Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Ranking

  1. Zagronie

    Zagronie

    VIP


    • Punkty

      10

    • Liczba zawartości

      511


  2. sstar

    sstar

    Użytkownik forum


    • Punkty

      8

    • Liczba zawartości

      4 066


  3. Góral spod Skrzycznego

    Góral spod Skrzycznego

    Użytkownik forum


    • Punkty

      8

    • Liczba zawartości

      1 960


  4. Lexi

    Lexi

    Użytkownik forum


    • Punkty

      4

    • Liczba zawartości

      3 066


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 27.07.2021 uwzględniając wszystkie działy

  1. Coś z dawnych bajek. W takim sympatycznym klubie, w którym przy kawie na ulicy Basztowej w Krakowie. Spotykali się turystki i turyści skalni i nie skalni. Ale także początkujący i wspinacze tatrzańscy. A nawet wpadał czasem ktoś z KW(Klubu Wysokogórskiego). Zajmującego nieopodal pokoik na tym samym piętrze. To tyle, jesli chodzi o tło historyczne. Raz kolega, sympatyczny instruktor z KW(nie mylić z innym KW, które zajmowało duży budynek przy Plantach). Nie wykluczone, że mogli się zdarzyć osobnicy, którzy uczestniczyli w życiu obu tych instytucji. Ten kolega na pewno tego nie robił. Zaprzysięgły kawaler, nieco nieśmiały. Ale dziewczyny turystki go lubiały. Wziął je kiedyś w Tatry Słowackie. Wyszły z nim na Wysoką i na kilka jeszcze szczytów. Skąd o tym wiem. Od mojej sympatii a później żony. A jeszcze jedna bajka. Chłop mojej siostry, niezbyt zasobny emeryt pracowniczy i górski, wynajmował się "jako przewodnik " tatrzański. Za kilka stówek w okolicy M Oka można było gdzieś tam się wdrapać. Nawet nosił ze soba parasol, aby przeczekać mały deszczyk na półce skalnej. Osłoniwszy siebie i klientkę. Słowacy wprowadzili obowiązek wzięcia przewodnika na Gerlach. Dlaczego obowiązek? Ano z powodów mertykalnych. Zresztą w pewnym momencie pojawili się w Tatrach skalni przewodnicy. Pomyślałem -skąd taka obfitość? Nie można być przewodnikiem po skałach tarzańskich jeśli osobiście, namacalnie się tych skał nie dotknie. Wrycie sobie topografii Tatr ze szczegółami teoretycznie jest możliwe. A nawet wykonalne. Taki przypadek miałem z kolegą ze studiów. Zrobiliśmy raz wyrypę z Wadowic na Leskowiec, Babią Górę i ze szczytu prawie wieczorem prosto do schroniska na Markowych Szczawinach. Nastepnego dnia do Skomielnej Białej. A w ostatnim do Kalwarii Zebrzydowskiej do pociągu. Jurek miał na imię. Spotkaliśmy się po latach i Jurek do mnie. Może byś to przeglądnął. I wręcza mi coś w rodzaju podręcznika dla studenta(chwilowo zapomniałem nazwy). A u niego proszę! Przewodnik po Tatrach Wysokich. Nie przewodnik tylko ścisły opis dolinek, grani, szczytów. Chodził w miedzyczasie po Tatrach. Nie był wspinaczem. Zachorował na góry skaliste. Taka choroba. Siedzi w domu i pisze. Przepisuje przewodniki taternickie. I ciągle w głowie, w wyobraźni, ma te turnie, przełączki i szczerbinki. Tędy da się wyjść na ten szczyt, czy przełęcz. Z niej w drugą stronę jest ekspozycja.
    4 punkty
  2. Bardzo ładnie napisał Zagronie, jak to on. Nie ma już Niko 130, dobrze, ze jest Zagronie. Nawet Freda pisania żal. Ale nie o żalach i smutkach, a o przewodnikach. Na Mont Bllanc nie byłem wiec się wypowiem. Znaczy na Aiguilhe du Midi zabrałem kiedyś pannę. Nas zabrali kiedyś na Lomnicę, drogą Jordana, z przewodnikiem, lokalnym słowackim, nasz polski też by dał radę. Gdy wychodziliśmy na grań spojrzał na chmury i popędził nas spętanych liną by szybciej bo burza może nadejść. Nie nadeszła, choć tętno przyspieszyło, nie tylko w kominie Franza. Kilka ładnych opowieści m.in. o kruszyznie na Pośredniej Grani. Bloki wielkości telewizora lecące. Warto było. Natomiast by wieźć przewodnika z Polski w Alpy to już trzeba koszty zbilansować, może i się opłaci, kto wie. Fotka z turystyki kwalifikowanej, były nawet takie przewodniki ze skala do trójki.
    4 punkty
  3. Ładne zdjęcia „marboru” z wycieczki na Jagnięcy Szczyt sprowokowały mnie do napisania postu o turystyce w górach skalistych. Kiedyś taka turystyka nazywana była „kwalifikowaną”. Rozumiano przez to chodzenie poza oznakowanymi szlakami. W Tatrach taka metoda zwiedzania gór jest niemożliwa, ze względu na przepisy. Natomiast nie było trudności, by to czynić w Rile, czy Pirynie. Lub w byłej Jugosławii(Alpy Julijskie). Jeśli się weźmie pod uwagę Alpy, to możliwości tu są nieskończone. Oberwuję teraz taki masowy ruch. Gwałtowny pęd, by wszystko zwiedzić. Zrobić transmisję, selfi w każdym prawie miejscu. Większa część z tego jest po to, by się „pokazać” na jakimś portalu. Jednak część z tych ludzi to prawdziwi miłośnicy gór, przyrody. Szukający niezapomnianych widoków. Przeżyć estetycznych. Takie osoby góry wciągają. Mnie też kiedyś wciągnęły góry skaliste. Podkreślam „góry skaliste”. Dlatego, że jest ogromna różnica w chodzeniu w górach typu alpejskiego. Gdzie są „ostre” szczyty i granie. Szerokie i wysokie „ściany” skalne. Nie zawsze(a raczej rzadziej) to jest typowa skalna ściana o dużym nachyleniu. Choć tak wygląda z daleka. Częściej jest to zbocze o nachyleniu kilkudziesiąt stopni i nieco więcej. Z płasienkami trawiastymi. Na którymi wznoszą się skały o wysokości kilkadziesiąt, czy więcej metrów. W wyższych górach takie „zbocza” pokryte są śniegiem, czy lodem. To są góry, ze swoim szybko zmieniającym się klimatem. To jest teren do indywidualnej penetracji. Do przeżyć i zdobywania doświadczeń. To teren dla turysty skalnego. Dla turysty, który nie chce się wspinać po stromych i groźnych skalnych ścianach. Nie chce pokonywać barier na lodowcach. Ale dlaczego nie zrobić sobie wycieczki, łagodnie wznoszącym się lodowcem, czy polem firnowym na ładny szczyt w Alpach A może w wyższych górach. Ocywiście nie ma problemu by sobie zrobić taki wypad. Jest dużo możliwości takich wyjazdów. Wykwalifikowani przewodnicy. Dostarczony sprzęt. Wszystko załatwione, z wyjątkiem wydolności własnego organizmu, czy odporności na stresy. Ale taka „wycieczka” to coś innego niż własna wyprawa. Na własną odpowiedzialność. Ta pozostawia o wiele silniejsze przeżycia. I dostarcza znacznie więcej doświadczenia. Mamy z żona znajomą panią. W wieku lat czterdzieści kilka. Narciarka. Ale też zachorowała na góry skaliste. Zaczęło się to objawiać częstymi wyjazdami w nasze Tatry Wysokie. Zaliczanie fragmentów „Orlej Perci”. Częstych filmów ze Szpiglasowego Wierchu. Czy nawet zaliczenie Lodowego Szczytu. Tu miała jakiegoś towarzysza z liną i asekuracją na „Koniu”. Robi z przyjaciółmi wycieczki na noc na Kasprowy, czy wschód słońca na Giewońcie. Marzy o wyjściu na Mont Blanc w towarzystwie przewodników, dostarczonych przez biuro z Krakowa. Zachorowała na góry skaliste. Ta choroba będzie się pogłębiać. Wysokość szczytów może rosnąć. Góry będą coraz coraz większe. Ale jest jeden szkopuł. To co robi teraz, to pewien chaos. Przypadkowo zdobywa doświadczenie. Od przypadkowych ludzi. Mając na względzie własne bezpieczeńtwo powinna sprawy uporządkować. Na szczęście dowiaduję się od żony, że zapisała się na kurs skałkowy. To jest właściwa droga w góry skaliste. Tu nie chodzi o sport. Chociaż dlaczego nie spróbować ścianek wspinaczkowych. Pełne bezpieczeństwo, przy asekuracji „na wędkę”(fajny żargon). A jaka wspaniała gimnastyka. Co! Babcia nie wkosi tej ścianki? Czy w górach skalistych muszą być wszędzie znaki, łańcuchy, liny, by się w nich bezpiecznie poruszać. Nie muszą. I w większości ich nie ma. Aczkolwiek są nieraz bardzo przydatne, czy wręcz konieczne(te metalowe elementy), dla bezpieczeństwa. Jak się poruszać po górach? Trzeba je poznać topograficznie. Ich zmienny klimat. Nieco informacji z meteo też jest przydatne. Wchodząc w góry potrzebny jest „przewodnik”. Coś, co nas będzie prowadziło. Pierwszym przewodnikiem jest wiedza z papierowego przewodnika, w których stosuje się pewien żargon, do opanowania. Na miejscu znajdziemy dużo informacji jak się poruszać. Bardzo przydatne w terenie są tzw. kopczyki. Kupki kamieni w kształcie małego kopca. Czasem jest to pojedyńczy kamień, który ma mniejszy na sobie. Odzież, sprzęt biwakowy, czy sprzęt zwiększający bezpieczeństwo(uprzęże, liny, raki, czekany itd.) jest teraz we wszelkiej obfitości. Do tego„Red Bull”, który dodaje skrzydeł. Nie opowiadam bajek. Byliśmy swego czasu z żoną w schronisku(2221 m) pod szczytem Hochalmspitze w Austrii(3360 m). Z tego schroniska można dość łatwo turystycznie wyjść na ten szczyt. W schronisku były grupki starszych Austriaków. Kobiety i mężczyźni. Wyposażeni w liny, czekany. To nie byli wspinacze. To byli turyści. Przysłuchiwałem się ich rozmowom. Opowiadali sobie o swoich wypadach. Pokazując „dzienniki” działalności. Piękna pasja.
    3 punkty
  4. Jeszcze kilka informacji na temat letniego nartowania. Podstawowa sprawa to odpowiedni ubiór. Tydzień poprzedzający to utrzymujące się temperatury w okolicy 12 stopni. W sobotę od 11:00 - 24 stopnie. Trzeba mieć na sobie warstwy, które można szybko zdjąć. Cała frajda z jazdy dopóki zbyt nie zmięknie śnieg, potem jazda staje się ciężka. Druga sprawa, której nie wzięliśmy pod uwagę to kanapki. Jedyna czynna knajpa to bar na 2800, ceny raczej mało przystępne. Dla kogoś takiego jak ja z regulowanym niskim ciśnieniem, mniejszą ilością tlenu na tej wysokości i lekkim głodem ciągle pobudzonym ciągła jazdą powoduje zawroty głowy. Od 9:00 do 13:00 nakręciliśmy po 30 km. Super szybka kolejka wydrążona pod górą robi wrażenie, wywozi z 1200 na około 2400. Acha, i dobre hamulce w samochodzie, ciągłe pokonywanie różnicy wysokości pomiędzy 600 a 1200m powoduje dym za samochodem
    3 punkty
  5. Nie mam siły nic napisać, za dużo w nogach. Polecam na sezonce. https://youtube.com/shorts/jbTs0X4clXA?feature=share
    3 punkty
  6. Amerykanki dostały bęcki od Japonek w softballu. Oglądałem, ale za bardzo nie wiem dlaczego wygrały Japonki, mimo to fajnie jak faworyt przegrywa (zwłaszcza jak się jemu nie kibicuje). PS a nasi już prawie zdobywają medale. Jeszcze troche cierpliwości i coś wpadnie...
    2 punkty
  7. No to jak Przewodniki to nie wiem czy macie w pdf-ie PRZEWODNIK PO TERENACH NARCIARSKICH ZAKOPANEGO I TAT R POLSKIC H NAPISA Ł MARYUSZ ZARUSK http://rcin.org.pl/Content/66630/WA51_23109_PTG802-r1913_Przew-po-terenach.pdf Pozdrawiam mirekn
    2 punkty
  8. ach piękne to były czasy gdy byliśmy młodzi, na Kampingu w Starej Leśnej też brałem dziewczyny do namiotu po udanej wycieczce
    2 punkty
  9. Polecam początkującym Similaun i Kreuzspitze. Łatwe technicznie szczyty, które najlepiej zrobić latem. Ten pierwszy przez lodowiec, więc odpowiedni sprzęt jest konieczny i najlepiej jest go zrobić w towarzystwie bardziej doświadczonej osoby ze względu na lód i śnieg. Ten drugi pod warunkiem, że jest dobra pogoda w zasadzie nie wymaga prawie żadnego doświadczenia, wchodzi się bez ekspozycji z kijami całą drogę - trudność jak na Wołowiec w Tatrach. Ja nie lubię się wspinać bo się boję, że się szybko zabiję, wolę wędrować.
    2 punkty
  10. dobrze że podpowiedziałeś - na zdjęciu najsłynniejszy szlak tatrzański, obowiązkowo do zaliczenia dla każdego szanującego się Janusza i Grażynki - przeprowadziłem nim sporo turystów ale nie wszyscy byli wykwalifikowani :-) ale on nie jest z Krakowa i nie wiadomo czy prowadzi na Mont Blanc
    2 punkty
  11. 40 minut MTB ..wiem ze jada 2 Szwajcarki 2 Holenderki i 2 Francuzki - nie pokazano NIKOGO innego...... realizator po wyścigu powinien przed wozem transmisyjnym rytualnie wywalić sobie flaki na trawnik tępym kozikiem.. (biedni komentatorzy nie mają o kim mówić)
    2 punkty
  12. Ja polecam przewodników z Krakowa. Są znacznie tansi i rozmawiają po polsku. Choć ta pani zna język francuski. Więc nie miała by problemów z dogadaniem się. Przy okazji parę informacji na temat przewodników po masywie Mont Blanc. Nie wszyscy mieszkają w Chamonix. Niektórzy dosyć daleko od tego miejsca. By być przewodnikiem trzeba skończyć kurs. Bardzo obszerny. Ponieważ poza skałami jest także śnieg i lód. Przewodnik alpejski musi posiadać kwalifikacje alpinisty. Niekoniecznie najwyższych lotów. Ale musi być wspinaczem. Skalnym i lodowym. Takich w Krakowie nie brakuje. Pojawili się razem ze zmianami w naszym kraju "nowi" przewodnicy. Dawniej tatrzański przewodnik, który jechał z wycieczką do Morskiego Oka to opowiadał, o kozicach i świstakach. Przewodnik na serio powinien taki być jak francuski. Zabrać klienta na lekką wspinaczkę. I kto może być takim tarzańskim przewodnikiem. Jedynie ktoś, kto się wspina w Tatrach. Lub się wspinał. Taternicy pełnią rolę przewodników. W takim przewodnictwie ważne jest bezpieczeństwo klienta i swoje. A nie bajeczki o górach. Chociaż ciekawych historii miło jest posłuchać, w czasie wspólnej eskapady z panem przewodnikiem.
    2 punkty
  13. Prowansja – cz. IV – wjeżdżamy na Mt. Ventoux No dobrze – skończę relację z pierwszego wjazdu na Ventoux – tu mały spoiler – podczas tego wyjazdu wrócimy tu raz jeszcze. Tak jak opisywałem w poprzedniej części relacji. Niedługo po ósmej rano ruszyliśmy w kierunku szczytu Mt. Ventoux podjeżdżając od strony miejscowości Malaucene. Trasa liczy 21 km, ma ok. 1600 metrów przewyższenia o średniej około 7,2-7,4 proc (różne źródła różnie podają). Początek podjazdu w lesie, cieniu, temperatura raczej rześka, ale wiadomo że jak zaczniemy się wspinać, to zrobi się ciepło. Każdy zatankował dwa duże bidony – u mnie jeden zawiera izotonik, drugi czystą wodę; jest też banan i ze dwa żele. Do tego kurtka wiatrówka w – w sumie to jedna z dobrych rad, którą dostałem przed wyjazdem. Nawet jeżeli dzień jest bardzo ciepły – weź na górę kurtkę – rada, której na szczęście posłuchałem. Początek w zasadzie daje już jakąś tam zapowiedź jak to będzie – w przeciwieństwie od strony Bedoin, gdzie pierwsze 5-6 km jest mniej strome i tym samym dobre na rozgrzewkę, tutaj stromiej zaczyna się już wcześniej. Obieramy spokojne tempo wychodząc z założenia, że trzeba jak najwięcej sił oszczędzać na tzw. potem. Nie przejmujemy się tym, czy ktoś nas wyprzedza, my nie napalamy się na wyprzedanie innych. Generalnie jakoś najtrudniej było mi sobie wyobrazić to wspinanie się przez 21 km, no ale postanowiłem do sprawy podejść metodycznie kilometr po kilometrze. Sprawę nieco ułatwiały charakterystyczne słupki przy drodze – na takim słupku pokazany jest dystans do szczytu; średnie nachylenie przez kolejny kilometr oraz wysokość na poziomem morza. Przy czym wiadomo – gdy na takim słupku było naście kilometrów do góry, to nie dodawały one animuszu, ale gdy dystans spadł poniżej liczby dwucyfrowej, to każdy taki słupek dodawał mi nieco otuchy. Dodatkowo w dość nieregularnych odstępach umieszczono kosze na śmieci, a każdy kosz miał tablicę ile dystansu było do kolejnego – czasem było to ponad 2,5 km, a czasem niespełna 4 km. W każdym razie chyba jeszcze nigdy nie cieszyłem się tak na widok kolejnych koszy na śmieci, jak tego dnia. Tu zdjęcie słupków – koszom na śmieci zdjęć nie robiłem 😉: Droga na górę jest piękna – sama droga dość szeroka, bardzo dobry, asfalt, momentami zupełnie nowiutki, bo położony specjalnie na TDF. Na razie nie widać szczytu i charakterystycznego przekaźnika – ten „pokaże się nam” przy rozjeździe na Mont Serein – tam też pokażą się nam tereny narciarskie, bo na Mt. Ventoux jest kilka wyciągów (z tego co rozumiem talerzyki/orczyki). Jedziemy w słońcu, robi się dość ciepło. Ja w moim liczniku Garmina (Edge 130), nie mam aplikacji/opcji Climb Pro, którą mają moi kompani (w Edge 130 plus i Edge 530). Oni mają rozrysowaną trasę aż do szczytu, z informacjami ile jeszcze zostało, jakie będą procentowo nachylenia itd. Ja koncentruję się na słupkach. Po ok. 10 km robimy sobie trochę dłuższą pauzę. Jeden z moich kompanów stwierdza, że teraz aż do Mont Serein będzie najtrudniejsze 4 km naszej wspinaczki – jak to pokonamy, to na pewno wiedziemy do góry. Podziwiamy widoczki, pozdrawiamy kolarzy zmierzających do góry, trochę się posilamy – żele, batony idą w ruch – i jazda w górę. Pierwszy słupek – pokazuję 12% – myślę sobie – w życiu nie jechałem tak stromego kilometra, ale ok – powoli, miarowo, jakoś to będzie; dojeżdżam do kolejnego słupka – 11% - myślę sobie – cholera, znów stromo, ale jakoś otuchy dodaje mi myśl, że to zawsze 1% mniej niż na poprzednim km, po dwóch takich kilometrach, znów słupek 11 lub 12 procent, ale mając już dwa takie kilometry za sobą, to jakoś złapałem swój rytm i szło to sobie i kolejne dwa kilometry jakoś też zmęczyłem. Po tym męczącym dłuższym kawałku, trochę się wypłaszczyło i za chwilę pojawił parking przy rozjeździe na Mont Serein. Tam znów zjechaliśmy się ze sobą, bo się w tamtym momencie trochę rozjechaliśmy, jako grupa. Tam znów chwila odpoczynku – może nie przybijaliśmy sobie jeszcze piątek, tym bardziej że czekał nas jeszcze najstromszy jeden kilometr tego podjazdu, ale humory generalnie były dobre. Widoczek znów tutaj bardzo ładny: Zastanawiamy się, czy nie zatrzymać się na zimną colę w Chalet Liotard – knajpie, która właśnie jest na parkingu na którym zatrzymaliśmy się, ale ostatecznie uznajemy, że taka nagroda to dopiero na szczycie. Wspinamy się więc dalej. Zostało jeszcze ok. 6 stromych kilometrów – oczywiście dużo, ale mamy w pamięci, że 15 km już mamy za sobą i jakoś od razu człowiekowi lepiej się robi. Nastroje generalnie dobre, tym bardziej, że po raz pierwszy widzimy szczyt i charakterystyczny przekaźnik – jeszcze dość wysoko nad nami – to w końcu jeszcze jakieś prawie 500 metrów w pionie. Po drodze robimy sobie jeszcze trochę fotek, ale już teraz ciągnie nas do góry – cel wydaje się na wyciągnięcie ręki. Wyjeżdżamy nad linię lasu i czujemy, że naprawdę jesteśmy coraz bliżej z każdym obrotem korby. To co nas nieco zaskakuje – to niewiele przed szczytem pojawiają się ludzie z profesjonalnym sprzętem foto – jak się okazuje, robią zdjęcia każdemu podjeżdżającemu, a następnie wrzucają karteczkę człowiekowi do kieszonki w koszulce – tam podany jest adres strony www i godzina – można potem znaleźć po dacie o godzinie. Widząc co jest grane, postanawiam wyglądać jak skrzyżowanie Alberto Contadora z Vicenzo Nibalim, staję w korbach i z poważną miną rozpoczynam finisz ku górze – efekt uważam całkiem fajny, co zresztą spowodowało, że staje się lżejszy o 40 EUR zamawiając parę pamiątkowych fotek: Niedługo potem osiągamy cel – jesteśmy na szczycie – tam czujemy po raz pierwszy chłodek – wietrzyk na spoconym ciele daje w kość – dobrze, że mamy kurteczki. Dawno zimna cola nie smakowała tak dobrze, jak na szczycie Mt. Ventoux. Oczywiście zdjęć robimy co niemiara – widok przepiękny. Niebo prawie bezchmurne. Wielka satysfakcja, choć obiektywnie czas wybitny nie jest – czasu jazdy wyszło coś 2h 40 min, choć pewnie gdyby nie zdjęcia, to pewnie byłoby bardziej 2:20, ale tak żeby było przyzwoicie w miarę, to pewnie jeszcze ze 30 min trzeba byłoby z tego ściąć. Może jeszcze kiedyś się uda. Pozostał nam jeszcze zjazd na dół - zjeżdżamy do Bedoin, bo pora na zasłużony posiłek. Sałatka, lasagna i deserek konsumujmy szybciutko. Z Bedoin trzeba się jeszcze przebić przez Col Madeleine, które znamy z dnia poprzedniego do Malaucene, gdzie po prysznicu ładujemy się do basenu. Piękny dzień w Prowansji - jak nam się wydawało absolutny "highlight" tego wyjazdu. Dziś wiem, że to był jeden z "highlightów"... c.d.n.
    2 punkty
  14. Jagnięcy Szczyt 2230 m npm, to ostatni cel naszej weekendowej wędrówki po Tatrach słowackich. A po drodze? Zielony Staw Kieżmarski przyrównywany do Morskiego Oka wraz z klimatycznym Schroniskiem. Widok na tatrzańskie giganty: Jastrzębią Turnię, Kieżmarski Szczyt, Baranie Rogi, czy najwyższy Durny Szczyt. Widocznych szczytów z samego otoczenia "jeziorka" ciężko z pamięci zliczyć 😮 Czy spotkaliśmy jakieś jagnięta na szlaku do Jagnięcego Szczytu? Tak! Dowód poniżej No, to co? Fotorelacja start! Startowaliśmy z Kieżmarskiej Doliny Białej Wody. Tuż po wyjściu na malutką polanę widok na Tatrzańską Łomnicę: Kieżmarska Biała Woda: Mała Świstówka: Woda biała, to fakt! Dolina Zielonego Jeziora, tuż przed Schroniskiem... Dziarskim krokiem do przerwy śniadaniowej A co do jedzenia? Coś co przypomina Jastrzębią Wierzę Na "paszę" był też inny chętny... ...nie dostał. Turyści z Polski, a na dodatek z Radomia, chytrzy! Szybkie, widokowe foto i... ...w drogę! Na szlak! Auta schroniskowe... też malownicze! Idziemy ...i widoki, są! A z tyłu kolejna wieża? Przerwa na kamieniu... No i trzeba pokazać gdzie idziemy... ...idziemy tam! Na Jagnięcy Szczyt! Z bliska, ten szczyt, to wygląda dokładnie tak... ...a jeszcze dokładniej, to tak...i nawet, ktoś się nie bał i wszedł przed nami 😮 Tym czasem jeszcze jedna perspektywa... perspektywa kontemplacji Krok za krokiem, krok za krokiem... ...a tu śnieg 😮 Też go dotknąłem Jeszcze trochę w górę i napotykamy kilka łańcuchów. Marboru: Paula: Wchodzimy na grań: Tu też fotosy Idziemy północno zachodnią częścią grani. Chmury... Tuż przed szczytem historia z okularami... Klasyczny Hilary... Myślałem, że zgubiłem, a one spadły mi z czapki i przyczepiły się do plecaka. Jeszcze kilka kroków i jesteśmy!!! Szczyt "Jagniątka" zdobyty Jemy i czekamy aż chociaż trochę przewieje te chmury... ...doczekaliśmy się! Grań, przy której szliśmy... płonęła!!! 😮 Widoki... ... I jeszcze... I tak długo... W tych okularach widziałem zdecydowanie wszystko większe Schodzimy! Żegnamy Jagnięcy Szczyt. Szlak: "Oczko"... Bliżej... Kozi Szczyt: No i Kozice!!! Słodziaki!!! I jagniątka też były malutkie! Zero lęku przed ludźmi 😮 Schodzimy dalej... Zielony, z góry! Ukwiecona "Nimfa" I z bliska pachnidło... Kto zgadnie, co to za "szpica"? Schronisko: I widoczek w całości ale bez zielonej wody Trochę tutejszych zachwycających krajobrazów... Kto by nie chciał mieć takiego tła? Aż do znudzenia... ...zbliżenia 😮 I zoom X30: Robimy ostatnie zdjęcie... ...i spadamy na dół. Do domu daleko, i chcemy wrócić przed 20stą. Ten cel również udało się zrealizować. Korki umiarkowane...a tuż po wejściu do auta - burza. Kolejny raz się udało Nie ma jak pogoda i radar Kolejna nasza wizyta w Tatrach niezwykle udana. W nogach grubo powyżej 80 km. Skreślamy kolejne trzy sztuki z Turystycznej Korony Tatr... na liście do zrobienia zostało już niewiele Co będziemy robić później? Trzeba wyznaczyć sobie kolejne wyzwania. Pozdrawiam serdecznie marboru i Paula
    2 punkty
  15. Ostrzegam kolegów i koleżanki jako elektryk. I mający pewne pojęcie o wyładowaniach elektrycznych. Czasem przed burzą, gdy nawet świeci słóńce i nic jeszcze nie pada, powietrze jest niesamowicie naelektryzowane. Wyładowanie może nastąpić w każdej chwili. Szczególnie, gdy się jest w eksponowanym miejscu. Taki przypadek miałem dawno temu na Kozim Wierchu. Świeciło słońce, ale z daleka zbliżały się chmury burzowe. Pierwsze wrażenie silnej elektryzacji powietrza można poczuć na głowie. Naelektryzowane włosy, końcówki włosów(największe natężenie pola eletrycznego jest w pobliżu ostrzy), powoduje, że włosy "stają". Można sobie żartować, że ze strachu. Ale jedyna rada to natychmiast w dół. Ostatnio w Koninkach. Mam na dachu piorunochron. Nie padało, ale burza była tuż tuż. Byłem na zewnątrz. Usłyszałem trzask i momentalny huk. To dowód, że wyładowanie było bardzo bliskie. Dźwięk leci ok. 340 m/s. Stąd widząc błysk(lub bardzo bliski trzask) można sobie oszacować gdzie było wyładowanie. Trzeba sobie zdawać sprawę, że wyładowania są o bardzo różnej "mocy"(ściśle wielkości prądu, który może osiągać wartości dziesiątków tysięcy amperów). Mogą być bardzo słabe, ale zupełnie wystarczające, by uśmiercić człowieka, czy zwierzę. Profesor Szpor. Z Gdańska. Jeden z najlepszych polskich specjalistów od wyładowań, napisał kiedyś małą książeczkę dla turystów. Jak się chronić przed wyładowaniami. W skałach należy absolutnie unikać łańcuchów i lin. Piorun uderzy w mokrą skałę. Popłynie po powierzchni i "ułatwi" sobie drogę przeskakując na metal. Unikać cieków wodnych. W skale szukać miejsc bardziej w "głębi" i suchych. Nie stać, tylko kucać. Nogi bilisko i podłożyć coś pod buty izolacjnego(folia). Szukać suchszych miejsc. Prąd "lubi" wilgoć. Szpor proponował nawet piorunochron dla turystów. Nie będę o tym pisał, ponieważ bez pewnej wiedzy można sobie jeszcze skomplikować bardziej sytuację.
    1 punkt
  16. Niestety różnie się kończy ta turystyka https://tatromaniak.pl/aktualnosci/kazda-wolna-chwile-poswiecal-na-gorskie-wedrowki-rodzina-zegna-zmarlego-kornela/ foto z wiki.
    1 punkt
  17. Do zawodów trochę zostało, trójbój, historia wspinaczki na io https://wspinanie.pl/2021/07/od-kaukazu-do-tokio-historia-zawodow-wspinaczkowych-cz-2-w-poszukiwaniu-nowej-formuly-1986-2020/
    1 punkt
  18. No i przewodnikach Pana Józefa Nyki warto pamiętać. A co do zdjęcia parę postów wyżej to chyba Orła Perć,gdzieś tak za Buczynowymi chwilą przed dotarciem do Krzyżnego
    1 punkt
  19. Znamienny komentarz: ..miało być tak jak nigdy na tych igrzyskach - wyszło jak zwykle..
    1 punkt
  20. Spokojnie! Sport to tylko zabawa...🙃😉😁
    1 punkt
  21. Jakie bierzesz? Uspakajają? ja się napiję... ziolek, jak sport to nIe alkohol
    1 punkt
  22. Fotka jak napisałem z turystyki kwalifikowanej. Ani z Jordana, ani z Aiguillhe du Midi, o których pisałem w tym wątku. Można zgadnąć skad, podpowiem, ze z Tatr, autorska. Co do Freda, to jak zapewne wiesz nie pisze, ani na skionline, ani na kochamnarty, ostatnio pisał na skiforum, ja na nartach z nim nawet jezdzilem, w Rokytnicach nad Jizerou, stare czasy... na Lomnice dawno z ambitna taterniczka co koledze plecak kiedyś niosła (jak mawiają Rosjanie gdy kobieta może nieść swój plecak może tez nieść i twój) i przewodnikiem co się zowie Brož Václav http://www.vysoketatry.com/ubytovanie/#hvod
    1 punkt
  23. Nie rozumiem Twojego komentarza. Oglądałem wczoraj przejazdy i nie widziałem masowych wypadków. Nie znam się szczegółowo na zawodach XC, ale widziałem że zawodnicy sobie radzili na trasie. Przewrotka Holendra jest przykra, ale to ewidentne niedogadanie się ekipy tego kraju. Wszyscy, poza tym jednym zawodnikiem, wiedzieli że na zawodach nie będzie rampy za skałą.
    1 punkt
  24. Dalej sie trzymamy - boks poszedł się gwizdać..
    1 punkt
  25. Krzysiek - umawiamy się, że następnym razem...
    1 punkt
  26. 2241 m npm, stacja przesiadkowa, aklimatyzuję się, karnety działają, na razie lekko przyspieszony puls. W trakcie pisania postu zorientował em się, że zapasowe baterie do mego sztucznego serca zostały w wagoniku. Uff zdążyłem. Znów puls przyspiesza.
    1 punkt
  27. Nasz sobotni trekking, to eksploracja karkonoskich szlaków. Bazą była Szklarska Poręba, a głównym celem Śnieżne Kotły. 28 kilometrów przepięknych widoków w słońcu ale również w deszczu. Odwiedziliśmy polskie Schronisko Pod Łabskim Szczytem oraz po stronie Czech Łabską Budę. Obfotografowaliśmy charakterystyczną dla tego miejsca stację przekaźnikową, zobaczyliśmy resztki śniegu, zachwyciliśmy się tutejszymi śnieżnymi stawkami i potokami. Link do trasy naszej wędrówki: Trasa: Szklarska Poręba, ul. 1 maja – Szklarska Poręba, ul. 1 maja | mapa-turystyczna.pl No to co? Zapraszam na fotograficzną wycieczkę Stacja przekaźnikowa i kotły - nasz cel: Po drodze. niezwykle malowniczy Szrenicki Potok - szlak niebieski. Czeska Łabska Buda: My na szlaku Były też Wilki Podejście pod Schronisko pod Łabskim Szczytem: Paula i wspomniany budynek A na dole? U góry widać - ciemne chmury. Zabudowania widok z innej perspektywy: Idziemy w chmury... I kończy się podchodzenie - teraz będzie trochę płasko... Po czeskiej stronie futurystyczna "buda"... Widoki: Stacja z bliska: Lecieć chce, czy co? Tutaj turystów, mimo padającego deszczu sporo. Śnieżne stawiki: Jest i śnieg Podobnych łat było sporo jeszcze 😮 Kotły od dołu: Ślicznie! Trochę kropelek ...i jeszcze kilka Białe drzewa... Przekraczając granicę... Krzaczki i część szczytowa płaskawa Ot takie szerokie autostrady... Czeski "szpej" "Szpej 2.0" Właściwy człowiek, na właściwym miejscu Jeszcze kilka kroków... Kociołki I kultowy widoczek z naszego szlaku... Paula Marboru: Kociołki od dołu w pełnej krasie... Śnieżne stawiki z bliska... ...i jeszcze jeden Karkonosze nas zachwyciły! Mimo tego, że turystów sporo, to warto tu przyjechać i zobaczyć, poczuć i zapoznać się z tutejszymi szlakami z bliska. Sobota skończyła się dla nas godziną bombelkowania w jackuzzi... a nasz ostatni, niedzielny dzień krótkiego wypadu na Dolny Śląsk? Niebawem pojawi się na blogu. Pozdrawiam marboru
    1 punkt
  28. Gdyby to byly sensowne i spolecznie akceptowane reaguly to nie trzeba by ich az tak pilnowac. Ludzie zawsze beda omijac bandyckie ograniczenia. I bardzo dobrze.
    1 punkt
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...