Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

(Mój) zestaw optymalny na każde warunki.


wolcjusz

Rekomendowane odpowiedzi

7 godzin temu, marionen napisał:

W AZS Wintercup nigdy nie startowałem, ale miałem dużą przyjemność odbywać wspólne treningi z zawodnikami startującymi w finałach Akademickich Mistrzostw Polski. Uważam, że poziom sportowy w tych zawodach jest bardzo wysoki. Kilka nazwisk z pamięci: Bartek Ochman, Jędrzej Szymczyk i Jego brat Piotrek, Tomek Kot, bracia Michał i Adam Sobota, Krzysiek Ślęzak... Moim szczęściem było, że nie musiałem z nimi startować w zawodach, ale za to mogłem trenować oraz oglądać Ich przejazdy. Bartek jest medalistą Mistrzostw Polski Juniorów. Taki poziom nie osiąga się przypadkiem czy samym talentem. Trzeba też ogromnych nakładów finansowych. Albo masz bardzo bogatych rodziców lub hojnych sponsorów. Bartek takiego szczęścia nie miał (Jego rodzice to nauczyciele) i szkoli teraz zawodników u Mitana. O dramacie Krzyśka pisałem w wątku Tragedia w Tatrach. Jeśli prezentujesz zbliżony poziom do wyżej wymienionych to jestem pod dużym wrażeniem i gratuluję umiejętności.

Pozdrawiam.

Nie znam akurat tych kolegów, których wymieniłeś. (A może znam, ale nie zapamiętałem). Jeśli jednak należą do czołówki to mój poziom jest oczywiście dużo niższy. Jak pisałem wcześniej, nie jest możliwe osiągniecie takich wyników, bez treningów w klubie w dzieciństwie.

Ja we wczesnym dzieciństwie nie tylko nie klepałem tyczek, ale w ogóle nie jeździłem na nartach (jak również snowboardzie, lub łyżwach). Pochodzę z Łodzi, więc na stok było daleko. W mojej rodzinie również nikt nie był narciarzem, ani nie chodził po górach.  Pierwsze kroki stawiałem w wieku 14 lat na koloniach, gdzie uczył nas (w grupie) jakiś pseudo instruktor. Później uczyłem się samemu lub z pomocą kolonijnych wychowawców. W wieku 19 lat poznałem skitury i jeszcze w tym samym sezonie pojechałem na wyprawę narciarską na Muztagh Ata.

Pierwszy kontakt z prawidłową techniką jazdy i tyczkami, miałem dopiero na studiach, kiedy pojechałem na kurs kwalifikacyjny. Był to dla mnie szok, bo dowiedziałem się, że moja jazda jest całkowicie nieprawidłowa. Jak zrobiłem kurs kk i PI to później zacząłem trochę jeździć na treningi i zawody akademickie.

W czasach gdy brałem udział w AZS Wintercup i AMP (akademickich) wygrywali: Jakub Ilewicz, Mateusz Garniewicz, Mateusz Habrat, Filip Rzepecki. Do tych kolegów, traciłem zazwyczaj kilkanaście % w GS i jeszcze więcej w SL.  Było to w latach 2010-2014 (nie pamiętam dokładnie). Obecnie pewnie byłoby podobnie. Jak byłem na CK! w 2019 to traciłem 2s w GS (30s) do dziewczyny, która wygrywała w AZS Wintercup.

Jeśli chodzi o budżet, to niestety też jest bardzo ograniczony. Jestem w stanie sobie pozwolić na jazdę ok. 30 dni w roku i to głównie w PL. Był moment gdy jeździłem trochę więcej, ale były też słabsze sezony.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 minut temu, Spiochu napisał:

Nie znam akurat tych kolegów, których wymieniłeś. (A może znam, ale nie zapamiętałem). Jeśli jednak należą do czołówki to mój poziom jest oczywiście dużo niższy. Jak pisałem wcześniej, nie jest możliwe osiągniecie takich wyników, bez treningów w klubie w dzieciństwie.

Ja we wczesnym dzieciństwie nie tylko nie klepałem tyczek, ale w ogóle nie jeździłem na nartach (jak również snowboardzie, lub łyżwach). Pochodzę z Łodzi, więc na stok było daleko. W mojej rodzinie również nikt nie był narciarzem, ani nie chodził po górach.  Pierwsze kroki stawiałem w wieku 14 lat na koloniach, gdzie uczył nas (w grupie) jakiś pseudo instruktor. Później uczyłem się samemu lub z pomocą kolonijnych wychowawców. W wieku 19 lat poznałem skitury i jeszcze w tym samym sezonie pojechałem na wyprawę narciarską na Muztagh Ata.

Pierwszy kontakt z prawidłową techniką jazdy i tyczkami, miałem dopiero na studiach, kiedy pojechałem na kurs kwalifikacyjny. Był to dla mnie szok, bo dowiedziałem się, że moja jazda jest całkowicie nieprawidłowa. Jak zrobiłem kurs kk i PI to później zacząłem trochę jeździć na treningi i zawody akademickie.

W czasach gdy brałem udział w AZS Wintercup i AMP (akademickich) wygrywali: Jakub Ilewicz, Mateusz Garniewicz, Mateusz Habrat, Filip Rzepecki. Do tych kolegów, traciłem zazwyczaj kilkanaście % w GS i jeszcze więcej w SL.  Było to w latach 2010-2014 (nie pamiętam dokładnie). Obecnie pewnie byłoby podobnie. Jak byłem na CK! w 2019 to traciłem 2s w GS (30s) do dziewczyny, która wygrywała w AZS Wintercup.

Jeśli chodzi o budżet, to niestety też jest bardzo ograniczony. Jestem w stanie sobie pozwolić na jazdę ok. 30 dni w roku i to głównie w PL. Był moment gdy jeździłem trochę więcej, ale były też słabsze sezony.

Z wczesnego (mojego) dzieciństwa pamiętam 3 sytuacje. Jak bawiłem się w piaskownicy aluminiową łyżką do zupy, jak jeździłem z dziadkiem na koniu i jak dostałem na Mikołaja pierwsze narty (niebieskie Bobo), miałem 4 lata. Moi rodzice jeździli na nartach, babcia, ciotki, wujkowie, kuzyni. Często robiliśmy rodzinne wyjazdy narciarskie 3 pokoleniowe. I tak od lat sześćdziesiątych któryś zostało do dzisiaj...

  • Like 3
  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 8 months later...

 

Cześć,

Pora na mały update tego tematu, w nawiązaniu do mojego pierwszego posta w związku z nowymi doświadczeniami 🙂 

Jakiś czas temu nabyłem narty z przeznaczeniem dla grupy 2 (narty wiosenne) – znane i wielokrotnie polecane na forum Salomony XDR 84 Ti w długości 172cm. Ale ten post nie będzie o nich, póki co miałem okazję jeździć na nich tylko raz w warunkach minusowej temperatury, twardego stoku i lekkich oblodzeń (czyli kompletnie innych niż te, z myślą o których je kupiłem). Wrażenia jak się można domyślać były takie sobie, więc póki wiosna i odwilże trzymają się z daleka (oby jak najdłużej) to XDRy leżą sobie grzecznie i czekają na lepsze dla nich czasy kiedy będą mogły zabłysnąć i pokazać swoje zalety.

Tymczasem jak już wspomniałem w relacji ze Słotwin Arena korzystając z odbywającego się tam Snow Expo miałem okazję pojeździć (celowo nie piszę „przetestować” bo to żadne testy przy moim poziomie zaawansowania i czasie jaki spędziłem na każdej parze (po półtorej godziny) na dwóch parach nart które wpadają do grupy trzeciej (czyli narty sportowe)). Uprzedzam, że to był mój pierwszy kontakt z grupą prawdziwych nart sportowych z płytą zamiast wiązań rentalowych i w nieco większej długości niż te, które posiadam czyli ~170 cm. Wrażenia są czysto subiektywne.

Na pierwszy strzał poszły narty HEAD eRace Pro 175 cm, 121-68-102, r 15,4. Po prostu miłość od pierwszego zjazdu. Pierwsze zaskoczenie – te narty są naprawdę łatwe w prowadzeniu. Nie wiedziałem czego się spodziewać i zacząłem ostrożnie, ale bardzo szybko okazało się, że w są bardzo nieznacznie, jeśli w ogóle trudniejsze w prowadzeniu od moich iRally. Są zaskakująco grzeczne i posłuszne, jadą bardzo przewidywalnym, spokojnym łukiem, jakby powiedział pan Kurdziel – „hamonijnie prowadzą skręt”. Od razu daje się wyczuć zwiększona stabilność w porównaniu z moimi nartami o długości 170 cm z rockerem. To powoduje, że z każdym zjazdem jadę z coraz większą prędkością i pozwalam sobie na coraz więcej. Przez półtorej godziny jazdy mam wielką frajdę z odkrywania nowych wrażeń stabilności i prędkości, wszystko na tych nartach wychodzi, czuję się bardzo komfortowo i bezpiecznie. I pomimo, że to narty sportowe nie mam poczucia żebym wkładał w to jakiś wielki wysiłek, Być może to złudzenie spowodowane jazdą po porannym idealnym sztruksie ze świeżym, niewyczerpanym zapasem sił, ale HEADY sprawiają wrażenie nart nadających się świetnie do całodziennej jazdy. Werdykt – ja to chcę!

Po oddaniu HEADów spędziłem trochę czasu na nartach Volkl Deacon 74 (akurat nie było w tym momencie nic ciekawszego do wyboru), ale nie będę ich tu opisywał, bo nie bardzo mi się chce, nie zachwyciły mnie niczym specjalnym, być może przez bezpośredni „efekt tła” po zdjęciu HEADów.     

Po przerwie i uzupełnieniu zapasu kalorii udałem się ponownie w kierunku stoisk wystawców, zatrzymałem się przy Rossignol/Dynastar. Coś mi chodziło po głowie od dłuższego czasu, coś z rodzaju rzeczy „chciałbym, ale się boję”. W końcu podjąłem decyzję, zapytałem i po chwili miałem w rękach narty Rossignol HERO Master 179 cm, 115-70-97, r 19. Udałem się z nimi na sąsiedni stok Tabaszewskiego ze względu na coraz większy tłum w kolejce do wyciągu na Arenie. Tam zgodnie z przewidywaniami zastałem idealne warunki do testów „czerwonej rakiety”, czyli niemal pusty stok. Jak zabiję, to sam siebie, nie powinien ucierpieć nikt postronny. Najpierw ostrożny test na zupełnie płaskim dojeździe do wyciągu, rezultat: skręcają (bałem się że pojadą prosto), no to na górę! Pierwszy, asekuracyjny zjazd, na wszelki wypadek po łagodniejszej trasie na lewo od wyciągu. Żyję! I to chyba nawet całkiem intensywnie w tym momencie 😊 A potem to już poszło. Zjazd za zjazdem narty w zastraszającym tempie ciągną w dół coraz szybciej. To prawdziwe pożeracze stoku, nigdy wcześniej nie odważyłem się na jazdę z takimi prędkościami. Momentami na przełamaniach stoku mam wrażenie już nie jazdy, tylko kontrolowanego (powiedzmy) spadania. Trzymanie krawędzi jest absolutnie wzorowe, mam wrażenie niezachwianej stabilności, jakby nic nie było w stanie wytrącić mnie z obranej trajektorii skrętu. A narty skręcają bardzo chętnie i bardzo łatwo zacieśniają skręt kiedy tego zażądam, jednak kiedy nie żądam, to rozpędzają się i ciągną w dół z prędkościami które momentami mnie przerażają. Ale przerażenie ustępuje pola fascynacji taką jazdą. To jest nowa jakość doświadczenia narciarskiego dla mnie. Od razu pojawia się pewność – ja chcę tak jeździć. Chcę się nauczyć skrętu gigantowego!    

Nie nazwałbym Masterów nartami trudnymi w prowadzeniu (podobnie jak przy HEADach zaskoczyło mnie jak łatwo skręcają), ale z całą pewnością są nartami wymagającymi kondycyjnie. Powiedziałbym nawet, że wybaczają wiele błędów (musi tak być, inaczej nie byłbym w stanie przy moim poziomie umiejętności spędzić na nich półtorej godziny i mieć z tego nieziemską frajdę). W szczególności ze względu na długość wybaczają wiele w kwestii balansu przód-tył – można na nich zostawać z tyłu w zasadzie bez konsekwencji – przyspieszają, ale nie wyjadą spod ciebie, dają wystarczająco dużo czasu na korektę pozycji kiedy połapiesz się że spóźniasz. Jest tylko jedna rzecz, której zdecydowanie nie wybaczają – rozlazłego, byle jakiego odciążenia. Musi być konkretne, zdecydowane i dynamiczne. Jeśli potrafisz upilnować tego jednego elementu w swojej jeździe, to spokojnie możesz próbować jazdy na tych nartach.

Po godzinie takiej jazdy miałem na gębie banan od ucha do ucha, ale zacząłem też czuć postępujące zmęczenie. Zacząłem więc jeździć wolniej, da się. Czuć, że to nie są narty do wolnej jazdy, ale jak trzeba to się da, nie ma co do tego wątpliwości. Po półtorej godziny stwierdziłem że pora je oddać, mięśnie już wyraźnie osłabły i ryzyko błędu obarczonego potencjalnie nieprzyjemnymi konsekwencjami rosło coraz bardziej. To była dla mnie najbardziej odczuwalna różnica pomiędzy HEADami a Rossi – Mastery to nie są narty do całodziennej jazdy (w każdym razie na pewno nie są dla mnie z moją obecną kondycją i poziomem umiejętności). Wożenie dupy nie wchodzi na nich w grę, wyciskają z człowieka wszystkie siły i zmuszają do pracy, a jednocześnie bardzo (bardzo!) prowokują do naprawdę szybkiej jazdy i „wychodzenia poza strefę komfortu”. @lski@interia.pl napisał że „jadą po wszystkim” - nieprawda. Nie jadą tylko zapierdalają 😊. Różnica jest odczuwalna.

Które narty kupiłbym dzisiaj? Oczywiście jedne i drugie 😄 Mastery na poranny stok (i zapas sił), a HEADy na resztę dnia do spokojniejszej, komfortowej jazdy. Dzień okazał się dla mnie bardzo rozwijający i otwierający oczy na nowe aspekty nartowania. Przede wszystkim – lubię dłuższe narty, lubię długi skręt. Zdecydowania jest do dla mnie bardziej naturalny kierunek, niż „zajączkowanie” na slalomkach – za stary na to jestem i pewnie wyjechałyby mi spod dupy 😊. Po powrocie na moje Salomony 170cm odczułem nieco brak tego zajebistego poczucia stabilności, które było dla mnie czymś nowym i bardzo przyjemnym. Mam ochotę na dalsze eksploracje tej grupy nart. Nie zdążyłem przestestować HEADów eSpeed Pro (180 cm, r 18) – patrząc na parametry wygląda na to że powinny być gdzieś pomiędzy Masterami a eRace Pro. Od razu „nadziałem się” też na ogłoszenie sprzedaży Masterów, ale poprzedniej wersji, r 21 przy długości 180cm, ale za to bez płyty. Ciekaw jestem jak duże i odczuwalne byłyby różnice z najnowszym modelem, bo cena jest kurde zachęcająca i kusi 😊

Do powyższych entuzjastycznych wypocin pozostaje mi dodać pewne istotne zastrzeżenie, otóż zdaję sobie sprawę z tego, że "testowałem" te narty po pierwsze na łatwych stokach, po drugie w idealnych, laboratoryjnych wręcz warunkach. Nie do końca jestem pewien czy byłbym równie podjarany, gdybym znalazł się na nich na zamuldzonej szóstce na Jaworzynie przy dojeździe do gondoli i co bym wtedy zrobił 🙂 

 

 

  

 

 

 

20220115_082113.jpg

20220115_083422.jpg

20220115_082112.jpg

20220115_123738.jpg

20220115_130147.jpg

20220115_140004.jpg

20220115_124201.jpg

Edytowane przez wolcjusz
  • Like 6
  • Thanks 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, wolcjusz napisał:

 

Od razu „nadziałem się” też na ogłoszenie sprzedaży Masterów, ale poprzedniej wersji, r 21 przy długości 180cm, ale za to bez płyty. Ciekaw jestem jak duże i odczuwalne byłyby różnice z najnowszym modelem, bo cena jest kurde zachęcająca i kusi 😊

 

Cześć,

fajnie widać u Ciebie kształtowanie się "świadomości narciarskiej".

Ze sprzętem się nie spiesz, doskonal jazdę na tym co masz, a w każdym możliwym momencie korzystaj z szansy na objeżdżanie różnych modeli. Od sportowych po freeridedowe.

Poprzednie Mastery nie różnią się wiele, troszkę zmieniona geometria, ale zawsze ten fenomenalny kop po dociśnięciu i łatwość w zacieśnianiu skrętów.

Wersja bez płyty to jest jakiś wynalazek i z tym bym uważał (ktoś musiał płytę i wiązania wymontować, pytanie dlaczego?).

Chyba, że mówisz o Dynastarach Master, które występują fabrycznie bez płyty - wersja nazywa się Konect.

Konecty są trochę miększe, trochę bardziej wybaczające.

Bo gwarantuję Ci, że gdybyś na tych Masterach które ujeżdżałeś, przy większej prędkości został z tyłu, to wywiozły by Cię ze stoku, zanim zdążyłbyś krzyknąć "O, Mamusiu" ;) 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, yoss napisał:

(...)

Poprzednie Mastery nie różnią się wiele, troszkę zmieniona geometria, ale zawsze ten fenomenalny kop po dociśnięciu i łatwość w zacieśnianiu skrętów.

Wersja bez płyty to jest jakiś wynalazek i z tym bym uważał (ktoś musiał płytę i wiązania wymontować, pytanie dlaczego?).

Chyba, że mówisz o Dynastarach Master, które występują fabrycznie bez płyty - wersja nazywa się Konect.

Konecty są trochę miększe, trochę bardziej wybaczające.

(...)

 

Chodzi o te z ogłoszenia: https://www.facebook.com/marketplace/item/4705632149527311/

Coś tam chyba muszą się różnić, skoro z jednego tylko centymetra długości więcej robi się dwa metry więcej na promieniu.

Edytowane przez wolcjusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Coś jest w tym męczeniu się na gigantkach. Jechałem kilka razy trasą nr 2 w Folgarida, pół na slalomkach (całkiem kręcąc) i pół na gigantkach (też kręcąc, ale przy większej prędkości) i znacznie mocniej dyszałem na dole po jeździe na gigantowej narcie. Gratuluję wrażeń, miałem podobne po przesiądnięciu się na narty typu sportowego. Na Masterach jechałem chyba raz w Myślenicach, może ze 2 zjazdy, tam akurat trudno ją docenić, bo stromy i niezbyt szeroki stok, ale stabilność w istocie miały. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 minut temu, wolcjusz napisał:

Te narty mają płytę. Nazywa się R20. W tych na których jeździłeś jest R22.

Biorąc pod uwagę, że narty są z sezonu 2013/14 - spora szansa, że są mocno wyklepane.

21 minut temu, wolcjusz napisał:

 

Coś tam chyba muszą się różnić, skoro z jednego tylko centymetra długości więcej robi się dwa metry więcej na promieniu.

Dla przeciętnego narciarza różnica nieodczuwalna.

20 minut temu, Chertan napisał:

Coś jest w tym męczeniu się na gigantkach. Jechałem kilka razy trasą nr 2 w Folgarida, pół na slalomkach (całkiem kręcąc) i pół na gigantkach (też kręcąc, ale przy większej prędkości) i znacznie mocniej dyszałem na dole po jeździe na gigantowej narcie. Gratuluję wrażeń, miałem podobne po przesiądnięciu się na narty typu sportowego. Na Masterach jechałem chyba raz w Myślenicach, może ze 2 zjazdy, tam akurat trudno ją docenić, bo stromy i niezbyt szeroki stok, ale stabilność w istocie miały. 

Wszystko zależy. W Myślenicach bardziej dają mi w tyłek gigantki. Ale na długiej trasie, bardziej zmęczy mnie kręcenie na sl-kach. To jest chyba kwestia tego, że gigantki zachęcają do szybszej, aktywniejszej jazdy. Po 3 sezonach, ja wciąż się trochę boję moich Masterów. ;) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz, yoss napisał:

Te narty mają płytę. Nazywa się R20. W tych na których jeździłeś jest R22.

Biorąc pod uwagę, że narty są z sezonu 2013/14 - spora szansa, że są mocno wyklepane.

Wydawało mi się, że płyta stanowi jedną całość i przebiega od tylnego do przedniego bezpiecznika pod całym butem. Jak widać sporo jeszcze nie wiem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, wolcjusz napisał:

 

Cześć,

Pora na mały update tego tematu, w nawiązaniu do mojego pierwszego posta w związku z nowymi doświadczeniami 🙂 

Jakiś czas temu nabyłem narty z przeznaczeniem dla grupy 2 (narty wiosenne) – znane i wielokrotnie polecane na forum Salomony XDR 84 Ti w długości 172cm. Ale ten post nie będzie o nich, póki co miałem okazję jeździć na nich tylko raz w warunkach minusowej temperatury, twardego stoku i lekkich oblodzeń (czyli kompletnie innych niż te, z myślą o których je kupiłem). Wrażenia jak się można domyślać były takie sobie, więc póki wiosna i odwilże trzymają się z daleka (oby jak najdłużej) to XDRy leżą sobie grzecznie i czekają na lepsze dla nich czasy kiedy będą mogły zabłysnąć i pokazać swoje zalety.

Tymczasem jak już wspomniałem w relacji ze Słotwin Arena korzystając z odbywającego się tam Snow Expo miałem okazję pojeździć (celowo nie piszę „przetestować” bo to żadne testy przy moim poziomie zaawansowania i czasie jaki spędziłem na każdej parze (po półtorej godziny) na dwóch parach nart które wpadają do grupy trzeciej (czyli narty sportowe)). Uprzedzam, że to był mój pierwszy kontakt z grupą prawdziwych nart sportowych z płytą zamiast wiązań rentalowych i w nieco większej długości niż te, które posiadam czyli ~170 cm. Wrażenia są czysto subiektywne.

Na pierwszy strzał poszły narty HEAD eRace Pro 175 cm, 121-68-102, r 15,4. Po prostu miłość od pierwszego zjazdu. Pierwsze zaskoczenie – te narty są naprawdę łatwe w prowadzeniu. Nie wiedziałem czego się spodziewać i zacząłem ostrożnie, ale bardzo szybko okazało się, że w są bardzo nieznacznie, jeśli w ogóle trudniejsze w prowadzeniu od moich iRally. Są zaskakująco grzeczne i posłuszne, jadą bardzo przewidywalnym, spokojnym łukiem, jakby powiedział pan Kurdziel – „hamonijnie prowadzą skręt”. Od razu daje się wyczuć zwiększona stabilność w porównaniu z moimi nartami o długości 170 cm z rockerem. To powoduje, że z każdym zjazdem jadę z coraz większą prędkością i pozwalam sobie na coraz więcej. Przez półtorej godziny jazdy mam wielką frajdę z odkrywania nowych wrażeń stabilności i prędkości, wszystko na tych nartach wychodzi, czuję się bardzo komfortowo i bezpiecznie. I pomimo, że to narty sportowe nie mam poczucia żebym wkładał w to jakiś wielki wysiłek, Być może to złudzenie spowodowane jazdą po porannym idealnym sztruksie ze świeżym, niewyczerpanym zapasem sił, ale HEADY sprawiają wrażenie nart nadających się świetnie do całodziennej jazdy. Werdykt – ja to chcę!

Po oddaniu HEADów spędziłem trochę czasu na nartach Volkl Deacon 74 (akurat nie było w tym momencie nic ciekawszego do wyboru), ale nie będę ich tu opisywał, bo nie bardzo mi się chce, nie zachwyciły mnie niczym specjalnym, być może przez bezpośredni „efekt tła” po zdjęciu HEADów.     

Po przerwie i uzupełnieniu zapasu kalorii udałem się ponownie w kierunku stoisk wystawców, zatrzymałem się przy Rossignol/Dynastar. Coś mi chodziło po głowie od dłuższego czasu, coś z rodzaju rzeczy „chciałbym, ale się boję”. W końcu podjąłem decyzję, zapytałem i po chwili miałem w rękach narty Rossignol HERO Master 179 cm, 115-70-97, r 19. Udałem się z nimi na sąsiedni stok Tabaszewskiego ze względu na coraz większy tłum w kolejce do wyciągu na Arenie. Tam zgodnie z przewidywaniami zastałem idealne warunki do testów „czerwonej rakiety”, czyli niemal pusty stok. Jak zabiję, to sam siebie, nie powinien ucierpieć nikt postronny. Najpierw ostrożny test na zupełnie płaskim dojeździe do wyciągu, rezultat: skręcają (bałem się że pojadą prosto), no to na górę! Pierwszy, asekuracyjny zjazd, na wszelki wypadek po łagodniejszej trasie na lewo od wyciągu. Żyję! I to chyba nawet całkiem intensywnie w tym momencie 😊 A potem to już poszło. Zjazd za zjazdem narty w zastraszającym tempie ciągną w dół coraz szybciej. To prawdziwe pożeracze stoku, nigdy wcześniej nie odważyłem się na jazdę z takimi prędkościami. Momentami na przełamaniach stoku mam wrażenie już nie jazdy, tylko kontrolowanego (powiedzmy) spadania. Trzymanie krawędzi jest absolutnie wzorowe, mam wrażenie niezachwianej stabilności, jakby nic nie było w stanie wytrącić mnie z obranej trajektorii skrętu. A narty skręcają bardzo chętnie i bardzo łatwo zacieśniają skręt kiedy tego zażądam, jednak kiedy nie żądam, to rozpędzają się i ciągną w dół z prędkościami które momentami mnie przerażają. Ale przerażenie ustępuje pola fascynacji taką jazdą. To jest nowa jakość doświadczenia narciarskiego dla mnie. Od razu pojawia się pewność – ja chcę tak jeździć. Chcę się nauczyć skrętu gigantowego!    

Nie nazwałbym Masterów nartami trudnymi w prowadzeniu (podobnie jak przy HEADach zaskoczyło mnie jak łatwo skręcają), ale z całą pewnością są nartami wymagającymi kondycyjnie. Powiedziałbym nawet, że wybaczają wiele błędów (musi tak być, inaczej nie byłbym w stanie przy moim poziomie umiejętności spędzić na nich półtorej godziny i mieć z tego nieziemską frajdę). W szczególności ze względu na długość wybaczają wiele w kwestii balansu przód-tył – można na nich zostawać z tyłu w zasadzie bez konsekwencji – przyspieszają, ale nie wyjadą spod ciebie, dają wystarczająco dużo czasu na korektę pozycji kiedy połapiesz się że spóźniasz. Jest tylko jedna rzecz, której zdecydowanie nie wybaczają – rozlazłego, byle jakiego odciążenia. Musi być konkretne, zdecydowane i dynamiczne. Jeśli potrafisz upilnować tego jednego elementu w swojej jeździe, to spokojnie możesz próbować jazdy na tych nartach.

Po godzinie takiej jazdy miałem na gębie banan od ucha do ucha, ale zacząłem też czuć postępujące zmęczenie. Zacząłem więc jeździć wolniej, da się. Czuć, że to nie są narty do wolnej jazdy, ale jak trzeba to się da, nie ma co do tego wątpliwości. Po półtorej godziny stwierdziłem że pora je oddać, mięśnie już wyraźnie osłabły i ryzyko błędu obarczonego potencjalnie nieprzyjemnymi konsekwencjami rosło coraz bardziej. To była dla mnie najbardziej odczuwalna różnica pomiędzy HEADami a Rossi – Mastery to nie są narty do całodziennej jazdy (w każdym razie na pewno nie są dla mnie z moją obecną kondycją i poziomem umiejętności). Wożenie dupy nie wchodzi na nich w grę, wyciskają z człowieka wszystkie siły i zmuszają do pracy, a jednocześnie bardzo (bardzo!) prowokują do naprawdę szybkiej jazdy i „wychodzenia poza strefę komfortu”. @lski@interia.pl napisał że „jadą po wszystkim” - nieprawda. Nie jadą tylko zapierdalają 😊. Różnica jest odczuwalna.

Które narty kupiłbym dzisiaj? Oczywiście jedne i drugie 😄 Mastery na poranny stok (i zapas sił), a HEADy na resztę dnia do spokojniejszej, komfortowej jazdy. Dzień okazał się dla mnie bardzo rozwijający i otwierający oczy na nowe aspekty nartowania. Przede wszystkim – lubię dłuższe narty, lubię długi skręt. Zdecydowania jest do dla mnie bardziej naturalny kierunek, niż „zajączkowanie” na slalomkach – za stary na to jestem i pewnie wyjechałyby mi spod dupy 😊. Po powrocie na moje Salomony 170cm odczułem nieco brak tego zajebistego poczucia stabilności, które było dla mnie czymś nowym i bardzo przyjemnym. Mam ochotę na dalsze eksploracje tej grupy nart. Nie zdążyłem przestestować HEADów eSpeed Pro (180 cm, r 18) – patrząc na parametry wygląda na to że powinny być gdzieś pomiędzy Masterami a eRace Pro. Od razu „nadziałem się” też na ogłoszenie sprzedaży Masterów, ale poprzedniej wersji, r 21 przy długości 180cm, ale za to bez płyty. Ciekaw jestem jak duże i odczuwalne byłyby różnice z najnowszym modelem, bo cena jest kurde zachęcająca i kusi 😊

Do powyższych entuzjastycznych wypocin pozostaje mi dodać pewne istotne zastrzeżenie, otóż zdaję sobie sprawę z tego, że "testowałem" te narty po pierwsze na łatwych stokach, po drugie w idealnych, laboratoryjnych wręcz warunkach. Nie do końca jestem pewien czy byłbym równie podjarany, gdybym znalazł się na nich na zamuldzonej szóstce na Jaworzynie przy dojeździe do gondoli i co bym wtedy zrobił 🙂 

 

 

  

 

 

 

20220115_082113.jpg

20220115_083422.jpg

20220115_082112.jpg

20220115_123738.jpg

20220115_130147.jpg

20220115_140004.jpg

20220115_124201.jpg

Widzę że masz podobne odczucia jak moja pierwsza przygoda z GS z ostatniego sezonu.

W tamtym czasie miałem na nogach Fischer 188cm R27, obecnie mam Head 193cm R30. 

Odczucia? Jak pisałem kiedyś, krajobraz znacznie szybciej się zmienia w GS, niż z innymi nartami. Do tego dochodzi zmęczenie; w czwartek w ostatnim tyg w niecałe 4 godziny zrobiłem 60km w totalu. Zakwasy minęły wczoraj 🙂; mimo że regularnie biegam i robię serie przysiadów w ramach robienia kondycji.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To samo będzie. 

BTW. Widzę, że szkolenie idzie na maksa :D skoro już GS w robocie. W weekend sprzedałem e.GS RD 181 R25. Poszły za psie pieniądze, odsprzedałbym z chęcią. Rada od serca, odpuść sobie na razie GS, mastery i inne deski. Naucz się NWN, dostokowego ciętego, girlandy w obydwie strony i wtedy wróć do tematu. 

@grimsonMasz jakiś film na tych GS R30? :D 

  • Like 1
  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podbijam to co pisze @FerraEnzo. Fajnie @wolcjusz się rozwijasz, spoko się patrzy też na to jaką masz zajawkę, ale po co Ci tyle sprzętu? :D Z całym szacunkiem do Twojej jazdy i rozwoju (który naprawdę widać, pisałem o tym w poprzednim wątku) to nadal jesteś mega daleko od wykorzystywania właściwości nart sportowych. A przypomnę Ci, że w wątku tym Twoim najgłośniejszym ludzie Ci polecali narty sportowe, ale nie chciałeś :P

Ale już nawet zakładając, że chcesz sobie znowu kupić narty (a co tam, każdy lubi sobie kupić narty :D) to nie przejmuj się tym czy są na raceowej płycie czy nie. Z zachowaniem należytej, ale nieprzesadnej skromności, jeżdżę trochę lepiej od Ciebie, a narty mam na płycie sklepowej i jakoś mi nie brakuje - przeciwnie, czuję, że nie wykorzystuję ich potencjału.

Edytowane przez Tatita
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, yoss napisał:

fajnie widać u Ciebie kształtowanie się "świadomości narciarskiej".

Ze sprzętem się nie spiesz, doskonal jazdę na tym co masz, a w każdym możliwym momencie korzystaj z szansy na objeżdżanie różnych modeli. Od sportowych po freeridedowe.

 

Najciekawsze, że to "kształtowanie świadomości narciarskiej" przebiega prawie tak samo, niezależnie od wieku :)

Faza I - po pługu: jeździć technicznie, czyli śmig, krótki skręt, kiedyś "nóżki razem"

Faza II - trochę techniki jest - no to prędkość! Prędkość!! Na kreskę, a najlepiej wąską, krętą ścieżką

Faza III - prędkość wywala się na muldach, więc teraz muldy i trudniejszy teren

Faza IV - ponieważ to wymaga szybkich skrętów to teraz szybki śmig na poważnie, a nie na oślej łączce

Faza V - skoro już jest technika do jazdy w trudniejszym terenie to czas na prędkość w trudniejszym terenie 

...itd.

Później gdy już są umiejętność to zależy co się lubi - mnie na przykład nudziły skręty rzadsze niż szybki śmig. Zakładam pozycję, 5 sekund, nic się nie dzieje. Nie to co w śmigu 2 skręty na sekundę - cały czas coś się dzieje. Ale ostatnio polubiłem średnie i długie zakręty - najbardziej gdy podciągnie się jedno kolano pod brodę, druga noga wypchnięta i tranzycja wyszła na garbie tak że przechodzi się w drugi zakręt w powietrzu :) z lądowaniem na przeciwne krawędzie.

 

Co do optymalnego zestawu: obecnie to Hagany Core 127-89-118mm (R16,5) z wiązaniami pinowymi, z którymi chodzę też na boisko przywyciągowe. Drugi zestaw (105mm) jest na świeży opad śniegu, który właśnie się zbliża :)

Edytowane przez AndRand
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, FerraEnzo napisał:

To samo będzie. 

BTW. Widzę, że szkolenie idzie na maksa :D skoro już GS w robocie. W weekend sprzedałem e.GS RD 181 R25. Poszły za psie pieniądze, odsprzedałbym z chęcią. Rada od serca, odpuść sobie na razie GS, mastery i inne deski. Naucz się NWN, dostokowego ciętego, girlandy w obydwie strony i wtedy wróć do tematu. 

@grimsonMasz 

I tak nie odważyłbym się zapiąć niczego z literkami RD :D. NWN jest obecnie robiony intensywnie (z instruktorem). Dostokowy cięty - również próbuje mnie do tego zmusić, ale tutaj jest jakaś blokada i kąt zakrawędziowania wychodzi póki co mizerny. Nie umiem "włożyć kolan" pod koniec. Może przy następnej sesji coś się poprawi. Mastery, pomimo fantastycznych wrażeń faktycznie w tej chwili są nie na mój poziom. Ale takie sport carvery jak te eRace Pro zajebiście mi podeszły i jak pojawi się jakaś chwilowa nadwyżka gotówki, to ciężko będzie się powstrzymać  :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, wolcjusz napisał:

I tak nie odważyłbym się zapiąć niczego z literkami RD :D. NWN jest obecnie robiony intensywnie (z instruktorem). Dostokowy cięty - również próbuje mnie do tego zmusić, ale tutaj jest jakaś blokada i kąt zakrawędziowania wychodzi póki co mizerny. Nie umiem "włożyć kolan" pod koniec. Może przy następnej sesji coś się poprawi. Mastery, pomimo fantastycznych wrażeń faktycznie w tej chwili są nie na mój poziom. Ale takie sport carvery jak te eRace Pro zajebiście mi podeszły i jak pojawi się jakaś chwilowa nadwyżka gotówki, to ciężko będzie się powstrzymać  :)

No i popatrz tak obiektywnie. Masz problemy z podstawową ewolucją wprowadzającą do skrętu ciętego a patrzysz w stronę desek race. Nie idź tą drogą.

Co by nie było, 90% narciarzy nie pojedzie czysto dostokowego bo tego nie ćwiczą, a w swobodnej jeździe swoje robi prędkość. 

Tak jak pisał yoss, fajnie że sprawdzasz i objeżdżasz różne narty ale odstaw na razie zakupy. 

A co do "dostkowego". Czemu Ci nie wychodzi? Lecisz do środka skrętu? 

Spróbuj pewnie stanąć na zewnętrznej, zakrawędziowanie pogłębiaj stopniowo wraz ze wzrostem prędkości, równocześnie pilnuj wewnętrznego barku, żeby się nie przechylał w stronę skrętu/stoku (angulacja, o której sam pisałeś w innym wątku). Pilnuj również wewnętrznego biodra by nie wyjeżdżało do przodu. Na kąt zakrawędziowania na razie nie zwracaj uwagi; jeśli już to popatrz na ślad czy jest czysty - zwłaszcza wewnętrznej.

 

@TatitaWolcjusz i każdy z nas daleki jest od wykorzystania nart sklepowych, powiedzmy hybrydowych czy innych "sport-carver'ow". 

Edytowane przez FerraEnzo
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 godzin temu, wolcjusz napisał:

Chodzi o te z ogłoszenia: https://www.facebook.com/marketplace/item/4705632149527311/

Coś tam chyba muszą się różnić, skoro z jednego tylko centymetra długości więcej robi się dwa metry więcej na promieniu.

To ogłoszenie to dobry trop, śmiało możesz kupować, to forumowicz, znany jako master32, jak zapytasz to ci powie ile jeżdżone było. Yoss dobrze określił charakterystykę narty. Może sam kupię. Trochę mam już tych nart, będą kolejne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, sstar napisał:

To ogłoszenie to dobry trop, śmiało możesz kupować, to forumowicz, znany jako master32, jak zapytasz to ci powie ile jeżdżone było. Yoss dobrze określił charakterystykę narty. Może sam kupię. Trochę mam już tych nart, będą kolejne.

Jest sposób na ograniczenie liczby par nart - przejść na buty pinowe 🙂 Przestałem używać buty alpejskie więc nie kuszą mnie narty z alpejskimi wiązaniami.

Nowa para na ten sezon - to już ostatnie! 😁

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 godzin temu, FerraEnzo napisał:

No i popatrz tak obiektywnie. Masz problemy z podstawową ewolucją wprowadzającą do skrętu ciętego a patrzysz w stronę desek race. Nie idź tą drogą.

Co by nie było, 90% narciarzy nie pojedzie czysto dostokowego bo tego nie ćwiczą, a w swobodnej jeździe swoje robi prędkość. 

Tak jak pisał yoss, fajnie że sprawdzasz i objeżdżasz różne narty ale odstaw na razie zakupy. 

A co do "dostkowego". Czemu Ci nie wychodzi? Lecisz do środka skrętu? 

Spróbuj pewnie stanąć na zewnętrznej, zakrawędziowanie pogłębiaj stopniowo wraz ze wzrostem prędkości, równocześnie pilnuj wewnętrznego barku, żeby się nie przechylał w stronę skrętu/stoku (angulacja, o której sam pisałeś w innym wątku). Pilnuj również wewnętrznego biodra by nie wyjeżdżało do przodu. Na kąt zakrawędziowania na razie nie zwracaj uwagi; jeśli już to popatrz na ślad czy jest czysty - zwłaszcza wewnętrznej.

 

@TatitaWolcjusz i każdy z nas daleki jest od wykorzystania nart sklepowych, powiedzmy hybrydowych czy innych "sport-carver'ow". 

Nie planowałem zakupów w najbliższym czasie, jeszcze trzeba budżet na to zorganizować, a to zajmie trochę czasu. Po prostu zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie stabilność takich nart, odnoszę wrażenie, że paradoksalnie jest na nich łatwiej pewne rzeczy zrobić, przede wszystkim balansowanie na zewnętrznej narcie wydaje się łatwiejsze, ponieważ dłuższe narty oferują stabilniejszą platformę, więcej czasu na wyczucie pozycji i nie trzeba wykonywać tylu mikro ruchów dla utrzymania równowagi, co na nartach krótszych jest konieczne, bo odczuwalnie bardziej "myszkują". Zanim spróbowałem, to po prostu bałem się dłuższych nart, a w szczególności nart o większym promieniu skrętu. Wynikało to z faktu, że nie miałem jeszcze wtedy opanowanego w wystarczającym stopniu prawidłowego sterowania skrętem, więc bałem się niekontrolowanego rozpędzania. Obecnie nie stanowi to problemu, a dostrzegam zalety.

Co do problemów z ciętym śladem - to się wszystko w tej chwili dosyć dynamicznie zmienia. Miałem już w swojej historii dwa razy takie "olśnienia" kiedy wydawało mi się, że załapałem w końcu prawidłową technikę jazdy, trwało to zawsze do momentu, aż zobaczyłem nagranie ze swojej jazdy i byłem w stanie skonfrontować swoje odczucia z tym, jak to naprawdę wygląda. Obecnie jestem na etapie trzeciego takiego "skoku". Trafiłem w końcu na instruktora, z którym się dogaduję i może coś z tego będzie. Dostałem od niego kilka uwag które mocno mi namieszały, na początku ciężko mi było je zastosować, po ostatnich jazdach zaczynam widzieć różnice, trochę się boję czy znowu mi się nie wydaje i znowu szlag wszystko trafi jak zobaczę film 🙂

A więc w trakcie ostatniej lekcji przy próbach naprowadzenia mnie na krawędzie problem polegał na tym, że od pewnego momentu odczuwałem nienaturalne napięcie w kolanach (tak, jakbym je zmuszał do pracy w płaszczyźnie do której nie są przystosowane). Dochodziłem do pewnego kąta zakrawędziowania i dalsze pogłębianie "włożenia kolan" wydawało mi się niemożliwe, bo miałem wrażenie że albo coś sobie uszkodzę w stawie kolanowym, albo stracę równowagę i się przewrócę, bo ta pozycja jest dla mnie mocno nienaturalna i nie daje stabilnego oparcia w momencie, kiedy jestem rozpędzony i dodatkowo muszę zwyczajnie utrzymywać równowagę. Od tamtej lekcji miałem dwa wypady bez instruktora, z czego ostatni był ten właśnie na snow expo i testy wspomnianych nart. Subiektywnie odnoszę wrażenie że być może już przełamałem ten problem, właśnie dlatego, że byłem w stanie nie tylko pewnie stanąć na zewnętrznej narcie (wcześniej utrzymanie tak równowagi było trudne i sam czułem, że często muszę podpierać się wewnętrzną), ale w końcu wychylić się poza (w kierunku od stoku). W ogóle samo zrozumienie kierunku, w którym powinienem się odchylić to też zasługa tego instruktora, niby oczywiste i omawiane milion razy, ale nikt inny do tej pory nie umiał przestawić mnie w dobrą stronę i pokazać nie tylko co robię źle (to w sumie sam widziałem na filmach) tylko jak zrobić, żeby było dobrze.

Spróbowałem też innego sposobu pogłębiania zakrawędziowania, o którym mówił Tom Gelle, mianowicie zamiast myśleć o "włożeniu kolan" w skręt, to myśleć o obniżaniu miednicy. Wydaje mi się że ten sposób zobrazowania ruchu bardziej do mnie trafia, chociaż trzeba uważać na zostawanie z tyłu i "pozycję toaletową".

Jak trafi się kolejna okazja do nagrania się, to wrzucę update do mojego głównego wątku z "historią nauki". Tymczasem jutro wybieram się do Laskowej rzeźbić dalej, z tym, że tym razem akurat bez instruktora i bez kamerzysty.

Edytowane przez wolcjusz
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem zaintrygowany spotkanymi instruktorami. Pogłębianie kolan, wkładanie kolan, napięcia w kolanach(?). To są zjawiska, na nartach. Tylko, że wydaje mi się, rolą instruktora jest też pokazać, o co chodzi.  I pokazać tak, by uczący się zrozumiał. To jest znacznie ważniejsze,  niż wykłady na stoku.   

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, wolcjusz napisał:

Nie planowałem zakupów w najbliższym czasie, jeszcze trzeba budżet na to zorganizować, a to zajmie trochę czasu. Po prostu zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie stabilność takich nart, odnoszę wrażenie, że paradoksalnie jest na nich łatwiej pewne rzeczy zrobić, przede wszystkim balansowanie na zewnętrznej narcie wydaje się łatwiejsze, ponieważ dłuższe narty oferują stabilniejszą platformę, więcej czasu na wyczucie pozycji i nie trzeba wykonywać tylu mikro ruchów dla utrzymania równowagi, co na nartach krótszych jest konieczne, bo odczuwalnie bardziej "myszkują". Zanim spróbowałem, to po prostu bałem się dłuższych nart, a w szczególności nart o większym promieniu skrętu. Wynikało to z faktu, że nie miałem jeszcze wtedy opanowanego w wystarczającym stopniu prawidłowego sterowania skrętem, więc bałem się niekontrolowanego rozpędzania. Obecnie nie stanowi to problemu, a dostrzegam zalety.

Co do problemów z ciętym śladem - to się wszystko w tej chwili dosyć dynamicznie zmienia. Miałem już w swojej historii dwa razy takie "olśnienia" kiedy wydawało mi się, że załapałem w końcu prawidłową technikę jazdy, trwało to zawsze do momentu, aż zobaczyłem nagranie ze swojej jazdy i byłem w stanie skonfrontować swoje odczucia z tym, jak to naprawdę wygląda. Obecnie jestem na etapie trzeciego takiego "skoku". Trafiłem w końcu na instruktora, z którym się dogaduję i może coś z tego będzie. Dostałem od niego kilka uwag które mocno mi namieszały, na początku ciężko mi było je zastosować, po ostatnich jazdach zaczynam widzieć różnice, trochę się boję czy znowu mi się nie wydaje i znowu szlag wszystko trafi jak zobaczę film 🙂

A więc w trakcie ostatniej lekcji przy próbach naprowadzenia mnie na krawędzie problem polegał na tym, że od pewnego momentu odczuwałem nienaturalne napięcie w kolanach (tak, jakbym je zmuszał do pracy w płaszczyźnie do której nie są przystosowane). Dochodziłem do pewnego kąta zakrawędziowania i dalsze pogłębianie "włożenia kolan" wydawało mi się niemożliwe, bo miałem wrażenie że albo coś sobie uszkodzę w stawie kolanowym, albo stracę równowagę i się przewrócę, bo ta pozycja jest dla mnie mocno nienaturalna i nie daje stabilnego oparcia w momencie, kiedy jestem rozpędzony i dodatkowo muszę zwyczajnie utrzymywać równowagę. Od tamtej lekcji miałem dwa wypady bez instruktora, z czego ostatni był ten właśnie na snow expo i testy wspomnianych nart. Subiektywnie odnoszę wrażenie że być może już przełamałem ten problem, właśnie dlatego, że byłem w stanie nie tylko pewnie stanąć na zewnętrznej narcie (wcześniej utrzymanie tak równowagi było trudne i sam czułem, że często muszę podpierać się wewnętrzną), ale w końcu wychylić się poza (w kierunku od stoku). W ogóle samo zrozumienie kierunku, w którym powinienem się odchylić to też zasługa tego instruktora, niby oczywiste i omawiane milion razy, ale nikt inny do tej pory nie umiał przestawić mnie w dobrą stronę i pokazać nie tylko co robię źle (to w sumie sam widziałem na filmach) tylko jak zrobić, żeby było dobrze.

Spróbowałem też innego sposobu pogłębiania zakrawędziowania, o którym mówił Tom Gelle, mianowicie zamiast myśleć o "włożeniu kolan" w skręt, to myśleć o obniżaniu miednicy. Wydaje mi się że ten sposób zobrazowania ruchu bardziej do mnie trafia, chociaż trzeba uważać na zostawanie z tyłu i "pozycję toaletową".

Jak trafi się kolejna okazja do nagrania się, to wrzucę update do mojego głównego wątku z "historią nauki". Tymczasem jutro wybieram się do Laskowej rzeźbić dalej, z tym, że tym razem akurat bez instruktora i bez kamerzysty.

W skrętach ślizgowych i/lub technikach kątowych długa narta typu GS nie będzie przeszkadzać. Z kolei w nauce skrętu ciętego może być pewnym utrudnieniem, zwłaszcza jeśli nie będziesz stale jeździł pod okiem instruktora. 

Narta typu GS wymaga większej prędkości by dać pewne oparcie, a ze względu na wąski dziób inicjacja skrętu jest nieco inna (wolniejsza) niż w narcie SL/AR - wymaga większej cierpliwości. Naucz się ciętego na narcie popularnej i dopiero wskakuj na GS. 

Co do nauki ciętego - nie wypowiem się skoro pracujesz pod okiem instruktora. On Cię widział i wie gdzie może być problem. 

Pozdr

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, wolcjusz napisał:

bo ta pozycja jest dla mnie mocno nienaturalna i nie daje stabilnego oparcia w momencie, kiedy jestem rozpędzony i dodatkowo muszę zwyczajnie utrzymywać równowagę

Myślę, że to wiesz bo masz fajną świadomość tego co się dzieje, ale tak długo jak pozycja na nartach będzie dla Ciebie nienaturalna, tak długo możesz sobie robić z kolanami co chcesz. To od poprawnej, naturalnej i stabilnej pozycji zaczyna się jazda skrętem ciętym i dlatego tak ciągle wszyscy mówią Ci o NWN.

Super, że pracujesz z instruktorem - mam nadzieję, że instruktor wie co robi. Czekamy na nowy film, żeby się poznęcać :D (ale też żeby szczerze pogratulować progresu po raz kolejny)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 10 months later...

Wracam do tematu po wczorajszym Snow Expo w Białce. Pierwsze kroki z rana jeszcze przed zakupem karnetu skierowałem do stoiska Heada i sięgnąłem po znajomy już z zeszłego roku, kanarkowy kolor, tym razem w nieco dłuższym wydaniu. Head E-Speed Pro 180 cm. Odkąd spróbowałem E-Race pro 175 bardzo chciałem porównać te modele, a ponieważ czekały grzecznie na pełnym jeszcze z rana stojaku to nie było się nad czym zastanawiać. I podobnie jak w przypadku E-Race Pro okazało się że również dłuższa siostra to miłość od praktycznie pierwszego zjazdu. Pierwsza rzecz która rzuca się w oczy (czy raczej w układ nerwowy) to niezachwiana stabilność. Pociąg na szynach - to jest porównanie które przychodzi mi do głowy. Kompletnie nie ma znaczenia to co jest pod nartami, twardo, miękko, lód czy odsypy, równo czy nie - speedy idą przez wszystko kompletnie niewzruszone. Mam wrażenie że gram w grę na kodach, albo jadę jakąś sportową limuzyną z wszelkimi dostępnymi asystami.

Jazda jest totalnie intuicyjna, po prostu wybieram pożądany tor jazdy a narty realizują resztę bez żadnych oporów czy sygnalizowania trudności. Inicjacja skrętu jest bajecznie łatwa, a prowadzenie pozostałej jego części niezwykle płynne i przewidywalne. Kiedy (z rzadka) trafia się luźniejsze miejsce na stoku mogę pojechać praktycznie na krechę bez strachu, a jak robi się ciasno i stromo, to narty fantastycznie realizują śmig. Właśnie - śmig! Ja kurła chyba właśnie naumiałem się jeździć śmigiem! 🙂 Coś, co było dla mnie do tej pory niedostępną sztuką, na tych nartach jakby kliknęło i zaczęło się robić samo. Jazda wąskim korytarzem rytmicznymi ześlizgami to jest dla mnie zupełnie nowe odkrycie, i trudno sobie wyobrazić miejsce gdzie byłoby to bardziej potrzebne niż wczorajsza, zatłoczona Kotelnica.

Mniej więcej po dwóch godzinach jazdy pomimo ogromnej niechęci do zmiany stwierdzam, że warto dać szansę innej parze i jednocześnie dać szansę komuś innemu na pozachwycanie się Speedami. Szybki rekonesans przebranych już stojaków i w rękach następna para - Elan Ace GSX Master Plate 179. Niezwykle byłem ciekaw tej marki, a jeszcze nigdy nie miałem okazji jej wypróbować. Pierwsze wrażenie - dosyć zaskakujące. Narty z grupy Master, które teoretycznie są półkę wyżej nad sklepowymi gigantkami E-Speed, krótsze zaledwie o centymetr, ale za to z promieniem 21 metrów (versus 18 m w przypadku E-Speed Pro) skręcają wyraźnie ciaśniej i odczuwalnie szybciej inicjują skręt. Jest równie łatwo jak na Headach, ale jedna rzecz zwraca uwagę i zastanawiam się czy to same narty, czy też raczej mniej doskonałe ich przygotowanie niż w przypadku Headów - mam wrażenie że narty nie trzymają tak dobrze krawędzi na twardym i piętki i dzioby lekko się ześlizgują. Oprócz tego przy większej prędkości wyraźnie czuję lekkie myszkowanie na nierównościach, których jest już sporo, zwłaszcza na trasie 6a gdzie robią się coraz większe odsypy które sprawiają już coraz większe problemy coraz większej grupie jeżdżących. Na Elanach śmigam jakieś półtorej godziny. Werdykt - narty bardzo zwinne (zaskakująco skrętne jak na deklarowany promień skrętu), ale przy bezpośrednim porównaniu z E-Speed Pro odczuwalnie mniej stabilne przy większej prędkości i bardziej nerwowe. Nie umiem powiedzieć czy to efekt gorszego przygotowania krawędzi przez ekipę Elana, czy różnica w konstrukcji.

Ostatnia para którą udało mi się wypróbować (no powiedzmy) to słynne Fischer RC 4 CT w długości 180 cm. Różnych rzeczy mogłem się po nich spodziewać, ale nie tego, że w ogóle nie dam rady na nich jeździć. Po wyjeździe na Kotelnicę chciałem przeskoczyć na Remiaszów, więc zabrałem się do zjeżdżania wylodzoną i pełną odsypów trasą 6A i tutaj niespodzianka - narty kompletnie nie trzymają krawędzi. Obsuwam się pokracznie i totalnie bez kontroli podobnie jak spora część innych osób na tej trasie. Po raz pierwszy spotykam się z sytuacją, że narty nawet ustawione w pług w dalszym ciągu rozpędzają się na stoku! Jest naprawdę niebezpiecznie i problemem jest nawet zmiana kierunku, ratuję się jakoś hamując na odsypach, po prostu koszmar. Męczę się tak dosyć długo i oczywiście od razu po dotarciu na dół decyduję się na powrót wyciągiem na Kotelnicę i zjazd głównym stokiem w kierunku namiotów wystawców w celu oddania nart. Nawet to okazuje się problematyczne na znacznie mniejszym nachyleniu. Po prostu wstyd na całą wieś jak pod wyciągiem usiłuję nie zabić siebie i nikogo innego po drodze. Udaje mi się jakoś doślizgać do namiotów i z ulgą, bez komentarza oddaję narty (uprzednio zasięgając konsultacji znajomego który potwierdza moją opinię - narty są tępe i do tego mają spory drut na krawędzi).

Jako że czasu nadal zostało sporo, warunki coraz trudniejsze ze względu na degradację tras, a ja nie mam już ochoty na eksperymenty po doświadczeniach z Fischerami idę znów do namiotu Heada i widzę że E-Speedy stoją sobie grzecznie na stojaku. Panowie z ekipy nie widzą problemu więc biorę je drugi raz, żeby zweryfikować czy wcześniejsze zachwyty to efekt łatwych warunków z rana, czy jednak zasługa nart. Kierunek ten sam - trasa 6a i od razu ogromna ulga, na kompletnie rozwalonej, wylodzonej trasie na której pół godziny wcześniej walczyłem o życie Heady idą ponownie jak marzenie. Perfekcyjne trzymanie na wyślizganych połaciach, niewrażliwość na odsypy, bez trudu mijam kolejnych nieszczęśników mordujących się dookoła podobnie, jak ja chwilę wcześniej. To jest etap na którym moje uznanie dla tych nart przechodzi w autentyczny zachwyt. Kurde, nawet dźwięk z jakim Heady kroją zmrożony stok jest przyjemny dla ucha 🙂 Nigdy wcześniej nie czułem się tak pewnie i swobodnie w takich warunkach. Pełna kontrola, zero strachu. Wsiadam na niebieską kanapę i chwilę później zjeżdżam dziewiątką z Jankulakowskiego, bajka! Przeskakuję na Remiaszów i po prostu się delektuję.

Ogółem spędziłem na Headach jakieś cztery godziny i po prostu nie jeździłem do tej pory na lepszych nartach (a może jeździłem, bo wrażenia z zeszłorocznych testów masterki Rossi możecie przeczytać wcześniej w tym wątku, a E-Speed Pro są po prostu lepiej dopasowane do moich umiejętności (dosyć mizernych). Na 95% chcę kupić te narty (te pozostałe 5% zostawiam na wypróbowanie gigantki juniorskiej Heada, na które być może będę miał okazję w najbliższym czasie). Sądziłem że szukam nart sportowych na poranne, twarde warunki, a wychodzi na to że prawdopodobnie sprzedam swoje iRally których przeznaczeniem miała być popołudniowa jazda po zdegradowanym stoku. Okazuje się że E-Speed Pro bez problemu pokrywają również ten zakres warunków i nie widzę potrzeby zmiany nart po południu. Jedyną niewiadomą pozostaje ich zachowanie w wiosennym mokrym śniegu przy plusowych temperaturach, ale na te okoliczności mam już XDRy które świetnie się tam sprawdzają, więc bez problemu mógłbym zejść z trzech par nart do dwóch. Jedyny minus który widzę to konieczność częstszych wypraw do serwisu, bo dwie pary stępią się szybciej niż trzy.

Na koniec - wiem jak to wygląda, ale nie mam nic wspólnego z marką HEAD i nie jestem przez nich w żaden sposób sponsorowany 🙂 Ale obiektywny też chyba już nie jestem bo właśnie stałem się fanbojem tej marki 🙂

20221217_115935.jpg

20221217_102529.jpg

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, wolcjusz napisał:

Na koniec - wiem jak to wygląda, ale nie mam nic wspólnego z marką HEAD i nie jestem przez nich w żaden sposób sponsorowany 🙂 Ale obiektywny też chyba już nie jestem bo właśnie stałem się fanbojem tej marki 🙂

Po to testuje się narty żeby znaleźć te "jedyne".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


Booking.com


www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...