Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Blogi

Turcja - narty na wulkanie i Kapadocja (Vlog272)

Turcja, to kierunek, który wybieramy na letnie wakacje, ale czy warto tu przyjechać zimą... i to jeszcze na narty? Ośrodek Eciyes odwiedziłem po raz drugi, tym razem z biurem podróży ITAKA, które oferuje między innymi ten kierunek w ramach swojej narciarskiej oferty. Narty na stokach wulkanu, to szczególne doświadczenie, a jeżeli do tego dołączymy wizytę w niesamowitej Kapadocji, która jest w odległości tylko godziny jazdy samochodem, robi się z bardzo ciekawie. A to wszystko w pakiecie z przelo

JC

JC in Narty

San Pellegrino w Val di Fassa (Vlog270)

Narty na przełęczy San Pellegrino? Czemu nie! Ośrodek narciarski San Pellegrino - Falcade jest jednym z sześciu w dolinie Val di Fassa. Położony wysoko, z doskonałymi trasami oraz wspaniałymi widokami na Dolomity sprawi, że z Twój narciarski urlop będzie udany. San Pellegrino, to miejsce dla początkujących, ale także dla wymagających, zaawansowanych narciarzy, na których czeka m.in. La VolatA - czarna trasa pucharu świata. Jeżeli wybierasz się w Dolomity, podpowiem Ci jaki skipass na

JC

JC in Narty

Tofana di Rozes 3225 m n.p.m. - ferratą Giovanni Lipella

Różowa, piękna Tofana... moim zdaniem z Tofan najładniejsza Czy rzeczywiście jest różowa? Tak... gdy pada na nią słońce właśnie ma taką barwę więc nie trudno zgadnąć, że nazwa Rozes pochodzi od specyficznego koloru tej góry. @sstar w innym wątku mojego bloga wywołał do tablicy tą górę. On zapamiętał ją jako... niezbyt urodziwą, niezbyt ciekawą do wchodzenia - chyba, że coś pomieszałem?   Dla mnie i dla Pauli Tofana di Rozes, to ślicznotka, a sama droga na nią niezwykle ciekawa. P

marboru

marboru in Tofana di Roses

Sekrety Sellarondy - Skitour Panorama w Val di Fassa (Vlog269)

Odkrywając dla Was Sekrety Sellarondy wybrałem się na bardzo interesujące narciarskie safari - Skitour Panorama wokół doliny Val di Fassa, które z dala od tłumów popularnej Wielkiej Pętli odkryje przed Wami doskonałe trasy i jeszcze lepsze widoki. Ukoronowaniem będzie "czarna" trasa Vulcano, która moim zdaniem, jest jedną z najlepszych w Dolomitach. Sellaronda - odkrywamy tajemnice wielkiej pętli     

JC

JC in Narty

Carezza - gondola Cabrio oraz narty i kulinaria (Vlog268)

Przed Wami drugi film z położonego w Dolomitach ośrodka Carezza. Czy w Carezzy są trasy dla początkujących i dzieci, jakie atrakcje czekają na stokach na nasze pociechy? Tego dowiecie się oglądają ten film. Odwiedzę dwie doskonałe restauracje, w których pysznie zjecie, a na koniec zabiorę Was na przejażdżkę na dachu kolei linowej Tiers, skąd można podziwiać panoramę Rosengarten. Opowiem także, ile kosztuje taki przejazd. Zapraszam do oglądania.  

JC

JC in Narty

Carezza dla zaawansowanych (Vlog267)

Carezza, to ośrodek narciarski położony u podnóża Rosengarten w Południowym Tyrolu we Włoszech. Mimo, że nie oferuje setek km tras, ma wiele zalet, które docenią zarówno zaawansowani jak i początkujący narciarze i snowboardziści. W tym odcinku zapoznam Cię z trasami dla zaawansowanych, opowiem o doskonałym spa do odpoczynku po intensywnym dniu na białym, a także podpowiem na jakich zasadach, bezpłatnie korzystać z tutejszych kolei i wyciągów mieszkając w Val di Fassa.  

JC

JC in Narty

Latemar Sixpack - trasy dla wymagających cz.2 (Vlog266)

W drugim vlogu z ośrodka narciarskiego Latemar w Val di Fiemme, zabiorę Cię na kolejne cztery trasy wchodzące w skład Latemar Sixpack, czy najlepszych tras na zaawanasowanych. Zaczniemy od czarnej trasy Il Muro di Santa, która została wytyczona z Pala di Santa, następnie przejedziemy nad Obereggen na dwie sportowe trasy Oberholz i Maierl, a skończymy narciarskie zmagania na trasie Agnello, składającej się z trzech części: czerwonej, czarnej i ponownie czerwonej. Oczywiście nie zabraknie wątku ku

JC

JC in Narty

Szlak trzech trzytysięczników

Conturines 3064 m n.p.m. Lavarella de Fora 3034 m n.p.m. Lavarella 3055 m n.p.m. Ferrata Tru - Dolomieu Powyższe cele i szczyty - doskonale widoczne dla wszystkich narciarzy jeżdżących po La Villi   Start pieszy do ich zaliczenia zaczyna się na końcu trasy narciarskiej Lagazoi w Sciare. Auto zostawiamy przy schronisku Capanna Alpina (parking 5 EUR) i na początku idziemy w górę trasą narciarską, by po kilkuset metrach skręcić w lewo, wzdłuż strumienia. Przebieg wędró

marboru

marboru in conturines

Piz Boe 3152 m n.p.m. - ferrata Tridentina

Kasprowy Wierch Dolomitów? Tak, to Piz Boe o wysokości 3152 m n.p.m. - najwyższy szczyt masywu Selli przy narciarskiej Sella Rondzie. Żeby było pięknie, widokowo i ciekawie postanowiliśmy wejść na ten szczyt od drugiej strony przez ferratę Tridentinę Klettersteig - trudność C. Auto parkujemy na parkingu pomiędzy Colfosco, a Passo Gardena. Kilkaset metrów od samochodu dochodzimy do pionowej ścianki i pniemy się w górę. Żelazna lina + masa klamr na nogi bardzo mocno ułatwiają w

marboru

marboru in Piz Boe

Alpe Cermis w dolinie Val di Fiemme cz. 2 (Vlog264)

Przed Tobą druga część filmu z ośrodka narciarskiego Alpe Cermis w dolinie Val di Fiemme we włoskim Trentino. Jeżeli jesteś już po obejrzeniu pierwszej części, to wiesz, że mimo niewielkiej ilości tras, Alpe Cermis jest ośrodkiem narciarskim, który zaspokoi oczekiwania także zaawansowanych narciarzy. W tym odcinku uzupełnię Twoją wiedzę o kilka innych tras, w tym świetną trasę, jeżeli w narciarskich wakacjach towarzyszą Ci dzieci. Zapraszam do oglądania.  

JC

JC in Narty

Lodowiec Pitztal - kolejna odsłona

Pitztal, to miejsce szczególnie mi bliskie. To tutaj dokładnie 10 kwietnia 2010 roku rozpocząłem swoją alpejską przygodę z nartami. Tym bardziej, że po drodze, gdzieś blisko Salzburga dobiegła nas informacja, bardzo niedobra informacja... ...zostawmy to. Lodowiec Pitztal odwiedziłem również będąc w podróży, razem z @JC, gdy odwiedzaliśmy pięć tyrolskich lodowców. Jesienią 2022, to był bardzo burzliwy czas w moim życiu... i? W ferworze walki, z problemami dnia codziennego, trafił m

marboru

marboru in Pitztal

Alpe Cermis w Val di Fiemme cz. 1 (Vlog263)

Alpe Cermis w dolinie Val di Fiemme we Włoszech, to ośrodek, do którego zawitałem po wielu, wielu latach. Byłem bardzo ciekawy, co się zmieniło, jak dziś prezentuje się ośrodek położony w regionie Val di Fiemme, do którego my Polacy, tak chętnie jeździmy. Mimo, że Alpe Cermis nie oferuje setek kilometrów tras narciarskich, to jest to miejsce, w którym czekają na Ciebie świetnie przygotowane trasy oraz oferujące lokalne, smaczne potrawy górskie restauracje. O trasach mógłbym się tu rozpisać, ale

JC

JC in Narty

Passo Fedaia - kolejna, kultowa przełęcz z Giro di Italia

Pechowa przełęcz. Dlaczego? ...bo dopiero zrobiona rowerem za trzecim podejściem. Pierwsza próba - odpuszczona ze względu na upały +37... drugim razem odpuszczona ze względu na burzę i chłód. Jak to mówią - do trzech razy sztuka. Ruszamy z naszej kwatery i robimy krótką przerwę w Alleghe. Pogoda tego dnia jest również bardzo niepewna. Chmury przetaczają się nad szczytami i u góry wieje spory wiatr. Kieszenie mamy wypchane ciuchami - na dole jest dość ciepło i

marboru

marboru in Passo Fedaia

II Nuvolo 3075 m n.p.m. - cel zastępczy

Po dwóch akcjach górskich w tygodniu (Monte Civetta, Stella Alpina), kolejnym celem miała być Cima della Vezzana 3192 m n.p.m. przez ferratę Bolver Lugi - C. San Martino di Castrozza, to przepiękny środek narciarski, z którego jeżdżąc na nartach obserwujemy Pale di San Martino - przepiękny masyw Dolomitów... widać również prawie na wprost ferratę, którą zaplanowaliśmy. Ponieważ w nogach mieliśmy nie tylko dwie długie wędrówki w tygodniu, ale również kilka przełęczy na rowerze, tego dni

marboru

marboru in II Nuvolo

Śladami Giro di Italia - Passo Staulanza, Passo Duran

Muszę sam siebie pochwalić  Uzupełnianie bloga, w ostatnim czasie, idzie mi dość sprawnie  Były narty w Val di Sole, były zaliczone szczyty i ferraty... i by treść bloga nie była zbyt nudna, pora na wpis z Dolomitów, ale tym razem rowerowy. Zacznę prawie od końca, czyli przedostatniej przejażdżki w tych pięknych, górskich okolicach. Letni pobyt w Italii, to baza w Celat - małej osadzie niedaleko Alleghe. Wszystkie wyprawy rowerowe zaczynamy zatem z górki a kończymy podjazdem. Gene

marboru

marboru in giro di italia

Tofana di Mezzo 3244 m n.p.m. - pierwszy trzytysięcznik na koncie

Po słoweńskiej przygodzie w Alpach julijskich nadszedł czas na pierwszą górę z trójką z przodu - trzytysięcznik. Narciarsko, od pierwszego wejrzenia, zakochaliśmy się w stokach Cortiny d'Ampezzo, a trasy przy pionowych ścianach tamtejszych Dolomitów robiły na nas, robią piorunujące wrażenie. Kto nie był, niech wpisze na krótką listę narciarskich celów. Tofana di Mezzo... to ona została wybrana na szczyt z trójką z przodu w naszej trekkingowej historii życia. Dotychczas najwyższą g

marboru

marboru in Tofana di Mezzo

Nowy rozdział - TikTok

Pierwszą moją kamerą było GoPro 3 Silver... potem była 8semka Black... i co? Sprzedałem kamery. Dlaczego? Poniekąd dlatego, że będąc na nartach, w górach ilość przewożonego sprzętu zaczęła mi mocno przeszkadzać. W jednej kieszeni aparat, w drugiej kamera, w trzeciej statyw, w czwartej różne końcówki do mocowania sprzętu... zwyczajnie jeździłem obładowany. By coś nakręcić, zrobić zdjęcie trzeba było szukać, grzebać, zmieniać... wszystko też było czasochłonne. Nie tylko odbierało czas na stok

marboru

marboru in TikTok

Stella Alpina - Gwiazda Alpejska

Gwiazda alpejska, alpejska gwiazda... Stella Alpina, czyż nie jest to piękna i kusząca nazwa? Jest! Nie tylko słowa składające się na jej tytuł kusiły od lat, ale również sława ferraty, która ma miano najtrudniejszej w Dolomitach, bądź jednej z najtrudniejszych. Większość tych najbardziej znanych żelaznych dróg w Dolomitach za nami i wg naszej opinii, to jest najtrudniejsza z nich. Wycena i skala trudności to rzecz, która zawsze budzi emocje i jest kontrowersyjna... dlaczego? Bywa bowi

marboru

marboru in Stella Alpina

Monte Civetta 3220 m npm - wejście ferratą Alleghesi

Jak miło jest wspominać piękne chwile, które pozostaną w człowieku na całe życie  ...takich momentów w ostatnich trzech latach miałem wiele, może nie aż tak dużo na nartach, ale również związanych z Alpami. Dzisiaj Was zabiorę na mój 14 trzytysięcznik - tak, tak... na koncie mam już ich 15. Dlaczego akurat zaczynam pisać od 14go? Bo to, Monte Civetta, która jest bardzo mocno związana z narciarstwem (ośrodek narciarski z "sówką" u podnóża)... a ponad to? To moja wymarzona i przepiękna góra! Dlacz

marboru

marboru in Monte Civetta

Na narty do Maso Corto

Na narty do Maso Corto Jeżeli oglądałaś / oglądałeś pierwszy odcinek, to wiesz, że wybór Aparthotelu w Maso Corto w czasie świąt, był strzałem w dziesiątkę. Doskonałe warunki, włoska pogoda, miłe towarzystwo, przystępne ceny i smaczne jedzenie - to zalety pobytu w tym położonym wysoko w górach Południowego Tyrolu ośrodku narciarskim. Zapraszam Cię na drugiego vloga z Maso Corto, w którym pokazuję uroki tego miejsca, świetne trasy oraz restauracje, które powinieneś odwiedzić w trakcie narciar

JC

JC in Narty

Val di Sole - powtórka po 10 latach

Pierwszy raz w Val di Sole byliśmy równo dziesięć lat temu. Zrobiliśmy tę dolinę tylko w części, wypadało więc wpaść i uzupełnić naszą mapkę narciarską o Tonale, Ponte di Legno, Presenę i Pejo 3000. Dolomity di Brenta kusiły w sumie od dawna... Relację z przed lat znajdziecie pod linkiem:  Kierunek tego wyjazdu nie był tak oczywisty - w styczniu istotna w życiu narciarza jest pogoda... a w planach mieliśmy na początku Austrię. Prognozy nas zwiodły bo pokazywały dużo gorszą aurę p

marboru

marboru in Val di Sole

Bachledka Ski & Sun na Słowacji (Vlog260)

Ośrodek narciarski Bachledka Ski & Sun na Słowacji, to świetne miejsce na spędzenie narciarskiego urlopu. Położony zaledwie kilkanaście kilometrów od naszej południowej granicy, w swoim menu ma trasy dla narciarzy i snowboardzistów na każdym poziomie zaawansowania, od miejsc dla początkujących, przez szerokie, niebieskie trasy ze wspaniałym widokiem na Tatry do czerwonych i czarnych tras dla wymagających. Do tego trasy do biegania na nartach, wieża widokowa ze ścieżką w koronach drzew, zakwa

JC

JC in Narty

  • Blogi

    1. Grandvalira w Andorze, to największy ośrodek narciarski w Pirenejach. W ramach współpracy z partnerem moich wyjazdów, biurem podróży Itaka, miałem przyjemność ponownie odwiedzić ten interesujący region, aby nagrać dla Was ten materiał i zachęcić do odwiedzenia Andory zimą. Zapraszam do oglądania.

       

       

    2. marboru
      Ostatni wpis

      Takiego pięknego dnia na nartach dawno nie miałem…

      A sam ośrodek? Mimo, że już w nim byłem i nie byłem zachwycony… zachwycił mnie. Można? Można! 

       

      Pozdrawiam i zapraszam na „nogi bolo” na Tiktoku.

      marboru

    3. O Olimpie słyszał chyba każdy, bo któż w dzieciństwie nie czytał greckich mitów o boginiach i bogach zamieszkujących tę legendarną górę, najwyższy szczyt Grecji? Ale pojechać tam - w miejsce, gdzie prawie z linii brzegowej Morza Egejskiego wznosi się potężny masyw górski, na blisko trzy tysiące metrów? Zobaczyć na własne oczy, wspiąć się, doświadczyć jak tam jest? Udało mi się spełnić to marzenie kilka dni temu i spędzić tydzień u stóp (i nie tylko) Olimpu, w czasie którego zrobiliśmy trzy trekkingi po szlakach tamtejszego parku narodowego - najstarszego w Grecji. Na pierwszy ogień -

      Wąwóz Enipeas

      Zaczynamy z Litochoro, w którym mieszkamy. Litochoro jest kilkutysięcznym miasteczkiem turystycznym, ok. 90 km na południe od Salonik, przyciągającym głównie amatorów górskich szlaków. Panuje jednak zupełnie inna atmosfera niż w w położonych kilka kilometrów niżej zatłoczonych i hałaśliwych nadmorskich kurortach Riwiery Olimpijskiej. W górnej części miasteczka fragment wąwozu zagospodarowano jako spacerową promenadę do tzw. Wanny Zeusa - skalnej niecki, przez którą przepływa potok Enipeas (nazwany na cześć antycznego rzecznego boga Enipeusa). Niektóre mity podają, że kąpiel w Enipeas odbiera dziewictwo ... Aktualnie w wannie Zeusa się jednak kąpać nie wolno, bo jest tam ujęcie wody pitnej dla Litochoro, a spaceruje się ścieżką poprowadzoną po betonowych belkach bezpośrednio nad akweduktem. Poniżej kilka zdjęć (z późniejszego, wieczornego spaceru) - z widocznym na horyzoncie grzbietem Olimpu.

      IMG_20240812_202853.thumb.jpg.653482c20312bf3f39fba5f6ae10d38a.jpg

      IMG_20240812_202430.thumb.jpg.7629ebd9e41ddb27c401cd3d4ecdd3fe.jpg

      IMG_20240812_203915.thumb.jpg.9306cd21979016f5165f87d9027fa3d7.jpg

      Mniej więcej w połowie promenady odchodzi w górę ścieżka do długodystansowego szlaku E4 przez górny bieg wąwozu i dalej na sam Olimp. Z punktu widokowego podziwiamy Litochoro i wody Zatoki Salonickiej.

      IMG_20240808_100746.thumb.jpg.2ac7f3b5631b7230e4660e038cc2337b.jpg

      A w drugą stronę - widoki takie!

       aIMG_20240808_101553.thumb.jpg.1439b635af1d60c5742e2677cb02e9fa.jpg

      Początkowe 6 km idzie się trawersując zbocze ponad korytem rzeki. Górski las czasem daje trochę cienia i ochłody przed grzejącym słońcem. IMG_20240808_120941.thumb.jpg.9b9b00e48e23490541a7601c54f7ac2d.jpg

      IMG_20240808_122938.thumb.jpg.b3e55e469db2a7eeb0246cfb64472121.jpg

      IMG_20240808_122956.thumb.jpg.b1938916d5304e9cfafede1a9f1ab5d4.jpg

      Wkrótce dochodzimy do rzeki - na zdjęciu mój małżonek, Darek, odpoczywający na kamieniu. Woda jest krystaliczna i cudownie chłodna.

      IMG_20240808_130910.thumb.jpg.0f330e0d92f578dae14986cd22009881.jpg

      Tablice informacyjne przy wejściu na szlak informują po angielsku i grecku, że szlak w zasadzie jest zamknięty z powodu zerwanych mostków. Po drodze jednak spotykamy trochę osób, więc postanawiamy zaryzykować i przekonać się, jak to na miejscu wygląda. O ile pierwszy mostek jeszcze jest w całości, to drugi wygląda tak:

      IMG_20240808_132551.thumb.jpg.da99d6cc99561390d553053741abb80b.jpg

      Pozostaje nam przejście po kamieniach - pierwszym razem udaje się suchą nogą, przy kolejnych mostkach już nie do końca - z sześciu ocalała połowa. Ale jest pięknie.IMG_20240808_135614.thumb.jpg.34f72690b9b4a5eae428b6a5d050e0c8.jpg

      IMG_20240808_135618.thumb.jpg.6ff8aaee26d8e68d5c6e9a7d035b8d09.jpg

      Docieramy do jaskinii św. Dionizego ze świętym źródełkiem:

      IMG_20240808_140447.thumb.jpg.4c7ed9fa303b2b478bab5b787a751f80.jpg

      I do klasztoru pod wezwaniem tego samego świętego. Klasztor na zewnątrz bunkrowaty, ale dziedziniec i wnętrze bardzo ładne. Obok budynku spory parking z dojazdem do szosy z Litochoro do Prionii, można więc dojechać tutaj również samochodem. Wokół klasztoru wala się trochę śmieci i wałęsa się kilka bezpańskich psów - bezdomne zwierzęta to niestety częsty widok w Grecji.

      IMG_20240808_144005.thumb.jpg.ef1038adf897fdc1f6325a811703c93a.jpg

      IMG_20240808_144236.thumb.jpg.a01fe3d54e5d1774cc350598fa2a02af.jpg

      IMG_20240808_144254.thumb.jpg.5880a6a9d93659306c467e04340f6258.jpg

      IMG_20240808_144059.thumb.jpg.72ebbac7ae636c9a735b6663304845fe.jpg

      Na ostatnim odcinku szlaku - między klasztorem a Prionią - ludzi jest sporo. Pewnie to zasługa możliwości dojazdu samochodem. Niektórzy korzystają z możliwości kąpieli w wodospadach. Woda jest tu jednak lodowata - odważyłam się tylko umoczyć nogi.

      IMG_20240808_150854.thumb.jpg.e836867c51b2979952fd5b0e8b748983.jpg

      Do parkingu w Prionii docieramy około 17-tej, po 18 km wędrówki. Jest tutaj tawerna z fajnym, greckim jedzonkiem - w wydaniu górskim. Zamawiam zaskakująco smaczną zupę z kozy i decydujemy się, że kierowcy z naszej ekipy pojadą autostopem do Litochoro po auta, a reszta zejdzie w tym czasie kawałek niżej szlakiem. Jako, że zupa była syta, to resztą kanapek podzieliłam się z bezdomną suką spod klasztoru i po przewędrowaniu ponad 22 km i 1300 m przewyższenia wróciliśmy do Litochoro.

      IMG_20240808_213714.thumb.jpg.dae6fb9e19a1f15035a1d0e7336e6aac.jpg

      [cdn.]

    4. Zagronie, wspomnienia

      Zagronie
      Ostatni wpis

       

      Post 26

      Baku, Kijów

      Dwudziestego trzeciego września

      Rano lecimy do Baku. Samolot jest już znacznie większy.  Odrzutowiec TU-135. Pogoda kiepska. Widać z góry szare pustynie, potem pojawia się morze. A na nim wieże naftowe. Morze Kaspijskie jest płytkie. Pomiędzy wieżami biegną nad wodą pomosty. Wież przybywa, jest ich coraz więcej, lepiej też już widocznych, bo samolot schodzi w dół. Pomostów też przybywa. W wodzie stoi już cały las wież. Widać Baku. Plątanina pomostów dąży w kierunku miasta. Lądujemy.

      Po obu stronach drogi z lotniska do miasta wieże i rury do transportu ropy.  Biegnące po ziemi we wszystkich możliwych kierunkach. Jesteśmy w Baku. Idziemy spacerkiem nad morze. Ładna zatoka i przyjemny bulwar z restauracyjkami.

      Mamy nieco miejscowego grosza, po udanym handlu. Herbatę podają tu z dużych samowarów.  Trochę na sposób afgański. Dostaje się duży, ceramiczny czajnik herbaty i do tego szklaneczkę. Na spodku leżą kawałki cukru, które się ssie, popijając ze szklaneczki gorącą, gorzką herbatą.

      Ma tu być ładne stare miasto. Zobaczymy więc, jak to jest w praktyce. Już nieco się naciąłem na Samarkandzie. Orbis organizował tam wycieczki i pisano dużo u nas, jaka tam jest  egzotyka i wspaniałe zabytki. W czasie powrotu z  Hindukuszu nieco sobie tam pospacerowałem. Z dużym jednak rozczarowaniem.

      Widzimy mury miejskie Baku. Od trzynastego do dziewiętnastego wieku. Dość prymitywnie to tu restaurują. Stare miasto jest wewnątrz nich.  Wąskie uliczki. Meczet. Jakieś fragmenty dworu Szirwanszacha. Zdaje się szesnasty wiek. Nic specjalnie ciekawego. Może już jestem zepsuty po Iranie i Indiach.

      Hotel jest najbardziej luksusowy, jaki  mamy w  ZSSR, ale otrzymany po małej awanturze. Jest telewizor. Niestety, tak jak w Taszkiencie - zepsuty. Łazienka nieco zdewastowana. Ale za  to z gorącą wodą.

      24.09.

      Lecimy dziś do Kijowa. Wczoraj w Inturiście,  przy kupnie biletu lotniczego, wyrażono wielkie zdziwienie. Skąd my znaleźliśmy się w Baku? Nie mieliśmy prawa tu być!  Z Termezu powinno się nas było wyekspediować najkrótszą drogą do Polski.

      A mnie chodziło po głowie, że mając sporo rubli jak na mnie, moglibyśmy ewentualnie polecieć sobie do Irkucka i zobaczyć Bajkał. Jedno z moich marzeń. Zarzuciłem tą myśl, bo nie chciałem stresować żony, dodatkowym opóźnieniem i niewiedzą, gdzie jestem. I tak była wystarczająco zestresowana moich wyjazdem do Indii. Wiedziała przecież z praktyki w Iranie, jakich niespodzianek można się spodziewać w czasie takich wojaży jak nasze. Teraz wiedziała, że już wracam do domu. Pisałem kartkę o przewidywanej trasie powrotu.

      Teraz tu w Baku było już wiadomo, że nad żaden Bajkał byśmy nie polecieli. Nie sprzedano by nam biletów. Kasjerka na lotnisku w dalekim Termezie była zdaje się nie bardzo gramotna  i nie powinna nam była sprzedać lotu do Baku, Tylko wprost do Kijowa przez Taszkient. No więc musieli z konieczności nam załatwić jak najszybciej lot do Kijowa, by „inostrańcy” nie włóczyli się po terytorium bratniego kraju.

      Lecimy razem z jakąś polską wycieczką starszych pań, które tu węszą za złotem. My też powęszymy. Bo co robić z rublami, które kupiliśmy za dolary, w pośredni sposób, poprzez chusteczki dla Uzbeczek?  Kupimy złoto czternastokaratowe, bo tylko takie tu sprzedają  i sprzeda się go u nas u Jubilera.

      W sumie cała operacja, biorąc u nas czarnorynkowy kurs zielonego, daje pewne dobre przebicie. Musimy sobie, jak jest okazja, powetować nieco straty, poniesione w Indiach przez głupią żądzę przygody. Nie lepiej to byłoby siedzieć w domu i ciułać na samochód?  Podliczając te kilka eskapad - do Iranu, Afganistanu i Indii zebrałoby się może na jakąś, giełdową Skodę.

      Samolot znów inny. Tym razem Ił-18. Turboodrzutowy. Mam szczęście. Znowu mam miejsce przy oknie. I to właściwej strony. Czteromotorowy. Spoglądam przez okienko na skrzydło z przyczepionymi dwoma potężnymi silnikami. Każdy ma  ogromne śmigło z czterema łopatami.  Nagle łopaty skrajnego silnika zaczęły się pomału obracać. Szybkość ich wzrosła i z silnika buchnął bury dym.

      Silnik zaskoczył. Obroty śmigieł  gwałtownie wzrosły. Już nie było widać pojedynczych obracających się łopat, tylko lekko drgające w miejscu śmigieł  powietrzne koło. Silnik grzmiał. Przyszła potem kolej na  następny, a  z drugiej strony na  pozostałe dwa. Koncert czterech potworów zagłuszał wszystko. Samolot drgał. Po uniesieniu się powietrze drgawki ustały, ale huk i wirujące koła za oknem pozostały.

      Lecimy najpierw na północ, omijając łańcuch Kaukazu, od strony Morza Kaspijskiego, a potem wzdłuż tego łańcucha na zachód. Właściwa strona dla mnie jest ta, z której widać góry. Oglądam wspaniałą panoramę  ośnieżonych gór. Wprawdzie trochę daleko, ale widać nieźle.

      Nie leci też tak wysoko, jak duże odrzutowce. Wysokość gór wzrasta. Widać jakąś dużą grupę. Może to Uszba? Opisywana często w literaturze górskiej zalodzona grupa górska w Kaukazie.

      Potem widać potężny, dwuwierzchołkowy szczyt o łagodnych stokach. Wiem doskonale jak się nazywa - Elbrus. Najwyższy szczyt Kaukazu. Też podobno wygasły wulkan jak Demawend w Elbursie. Zaledwie niższy do niego tylko kilkadziesiąt metrów. Ale za to potężnie zalodzony. Tylko to on może być. Widać doskonale przełączkę między szczytami. Po minięciu tej góry samolot bierze zwrot na północ i Kaukaz znika. Widok był wspaniały. Białe chmury w dole i białe góry na horyzoncie. Kończy się moja indyjska przygoda.

      Epilog

      Co mi pozostało w pamięci po poznaniu Indii? Zaledwie po ich dotknięciu, a raczej muśnięciu. Pozostała wdzięczność Stwórcy, że się urodziłem w Polsce, a nie w Indiach! Byłem wykształcony, miałem pracę. Mieliśmy mieszkanie M-4 i telewizor czarno-biały. Wprawdzie się często psuł, ale zawsze udawało mi się go naprawić. Mieliśmy syna i nawet nowy samochód  Syrenę.

      W niedzielę, a potem nawet w sobotę, bo Gierek pozwolił na sześć wolnych sobót w roku, jechaliśmy do Okocimia, gdzie mama spędzała z moją siostrą wakacje. W zimie były wypady na narty. Byłem szczęściarzem życiowym. Spłynął na mnie ogromny spokój. Nasze polskie problemy były jakieś małe, nikłe, bez porównania w stosunku do tego, co tam zobaczyłem.

      Ceny

      Termez - 5 rubli za przewóz kutrem po Amudarii do Ajratanu w Afganistanie.

      ● Afganistan

      Ajratan - Mazar-i Szerif - 30 Afs(afgani-waluta w Afganistanie).

      Hotel w Mazar-i Szerif – 30 do 60 Afs.

      Mazar-i Szerif – Kabul(ok. 600 km) - wynajęta taksówka – 100 Afs plus bagaż(pow. 20 kg – 15 Afs za 7 kg).

      Hotel w Kabulu - 25 Afs(Friends Hotel – Shar-I Nau).

      Kabul – Peszawar(ok. 500 km) - 100 Afs, plus opłata za bagaż jak z Mazar-i Szerif.

      Wymiana: 1$ = 43 do 45 Afs

      ● Pakistan

      Peszawar Hotel, ok. 5 Rp(rupii pakistańskich).

      Peszawar – Lahore – 25 Rp autobus(może wrosnąć do 40 Rp – zależnie od pojazdu).

      Hotel w Lahore – 6 Rp.

      Lahore – Amritsar – pociąg - ok. 6  Rp.

      Wymiana 1 $ = 9,5 Rp

      ● Indie

      Przelicznik; 1 $ = 8,7 R .W niektórych rejonach Indii  dawano za dolara nieco ponad 9 R

      Amritsar – Deli – pociąg - ok. 26 R(rupii indyjskich).

      Hotel(w stylu indyjskim) w Deli – 2 do 10 R.

      Deli – Chandigarth – pociąg (266 km)- 18 R.

      Chandigarth – Manali –autobus(300 km) - 23 R, plus bagaż.

      Manali – Hotel – 6 R.

      Manali – Keylong – Darcha (170 km)– 13 R.

      Hotel w Keylong – 3 R.

      Kulis – 25 do 30 R na dzień do 30 kg.

      Koń(muł) – średnio 25 R na dzień – 60 kg.

      Pociąg na trasie Dehli – Madras – Trivandrum – Bangalore – Bombay – Janhsi  - Dehli- 7500 km. Bilet specjalny zakupiony w Boroda House p. 35. Tzw. circular ticket – 196,9 R.

      Ceny autobusów – średnio- ok. 6 do 8 R za 100 km.

      Ceny pociągów – 40 R za 1000 km(2 klasa-sypialny), plus opłata za rezerwację miejsca 5,5 R

      Autobusy miejskie 30 pesa(z podziału rupii na 100 części).

      Potrawy w Indiach

      Mutton biriyani – ryż z baraniną(kawałkami), cebulką i kapustą – smaczny.

      Reis biriyani – ryż po wegetariańsku do tego 4 do 6 różnych bardzo ostrych sosów - podawany na południu Indii.

      Porotta albo Barotta – bardzo smaczne placuszki o różnych wymiarach, zależnie od okolicy – spotykane tylko na południu.

      Puri – też smaczne placuszki o dość różnej konsystencji – sprzedawane na północy.

      Placuszki z ryżu(południe) – niezbyt smaczne.

      Czapati(Chapati) – placki z mąki i wody, cienkie i o smaku przypieczonego ciasta na makaron – północ kraju.

      Jajka – sadzone, gotowane, omlet.

      Ryba z curry, ryba pieczona – południe, wybrzeże.

      Napoje

      Herbata z mlekiem – całe Indie

      Kawa(naturalna) z mlekiem – więcej na południu, gdzie jest tańsza od herbaty z mlekiem

      Mleko słodzone(bawolic, kozie)

      Napoje butelkowane – cola, fanta, woda sodowa i jeszcze inne – raczej słodkie

      Owoce

      Piru – owoc podobny do jabłka, ale smaku bliżej nieokreślonym, smak może pośredni między papierówką a dynią

      Ananas

      Orzech koksowy – dojrzały posiada mało mleczka a dużo miąższu. Niedojrzały gasi dobrze pragnienie. Zawiera ok. trzy czwarte szklanki mleczka. Są z grubsza biorąc - podłużny i podobny kształtem do orzecha laskowego – tylko b. duży.

      Banany – duże i małe żółte, zielone, czerwono-brązowe.

      Jabłka – tylko północ.

      Gruszka-jabłko? – smak podobny do gruszki.

      Mango – sezon lipiec, sierpień.

      Pomarańcze – mało soczyste i smaku gorszym od tych kupowanych w naszym kraju.

      Cytryny – malutkie z cienką skórką(limonki).

      Japoński owoc – czerwony, podobny do pomidora o zwartym miąższu. Zatyka jak niedobra gruszka.

      Winogrona.

       

                                                                                                                              

       

       

    5. Dłuższą chwilę mnie nie było na forum, ale wracam z relacją z wczorajszej wycieczki.

      Ostatni wyjazd w góry był w maju, tęskniłam strasznie za Tatrami, i już na prawdę stawałam na głowie żeby udało się zgrać dzień wolny z ładną pogodą. Obserwacja prognozy od kilku tygodni, trasa obmyślana jakiś czas temu i w końcu udało się - niedziela powinna być ok. Bałam się, że niedziela  w Tatrach to zły pomysł, ale z tego co zauważyłam to Tatry Zachodnie nie są aż tak oblegane jak Morskie Oko, Giewont czy inny Kasprowy. No więc tak: piątek i sobota 12 h w pracy na nogach, a w niedzielę pobudka o 4 i w drogę.... :)

      Wracając z pracy w piątek po 21 coś zaczęło piszczeć w aucie-koniec klocków. no po prostu swietnie....i po wyjezdzie sobie myślę. Na szczęście Miśkowi udało się jakieś znaleźć w garażu i w nocy zmieniał ....Pobudka o 4, zbieramy się, pakujemy rowery do auta - nie możemy znaleźć śruby od koła....dobra udało się, coś wymyślił :D Pogoda jakaś dziwna się wydaje, ale jeszcze słońce nie wzeszło więc mam nadzieję, że jednak będzie ładnie....jedziemy, coś chmury nad tymi Tatrami Zachodnimi. Misiek już zły bo to wygląda na burzowe chmury.....zaczęło padać po drodze, no po prostu myślałam, że zwariuje.....zaczyna wiać...no ale cóż, dojechaliśmy, pogoda się uspokoiła, ale dalej pochmurno, będzie co bedzie, nic nie poradzimy. Plan był, że dojeżdzamy rowerami do polany Trzydniowki, idziemy dalej z buta dalej w stronę schroniska, odbijamy w lewo na szlak papieski i tamtędy na Trzydniowiański i wracamy na Polanę Trzydniówkę od razu do rowerów i wracamy. No  i dobra, wysiadamy z auta, rowery przygotowane, Mikołaj chce dopompować powietrza, a tu powietrze zeszło całkowicie i nie chce się ruszyc.......no wszystkie znaki mówią zeby odpuscić.....w koncu jego rower został w aucie, a my wypozyczylismy rower z wypozyczalni.  Oczywiscie dokument tozsamosci został w aucie, dobrze ze ja mialam swój chociaz :P No dobra, ruszamy... dojechaliśmy do miejsca gdzie mamy zostawić rowery, i ruszamy dalej z buta, zaczyna padać....no świetnie. Nad Wołowcem widac ciemne szare ciężkie chmury, no jak nic na burzę....ja juz załamana i wkurzona...nie wiemy co robić, najrozsądniej byłoby wrócić, ale żal....na chwilę schowalismy się od deszczu pod drzewami....po jakims czasie przestalo padać, poszlismy w strone schroniska, Misiek jest za tym zeby wracac, albo dojsc do schroniska i wracac, ja stwierdziłam, że moze przeczekamy bo z drugiej strony powoli było widac słonce...w końcu doszliśmy do schroniska na Polanie Chochołowskiej. tam posiedzieliśmy, zaczeło wychodzic słonce, ale przy wysokosci ok 2000 m n.p.m. widać bylo chmury....po wielu dylematach Misiek mowi ze nigdzie nie idzie wyzej, wracamy, moze przejdzie moze nie, bezpieczniej zawrocic-wiedzialam ze ma rację, ale jednak mialam nadzieje, że sie rozpogodzi i ze pojdziemy. dobra, posiedzielismy jeszcze kolo wypasu owiec, zaczelo sie robić coraz ładniej, było ju z kolo 10.00 wiec dosc pozno, plan był inny, ale co zrobić. dobra, w koncu Misiek uległ i poszlismy na góre :D Na początku szlak był dość łagodny i szło się całkiem przyjemnie, słoneczko świeciło, wiał ciepły wiatr, raczej płasko niż mocno pod górę. Dopiero później szlak zaczął się piąć mocniej do góry, temperatura też robila swoje i mielismy coraz mniej sił. Podejscie na samą górę już w ogóle dało na w d....nogi :P masakra, ja już ledwo miałam siłe iść, a nie wiem jak Misiek doczołgał się do mnie haha co prawda został w tyle, a ja poszłam już sama na szczyt żeby odpocząć i zjeść :) Przed wyjazdem myślałam, czy nie zahaczyć o Kończysty Wierch jeszcze- to już tylko godzinka z trzydniowiańskiego, ale odpuscilismy. Może gdyby była wczesniejsza godzina to byśmy się zdecydowali, ale tak to odpuścilismy, poza tym na prawde byliśmy wypruci :P

      Na gorze odpoczęlismy, napatrzyliśmy się na przepiękne widoki i ruszylismy w dół Krowim Żlebem-cieszę się że taki kierunek wybrałam, bo zejście było dośc strome, dało nam też popalic, ale chyba jednak wolałam schodzić tędy bo jakbym miała wchodzic pod górę tak stromo to bym umarła w polowie drogi chyba haha. Z drugiej strony niby jakbym miala to strome podejscie za sobą to pytam tylko lżej by mi się schodziło tamtym szlakiem, sama nie wiem co lepsze, ale i tak i tak dałoby w kość:P po  dość długim schodzeniu, moje kolana i ścięgna miały już serdcznie dośc. Największym zbawieniem okazał się oczywiscie rower-przekonalismy się o tym juz nie raz. Zawsze jak idziemy gdzieś z Chochołowskiej to roweramy podjeżdzamy gdzie się da :) Jak juz się wsiądzie na rower w drodze powrotnej to nawet nie trzeba pedałować :D a jeszcze jak się mija tych wszystkich ludzi i za chwilę jest się na dole...no bajka :D Balismy się troche ze to niedziela i że będą tłumy-na szlaku na Trzydniowiański mijaliśmy moze 10 osob....schodzą już troche wiecej - troche ludzi wchodzilo dopiero, ale mimo wszystko było na prawdę baaardzo mało ludzi. Trzeba wiedzieć gdzie iść żeby nie było tłumów :P w samej Dolinie jednak dosc sporo ludzi-głównie rodziny z dziecmi, wracajac rowerem trzeba bylo uwazac bo potrafili isć całą szerokością, albo dzieci nieoczekiwanie wybiegały pod koła :P wiadomo jak to jest. Na koniec zjedlismy pyszny i nawet nie drogi obiadek w karczmie kawałek za wyjsciem z Doliny. Mało ludzi, tanio, krotki czas oczekiwania, a jedzonko przepyszne :D

      Mimo wielu przeciwności był to na prawdę udany i męczący(pozytywnie)dzień. a powrót? z Chochołowskiej do Mogilan pod Krakowem około połtorej godziny. A wyjechalismy kolo 17 dopiero.....jechalismy za google maps, zadnego korka, zadnych 2 czy 3 godzin na zakopiance jak straszyli ;)

      Także dzień przecudowny, mam nadzieję, że jak najszybciej uda mi się znowu wrócić w Tatry:)

      Filmik będzie później, na razie kilka zdjęć :)

       

      1.jpg

      2.jpg

      3.jpg

      4.jpg

      5.jpg

      6.jpg

      7.jpg

      8.jpg

      9.jpg

      10.jpg

      11.jpg

      12.jpg

      13.jpg

      14.jpg

      15.jpg

      16.jpg

      17.jpg

      18.jpg

      19.jpg

      20.jpg

      21.jpg

      22.jpg

      23.jpg

      24.jpg

      25.jpg

      26.jpg

Booking.com


www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...