciucha. Na tym kończę i potwiedzam wolę szczepienia! Jutro zamierzam szukać prawdy narciarskiej na stoku. Wychodzi mi Jurgów. Najmniej lużno. Myśłem o Białce, ale za tłoczno. Zagronie
  10. Nie byłoby uprzejmym z mej strony, bym nie odpowiedział na ten post. Kosztował Cię nieco wysiłku. Ani słabość, ani naleweczka. Prędzej mój wrodzony cynizm. Ten front to dla podkręślenia wyboru. Wykonuje się rozkazy, tylko to nie znaczy, że bezmyślnie. Czasem pomyślunek, może jak to mówią, przyczynić się do szczęścia i jakoś to przeżyć. Babcia miała absolutnie rację. Wpajane cechy świadczyły świetnie o jej głęboko ludzkich podejściu do wychowania. Tylko nie wiem dlaczego przyczepiłeś do tego ten egoizm. Nie zrozumiałeś mojego postu! Być może piszę czasem nieco zbyt zawile. Ale też piszę do ludzi, którzy potrafią też czytać między wierszami. Ten mój egoizm, to wybór z dwóch rozwiązań. Tego znacznie lepszego. Tzn. zaszczepić się! Mimo, że mam już te przeciwciała. I dodatkowo zjadam rocznie conajmniej 180 kg różnych owoców(na pewno średnio 0,5 kg dziennie). Nie liczę warzyw, szczególnie pomidorów. Nie palę, piję czasem kieliszek lub dwa u szwagra z lodem, gdy nie mogę się od niego opędzić. Nie zna umiaru w tej konsumpcji. Prowadzę życie "sportowe". Latem dbam o kwiatki, rośliny ogrodowe. Mimo działki 0,5 ar ciągle jest sporo roboty. Podlewanie konewką itp. Jakiś spacer po okolicy z kijkami. Większe wysokości górskie, już z powodu kolan, niemożliwe. Aparat krążeniowo-oddechowy pozwalałby na wyście na Kasprowy z Kuźnic. Nie piszę o rowerku, ponieważ moje przejażdżki to śmich w porównaniu z kolegami. Ja też unikam pigułek, jak ognia, gdy są niekonieczne. Jedyny wyjątek to aspirina. Jeszcze lepiej maliny. Mają ten sam kwas. Bigos(nawet pyszny żona zrobiła ostatnio), kapusta kiszona - lubię te produkty.. Nawet zakładając, że chłop bosymi, brudnymi nogami ją ubijał. Skąd jestem taki "mądry". Z oczytania, sceptycyzmu i na koniec z cynizmu. Skoro covid w marcu pozbawił mnie z żoną przyjemności oglądania alpejskich pejzaży, więc postanowiłem zgłębić temat, nie będąc medykiem. Umysł mam nastawiony na tematy techniczne. Posiadając internet niezbyt szybki i w systemie operacyjnym zainstalowaną przeglądarkę "Opera", łatwo mogę sobie przeczytać najnowsze wiadomości ze świata(newsy) w kilkudziesięciu językach. Znam, jeśli chodzi o czytanie(z gadaniem znacznie gorzej, ponieważ nie "gadam') tych kilka najważniejszych. Jak mnie jakiś "news" zainteresował, to drążyłem dalej. Można tak dojść, nawet do czasopism medycznych, jeśli ktoś taki artykuł potrafi nieco zrozumieć. Jak nie doszedłem, ponieważ za trudne. Ale są dziennikarze specjalizujacy się w medycynie. Nieraz z wykształceniem medycznym. Byli dla mnie dostępni. Ponieważ piszą dla takich, jak ja, laików. Co ciekawe starali się przedstawić sprawę dosyć szeroko. Za i przeciw! Lubię takie stawianie sprawy. No więc zacząłem nieraz ściągać takie opracowania. Ale dałem sobie spokój. Za dużo! Nie będę robił "doktoratu" z wirusa. Współczuję ojcu. Ja się tego organu wcześniej pozbyłem. I wbrew pozorom facet nie jest bezpłodny. Płodny, tylko trzeba wydobyć te jedno-komórkowce z właściwego miejsca. Po bożemu nie da się dochować potomka. Na koniec odwołuję słowo "cynizm". Zastępuję go słowem "dyktator". Gdyby tłum biegł w stronę przepaści w imię wolności osobistej, to ja zawsze próbowałbym wydostać się z niego. Czy by się mi udało, to inna sprawa. Często się spotykam z określniem "wolność". Tylko bardzo często utożsamiania z robieniem- co mi się żywnie podoba. Nie o taką wolność toczyły się rewolucje, powstania. Taka wolność to zwykła anarchia, prowadząca do zagłady dobrze zorganizowanego społeczeństwa. A to społeczeństwo jest konieczne dla przyszłości własnych dzieci. Na koniec, to nie społeczństwo decyduje w sprawch, które wymagają wiedzy. Nie społeczeństwo decyduje, jak zwalcza się kolejne choroby, buduje mosty, wytwarza energię elektryczną, sieje zboże... Decyduje każdy jednym głosem kogo wybrać. Ten wybór w sposób pośredni wpływa potem na tych, co sieją, budują, leczą itp. Ten wplyw jest konieczny, by społeczeńtwo się rozwijało w miarę bezkonfliktowo. Ale odpaliłem wykład! Równie serdeczne pozdrowienia! Zagronie PS. Idę do żony niech coś naleje z barku!
  11. Jeśli chodzi o jazdę na nartach, jest mi zupełnie obojętne, jaką techniką się ktoś posługuje na stoku. Mam tylko jedno wymaganie, by mnie mnie nie najechał, a także nie najeżdżał innych, szczególnie dzieci, jeżdżące "bezmyślnie" w poprzek stoku. W kwestii szczepienia wszelki kompromis mnie nie interesuje. Mają być obowiązkowe, gdy lekarz pierwszego kontaktu stwierdzi brak przeszkód. Mam głęboko(w nosie) czyjąś wolność osobistą, gwarantowaną przez dowolną konstytucję! W kwestiach takich, jak- "jak być, albo nie być"- wybieram "być". Tak, jak na froncie wojennym. Wybieram mój egoistyczny, partykularny interes. Pobyć jeszcze nieco na tym bożym świecie! Jestem bezkompromisowy także dodatkowo z tego powodu, że zawartość tych strzykawek to mimo wszystko lekarstwo dla całej ludzkości. A nie benzyna! Zagronie
  12. Patrzę na kamerę. Jeżdżą! w takim Jurgowie pustki! I fajnie byłoby równolegle. Kolega kokoSKI ujął rzecz w genialny sposób. Jak jeździ się równolegle, to zupełnie wystarczy, by jeździć wszędzie i dowolną szybkością. Tylko trzeba tą rówoległość zawsze, bez kompromisów utrzymywać. Po co bajdurzyć o karwingu. Jest równoległy, bez żadnej wątpliwości. A czy narty w jeździe równoległej nie ustawiają się na krawędziach. Ustawiają od zarania tego skrętu! Pod większym kątem, im stok jest stromszy. Mamy więc jazdę równoległą i na krawędziach. Więc większość zakrzyknie - to Karwing! Po co się go uczyć specjalnie od niemowlaka? Wystarczy się nauczyć jazdy na rówoległych nartach, ale takiej jazdy, by narty jechały zawsze do przodu wąskim torem, a nie zamiatały swoimi ogonami śniegu. Resztę- gwarantuję to z całą odpowiedzialnością- narty całą robotę zrobią za nas. Zagronie
  13. Napisałem dość żartobliwie o szczepieniu. Ale sprawa jest śmiertelnie poważna. Dosłownie. Rozwój medycyny jest imponujący. Tyle się zmieniło w ciagu mojego życia. Wierze lekarzom. Wierzę w badania naukowe w medycynie. Dlaczego nie miałbym wierzyć i podejrzewać tych ludzi o manipulacje. Moga się czasami pomylić. Ale to ułamek procenta. Koncerny farmaceutyczne są oczywiście nastawione na zysk, jak w każdej działalności gospodarczej. Ale też znowu nie poderzewam ich o manipulacje, by kosztem zdrowia wypuścić coś, co nie jest "wystarczająco" sprawdzone. To ma krótkie nogi i czasem, ale bardzo rzadko, się zdarza(thalomid). Jak w każdej dziedzinie są różne poglądy na sprawę(różne "szkoły") Gdy jednak zdecydowanie przeważa jedna opinia, przewijająca się wśród specjalistów na całym świecie, to co mam przyjąć za prawdę? Własnej nie mam, ponieważ się zupełnie na tym nie znam. Przyjąć czyjś incydentalny pogląg, jak cytowany poprzednio przeze mnie prof. Tak rozumując, można się upierać, że ziemia nie jest kulą. Wyznawcy takich poglądów organizują swoje sympozja. Teraz jest potrzeba szczepionki. Nie jestem, choćby przeczytawszy wszytko co na ten temat napisano w świecie, ocenić czy jest wystarczająco sprawdzona. Co to jest wystarczająco? Każdy lek ma teraz taką długą listę przypadków. Jeden na sto pacjentów-takie uboczne skutki. Jeden na tysiąc- jeszcze gorsze. Nie piszą jeden na milion. Zapewnie po połknięciu pada martwy. Nowy model samochodu jeździ zamaskowany po fabrycznych wertepach. Nawet setki tysiące km. Ale dopiero , gdy nim zacznie jeździć parę milonów zwykłych zjadaczy chleba. Jeździć po swojemu przez parę lat, to jest sprawdzony. Ale czy wystarczająco? Wystarczająco jest sprawdzona Toyota. Moja stara Honda też. Zagronie
  14. Zaszczepię się. Szczepiłem się na grypę we wrześniu. Robię to już lat, gdy ostatnia grypa dała mi zdrowo w kość. Odkąd się szczepiłem nie było grypy, albo super lekka. Teraz w listopadzie myślałem, ze to może grypa. Kaszel, gorączka. Ale ostateczna decyzja lekarza, po badaniu krwi, prześwietleniu płuc to covid i zapalenie aparatu. Przed chwila przeczytałem długi wywód "prof, dr hab". biolg, genetyka. Portal -"stolik wolności". Prof się nie szczepi. Stosuje metody naturalne, min. kiszoną kapustę. Ja też ją lubię. Szczególnie do rybki. Wszystko, co napisał pan prof jest dla mnie przekonywujące. Nie znam się zupełnie na genetyce, więc nie dyskutuję. Ale ponieważ czytanie o nowościach naukowych, w różnych zresztą dziedzinach, było moim hobby, więc postanowiłem się zaszczepić. Wbrew temu co napisał prof. Kapusta, jabłka inne rośline produkty są podstawą mojego wyżywienia. Dlaczego podjąłem tak głupią decyzję. Otóż buszując od lat po sieci w szerokim świecie. Czytając to i owo w kilku światowych językach(chińskiego nie znam). Doszedłem do wniosku, że wśród naukowców są różne szkoły, tak jak wśród artystów malarzy. Jedni zawieszają puste płótno na ścianie, dla podziwania, że coś w tym jest. Inni maluja wspaniałe pejzaże i wieszają na resztach murów obronnych Krakowa, obok bramy floriańskiej. Obie te szkoły się wzajemnie lekceważą. Nie wspomnę na koniec o autorze "dosu"(Disck Operating System), panu Billu. On zdaje się jest praprzyczyną tego strasznego nieszczęścia. Ma z pięćdziesiąt miliardów zielonych i jeszcze chce się dorobić na pandemii. Takie to rzeczy można przeczytać w sieci. Podpisane przez różnych prof, nie wspominając o prostych dr. Ja jako jeden, z tych ostatnich, też mam swoje zdanie. I szczepię się i jem pomidory, ogórki i inne warzywa. Nie łykam pigułek, tylko zmuszam płuca do pracy na stoku. Zagronie
  15. Ale się ładnie rozwinęła dyskusja. Ale temat jest mi bardzo bliski. Przeżyłem okres, gdy skręt równoległy był ewolucją pasujacą na narciarza. I jeszcze taki skręt(dłuższy), że narty zostawiały wąski ślad. Teraz to też jest ideał. Gdy patrzę z wyciagu na stok, to zawsze poszukuję sylwetek narciarzy, którzy mi sie rzucą w oczy. I mówię sobie w duchu- dobrze facet jedzie. Nie musi pędzić, jak uczeń ze szkółki narciarskiej, ale widać ten spokój, panowanie nat materią. Widać tą równoległość desek. Nie ma momentu, ze zewnętrzna nieco odjedzie w bok. Podeprze się drugą. Nie rusza go zryty stok, wyślizgane miejsca. Jedzie wtedy wolniej i wybiera lepsze miejsca do skrętu. Cały czas utrzymuje idealnie równoległe narty. Mnie osobiście "do szału" doprowadza fakt, że w jakimś momencie zaburzył mi się ten równoległy ideał. Nie daj Panie! Jakiegoś mikro podparcia nartą wewnętrzną. Dlatego unikam dziur na stoku. Ale oczy i siły od dawna po równi pochyłej! Teraz na tym znakomitym postępie techniki, jak narty karwingowe, można,, wykonywać wąskim śladem(czyli bez ześlizgu)także szybkie, slalomowe skręty, w lini spadku stoku. Ktoś powie to jest karwing. Ale karwing to jest jazda równoległa. Która się różni od "normalnej" jazdy równoległej tylko tym, że narty z tytułu ich własności same sobie wytyczają trajektorię, po której się posuwają do przodu. Cała umiejętność narciarza polega na wykorzystaniu do maksimum tych ich własności. Ale też to narciarz decyduje jak mają jechać. Zawsze równolegle, ale nie zawsze "karwingowo". Jedocześnie, czy sekwencyjnie? Dawniej w automatyce uczono mnie o sterowaniu sekwencyjnym. Teraz jeżdżę na na nartach i od lat miałem i mam problemy z jednoczesnością. Robi się film, standartowo 29 klatek na sekundę. Zdjęcie klatki może trwać jedną tysięczną sekundy lub mniej. Klatki następują co 1/29 części sekundy, czyli 0,034 s. Klatka "trwa" 0,001 s! czyli praktycznie nie wiemy dokładnie, co się dzieje z narciarzem w czasie filmowania. Jednak z analizy kolejnych klatek i faktu ciągłości ruchu, wynikającej z bezwładności, mamy jakiś obraz jazdy. Dla trenera zawodnika z PŚ to chyba nie wystarczające. Trzeba znacznie szybciej filmować! Ale moje problemy sa bardziej przyziemne. Przykład-obciążam nartę wewnętrzną przed linią spadku stoku. Mam ją przekręcić kolanem na krawędź wewnętrzna tej narty i to jak najdalej(to trwa, wspomaganę przez odpowiednie ruchy nóg, korpusu, min. dp przodu). A co robi druga noga?. A ręce z kijkami? Są nieruchome w jednej pozycji? Nie jestem w stanie stwierdzić precyzyjnie, co jest sekwencyjne, a co jednoczesne. Macham na przemian rękami, idąc ulica. Rusza się noga i ręka jednocześnie. Ręka nie czeka na nogę. Grając nieco wtenisa dowiedziałem się, że najsilniejsze uderzenie jest wtedy, gdy złożą się precyzyjnie trzy ruchy. Tenisista prowadzi w zamachu rękę do przodu(forhand) z rakietą w kierunku nadlatującej piłki. Jednocześnie czasie biegu jego korpus, razem z ramieniem(ręką)skręca się nieco i wychyla w przód. Gdy piłka jest tuż, tuż, przed naciągiem rakiety jego nadgarstek zgina się i przyspiesza rakiętę w kierunku piłki. Dodatkowo może ją przesunąć, przy tym zginaniu, z dołu do góry(top spin). Silny precyzyjny serwis jest bardzo trudny, ponieważ jest to jednoczesne złożenie ruchu ciała do przodu, ramienia do przodu i nadgarstka do przodu. A w nartach! Jest pełno takich jednoczesnych ruchów. I trudność tej techniki jest taka jak w tenisie(Bachleda, po zakończeniu kariery, zaczął grać w tenisa i stwierdził, że jest trudniejszy od nart. Ale tak sobie gadał, ponieważ narty miał w małym palcu). I cała tudność w nauce jazdy polega na tej jednoczesności. Wykonując choćby, wspomniany ruch skrętny stóp, to kiedy następuje zwiekszone obciążenie narty zewnętrznej? Ruch się skończył(trwał 0.01) i dopiero wtedy po tym czasie. Czy po czasie 0,005 s noga zewnętrzna jest już obciążana? Takie dyskuje prowadzą do absurdów. Nie ma żadnej wątpliwości jednoczesności ruchów. Trzeba w czasie jednej sekundy(czas trwania skrętu i przejechanie, np 15 m po łuku) wykonać cały szereg zmian w układzie członków ciała i jego korpusu. Te zmiany muszą mieć określoną sekwencję, wynikającą z dobrze przyswojonej techniki. To jest sekwencja kolejnych układów ciała. Te właściwe układy są możliwe, gdy najróżniejsze mieśnie jednoczesnie wykonują swoją pracę. I tego się ciągle uczymy. Zagronie Zagronie
  16. To jest z mojego punktu widzenia bardzo ciekawe pytanie. Odrazu sobie wyobrażam narciarza, który jedzie po łagodnym, gładkim stoku. Jakoś jedzie i próbuje zrobić skręt na nartach równoległych. Pierwsze to nie wiem jak dotychczas skręcasz. Musisz skręcać jeżdżąc na nartach. Drugie nie rozumiem(bo to jest nie jasno napisane, co to jest ""co za tym idzie język buta i "podniesienie" i doprowadzenie do narty zewnetrznej". Być może chodzi o nacisk na język buta. Reszta jest jasna. Ja naukę tego skrętu opiszę w swój sposób. Zakładając, że narciarz już jakoś jeżdzi po łagodnych, gladkich stokach skręcając jakoś z oporu(przesuwa jedną nartę w bok, lekko ją obciąża i dosuwa druga. Ale teraz chce to robić bez takiego dosuwania na równoległych nartach. Przy czym jeździ na "typowych" nartach karwingowych a nie na jakimś starym sprzęcie. Te narty mu ułatwiają bardzo skręt. Są różne możliwości wykonania skrętu równoległego, w zależności od doświadczenia. Zaczne od najprostrzej metody, stopniowo to to komplikując. 1. Jedziemy na łagodnym i gładkim stoku(b ważne) prosto w dół. Wystarczy, nawet bez wbijania kijka, starać się samymi stopami skręcić obie narty, w prawo lub w lewo. Skręt równoległy się zacznie! Ale koniecznie korpus(głowę) staramy się mieć skierowane w dół! Nie wolno się obracać za skręcającymi nartami, a szczególnie obracąc w stronę stoku! Zniweczy to całą sprawę i zatrzymamy się w rozwoju. Narty zaczną jechać, już nie całkiem płasko, ale bardziej na krawędziach. W momencie tego impulsu skrętu stopami należy bardziej obciążyć nartę zewnętrzna(przy skręcie w prawo-lewą nartę i odwrotnie). Wystarczy tylko nieco wyprostować nogę zewnętrzną i nieco podkurczyć drugą nartę. To wszystko! Nie zajmujemy się biodrami. Ręce z kijkami dosyć szeroko. Ciało się ustawi prawidłowo "samo". Biodra będą nieco wewnątrz skrętu. Ujedziemy kawałek, narty zakręcą i się zatrzymamy. 2. Jeśli stok będzie bardzo łagodny i skręt będzie niewielki(od linii jazdy) to możemy samymi stopami, uprzednio zupełnie wypłaszczając narty spróbować skręcić w przeciwna stronę, nie przerywając jazdy. Zarówno w w pkt 1., jak i 2. dobrzę byłoby dodać do tego impulsu skrętu próbę pochylenia kolan(b niewielkiego) obu nóg do wnętrza skrętu. Ustawi to narty nieco bardziej na krawędzi i bedą one chętniej same skręcać. Zwiększając szybkość jazdy zauważysz, że narty coraz łatwiej skręcają równolegle. Wystarczą bardzo delikatne ruchy. Kiedy jest potrzebne odciążenie nart by skręcić? We wszytkich innych przypadkach, z wyjątkiem wyżej opisanego. Na bardziej stromych stokach, przy więcej podkręconych skrętach, na nierównym śniegu. Wymieniłem najważniejsze. Najprostrzym odciążeniem stosowanym od "zarania nart" i teraz też powszechnie, jest przez tzw. "wyjście w górę". Wystarczy to wypróbować stojąc na płaskim terenie. Obniżyć swoją sylwetkę. Wbić kijek i opierając się nieco na nim energicznie wyprostować ciało. Można doprowadzić do tego, że narty się oderwią od śniegu. Wtedy są całkowicie odciążone. W pratyce aż takie odciążenie nie jest potrzebne. Można sobie tak ćwiczyć - wbicie kijka -hop. Wbicie drugiego -hop. Gdy, przy wbiciu prawego kijka, będzie się spadać głównie na lewą nartę i odwrotnie. Byłoby idealnie! -------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Kreska ta oznacza, że mamy już dobrze przećwiczone to co wyżej napisane. Że czujemy o co tu chodzi. Wtedy rozpoczynamy etap drugi. Na stromszym stoku, ale dalej gładkim! I dobrym śniegu(najlepiej ubity naturalny, lub lekko puszczony sztruks). 3. Stok jest bardziej stromy. Narty skręcają o znacznie większy kąt. Odciążenie jak w pkt. 3. jest połączone z dwoma jednoczesnymi ruchami- skrętnym ruchem stóp i zwiększonym obciążeniem narty zewnętrzej. Obciążenia narty zewnętrznej i wewnętrzej trzeba mieć wbite do głowy. To musi być automatyzm przy każdym skręcie! Zawsze jest to prostowanie nogi zewnętrznej i podkurczanie wewnętrznej. Choćby bardzo leciutkie. Gdy narty zaczną skręcać(i znowu pilnować, aby nie obracać się z nimi!) staramy się obniżyć sylwetkę w czasie zakręcania. Ułatwi nam to, min., odciążenie(z niższej pozycji jest mocniejsze!). I znowu szybkość jazdy będzie wielkim sprzymierzeńcem. I coraz bardziej strome stoki, ale dalej gładkie! Nie należy się spieszyć na poryty teren. Ponieważ, "ratując" się w czasie jazdy wszystko się pochrzani. To będzie nasz skręt równoległy(narty zawsze należy prowadzić równolegle) i przy okazji już jadące na krawędziach. Chociaż jazda na krawędziach wcale nie oznacza, że jest to "carving". Ale to inna dyskusja. Pozdrawiam i życzę wytrwałości Zagronie 2.
  17. Zagronie

    Czarny Groń koło Andrychowa

    Mój ulubiony stok. Widziałem wczoraj tego śnieżnego spycha, jak cierpliwie pracował. To strasznie cienka warstwa, która zaraz odsłoni glebę, z kamyczkami w trawie. I wąska. Przy tym dość stromym stoku, kiepsko to widzę. Inwersje są zabójcze dla Mosornego. Co z tego, że na dole jest parę stopni mrozu w nocy, ale u góry hula w nocy ciepły wiatr z południa. Obserwuję stację meteo, obserwatorium astronomicznego na Suhorze, poz 1000 m npm(1 km od Tobołowa). "Moje" okolice. Ostatnio powyżej zera w środku nocy, ale w Jurgowie, Białce pod Tatrami, już minus 5, 6 stopni. Wyż na Ukrainą, nad Rosją, to ładna pogoda na południu. Wiatr ze wschodu na nizinach. Zimny. W nocy mróz, w dolinach jeszcze większy. Mgły podinwersyjne, pomieszane ze smogiem, utrzymujące się nieraz(Kraków) cały dzień. Takie białe białe morze pokrywające wszystkie doliny. Ale u góry ciepło, słonecznie. I tylko zimne dziury, na północnych stokach, takie jak Czarny Groń, dają możliwość naśnieżenia i utrzymania pokrywy. I tak dobrze, że nie było "prawdziwego "halnego. A na Czarnym Groniu do BN jeszcze da się jeździć. Nawet bez dodatkowego śnieżenia. Zagronie
  18. Zagronie

    Czarny Groń koło Andrychowa

    Przygotowałem fotoreportaż. Gdzie są najlepsze teraz warunki narciarskie w Polsce. Nie na Kasprowym, nie w Szczyrku, tylko parę kilometrów od Andrychowa. Ktoś powie phi-co to za górka? Tylko nie phi! Wyciąg ma 600 m długości. Trasa równoległa do niego. Pamięć mnie raczej nie myli. Sto siedemdziesiąt metrów różnicy. Już widzę te tłumy jeźdżące w pasie o szerokości 10 m. I z zakręwędziowaniem jak robił to pan Hirscher. Jadąc wyciągiem do góry zwykle pogłębiam swoję teoretyczne narty, oberwując technikę jadących w dół. Z górnej stacji jeszcze czterdzieści metrów do góry i jesteśmy przy szlaku z Leskowca na Potrójną, przełęcz Kocierską, aż do Żaru. Aby się tu wydrapać należy najpierw zjechać w dół a potem do góry. Najbardziej chyba wypasionym wyciągiem na świecie. Biorąc pod uwagę kraj, góry, stok i koszt tego cudu techniki. Każdy prywatny inwestor jest panem swojej kasy. Nic mi do tego. Ten stok przed uszlachetniem przez spychacz i koparkę znam z czasów, gdy byłem studentem. Zagubiona w lesie polanka i na niej orczyk. Praciaki mówiono w okolicy. Adrychów miał wtedy niezłych narciarzy. Wystarczy popatrzeć na stok Gronia JPII. Szczyt Leskowca jest dalej na płd-zachód około kilometra. Z tego Gronia opada na północ polana. Super stok slalomowy. Obsługiwany kiedyś przez wyrwirączkę, ale bez pasa ani rusz. Gdzieś ze 150 m różnicy i ze 600 m długości. Tu stawiali Adrychowianie swoje kolorowe tyczki ze świerka. I rozgrywali mistrzostwa. Kilka razy tym wyciągiem się wyciągałem. Należało pilnować klucza, bo lina nie wybaczała. O mało co ten wyciąg na Praciakach nie zmienił mojego losu. Była robota w Adrychowie dla absolwenta Wydziału Elektrotechniki Górniczej i Hutniczej. W pobliżu jest fajny stok z orczykiem! Byłem zdecydowany. Ale żona wykazała znacznie większy rozsądek. Nie ruszę się z Krakowa! I tak zacząłem pracować nie w jakiejś Andorii, tylko w Zakładzie Badań Rakietowych i Satelitarnych. To było coś w rodzaju NASA w ówczesnej Polsce. Tak to narty mogą czasem zupełnie ogłupić człowieka. Ze zdjęć jest świetnie widać jak było dzisiaj. Wybiorę się w piątek, by pracować na swoim kątem. Aha! Separacja była wzorowa, na wyciągu i stoku. No i ten busik! Na dwadzieścia miejsc, ale tylko maksimum dziesięciu pasażerów. Zagronie
  19. Zagronie

    Czarny Groń koło Andrychowa

    Moja Dama z panem Kubą testowali dzisiaj ten Groń. Z nowości-to pojawił się busik 10 osobowy. Można sobie usiąść. Stok bd. Na górze jeszcze trawa i kupki śniegu. Postanowiłem jutro przestać się gniewać na Praciaki. Jeździło w środku dnia niewiele osób. Zamiast osiemdziesięciu kilku km do Jurgowa mam pólgodzinnki autkiem. I zaraz się zabieram do ćwiczeń. Taki jestem ambitny. Jak nie mam celu na dany dzień, to po co jechać na narty. No-świeże powietrze, drzewa oszronione, gimnastyka ciała to się liczy. Ale tak tylko zjeżdżać? Zjeżdżać, by liczyć liczbę zjazdów, kilometry po wężykach, różnę poziomów w metrach, kilometrach. To mi jest nie potrzebne. Mam swoje pułapy, po których jestem odpowiednio zmęczony i mam odpowiedni poziom "radości mięśniowej". Ale ta wieczna ambicja. Nie da się coś poprawić! Iluzja u gościa, który powinien być super zadowolony, że jeszcze stoi na nartach. A jak jedzie, to nie widać w jego oczach przerażenia. Muszę więc mieć wyzwanie. Przygotowałem się teoretycznie. Przeglądnąłem po raz wtóry moje ulubione filmiki z sieci. Przyjrzałem się dokładnie, klatka po klatce moim ostanim wyczynom w Jurgowie. Wszystko jest Ok! Przy czym porównuję się do znanych postaci na YT. Ale jedna rzecz, zresztą od dawna, spędza mi sen z powiek. Jak patrzę na inicjację swojego skrętu, to moment później(wtedy gdy narty są skierowane dokładnie linii spadku stoku), moje narty są na krawędziach. Ale ten kąt jaki ich płaszczyzna tworzy ze śniegiem jest rzędu 30 st. Nie popelniam dużego błędu w ocenie, ponieważ jestem doświadczony majsterkowicz. To za mało. Jeszcze piętnaście, dwadzieścia stopni by się przydało. I jak to zrobić.? Wiem ta szybkość, ten promień, te zależności, ta sila odśrodkowa. Wiem ten facet z YT. to "mój" wnuk. Wszystko to wiem. Ale zawsze na stoku, gdy mam na względzie ten kąt jw. to zawsze liczę na cud. Pcham te kolana do środka skrętu. Dzisiaj poprawić się o kilka stopni to już sukces. Następnym razem znów o stopień, czy dwa. I tak się bawię od lat. I zawsze mam cel na dany dzień(nie zawsze taki sam sam). To jest dla mnie kwintesencja nart, szczególnie, gdy jestem po raz setny na tym samym stoku. Zagronie
  20. Takie rysy to był powód do kłopotów. Jeździłem bardzo wąsko. Ale to nie były nogi zblokowane, co widywało się casem, gdy ktoś taką jazdę imitował. Moje nogi pracowały oddzielnie. Z wyraźnym obciążeniem narty zewnętrznej a takim samym odciążeniem wewnętrznej. Czyli buty z nartą ciągle się przesuwały względem siebie w górę i w dół. Krawędź narty zaczepiała o bok buta. To było podświadome. Gdy cholewka buta była już znacznie ścięta, przynitowałem na obu butach kawałki blachy duralowej. Jedyna rada, by nie stracić kapci. Teraz też mam powód do "dumy". Mam ryski na butach, mimo że lata walczyłem o szerszy rozstaw nart. Na klatkach ze skrętu widzę że narta wewnętrzna nieco uniesiona ma tendencję do zbliżania się do buta zewnętrznego. Stąd te ryski. Dawniej to było ścinanie plastyku. Ten odruch siedzi tak głęboko i nie mogę sie go pozbyć. Inna sprawa nie bedę szukał jakichś ćwiczeń i poświęcał cały dzień na te ćwiczenia przez cały sezon. Wydaje mi się, że tego typu odruchy(błędy) są dość powszechne. Dopóki wyraźniej nie wpływają na jakość jazdy nie ma co z tym walczyć. Zagronie
  21. Zagronie

    Covidowe narty

    No i uciekłem. Byłem po dziewiątej pod Kotelnicą. Wypasione krzesło stoi, ale jest separacja z siatki. A co będzie za separacją? Gdy morze ludzi na nartach, rozdzielać się będzie na karne ciągi do bramek. Kasy zamknięte, przed nimi czekający na otwarcie w rynsztunku bojowym narciarza. Dziewiąta i trzydzieści minut. Nic się nie zmieniło. Pieprzyć Białkę. Sa tu fajne trasy na początek sezonu, by sobie przypomnieć narty. Koniec też może być fajny. Ranny sztruks, słońce i przenosiny z górki na górkę. Wszytko na tle Tatr. Ale Białka nie ma sportowego ducha, jak Jurgów. Jurgów jest dla sportowców. Poczynając od przedszkola, do leciwego emeryta(nie piszę o sobie!). Tu się jeździ na nartach. W Białce raczej bywa. Białka jest znana, jak Giewont, Kasprowy, w mniejszym stopniu Rysy. Za trudne i bardziej dla wtajemniczonych w geografię. Przed wyjazdem(o siódmej) z mojego, znanego na całym świecie miasteczka, rzut okiem na kamerę w Jurgowie. Co jest! Poma się kręci i śmigają jakieś postacie po stoku. Trzeba mieć zdrowie, by być przyszłym mistrzem stoków. Dzisiaj stok obrodził w szkółki. Ale wolę jeździć, pośród takiego towarzystwa. Ładnie to kręci. Nie trzeba się za bardzo obawiać, że ktoś wpadnie na mnie, gdy zrobię pywatną głupotę i skrecę niespodziewanie. Takie numery na Kotelnicy są niewybaczalne. Zagronie.
  22. Zagronie

    Covidowe narty

    Decyzja zapadła. Jutro, mimo niezbyt dobrej pogody(lepiej, śnieg będzie twardszy?), Białka i trasy 6 i 6a. Muszę mieć nieco stromszego terenu, by wejść w rytm krótszych skrętów. Narty mam przyzwoite. Taki skręt, że nie czuje się wysiłku, gdy narty zmieniają krawędzie. Liczę na pusty stok. A może ktoś z forum tam się wybiera? Trzeba korzystać. Być może to ostatnie dni, że są pustki. Gdy będzie rano tłum do kanapy 6 osobowej, uciekam do Jurgowa. Zagronie
  23. Zagronie

    Covidowe narty

    Nie prywatny, ale bardzo lubiany. Nieco daleko jest z Wadowic, ale bliżej z Koninek. W linii prostej(przecinając Turbacz) nie tak daleko. Ale trzeba w praktyce wrócić do Rabki. Potem skrótem, na południe wprost na Obidową, gdzie stacja bezynowa. Podjazd pod tą górkę jest stromy i gdy ślisko nieco atrakcyjny. Tu otwiera się wspaniała panorama. Wysokie, alpejskie góry. Od wschodu do zachodu. Wzdłuż grani to gdzieś 50 km. Po prawej stronie szosy, zjeżdżając do Klikuszowiec, z nieśmiertelnym góralem, łowiącym ryby na stawku obok kościoła, widać rozkopy. Trwa wyczekiwana, szczególnie przez krakusów-inwestycja. Od kościółka w Rdzawce do N Targu cztery pasy. Dojazd do górala z Obidowej był nieraz drogą przez mękę. Dziury pod małym Luboniem już wydrążone. Jak się ruszy z góry borkowskiej w Krakowie to godzinka w szybkiej furze i Tatry na wyciągnięcie ręki... Jurgów jest sympatyczny. Ten widok na Bielskie Tatry, które tuż obok. Nieco dalej wspaniałe otoczenie Białej Wody. A że krótki stok? Dla mnie w sam raz. Jak nie muszę sie zatrzymać z powodu "tłoku" to na raz. W marcu tego roku tu skończyliśmy. Miałem wiele przyjemności, ponieważ była przygotowana taka mała ścianka z czarnymi wężykami do dalszego krzesła. Dla pełnego obrazu bardzo pasowały ciepłe oscypki z żurawiną. Ma często u góry swój nielegalny bufet człowiek z okolic. Pozdrawiam Zagronie
  24. Zagronie

    Covidowe narty

    20201207_121958.mp4 Pani pulmonolog obejrzawszy moje płuca na zdjęciu i mając badania krwi na antyciała powiedziała-wszystko wskazuje na wirusowe zapalenie płuc na tle...Mam więc pokaźną liczbę tych antyciał, co jest pocieszające. Teraz należy zastosować jakieś "regenerum" na mój aparat odechowy. Dawniej Rabka była znana w leczeniu suchot. Wybieram Koninki i Jurgów. W Koninkach aklimatyzacja do wysokości npm. W Jurgowie gimnastyka na stoku. Jedziemy w poniedziałek(wczorajszy). W Białce ślni Kotelnica i banery pięknej pani z bujnymi krztałtami i bujnymi blond lokami. Ale ruch minimalny. Za to jest piękne słońce, które stopniowo znika, gdy zbliżamy się do Tatr. Jurgów to nasz ulubiony stok. Z góry, patrząc na południe, ma się wrażenie, że to Alpy. Skaliste szczyty sterczące do półtora kilometra nad widzem. Wystarczy wyciągnąć rękę, by je dotknąć... W Jurgowie zawsze było znacznie luźniej, niż w Białce. Tłum stanowili często Słowacy. Na wiosnę pod koniec sezonu często było tu sporo seniorów, których podejrzewałem, że są z samego Zakopanego lub okolicy. Starzy stokowi wyrypiarze. Seniorska, spokojna jazda. Liczą się tylko narty i góry. Reszta nie ma znaczenia. Niestety Tatry, zapewne pięknie ośnieżone, skryły się za grubą warstwą ciemnych chmur. Na stoku ćwiczy przyszła kadra. Ten gigant przesuwali w miarę zużycia materii. Nie było to dla nas turystów najlepsze, ponieważ przyszło nam jeździć, po wyciętych, przez przyszłych mistrzów rowkach. Nie było jednak źle. Było świetnie zważywszy, że to pandemia, początek sezonu i jesteśmy seniorami. Resztę opowiedzą załączone zdjęcia i nazwy plików. Na koniec całkowita personalna wiwisekcja w postaci video. Staramy się ciągle podnosić swój poziom. Widzimy własne błędy. Nieco nas usprawiedliwia początek sezonu. Pewna widoczna sztywność. Ze swej strony mam wrażenie, że szybko jeżdżę. Że szybciej i częściej skręcając nie da się za żadne skarby. Wiatr w oczach bez gogli, ponieważ za ciemno i nie widać rzeźby powierzchni śniegu. Za to na filmie katastrofa! Co tak wolno? A gdzie ta jazda na krawędzi? Następnym razem poprawię się, przyrzekam... A może by tak jeszcze w tym tygodniu? Moja druga połowa nie może. Jeszcze śnieg wytrzyma i będzie chłodniej i twardziej. Następna zima dopiero za miesiąc. Tak mi wychodzi z obserwacji meteo. Zagronie
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...