Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

(Mój) zestaw optymalny na każde warunki.


wolcjusz

Rekomendowane odpowiedzi

Dla mnie jazda w złych warunkach(na trasie) jest nudna, bo trzeba jechać wolniej. Kiedyś mi się to podobało, bo warunki były wyzwaniem. Wraz ze wzrostem umiejętności, nie mam ochoty jeździć po dziadostwie.

W tłumie tym bardziej, to tylko ciągłe nerwy i duże ryzyko wypadku.

 

Edytowane przez Spiochu
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, Spiochu napisał:

Dla mnie jazda w złych warunkach(na trasie) jest nudna, bo trzeba jechać wolniej. Kiedyś mi się to podobało, bo warunki były wyzwaniem. Wraz ze wzrostem umiejętności, nie mam ochoty jeździć po dziadostwie.

W tłumie tym bardziej, to tylko ciągłe nerwy i duże ryzyko wypadku.

 

Ja lubię jak jest armagedon popołudniu. Selekcja naturalna 😆

Edytowane przez artix
  • Like 1
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziadostwo jest dobre dla dziadków.

Takie warunki można porównać do jazdy autem po zniszczonej drodze. Niezależnie jak dobrze jeździsz samochodem, wolisz gdy asfalt/szuter jest równy. (hopki to nie dziury) Dziury na drodze to też nie off road, który mógłby stanowić wyzwanie.

  • Like 1
  • Haha 1
  • Sad 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 godziny temu, Spiochu napisał:

Dziadostwo jest dobre dla dziadków.

Takie warunki można porównać do jazdy autem po zniszczonej drodze. Niezależnie jak dobrze jeździsz samochodem, wolisz gdy asfalt/szuter jest równy. (hopki to nie dziury) Dziury na drodze to też nie off road, który mógłby stanowić wyzwanie.

Idąc dalej tym tokiem myślenia, można by sądzić, że najlepiej jeździć na nartach z kijami pod pachami (koniecznie gięte) w pozycji na "jajo" koniecznie w wersji niskiej i pełna dzida. Moim zdaniem w narciarstwie nie o to chodzi. Niedawno słyszałem, że dla dziadków to są skitury. Obie opinie tak samo trafne (jak kulą w płot). Ja jeżdżę na narty pojeździć, nie wybieram sobie warunków, korzystam z takich jakie zastanę. Ważne by się ruszać, wiek z tym nie ma nic wspólnego, tak samo jak waga, płeć czy umiejętności... To porównanie z autem do mnie nie dociera, nie dostrzegam związku. Ale to już Twój wybór i nie mój ogródek. 

Pozdrawiam.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skitury (nie skialpinizm) też są właśnie takie emeryckie. Ja lubię, z uwagi na pobyt w górach z dala od tłumów.  Zjazdy to jednak w większości lipa, no chyba że się trafi na puch. Skitur jest też dla mnie mniej wymagający fizycznie.  Na kondycję nie narzekam, a siły i dynamiki  trzeba dużo mniej. No chyba, że jest full ciężkiego śniegu, ale samych zjazdów i tak jest mało.

Co do jazdy na jajo to jest spoko, ale nie aż tak fajna jak normalne skręty, W pozycji zjazdowej, nie generujesz aż tak dużych przeciążeń. Wolę zatem więcej skręcać niż tylko dzida.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy dobrze rozumiem

11 minut temu, Spiochu napisał:

Skitury (nie skialpinizm) też są właśnie takie emeryckie. Ja lubię, z uwagi na pobyt w górach z dala od tłumów.  Zjazdy to jednak w większości lipa, no chyba że się trafi na puch. Skitur jest też dla mnie mniej wymagający fizycznie.  Na kondycję nie narzekam, a siły i dynamiki  trzeba dużo mniej. No chyba, że jest full ciężkiego śniegu, ale samych zjazdów i tak jest mało.

 

Nie wiem czy dobrze rozumiem? Szybkie podejście na nartach jest mniej wymagające fizycznie niż zjazd po ubitym stoku?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, brachol napisał:

Nie wiem czy dobrze rozumiem

Nie wiem czy dobrze rozumiem? Szybkie podejście na nartach jest mniej wymagające fizycznie niż zjazd po ubitym stoku?

Tak. Podejście wymaga tylko kondycji. Zjazd również ogromnej siły. W czasie zjazdu na maxa( Np. na tyczkach) w kilkadziesiąt sekund mogę osiągnąć poziom wyczerpania na granicy utraty przytomności.

Edit:

Jakby podbiegać na maxa, to pewnie będzie podobnie. Podchodzę jednak nieco wolniej, tak żeby ciągły wysiłek był możliwy.

Edytowane przez Spiochu
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, ale to jedynie i wyłącznie moja subiektywna ocena, iż tworzymy wokół siebie obraz rzeczywistości która w istocie nie ma miejsca. Jedni wolą przyjść rano na basen mając tor wyłącznie dla siebie - zrobić 20-30 długości na maksimum swoich możliwość z zachowaniem plus minus nienagannego stylu czerpiąc tym samym niewątpliwą przyjemność, drogim wystarczy zrobić to samo na miarę swoich technicznych możliwości, jeszcze inni tak też potrafią ale większą przyjemność sprawia im pływanie w Bałtyku - dopłynięcie do pierwszej lub drugiej rewy i nurkowanie po dnie złocistego dna, kolejni uwielbiają pływanie w jeziorze, jeszcze inni nurkowanie z osprzętem - jednakże to wszystko ma wymiar jedynie rekreacyjny dopóki dopóty nie wniknie w to wymiar rywalizacji czy to z samym sobą czy też z innymi osobami wówczas możemy mówić o sporcie. Można zrobić setki km MTB ale jeżeli nie staniemy w szranki z innymi zawodnikami to jest to jedynie rekreacja, być może na wyższym poziomie ale zawsze rekreacja.

W mojej ocenie dla większości Nas narciarzy trasowych prosta tura Kuźnice, Boczań, H. Gasienicowa, Liliowe, Beskid, Goryczkowy Kocioł Kuźnice ma znacznie większy wymiar "sportowy" niż 2-3 h trening tyczkowy nie prowadzący do rywalizacji czasowej.

Podziwiam ludzi którzy mają tyle siły i ochoty aby amatorsko na tyczkach dawać z siebie maksa ale z równym zapałem podziwiam też tych którzy rodzinnie są w stanie spędzić od dzwona do dzwona czas na wyciągu

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, Adam ..Duch napisał:

W mojej ocenie dla większości Nas narciarzy trasowych prosta tura Kuźnice, Boczań, H. Gasienicowa, Liliowe, Beskid, Goryczkowy Kocioł Kuźnice ma znacznie większy wymiar "sportowy" niż 2-3 h trening tyczkowy nie prowadzący do rywalizacji czasowej.

Dla mnie to przykład przyjemnego spaceru. Jeśli nie jest robiony na czas, nie ma żadnego wymiaru sportowego.

Trening tyczkowy zawsze prowadzi do rywalizacji czasowej. Nawet jak nie ma fotoceli, ani konkurentów. Jego istotą jest przejechanie odcinka, najszybciej jak to możliwe. Rywalizować można z samym sobą.

No chyba, że ktoś jeździ na tyczkach od niechcenia, ale takie osoby bardzo szybko rezygnują z "treningów". Taka jazda jest wtedy nudna i bez sensu.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W moim odczuciu wszystko zależy od warunków. Zarówno w tej wycieczce na Kasprowy, która może zamienić się w wyprawę, jak i jeździe na tyczkach, gdy lodowej rynny brak. Obydwie działalności mogą być rekreacyjne, a także mogą stać się sportowe, choć to inny sport. Nie porównywałbym chyba. Coś jak himalaizm vs ścianka.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, Spiochu napisał:

Dla mnie to przykład przyjemnego spaceru. Jeśli nie jest robiony na czas, nie ma żadnego wymiaru sportowego.

Trening tyczkowy zawsze prowadzi do rywalizacji czasowej. Nawet jak nie ma fotoceli, ani konkurentów. Jego istotą jest przejechanie odcinka, najszybciej jak to możliwe. Rywalizować można z samym sobą.

No chyba, że ktoś jeździ na tyczkach od niechcenia, ale takie osoby bardzo szybko rezygnują z "treningów". Taka jazda jest wtedy nudna i bez sensu.

Chodziło mi o "kowalskiego" - to zawsze będzie wyzwanie. 

Nie nie prowadzi - prowadzi wtedy kiedy naszym zamiarem jest udział w zawodach lub przynajmniej w przyjacielskiej rywalizacji z udziałem fotoceli. Jazda skrętem wymuszonym nigdy nie jest nudna i bez sensu wręcz przeciwnie - powinna być obowiązkowym elementem szkoleń na każdym poziomie zaawansowania.

Jeszcze troszkę o turach które chyba nieświadomie zdegradowałeś - jazda terenowa to najwyższy stopień zaawansowania narciarskiego. Średnio zaawansowany narciarz w podstawie opanuje prosty GS w 1h SL - 2-3, zjazd z Skrzycznego do Zimnika będzie ćwiczył lata

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, sstar napisał:

W moim odczuciu wszystko zależy od warunków. Zarówno w tej wycieczce na Kasprowy, która może zamienić się w wyprawę, jak i jeździe na tyczkach, gdy lodowej rynny brak. Obydwie działalności mogą być rekreacyjne, a także mogą stać się sportowe, choć to inny sport. Nie porównywałbym chyba. Coś jak himalaizm vs ścianka.

Masz całkowitą rację, być może się troszkę zagalopowałem w swoich porównaniach. Natomiast niewątpliwie należy rozgraniczyć sport od rekreacji. Zdecydowana większość wątków narciarskich na forum dotyczy rekreacji ruchowej jaką jest narciarstwo a podpinanie niektórej zaawansowanej aktywności pod sport jest nieuprawnione. Ktoś pewnie zarzuci że równam w dół - nie jest to prawdą (sam szkoląc stawiam tyczki nawet dla osób w technikach kątowych). Polecam i jeszcze uraz polecam wszelkiego rodzaju szkolenia na tyczkach ale Panie i Panowie to nie jest wymiernik - ktoś kto nie jeździ na tyczkach nie jest gorszy.

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, Adam ..Duch napisał:

Nie nie prowadzi - prowadzi wtedy kiedy naszym zamiarem jest udział w zawodach lub przynajmniej w przyjacielskiej rywalizacji z udziałem fotoceli. Jazda skrętem wymuszonym nigdy nie jest nudna i bez sensu wręcz przeciwnie - powinna być obowiązkowym elementem szkoleń na każdym poziomie zaawansowania.

Jeszcze troszkę o turach które chyba nieświadomie zdegradowałeś - jazda terenowa to najwyższy stopień zaawansowania narciarskiego. Średnio zaawansowany narciarz w podstawie opanuje prosty GS w 1h SL - 2-3, zjazd z Skrzycznego do Zimnika będzie ćwiczył lata

Dla mnie sportowy charakter jest wtedy, gdy starasz się przełamywać granicę własnych możliwości. Nie potrzeba do tego zawodów ani pomiarów. Choć pomiar czasu i rywalizacja z kolegami uatrakcyjnia trening. Zawodów unikam. Tracisz cały dzień na 2 przejazdy w kiepskich warunkach.

Zapomniałeś, że ja zaczynałem od jazdy poza trasowej a nie tyczek. Nie znam szlaku ze Skrzycznego do Zimnika, ale poza trasą jeździłem już na etapie pługa. Zanim zobaczyłem tyczki, potrafiłem już bez problemu zjechać zalesioną Saharą, czy przecinkami na Pilsku. Pierwsze próby na tyczkach to był dramat. Kilka dni walki i setki gleb, żeby jako tako tako przejechać GS. W SL kolejne dwa tygodnie.

Żeby opanować podstawy GS i SL (czyt. zdać egzamin na PI) zwykle potrzeba kilku tygodni. Wielu dzieciakom po 3tyg kursu, nie udaje się zaliczyć egzaminu.  Opanowanie SL w kilka godzin to brednie. Nigdy kogoś takiego nie spotkałem.

Jazda terenowa może być najwyższym stopniem wtajemniczenia. Tylko mówimy o dynamicznej jeździe stromymi źlebami i zaliczaniem dropów. Na to faktycznie potrzeba lat. By poruszać się jakkolwiek w średnio trudnym terenie nie potrzeba wcale ogromnych umiejętności. Po prostu wtedy jest to jazda wolna i zachowawcza.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cofnąłem się pamięcią i w sumie na tykach zacząłem jeździć jeszcze później niż sądziłem. Miałem już wtedy doświadczenia poza trasowe nie tylko z lasu w Beskidach, ale również tatrzańskich źlebów i wyprawy na Muztagh Ata. Także dla mnie, tyczki są zdecydowanie trudniejsze technicznie. Innym tematem są jednak kwestie bezpieczeństwa, organizacji i komfortu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spiochu - cieszę się że mogę prowadzić dyskusję z Tobą (oczywiście także z innymi użytkownikami) jako bardzo doświadczonym narciarzem. Nie moją rolą jest oceniać i nie moją rolą jest analizować ścieżki prowadzące do Twojego "sukcesu" zwłaszcza, iż niejednokrotnie pokrywają się z moimi. Martwi mnie jednak brak kompromisu z twojej strony - ciężko mi w tej chwili analizować powody tego stanu ale jestem całkowicie pewien że cokolwiek będziemy mieli pod nogami Ty, ja jak i wielu naszych kolegów damy radę....... 

  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Spiochu napisał:

Skitury (nie skialpinizm) też są właśnie takie emeryckie. Ja lubię, z uwagi na pobyt w górach z dala od tłumów.  Zjazdy to jednak w większości lipa, no chyba że się trafi na puch. Skitur jest też dla mnie mniej wymagający fizycznie.  Na kondycję nie narzekam, a siły i dynamiki  trzeba dużo mniej. No chyba, że jest full ciężkiego śniegu, ale samych zjazdów i tak jest mało.

No cóż, my to się chyba nigdy nie dogadamy. Niby obaj mamy pasję do nart, jednak zdecydowanie więcej nas różni w podejściu do białego sportu. Dla Ciebie skitury to nudy, no chyba że puch. Ja się tak teraz zastanawiam i wydaje mi się, że na skiturach nigdy nie jeździłem w puchu. Przetestowałem wszystkie rodzaje śniegu i lodu. Dwa rodzaje śniegu szczególnie mi utkwiły w pamięci bardzo negatywnie i wolałbym więcej ich nie spotkać. W Szwajcarii w Saas Fee i w Austrii w Ischgl miałem wątpliwą przyjemność  zjeżdżać po starym, zmrożonym lawinisku, było mega niekomfortowo, prawie nieprzejezdnie. Sporo mnie to nauczyło. Drugi przykład, przeważnie w Polsce (lecz nie tylko) jazda po lodoszreni łamliwej. Moim zdaniem o wiele cięższe obciążenie jak jazda na tyczkach. Za to na skiturach zjechałem najciekawsze "trasy, żleby" trudnością (wystromienie, szerokość i inne przeszkody) nieporównywalnie trudniejsze od najtrudniejszych zawodów czy treningów na tyczkach. I cenię te zjazdy dużo bardziej od największych pucharów jakie zdobyłem na zawodach. W czasach gdy dużo trenowałem, wyniki miałem na przyzwoitym poziomie. Na mecie potrafiłem padać zmęczony po 40 sekundowych przejazdach, a w treningach też nigdy się nie oszczędzałem, czasami kończyło się zażywaniem tramalu, by móc na drugi dzień dalej trenować. Jednak zjazdy pozatrasowe w wielu miejscach, to zupełnie inna bajka, zdecydowanie trudniejsza. Co do jazdy w puchu, to tak jak poranna jazda po wyratrakowanym stoku, zjedzie prawie każdy lekko ogarniający narciarz. W puchu jeżdżę tylko praktycznie freeride, korzystając z wyciągów, bo na skiturach szkoda marnować czas, jak można się najeździć przy wykorzystaniu wyciągów. Poza tym podchodzenie na turach w puchu jest mocno (zwłaszcza na stromym) męczące i dość niebezpieczne. I jeszcze fotka części mojej kolekcji, nie żeby się chwalić (bo jak jest praca, to są i wyniki) tylko by pokazać, że trochę czasu, potu i siniaków zostawiłem na slalomowych i gigantowych trasach podczas treningów oraz zawodach. I pojęcie o jeździe na tyczkach posiadam.

20210507_164737.thumb.jpg.852941c90596db1d726b01a310ffafd1.jpg

Pozdrawiam.

Edytowane przez marionen
  • Like 6
  • Thanks 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, marionen napisał:

No cóż, my to się chyba nigdy nie dogadamy. Niby obaj mamy pasję do nart, jednak zdecydowanie więcej nas różni w podejściu do białego sportu. Dla Ciebie skitury to nudy, no chyba że puch. Ja się tak teraz zastanawiam i wydaje mi się, że na skiturach nigdy nie jeździłem w puchu. Przetestowałem wszystkie rodzaje śniegu i lodu. Dwa rodzaje śniegu szczególnie mi utkwiły w pamięci bardzo negatywnie i wolałbym więcej ich nie spotkać. W Szwajcarii w Saas Fee i w Austrii w Ischgl miałem wątpliwą przyjemność  zjeżdżać po starym, zmrożonym lawinisku, było mega niekomfortowo, prawie nieprzejezdnie. Sporo mnie to nauczyło. Drugi przykład, przeważnie w Polsce (lecz nie tylko) jazda po lodoszreni łamliwej. Moim zdaniem o wiele cięższe obciążenie jak jazda na tyczkach. Za to na skiturach zjechałem najciekawsze "trasy, żleby" trudnością (wystromienie, szerokość i inne przeszkody) nieporównywalnie trudniejsze od najtrudniejszych zawodów czy treningów na tyczkach. I cenię te zjazdy dużo bardziej od największych pucharów jakie zdobyłem na zawodach. W czasach gdy dużo trenowałem, wyniki miałem na przyzwoitym poziomie. Na mecie potrafiłem padać zmęczony po 40 sekundowych przejazdach, a w treningach też nigdy się nie oszczędzałem, czasami kończyło się zażywaniem tramalu, by móc na drugi dzień dalej trenować. Jednak zjazdy pozatrasowe w wielu miejscach, to zupełnie inna bajka, zdecydowanie trudniejsza. Co do jazdy w puchu, to tak jak poranna jazda po wyratrakowanym stoku, zjedzie prawie każdy lekko ogarniający narciarz. W puchu jeżdżę tylko praktycznie freeride, korzystając z wyciągów, bo na skiturach szkoda marnować czas, jak można się najeździć przy wykorzystaniu wyciągów. Poza tym podchodzenie na turach w puchu jest mocno (zwłaszcza na stromym) męczące i dość niebezpieczne. I jeszcze fotka części mojej kolekcji, nie żeby się chwalić (bo jak jest praca, to są i wyniki) tylko by pokazać, że trochę czasu, potu i siniaków zostawiłem na slalomowych i gigantowych trasach podczas treningów oraz zawodach. I pojęcie o jeździe na tyczkach posiadam.

20210507_164737.thumb.jpg.852941c90596db1d726b01a310ffafd1.jpg

Pozdrawiam.

Skitury nie są nudne, bo lubię górskie wycieczki. Dla mnie mało jest w nich narciarstwa. Już bliżej im do turystyki pieszej.

W szreni (łamliwiej) też miałem kilka razy okazję "zjeżdżać". Faktycznie jest to masakra. Po niektórych lawiniskach, nie da się też zjechać. Raz odpiąłem  narty, gdy kompletnie rozjeżdżony wiosną stok, zamarzł na kamień. Nie bardzo dało się nawet zsuwać. W połowie zrezygnowałem.

Co do źlebów, to trudność jest, ale inna. Technicznie to wcale nie trudne. Spotykałem całkiem przeciętnych narciarzy, którzy sobie poradzą w stromym źlebie. Tutaj liczy się psychika. Ja nie lubię się stresować. Zjechałem kilka bardziej stromych źlebów, ale nie sprawia mi to przyjemności. Dla mnie to takie szukanie ryzyka na siłę. Coś jak skoki ze spadochronem. Wolę miejsca, gdzie fizycznie da się wycisnąć max. bez ryzyka śmierci przy błędzie.

Jeśli chodzi o tyczki, ja tam nie zdobywałem pucharów.  Jakieś tam mam, ale to nieistotne. Za to solidnie trenowałem żeby zajmować miejsca 30-te 40-te czy nawet dalsze.  Przyjeżdżałem na AZS Wintercup i cieszyłem się, jeśli udało się płynnie dojechać do mety. Żebym nie wiem co zrobił, nigdy by m się do czołówki nie zbliżył, bo do tego trzeba klepać tyki od 5 roku życia.

Dla mnie poza trasą jest o tyle łatwiej, że nikt Cię nie goni. Jeśli teren nie jest ekstremalny, możesz spokojnie zjeżdżać, zatrzymywać się i odpocząć kiedy to konieczne. Na tyczkach musisz cisnąć na maxa aż dojedziesz do końca, lub wypadniesz z trasy.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To jest bardzo ciekawe jak dwóch doświadczonych narciarzy, z bardzo dobrą techniką, z osiągnięciami na tyczkach, tak różnie oceniają trudność stromych zjazdów offpiste. Zastanawiam się kto tutaj jest bardziej autentyczny. 😁😁

Może trzeba rzucić kostką. Albo co? Może głosowanie zrobimy ?

Jak będzie po równo, to ja chyba zaufam temu komuś, kogo widziałem na żywo 😀

P.S. Szybka jazda w puchu wcale nie jest tak łatwa.

  • Thanks 1
  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że różnica wynika z innych kryteriów. Ja to oceniam źleby od strony technicznej a Mariusz całościowo.

Być może dochodzą też indywidualne różnice. Ja się uczyłem jeździć poza trasą, za to bez żadnej techniki. Ktoś inny mógł mieć zupełnie odwrotne doświadczenia. Osobiście znam też przypadki, przyzwoicie jeżdżących na tyczkach dzieciaków, które w głębokim śniegu, nawet nie wiedzą co zrobić.

Co do puchu, im szybciej tym łatwiej, tylko psychika blokuje.

Jeśli chodzi o tyczki, chętnie bym się spotkał z Mariuszem. Jest sporo starszy, ale ma dużo więcej pucharów, więc szanse są wyrównane ;)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, Spiochu napisał:

Jeśli chodzi o tyczki, ja tam nie zdobywałem pucharów.  Jakieś tam mam, ale to nieistotne. Za to solidnie trenowałem żeby zajmować miejsca 30-te 40-te czy nawet dalsze.  Przyjeżdżałem na AZS Wintercup i cieszyłem się, jeśli udało się płynnie dojechać do mety. Żebym nie wiem co zrobił, nigdy by m się do czołówki nie zbliżył, bo do tego trzeba klepać tyki od 5 roku życia.

W AZS Wintercup nigdy nie startowałem, ale miałem dużą przyjemność odbywać wspólne treningi z zawodnikami startującymi w finałach Akademickich Mistrzostw Polski. Uważam, że poziom sportowy w tych zawodach jest bardzo wysoki. Kilka nazwisk z pamięci: Bartek Ochman, Jędrzej Szymczyk i Jego brat Piotrek, Tomek Kot, bracia Michał i Adam Sobota, Krzysiek Ślęzak... Moim szczęściem było, że nie musiałem z nimi startować w zawodach, ale za to mogłem trenować oraz oglądać Ich przejazdy. Bartek jest medalistą Mistrzostw Polski Juniorów. Taki poziom nie osiąga się przypadkiem czy samym talentem. Trzeba też ogromnych nakładów finansowych. Albo masz bardzo bogatych rodziców lub hojnych sponsorów. Bartek takiego szczęścia nie miał (Jego rodzice to nauczyciele) i szkoli teraz zawodników u Mitana. O dramacie Krzyśka pisałem w wątku Tragedia w Tatrach. Jeśli prezentujesz zbliżony poziom do wyżej wymienionych to jestem pod dużym wrażeniem i gratuluję umiejętności.

Pozdrawiam.

Edytowane przez marionen
  • Like 3
  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


Booking.com


www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...