Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Wujot

Użytkownik forum
  • Liczba zawartości

    2 726
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    114

Zawartość dodana przez Wujot

  1. Brawo! Już się bałem, że nie napiszesz relacji. Ekipa zacna - znam wszystkich pozdro Wiesiek
  2. No coś w tym jest, szczególnie na fokach to sama przyjemność. Jak jeździłem więcej we Francji to nawet dość często mono spotykałem. I też miałem ochotę na tym spróbować. Ale jako technika terenowa to nieporozumienie - nawet snowbordowego skakania i kicania nie zrobisz. Ze splitem (monosplit ???) nie powinno być problemów bo to na bank to samo co w deskach. Kupujesz zamki i sam robisz. Pozdro Wiesiek
  3. W Beastach elementy carbonowe są nitowane na wierzchu skorupy. Wygląda to na dodatkowe wzmocnienie i nie mam wątpliwości, że to powinno działać. Co śmieszniejsze raczej podnosi wagę (bo nie chce mi się wierzyć aby zmienili formę na resztę buta). To w kwestii indywidualnych różnic w tym zakresie.
  4. Sam się zastanawiam - Beasty kupiłem w wersji Carbon właśnie ze względu na deklarowaną większą sztywność (ale we flexie nic o tym). Czy to jest zauważalne to trzeba byłoby się przejechać mając na nogach różne buty. Z jednej strony to firmy każą sobie słono dopłacać za instalację wkładek z włóknem węglowym i człowiek ma nieprzeparte wrażenie, że wynika to z pozycjonowania marketingowego a z drugiej buty to najważniejszy element ekwipunku skiturowego i chyba tam nie warto oszczędzać. Ciekaw jestem jakie jest szersze zdanie - czy warto dopłacać za "carbon"? Czy to jest efekt placebo? Co mądre głowy o tym sądzą? Pozdro Wiesiek
  5. Aby nie przedłużać odpowiedzi - wszystko jest dośnieżane. Albo jak wolisz tam gdzie trzeba
  6. To, że jest tam odpowiednie naśnieżanie to oczywiste. Znacznie bardziej szokujący jest stan stoków. To idealnie wyrównane łąki z wyzbieranymi co do jednego kamykami i bez krzaczka. Tam wystarczy 10 cm śniegu aby można było jeździć. Saalbach to absolutna top liga i nawet niewielka wysokość im nie przeszkadza. Pozdro Wiesiek
  7. Jedną z kluczowych spraw jest nie tyle kondycja (choć to jest ważne) lecz elementy techniczne. I mam tutaj na myśli nie tylko optymalny wybór techniki pokonania podejścia (czyli np. zakładamy harszle chwilę przed tym jak trzeba a nie gdy trzeba, gdy wszystko wskazuje, że podejście z buta i tak będzie to szybka ciut wcześniejsza przepinka, ) ale przede wszystkim sprawność w wykonaniu elementów. Od pewnego czasu nad tym się skoncentrowałem i naprawdę sporo można osiągnąć aby nie ściągać niepotrzebnie nart i plecaka, robić sprawnie zwroty, wybierać dobrą ścieżkę podejścia. Na tych elementach nieogarnięta grupa traci bardzo dużo czasu. Jak poranna analiza wskazuje duże prawdopodobieństwo użycia harszli to nie ma sensu mieć ich na dnie plecaka. Ty masz je już założone z przyklęku bo były przypięte na zewnątrz a ktoś właśnie odpina klapę plecaka bo na stromym musiał odpiąć jeszcze narty. Dalej lepsze jest niższe tempo z miarowym rytmem i dobrą wentylacją jak częste przerwy. Niby oczywiste ale wiesz jak praktyka wygląda. Wielkość grupy i jej sprawność to kluczowa sprawa. Jak chodzę w takich dużych grupach jak ostatnio to traci się dosłownie godziny... Pozdro Wiesiek
  8. Chciałem oddać głos ale na trzecie pytanie nie mam pojęcia bo po górach już nie chodzę...
  9. Wszystko było zamknięte na kłódkę. W kontekście naszych alpejskich przyzwyczajeń to naprawdę jest inne. Tam zawsze coś jest otwarte bo od tego przecież życie może zależeć. Takim skrajnym przykładem jest np otwarte zaplecze techniczne stacji narciarskiej na Moenie (Saas Fee). Wchodzisz a tam urządzenia, narzędzia, dobra wszelakiego do oporu. Pewnie kilkaset metrów kwadratowych dobrze wyposażonego zakładu pracy. Z prysznicem i toaletami. I kilkadziesiąt metrów dalej kartka z prośbą aby do tej części już nie wchodzić... A tutaj widok Winterraum w Britani Oczywiście zaczęliśmy dywagować, że pewnie przy naszej kulturze otwarcie Winterraumu w Chacie oznaczałoby sprzątanie nie wiadomo czego i dewastację. Mamy to na co zasługujemy. Szkoda.
  10. Piotrze! Myślę, że Zverovka to mogłoby być idealne miejsce na spotkanie się i integrację. Po pierwsze blisko dla wszystkich, po drugie teren z wieloma opcjami, od łatwych do trudnych zjazdów, wyciąg narciarski jako podwózka i opcja rezerwowa na dupówę. Można byłoby tam robić tematy skiturowe i freeturowe a także jazdę w ON, jak ktoś lubi. W premii atmosfera schroniskowa. I tak, na razie niezobowiązująco. Nasza ekipa przymierza się do Tatr Zachodnich i na pewno przyjrzymy się tematowi. Jeśli ustalimy termin to podamy go do publicznej wiadomości. Nie wiem jak jest z obłożeniem schroniska ale sadzę, że termin kwietniowy powinien być spoko. Pozdro Wiesiek
  11. Mariusz - w tym sezonie napisałem jeszcze: relację z przejścia Czarnohory i freeride z Dragobratu relację z ponad miesiąca freeridowania/freetourowania a tam znalazły się dokładne opisy możliwości w Lungau, Planneralm a także mniej dokładnie Dachstein, Krippenstein, Weisse GletscherWelt, ciekawostki z Areny, Kitz, SHL Razem z tym co teraz, wychodzi 31 opisanych moich, dni narciarskich w zakresie freeride/freetour/skitur/skialp. Wiem, że to dość egzotyczna tematyka, raczej nie interesująca większości, ale po prostu w zasadzie tylko to jeżdżę. Z ciekawych tegorocznych wyjazdów to jedynie nie opisałem świetnego Andermatt i biwaku na Suchej Górze (w ramach ćwiczeń przed Ukrainą). Na majówkę będę w Brance - to najlepszy region skiturowy jaki znam (19 różnych opisanych wycieczek z tego schroniska!).Już przebieram nóżkami. Jeśli ktoś chce to może zebrać swoją ekipę i podczepić się pod naszą logistykę. Wspólnego szurania nie obiecuję (bo ekipa jest) ale i nie wykluczam. To oczywiście teren lodowcowy i nie dla początkujących, ale narciarsko fantastyczny. Może wrzucę parę fot (jak wyjazd się uda bo z pogodą nigdy nie wiadomo). Ale skoro mnie wywołałeś to ja się pytam gdzie Ty, drogi kolego, jesteś, że Cię nie ma? Ekipa Ci odjeżdża i to w ostrym tempie. Nie chodzi mi tutaj o umiejętności narciarskie - bo wiem, że złoisz nam dupsko 3x, ale te ogólne górskie. Po co Ty się szkolisz i szkolisz na tych poletkach - aby dokopać nam 4x? Czas ucieka, tematów jest rzeka, karty na przyszły sezon powoli już rozdane a Ciebie tam nie ma... Pozdro Wiesiek
  12. Rozumiem, że to były te głosy zachwytu o które prosiłem! Mariusz szczerze Ci zazdroszczę tego trawersu Tatr co go zrobiłeś. Ponieważ to też 4 dniówka to idealnie by się nadawała do kontynuacji w tym wątku. W
  13. Chętnie bym pomógł ale coś (pewnie w wyniku urazu narciarskiego) ankiety nie widzę...
  14. Ekipa Najwyższa pora powiedzieć choć parę słów o ekipie. Organizatorem i szefem wyprawy był Robert Róg. Ten wyga narciarski wygląda jak... wyga narciarski. O Robercie krążą plotki, że urodził się w butach skiturowych. Prawdę powiedziawszy niezbyt w to wierzę. Bo przecież nie ma takich małych rozmiarów... Ale z pewnością ujeżdżał już pierwsze silvretty. Robert wprowadza w tajniki szurania kolejne pokolenia adeptów. Ja (i np Kamil) mam przyjemność bycia, w nomenklaturze R.R. , pierwszym rzutem. Niezależnie od tego, że już dawno się usamodzielniłem (co jest naturalną kolejnością rzeczy) to nadal dość często jeżdżę z Robertem bo ma bardzo urozmaicone i ciekawe propozycje. Na wyprawie byli przedstawiciele różnych roczników skiturowych. Grupa była dość liczna - 8 a przez chwilę 9 osób. I, jak się zorientowaliście, heterogeniczna. Przedstawicielki płci pięknej (no dobra dziewczyny) Ania (kapitan jachtów) i Marta nie tylko upiększały okoliczności ale niejednego faceta były w stanie pognębić swoja determinacją i umiejętnościami. Chłopaków nie będę szczegółowo opisywał (z powodów oczywistych). Tutaj od lewej: Piotr, Robert,Wiesiek, Tomek, Mikołaj. Poniżej autor grupowego zdjęcia - Przemek, a dalej jest Wojtek (z którym zaraz jedziemy w Alpy) Dzień 5 Niespodzianka W tajnym plebiscycie przedwyjazdowym wyznaczyliśmy na ostatni dzień Krywań (prawie 2500 m npm). To bardzo efektowna góra z rewelacyjnym zjazdem, który możecie sobie zobaczyć na tej focie. Z tegoż powodu już dzień wcześniej zjechaliśmy do Strbskiego Plesa aby przenocować w pensjonacie i bez straty czasu rano podjechać pod cel. Po pół godzinie stoimy w piątkę pod górą i widzimy, że cały dół jest bez śniegu. Szacujemy, że jedną trzecia trzeba pokonać z buta. To samo w sobie nie robiłoby na nas wrażenia ale są słabe perspektywy na zjazd. Bo tam jedzie się wzdłuż doliny potoku i jak jest śnieg to jest jazda, ale jak go nie ma to droga z buta może być przewalona. Trzeba by szybko dotrzeć do drogi podejściowej. Czyli da się zrobić tylko pół zjazdu... Robert myślący zadaniowo chciałby mimo tego iść. Zanim jednak podejmiemy ostateczną decyzję dokonujemy przeglądu opcji i pada propozycja Tomka - Salatyn. Słabą jej stroną jest dodatkowy dojazd - to godzina (powrót druga) a o 18:00 wrocławska część ekipy chce wracać do domu. Z drugiej strony są wielkie plusy - 100% pewności zjazdu trasą narciarską w Spalonej i odwiedzenie tej kultowej górki. Wyciąg zaś pozwoli nadrobić stracony czas. Podejmujemy decyzję i za 6 E lądujemy pod Salatynem na 1400+ m npm. I... dobrze to wygląda! Góra jest popularna - sporo, jak na piątek, osób tu włazi. Podobnie jak reszta wchodzimy częściowo na fokach a później już z buta. Na przełęczy. Tutaj zauważamy, że powinien być piękny zjazd na południe. I, że nikt tam nie jeździ. Trzeba to koniecznie sprawdzić. Nie przejeżdżony żleb z miękkim wiosennym śniegiem jest ambrozją narciarstwa. Bonusem i nagrodą za te 4 dni. Nasz zjazd. Marta to nawet gotowa jest zatańczyć kankana. Rozglądamy się dokoła i wszędzie widzimy świetne linie. Można tu rzeźbić całymi dniami. Spady idealne, równo, śladów jak na lekarstwo. Teraz idziemy na Salatyna. Zamiast żlebu wybieramy lewy stok. Podejście też jest komfortowe. Więc się nie ociągamy Góra Salatyna jest wspaniała. Są tutaj przyjazne lajtowe opcje ale też te znacznie bardziej wymagające. Oglądamy wjazd do takiego żlebu - mam wielką ochotę to zrobić ale wolałbym na początek coś troszkę lżejszego. Czas jednak na to nie pozwoli więc robimy klasyka - na przełęcz i drogą podejściową Jak widzicie pogoda powoli się kończy. Zjazd na tę stronę jest równie fajny jak na drugą choć jednak wyraźnie przejeżdżony. Jeszcze fota z połowy stoku. Dalej do stacji narciarskiej i sympatycznym dobrze pofalowaną już trasą na dół. Jeszcze rzut oka na wizualizację. Podejście zaczęliśmy przy strzałce. Te dwa zjazdy wymagały prawie 900 m vertical. Ale uzysk z tego był 100% - sama piękna jazda. Do tego dodatkowe 400 m w bonusie (wyciąg) Tutaj można obejrzeć świetne opcje na południe. Jest też chyba fajna opcja freeturowa. Podjazd wyciągiem, wejście na szczyt nad wyciągiem (Przedni Salatyn) i byłoby z 600 m vertical (z tego z buta gdzieś ze 200 m). Dałoby się to zrobić pewnie z 5 x w ciągu dnia. Tę opcję chyba ktoś robił bo zauważyłem ślady pod kanapą w miejscu gdzie z trasy nie było szans tego zrobić. Jeszcze może naskrabię jakieś wnioski (i sprostowania). Teraz zapraszam do dyskusji, pytań, krytyki, głosów zachwytu itd. Pozdro Wiesiek
  15. Wujot

    Prognoza pogody na sezon 18/19

    Dokształcanie to jedno a odsyłanie do spekulacyjnych i najprawdopodobniej nieprawdziwych przewidywań to drugie. Jak pogrzebiesz troszkę głębiej to znajdziesz kupę modeli, które mimo słabnięcia Golfsztromu przewidują co najwyżej bardzo niewielkie oziębienie na części półkuli północnej w zimie. Większość nawet przewiduje przyspieszone ocieplenie (ze względu na osłabioną cyrkulację wód powierzchniowych). Jesteśmy w dobie gwałtownych zmian i jak widać na razie nie ustalono konsensu co do istotnych szczegółów. Pozdro Wiesiek
  16. Moim zdaniem ta narta jest troszkę zbyt reaktywna i pod wpływem nierówności podłoża ma ochotę skręcać sama. Można się do tego łatwo przyzwyczaić i nie jest to problem. Ale wolałem wcześniejsze Legendy. Pozdro Wiesiek
  17. Klasyczny firn jest rzadko to po czym jeździłeś to pewnie tzw śnieg ziarnisty. Pozdro Wiesiek
  18. Dzień 4. Na Rysy Prognoza pogody nie była zachęcająca. Słaba widoczność i zimniej. Wiatr miał być też gdzieś pod 50 km/h. Czyli na górze to może być duuużo więcej. Ale nikt tanio skóry nie miał zamiaru oddać. Po wojskowemu to się mówi: - rozpoznanie bojem I to właśnie zarządził Roberto. Wychodzimy i jest wyraźna szansa na poprawę pogody! Na południu jest rozjaśnienie, które powoli jakby się przesuwało na północ. Idziemy szlakiem na Rysy. Słowacy nawet ładnie go oznakowali (ale nie na dużą mgłę). Robert co jakiś czas robi nam "okolicznościowe" wykłady. Wchodzimy głębiej i szansa na poprawę upada. Świat zmalał, góry zrobiły się jakieś nostalgiczne. Patrząc dookoła to na wiele trudno było liczyć. Dochodzimy do ścianki gdzie w lecie idzie się po łańcuchach a w zimie rozpięta jest poręczówka. Ekipa zakłada raki a mnie się nie chce, idę z czekanem i... naprawdę nie wiem po co kijkiem. Ot, tak z przyzwyczajenia. I ten ostatni strasznie mi przeszkadza. Ale ponieważ plecaka też mi się nie chce już ściągać to pokonuję drogę w kulawym stylu - ku uciesze reszty, która profesjonalnie i w rakach bezstresowo rusza za mną. Przypominam sobie, że kiedyś już tak było i solennie postanawiam sobie wbić do głowy, że jak się korzysta z poręczówki to kijka się nie zabiera. Niektóre lekcje jak widać trzeba powtarzać. Wyżej jest coraz bardziej mgliście, przed Chatą już tak. W dodatku, czego na focie nie ma, naprawdę solidnie duje. Chata jest oczywiście zamknięta (co było wiadomo), dywagujemy chwilę dlaczego nie ma tu udostępnionego Winteraumu. Później bierzemy łopaty, odkopujemy zacieniony od wiatru załom budynku. Tomek wynajduje deskę, robimy ławeczkę... i mamy całkiem fajny przytułek gdzie poddajemy się rozpasanej konsumpcji, przegryzając kabanosy czekoladą i orzechami. Do tego suszona wołowina i dorsz. Oraz gorąca herbata. Teraz pora na sesje foto (w końcu po co się w góry chodzi?) Ale ileż można jeść, fotografować i wyglądać zza węgła czy pogoda się przypadkiem zmieniła? Dywagujemy czy nie wejść na Wagę i stamtąd sobie zjechać. Perspektywa zjazdu w mgle jakoś nikogo nie zachęca, szczególnie, że wywiane jest i betonowo. Czyli powrót i wylegiwanie! Ta ważna decyzja przychodzi nam bez trudu i bez wyrzutów sumienia. Szczególnie, że w międzyczasie schodzą dwie piechurki i potwierdzają, że na górze jest coraz gorzej. Fragment zjazdu pod Chatą jest fajny. Czeka nas jeszcze przejście przez ściankę. Część ekipy w ramach ćwiczeń postanawia to zjechać na nartach (trzymając się poręczówki) i z czekanem. Reszta schodzi. Sam zjazd jest skomplikowany bo jest sporo gołych skał do przejścia i wąsko ale jesteśmy zadowoleni bo zawsze coś innego. Narty przeżyły to w zdumiewająco dobrym stanie. A tutaj zejście Ani. Dalsza część to formalność. Wyszło 900 m vertical i 8 km. Całkiem fajnie jak na okoliczności. Jeśli myślicie, że to koniec relacji to jesteście w błędzie. To nie była czterodnówka. To była pięciodniówka a ostatni dzień miał być dla mnie przynajmniej najfajniejszy. Miał ale czy był?
  19. Niby Hoji ma rewelacyjny zakres ruchu (bardziej o to chodzi jak wagę). Jest szansa, że buty do jazdy troszkę zejdą np do 1400 g/szt. A wtedy te do chodzenia będą miały 700 g i znów będzie dylemat Pozdro Wiesiek
  20. Mina sąsiadów jak wnoszę narty w maju i czerwcu - bezcenna
  21. Tak się raczej nie da. Te lekkie buty to się gną przy agresywniejszej jeździe. Sam się zastanawiam czy na żleby Tatrzańskie nie zacząć wozić Beastów i nie dokupić twardszej (dość wąskiej) narty. W zamian ograniczyć vertical do powiedzmy 1000-1200 m To trochę pochodna tematów jakie się chce robić do 35-40 stopni nie ma w zasadzie problemów i te lekkie buty są naprawdę ok (oczywiście nie zakładam pełnej pyty i dropów). Ale jak masz to na nogach na 55 stopniowym lodowym kuluarze to już czujesz się średnio. Ale powstaje pytanie szersze czy warto wchodzić w skialp bo można mieć spokojny skitur i mega fun z jazdy. Napiszę o tym w mojej relacji na końcu...
  22. Saalbach Pozdro Wiesiek
  23. Dzień 3. Kończysta Piękny szczyt na którego wspomnienie gęba mi się cieszy. Popatrzmy wpierw na sytuację topo. Cel jest po lewej. Z Popradzkiego Plesa można dojść na dwa sposoby. Podchodząc od jeziora na przełęcz pod Osterwą i dalej obok Klina i przez Dolinę Stwolską. Tę drogę zaznaczyłem strzałką na wizualizacji. Jak się przyjrzeć to widać tam ścieżkę. Druga opcja, którą wybraliśmy obok Lodowego Jeziorka i dalej żlebem o którym szerzej opowiem. Na taki a nie inny wybór wpływ miał stan stoku na przełęczy pod Osterwą - góra wyglądała na mocno wytopioną. Samo podejście też raczej jest niełatwe. Oczywiście można też wykombinować pętlę ze zjazdem z Osterwy. Bardzo chciałem to zrobić ale troszkę się przestraszyliśmy jazdy bez rozeznania podejściem i wiedzy na temat stanu tego stoku po drugiej stronie... Początek był już dobrze znany z pierwszego dnia, dość szybko docieramy do wspomnianego jeziorka, tam krótki popasik i zakładamy harszle. Dziwnym zbiegiem okoliczności łamiemy razem z Robertem po jednym nożu dosłownie w tym samym momencie. To mnie nie cieszy bo na tej wyprawie to jest artykuł pierwszej potrzeby a z jednym już nie idzie się komfortowo. Czeka nas teraz tajemniczy żleb, posłużę się fotą Tomka sprzed 3 lat. Nawet narciarze są! Tomek podał to jako Lucnie Sedlo (tak jest na mapach słowackich), na polskich mamy Stwolską Przełęcz. Ale nasze określenie to przełęcz K.... od nazwiska kolegi co zjechał ją głową w dół z samej góry (od skał) a ponieważ miał narty zapięte do podchodzenia to nie było szans nic zrobić. Dojechał aż do stawu, cały czas przyspieszając. Ten efektowny zjazd grupa uwieczniła w nowej nazwie kuluaru. Do skał jest sens podchodzić na fokach. Dalej z buta. Wychodzimy na platou (na mapach słowackich oznaczone jako Luka). Tam narty wrzucamy na garba. Czeka nas teraz najbardziej niezwykły fragment - marsz gigantycznym gołoborzem, którym z tej strony jest Kończysta. Byłoby zbrodnią nie wykorzystać moich modeli i oto w marszu po Kończystej mamy Wysoką w tle. Nasza droga prowadzi do naśnieżonego szerokiego pola, które z daleka wygląda jak trasa narciarska. Większość ekipy ma tam dość już garba i zakłada narty, ja zgłaszam wotum separatum i dymam po staremu. Co jest zdecydowanie najszybsze. Bo góra stroma, kartoflisko i w dodatku zalodzona. Zjazd będzie hardcorowy... Ale póki co cieszmy się górą. Widok na Gerlach Słynne kowadło Trochę siedzimy ale wcale tak ciepło nie jest więc pora ruszyć tyłki. Zjazd na początku to jest walka z lodowymi kalabrakami, w połowie robi się dobrze a dół - bajecznie. Zjeżdżamy troszkę niżej - do doliny Stwolskiej. Na focie widać, że porównanie do trasy narciarskiej jest wyjątkowo trafne. Teraz wytopionym płaskowyżem trzeba dotrzeć dobry kilometr do zjazdu Żlebem K.... Większość (czyli wszyscy bez mnie) dymają to z buta a ja oczywiście na nartach korzystając z resztek śniegu. I czyż muszę wyjaśniać która metoda była lepsza? Tym razem obywa się bez przygód. Ekipa rozgrzana sukcesami trenuje tutaj podchodząc do skałek i w dół co i raz. Sama idea aby trochę jeszcze pozjeżdżać jest mi bliska. Ale czemu tutaj??? Podkreślam, po raz trzeci, swój indywidualizm i ostentacyjnie (czego nikt nie zauważa) wybieram nasłoneczniony stok naprzeciwko. Śnieg tam solidnie odpuścił a jazda na wiosennej ciapce to jest to co tygryski lubią najbardziej! Czasem szkoda, że dzień się kończy... Bierzemy jeszcze wypłatę w postaci końcowego szusu do Majlathovej Chaty. Razem 1500+ m vertical i 12 km drogi. track nie jest kompletny bo o GPS przypomniałem sobie dopiero przy jeziorku.
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...