Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

31 minut temu, Narciarz ze Śląska napisał:

Tak, ale art. był też o Świeradowie i o nowej gondoli 700 m w okolicach Sky Walk.

Ok. Rozumiem, że interesował Ciebie tylko Świradów. Biorąc pod uwagę obecne zimy i coraz mniejszą ilość narciarzy na naszych stokach to raczej ciężko oczekiwać na znalezienie inwestorów chcących wyłożyć sporą kasę na nowe inwestycje narciarskie...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 14.02.2025 o 20:36, marionen napisał:

Ok. Rozumiem, że interesował Ciebie tylko Świradów. Biorąc pod uwagę obecne zimy i coraz mniejszą ilość narciarzy na naszych stokach to raczej ciężko oczekiwać na znalezienie inwestorów chcących wyłożyć sporą kasę na nowe inwestycje narciarskie...

1) Z tej listy interesuje mnie wszystko, ale zapytałem (TAK) o Świeradów - tam była opisana ta gondola.

2) Zima jest moim zdaniem bardzo dobra, do znakomitej brakuje więcej naturalnych opadów, ale ja jeździłem w PL od listopada (Master) do kontuzji, a w Beskidzie Śląskim chodzi praktycznie wszystko. Wrażenie słabej zimy może być w Karkonoszach, bo tamtejsze ośrodki mają problem z naśnieżaniem. 
W okolicach Świeradowa nie ma nic innego niż gondola Ski&Sun - jeden wyciąg, choć długi - turystów pełno, ktoś kto tam zbuduje drugi wyciąg (z naśnieżaniem), powinien zarobić, a gmina zyska!

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 14.02.2025 o 20:36, marionen napisał:

Ok. Rozumiem, że interesował Ciebie tylko Świradów. Biorąc pod uwagę obecne zimy i coraz mniejszą ilość narciarzy na naszych stokach to raczej ciężko oczekiwać na znalezienie inwestorów chcących wyłożyć sporą kasę na nowe inwestycje narciarskie...

I jeszcze jedno: patrzę w Wiśle i okolicach: narciarzy jest bardzo dużo, nie wiem, czy nie rekordowo dużo!? Kolejki pojawiły się nawet na Cieńkowie i Stoku - tego nigdy nie było. Patrzę na Master? To samo, nigdy tam nie było takich kolejek codziennie. Zieleniec: pełno narciarzy dziennie?

Nie znam statystyk, ale na oko moim zdaniem narciarzy na stokach w PL jest wielokrotnie więcej niż w zeszłą (nieudaną) zimę i inne zimy także, wyjąwszy tę, gdzie tylko w PL były czynne stoki!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

38 minut temu, Narciarz ze Śląska napisał:


W okolicach Świeradowa nie ma nic innego niż gondola Ski&Sun - jeden wyciąg, choć długi - turystów pełno, ktoś kto tam zbuduje drugi wyciąg (z naśnieżaniem), powinien zarobić, a gmina zyska!

 

Najbliższą konkurencją dla Świeradowa jest Szklarska (często tylko w teorii przez brak śniegu) a dalej Harrachov. Rozmawiałem kiedyś z ludźmi na wyciągu co przyjechali ze Świeradowa, czerwona trasa w Harrachovie wydawała im się bardzo trudna...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

36 minut temu, Michas222k napisał:

Najbliższą konkurencją dla Świeradowa jest Szklarska (często tylko w teorii przez brak śniegu) a dalej Harrachov. Rozmawiałem kiedyś z ludźmi na wyciągu co przyjechali ze Świeradowa, czerwona trasa w Harrachovie wydawała im się bardzo trudna...

Teraz wszystkim niemal każda trasa wydaje się bardzo trudna. Ludzie spoglądają na stok i rezygnują z wrażenia. Ach, dla mnie to błędy w nauce albo raczej beznadziejna samonauka. Na trasie trudniejszej bowiem uczącemu się np. 2-3 dzień... łatwiej jest skręcać. Kwestia dobrej nauki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, Narciarz ze Śląska napisał:

Teraz wszystkim niemal każda trasa wydaje się bardzo trudna. Ludzie spoglądają na stok i rezygnują z wrażenia. Ach, dla mnie to błędy w nauce albo raczej beznadziejna samonauka. Na trasie trudniejszej bowiem uczącemu się np. 2-3 dzień... łatwiej jest skręcać. Kwestia dobrej nauki.

trudne to może być 69% nachylenia trasy Little Grizzly w Folgaridzie/Marilleva, a nie 25-30%.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

24 minuty temu, grimson napisał:

trudne to może być 69% nachylenia trasy Little Grizzly w Folgaridzie/Marilleva, a nie 25-30%.

Dokładnie. Nasze czerwone trasy są "trudne" tylko z nazwy. Jechałem tą trasą w Folgaridzie! Jechałem i gorszymi: Piculin, ściana (już zamknięta od 30 lat) w Cortinie, ta trasa PŚ w Cortinie, i jeszcze kilka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Narciarz ze Śląska napisał:

patrzę w Wiśle i okolicach: narciarzy jest bardzo dużo, nie wiem, czy nie rekordowo dużo!?

A ja mam wrażenie, że akurat w tym rejonie jest pusto.

Jeździłem w tym roku na Skolnitach, Soszowie i Stoku. W weekendy i w tygodniu. W ferie i przed feriami.

Jedyne miejsce gdzie stałem w kolejce i parkowałem gdzieś daleko za hotelem to był Stok. Kilka tygodni temu jak sypnęło przez weekend. Do tego ta kolejka też była tylko do południa bo potem ludzie pouciekali przez trudne warunki.

Poza tym jednym przypadkiem nie trafiłem na taki moment aby była kolejka do bramek. Czasami potrafi się coś spiętrzyć między bramkami a kanapą i tyle. Taki idealny stan równowagi pomiędzy ilością a przepustowością wyciągów 😁

Nie wiem jak Szczyrk, bo w tym roku tam jeszcze nie dotarłem.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, lkos napisał:

A ja mam wrażenie, że akurat w tym rejonie jest pusto.

Jeździłem w tym roku na Skolnitach, Soszowie i Stoku. W weekendy i w tygodniu. W ferie i przed feriami.

Jedyne miejsce gdzie stałem w kolejce i parkowałem gdzieś daleko za hotelem to był Stok. Kilka tygodni temu jak sypnęło przez weekend. Do tego ta kolejka też była tylko do południa bo potem ludzie pouciekali przez trudne warunki.

Poza tym jednym przypadkiem nie trafiłem na taki moment aby była kolejka do bramek. Czasami potrafi się coś spiętrzyć między bramkami a kanapą i tyle. Taki idealny stan równowagi pomiędzy ilością a przepustowością wyciągów 😁

Nie wiem jak Szczyrk, bo w tym roku tam jeszcze nie dotarłem.

To, co piszesz nie oznacza braku ludzi, tylko czasem niewielkie kolejki. Wszystkie ośrodki są otwarte (jest konkurencja), a to i tak zmiana do poprzednich lat.


Tymczasem rok/dwa lata temu wieczory na Cieńkowie lub Soszowie potrafiły wyglądać tak, że jeździłem ja i powiedzmy 9 innych osób. Sam się zastanawiałem, po co otwierają. Potem stacje szybko zamykały te wieczory, bo nie było klientów, to nieekonomiczne.

W tym sezonie Soszów i Skolnity organizują wieczory do 23:00 i mają może nie dziki tłum, ale solidną ilość narciarzy. W tym sezonie też po raz pierwszy (i to raz w dzień i raz na wieczór) widziałem kolejkę na Cieńkowie. Koledzy stali w kolejce na Stoku. To do ubiegłych lat - ewenement.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, Narciarz ze Śląska napisał:

To, co piszesz nie oznacza braku ludzi, tylko czasem niewielkie kolejki.

Jeśli taki stan będzie trwał i jeszcze pozwoli stacjom zarobić na tyle aby się rozwijać, to mi to bardzo pasuje 👍

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 27.10.2024 o 15:33, Narciarz ze Śląska napisał:

Dotknąłeś procesu szkolenia, co mnie szczególnie leży na sercu. Szkolenie to nieustanne podnoszenie kwalifikacji oraz nieustanna próba zwiększania poziomu. Zacząć na Klepkach (sam tam uczę) i po 10 razach zostać na Klepkach to (nic nie ujmując znakomitym Klepkom) kompletna porażka... nauczyciela. Ktoś, kto tak uczy, kto nie uczy też wjazdu orczykiem, talerzykiem, zmiany tras na czerwone, a potem (delikatnie) czarne, powinien zrezygnować z uczenia.

Trochę ad vocem i nie do końca w temacie :) Ale... dobry kamyk do ogródka ^^

Byłem w tym roku nietypowo na ferie przez tydzień w Wiśle. Nawet się dobrze złożyło, bo dzięki temu dzieciaki mogły spróbować snowboardu po raz pierwszy bez napinki na jazdę. Na Klepkach, z instruktorkami, ale już po wstępnym oswojeniu i poćwiczeniu równowagi. Więc mogłem zobaczyć postępy i dzieci sowich i ogólnie jak z grubsza wygląda kształcenie na Klepkach (bo trochę czasu tam spędziłem) - przy czym nie sądzę, żeby odbiegało specjalnie w którąkolwiek stronę od "średniej krajowej"

Wnioski? Uważam, że szkolenia prowadzone są bardzo "asekuracyjnie" i przez to postępy są powolne oraz instruktorzy mają sztywne sposoby nauczania, bez adaptacji do konkretnego przypadku, co znowu skutkuje powolnymi postępami. Nie wiem, czy to kwestia chęci zapewnienia sobie popytu (klient wróci się doszkolić) czy sposób nauczania przekazywany na unifikacjach (pierwsza lekcja to, druga tamto, itd.) ale w praktyce niewiele osób poswięci setki, tysiące złotych (130PLN/55min), by się doszkolić do poziomu do przejścia na "czerwoną na Stoku". 

W temacie tematu wątku - biorąc pod uwagę powyższe zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle koncepcja ośrodków narciarskich w Polsce nawet na takiej minimajlnej zasadzie takiej, jak ja korzystam: albo na naukę dzieci, albo na weekend, ma w ogóle sens. Samo środowisko instruktorskie wydaje się nieumiejętnie wychowywać przyszłych klientów stacji narciarskich oraz klientów dla konkurencyjnych szkół narciarskich. To nie jest nawet zarzut, tylko obserwacja.

Dodając fakt, że stromsze trasy są trudnejsze do utrzymania + jest mało na nich ludzi, to powoli dążymy do tego, że polskie stacje to będą takie przykładowe "Klepki" z powoli zdobywającymi umiejętności adeptami, którzy potem w mniejszości pojadą "w Alpy" by przerazić się ścianek na niebieskich trasach. W większości nie wrócą do nart albo założą okazjonalnie, bo ich nauka nie doszła do poziomu, w którym czerpią frajdę. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, nikdob napisał:

Wnioski? Uważam, że szkolenia prowadzone są bardzo "asekuracyjnie" i przez to postępy są powolne oraz instruktorzy mają sztywne sposoby nauczania, bez adaptacji do konkretnego przypadku, co znowu skutkuje powolnymi postępami. Nie wiem, czy to kwestia chęci zapewnienia sobie popytu (klient wróci się doszkolić) czy sposób nauczania przekazywany na unifikacjach (pierwsza lekcja to, druga tamto, itd.) ale w praktyce niewiele osób poświęci setki, tysiące złotych (130PLN/55min), by się doszkolić do poziomu do przejścia na "czerwoną na Stoku". 

Widzę merytoryczny post, więc postaram się odpowiedzieć merytorycznie:

 

Też to zauważyłem. Nie wiem, jak jest na unifikacjach, bo nie robiłem papierów PZN/SITN, bo z tego nie żyję, albo inaczej: to jest moja aktywność dodatkowa, ale satysfakcjonująca. Jestem po kursie prywatnej szkoły, ale papiery (dożywotnie) instruktora sportu mam. Nie mam ani czasu, ani pieniędzy, aby przez ten cykl (PZN/SITN) przechodzić. Za to mam sukcesy edukacyjne, tego się nie wstydzę.

Natomiast zauważyłem może nie tyle asekuracyjne podejście, co rozpisane na wiele lekcji. Tak też radzą filmiki PZN-u, na których znakomicie jeżdżący (często zawodnicy) instruktorzy prezentują jakieś wygibasy pługiem (trudne) i mam wrażenie, że oni nigdy dzieci ani innych kompletnych świeżaków nie uczyli. Ja uczyłem i to tak, aby nauczyć, bo wówczas mam np. na obozie względny spokój - bo podopieczni jeżdżą bez większych problemów wszędzie.

Problem z podejściem rozpisanym na wiele lekcji, typu na lekcji 1. uczymy pługu, na 5. wychodzenia z pługu, a na 8. dajemy kije (trochę żartuję, ale nie do końca) jest taki, że - jak pisałeś - żaden klient nie ma pierdylionów złotych ani pierdylionów dni do poświęcenia na naukę. Zwłaszcza, jak uczy np. siebie, żonę i dwójkę dzieci. Więc to przeciwskuteczne: zostawiamy ucznia w 1/3 cyklu, nie umie nic, ale więcej lekcji nie kupi. I potem mamy pierdyliony ludzi jeżdżących bez kijów na goryla. Taki jest efekt. Nie mam odwagi stosowanego podejścia nazwać <wyciągarnią kasy>, ale przyznam, że z taką opinią na ten temat się zetknąłem, nie była to jednak moja opinia.

Inne podejście (nie robię lekcji na godziny, tylko cykl 3-4 dni na nartach) w różnych miejscach i na coraz trudniejszych trasach:
Nauka jazdy. Pierwszy dzień na nartach | Twój instruktor

  • Like 4
  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

24 minuty temu, nikdob napisał:

Dodając fakt, że stromsze trasy są trudniejsze do utrzymania + jest mało na nich ludzi, to powoli dążymy do tego, że polskie stacje to będą takie przykładowe "Klepki" z powoli zdobywającymi umiejętności adeptami, którzy potem w mniejszości pojadą "w Alpy" by przerazić się ścianek na niebieskich trasach. W większości nie wrócą do nart albo założą okazjonalnie, bo ich nauka nie doszła do poziomu, w którym czerpią frajdę. 

Nie do końca tak jest, w tym roku wiele osób dobrze jeżdżących zamiast jechać w Alpy zostało w PL (kasa, misiu, kasa), stacje to (późno, ale jednak) dostrzegły, mają dobrą frekwencję i dzieją się cuda:
1) SMR otwarł Jedynkę;
2) SMR otwarł Golgotę;
3) BSA szybko przywrócił czarną;
4) Jest dużo ludzi na Czantorii, niespodziewanie dużo ludzi np. na Cieńkowie (ściana!).

Oczywiście w tle morze goryli i morze jeżdżących słabo, wręcz dramatycznie słabo, jak co roku, zwłaszcza w okresie międzyświątecznym i w ferie.

  • Like 1
  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Narciarz ze Śląska napisał:

Inne podejście (nie robię lekcji na godziny, tylko cykl 3-4 dni na nartach) w różnych miejscach i na coraz trudniejszych trasach:

Maciek, znamienne - nie robię godzinnych lekcji. Nie jesteś jeden, co tak robi. Bo to nie ma sensu. W godzinę czy dwie to nic tak naprawdę nie da się zrobić. Nie mówię już o zmianie instruktora, który zaczyna wszystko od nowa bo 55 min. na poznanie klienta. Nauka kosztuje. Instruktorzy to nie Caritas i robią to dla korzyści wymiernych. Są zatrudniani, szkoły płaca podatki etc. Żeby uczyć sprawnie potrzeba doświadczenia, które zdobywa się z czasem, bo każdy klient jest inny. Nie wiem czemu, ludzie oczekują, że naucza się jeździć po 4 lekcjach z instruktorem. Tobie Maćku nauka jazdy zajęła tydzień? Popatrz ze swojej perspektywy ile zajęła Ci czasu nauka jazdy na nartach. Nawet jak to było we własnym zakresie. To są lata i setki godzin na śniegu. Rodzice często zapatrzeni w swoje dzieci nie widzą, że nie przychodzi im to tak łatwo, bo przecież moje dziecko jest zajebiste. Oczekuje czasami cudów. Program SiTN się zmienia, był skostniały ale juz tak nie jest. Na dzień dzisiejszy stopień instruktora SiTN jest trudny do uzyskania i dla wielu będzie niedostępny. Z prozaicznej przyczyny, uzyskaliśmy prawo do pracy i szkoleń poza granicami naszego kraju, ale nasi instruktorzy nie mogą odbiegać wyszkoleniem od instruktorów z krajów Alpejskich. Tam ten zawód nie jest jak w PL doregulowany i prawo do legalnych szkoleń maja tylko osoby posiadające ichniejszych związków certyfikacje. Więc Maćku, zagraniczna stacja w ITA, FR, AT, CH cie nie zatrudni, bo nie masz w ich oczach kwalifikacji. Możesz próbować zdawać ich egzaminy. Raczej bez szans na pozytywny wynik. Bez urazy. Nie podważam bynajmniej Twoich umiejętności ani wiedzy i doświadczenia, ale syn przechodzi tą ścieżkę i wiem jak to wygląda teraz. Ponadto jeżdżąc zarówno w PL jak i poza granicami, widać, szczególnie na początku sezonu, gdzie nie ma takiego obłożenia i jest masa grup w cyklu szkoleniowym i widać jak przyszli adepci + instruktorzy prowadzący jeżdżą. W zeszłym sezonie miałem okazje w grudniu obserwować szkolenie przyszłych instruktorów z "Sycylii' - tak, nie pomyliłem się, gdzie wszelkie ewolucje podstawowe ćwiczyli na niebieskiej trasie, a jazdę typu śmig, cięta na czarnej - przylegającej do owej niebieskiej ścianie. Żaden z adeptów nie był słaby. W tym sezonie widziałem grupę jak jechała po szkoleniu po mocno zmuldzonej trasie, młodzi ludzie - bajka, jak ping pongi. W PL na Litwince - ze 3 sezony temu widziałem egzaminy CKI. Szczerze? Obraz nędzy i rozpaczy. Owszem - były osoby jeżdżące na wysokim poziomie - piszę o ewolucjach - ale spora część to była tam chyba przypadkowo. Oczywiście szkolenie początkujących - to inna bajka - ale też do nauki w zerówce - czy klasach 1-3 nie bierze się ludzi z ulicy. W PL mamy sporą część bardzo dobrze wyszkolonych i bardzo dobrych instruktorów, jednak popyt tworzy czasami paranoje i trafiają tam osoby, które nie powinny się tam znaleźć. A klientów jest opór, szczególnie na płaskich stokach, gdzie wszystko idzie łatwo i są szybkie efekty. Narciarstwo jest drogie samo w sobie. Ludzie nie podnoszą sobie poprzeczek, bo spędzają 5-7 dni w roku na nartach. Ma być łatwo i przyjemnie. Stąd ośle łąki są oblegane, a na Stożku pustki.

pozdrawiam

  • Like 3
  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, marekbtl napisał:

Maciek, znamienne - nie robię godzinnych lekcji. Nie jesteś jeden, co tak robi. Bo to nie ma sensu. W godzinę czy dwie to nic tak naprawdę nie da się zrobić. Nie mówię już o zmianie instruktora, który zaczyna wszystko od nowa bo 55 min. na poznanie klienta. Nauka kosztuje. Instruktorzy to nie Caritas i robią to dla korzyści wymiernych. Są zatrudniani, szkoły płaca podatki etc. Żeby uczyć sprawnie potrzeba doświadczenia, które zdobywa się z czasem, bo każdy klient jest inny. Nie wiem czemu, ludzie oczekują, że naucza się jeździć po 4 lekcjach z instruktorem. Tobie Maćku nauka jazdy zajęła tydzień? Popatrz ze swojej perspektywy ile zajęła Ci czasu nauka jazdy na nartach. Nawet jak to było we własnym zakresie. To są lata i setki godzin na śniegu. Rodzice często zapatrzeni w swoje dzieci nie widzą, że nie przychodzi im to tak łatwo, bo przecież moje dziecko jest zajebiste. Oczekuje czasami cudów. Program SiTN się zmienia, był skostniały ale juz tak nie jest. Na dzień dzisiejszy stopień instruktora SiTN jest trudny do uzyskania i dla wielu będzie niedostępny. Z prozaicznej przyczyny, uzyskaliśmy prawo do pracy i szkoleń poza granicami naszego kraju, ale nasi instruktorzy nie mogą odbiegać wyszkoleniem od instruktorów z krajów Alpejskich. Tam ten zawód nie jest jak w PL doregulowany i prawo do legalnych szkoleń maja tylko osoby posiadające ichniejszych związków certyfikacje. Więc Maćku, zagraniczna stacja w ITA, FR, AT, CH cie nie zatrudni, bo nie masz w ich oczach kwalifikacji. Możesz próbować zdawać ich egzaminy. Raczej bez szans na pozytywny wynik. Bez urazy. Nie podważam bynajmniej Twoich umiejętności ani wiedzy i doświadczenia, ale syn przechodzi tą ścieżkę i wiem jak to wygląda teraz. Ponadto jeżdżąc zarówno w PL jak i poza granicami, widać, szczególnie na początku sezonu, gdzie nie ma takiego obłożenia i jest masa grup w cyklu szkoleniowym i widać jak przyszli adepci + instruktorzy prowadzący jeżdżą. W zeszłym sezonie miałem okazje w grudniu obserwować szkolenie przyszłych instruktorów z "Sycylii' - tak, nie pomyliłem się, gdzie wszelkie ewolucje podstawowe ćwiczyli na niebieskiej trasie, a jazdę typu śmig, cięta na czarnej - przylegającej do owej niebieskiej ścianie. Żaden z adeptów nie był słaby. W tym sezonie widziałem grupę jak jechała po szkoleniu po mocno zmuldzonej trasie, młodzi ludzie - bajka, jak ping pongi. W PL na Litwince - ze 3 sezony temu widziałem egzaminy CKI. Szczerze? Obraz nędzy i rozpaczy. Owszem - były osoby jeżdżące na wysokim poziomie - piszę o ewolucjach - ale spora część to była tam chyba przypadkowo. Oczywiście szkolenie początkujących - to inna bajka - ale też do nauki w zerówce - czy klasach 1-3 nie bierze się ludzi z ulicy. W PL mamy sporą część bardzo dobrze wyszkolonych i bardzo dobrych instruktorów, jednak popyt tworzy czasami paranoje i trafiają tam osoby, które nie powinny się tam znaleźć. A klientów jest opór, szczególnie na płaskich stokach, gdzie wszystko idzie łatwo i są szybkie efekty. Narciarstwo jest drogie samo w sobie. Ludzie nie podnoszą sobie poprzeczek, bo spędzają 5-7 dni w roku na nartach. Ma być łatwo i przyjemnie. Stąd ośle łąki są oblegane, a na Stożku pustki.

pozdrawiam

1) Nie polemizuję, rynek np. we Włoszech się zamknął, a z Polski na stokach akceptują (czasowo) tylko licencje SITN, docelowo chcą specjalne licencje na Alpy (wiele osób się o nie stara - to trudna i droga zabawa). 
2) Nie bój się, nie będę się nawet starał o tę licencję, nie ma dla mnie sensu ekonomicznego. Żyję z pracy zawodowej poza narciarstwem, a nauka jazdy na nartach to dla mnie aktywność dodatkowa, choć niesamowicie satysfakcjonująca. Bez współpracy z biurem i bez wyjazdów co rok i to nie na 1 tydzień, ale na kilka - to i tak nie ma sensu.
3) Obserwuję, że standard nauki się zmienia (moim zdaniem idzie to w pozytywną stronę - logiczną), ale też obserwuję ten tabun ludzi na stokach jeżdżący dramatycznie, bez pełnego sprzętu i zastanawiam się: oni tak sami, czy ktoś ich tak nauczył?

Jak do tego podejść, jak klient kupuje 1 albo 2 godziny dla córki/syna??? Trudno mi odpowiedzieć na takie pytanie, bo nie biorę takich zleceń!

Twój post jest merytoryczny - bardzo lubię dyskusję z mądrymi ludźmi, bywa że myślą inaczej, ale ja zawsze lubię!
 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, marekbtl napisał:

Nie wiem czemu, ludzie oczekują, że naucza się jeździć po 4 lekcjach z instruktorem. Tobie Maćku nauka jazdy zajęła tydzień? Popatrz ze swojej perspektywy ile zajęła Ci czasu nauka jazdy na nartach. Nawet jak to było we własnym zakresie. To są lata i setki godzin na śniegu. Rodzice często zapatrzeni w swoje dzieci nie widzą, że nie przychodzi im to tak łatwo, bo przecież moje dziecko jest zajebiste.

Ni dodać, nic ująć, problem ogólnopolski. Obawiam się, że trafiłeś w sedno!

  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 22.02.2025 o 10:13, Narciarz ze Śląska napisał:

1) Nie polemizuję, rynek np. we Włoszech się zamknął, a z Polski na stokach akceptują (czasowo) tylko licencje SITN, docelowo chcą specjalne licencje na Alpy (wiele osób się o nie stara - to trudna i droga zabawa). 
2) Nie bój się, nie będę się nawet starał o tę licencję, nie ma dla mnie sensu ekonomicznego. Żyję z pracy zawodowej poza narciarstwem, a nauka jazdy na nartach to dla mnie aktywność dodatkowa, choć niesamowicie satysfakcjonująca. Bez współpracy z biurem i bez wyjazdów co rok i to nie na 1 tydzień, ale na kilka - to i tak nie ma sensu.
3) Obserwuję, że standard nauki się zmienia (moim zdaniem idzie to w pozytywną stronę - logiczną), ale też obserwuję ten tabun ludzi na stokach jeżdżący dramatycznie, bez pełnego sprzętu i zastanawiam się: oni tak sami, czy ktoś ich tak nauczył?

Jak do tego podejść, jak klient kupuje 1 albo 2 godziny dla córki/syna??? Trudno mi odpowiedzieć na takie pytanie, bo nie biorę takich zleceń!

Twój post jest merytoryczny - bardzo lubię dyskusję z mądrymi ludźmi, bywa że myślą inaczej, ale ja zawsze lubię!
 

Maćku, ciekawy temat, skąd się bierze problem i dlaczego jest tak jak jest. Znam wiele osób legitymującymi się papierami podobnymi do Twoich i są to świetni fachowcy. Podobnie jak Ty, traktują tą pracę, jako element dodatkowego zarobkowania, nie jak stały etat. Zwykle mają inne źródło regularnego dochodu. Jak pisałeś, zdobycie uprawnień SiTN/PZN jest kosztowne, czasochłonne i dość trudne. Sporym ograniczeniem i dość dużą barierą było i jest umiejętność jazdy sportowej. O ile GS powinien przejechać każdy (prosty) uważający się za dobrego narciarza amator, o tyle SL bez jakiegokolwiek treningu będzie na tyle trudny, że uzyskanie limitu czasowego na egzaminie będzie praktycznie niemożliwe. Różnica między osobą zakładającą czas limitu (a zwykle to byli zawodnicy/zawodniczki) będzie ogromna i zwykle uniemożliwiająca zaliczenie egzaminu. Trudność polega na słabej dostępności możliwości potrenowania SL. Są firmy co stawiają SL, ale w większości pobierają tylko opłatę za ustawienie, z nauką nie ma to nic wspólnego. To dość skutecznie tworzy wystarczającą barierę, dla osób w podobnym do Twojego położeniu. SiTN i tak zrobił ukłon, zaniżając minimum kwalifikacyjne dla osób starszych, jak również daje możliwość uzupełniania punktów z jazdy sportowej, punktami z jazdy technicznej. 
 

Jazda bez kijów, to pokłosie jazdy na godziny. Niestety instruktorzy nie mają możliwości, często gęsto wdrożyć Kijów w jazdę, bo klient już doszedł do wniosku, że umie. Też ostatnio będąc na typowej górce do nauki zauważyłem, że bezkijkowców jest zdecydowanie więcej, niż narciarzy w pełni przygotowanych do jazdy. Większość ma sprzęt z wypo., gdzie klient decyduje. Jest to dramatyczny obraz.

Bezkijkowców o wysokich umiejętnością, które znam to osoby

1). obsługa stacji narciarskich

2). trenerzy narciarstwa

3). Instruktorzy narciarstwa

4). Grupy szkoleniowe jeżdżące zadaniówki

5). Ratownicy poruszający się po stoku na akcji ratowniczej z akią.

6). Deskarze

Grupa 1-3 oraz 5 zwykle są w pracy i kije zwykle im w tym przeszkadzają.

Grupa 4 - jedynie wymiar szkoleniowy ma sens takiej jazdy.

pomijam zupełnie początkujących w pierwszych krokach.

6 - rozumiemy samo przez się, że w tym przypadku jest prawidłowo.

Jazdę z kijami powinno wprowadzać się jak najszybciej, i powinno być to nieodzownym elementem wyposażenia każdego narciarza. Nie dotyczy funcarvingu - jedyny wyjątek.

Ja się nie obawiam Twojego wyjazdu w Alpy, ale jeśli kraje Alpejskie musiały się ugiąć i przyjąć do wiadomości że w PL, HU itp. Są także instruktorzy i mają prawo u nich pracować, my musimy przyjąć na klatę ich wymagania co do uzyskania kwalifikacji dających tą możliwość. Wprowadzono system certyfikacji i osoby z uprawnieniami przez nich akceptowanymi dostają pozwolenia czasowe, a osoby z ceryfikacją - bezterminowo.

Kolejny wątek, to sam system nauki i okoliczności przyrody w jakim Ty tego doświadczasz. Masz dużą przewagę nad kolegami pracującymi stacjonarnie. Po pierwsze, masz możliwość wyboru stoków. Szkolenie z zreguły jest długofalowe. To musi dawać efekty. W PL stacji narciarskich oferujących przekrój różnorodnych tras jeśli chodzi o stopień trudności jest bardzo mało. W Alpach praktycznie każdy ośrodek ma to w ofercie. Takie twory jak wisspass czy TatrySS są idealnym rozwiązaniem i ściągają masę klientów. Dają możliwość wyboru i są skierowane do szerokiej rzeszy narciarzy. Organizując obóz w Wiśle mimo iż większość tych stacji są małe możesz zacząć podstawy w Klepkach a skończyć na Stożku. To samo dotyczy narciarzy jeżdżących indywidualnie. Można nawet zmienić miejscówkę, jeśli frekwencja na jednym dopisała a drugi świeci pustkami, bo zwykle są to ośrodki w niedalekiej od siebie odległości. 
pozdro

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 21.02.2025 o 18:01, marekbtl napisał:

Nie wiem czemu, ludzie oczekują, że naucza się jeździć po 4 lekcjach z instruktorem. Tobie Maćku nauka jazdy zajęła tydzień? Popatrz ze swojej perspektywy ile zajęła Ci czasu nauka jazdy na nartach. Nawet jak to było we własnym zakresie. To są lata i setki godzin na śniegu. Rodzice często zapatrzeni w swoje dzieci nie widzą, że nie przychodzi im to tak łatwo, bo przecież moje dziecko jest zajebiste.

Aha, to po prostu instruktorzy są wspaniali, tylko kursanci są kiepscy! I wszystko jasne! 😉

A na poważnie - to oczywiste, że nie da się nauczyć kogokolwiek jeździć na nartach czy desce w godzinę. Natomiast uważam, że każda godzina z instruktorem powinna być przygotowaniem do kolejnych samodzielnych kroków, aby klient chciał i umiał rozwijać się dalej. Przede wszystkim samodzielnie. Bo nie piszemy o szkoleniu zawodników wykręcających czasy na slalomie, tylko o przygotowaniu "cywilów" do radzenia sobie i czerpania przyjemności ze zjazdów zróżnicowanymi trasami. Do tego instruktor nie musi być wspaniale jeżdżącym narciarzem, dużo ważniejsze - i to powinno być priorytetem - jest umiejętność nauczania. Wygląda na to, że szkolenie intstruktorów poszło w umiejętności sportowe a nie pedagodziczne. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...