Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

tanova

VIP
  • Liczba zawartości

    2 752
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    130

Zawartość dodana przez tanova

  1. tanova

    Flachau czy Schladming

    Oj, nie kojarzę, niestety ...
  2. tanova

    Rowerowe eskapady - relacje

    @Wujot pamiętam z dzieciństwa takie uchwyty do tzw. "wyrwirączek" - przy stoku narciarskim jeździła sama stalowa lina i kto miał, to wpinał się uchwytem, a pozostali darli rękawice . Piękne zdjęcia z pięknej wycieczki - jednak bliskość wody bardzo podnosi walory widokowe trasy. Pozdrawiam!
  3. tanova

    Flachau czy Schladming

    Jest tak jak pisze @lokiec3 - Schladming-Dachstein to ośrodek w którym dominują czerwone trasy, a niebieskie w większości są łącznikami przez las, a nie szerokimi polanami. Oczywiście - jak w każdym ośrodku tej wielkości znajdziesz jakiś teren do nauki dla dzieci, ale są lepsze miejsca w regionie Ski Amade. Dienten-Hochkönig jak najbardziej - szczególnie koniec doliny w Maria Alm jest przepiękny i oferuje sporo łagodnych stoków, ale i mieszkając w Dienten czy Mühlbach mielibyście dostęp do fajnych terenów dla początkujących. Tutaj nasza relacja sprzed dwóch i pół roku: Alternatywnie można rozważyć Flachauwinkl - autostradą dojeżdża się praktycznie do samej miejscowości, w której jest rozległy ośrodek narciarski dedykowany właśnie dla rodzin z dziećmi. Stoki są puste, szerokie i znakomicie się nadają do szlifowania umiejętności przez słabiej jeżdżące osoby, są też różne atrakcje dla dzieci. A jak samo Flachauwinkl się znudzi, to macie połączenie gondolami do Flachau i drugie do Zauchensee. Poniżej jeszcze jeden link do bloga z opisem m.in. tych ośrodków - z ubiegłej zimy.
  4. Będzie drożej - to wiadomo. Ale obawiam się, że będzie drożej za kiepskie narty - mniej utrzymywanych tras w ośrodkach, ograniczanie sztucznego naśnieżania, rzadziej ratrakowane, spowolnienie prędkości wyciągów i krótsze godziny otwarcia.
  5. Operatorem wyciągów na Dachsteinie jest właściciel kolei linowych Planaibahnen, więc ... może decyzja o nieopłacalności inwestycji na lodowcu i zamknięciu tamtejszych orczyków miała dodatkowe powody, niż przedstawione oficjalnie.
  6. Tak, inne źródła podają również, że powodem decyzji o zamknięciu wyciągów jest konieczność przestawienia podpór orczyków, ponieważ cofający się lodowiec spowodował, że ich trasa aktualnie biegnie po nagiej skale. Wobec niskiej frekwencji narciarzy w sezonie, którzy preferują duże ośrodki po przeciwległej stronie doliny, nie opłaca się ani kosztowne przestawienie podpór, ani zamiana orczyków na wyciąg krzesełkowy. I jeszcze link: https://www.kleinezeitung.at/steiermark/ennstal/6189357/Es-fehlen-5-Meter-Schnee_Entscheidung-gefallen_Kein-Winterskilauf
  7. Ciekawa jestem, czy będą utrzymywane trasy biegowe - ośrodek szczycił się posiadaniem całorocznych "loip", na wysokości 2700 m. npm.
  8. tanova

    Rowerowe eskapady - relacje

    Na dalekie eskapady czasu brak, ale i blisko koło domu bywa ładnie:
  9. tanova

    Polska - nowe inwestycje

    Może goldena do skijöringu przyuczyć? Kiedyś miałam takiego (pół-goldena), który ciągał dzieci na sankach.
  10. Dziękuję , to chyba dobrze, bo małżonek zwykle na zdjęciach się nie uśmiecha, baa ... unika obiektywu raczej. @cyniczny - dziękuję za miłe słowa. Cały szlak Malerweg liczy 116 km, choć chyba najbardziej znany jest ten fragment przy Bastei i ten przy Bad Schandau. Dla nas to też był powrót po kilku latach. Wtedy byliśmy cały tydzień, ale bez rowerów, więc głównie chodziliśmy po szlakach - ludzi było sporo więcej niż aktualnie. Ponoć w tym roku turyści masowo poodwoływali rezerwacje z powodu pożaru.
  11. Nareszcie doczekałam się tegorocznego urlopu - dwa tygodnie rowerowej laby! Wróć - nie laby, tylko Łaby. Jak było? Świetny i urozmaicony szlak, zarówno dla miłośników zwiedzania jak i pięknych krajobrazów. Cała trasa ma blisko 1300 km długości, z czego 370 km przypada na Czechy, a pozostała część na Niemcy. Na jedną wyprawę to dużo, ale rzeka jest na tyle blisko Polski, że można trasę podzielić na odcinki, albo wybrać jej fragment. Tak właśnie zrobiliśmy i my tego lata. Niedziela, 14 sierpnia Jest niedzielny poranek, szósta rano, w środku długiego, sierpniowego weekendu. Piękny wschód słońca. Zaspana córka podwozi mnie i moją drugą połówkę na dworzec, na Intercity "Matejko". Szczecin-Przemyśl to prawie najdłuższa trasa kolejowa w Polsce. My jednak jedziemy nim tylko do Wrocławia, gdzie mamy przesiadkę. W tym roku urlop będzie "eko" - auto zostaje w domu, a my dojedziemy do Łaby pociągiem i rowerami. Benzyna droga, inflacja i kryzys paliwowy szaleją, więc cena za bilety kolejowe dla dwóch osób z rowerami (przezornie kupione z miesięcznym wyprzedzeniem) - jedyne 74,20 zł - cieszy. Jakaś ekstra promocja weekendowo-grupowa, bo cena bazowa była dwa razy wyższa. W pociągu haki na rowery (obok stojaków na narty!) i półki na sakwy. We Wrocławiu okazuje się, że TLK z Warszawy ma półtorej godziny opóźnienia, które dalej rośnie. Udaje nam się przebukować bilety na pociąg Kolei Dolnośląskich, ale w Sędzisławiu - gdzie mieliśmy spotkać się z zaprzyjaźnioną parą z Krakowa, będziemy godzinę później. Umawiamy się więc ze znajomymi w Kamiennej Górze, gdzie można coś zjeść przed dalszą drogą. Polregio KD nabity ludźmi i rowerami, dobrze, że jedziemy niedaleko. Okazuje się, że nasi przyjaciele mają awarię roweru - dosłownie rozsypała się sztyca siodełka. A tutaj niedziela i żaden serwis nie pracuje. Co za pech! Na miejscu, w Kamiennej Górze zastanawiamy się, czy uda się zablokować sztycę, która wpada do rury podsiodłowej. Wpadam na pomysł, aby wykorzystać butelkę Cisowianki do redukcji średnicy, oklejamy sztycę taśmą - i proszę! Prowizorka, bo prowizorka, ale dało się dojechać przynajmniej na nocleg w Czechach, a następnego dnia poszukać czynnego sklepu rowerowego z serwisem. Z Kamiennej Góry jedziemy do Krzeszowa bardzo wygodną i widokową DDR-ką. Góry na razie mamy tylko na horyzoncie. W Krzeszowie, w opactwie benedyktynek, trwają przygotowania do odpustu 15 sierpnia. Oglądamy zespół klasztorny i barokowy kościół: Dalej kierujemy się w stronę Chełmska Śląskiego. To urokliwe, nieco senne miasteczko, zdecydowanie na uboczu. Warto obejrzeć zabytkowy rynek i bardzo ciekawe, drewniane Domy Tkaczy z XVII wieku: Za Chełmskiem zaczyna się podjazd w stronę granicy. Ale nie jest ani bardzo stromy, ani szczególnie długi, więc jedzie się dobrze, nawet z sakwami. Ostatnia wioska po polskiej stronie to Okrzeszyn. Tutaj kończy się asfalt, a granicę pokonujemy szutrową drogą. Po czeskiej stronie dojeżdżamy do szosy, która na szczęście okazuje się niezbyt ruchliwa i spektakularnym zjazdem - mijając ośrodek narciarski Petrzikowice - dojeżdżamy do przedmieść Trutnova, gdzie mamy zarezerwowany nocleg. Do Łaby coraz bliżej. [cdn.]
  12. Piątek, 27 sierpnia Powrót pociągiem zaplanowaliśmy na piątek, w godzinach przedpołudniowych - aby uniknąć weekendowego tłoku w Deutsche Bahn. Wiadomo - bilet za 9 euro cieszy się popularnością, a jeden z pociągów naszego połączenia jedzie do Stralsundu, czyli nad morze. Rano mamy jeszcze trochę czasu, żeby pokręcić się po Magdeburgu, bo poprzedniego dnia już było za późno. Ostatnia fotka nad Łabą: Katedra - podobnie jak w Dreźnie - odbudowana z gruzów po wojnie. Udaje się wejść do środka przed nabożeństwem, choć oficjalnie nie ma o tej porze zwiedzania. A po przeciwnej stronie placu - Zielona Cytadela. Ostatni projekt Friedensreicha Hundertwassera, wzniesiony w 2005 roku. Gdy byłam w Magdeburgu w 2008 roku, cytadela była dużo bardziej różowa - przez kilkanaście lat drzewa urosły i coraz bardziej korespondują z nazwą obiektu: Pora zbierać się na dworzec. W pociągu dość tłoczno i duszno - cały przedział rowerowy zawalony sprzętem i kłótnie, kto i dlaczego ma wstać. Tłumy również na dworcu Berlin Hauptbahnhof i oblężone windy. Czterdzieści minut na przesiadkę okazuje się zapasem w sam raz, zanim przeniesiemy się z górnego poziomu na dolny i na właściwy peron. W składzie do Stralsundu już luźniej i więcej miejsca na rowery. Wysiadamy w Pasewalku, a ponieważ jest jeszcze "młoda" godzina, to zamiast jechać kolejnym pociągiem do przygranicznego Tantow, ostatnie 50 km pokonujemy rowerami - przy okazji pokazując naszym znajomym z Krakowa, gdzie jeździmy na co dzień. Robimy sobie postój w Krugsdorfie, żeby obejrzeć pałac i odpocząć trochę nad jeziorkiem Kiessee. Granicę przekraczamy w Dobieszczynie. Na liczniku ponad 900 km. Wyprawę kończymy następnego dnia rundką honorową i pamiątkowym zdjęciem w Szczecinie. Mam nadzieję, że dane mi będzie kiedyś dokończyć szlak Łaby odcinkiem w północnych Niemczech, aż do ujścia w Cuxhaven. A może w odwrotnym kierunku? O ile w Czechach, zasadniczo do okolic Pragi jedzie się "z górki", to w Niemczech jechaliśmy ... pod wiatr, czasem naprawdę silny i uciążliwy. Dlatego też większość niemieckich sakwiarzy spotykaliśmy jadących z naprzeciwka. I generalnie ten niemiecki odcinek jest bardziej popularny - od wielu lat wybierany jest przez ADFC jako najlepszy długodystansowy szlak rowerowy. Choć nam bardzo podobało się również w Czechach i ten czeski odcinek też polecamy. Z noclegami na trasie nie ma problemu, o ile nie traficie na jakiś festiwal czy inną masową imprezę. Ceny - od 900 do 2000 koron za dwójkę w Czechach i analogicznie od 52 do 72 euro w Niemczech, w zależności od standardu oraz opcji zjedzenia śniadania. Cała trasa zasadniczo jest dobrze skomunikowana koleją, więc można kombinować z odcinkami według własnej koncepcji i możliwości. Polecam też stronę: https://www.elberadweg.de/ - są różne wersje językowe, niestety polskiej brak. I niezawodną radreise-wiki z roadbookiem (po niemiecku): https://radreise-wiki.de/Elbe
  13. Czwartek, 25 sierpnia Ostatni dzień naszej wyprawy wzdłuż Łaby i najdłuższy dystans, bo ponad 100 km. Początek nawet fajny, druga część dnia - nieco mniej. Taka trochę monotonna jazda wałami przeciwpowodziowymi przez średnio ciekawy krajobraz. Ale od początku: Zaraz rano przeprawiliśmy się w Coswig na drugi brzeg. Szlak niby zasadniczo prowadzi obydwoma brzegami, ale w praktyce często jednak ten "drugi" wariant to nieatrakcyjne objazdy, słabo oznakowane. A że mostów na naszym odcinku jest niewiele, to pozostają promy. Trzy razy przeprawialiśmy się tego dnia w ten sposób. Cena? 1.50-2.00 euro za osobę i rower. Widok z promu na panoramę Coswig: Niedaleko zatrzymujemy się w pięknych ogrodach w Wörlitz - na drugie śniadanie i na zrobienie porządku z rowerem Mai, której schodzi powietrze i to z obu kół: Kolejny przystanek to Dessau - w sumie ciekawe miasto z licznymi obiektami architektury nurtu Bauhaus. Patrząc na te nowoczesne budowle, aż trudno uwierzyć, że powstały sto lat temu. Most na Łabie - już współczesny, ale pasuje do kolorytu miasta: Kolejny prom w Breitenhagen i ostatni - w Barby: Jeszcze parę obrazków z trasy: Pod wieczór zatrzymujemy się na kolację w Schönebeck, a do Magdeburga docieramy już o zmierzchu: "Z tak daleka, aż tutaj" - głosi napis na moście. To dobre podsumowanie naszej wyprawy. [cdn.]
  14. Środa, 24 sierpnia Szlak rowerowy Łaby na północnych krańcach Saksonii i w Saksonii-Anhalt prowadzi głównie przez tereny rolnicze i wały powodziowe - niekiedy oddalone od rzeki o kilka kilometrów. Mało mam zdjęć z "terenu" z tego dnia, bo i co tu fotografować? Czasem zbliżamy się do rzeki - wtedy widoki są ładniejsze: Naszym celem tego dnia jest miasto Marcina Lutra i reformacji - Wittenberga. W Elster (niedaleko ujścia Elstery do Łaby) zmieniamy lewy brzeg na prawy, korzystając z jednego z promów. Mostów na Łabie na tym odcinku nie ma zbyt wiele i są czasem oddalone od siebie o wiele kilometrów: Sama Witenberga jest przepiękna i bardzo niemiecka. To wręcz esencja protestanckiego ducha środkowych Niemiec, a świetnie zachowana renesansowa zabudowa i liczne tablice pamiątkowe działają na wyobraźnię. Łatwo poczuć się tutaj jak w burzliwych czasach XVI wieku, kiedy mieszkali w mieście Marcin Luter, Lukas Cranach, Filip Melanchton czy Thomas Müntzer. W Wittenberdze jesteśmy w dniu, który jest świętem narodowym Ukrainy. Tutejsza społeczność uchodźców zbiera się właśnie na rynku, pod pomnikiem Lutra. Trochę abstrakcyjnie brzmi w tej scenerii odśpiewana gromko "Czerwona Kalyna", ale w sumie - czemu, nie? Żal mi trochę opuszczać to miasto i mam odczucie niedosytu. Ale chcąc dojechać następnego dnia do Magdeburga, musimy podciągnąć jeszcze przynajmniej kilkanaście kilometrów. Nocujemy w Coswig - dość nijakim i prowincjonalnym miasteczku, w pensjonacie "Pod złotym winogronem". [cdn.]
  15. Wtorek, 23 sierpnia We wtorek rano przekropił nas jeszcze lekko deszcz - ostatni w trakcie naszej wyprawy. Przeczekaliśmy pod wiatką i ruszyliśmy dalej przez saksońską krainę pałaców i winnic. Opactwo cysterek Marienstein w Mühlberg/Elbe. Tutaj zahaczamy nawet o skrawek Brandenburgii. Belgern: Torgau z pięknym zamkiem, w którego fosie mieszkają ... trzy niedźwiedzie: Nocleg znajdujemy kilka kilometrów za Torgau, na kwaterze prywatnej u miłej, starszej pani. [cdn.]
  16. Poniedziałek, 22 sierpnia Tego dnia było więcej zwiedzania, niż jeżdżenia, dlatego kilometraż (53 km) niezbyt imponujący. Apartament w Dreźnie mogliśmy zatrzymać do godziny 13.00, było więc sporo czasu, aby objechać atrakcje, choć oczywiście bez zwiedzania licznych muzeów. Te mam zresztą już zobaczone, gdy byłam w Dreźnie dziesięć lat temu. Drezno, to takie nietypowa metropolia, w którym tzw. Nowe Miasto (Dresden Neustadt), w którym nocowaliśmy, jest starsze niż starówka - Altstadt, zbombardowana w czasie wojny. Wszystkie zabytki to rekonstrukcje - niektóre całkiem nowe, bo odbudowę Katedry zakończono ledwie kilkanaście lat temu. Neustadt, przed fasadą naszego hostelu: Fantazji nie brakuje również właścicielom samochodów - pardon, trabancików: Na drezdeńskiej starówce - katedra (katolicka) pw. Świętej Trójcy (po lewej) i zamek Wettynów (po prawej): Gmach opery: Zwinger - z rozgrzebanym remontem, ale dało się znaleźć fotogeniczne zakamarki: Katedra luterańska pw. Marii Panny (Frauenkirche) Z widokiem na jedną z uliczek: Orszak książęcy z miśnieńskiej ceramiki - bardzo znane miejsce w Dreźnie: Akcent rowerowy - można i tak zwiedzać Drezno: Łaba w Dreźnie: I panoramka na "do widzenia": Ruszamy na północny zachód - w stronę Miśni: Otóż i ona. Miśnia - Meißen. Uniknęła losu Drezna i zachowała swoją historyczną zabudowę. A co za Miśnią? Za Miśnią zaczyna się najmniejszy region winiarski Niemiec - nawet nie wiedziałam, że Saksonia ma takie tradycje. Mijamy winnice na zboczach wzgórz, a nocleg wypada nam w pensjonacie "końskim", z własną ujeżdżalnią, świetną kuchnią i cudnym zachodem słońca. [cdn.]
  17. Albis - Labe - Elbe - Łaba. Na krótkim odcinku w Szwajcarii Czesko-Saksońskiej jest rzeką graniczną, ale ponad dwie trzecie jej długości (blisko 800 km) przypada na odcinek niemiecki. Po relacji z Czech zapraszam na drugą część bloga z Elberadweg - szlaku w granicach Republiki Federalnej Niemiec, a przynajmniej tej jego części, którą udało się nam przejechać w sierpniu tego roku. Niedziela, 21 sierpnia W niedzielę rano ciężkie chmury wisiały jeszcze nad doliną Łaby, ale przestało już padać. Wkrótce po wyjeździe z Dečina docieramy do granicy. Trochę się dziwimy, że opuszczamy terytorium ... Czechosłowacji : Jadąc po niemieckiej stronie mamy widok na Hřensko - bramę do najciekawszych szlaków Szwajcarii Czeskiej. Ciekawostka: Hřensko jest najniżej położoną miejscowością Czech - 115 m npm. Po niedawnych pożarach w obydwu parkach narodowych wznowiono już ruch promów na Łabie i otwarto szosę łączącą Hřensko z niemieckim Bad Schandau oraz część szlaków turystycznych. Do odwołania nieczynny jest szlak do Pravcickiej Bramy i wąwóz Kamienicy, gdzie pożar był najstraszniejszy. Znad rzeki nie widać szlaków pożogi - niestety okolica zmaga się również z plagą kornika-drukarza, który spustoszył świerkowe lasy i to już bardzo widać. Pijemy pierwszą niemiecką kawę i podziwiamy panoramę Bad Schandau: Przełom Łaby - część niemiecka: Twierdza Königstein - podziwiamy z dołu: Z lewego brzegu przeprawiamy się promem na prawy, do uroczego Kurort Rathen, skąd zaczyna się szlak pieszy do skalnych baszt (Bastei), górujących nad Łabą: Sakwy zostawiamy w jednej z restauracji, rowery przypinamy na zewnątrz i ruszamy na wędrówkę. Widoki? Sami zobaczcie! A to już pobliska Pirna: Na wieczór zajeżdżamy do Drezna - okazuje się, że zarezerwowany przez booking apartament jest w bardzo alternatywnej dzielnicy Nordstadt - pełnej knajpek, klubów, graffiti itp. Ciekawa okolica i pełna życia, choć w nocy było nawet spokojnie.
  18. tanova

    Rowerowe eskapady - relacje

    Będzie niebawem - tylko ostatnio czasu na pisanie brakło.
  19. tanova

    Rowerowe eskapady - relacje

    @cyniczny - gratuluję formy i fajnej przygody. 300 km to jest coś!
  20. Sobota, 20 sierpnia Prognozy się sprawdziły - faktycznie leje deszcz. Do popołudnia nieprzerwanie i intensywnie, więc nudzimy się trochę w pokoju. Ale po szesnastej deszcz słabnie, więc idziemy się trochę przejść na Łabskie Piaskowce nad miasteczkiem i po samym Děčínie. [cdn.]
  21. Piątek, 19 sierpnia Rysujące się od rana na horyzoncie sylwetki gór zdradzają, co nas czeka tego dnia. Wjeżdżamy w najładniejszy krajobrazowo odcinek szlaku nad Łabą - Średniogórze Czeskie, które następnie przechodzi w pasmo Szwajcarii Czesko-Saksońskiej. Litomierzyce: Nie da się ukryć, że powoli zbliżamy się do niemieckiej granicy: Odpoczynek z pięknym widokiem na Czeską Bramę - Porta Bohemica: Dalej jest jeszcze lepiej, bo wjeżdżamy w głęboki, skalny kanion: Dojeżdżamy do elektrowni Střekov pod Usti nad Labem. Generalnie na czeskim odcinku Łaba jest uregulowana poprzez liczne zapory i stopnie wodne. Nie ma ich za to wcale już później w Niemczech, gdzie rzeka odzyskuje nieco bardziej pierwotny charakter. Nad konstrukcją hydroelektrowni wznosi się efektownie warowny zamek: Po cukierkowych czeskich miasteczkach, które mijaliśmy w ostatnich dniach, Usti nad Labem nas rozczarowało - po wojennych bombardowaniach śródmieście odbudowano nieciekawie, a jedynym atrakcyjnym i fotogenicznym miejscem jest chyba most ma Łabie: Dalej też ładnie, czasem jakiś bunkier się trafi: Kapliczka przypominająca o niedawnych powodziach: Wkrótce dojeżdżamy do Děčína - ostatniego miasta po czeskiej stronie. Tutaj mamy nocleg, a nawet dwa, bo w sobotę zaplanowaliśmy sobie dzień "postojowy", zwłaszcza, że prognozy są nieciekawe - ma lać. Jeszcze kilka zdjęć z Děčína: Zamek, w którym ponoć nocował między innymi Fryderyk Chopin: Jest tutaj również - praktycznie w samym mieście - via ferrata: Pastyrska stena: [cdn.]
  22. Czwartek, 18 sierpnia Upalnej jazdy nad Łabą ciąg dalszy. Po śniadaniu ruszamy z Nymburka w kierunku zachodnim - tutaj rzeka jest żeglowna i spotykamy nawet spory wycieczkowiec: Most w Čelákovicach: W Brandysach drogowskaz informuje, że jesteśmy 17 km od Pragi. Tym razem się nie skusimy, szczególnie, że stolicę Czech znamy z wcześniejszych wyjazdów. Zostajemy przy dającej ochłodę rzece z torem do kajakarstwa górskiego i ładnym zamkiem: Na trasie "kachny" też szukają chłodu przy Łabie: Widok na ujście Izery do Łaby: Czasem jedziemy wygodnym asfaltem, a czasem takim singielkiem: W Melniku znów podjazd - tym razem pod zamek. Nagrodą są piękne widoki na ujście Wełtawy do Łaby i winnice na zboczu wzgórza: Ekipa u podnóża zamku: Kolejna pocztówka z Czech - Melnik: Dogadzamy sobie : Łaba szeroko rozlana: Nocujemy w niewielkim, ale przytulnym pensjonacie w Hoštce - sennym miasteczku z hospoudką na małym ryneczku. Przy kufelku czeskiego piwa w ciepły, letni wieczór, w towarzystwie lokalsów dzień się miło kończy. [cdn.]
  23. Środa, 17 sierpnia Z czym kojarzy się Kraj Pardubicki? Oczywiście - Wielka Pardubicka! Wyścigi konne wśród pól i siwe konie rasy kladrubskiej. Do do Kladrub nad Łabą i cesarskiej stajni Franciszka Józefa wiedzie nas łabski szlak w środowy ranek. I Łaba tutaj taka dzika ... Wkrótce szlak wspina się na wzgórze w Tyńcu nad Łabą, gdzie odłączamy się na czas jakiś od rzeki. Dziesięć kilometrów drogi po słonecznych pagórkach dzieli nas od Kutnej Hory ze wspaniałymi zabytkami, wpisanymi na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO. Słońce praży niemiłosiernie i temperatura rośnie do ponad trzydziestu stopni, a my mozolnie robimy kolejne metry przewyższenia. Wreszcie rysują się na horyzoncie dostojne sylwetki kościelnych wież Kutnej Hory. Najpierw Sedlec i trochę makabryczna Kaplica Czaszek z XVIII wieku. W samej krypcie ossuarium - z gigantycznym żyrandolem z ludzkich kości - nie można robić zdjęć. Jedynie przez szybkę, kondygnację wyżej. Vanitas ... Bardziej niż memento mori przemawia do nas jednak carpe diem, jedziemy więc podziwiać dalsze skarby Kutnej Hory. Po drodze nostalgiczne stare skody: W najwyższym punkcie miasta stoi przepiękny kościół św. Barbary: Zjeżdżamy z Kutnej Hory z powrotem w stronę doliny Łaby. To nie Chorwacja, to Kolin (choć temperatury - jak nad Śródziemnym ☀️😞 Przy mrożonej kawie i tostach na kolińskim rynku rezerwujemy kolejny nocleg. Wyboru za bardzo nie ma - ale wolny jest apartament w czterogwiazdkowym hotelu w Nymburku. Trochę drogo, lecz cóż zrobić. Po drodze mijamy bokiem Podiebrady, z lekkim żalem i refrenem piosenki Jaromira Nohavicy z tyłu głowy ("A schody jadą, choć mogłyby stać, na stacji Jerzego z Poděbradu"). Może kiedyś wrócimy pozwiedzać. Ale Nymburk wieczorem też jest cudny ... [cdn.]
  24. Wtorek, 16 sierpnia Rano wyjaśniła się zagadka, dlaczego nie mogliśmy znaleźć w okolicy noclegu. Otóż właśnie skończył się wielki festiwal muzyczny "Brutal Assault" w Josefovie, organizowany co roku w sierpniu pod murami twierdzy. Jaka muza? Death metal ☠️ Chyba fani już jednak wyjechali, bo na terenie koncertów trwał demontaż i sprzątanie, a w miasteczku już tylko gdzie nie gdzie powiewały smętnie ostatnie banery. Josefov bardzo różni się od pocztówkowych czeskich miasteczek, mijanych przez nas nad Łabą. Zachował niezmieniony układ urbanistyczny osiemnastowiecznej twierdzy, choć nigdy jako twierdza nie był wykorzystywany - pełnił funkcję więzienia i koszar dla różnych wojsk. Ostatnio, do lat 90-tych XX wieku, stacjonowały tutaj garnizony radzieckie. Teraz większość budynków to pustostany, mocno nadgryzione zębem czasu. Niektóre pełnią ponoć rolę scenografii do filmów. Na paradnym i ogromnym placu centralnym, stoi kościół garnizonowy z wieeeelkimi wrotami: Pokręciliśmy się trochę po klimatycznych uliczkach - niestety brakło czasu, aby zwiedzić kazamaty. Jedziemy dalej przez Kotlinę Czeską - w stronę królewskiego miasta Hradec Kralove: I kolejny most na Łabie - już przy wjeździe do miasta: W Hradec Kralove kolorowe kamieniczki starego miasta przyciągają wzrok, szkoda tylko, że rynek zamieniono na wielki parking. Pomiędzy wieżami kościelnymi przycupnęła skromnie kamieniczka siedziby rektoratu tamtejszego uniwersytetu. I jeszcze secesyjna elektrownia wodna z początku XX wieku: Za miastem - na trasie do Pardubic: Same Pardubice są chyba najbardziej eleganckim miastem, przez które przejeżdżaliśmy. A może to wrażenie to też zasługa wspaniałej pogody? Zamek: Pernštejnské náměstí w historycznym centrum miasta - na pierwszym zdjęciu ratusz, na drugim w tle - Zielona Brama: Nie ujechaliśmy tego dnia zbyt daleko - jedynie 65 kilometrów, ale jak tu minąć takie cuda i nie zatrzymać się? Nocleg wypadł nam w Přelouč - hotel był kiepski i blisko dworca, ale miasteczko całkiem ładne: [cdn.]
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...