Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Ranking

  1. waldek71

    waldek71

    Użytkownik forum


    • Punkty

      21

    • Liczba zawartości

      562


  2. Micheł

    Micheł

    Użytkownik forum


    • Punkty

      17

    • Liczba zawartości

      290


  3. ski89

    ski89

    Użytkownik forum


    • Punkty

      14

    • Liczba zawartości

      313


  4. JC

    JC

    Administrator


    • Punkty

      10

    • Liczba zawartości

      15 574


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 12.11.2021 uwzględniając wszystkie działy

  1. W drodze do Rawenny wpadliśmy na trzy dni do Soldy. Jeżeli miałem jakieś wyobrażenie o tym ośrodku, to już po pierwszym dniu mam zupełnie nowe. Spodziewałem się cichego, schowanego "na końcu drogi", miejsca, gdzie "ci, co wiedzą" itd. Prawda jest taka, że teraz ponad połowa narciarzy to kluby, szkoły, szkółki, ekipy mniej lub bardziej profesjonalnych zawodników. Oczywiście, że to wszystko jest zupełnie jasne z uwagi na porę roku i przedsezon, ale widocznie musiałem do tego dojść. Ośrodek jest bardzo w porządku. Długie, wystarczająco szerokie trasy. Pomimo, że parkingi wyglądały na niebezpiecznie obłożone, to przez cały dzień nie czekałem do wyciągu więcej, niż 10 sekund. Pomimo dodatniej temperatury (piękna, słoneczna pogoda) o godzinie 15.00 trasy były twarde, równe, bez odsypów, ani żadnych niespodzianek. Oczywiście po zlikwidowaniu tyczek, gdzieniegdzie pozostały wyrzeźbione rynny, miejscami wylodzone, ale w większości warunki były perfekcyjne. Poranne espresso pod Ortlerem (3905 m npm): Górna stacja głównej gondoli: Góra: Koło Rif. Madriccio: Czerwona 8: Trasa nr 1, wzdłuż krzesła Madritsch: A tak wygląda sytuacja w gondoli (dystansu nie ma, ale maseczki wszyscy):
    16 punktów
  2. 14 punktów
  3. 11 punktów
  4. Forumowicze, W zawiązku z tym, że wielu z Was nie zamierza uszanować zasad tego forum informuję, że za każdy wpis naruszający regulamin forum i ogólne dobre zasady przyjęte w Internecie będę nakładał na użytkownika BANA! Macie inne forum, tam możecie się wzajemnie obrażać, udowadniać sobie, że ziemia jest płaska i że Wasz podejście do szczepień jest jedynie słuszne. Aby uprzedzić ewentualne odpowiedzi, napiszę to już teraz - tak, wolę aby na forum była garstka użytkowników piszących na tematy zgodne z ideą tej strony, niż wielu piszących na "inne tematy".
    10 punktów
  5. Trzecia dawka, jest już w systemie i przedłuża certyfikat. W mObywatelu też, tylko trzeba odświeżyć.
    7 punktów
  6. Dorzucę STUBAI dzisiaj. Pogoda wymarzona, ludzi sporo - strach pomyśleć co w weekend będzie. Kolejka do krzesła max 5 minut. Po 12-tej wyszło dużo lodu, warunki zrobiły się trudne. Covidowo - dziwnie. Apartament - nikt się o certyfikat nie pytał. Pani tylko zapytała czy wiem jakie obowiązują zasady. Wczoraj kolacja w restauracji - nikt certyfikatu nie sprawdzał. Dzisiaj w kasie karnety na 4 dni bez pytania/sprawdzania certyfikatów. Restauracja na stoku na zewnątrz - brak jakiejkolwiek weryfikacji czegokolwiek. W gondolach maseczki 90% używane, na starcie z parkingu rzekłbym 100% w kolejce i w gondoli, na tyle na ile się rozglądałem. Na krzesełkach i orczykach pełna wolność, nikt nie pilnował nie upominał, nawet jak sięzrobiło ciasno i pełne krzesła wyjeżdżały w górę. W gondoli "podłuchałem" młodzież, że im certyfikaty sprawdzane na zasadzie okazania, bez weryfikacji. 84km w totalu / 48km w dół nakręcone, NOGI BOLO cytując Marboru
    6 punktów
  7. 6 punktów
  8. Dzisiaj ludzi więcej, ale po kolei... O 8.45 w zasadzie zajęliśmy jedno z ostatnich rozsądnych miejsc parkingowych. Główna gondola zabita ludźmi. Na zewnątrz uformowane już spokojnie półtora składu (to dość duża kolej). Przeważają zawodnicy, instruktorzy, amatorów niewielu (to się okazuje po godzinie 14.00). Na każdej trasie, a na niektórych całkowicie je wypełniając, poustawianie slalomy i giganty. O ile na trasach 1 i 8 są z boku, o tyle na trasy 3 i 9 w zasadzie nie ma wjazdu. Ale i tak jest gdzie jeździć. Po godzinie 12.00 z trójki znikają tyczki i można pojechać, cudowna trasa, nie za długa, ale bardzo ciekawie ukształtowana. Z dziewiątki można skorzystać po kolejnej godzinie. Ósemka cały czas dostępna dla wszystkich, też fajna. Cały czas funkcjonuje najdłuższy zjazd z samego szczytu 3250 m npm, do górnej stacji gondoli 2610 m. Nominalnie jest to trasa niebieska, ale faktycznie to prawie 5 kilometrów falującego stoku z kilkoma ostrzejszymi ściankami. Zapewniam, że przy uczciwej jeździe na dole nogi palą. Między 14.00, a 15.00 kluby zjeżdżają i ośrodek pustoszeje. Co prawda trójka i dziewiątka wyratrakowane z poustawianymi tyczkami na jutro są zamknięte, ale cała reszta dla nas. Szeroko, twardo i pusto, puuuusto. A przy tym ciąg dalszy pięknej pogody, co będę gadać... Kilka razy w ciagu dnia korzystałem z krzesła Madritsch, do którego wsiada się po wyjściu z głównej gondoli i cały czas od budynku stacji podjeżdżali nowi narciarze, ale nie na tyle dużo, żeby się stworzyła kolejka. W każdym razie do około 9.30 gondole przyjeżdżały pełne. Pełne klubów. Poza tym na tę część ośrodka wwozi jeszcze oddana w tym roku gondola Kanzel (nowa 10-osobowa gondola). Rusza z samego miasta. Wjazd na główny teren dużą gondolą jest trochę poza miastem, jakieś 2-3 kilometry. To jeszcze zostawię kilka zdjęć:
    5 punktów
  9. Ponownie w góry Trasa: Żywiec, Biały Krzyż, Kotarz, Klimczok, Bystra. Vertical 1430m https://pl.mapy.cz/s/kakacameka Kotarz Rower bez wspomagania (90% na trasie to elektryki) , właściciel też bez wspomagania w odżywianiu - tylko natura (suszone owoce, kompot itp.), jest moc
    5 punktów
  10. 5 punktów
  11. Pusty Sopot jest świetny ale Półwysep tez niczego sobie : Pozdrawiam mirekn
    4 punkty
  12. Nie wiem co konkretnie skłoniło cię do takiej refleksji? Kilka impresji w zamian. Z rana.
    4 punkty
  13. Teraz nuda. Katedra Oliwska i organy punkt obowiązkowy rodzinny.
    3 punkty
  14. Mieszkanie Hotel Chiński Zhong Hua https://hotelchinski.pl Plus prywatna plaża i kąpiel w dowolnej temperaturze z szybkim powrotem pod kołdrę. Także dobre śniadania w White Marlin https://whitemarlin.pl Jedzenie Bar Przystań https://barprzystan.pl plus szprotki z patelni, ale czymże by było to miejsce bez mini muzeum rybackiego Jerzego Piątka rybaka i gawędziarza od pokoleń https://turystyka.wp.pl/sopot-male-muzeum-z-wielkim-sercem-6566977338473120a?amp=1 zakupy u Jana Nowakowskiego taki tam jubiler gdzie lampe bursztynowa w srebrze kupiliśmy http://sopocianie.muzeumsopotu.pl/relacja/jan-nowakowski
    2 punkty
  15. Post 5 Indie Dwudziestego ósmego lipca Jestem dzisiaj mocno osłabiony. Od dwóch dni nic nie jem. Brudas załatwił nam autobus do Lahore. To już blisko granicy z Indiami. Po drodze co chwila się psuł. Jechały w nim ciekawe typy ludzkie, mające ufarbowane na rudo włosy. Wieczorem byliśmy w Lahore. To duże pakistańskie, milionowe miasto. Bagaż oddajemy do przechowalni. Przyplątał się do nas agent hotelowy i wiezie nas do hotelu, bez wody i światła. Potem do drugiego i wreszcie do trzeciego. Ten jest znośny. Chce od nas trzy dolary za usługę. My dajemy pół dolara. Hotelarz straszy nas, że to zły człowiek i nas wykończy. Dostaje dolara i się odczepia. Trzeba było być czujnym przy negocjacjach w hotelu. Woda musiała być i to na bieżąco, ponieważ mogło się okazać, że jest, ale od czasu do czasu. Woda potrzebna była, aby sobie zrobić prysznic i to nieraz kilka razy w czasie doby. Człowiek w tym mokrym upale był ciągle spocony. Trzeba też było robić często małe przepierki. Cała bielizna „desouss” była u mnie maksymalnie ograniczona. Wszystko było dokładnie analizowane, aby zmniejszyć maksymalnie ciężar plecaków. Nie mogliśmy rezygnować z różnych konserw, które były podstawą pożywienia w górach i nie tylko w nich. Wreszcie nie żywiliśmy się wyłącznie po drodze w „barach”, czy „restauracjach”. Miało się prymus, nieco benzyny w butelce, menażki, konserwy. Jarzyny(pomidory, cebula, papryka) kupiło się tanio. Jakiś miejscowy placek też nie był drogi. Bo to było podstawowe wyżywienie ludności. I gdzieś w hotelu, w sposób nie rzucający się w oczy, robiło się pyszne danie obiadowe. Zielone banknoty przeznaczone były na ważniejsze rzeczy. 29.07 Rano awantura z Ryskiem. Nacięli go na dziesięć dolarów i chce zostać w Lahore. Nie przejmując się jego humorami, Janusz, Elżbieta i ja zwiedzamy przepiękny meczet z czerwonego piaskowca Badshahi(Badszahi). Jest ogromny i ma piękne białe inkrustacje z jakiegoś kremowego kamienia. Może to był marmur. Potem zwiedzamy grób króla Jahangi(Dżahangi). Nic bliżej o nim nie wiem . Wiadomości o miejscowych zabytkach czerpiemy głównie z prospektów, których jest pełno w miejscowych biurach informacyjnych dla turystów. Należy tylko takie biuro odszukać. Zresztą na ogół były w pobliżu dworców kolejowych, czy autobusowych. Ledwo zdążyliśmy na pociąg do granicy z Indiami. Przed wejściem do pociągu musimy formalnie opuścić Pakistan. Na dworcu odbywa się odprawa paszportowa i celna. Wypełniamy odpowiednie karteluszki do odprawy paszportowej. Należy podać na nich różne dane, z których ważniejsze jest wyznanie. Ostrzegano nas w kraju, że należy wpisać wyznanie. Nie lubią ludzi, którzy nie podają wyznania. Katolik im nie przeszkadza, ale brak wyznania pozwala domniemywać, że to komunista. Wpisujemy wszyscy zgodnie - po angielsku - wyznanie katolickie. Celnik zauważył, że trzymam w ręce portfel. Wyrwał mi go i zaczyna przeglądać jego zawartość, zainteresował się dolarami, przeliczył i skrzywił się z dezaprobatą. Doliczył się czterdziestu pięciu. Gdzie ten facet z taką mizerną sumą się wybiera? Mam więcej, ale ukryte, bo nigdy nie wiadomo, co przez taką granicę wolno przewieść. Nie znamy przepisów celnych obcych krajów. A szczególnie bardziej egzotycznych. A mogą być te przepisy nadzwyczaj ciekawe i nieprzyjemne dla podróżującego. Nagle można być poproszonym o zdeponowanie do depozytu jakiejś sumy pieniędzy, nawet nie koniecznie miejscowej waluty. No i jesteśmy załatwieni. Kiedyś tak nas załatwili z żoną przy wyjeździe z Węgier. Skończyło się to dodatkowym wyjazdem na Węgry po odbiór naszej waluty. Przy okazji zrobiliśmy sobie wtedy zwiedzanie puszty. Pociąg jechał przez „no man`s land”, czyli ziemię niczyją. Tak nazywa się teren przy granicy dwóch krajów, które się bardzo kochają. Szerokim pasem takiej ziemi niczyjej był oddzielony Pakistan od Indii. Wagonów pilnowało wojsko pakistańskie, aby nikt nie dał drapaka. Potem nagle znikło i za dobrą chwilę pojawiło się hinduskie. Pociąg wjechał na stację graniczną w Indiach i do wagonu wpadły „czerwone diabły”. Tak ich potem nazwałem od koloru ubiorów. Byli to tragarze walczący o bagaż pasażerów, aby zarobić parę rupii. Na nas nie zarobili. Na peronie w eleganckich mundurach spacerowali sobie wojskowi. W rękach mieli małe laseczki. Zapewne było to dalekie echo angielskich dżentelmenów. Celnik bezczelnie wpisuje mi do paszportu numer aparatu fotograficznego. Co za dziwne zwyczaje? Do paszportu! Będzie kłopot, bo nie da się go później sprzedać. Zawsze to kilkadziesiąt dolarów, za ten ruski wyrób. Przesiedliśmy się na indyjski pociąg. Jechaliśmy nim tylko do Amritsaru. Amritsar jest stolicą Sikhów, mieszkających w stanie Punjab(Pendżab -Pięciorzecze) w Indiach. Pendżab – to kraina pięciu rzek, dopływów Indusu – Bias, Chenab, Dźhelam, Ravi i Satledź. Tędy wszedł do Indii Aleksander Wielki, Mongołowie i inni najeźdzcy. Nacja Sikhów, mimo że bardzo nieliczna, opanowała indyjskie wojsko, jako wyższe szarże. Jak widziało się później Sikha, na przykład w grupie robotników na drodze, to był albo nadzorcą, albo jeździł maszyną. Ale nigdy nie pracował łopatą. W Kabulu opanowali handel. Sikh siedział w swoim sklepiku, elegancko ubrany. Warkoczyki włosów, nigdy nie ścinanych, miał gustownie upięte na głowie. Na tym mały turbanik w kształcie jakby furażerki. Miejscem kultu Sikhów jest Złota Świątynia w Amritsarze. W Amritsarze w nocy mamy mieć przesiadkę na pociąg do Dehli. Jedziemy teraz czymś w rodzaju salonki. Mamy bardzo obszerny przedział z fotelami, pokrytymi skórą. Obok jest duża łazienka z dziurą w podłodze, ale też i z prysznicem! Bomba! Tego się nie spodziewaliśmy.Potem dowiedzieliśmy się, że koleje indyjskie mają podobno cztery klasy. Ta nasza była pewno najwyższa. Korzystamy wszyscy z ochotą, z zupełnie przypadkowej możliwości kąpieli w pociągu! Zdjęcia Meczet Badshahi. Zbudowany z czerwonego piaskowca, jak niżej na zdjęciu. Był ogromny. Nie dało się zrobić jego zdjęcia, nawet fragmentu. Otoczony szczelnie budynkami. Wewnątrz upolowałem tylko takie dwa ciekawe motywy zdobnicze. 1. Inkrustacja. 2. Motyw roślinny
    2 punkty
  16. Już by się pojechało, już by się poszusowało... Pitztal - październikowe wspomnienie z zeszłego roku. Winter is coming! Short ski.MP4 marboru
    2 punkty
  17. Słotwiny Arena się dozbraja, a już do tej pory wyglądało to bardzo dobrze.
    2 punkty
  18. Na rok, od daty trzeciego szczepienia.
    2 punkty
  19. Pięknie. Solda jest na liście moich miejsc narciarskich które chcę odwiedzić.
    2 punkty
  20. Jakby jeszcze ktoś, z kimś się dogadał, i połączył Słowiny z Jaworzyną, co nie jest nierealne i niemożliwe, to mamy ośrodek narciarski nr 1 w Polsce (urozmaicony, duży, z licznymi miejscami parkingowymi, o różnym stopniu trudności, z nowoczesną infrastrukturą).
    1 punkt
  21. Regulamin skionline 10. Skionline.pl zastrzega sobie prawo do jednostronnego decydowania o zawartości forum, dokonywanych w nim zmianach i modyfikacjach, bez konieczności uprzedzania Użytkowników o swoich zamiarach. Przepraszam za moją aktywność w dziale "Trochę do śmiechu" więcej nie zrobię . Czy nie lepiej wprowadzić zasadę podobną jak na youtube. Przed zamieszczeniem postu administrator sprawdzi poprawność treści postu . Janusz
    1 punkt
  22. Czekam aż "dozbroją" cennik 😆
    1 punkt
  23. Naprawdę szkoda, że aż taka "opcja atomowa" zostanie uruchomiona bo przez to wielu fajnych i wieloletnich użytkowników wyleci z forum. A fora od lat umierają, to jest jedno z naprawdę ostatnich które ostało się w tak dobrej formie, szkoda pomagać mu dołączyć do for, w których prawie nic się już nie dzieje.
    1 punkt
  24. Kończą naśnieżanie Rosim wiec jak ruszy obok gondola 10 osobowa i główna trasa to tam można z rana polatać samemu,a potem głownym wagonem na góre.
    1 punkt
  25. Widzę że mój post z wczoraj tajemniczą mocą cudną zniknął. Byłem na Stubai z żoną w 2008 lub 2009 roku. Pierwszy dzień miał być na rozgrzewkę, a wtedy zaliczyłem przez cały dzień 80km zjazdów. NOGI BOLO były już do końca wyjazdu hehe i na to nic nie pomagało. Wybieram się z familią na ten ośrodek na ferie w styczniu, widzę że jest sporo nowych gondolek plus będzie możliwość skatować się na GSach 🙂
    1 punkt
  26. No i doczekałeś momentu kiedy kiedy na stoku trudno dogonić swoje dziecko Gratuluję!
    1 punkt
  27. Oj tak, zawsze jak jestem w Sopocie to jest to stały punkt programu, mimo iż kolejki bywają gigantyczne. Z potraw polecam m.in. genialną zupę Rybaka, ale właściwie można chyba brać w ciemno, bo jeszcze nie trafiłem tam na słabe danie.
    1 punkt
  28. YouCut_20211111_202602139.mp4 Tym razem na lodzie .. #snowarena . Pracujemy.
    1 punkt
  29. Nie mam takiej potrzeby żeby na forach wykładać informatykę i prezentować swoje doświadczenie. Zareagowałem na bzdury o 2-dniowym projekcie i tyle.
    1 punkt
  30. Myślę że na Stubai można więcej. Jazdę rozpocząłem ok. 9 (bylem na parkingu o 8:00, ubranie, karnety, wyjazd gondolą do góry, 2 gondolą a szczyt...) Jazdę zakończyłem o 14:30, w tym 30 minut w restauracji. W sumie 5h jazdy. Informacje na temat długości tras wg oficjalnej mapy to absurd, najdłuższy zjazd miałem 3,6km, poza tym 2,2-2,5km na zjazd. Nie wszystko jest otwarte - sądzę że jak wszystko otworzą i warunki będą cały dzień dobre to można spoooro pojeżdzić. Szklarska ma tą przewagę, że wyciąg ma 2km a trasa 3,5km - na Stubai wyciągi są długie ale takich przeliczników wyciąg/trasa nie mają.
    1 punkt
  31. Post 4 Pakistan Dwudziestego siódmego lipca Taksówkami jedziemy do miejsca w Kabulu, z którego odjeżdżają autobusy do Peszawaru(Peshavar) w Pakistanie. To, co najmniej kilkaset kilometrów drogi, która przecina niskie już stosunkowo odnogi Hindukuszu. Na dworcu autobusowym mała awantura. Nie chcą nas wpuścić do autobusu. Okazuje się, że bilety są na jutro, a były kupowane wczoraj na dziś - czyli wczoraj na „tomorrow”. Tego się nie da sprawdzić na jaki dzień, bo wypisane są „robaczkami”. Pamiętam, ile kłopotów było w Iranie! Używali tam kalendarza perskiego. W Afganistanie też go używają. W nim nasz rok był tysiąc trzysta, któryś tam…Nie znaliśmy miesięcy, ani dni tego kalendarza. Więc powtarzało się w angielskim kilka razy, że chcemy kupić bilet teraz, na ten miesiąc, na ten dzień. I pytaliśmy - na którą będzie godzinę? W końcu jedziemy, ale siedząc w autobusie na jakichś skrzynkach. Kawałek drogi za Kabulem droga przecina góry, kolejną odnogę Hindukuszu. Przez którą przełamuje się rzeka Kabul, płynąca przez stolicę. Ma w mieście spore koryto, przygotowane na większą wodę, miejscami obetonowane, tylko rzeki nie widać, sączy się teraz tylko wąska, brudna strużka Przez góry przeżyna się, tworząc tu bardzo głęboki i przepiękny przełom, zwany wąwozem Tangi Garu. Szosa biegnie serpentynami wykutymi w litej, prawie pionowej skale. Zjeżdżamy w dół z poziomu dwóch kilometrów Kabulu na sześćset metrów i wjeżdżamy w obszerną kotlinę Jelalabad`u(Dżelalabadu). Pojawiają się pierwsze, niewysokie palmy. Przed nami jest granica afgańsko-pakistańska. Jest tu o wiele cieplej, niż w nieodległym Kabulu. Granica jest jeszcze kilka kilometrów dalej i wyżej. Ale tu odbywa się kontrola celna i paszportowa. Obsługa autobusu zrzuca nasze plecako-wory z dachu, a potem znowu je wkładają. Mamy w paszportach wizy afgańską, pakistańską i indyjską. Stoi tu mały budynek, w którym jest kantor jakiegoś pakistańskiego banku. Natomiast przed budynkiem spacerują sobie „ruchome” kantory. Każdy z nich ma w lewej dłoni rozpostarte palce. Między palcami waluty. Co palec to inna, ale wszystkie „światowo” wymienialne - dolary, jeny, marki,…Jeden z mężczyzn ma między palcami austriackie szylingi. Pyta mnie, gdzie ten kraj leży. Pytanie wydaje się być dla czystej ciekawości. Przecież nie jest ważne, gdzie na kuli ziemskiej leży kraj, którego waluta sterczy między palcami. Ważne tylko, by była wymienialna. Pokazuję mu nasze złotówki. Nie, nie kupują! Podjeżdżamy na przełęcz Khyber Pass(Chajber -1070 m), na której przebiega granica Afganistanu z Pakistanem. Jest to od tysięcy lat historyczne miejsce. Dobrze też znane Anglikom, uczących się historii własnych podbojów. Tu tłukli się kiedyś z Afgańczykami. Po zdobyciu Indii i Pakistanu, szli dalej na północ i chcieli wejść do Afganistanu. Nigdy go sobie nie podporządkowali. Afganistan nie był nigdy skolonizowany. Afgańczycy to biedni bardzo, ale dumni ludzie. Tu się nie spotyka żebrzących dzieci. Gdy przypadkowo ma ono ochotę wyciągnąć rękę do cudzoziemca jest przywoływane zwykle do porządku. Takie obrazki widywałem w czasie wyprawy w Hindukusz. Niedaleko drogi, na wzniesieniach widać było stare forty angielskie. Pojawiły się też, w pewnym momencie od strony pakistańskiej, jakieś stare tory kolejowe. Mieliśmy wokół siebie całkiem ładny górski krajobraz. Przecinamy tu ostatnią i niską już tutaj odnogę Hindukuszu. Za nią następuje zjazd do doliny rzeki Indus. Góry zostały za nami i byliśmy w mieście Peshavar(Peszawar). Upał tu jest jeszcze większy, niż po stronie afgańskiej w Dżelalabadzie. Byliśmy jeszcze niżej. W kierunku południowym, w stronę Indii nie było już żadnych gór. Powietrze było mokre i gorące. W dodatku pomieszane ze spalinami. Wynajmujemy niewielki mikrobus i jeszcze tego samego dnia wieczorem jedziemy w górę rzeki Indus do Rawalpindi. Pakistańczycy mówią krótko na to miasto - Pindii. Niejako częścią tego miasta jest stolica Pakistanu Islamabad. Indus zaczyna swój początek w Tybecie. A uchodzi do Morza Arabskiego. Tak nazywa się część Oceanu Indyjskiego między subkontynentem indyjskim i półwyspem arabskim. W pobliżu jego ujścia położone jest Karaczi. W górnym biegu płynie z Tybetu, prawie równoleżnikowo, wzdłuż potężnego łańcucha Karakorum. Oddzielając go od Himalajów. Dalej, opuszczając stopniowo góry, opływa po swojej orograficznie lewej stronie himalajskiego giganta Nanga Parbat-8126 m. Rzeka w tym miejscu płynie na poziomie tysiąca metrów i w odległości zaledwie 25 kilometrów od Nangi. Jest to najwyższa na świecie wysokość względna. Wynosi ponad siedem kilometrów. Niestety! Nangi Parbat raczej nie zobaczymy. Choć być może będziemy w Himalajach, kilkaset kilometrów od niej. To nie tylko chmury są przeszkodą. To nie takie proste zobaczyć nawet bardzo wysoką górę, ponieważ może być schowana za dużo niższe szczyty, ale znajdujące się znacznie bliżej obserwatora. Czekała nas nocna podróż. Kierowca jechał szybko i bardzo ryzykancko. Chciał widocznie przyjechać rano na miejsce. Drogą, którą jechaliśmy, był wąski pasek nierównego asfaltu, mający po boku szerokie, ale dość równe gruntowe pobocza. Samochód zajmował cały ten asfalt. Jak jechało coś z przeciwka, to obaj jednocześnie zjeżdżali na te pobocza. Zatrułem się czymś w Kabulu. Miałem gorączkę. Mimo upału było mi zimno. Siedząc w podrygującym pojeździe, na przemian zasypiałem i budziłem się. W pewnym momencie w półśnie widzę, że z naprzeciwka jedzie auto. Reflektory ma od góry do połowy pomalowane niebieską farbą. Wszyscy tu tak mieli pomalowane. Co za zwyczaj? Nie dość, że słabiutko świecą, to jeszcze ta farba. W czasie wojny reflektory były malowane na niebiesko, aby lotnik nie zauważył. Ale teraz? Jedzie po tym samym asfalcie, co my? Cholera zderzymy się! Przecież tamten skręca na naszą prawą stronę! Co on robi? Zaraz będzie koniec! Nie było go, bo nasz skręcił w lewo. Do diabła! Nieprzytomny, zapomniałem, że tu jest ruch lewostronny! W Indiach też taki będzie. To była robota Angoli. Co chwila odbywają się kontrole wojskowe. Pojawia się rozlany szeroko Indus, a potem jakiś przełom tej rzeki. Między skalistymi brzegami rozpięto długi, stalowy most. Który jest strzeżony przez wojsko. Podobno jedyny most na tej rzece. Robi się dzień i zatrzymujemy się na krótki wypoczynek. Nieco lepiej się już czuję. Wywlekam się sam ze środka i robię zdjęcia grupie bosych dzieciaków. Przed Rawalpindi pęka tylna opona. Koniec podróży mikrobusem. Taksówkami jedziemy do miasta. Znaleziony tani hotel jest niestety brudny i śmierdzący. Na większe luksusy nas nie było stać. Zdjęcia 1. Tangi Garu_1. Wąwóz rzeki Kabul 2. Tangi Garu_2. 3. Tangi Garu_3 4. Khyber Pass_1. Podjazd pod przełęcz 5. Khyber Pass_2. Widoczny Fort z flagą Gdzieś w Pakistanie... 6. Wielbłądy. 7. Starzec. 8. Dzieci
    1 punkt
  32. Post 2 Kijów, Taszkient, Termez Dwudziestego lipca Rano wita nas Kijów. Udaje nam się załatwić bilety lotnicze na następny dzień, na godzinę dziewiątą pięćdziesiąt pięć do Taszkientu. Dalszy czas upływa nam na próbach otrzymania biletów do Duszanbe. Z Duszanbe jest stosunkowo blisko do Termezu. Duszanbe to końcowy etap trzydniowej podróży koleją z Moskwy przez Taszkient i Termez. Wystarczyło się stąd cofnąć się pociągiem sześćset kilometrów do Termezu. Znaleźlibyśmy się jeszcze szybciej w Termezie, niż przez Taszkient. Mieliśmy cały wolny dzień prze sobą. Zrobiliśmy sobie we trójkę(z Januszem i Elżbietą) przejażdżkę, czy „przelotkę” wodolotem po Dnieprze. Rzeka była szeroka i głęboka. Szczególnie ładnie wyglądała z wody panorama miasta, ze złoconymi kopułami cerkwi. Później zwiedzaliśmy jedną z nich. Po południu znowu próbujemy „lecieć” do Duszanbe o dziewiętnastej zero pięć. Jedziemy wszyscy taksówkami na lotnisko, które znajduje się prawie czterdzieści kilometrów od Kijowa. Na samolot nie zdążamy i rezultacie lądujemy, tym razem w hotelu, obok lotniska. Na szczęście noc kosztuje nas dość tanio - jedynie pięć rubli od łebka. 21.07 Rano lecimy jednak tylko do Taszkientu. Jako cudzoziemców obsługuje nas oddzielnie „Inturist”. Lecimy jak wipy w pierwszej klasie, obok kabiny pilotów. Ruch na lotnisku jest duży. Samoloty startują co parę minut. Nasz szybko idzie w górę. Podziwiam piękny widok olbrzymich obłoków, przez które przebija się maszyna, lecąc ukośnie do góry. Samolot wzbija się na jedenaście kilometrów i wyrównuje lot. Kapitan przez głośnik podaje pasażerom, że lecimy z szybkością dziewięćset kilometrów na godzinę. Temperatura na zewnątrz wynosi minus czterdzieści osiem stopni. Obserwuję teren pod samolotem. W pewnym momencie rozpoznaję, że samolot leci nad deltą Wołgi. Z góry jest widoczna niezliczona liczba odnóg tej wielkiej rzeki. U ujścia Wołgi do Morza Kaspijskiego leży miasto Astrachań. Plącze mi się po głowie, z czego jest mi on znany. Zdaje mi się, że głównie z wyjątkowego zestawu chorób wenerycznych. Położony u ujścia tej wielkiej, żeglownej rzeki do Morza Kaspijskiego, leży na styku północ-południe, oraz Europa - Azja. Ruch ludzki jest tu więc duży. Południowy skraj tego morza to już jest Iran. Znam z Januszem i Elżbietą ten rejon z pobytu w Iranie. Samolot mija deltę i potem jest już tylko pod nami szara, bez śladu roślinności, pustynia. Z góry widać było czasem tylko jakieś jeziora. Wiedziałem z atlasu, że są słone. Gdzieś tam, bardziej na południu wysychało Morze Aralskie, pozbawiane dostatecznej ilości dopływanej wody. Władza radziecka skierowała dużą część wód jego dopływów Amu i Syr-darii do nawadniania pól bawełny. Kapitan podaje, że w Taszkiencie jest plus trzydzieści stopni. Na nogach mam ciężkie, podwójne górskie buty. Jeszcze z Hindukuszu. Ubrani wszyscy jesteśmy też raczej ciepło. Pasażerów się nie waży przy odprawie, Więc nie trzeba płacić, za zaoszczędzony w ten sposób bagaż. Jest to normalna praktyka na lotniskach. A i do kieszeni można coś ciężkiego włożyć. Nie mówiąc o bagażu podręcznym w małej siatce zabieranym do kabiny. Który zdaje się nie powinien przekraczać pięciu kilogramów. A pod którym niektórzy aż się uginają. Wieczorem jedziemy pociągiem do Termezu nad Amudarią. Za tą rzeką czeka już nas Afganistan. 22.07 Tą trasą już jechaliśmy trzy lata temu. Pociąg jedzie przez pustynię. Gorąco. W Termezie jesteśmy rano. I znowu kwaterujemy się, w znanym z wyprawy w Hindukusz , jedynym w tym mieście, hotelu Szark. To miasto jest otoczone pustynią. Nie ma w nim absolutnie nic atrakcyjnego. Zresztą jest to ściśle strzeżona strefa nadgraniczna z krajem kapitalistycznym. Wieczorem w hotelowej restauracji jemy szaszłyki i pijemy bardzo mocne, słodkie wino. Siedzący obok Uzbecy częstują nas wódką. Po powrocie do pokoju, gdzie wszyscy razem śpimy, nieprzyjemna dyskusja. Wszyscy są okropnie drażliwi. Rysiek przychodzi zawiany. Rozrabia trochę po hotelu. Noc jest okropna. Nie mogę zasnąć. Gorąco i wieje suchy, ciepły, pustynny wiatr.
    1 punkt
  33. A po 7 dawkach ile ważny będzie certyfikat ? Cyrku ciag dalszy, lepiej olać ten sezon jak dac robic z siebie jelenia.... W Polsce się pojeździ a jak nie to walić to na serio.
    1 punkt
  34. Nadszedł czas na rower, więc nadszedł i czas na relacje 😉 Padło na elektryka, bo czas w końcu spróbować a i plany były ambitne. Ostatnie kilometry pedalowalem na pustej bateri 😆 Wypożyczyłem rower. Elektrycznego fulla Gianta i dogadałem się że chce aby mnie tylko wywieźli z grupą, a ja już sobie dalej będę radził sam. Zaoszczędziłem 10 euro 😆 A tak na poważnie to był plan aby podjeżdżać bo to przecież elektryk, ale pan się zaśmiał i powiedział że na 2300 raczej się to nie uda. Temperatury wariowały jak szalone i przyznam że się nie przygotowałem. Dostałem kurtkę w wypożyczali, bo chcieli abym wrócił z rowerem 😆 Były momenty bardzo przyjemne, a i owiane grozą. Zdjęć brak właśnie z tych bo głową była gdzieś indziej. Jazda na czuja według mapy nie zawsze działa ale się udało. Dziw bo nie w lesie na górze, a na wybrzeżu przy klifach miałem cykora gdzie bateria się kończyła. Wąskie ścieżki po kamieniach i skałach na dużych wysokościach. Nachylenie też dość ostre. To cholerstwo przecież waży. Hamulce to osobna kwestia. Też trzeba było uważać. Ok, teraz parę fotek z Teneryfy.
    1 punkt
  35. Jesienna odsłona Szlaku Bielika w gminie Kołbaskowo. A w pakiecie jeszcze parę kilometrów nad Odrą i po polsko-niemieckim pograniczu. Kurów i Siadło Dolne: W drodze do Moczył: Między Kamieńcem a Pargowem: Nowa ddr-ka wzdłuż granicy Staffelde-Rosówek: Przeskok na polską stronę - winnica w Smolęcinie koło Kołbaskowa. Na krzakach wiszą jeszcze i nabierają słodyczy kiście ciemnych winogron: I znów myk do Niemiec - Ladenthin i Schwennenz: Powrót przez Lubieszyn i gminę Dobra Szczecińska, udało się jeszcze za widoku:
    1 punkt
  36. My wczoraj z kolegą uskuteczniliśmy lekki trening ,przed wieczornym wyjściem do ludzi🙃. Było jeżdżenie , pchanie i sapanie🤪
    1 punkt
  37. Wczoraj odwiedziłem Suliwoods. Przyjemna ścieżka 40min autem od Wrocka. Poziom trudności nie jest duży. Nawet dla mnie, nie było elementów nie do przejechania. Trochę problemu mogą sprawić dwa zakręty na dole, mało też nie spadłem z mostka, który można ominąć. Inaczej sprawa wygląda gdy pojedzie się szybciej. W połowie trasy jest jedna większa skocznia, trudno też wyrobić na muldach. Sam oczywiście nie skakałem, ale jak mnie poniosło na falkach to ledwo się uratowałem przed glebą. Po 3h jazdy miałem dość a zrobiłem tylko niecałe 20km i 500m przewyższenia. A tutaj historia powstania trasy: Obecnie dodanych jest sporo nowych elementów.
    1 punkt
  38. Jak jest śnieg to kamienie też widać i czuć pod nartą.🙃😉
    1 punkt
  39. Jesienne rowerowanie z zefirkiem. Tym razem przesiadka na stary rower, nowy pojechał do serwisu. Jesień na całego - gdzie ta droga ? Szukamy dalej. Jedziemy do stajni. Są konie. I sama "Stajnia na Kępie".
    1 punkt
  40. Ale to niesamowicie zwiększa ilość wejść na forum. Jak jest naparzanka to statystyka zwiększa sie nawet 10 krotnie
    1 punkt
  41. W zasadzie miałam na myśli pierwszą część wypowiedzi @Bumer, nie końcową zaczepkę. Ale dalsza dyskusja - ta na bieżącej stronie - wytrąciła mi argumenty. Chyba mam nieco odmienne poczucie humoru, lub humoru mi brak - może i tak.
    1 punkt
  42. Sezon na rowery szosowe powoli się kończy, ale dzisiaj udało się zaliczyć jeszcze pętelkę transgraniczną po bliskich terenenach Meklemburgii-Pomorza Przedniego przy momentami nawet słonecznej, choć chłodnej pogodzie i nacieszyć się widokami złotej jesieni. Spokojne 57 km przez Dobrą Szczecińską na przejście Buk-Blankensee, następnie Boock, Rothenklempenow, Glashütte na przejście Dobieszczyn-Hintersee. Granica polsko-niemiecka również ostatnio często bywa patrolowana: Szosą do Blankensee: Można byłoby pomyśleć, że to maj i kwitnący rzepak, ale to gorczyca na polach pod Boock: I jeszcze jakaś ciekawska rogacizna spotkana pod Glashütte. Wyglądają trochę jak wygolone owce:
    1 punkt
  43. Wczoraj poleciał gdzieś nie wiadomo gdzie mój neutralny post nt Stubai i możliwych zjazdów vs Szrenica w PL. Rozumiem że to z rozpędu?
    0 punktów
  44. Nie ma sprawiedliwości...
    0 punktów
  45. Homo Homini Lupus ... Jak już napisałem będą Was czyli tych co niekoniecznie mają ochotę być kłuci na bieżąco co rok albo i częściej do tego zmuszać wszelkimi środkami choć chciałbym się mylić w tej kwestii ... Testy to jedno, a preparowanie przepisów pod tych ukłutych (tylko przypomnę, że zarażają tak samo i tak samo chorują) już chyba tak do końca zgodne z Konstytucją nie jest ... Oczywiście to wszytko dla Waszego dobra ... Bo przecież oczekiwanie na wynik testu to samo zdrowie ... Pozostaje też skuteczność testów ... Ale na pewno są wspaniale doskonałe tylko chorujecie bezobjawowo. Dlaczego zatem mam płacić podatki skoro nic z tego nie mam ? Nawet podstawowej opieki medycznej ? Co to ma wspólnego z demokracją ? Takich pytań są setki, tysiące ... Po raz kolejny chciałbym podkreślić, że nikogo do niczego nie namawiam. Staje za to po obydwu stronach barykady i zadaję pytania, a nie przytakuję bo mi się to opłaci czy obracam się jak chorągiewka.
    0 punktów
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...